Opinia 1
Tak jak nigdy nie ukrywaliśmy naszej sympatii i chęci wspierania lokalnych inicjatyw, tak również nawet przez myśl nam nie przyszło kamuflowanie przed kimkolwiek smutnych realiów, w których jedynie niewielki ułamek liczących na sukces przedsięwzięć ma szanse na przetrwanie dłużej niż chwilowa euforia wynikająca z zaistnienie w szerszej aniżeli li tylko najbliższych znajomych świadomości. Dlatego też trzymając kciuki za wszelakiej maści przejawy rodzimej twórczości, staramy się być realistami, przez co każdorazowy news o utrzymywaniu się na powierzchni i sukcesywnym poszerzaniu portfolio odbieramy jako może nie tyle miłą niespodziankę, co niejako dowód właściwie dokonywanych przez konkretnego wytwórcę wyborów, jasno sprecyzowanych, realnych planów a przede wszystkim produktów, które potrafią się obronić nie tylko ceną, co przede wszystkim jakością (w tym również brzmienia). I właśnie z przedstawicielem tegoż niezwykle elitarnego, biorąc pod uwagę iście morderczą konkurencję, grona przyszło nam po raz drugi na naszych łamach się spotkać, gdyż po niezwykle miło wspominanych i z tego co nam wiadomo cieszących się niesłabnącym zainteresowaniem, łączówkach XLR Water & XLR Air na redakcyjny tapet trafił wyższy, sygnowany przez wrocławską manufakturę Next Level Tech NxLT model – Flame.
Niby nie szata zdobi człowieka i nie ocenia się książki po okładce, to już wybór wina li tylko po etykiecie nader często okazuje się trafny a i w audio przy mniej, bądź bardziej planowanych zakupach pierwsze wrażenie ma kolosalne znaczenie. Dlatego też producenci dwoją się i troją, by już na półce wyróżnić się wśród konkurencji. I coś czuję w kościach, że z podobnego założenia wyszedł Robert Słowiński – konstruktor i właściciel Next Level Tech, gdyż oprócz eleganckiego, choć zupełnie obojętnego wzorniczo, czarnego kartonowego pudełka dostarcza Flame-y w eleganckim srebrnym kuferku, który po wyłuskaniu zawartości z powodzeniem może pełnić rolę domowego zasobnika z wszelakiej maści akcesoriami, wtykami, przejściówkami, czy czego tylko dusza zapragnie. Same zaś przewody wydają się być zgrabnym połączeniem kolorystyki ich opakowania, gdyż pokryto je tekstylnym, czarnym oplotem i zakonfekcjonowano iście biżuteryjnymi (warto zwrócić na rubinowe i szmaragdowe kryształki Swarowskiego) pokrywanymi srebrem (1.5μ) i Rodem (0.4μ) wtykami Oyaide FOCUS 1. Ponadto, podobnie jak miało to miejsce w przypadki młodszego rodzeństwa, mniej więcej w połowie każdego przewodu umieszczono czarne opaski z firmowym logotypem i rządkiem trójkątnych piktogramów wskazujących kierunkowość, co przy XLR-ach wydaje się zbędne, lecz biorąc pod uwagę unifikację szaty wzorniczej i przemyślane gospodarowanie zasobami materiałowymi i finansowymi rozsądniej jest stosować uniwersalne rozwiązania. Ponadto w tym wypadku warto pamiętać, iż takie same oznaczenia trafiają również do łączówek RCA, a tam o pomyłkę zdecydowanie łatwiej.
Choć jak to ostatnimi czasy staje się tradycją rodzimy producent nie był skory do zdradzania co, gdzie i jak zastosował, to jednak udało nam się uzyskać informacje, które na upartego można uznać za wystarczające. O wtykach już napisałem, więc w kolejce czekają same żyły, które są autorską kombinacją srebrnych i miedzianych solid core’ów w podwójnym ekranie, z których jeden jest całkowicie niezależny i niweluje zakłócenia RFI. Całe szczęście zarówno wewnętrzna topologia, jak i wspomniane ekranowanie nie wpływają znacząco na sztywność tytułowych łączówek, które śmiało możemy uznać za jedne z bardziej wiotkich na rynku.
Z miłych drobiazgów warto wspomnieć, iż do finalnych odbiorców przewody dostarczane są już po wstępnym wygrzaniu, choć producent zaleca przynajmniej 2-3 doby na ułożenie łączówek w docelowym systemie, co wydaje się całkiem rozsądnym podejściem do tematu. Nie dość bowiem, że i same druty będą miały czas na akomodację, to i ich nabywcom przyda się chwila na opanowanie ekscytacji i ostudzenie głowy.
O ile Water i Air jasno dawały do zrozumienia, że kluczowymi dla nich aspektami prezentacji są rozdzielczość i dynamika, to Flame, zachowując walory swojego niżej urodzonego rodzeństwa, okrasza wspomniane cechy trudną do pominięcia dawką wyrafinowania i szlachetności. Co prawda trudno uznać, iż wcześniejsze spotkanie z wyrobami Next Level Tech dedykowane było jedynie miłośnikom Grunge’u i Stoner-rocka, jednak doskonale zdaję sobie sprawę, że nie każdy audiofil i meloman ma ochotę na nie zawsze pięknie odzianą i umalowaną prawdę tak o własnym systemie, jak i reprodukowanym materiale. Proszę mnie tylko źle nie zrozumieć. Bynajmniej nie chodzi o to, że tytułowe interkonekty cokolwiek maskują, asekuracyjnie łagodzą i dosładzają, lecz bazując na zaletach poprzedniego pokolenia na drodze w pełni logicznej ewolucji nabierają większej szlachetności. Jest to o tyle istotne, że dzięki takiej polityce przesiadając się z niższych modeli na wyższe nie tylko mamy zachowaną spójność ideologiczną – w ramach jasno zdefiniowanej firmowej szkoły brzmienia, lecz również bardzo łatwy do uchwycenia progres jakościowy. Unikamy tym samym nie zawsze miłych niespodzianek wynikających z umownych skoków w bok, nie do końca łatwych do zrozumienia wolt i w efekcie niejako uczenia się swojego systemu na nowo.
