Jak to zwyczajowo u nas bywa, z racji zdecydowanie mniejszego rozmachu organizowanej w hotelu Marriott wystawy Hifideluxe, również i tym razem na pierwszy ogień idzie właśnie ta nieco alternatywna impreza. Czy to świętokradztwo? Z punktu widzenia cen wystawianych zestawów audio prawdopodobnie tak, jednak patrząc na temat od strony zdecydowanie bardziej kameralnych odsłuchów (jest znacząco mniej zwiedzających), oraz umiejętnie skonfigurowanych i bardzo dobrze brzmiących systemów audio nie jest to już takie oczywiste. Dlatego też bez roztrząsania kto ma rację, proszę o choćby minimalne zaufanie i zdecydowanym krokiem przejdę do konkretów. Na koniec, poruszę jeszcze jedną wprowadzającą Was w temat kwestię, czyli w pełni zamierzone unikanie szczegółowych zestawień prezentowanych komponentów, gdyż bardzo często będące głównym tematem prezentacji produkty swoje występy zawdzięczają posiadanej przez wystawce elektronice towarzyszącej, a przecież moja relacja jest jedynie przelaniem zdobytych podczas odwiedzin w pokojach bardziej lub mniej przyjemnych doświadczeń sonicznych. A ceny? Cóż, wszyscy wiemy, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia, dlatego również na tę kwestię z czystym sumieniem spuszczę zasłonę milczenia.
STARK AUDIO – Swój miting po przywołanym hotelu rozpoczęliśmy od pokoju, w którym wystawiała się bardzo bliska nam z racji południowego sąsiedztwa słowacka marka Stark Audio. To po najczęściej bardzo głośnych i nierzadko niezbyt udanych prezentacjach w MOC-u była przesiadka do innego świata. Bardzo zbliżony do kubatur naszych pokoików odsłuchowych niezbyt duży lokal z umiejętnie dozowanym poziomem decybeli i w tej scenerii bardzo powabnie prezentujące się nie tylko od strony designe’u, ale również w kwestii samego dźwięku tryskające dorównującym małżonce producenta erotyzmem kolumny Jane. Co ciekawe, te na tle większości wystawianych na opisywanej imprezie maluchy w dbałości o odpowiednie dopasowanie się do każdego pomieszczenia oferują nabywcy znajdujący się z tyłu potencjometr. Jeśli chodzi o samo brzmienie, było barwnie, świeżo, z dużym pakietem informacji, ale bez najmniejszej natarczywości. Wszystkie aspekty dobrej prezentacji fajnie wyważone, za co z mojej strony należą się wystawcy zasłużone brawa.
FM ACOUSTICS – Jedno jest pewne, na sygnał analogowy w roli źródła dźwięku u tego producenta zawsze można liczyć. Ale to nie jedyna od kilku już lat zasłużona pochwała, gdyż za każdym razem, gdy mierzę się z przekazem muzycznym tej elektroniki, bardzo łatwym do wychwycenia aspektem jest niewymuszone w pełnej skali dynamiki granie. Bez podbarwień, z odpowiednim napowietrzeniem wirtualnej sceny i jak można się spodziewać po kompilacji z flagowymi kolumnami bardzo dobrą podstawą basową. Nic tylko brać, tylko ta cena.
KII AUDIO – Nie, to nie jest folder reklamowy magazynu wykończania wnętrz, tylko pełnoprawny zestaw audio. Nadeszły czasy, w których zasilane prądem kolumny same karmią się wszechobecnym w eterze i sieci lan sygnałem audio. I czy to się komuś podoba, czy nie, temat jest w natarciu. Jednak wyprzedzając ewentualne pytanie powiem szczerze, do momentu mojego przejścia na tę stronę barykady w Wiśle zdąży jeszcze upłynąć sporo wody. Ale żeby było jasne, nie neguję takich rozwiązań, a po corocznym zderzaniu się z takim postawieniem sprawy systemu audio w wydaniu tytułowego Kii Audio widzę ewidentny progres jakości dźwięku.
