Tag Archives: HS-Link


  1. Soundrebels.com
  2. >

fidata HFU2 & HFLC

Powiem szczerze, że z niniejszym tekstem z premedytacją czekałem, aż na naszych łamach pojawi się recenzja ultra high-endowych Gauderów Berlina RC9. Czemu? Cóż, po pierwsze, żeby możliwie realistycznie zobrazować Państwu poziom rozdzielczości na jakim będziemy się poruszać, a po drugie jasno określić punkt odniesienia. Po co to wszystko? Po, to by wreszcie, raz na zawsze, wyraźnie powiedzieć, że każdy, ale dosłownie bez wyjątku każdy element toru audio, czyli przewód, wzmacniacz, źródło, czy kolumna, nic od siebie nie dodaje i nie poprawia, lecz jedynie degraduje i zachowuje dla siebie otrzymywane informacje, czyli tak naprawdę zubaża wolumen informacji przekazywanych dalej. A cała zabawa w Hi-Fi i High-End to nic innego, jak dążenie do możliwie jak najdalej posuniętej minimalizacji powyższych przypadłości, czyli przekładając to na możliwie lapidarny i zrozumiały dla ogółu przekaz audiofile starają się osiągnąć nie tyle jak najlepszy dźwięk w swoich systemach, co możliwie jak najmniej … zdegradowany. Szaleństwo i herezja? Niekoniecznie. Jeśli bowiem za wzorzec uznamy niezamplifikowany głos ludzki, bądź takież samo „nieskalane” brzmienie „live” instrumentów, to biorąc pod uwagę stopień skomplikowania procesu nagrywania, post-produkcji, a następnie reprodukcji w naszych samotniach, to bardzo często, posługując się kulinarną analogią, z pięknej sztuki wołowiny Kobe końcowy odbiorca otrzymuje co najwyżej mielonkę, lub pasztetową niewiadomej proweniencji. I w tym momencie pojawia się odwieczne pytanie na co mają Państwo ochotę – na steka z codziennie masowanych i podobno „najszczęśliwszych” krów Wagyu, czy nazwijmy to delikatnie wyroby mięsopodobne? Jeśli wybraliście opcję numer jeden, to już za chwilę postaram się Was czymś nad wyraz wyrafinowanym uraczyć, a jeśli nr.2 to … życzę miłego dnia i szczerze przyznam, że nie powinniście marnować czasu na lekturę moich dalszych wynurzeń.
Wracając jeszcze na chwilę do Berlin, tak naprawdę chodzi o wykorzystane w nich diamentowe przetworniki średnio i wysokotonowe, które charakteryzuje na tyle zjawiskowa rozdzielczość i holografia, że dopiero po ich usłyszeniu zaczynamy zdawać sobie sprawę ile detali, niuansów i wybrzmień nam na co dzień umyka. Słychać bowiem więcej i lepiej i to z intensywnością mogącą zaskoczyć nawet wytrawnego melomana. Od razu jednak zaznaczę, iż nie słychać więcej aniżeli zostało zapisane na dowolnym nośniku, gdyż jest to fizycznie niemożliwe. Sęk jednak w tym, że rozmawiamy o pułapie 100 k€. Całe szczęście audio to nie sporty ekstremalne i jeśli tylko nie czujemy się na siłach startować w szkockim Celtman!-ie (jeden z najtrudniejszych triathlonów) spokojnie możemy stosować w drodze na upragniony szczyt metodę małych kroków. A skoro już jesteśmy przy małych krokach, to krajem, który pod tym względem wydaje się niedościgniony jest oczywiście Japonia, skąd pochodzą nasi dzisiejsi bohaterowie, czyli przewody … USB HFU2 oraz Ethernet HFLC sygnowane przez fidatę – markę I-O Data.