Niezaprzeczalnie zyskują na takim punkcie widzenia bazujące na naturalnym instrumentarium tzw. cywilizowane gatunki muzyczne jak daleko nie szukając klasyka i jazz. Proszę tylko sięgnąć po fenomenalnie zagraną i nagraną „John Williams: The Berlin Concert” Berliner Philharmoniker pod batutą samego Johna Williamsa. Wielki aparat wykonawczy, potęga brzmienia i dynamika zdolna kruszyć mury to dość wymagający materiał, jednak z Flame’ami w torze mamy gwarancję nie tylko pełni możliwości dynamicznych naszego systemu, lecz również właściwą Berlińczykom finezję i opartą na fenomenalnym zgraniu koherencję, co wcale nie wyklucza pełnego dostępu do partii poszczególnych instrumentów. Uderzenia, wspomaganego waltorniami kotła śmiało możemy uznać za iście epickie a jednocześnie utrzymane w ryzach, dzięki czemu harfa, czy dęciaki nie muszą walczyć o uwagę słuchaczy. Scena budowana jest bardzo naturalnie – adekwatnie do liczebności składu i choć bardzo często przy tego typu wydawnictwach aż kusi, by nieco, na hollywoodzką modłę, ją rozdmuchać, to NxLT stawiają nawet nie tyle na umiar, co zgodny ze stanem faktycznym realizm tak pod względem szerokości i głębokości. Wrocławskie przewody nie wykazują również tendencji do przybliżania pierwszego planu, przez co przy symfonice z łatwością jesteśmy w stanie objąć zmysłami cały aparat wykonawczy a przy mniejszych składach w stylu „Tartini Secondo Natura” tria Tormod Dalen, Hans Knut Sveen, Sigurd Imsen nie musimy nerwowo zabierać talerzyków z tortem makowym, w obawie przed ich strąceniem ze stolika kawowego przez wychodzących przed linię kolumn solistów. I choć wydawać by się mogło, że takie trzymanie słuchacza na dystans może powodować pewien niedosyt i brak namacalności, poczucia uczestnictwa, oczywiście w roli widza, w muzycznym spektaklu wystarczy odsłuch „Jump” projektu Juliety Eugenio, Matta Dwonszyka i Jonathana Barbera, by wyzbyć się wszelkich obaw. Chodzi bowiem o to, iż ów dystans w NxLT-owym wydaniu nie oznacza bynajmniej odsuwania muzyków od słuchaczy a jedynie możliwie wierne odwzorowanie w pełni naturalnej odległości pomiędzy sceną a pierwszymi rzędami, w jakich publikę usadzono. Ponadto kiedy do „ogarnięcia” mamy zaledwie trzy instrumenty wierność ich naturalnych gabarytów i barw staje się kluczowa a Flame’y z owego zadania wywiązują się celująco. Saksofon ma właściwą sobie głębię i „pikantną słodycz”, dzięki czemu potrafi czarować wysyceniem środka a jednocześnie, gdy wymagają tego okoliczności, kąsać górą. Kontrabas zachowuje zdroworozsądkową równowagę pomiędzy udziałem strun i pudła a i zestawowi perkusyjnemu wraz z przeszkadzajkami niczego nie brakowało, gdyż zarówno werbel miał właściwą sobie szybkość, kontur i masę a i blachy lśniły złotym blaskiem.
Tak jak większość z nas z wiekiem mądrzeje i nabiera zdroworozsądkowego dystansu do otaczającego nas świata, tak Flame – nowszy i zarazem wyższy model wrocławskiej manufaktury Next Level Tech kusi świetną rozdzielczością i wyrafinowaniem nie zapominając przy tym o dynamice i żywiołowości młodszego rodzeństwa. Jeśli zatem rozglądacie się Państwo za interkonektami zdolnymi w pełni oddać potencjał Waszej high-endowej elektroniki a jednocześnie operującymi na w pełni akceptowalnym pułapie cenowym, to właśnie Flame powinien stanowić punkt wyjścia, a coś czuję w kościach, że dla części z miłośników audiofilskich delicji również koniec poszukiwań, gdyż konia z rzędem temu, kto w podobnej, nieprzekraczającej 10 kPLN cenie będzie w stanie zaoferować tyle, co potrafią wrocławskie łączówki.