JMF AUDIO – Tę markę zawsze odwiedzam z niekłamaną ciekawością. Dlaczego? Otóż mamy do czynienia z mojego punktu widzenia monstrualnymi hornami, a tymczasem te przypominające usta tuby ani razu nie spowodowały najmniejszego grymasu na mojej twarzy. Mało tego, ten zestaw zawsze gra bardzo dobrze ze wszystkimi aspektami typu wysycenie, brak krzyku w wysokich tonach, a gdy wymaga tego materiał z mocnym zejściem dolnych rejestrów. Ale sama, ogólnie pojęta dobra prezentacja, nie była jedynym pozytywnym zaskoczeniem tych odwiedzin, gdyż wystawcy podczas bezpośredniego porównania sygnału płyty SACD z tym samym materiałem wydanym na Blu-ray Pure Audio pokazali, jak wiele jeszcze jesteśmy w stanie wycisnąć ze srebrnego krążka, który piewcy plików już dawno w swoich okowach spisali go na banicję, a próbując przewidzieć światowe trendy liczą na całkowite wymarcie.
DIESIS AUDIO, EDAL, VYGER – Co prawda przywołane w tytule tego tekstu nic nikomu prawdopodobnie nie mówią, ale jak widać na fotografiach, mamy do czynienia z elektroniką Kondo, jakimś gramofonem, niestety podczas mojego pobytu będącym głównym źródłem dźwięku ubranym w wielki telewizor plikowcem, które na końcu tak skonfigurowanego toru karmią wygenerowanym przez siebie sygnałem uzbrojone w sporej wielkości tubę odgrody. Efekt? O dziwo smakujący sporą dawką papieru, wspomagany nutą drewnianej tuby przyjemny dźwięk. Naturalnie mając na uwadze stojący obok odtwarzacza plików magnetofon szpulowy dałoby się coś z tego jeszcze wycisnąć, ale i tak spędzony czas zaliczam do bardzo udanego.
JADIS, AUDIOPLAN – Jak sugerują załączone fotografie, pierwsze skrzypce w tym pokazie grała elektronika francuskiego Jadis i kolumny Audioplan. Ale gdy przyjrzycie się dokładniej, z pewnością dojrzycie, jak solidnie dystrybutor przygotował się do prezentacji od strony zasilania i okablowania. Gdybym miał opisać generowany przez tak przygotowany system dźwięk, powiedziałbym, że owszem, było ciekawie, ale bez wyczynowości. Jednak dla uspokojenia ewentualnych nerw wyznawców tytułowych producentów dodam, że na tle tysięcy prezentacji głównej wystawy, było na czym zawiesić ucho.
ACAPELLA, LAMUSIKA – Cóż, po raz kolejny tuby, tylko tym razem producenci w celach designerskich i pewnie po rozmowie z wystawcami okazałoby się, że również sonicznych dotychczas centralnie umieszczone lejki wielkich misek delikatnie przesunięto do dołu. Nie wiem, jak to wpływa na dźwięk, ale popatrzeć na coś innego niż wszystko inne zawsze jest przyjemnie. Jakieś spostrzeżenia o przekazie? W momencie mojej wizyty serwowany był leniwy repertuar z saksofonem i kontrabasem w rolach głównych i muszę powiedzieć, że mimo sporych oczekiwań podczas prezentacji tych instrumentów dostałem bliską wypracowanych przez lata oczekiwań opowieść muzyczną. No no, jeszcze trochę i zamienię moje szafy na tuby. To byłaby prawdziwa nieoczekiwana zmiana miejsc.
OMEGA AUDIO – Gdy zazwyczaj nie przepadam za mówiąc kolokwialnie typowymi parawanami, to widniejące na zdjęciach w połączeniu z zawieszonym na czerwonych sznurkach wokiem i towarzyszącą mu elektroniką tejże marki co roku sprawiają mi wiele przyjemności. Nie, żebym natychmiast zmieniał dla nich wiarę, ale ogólna prezentacja wspierana fantastycznym designem całości naprawdę potrafiła przykuć mnie do fotela na kilka ładnych minut. Swoboda, rozmach i co ważne wszystko w dobrej estetyce barwy dźwięku były nie tylko podczas poprzednich wizyt, ale również tej ostatniej na najwyższym poziomie.