Od razu na wstępie zaznaczę, że fidata to nie grupka zaszytych z dala od cywilizacji wyznawców voodoo i szamanów pozyskujących miedź, srebro i inne szlachetne kruszce jedynie przy pełni księżyca, bądź kompletnym zaćmieniu słońca. Tutaj nie ma miejsca na próbę ponownego wynalezienia koła, bądź ogłoszeniu wszem i wobec, że np. wykorzystywane przez nich drewno … się nie elektryzuje (jak to raczył był swojego czasu popełnić jeden z rodzimych wytwórców). W tym bowiem przypadku mamy do czynienia z grupą niezwykle twardo stąpających po ziemi inżynierów zajmujących się projektowaniem i produkcją peryferii, w tym dysków komputerowych, gdzie nic nikomu zdawać się nie może, tylko musi być po prostu zarówno obliczeniowo, jak i empirycznie udowodnione. Dlatego też do każdego przewodu dołączana jest nie tylko przepiękna karta gwarancyjna, lecz również raport z końcowego testu pomiarowego z dokładną datą i godziną pomiaru. Jednym słowem nie tyle szwajcarska, co japońska precyzja w najlepszym wydaniu.
To wszystko jednak drobiazgi stojące za samym produktem a ten prezentuje się nad wyraz skromnie i zarazem niezwykle elegancko. Białe, minimalistyczne pudełka przypominają nieco ekskluzywne bombonierki, lecz zamiast wyrafinowanych pralinek znajdziemy w ich wyściełanych granatowym jedwabiem (?) tytułowe przewody. W dodatku przewody na pierwszy rzut oka tak zwyczajne, że aż zaczynamy się zastanawiać, czy to nie jakieś przedprodukcyjne „demówki”, które dopiero miały trafić do odziania w jakiś fikuśny i łapiący za oko swym pstrokatym umaszczeniem peszelek. I tu właśnie widać jak na dłoni pragmatyczne i czysto inżynierskie podejście Japończyków – skoro bowiem bawełniane, bądź wykonane z jakiejś innej materii wdzianko nie wpływa na mierzalne parametry przewodów, to i sens jego stosowania jest żaden. Z drugiej jednak strony stosowana przez fidatę konfekcja to prawdziwa audiofilska, oczywiście złocona biżuteria, przy czym korpusy wtyków USB to masywne, aluminiowe walce zapobiegające nie tylko przenoszeniu wibracji, ale i dzięki biegnącej wzdłuż szczelinie … wszelakiej maści „szumów”, a w przypadku łączówki ethernetowej postawiono na złocone i zarazem ekranowane wtyki MFP8 RJ45 Telegärtner-a.
Jeśli zaś chodzi o nieco bardziej dogłębną wiwisekcję, to HFU2 zbudowany jest z czterech wiązek po siedem przewodów ze srebrzonej miedzi OFC, z czego dwie wiązki odpowiedzialne za przesył danych są odrębnie ekranowane i para bliźniaczych, dedykowanych zasilaniu również posiada własny ekran. Ma przy tym średnicę 24AWG. Z kolei HFLC oparto na czterech parach ekranowanych przewodów ze srebrzonej miedzi OFC, całość otula dodatkowy ekran i ma on średnicę 26AWG.

Mniejsza jednak co i gdzie w japońskich przewodach siedzi, gdyż zgodnie zarówno ze zdrowym rozsądkiem, jak i zdobytym przez lata doświadczeniem, nieco nieskromnie śmiem twierdzić, iż o niebo istotniejszym czynnikiem wpływającym na finalny efekt nie jest samo użycie surowca, układu, czy też nieraz kluczowego elementu, a jego odpowiednio umiejętna aplikacja. A jak z tym wyzwaniem poradziła sobie ekipa fidaty?
Zanim jednak do tej części przejdę pozwolę sobie jedynie wtrącić iż proces odsłuchowy przebierał identycznie jak w przypadku bliźniaczego duetu okablowania Audiomica Laboratory Anort & Pebble Consequence i podobnie jak Anort Audiomici, również i HFLC fidaty w końcowej fazie testów spiął referencyjny odtwarzacz CD/SACD Accuphase DP-950 / DC-950 a na końcu toru stanęły wspomagane SHORT BASSHORN-ami Avantgarde’y Trio.
Jednak oba japońskie przewody, i to niezależnie od miejsca aplikacji zaskakująco zgodnie robiły jedno – sprawiały, że wszystko nagle było słychać nie tylko lepiej, ale też i tego wszystkiego robiło się … więcej. W dodatku efekt ten był właśnie w pełni porównywalny do tego opisywanego przeze mnie przy okazji „diamentowych” Gauderów RC9. Czyli przyrost ilości informacji nie wynikał z ich cudownego rozmnożenia, lecz odetkania, udrożnienia istniejącego „wąskiego gardła”. Łączówki fidaty działały zatem dokładnie tak, jak nie tylko niemieckie kolumny, lecz również … japoński przewód zasilający Furutech DPS-4 pieszczotliwie nazywany przez nas „różową landrynką”. Chodzi bowiem o niezwykłą bliskość oferowanej przez nie rozdzielczości, do tego, co rzeczywiście znajduje się na nośniku – co zostało na nim zapisane. Bez zgadywania, interpolacji, sztucznego pompowania i prób tuszowania ewentualnych błędów.
Rozumieją Państwo co mam na myśli? Jeśli nie, to pozwolicie, że posłużę się fotograficzną analogią i odwołam się do często stosowanej, szczególnie w tzw. „produktówce” techniki HDR (High Dynamic Range), czyli zwiększania zakresu dynamiki, rozpiętości tonalnej konkretnego ujęcia, poprzez złożenie kilku ekspozycji tego samego kadru. Dzięki temu zbliżamy się do spektrum widzialności ludzkiego oka. O ile jednak w fotografii wymaga to czasu, o umiejętnościach nawet nie wspomnę, to oba przewody fidaty informacje z cieni i świateł wyciągają ad hoc. Wpinamy je w tor, włączamy nagranie, które wydawać by się mogło, że znamy na pamięć, więc nic a nic nie powinno nas w nim zaskoczyć … a jednak zaskakuje. Okazuje się bowiem, że do tej pory jedynie ślizgaliśmy się po powierzchni mętnej otchłani, bez najmniejszych szans na spojrzenie w jej głąb. To jest tak, jakbyśmy opinię o snoorkowaniu i nurkowaniu wyrobili sobie na podstawie doświadczeń w Bałtyku, bądź mazurskich jeziorach a potem zakosztowali nieporównywalnie bardziej komfortowych, pod względem przejrzystości, warunkach na rafach rozciągających się w okolicach Marsa Alam. Jeśli do tej pory nie mieliście Państwo okazji tego doświadczyć, to proszę mi wierzyć (bądź nie), ale różnica jest mniej więcej taka, jak między „naszą” kaszanką a serwowanym na grzance kawiorem.
Jednak poprawa, a raczej wypadałoby mówić o skoku jakościowym, dotyczy nie tylko ilości mikrodetali obecnych w reprodukowanych nagraniach i precyzji w ich obrazowaniu, lecz również pietyzmu oddania akustyki, przestrzeni zawartych w konkretnych realizacjach. Wystarczy bowiem wspomnieć, skądinąd ulubione przeze mnie, skandynawskie referencje, czyli minimalistyczne „TARTINI secondo natura” tria w składzie Sigurd Imsen, Tormod Dalen, Hans Knut Sveen, baśniowe „Kristin Lavransdatter” Arilda Andersena , oraz dla równowagi zdecydowanie bardziej „słoneczne” „Monteverdi – A Trace of Grace” Michela Godarda. Mamy bowiem do czynienia z niewielką kaplicą, sztucznie wykreowaną trójwymiarową, zmieniając się w zależności od utworu sceną i starym, kamiennym opactwem Cystersów. Wszystkie te realizacje diametralnie się od siebie różnią, lecz nie sposób jednoznacznie stwierdzić, która z nich jest najlepsza, a przewody fidaty nie oceniając oferują nam „jedynie” pełnię zawartych tam informacji. Wreszcie można do samego końca delektować się wybrzmieniami, powolnym, płynnym wygaszaniem wśród zakamarków sklepień ostatnich fraz nutowych, chemią wyczuwalną pomiędzy muzykami i całą tą magiczna aurą obecną, gdy wszystkie elementy muzycznej układanki perfekcyjnie do siebie pasują. Przy okazji proszę się nie obawiać, że tytułowa parka, bądź nawet pojedynczy przewód sprawią, że obnażone zostaną ewentualne nieudolnie maskowane mankamenty czy to wokalne, czy techniczne mniej wyrafinowanego repertuaru. Tak jak bowiem nadmieniłem ocenianie, a tym bardziej piętnowanie, nie leży w ich kompetencjach, więc bez większych lęków spokojnie mogą Państwo sięgnąć nawet po mainstreamowy „Sweetener” Ariany Grande i jedynie filozoficznie westchnąć czemuż to urocze dziewczę rozmienia niewątpliwy talent na drobne.