Marcin Olszewski
System wykorzystany podczas testu
– CD/DAC: Ayon CD-35 (Preamp + Signature) + Finite Elemente Cerabase compact
– Odtwarzacz plików: Lumin U1 Mini + I-O Data Soundgenic HDL-RA4TB
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Gramofon: Kuzma Stabi S + Kuzma Stogi + Dynavector DV-10X5
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Końcówka mocy: Bryston 4B³ + Graphite Audio IC-35 Isolation Cones
– Kolumny: Dynaudio Contour 30 + podkładki Acoustic Revive SPU-8 + kwarcowe platformy Base Audio
– IC RCA: Tellurium Q Silver Diamond
– IC XLR: Organic Audio; Vermöuth Audio Reference; Acrolink 7N-A2070 Leggenda
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver; Fidata HFU2; Vermöuth Audio Reference USB
– Kable głośnikowe: Signal Projects Hydra; Vermöuth Audio Reference Loudspeaker Cable + SHUBI Custom Acoustic Stands MMS-1; Tellurium Q Blue
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power + Furutech CF-080 Damping Ring; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF
– Listwa zasilająca: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS-D (R) NCF
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Switch: Silent Angel Bonn N8 + nóżki Silent Angel S28 + zasilacz Silent Angel Forester F1 + Luna Cables Gris DC
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+; Audiomica Laboratory Anort Consequence, Artoc Ultra Reference, Arago Excellence; Furutech LAN-8 NCF
– Stolik: Solid Tech Radius Duo 3
– Panele akustyczne: Vicoustic Flat Panel VMT
Opinia 2
Nie wiem, jak Wy, ale ja uważam, iż dla polskich pasjonatów audio nastały fajne czasy. I nie mam w tym momencie na myśli rządowych działań socjalnych w stylu przeznaczanych na zabawę z elektroniką generującą dźwięk zasiłków 500+, czy kilku kolejnych tarczy antykryzysowych, tylko mocno stąpających po audiofilskiej ziemi rodzimych producentów. Jak pokazują wszelkiego rodzaju periodyki branżowe, jest ich na tyle dużo, że nawet najbardziej wymagający meloman jest w stanie coś ciekawego dla siebie wybrać. Niestety jak wiadomo, każdy kij ma dwa końce i podczas podejmowania decyzji trzeba być czujnym, żeby nie dać omamić się jakiemuś samozwańczemu szarlatanowi. Dlatego też, wiadomym jest, iż pierwszym krokiem do uniknięcia wtopy jest skorzystanie z naszych podpowiedzi. Oczywiście w żadnym wypadku niewiążących, jednak na tle wieloletniego obycia z naszym punktem widzenia tego świata w miarę reprezentatywnych. I mam nadzieję, że taką reprezentacyjną propozycją będzie również dzisiejszy bohater. Co istotne, parafrazując klasyka nie „bohater jednej akcji”, tylko producent mający na naszych łamach swoją, może niezbyt długą, ale jednak historię testową – kable sygnałowe XLR WATER i AIR. Mowa oczywiście o stacjonującym we Wrocławiu producencie Next Level Tech, który tym razem własnym sumptem dostarczył do redakcji swój najnowszy przewód sygnałowy NxLT Flame XLR.
Jeśli chodzi o technikalia, te z naturalnych powodów ochrony biznesowych „niejawnych” informacji nie będą czymś na kształt twórczości Elizy Orzeszkowej. To w dzisiejszych czasach nachalnego podrabiania wszystkiego co się da, naturalny i dla mnie zrozumiały odruch naturalny. Niemniej jednak co nieco udało nam się dowiedzieć. Jeśli chodzi o zastosowany przewodnik, mamy do czynienia autorską kombinacją splotu srebrnego Solid Core’a z miedzią OFC. W kwestii ekranowania producent oparł się o podwojenie tego procesu, z czego jeden jest izolacją sygnału od zakłóceń RFI. Zastosowane wtyki pochodzą od japońskiego producenta Oyaide, a ich terminacja odbywa się przy pomocy spawania i wieńczona jest nakładaniem powłoki srebra i złota. Bardzo dobrą informacją jest również fakt gwarantującego najwyższą jakość produktu ręcznego wykonywania każdej sztuki kabla.
I gdy dotarliśmy do końca listy uzyskanych informacji, pozostało mi jeszcze spełnienie prośby konstruktora. Mianowicie chodzi o fakt akomodacji naszego bohatera w nowym środowisku. Co prawda sam kabel zostaje wstępnie wygrzany przy pomocy specjalnego urządzenia, jednak z niewiadomych przyczyn pełnię swoich możliwości pokazuje dopiero po 2-3 dobach od wpięcia w nowy system. Co jest tego przyczyną, nie wiadomo. Wiadomo jednak, że po kilku spalonych podejściach u potencjalnych klientów, zastosowanie zaproponowanego procesu układania się przewodu podczas drugiej próby kończyło się pełnym sukcesem. Chodzi oczywiście o potwierdzoną świetnymi wynikami sonicznymi decyzję zakupową.
Gdybym miał odnieść opiniowany dzisiaj kabel do poprzedników, z pełną świadomością tego czynu oświadczam, iż jest znacznie dojrzalszy. Co to oznacza? Nie pręży muskułów w żadnym aspekcie, tylko na pierwszy rzut ucha będąc jakby nieśmiałym stawia na znakomitą rozdzielczość. Jednak nie mylnie odbierane rozjaśnienie, tylko zastrzyk zwiększających namacalność muzyki informacji. I co jest najistotniejsze, nie w górnym rejestrze – ten przez moment wydaje się być nawet wycofanym, tylko w średnim i najniższym zakresie, wyraźnie zwiększając wielobarwność tych częstotliwości. To zaś sprawia, że z automatu poprawia się namacalność i znacznie wierniejsza w estetyce 3D projekcja pochłanianej muzyki.
Wyśmienitym przykładem znakomitej pracy testowanej sygnałówki była często goszcząca w ostwarzaczu płyta Adama Bałdycha „Sacrum Profanum”. Chodzi oczywiście o dwie sprawy. W pierwszej kolejności wielki bęben, zaś w drugiej skrzypcową wirtuozerię frontmena. W temacie kotła na szczególną uwagę zasługiwała znakomicie prezentowana praca membrany – chodzi nie tylko o jej wielkość i zejście, ale również długie, naszpikowane modulacją wybrzmiewanie. Natomiast przywołując skrzypce miałem na myśli ich dźwięczność, która mimo wspomnianego cofnięcia się najwyraźniejszych iskierek nic a nic nie traciła z bogatego pakietu informacji wywoływanych darciem końskim włosiem po jelitowych strunach. Informacji, które w tym przypadku zbędną świetlistość zamieniły w energię prezentacji.