KROMA AUDIO, DANISH AUDIO DESIGN – Pierwszym zaskoczeniem tej prezentacji była zapraszająca mnie do środka serwowana z winylu muzyka dawna. Choć jest to mój ulubiony nurt, z racji sporej trudności kupienia podobnych krążków mam jej na asfalcie niewiele, co jeszcze bardziej podkreśliło wyjątkowość tego zderzenia. Ale to nie koniec ciekawych obserwacji z tego pokoju, gdyż oprócz gramofonu Tech Das Air Force III jako drugie źródło dźwięku posłużył znany mi z codziennego użytki cd japońskiego CEC-a TL0 3.0. Co prawda nie było szans na starcie jeden do jednego na tym samym materiale, ale według mnie obydwa prezentowały świetną przestrzeń, wysycenie dźwięku i odpowiednią przypisanych dla tych konstrukcji plastykę przekazu. Natomiast jedynym najmniej przekonującym mnie tematem była wyczuwalna walka niezbyt dużych w stosunku do moich przetworników basowych z niskimi rejestrami. Nie było buły, czy mogących zepsuć przyjemność słuchania ograniczeń, ale z autopsji wiem, że w tym aspekcie można znacznie więcej. Jednak mimo to, pokaz ten uważam za bardzo udany.
TOTAL DAC, HOLTON PRECISION AUDIO, SOULSONIC, TELLURIUM Q – Spoglądając na ledwo mieszczące się w wielkim pomieszczeniu konferencyjnym kolumny już wiem, jak mający kompleksy na punkcie wzrostu audiofile leczą te przypadłości. Śmieszne? Zapewniam, że nie bardzo. Ale jedno na usprawiedliwienie takich monstrualnych kolumn mogę powiedzieć – grało zjawiskowo, czyli pełnym koncertowego rozmachu brzmieniem. I gdy tak muszę przyznać się, że po trosze pławiłem się w tym przekazie i spoglądałem na przytłaczającą mnie kubaturę pomieszczenia, doszedłem do wyjaśniającego powstanie źródeł plikowych wniosku. Jakiego? Przecież to oczywiste. Spojrzyjcie na oddaloną od miejsca odsłuchowego elektronikę, a i tak za nią jest jeszcze z pięć metrów wolnego miejsca. Widzicie? Jeśli tak, to teraz umieśćcie oczami wyobraźni zestaw audio pod sama ścianą i zastanówcie się, ile kilometrów trzeba by zrobić, aby posłuchać sobie trzech płyt winylowych. Ogarnęło Was przerażenie, bo mnie owszem. Dlatego też lojalnie oświadczam, nigdy więcej nie powiem słowa „nigdy”, gdyż chadzający swoimi drogami los może kiedyś takim salonem mnie obdarzyć, a wtedy bez plików ani rusz. Oczywiście żartuję, ale tylko dla rozluźnienia udzielającego się nie tylko dystrybutorom, ale również gościom napięcia wystawowego.
VIVA AUDIO – Kolejna sala gigant i kolejna próba wykorzystania jej potencjału. Niestety, może i dźwięk wypełniał całą przestrzeń sali konferencyjnej, ale zazwyczaj niewielki sweet spot w tym przypadku osiągał rozmiar sceny Teatru Wielkiego w Warszawie. Z jednej strony przeżycie soniczne było fajne, ale z drugiej miało się ono nijak do codziennego życia szukającego idealnego dźwięku audiofila, gdyż takiej baterii zespołów głośnikowych, w których skład wchodziły cztery moduły basowe i dwie wielkie kolumny tubowe poczciwy miłośnik muzyki nie zmieściłby nawet stojących gęsiego od drzwi wejściowych przez korytarz na balkon skończywszy. Ale szacun za prezentację wykonywanej przez piosenkarkę bałkańskiej wokalizy. Nie zanotowałem ani krzty szkodliwego powiększenia artystki, co przy takim rozstawieniu od ściany do ściany jest pewnego rodzaju wyczynem, który potrafią ziścić tylko najlepsi.