Jak zatem grają HFU2 i HFLC fidaty? Jeśli na powyższe pytanie odpowiem, że wcale to z jednej strony wprawię Państwa w konsternację a z drugiej minę się z prawdą. Prawda bowiem jest taka, że z pewnością one mają coś tam za uszami i charakteryzuje je jakaś firmowa sygnatura, lecz sęk w tym iż są to najmniej słyszalne przewody z jakimi przyszło mi mieć kontakt. Czy uznacie Państwo to za zaletę, czy wadę, to już pozostawiam w Waszej gestii. Jeśli jednak w dążeniu do upragnionego absolutu wybraliście drogę niwelowania elementów mogących źródłowy materiał degradować zamiast ich maskowania i zamalowywania, posłuchajcie we własnych systemach przewodów fidaty, bo śmiem twierdzić, że raczej już ich dystrybutorowi nie zwrócicie.

Marcin Olszewski

System wykorzystany podczas testu:
– CD/DAC: Ayon CD-35 (Preamp + Signature)
– Odtwarzacz plików: laptop Lenovo Z70-80 i7/16GB RAM/240GB SSD + JRiver Media Center 22 + TIDAL HiFi + JPLA; Lumin U1 Mini
– All’in’One: Naim Uniti Nova
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Gramofon: Kuzma Stabi S + Kuzma Stogi + Shelter 201
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Końcówka mocy: Bryston 4B³
– Kolumny: Gauder Akustik Arcona 80 + spike extenders
– IC RCA: Tellurium Q Silver Diamond
– IC XLR: LessLoss Anchorwave; Organic Audio; Amare Musica
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver; Audiomica Laboratory Pebble Consequence USB
– Kable głośnikowe: Signal Projects Hydra
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF
– Listwa: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS(R)
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+; Audiomica Laboratory Anort Consequence
– Stolik: Rogoz Audio 4SM3
– Akcesoria: Sevenrods Dust-caps; Furutech CF-080 Damping Ring; Albat Revolution Loudspeaker Chips

Dystrybucja: Moje Audio
Ceny:
HFU2: 1 499 PLN/1m, 1 649 PLN/2m, 1 799 PLN/3m
HFLC: 3 799 PLN/1,5m, 4 899 PLN/3m , 11 399 PLN/10m