Innym, fajnie wypadającym krążkiem po ożenku mojej konfiguracji z kablem NxLT był duet Anity Lipnickiej i Johna Portera „Nieprzyzwoite Piosenki”. Spokojnie, nie chodzi o głos artystki, który mimo wydobywania się z dziewczęcych płuc nie niósł ze sobą potencjału intymności na poziomie Cassandry Wilson – oczywiście nic pani Anicie nie ujmując, tylko o interesująco prezentowane gitarowe pasaże Johna Portera. Może nie były to wirtuozerskie popisy w stylu solowej płyty Pata Metheny’ego na gitarach akustycznych, ale nie mogę nie wspomnieć o świetnym odebraniu odpowiednio osadzonych w masie i ciekawie akcentowanych w kwestii krawędzi, wtórujących śpiewowi Anity, „około-wiosłowych” zabawach Johna. Wszystko pokazane było z drive-m, niezbędną esencją i fajnie zbilansowaną lotnością. Nic, tylko wcisnąć przycisk Play i zatopić się w muzyce.
Na koniec mocne uderzenie formacji Johna Zorna „Masada Live In Sevilla 2000”. Do odpowiedniego oddania zamierzeń artystów tej formacji potrzeba nie lada umiejętności systemu audio. I nie chodzi o możliwość wykreowania jedynie dużej ściany dźwięku, tylko również idącą z nią w parze, pozwalającą zawiesić czytelnie w eterze każdy instrument rozdzielczość prezentacji. Wystarczy zaburzyć choć jeden z przywołanych aspektów i mamy spektakularną, bliżej nieokreśloną kakofonię. A zapewniam, mimo pozornego szaleństwa, ten materiał muzyczny niesie ze sobą konkretny przekaz emocjonalny. Być może nie dla każdego, jednak dla wielu podobnych do mnie osobników homo sapiens z kontrolowanym syndromem ADHD jest to co jakiś czas niezbędna woda na pozwalający przetrwać na tym ziemskim padole, młyn.
Nie zdziwię się, gdy wielu z Was odbierze ten test jako pewnego rodzaju podprogowe promowanie rodzimej myśli technicznej, bowiem tak mniej więcej w istocie jest. Jednak na swoje usprawiedliwienie dodam, iż dzieje się tak tylko dlatego, że to naprawdę jest bardzo dobry, spokojnie mogący stawać w szranki z zachodnią konkurencją produkt. Czy sprawdzi się u każdego, zależeć będzie od wielu czynników, z których najważniejszymi są Wasza wiedza o dobrej prezentacji muzyki i co najmniej przyzwoita rozdzielczość potencjalnego systemu. Niestety w momencie poszukiwania efektownego „łał” lub czyniąc przez lata wiele prostych błędów, skleciliście zbyt otyłą układankę, wpięciem tytułowego kabla być może zawiedziecie się z kretesem. Jednak zapewniam Was, wina z pewnością nie będzie leżeć po jego stronie. Jest zbyt równy i rozdzielczy.
Jacek Pazio
System wykorzystywany w teście:
Źródło:
– transport: CEC TL 0 3.0
– streamer: Melco N1A/2EX + switch Silent Angel Bonn N8
– przetwornik cyfrowo/analogowy: dCS Vivaldi DAC 2.0
– zegar wzorcowy: Mutec REF 10 SE-120
– reclocker: Mutec MC-3+USB
– Shunyata Research Omega Clock
– Shunyata Sigma V2 NR
Przedwzmacniacz liniowy: Gryphon Audio Pandora
Końcówka mocy: Gryphon Audio Mephisto Stereo
Kolumny: Gauder Akustik Berlina RC-11 Black Edition,
Kable głośnikowe: Synergistic Research Galileo SX SC
IC RCA: Hijiri Million „Kiwami”, Vermouth Audio Reference
XLR: Tellurium Q Silver Diamond, Hijiri Milion „Kiwami”
IC cyfrowy: Hijiri HDG-X Milion
Kable zasilające: Hijiri Takumi Maestro, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4.1 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord, Acrolink 8N-PC8100 Performante
Stolik: SOLID BASE VI
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA SS, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon – Clearaudio Concept
– wkładka Essence MC
– Step-up Thrax Trajan
– przedwzmacniacz gramofonowy Sensor 2 mk II
Producent: Next Level Tech
Ceny
Next Level Tech NxLT Flame XLR: 9 348 PLN /1,5 m + 760 PLN / 0,25m
Next Level Tech NxLT Flame RCA: 8 348 PLN / 1,5 m +550 PLN / 0,25m
Opinia 1
Kiedy tuż przed zeszłorocznym Audio Video Show – w czwartkowy wieczór, gdy większość wystawców z obłędem w oczach biegała po hotelowych korytarzach próbując, zazwyczaj bezskutecznie, zlokalizować swoich współpracowników, bądź własny sprzęt, ucięliśmy sobie niezobowiązującą pogawędkę z Geoffem Merriganem, przybyły z UK gość ni stąd ni zowąd, z wręcz konspiracyjną miną z przewieszonej przez ramię torby wyciągnął próbki przewodów mających mieć swoją oficjalną premierę dopiero za jakiś czas. Oczywiście z zainteresowaniem pomacaliśmy prototypowe kabelki i korzystając z okazji od razu spróbowaliśmy ustalić cóż to takiego, tym bardziej, iż mając na co dzień kontakt z Silver Diamondami wiedzieliśmy, że akurat na audiofilskiej metalurgii Geoff zna się jak mało kto. Odpowiedź jaką usłyszeliśmy była tyleż lakoniczna, co intrygująca, gdyż były to „sample” najnowszej, dopiero powoływanej do życia, serii Statement mającej dość poważnie zredefiniować pojęcie kablowej referencji. Dla osób postronnych taka deklaracja mogłaby zabrzmieć nieco buńczucznie, ale tak jak wspomniałem dosłownie przed chwilą, nasze dotychczasowe doświadczenia z przewodami Tellurium Q dawały ku temu naszemu rozmówcy pełne prawo. Zanim jednak cytując klasyka, słowo ciałem się stało, i tytułowe przewody dotarły do naszej redakcji sporo wody musiało w Wiśle upłynąć. Jednak niespecjalnie się tym faktem przejmowaliśmy, gdyż doskonale zdawaliśmy sobie sprawę, iż akurat w przypadku Telluriumów pośpiech (oczywisty, czy wręcz wymuszony, gdy dowolna nowość trafia do sprzedaży a za tobą ustawia się długa kolejka zniecierpliwionych chętnych) jest najgorszym z możliwych doradców a odsłuch niewygrzanych drutów czyni więcej szkód aniżeli pożytku. Dlatego też wespół z Bartkiem z Szymański Audio – dystrybutorem marki, jednogłośnie uznaliśmy, iż jeśli ktoś chce wykonać za nas niewdzięczny obowiązek wygrzania recenzenckiego zestawu okablowania, to będziemy mu szalenie wdzięczni. Pech jednak chciał, że ze względu na bliżej nieokreślone okoliczności przyrody w połowie września dotarł do nas … fabrycznie nowy set Tellurium Q Statement w składzie interkonekt RCA, przewód głośnikowy i zasilający, a po dłuższej chwili również firmowe zworki. Suma summarum ze Statementami mieliśmy okazję przez ostatnie trzy miesiące oswoić się na tyle, że nie dość, że spokojnie możemy pominąć kwestię początkowej ekscytacji to i ilość konfiguracji w jakich przyszło im występować wyklucza jakąkolwiek przypadkowość. Krótko mówiąc zdążyliśmy poznać je na tyle dobrze, by ze spokojnym sumieniem móc się z Państwem podzielić własnymi obserwacjami, co też niniejszym czynimy.