PPFFF, EERA, GRANDINOTE, ABSOLUTE CREATIONS – Po raz kolejny tak zwane parawany. Tego starcia z materią pokoju nie mogę zaliczyć do udanych. W porównaniu z dotychczas opisywanymi pokazami wystawa przeniosła się do maleńkich pokoików i zaczęły się przyziemne problemy typu: żyjący swoim życiem bas i spowodowana zbyt bliskim siedzeniem od kolumn ekspozycja sybilantów. Ale jak to zwykle bywa każda prezentacja potrafi pozytywnie zaskoczyć, co w tym przypadku uczyniła wielka orkiestra. Jej rozmiar i czytelność przy unikaniu grających dużym pudłem instrumentów pokazała, jak oddać ducha wielkiej koncertowej sali w małej klitce.
CUBE AUDIO, TEKTRON – Nie wiem, czy to pełną gębą High End, ale zestaw grał wielkim dźwiękiem z mocnym, unikającym buczenia basem, a całość zjawiskowej prezentacji dopinały mające wiele do powiedzenia w sferze budowania świetnej głębi wirtualnej sceny koncentryczne głośniki w kolumnach. Da się? Da. Koniec kropka.
BAYZ AUDIO – Jak Wam się ten nieco wyzywający design? Jest akceptowalny? Tak, a dla Waszych żon? Ok., to w tym momencie nieistotne, ale jednio mogę o tej prezentacji powiedzieć. Gdy wszedłem do pokoju, nie spodziewałem się niczego specjalnego. Ot szukająca swojej niszy marka stawiająca na kontrowersyjny wygląd, a tymczasem wyglądający na swoistą zemstę hydraulika system dał mi solidny pakiet informacji o stroiku saksofonu z jego ciekawą manierą grania drewnem. A przecież to grające ku sobie dwa przetworniki w przypominającej stadion piłkarski kształtce z włókna węglowego. Niemożliwe? Ja do momentu głębszego przyjrzenia się prezentacji tez tak myślałem.
FYNE AUDIO – Niby wpuszczona w pionowo ustawioną kształtkę o przekroju lutni pozioma rura, ale zastosowany koncentryczny głośnik umie radzić sobie nawet w tak wydawałoby się niezbyt ciekawych warunkach. A jeśli nadal coś w zastanym pomieszczeniu nie iskrzy, do ostatecznej kalibracji dostajecie stosowne pokrętła. Efekt? Widzicie, jak stał opisywany system, a muzyka nie nosiła znamion ograniczenia, tylko umiejętnie czarowała słuchacza.
I tym optymistycznym akcentem zakończę przybliżanie Wam moich spostrzeżeń z zorganizowanej w Hotelu Marriott wystawy Hifideluxe. Jeśli spojrzycie na zamieszczone gdzieś w necie informacje, okaże się, że w mojej relacji kilku wystawców nie miało okazji wystąpić. Przyczyny są prozaiczne. Albo spaliliśmy dwa podejścia (raz system był dopiero ustawiany, a innym razem z powodu wywiadu nie zostaliśmy wpuszczeni), tudzież nawiedzający falami tłum tak szczelnie wypełniał pokój, że nie było szans na dobre zdjęcia, lub najnormalniej w świecie czasem rezygnowaliśmy z wejścia do pokoju za sprawą panującego w nim zaduchu. Jednak patrząc na całość tekstu z perspektywy najciekawszych pokazów chyba udało mi się w miarę dobrze oddać ducha tej zdecydowanie mniejszej imprezy. Jak wynika z tekstu, kto się przyłożył, nawet w klitce dla przysłowiowego chomika potrafił zestroić coś ciekawego. Może nie mającego szans na równą walkę z topowym systemem MBL-a, ale z pewnością z bardzo przyjemnym, a co ważne bardziej przystępnym w realizacji dla zwykłego zjadacza chleba końcowym efektem sonicznym. Czy pojawimy się tam w przyszłym roku. A jakże. Przecież po to lecimy przez pół Europy, żeby dając odetchnąć Wam od setek testów pojedynczych urządzeń, przybliżyć zaproponowane przez wystawców czasem karkołomne, a jak się uda, sprawiające wiele radości zestawienia. Powiem tak, jeszcze jestem zmęczony, a już zaczynam odliczać dni do następnego wylotu. Mam nadzieję, że Wy również.