Jak sami Państwo widzicie Statementy, pomimo całej swoje topowości, prezentują się nad wyraz normalnie – z wrodzoną, skromną elegancją. Nie da się też ukryć, że wzornicze analogie i podobieństwa do Silver Diamondów są nad wyraz oczywiste. Nadal mamy do czynienia z ponadczasową czernią i solidną, acz nieprzesadzoną pod względem biżuteryjności konfekcją, choć warto nadmienić, iż w przypadku przewodu zasilającego, do głosu doszła również burgundowa dominanta przebijająca spod opalizującego, czarnego peszelka. Skoro poruszyłem kwestię sieciówki, to z pewnym zdziwieniem odnotowałem fakt, iż użyto w niej podstawowych, rodowanych Furutechów z serii 11, co przy jakby nie patrzeć flagowcu wygląda cokolwiek dziwnie. Niby to i tak lepiej niż jakieś wynalazki w stylu SonarQuestów, bądź FirstTechów, ale przy przewodzie za 22 kPLN spodziewałbym się raczej 50-ek NCF, lub topowych Oyaide. W przypadku łączówki i głośnikowca takich uwag już nie miałem, gdyż srebrzone wtyki prezentowały się całkiem zacnie i nie wywoływały poczucia niedosytu. Jeśli zaś chodzi o ich aparycję, to jest ona bliźniaczo podobna do Silver Diamondów, z tą tylko różnicą, że interkonekt ma nieco większą średnicę a w głośnikowcu przebija czerwień wewnętrznej izolacji a przy tym oba wydają się nieco sztywniejsze od swojego starszego, oczko niżej usytuowanego w firmowej hierarchii rodzeństwa. Oczywiście, podobnie jak w pozostałych seriach, zadbano o możliwie skuteczną likwidację zniekształceń fazowych, co jest jednoznaczne z redukcją ich pojemności. Przewody sygnałowe są kierunkowe, o czym informują stosowne piktogramy na termokurczliwych koszulkach je zdobiących.
Przechodząc do części poświęconej brzmieniu mam dla Państwa dość niejednoznaczną informację, a czy odbierzecie ją jako pozytywną, czy też nie, zależeć będzie wyłącznie od Was i Waszych systemów. Chodzi mianowicie o to, że okablowanie Tellurium Q Statement jest jednym z najbardziej high-endowych z jakim przyszło mi mieć w dotychczasowej „karierze” do czynienia. Oznacza to między innymi to, że jeśli za punkt wyjścia uznamy pojęcie „high fidelity”, czyli wysoką wierność, to Statementy w owym dążeniu do prawdy są po wielokroć bardziej bezkompromisowe, a czasem wręcz bezwzględne. W dodatku, aby pokazać co tak naprawdę potrafią należy je stosować w komplecie, dlatego też z publikacją testu czekaliśmy aż do Jacka dotrą stosowne zworki, by móc powiedzieć, że nie przegapiliśmy żadnego elementu tej misternej układanki. Piszę o tym na samym wstępie, gdyż dopiero „rodzinnie” Telluriumy oferują przekaz … kompletny i skończony – zgodny z założeniami ich twórcy. Co prawda solo też wypadają świetnie, ale z perspektywy czasu uważam, że akurat w ich przypadku największy potencjał drzemie w ich „wspólnocie”. O ile bowiem interkonekt stawia na bezkompromisową rozdzielczość i laserową wręcz precyzję ogniskowania źródeł pozornych, to już głośnikowy uzupełnia go potęgą świetnie kontrolowanego, najniższego basu a całość w ramach firmowej homogeniczności zamyka przewód zasilający. Wróćmy jednak do przewodów niejako bezpośrednio pracujących z sygnałami audio. Łączówka RCA, pomimo swojego analitycznego podejścia do tematu wcale nie jest bezduszna, czy też osuszona, lecz po prostu niczego nie koloryzuje i nie podbarwia. Nie czaruje zatem i nie próbuje zachwycić od pierwszych dźwięków, lecz jedynie przekazuje nam prawdę nie tylko o nagraniach, ale i o systemie w jaki została wpięta, więc o ile z pierwszą z prawd niewiele jesteśmy w stanie zrobić, to już druga zależy wyłącznie od naszych umiejętności i poniekąd … zasobności portfela. I właśnie w tym momencie objawia się wspomniany high-endowy charakter, czyli bezkompromisowość w dążeniu do jasno określonego celu. Skoro zatem sam przewód ową bezkompromisowość wyznaje, to i tego samego oczekuje od urządzeń pomiędzy które zostaje wpięty, a jeśli decydując się na nie, na jakieś kompromisy brzmieniowe poszliście, to możecie być Państwo pewni, że topowa łączówka Tellurium Q nie omieszka Wam o tym przypomnieć. W ramach weryfikacji gorąco polecam uważny odsłuch albumu „Same Girl” Youn Sun Nah, na którym to ww. wokalistka nad wyraz płynnie przechodzi od zmysłowego szeptu do niemalże zwierzęcego ryku a dynamikę i natychmiastowość owej metamorfozy Statementy oddają z pełnym, niczym nieograniczonym realizmem.
Podobne podejście do tematu reprezentują przewody głośnikowe, z tą tylko różnicą, że zamiast pewne niuanse wypunktowywać, one część swoich umiejętności zachowują dla siebie – reglamentując je i ze stoickim spokojem czekając na lepsze czasy. Stąd też można natrafić na obecne w obiegu dość sprzeczne o nich opinie twierdzące, że są dość „szczupłe na basie”, bądź też mówiące o „niezwykłej obfitości” najniższych składowych. Tymczasem prawda, jak to zwykle bywa, leży mniej więcej po środku, co znaczy mniej więcej tyle, że Statementy grają dokładnie tak, jak amplifikacja i kolumny nimi spięte na to pozwalają. Nie oznacza to bynajmniej, że poniżej Dynaudio Evidence Master, bądź Gauderów Berlina RC9 nie ma co po brytyjskie topowe przewody sięgać, bo jak najbardziej warto, lecz warunkiem koniecznym do uwolnienia drzemiącego w nich potencjału jest bezdyskusyjna pełnopasmowość, który to warunek spełniały np. ostatnio przez nas recenzowane Triangle Magellan Quatuor i odpowiednio wydajny a zarazem wyrafinowany wzmacniacz. Dopiero wtedy usłyszycie Państwo całe bogactwo niuansów drzemiących w najniższych oktawach i to bez nawet najmniejszego podbijania przełomu średnicy z wyższym basem, czy też samego wyższego basu, co z reguły owocuje czymś co można nazwać „pseudo spektakularnością”, czyli sprawianiem, że dane konstrukcje pozornie udają większe i bardziej dynamiczne aniżeli są w rzeczywistości. Statementy na takie zagrywki sobie nie pozwalają i nie zniżając się do tego poziomu, dają słuchaczom nad wyraz jasno do zrozumienia, że jak chcą doświadczyć najniższego basu, to niech lepiej nie kombinują, tylko poszukają kolumn owe częstotliwości reprodukujących. Co istotne, próżno doszukiwać się w nich maniery czajenia się, wyczekiwania na moment, gdy będą mogły wreszcie w pełni zaprezentować swoją niszczycielską siłę. O nie, gdy na materiale muzycznym niskiego basu nie ma (vide „Vivaldi: Nisi Dominus, Stabat Mater”), to i Telluriumy nawet nie będą próbowały go sygnalizować. Wystarczy jednak nieopatrznie włączyć „Khmer” Nilsa Pettera Molværa, lub „BBNG2” formacji BadBadNotGood, by zamiast grzecznie zastukać do bram niebios zasadzić z kopniaka we wrota samego Belzebuba.
Jeśli zaś chodzi o przewód zasilający, to … może Państwa w tym momencie zaskoczę, ale nie jest on tak rozdzielczo – holograficzny, jak Furutech NanoFlux-NCF i nie generuje aż tak nieprzeniknionego tła, jak dopiero co przez nas testowane AudioQuesty Hurricane High-Current, lecz nie sposób odmówić mu wyrafinowania i prawdomówności występującego wespół z nim rodzeństwa. Jego obecność rozpatrywać bowiem należy, przynajmniej moim zdaniem, w ramach dopełnienia, postawienia symbolicznej kropki nad „i”, jeśli po wpięciu głośnikowców i interkonektów chcielibyśmy pójść jeszcze krok, dwa dalej w kierunku przez nie wyznaczanym.
Jak sami Państwo widzicie High End to nie rurki z kremem i jeśli do tej pory sądziliście, że na pewnym pułapie cenowym prawdopodobieństwo kolokwialnie mówiąc „wtopy” jest nad wyraz znikome, bądź z pomocą kabli będziecie w stanie wywindować Wasz system na niespodziewanie wysoką półkę, to muszę Was zmartwić. Tzn. szczerze Wam kibicuję, ale w ramach wielce orzeźwiającego eksperymentu polecam odsłuch tytułowego okablowania Tellurium Q Statement. Z jego pomocą bowiem powinniście usłyszeć zdecydowanie więcej, jeśli nawet początkowo wydawać Wam się będzie, że słyszycie mniej. Usłyszycie bowiem jak gra Wasz system – ze wszystkimi jego zaletami i wadami, bez upiększeń, bez ściemniania, bez zaklinania rzeczywistości a co z tym faktem zrobicie, to już zupełnie inna para kaloszy. Jedno jest pewne – z pomocą Statementów przyszłe upgrade’y powinny być czystą przyjemnością, gdyż bez cienia wątpliwości będziecie w stanie ocenić, czy dana zmiana przybliża Was do upragnionego absolutu, czy też jedynie stara się sprowadzić na manowce.