Jacek Pazio
Uczciwie przyznam, że czekając na busa mającego dowieźć mnie na hifideluxe i rozmawiając z innymi mającymi podobny cel audio-zapaleńcami doszliśmy do dość niepokojących wniosków, iż wybieramy się tam nie mając absolutnie żadnych oczekiwań. Po prostu częścią z nas kierowała zwykła ludzka ciekawość, a pozostali uznali, że tradycji musi stać się za dość, więc decyzję o chwilowym opuszczeniu MOCa podjęli głównie z przyzwyczajenia. Ot taka dłuższa przerwa od wystawowego harmidru i okazja na spotkanie z markami, którym bądź to nie udało się załapać na High End, bądź mając swoją ściśle określoną klientelę cenią sobie spokój i kameralne położenie hotelu Marriott.
W ramach swoistego wprowadzenia w temat i zarazem przypomnienia odwiedzającym złote czasy Hi-Fi pierwsza ekspozycja witała przybyłych już od progu, czyli u zwieńczenia schodów prowadzących do największych konferencyjno-balowych sal.
I tutaj kolejne, nomen omen bardzo miłe zaskoczenie, gdyż pierwszy pokój jaki odwiedziliśmy zajmowali nasi południowi sąsiedzi ze Słowacji prezentując nie tylko obecne u nas na testach stoliki Neo, lecz przede wszystkim zjawiskowo i wręcz lubieżnie seksowne kolumny Stark Audio Jane inspirowane przeuroczą i oczywiście obecną na wystawie małżonką producenta. Abstrahując od wiece atrakcyjnych walorów wizualnych (oczywiście kolumn, a nie muzy artysty) kolumny w tzw. okamgnieniu zauroczyły nas witalnością, rozdzielczością, dynamiką i muzykalnością, co biorąc pod uwagę ich niewielkie gabaryty i jeszcze akceptowalną (20 000€) cenę należy uznać za wielce godne pochwały. Oczywiście zdaję sobie doskonale sprawę, że dla większości populacji homo sapiens próg 50 kPLN (o 80 kPLN nawet nie wspominając) wydaje się nieprzekraczalny, ale słowackie piękności miały w sobie coś, co nie pozwalało oderwać od nich ani oczu ani uszu. W dodatku bardzo miłe pogawędki z reprezentantami widocznych na zdjęciach marek sprawiały, że powoli zaczęliśmy tracić z Jackiem ochotę na dalsze przemierzanie hotelowych korytarzy. No bo niby po co, skoro w Starku gra świetnie, kwa smakuje wybornie a ze Słowakami rozmawia się jak ze swoimi jedynie od czasu do czasu przechodząc na angielski.
Całe szczęście poczucie obowiązku wzięło górę nad czystko hedonistycznym podejściem do życia i po niemalże godzinie radosnej paplaniny przeplatanej repertuarową żonglerką ruszyliśmy nasze ospałe cielska do sąsiedniej gali, gdzie co prawda niespodzianki nijakiej nie było, ale sam poziom prezentacji i jakość prezentowanego dźwięku od lat utrzymuje się na tym samym, bardzo wysokim poziomie. Mowa oczywiście o systemie FM Acoustics i niezmordowanym Panu Manuel Huberze, który z zadziwiającym, nieposkromionym entuzjazmem opowiadał o każdym, lądującym na talerzu jednego z dwóch używanych podczas naszej bytności gramofonów krążku. Co prawda pierwsze nagranie na jakie się załapaliśmy było niemalże bootlegową koncertówką Joe Cockera i trudno było rozpływać się w tym przypadku nad jej walorami natury audiofilskiej, lecz już każda kolejna, nieco pieczołowiciej zarejestrowana produkcja jedynie potwierdzała potencjał złocistego, szwajcarskiego seta.
Z królestwa winylu i ociekającego złotem dostojeństwa za jak dotknięciem czarodziejskiej różdżki przenosimy się do mainstreamu XXI w, czyli konstrukcji aktywnych, na wskroś nowoczesnych i do pełni szczęścia potrzebujących jedynie źródła. Wyposażony w udogodnienia typu DSP i zgrabny kontroler system Kii THREE BXT oferował piekielnie szybki, dynamiczny a zarazem nieprzerysowany spektakl w niemalże całkowicie pozbawionej jakichkolwiek adaptacji akustycznych sali.