Marcin Olszewski
System wykorzystany podczas testu:
– CD/DAC: Ayon CD-35 (Preamp + Signature)
– Odtwarzacz plików: laptop Lenovo Z70-80 i7/16GB RAM/240GB SSD + JRiver Media Center 22 + TIDAL HiFi + JPLAY; Lumin U1 Mini
– Przedwzmacniacz/DAC/Streamer: Auralic Vega G1
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Gramofon: Kuzma Stabi S + Kuzma Stogi + Shelter 201
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Końcówka mocy: Bryston 4B³
– Kolumny: Gauder Akustik Arcona 80 + spike extenders
– IC RCA: Tellurium Q Silver Diamond
– IC XLR: LessLoss Anchorwave; Organic Audio; Amare Musica
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver; Audiomica Laboratory Pebble Consequence USB
– Kable głośnikowe: Signal Projects Hydra
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF; AudioQuest Hurricane High-Current
– Listwa: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS(R)
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+; Audiomica Laboratory Anort Consequence
– Stolik: Rogoz Audio 4SM3
– Akcesoria: Sevenrods Dust-caps; Furutech CF-080 Damping Ring; Albat Revolution Loudspeaker Chips
Opinia 2
Mam nieodparte wrażenie, że zdecydowana większość z Was znakomicie pamięta zakończony bardzo dobrymi wynikami test topowego okablowania angielskiej marki Tellurium Q czyli modeli Silver Diamond. Był to brzemienny w skutkach opiniotwórczy epizod, gdyż po jego zakończeniu zapadła decyzja uzbrojenia systemu odniesienia w owe druty w zakresie kabli sygnałowych i kolumnowych. I gdy wydawało się, że będące wówczas szczytem portfolio konstrukcje, za sprawą swojego świetnego brzmienia nie tylko u mnie, ale również u innych melomanów są nie do pobicia, nagle w brutalny sposób zostały zdetronizowana. Przez co? Otóż po kilku latach badań nad różnymi splotami i izolatorami producent – Pan Geoff Merrigan wypracował na tyle fantastycznie brzmiącą, oczywiście według niego, nową linię produktową, że bez najmniejszych obaw o dobry odbiór rynku postanowił ustanowić ją jako nowy flagowiec swojej oferty. O czym mowa? Otóż dzięki stacjonującemu w Łodzi dystrybutorowi Szymański Audio do naszej redakcji dotarł komplet okablowania TQ Statement, w skład którego wchodziły: jeden sygnałowy RCA, głośnikowy, komplet zworek kolumnowych i jedna sieciówka. Zainteresowani, co wydarzyło się po zmianie warty na szczytach władzy? Jeśli tak, w takim razie z przyjemnością zapraszam do lektury poniższego tekstu.
Najnowsze dziecko angielskiego producenta w kontakcie organoleptycznym jest trochę podobne do modelu Silver Diamond. Kabel kolumnowy, idąc drogą poprzednika, przypomina coś na kształt szerokiej taśmy. Ale w obydwu przypadkach to tylko złudzenie, gdyż mamy do czynienia z dwoma żyłami, które dla utrzymania zawsze stałej ich odległości od siebie połączono szerokim separatorem. Niestety wspomniane podobieństwa na tym się kończą, gdyż nowe kable są zdecydowanie sztywniejsze i dla łatwiejszego odróżnienia z czym mamy do czynienia ubrane w mieniącą się kompilacją kolorów czerni i bugrunda, opalizującą plecionkę. Przybliżając aparycję reszty przewodów (sieć, sygnał) nie będę zbyt wylewny, gdyż również są zdecydowanie sztywniejsze od wersji SD, a ich umaszczenie w przypadku sieciowego powiela nową barwę głośnikówek czerni z burgundem i proponuje kruczą czerń dla łączówki. Jeśli chodzi o zastosowaną biżuterię, czyli wtyki RCA, widły i banany, producent wykorzystuje własne projekty, a jedyne zapożyczone od konkurencji elementy dostarczonego do testu zestawu to pochodzące do japońskiego Furutech’a wtyki kabli sieciowych. Jak to jest w zwyczaju, każdy produkt Tellurium Q trafia do klienta w zgrabnym, wyściełanym czarnym pergaminem pudełku, które w pakiecie startowym zawsze wyposażone jest w przygotowaną przez producenta płytę ułatwiającą wygrzanie zakupionego drutu i stosowny certyfikat jego oryginalności.
Jak zdradzają załączone fotografie, zabawa z tytułowym konglomeratem kablowym miała kilka odsłon. Mianowicie chodzi o opiniowanie z różnymi zespołami głośnikowymi, w skład których wchodzą jubileuszowe monitory Dynaudio i pełno-pasmowe Triangle Magellan Quatuor. Jednak żeby delikatnie podgrzać atmosferę dodam, iż kilka płyt udało mi się posłuchać podczas końcowej fazy testu flagowych Dynaudio Master Evidence . Czy ostatnia pozycja coś zmienia? Naturalnie, gdyż dzięki tym, przesłuchanym w towarzystwie duńskiego absolutu krążkom, już na wstępie jestem wręcz zmuszony postawić tezę, że aby usłyszeć, co naprawdę ma do powiedzenia konstruktor Statementów, trzeba dysponować bardzo dobrym zestawem audio od źródła przez wzmocnienie, aż po kolumny. Dlaczego? Otóż obecny top oferty TQ bardzo ingeruje w parafrazując klasyka „ilość dźwięku w dźwięku”. I nie chodzi mi w tym momencie o wytwarzanie bliżej nieokreślonej ściany muzycznej, tylko pierwsze co po wpięciu kompletu kabli daje się odczuć, to zdecydowanie większa energia przekazu, bogatszy pakiet danych i uczucie wyższego poziomu głośności. Dlatego też, jeśli nie zaoferujecie Anglikom rozdzielczego seta, końcowy efekt wspomnianych składowych okaże się męczącą pulpą, a nie pełnym napięcia oczekiwaniem na każdą następną nutę. Tylko od razu zaznaczam, rozdzielczość to nie to samo co rozjaśnienie. To ma być bezkres informacji na