Kolejna prezentacja i kolejny współczesny akcent, czyli bratobójczy pojedynek dwóch ultra gęstych formatów – SACD i Blu-ray Pure Audio, z którego ten pierwszy nie tylko już po pierwszej rundzie padł na deski, co musiał być z nich ścierany przy pomocy wiadra i dobrze namoczonego mopa. System JMF Audio na oko wyglądał dokładnie tak samo jak w zeszłym roku, więc nie będę się powtarzał i jedynie dodam, iż pomimo dość przytłaczających gabarytów kolumn całość brzmiała w sposób nad wyraz naturalny i nieprzesadzony. A jeśli chodzi o różnice pomiędzy oboma formatami, to SACD nie było w stanie dorównać BR pod żadnym względem i to począwszy od rozdzielczości i trójwymiarowości generowanej sceny, poprzez ogniskowanie źródeł pozornych na słodyczy i nasyceniu skończywszy. Co ciekawe prezentacja prowadzona była na dyskach nagranych z tego samego mastera, więc o tzw. „drukowaniu meczu” nie było mowy.
Desis Audio, czyli kolejne, dość niekonwencjonalne konstrukcje open baffle spięte z legendarną amplifikacją Kondo i … nie wiem co było powodem, ale w porównaniu z tym, czego słuchałem dosłownie przed chwilą, całość wypadła płasko i bez wyrazu a przebywanie w tym pomieszczeniu dłużej niż kwadrans nie wydawało się konieczne.
Za to w Jadisie, w przeciwieństwie do zeszłorocznego potknięcia wszystko było na swoim miejscu i w dodatku dawało wyjaśnienie mojego niedosytu A.D. 2017. Wiecie Państwo o co chodzi? Oczywiście o odpowiednia dbałość o amplifikację, gdyż podwojenie zespołu wzmacniającego z dwóch do czterech końcówek sprawiło, że dwuipółdrożne kolumny Audioplan Konzert III potrzebują nieco więcej watów aniżeli się początkowo wydawało.
I kolejny dowód na to, żeby nigdy nie mówić nigdy. Otóż odkąd pamiętam Acapelle były rokrocznie wciskane do pomieszczenia mogącego służyć co najwyżej za studencką kawalerkę w centrum miasta o tyle tym razem dystrybutor postarał się o odpowiedni metraż i wreszcie można było posłuchać tych uroczych tub (Campanille 2) w adekwatnych ich klasie warunkach.
Włoska Omega, czyli pokój do którego zagląda się z podobnymi emocjami, co do naszej rodzimej Zety Zero. Niepodrabialny design, atmosfera przypominająca bardziej jakieś tajemne pogańskie obrządki i trudny do przewidzenia efekt brzmieniowy. Całe szczęście tym razem system w składzie – THE STREAM CD, DNA MONO monobloki, okablowanie z serii THE ELEMENT i kolumny BOTTICELLI nie rozczarowywały i jedynie kręcący w nozdrzach aromat łupanego tuż za plecami słuchaczy sera sprawiał, iż nie posiedzieliśmy dłużej.
A teraz wyjątek potwierdzający wystawową regułę mówiącą, że to właśnie winyl zasługuje na miano pełnokrwistego referencyjnego źródła. Traf bowiem chciał, iż to właśnie w pokoju sygnowanym przez Kroma Audio niewątpliwie zasługujący na uznanie TechDAS Air Force Three uzbrojony w ramię S.A.T-a i wkładkę Top Wing Suzaku (Red Sparrow) jak niepyszny musiał uznać wyższość dzielonej „Zerówki” C.E.C.-a.
O ile podczas minionego Audio Video Show budzące respekt kolumny Soulsonic Hologramm-X wydawały się najdelikatniej rzecz mówiąc na styk do stadionowej loży o tyle w przestronnych wnętrzach Marriotta bez najmniejszego problemu miały gdzie złapać oddech, tym bardziej, że ustawiono je w połowie długości udostępnionego przez organizatorów lokum, więc wgląd w kreowaną przez nie scenę mógł zbić z tropu niejednego starego wyjadacza.
Kolejny zawodnik wagi ciężkiej, czyli włoska Viva Audio bezczelnie puszczała oko ku posiadaczom przeogromnych loftów i domów przypominających hangar zdolny zmieścić DC-10.O ile jednak design nieco przytłaczał, to już brzmienie nie wydawało się aż tak kontrowersyjne, choć prowadzona z plików, zamiast bezczynie stojących nieopodal gramofonów wywoływał nasze nieukrywane zdziwienie.
Rezygnacja z przestronnych balowo-konferencyjnych sal na rzecz zupełnie cywilnych i przywodzących na myśl doskonale nam znane „klitki” z Sobieskiego („życzliwym” pragnę wyjaśnić iż chodzi o hotel przy Pl. Zawiszy a nie izolatki warszawskiego Instytutu Psychiatrii i Neurologii) wymusiła zauważalną zmianę rozmiarówki prezentowanych systemów. Jako dowód niech posłuży zestaw złożony z elektroniki Eery, Grandinote i kolumn Ppfff Pandora. Uczciwie trzeba przyznać, że Francuzom fantazji nie brakuje i nazwanie własnego przedsiębiorstwa onomatopeją uwalniania bąbelków podczas spożywania wybornego Champagne przez otwór paszczowy wymaga niezłego poczucia humoru a jeśli dodamy do tego zakładam, że dość mało akceptowalną w okolicach Torunia i dość nijakiej willi na Żoliborzu, kampanię reklamową z modelkami przebranymi za zakonnice, to w Polsce na oficjalnego dystrybutora przyjdzie nam pewnie jeszcze chwilę (oby tylko do kolejnych wyborów) poczekać. Jeśli zaś chodzi o dźwięk, to 2/3 reprodukowanego pasma było jak najbardziej OK., lecz każdorazowe pojawienie się najniższych składowych powodowało zauważalne problemy ze wzbudzaniem się pokoju i oczywiście ich kontrolą.
Dość niespodziewana niespodzianka, czyli spotkanie z cyklu „nasi tu byli” – poznański Cube Audio w kooperacji z włoskimi lampowcami Tektron. To danie dla wiedzących, czego się chce miłośników oldschoolowego brzmienia i adekwatnego mu designu.
No i chyba najbardziej kuriozalne, jeśli chodzi o typowo „hydrauliczny” wygląd zespoły głośnikowe – Bayz Audio Curante. O dziwo ich brzmienie było całkowicie konwencjonalne, lecz wspomniany design wykluczał ich zakup przez 99,99% populacji homo sapiens.
Honor grupy zwolenników alternatywnego poprawiania doskonałości ratował Rohm Semiconductors z dumą prezentując na forum publicum wpiętą w „mały” zestaw MBL-a kompletnie gołą płytkę własnego autorstwa.
Na deser zostawiłem dość ciekawe połączenie brytyjskiego mainstreamu, czyli topową elektronikę Regi z również okupujących szczyt oferty kolumn F1-10, mającej podobno … 200 lat doświadczenia manufaktury Fyne Audio. Zapominając choć na chwile o dość wybujałym ego ludzi za ww. produktem stojących same kolumny prezentowały dojrzałe i muzykalne brzmienie niepozbawione tak dynamiki, jak i rozdzielczości. Ot idealne miejsce na to by usiąść i wreszcie ochłonąć słuchając dobiegającej naszych uszu muzyki dla najzwyklejszej przyjemności.
W zeszłym roku kolejną edycję Hifideluxe widziałem dość niewyraźnie. Całe szczęście najwidoczniej koniunktura się zmieniła i branża zaczyna łapać drugi oddech. W związku z powyższym nie pozostaje mi nic innego jak zaprosić Państwa na kolejną porcję zdjęć i krótkich opisów nad którymi w pocie czoła pracuje Jacek, a sam zabieram się za danie główne, czyli podróżniczą epopeję z MOC-a.
Marcin Olszewski
cdn. …
Najnowsze komentarze