każdym pułapie pasma akustycznego, co wyśmienicie prezentowały z pozoru bardzo różniące się od siebie nie tylko gabarytami, ale również sposobem podziału pasma akustycznego przywołane zespoły głośnikowe. Gdybym miał w miarę punktowo pokazać, gdzie tytułowy zestaw wnosi najwięcej, powiedziałbym, że fantastycznie energetyzuje zakres basu i wysyca jego przełom ze środkiem nie zapominając przy tym o zapewnieniu świeżości, a przez to fantastycznej dźwięczności górnego zakresu. Tak jak napisałem, dostajemy dodatkowy zastrzyk energii w pełnym pasmie z mieniącymi się milionem informacji wysokimi tonami. Dlatego też każda włożona do transportu płyta wzbogacona wspomnianymi akcentami sonicznymi była słuchana od deski do deski bez jakichkolwiek przerw. Czy to plumkający jazz spod znaku naszego niestety już świętej pamięci mistrza Tomasza Stańki „Lontano” , gdzie na tle bezkresnej ciszy zarejestrowani na płycie artyści wzmocnieni ofertą większej energii i długości wybrzmiewania swoich instrumentów nieco inaczej niż dotychczas, ale zaskakująco zjawiskowo snuli swoje opowieści. Czy pełen szaleństwa folk-metal zespołu Percival Schuttenbach z urozmaiconym damsko-męską wokalizą pełnym nienawiści mocnym w moim odczuciu ciekawym, ale jednak łomotem bezkompromisowo masakrował moje biedne szare komórki. Czy na koniec wygenerowane przez maszyny (czytaj syntezatory) najniższe i najwyższe sztuczne dźwięki zespołu Acid z płyty „Liminal”. Wszystko pokazane było z nieco innej, w tej wersji sprawiającej wrażenie bardziej witalnej, strony. Ale co wydaje się być ciekawe, mimo uczucia większego oddechu dobiegającej do moich organów słuchu muzyki, przekaz wydawał się być nieco ciemniejszy. Wiem, że teoretycznie jedno przeczy drugiemu, ale tak to odbierałem. Soczyście, ale rozdzielczo. Lekko, ale ciemnawo. Nie wiem, jak udało się połączyć tak przeciwstawne sobie światy, ale bez mrugnięcia okiem chylę czoła konstruktorowi. Jakieś choćby minimalne minusy? Nie wiem, czy można nazwać to minusem, ale raz i tylko raz miałem dziwne uczucie delikatnego uprzywilejowania wyższego basu i jego przełomu ze średnicą nad jego najniższymi składowymi. Taki efekt zanotowałem wówczas, gdy na końcu układanki audio znalazły się topowe Dynki Master Evidence. Dlaczego? Chcąc to wyjaśnić musicie wiedzieć, że tak nisko schodzących konstrukcji nie miałem u siebie nigdy. No może przesadzam, bo sądząc po informacjach producentów jednak miałem, ale żadne tak dobrze jak wspomniane Dunki nie wpisały się w mój zestaw i pewnie dlatego dopiero z nimi tak łatwo było mi wyłapać wszelkie najdrobniejsze niuanse opiniowanych kabli nawet w ocierającym się o subsoniczne konotacje zakresie basowym. Ale zaznaczam, to nie jest wytknięcie problemu jako takiego. Dlaczego? Sporo czasu analizowałem zaistniałą sytuację i myślę, iż taki efekt mógł być pokłosiem zastrzyku energii w zakresie wyższego basu, a ten zwiększając krągłość swoich górnych partii spowodował uczucie mniejszej wyrazistości jego najniższego podzakresu. Ale fakt jest faktem, w tym aspekcie przy użyciu bezkompromisowych zespołów głośnikowych zostałem zmuszony do próby oceny co jest lepsze a co może nie gorsze, ale już nie idealne. Jednak przypominam, podobny występek zaliczyłem tylko raz i doda, iż w momencie położenia głowy na pieńku zastanawiałbym się, czy w ogóle określić to jako jakikolwiek problem, czy naturalną kolej rzeczy po całościowym wysyceniu przekazu. Nie wiem, czy zauważyliście, ale w powyższym monologu ani razu nie wspominałem o takich aspektach brzmienia jak rozmach wirtualnej sceny muzycznej, czy jej prezentację w trójwymiarze. Dlaczego? Litości. O takich sprawach można rozprawiać o drutach z poziomu budżetowego, a nie na poziomie High Endu, jednak aby dopełnić formalności dodam, iż dzięki znakomitej rozdzielczości i muzykalności wspomaganego tytułowym zestawem kabli przekazu, realia sceniczne nie tylko w kwestii wymiarów, ale również umiejętności wciągania w wir wydarzeń były na zarezerwowanym dla najlepszych konstrukcji poziomie.
Gdy padła propozycja zmierzenia się z najnowszą odsłoną topowych kabli marki Tellurium Q, czyli serią Statement, po już dwuletnim okresie użytkowania Silver Diamondów w głębi ducha zastanawiałem się, co nowe druty wprowadzą do już przecież bardzo satysfakcjonującego mnie dźwięku. I gdy na początku odsłuchów obawiałem się delikatnego przegrzania przekazu, po elektrycznym ustabilizowaniu się testowej konfiguracji zasłyszane mówiąc kolokwialnie dopalenie fonii okazało się być bardzo przyjemne w odbiorze. Oczywiście w tym przypadku fraza „przyjemne w odbiorze” nie jest oceną typu „kable mają potencjał”, tylko niesie za sobą takie artefakty jak: rzadko spotykana muzykalność, energia i co najważniejsze znakomity oddech generowanych zapisów nutowych. Czy okablowanie Statement jest uniwersalne? Dla zdecydowanej większości populacji audiofilów tak. Jednak jak wspominałem, pełnię jego możliwości pokaże jedynie oferujący dobrą rozdzielczość zestaw docelowy. Ale proszę o spokój. Jeśli nawet z jakiś powodów nie wszystkie wypisane przeze mnie zalety uda się Wam z nich wycisnąć, z pewnością angielskie węże w żadnym wypadku nikomu nie zaszkodzą, gdyż przy całym dobrodziejstwie umuzykalniania wydarzeń na scenie robią to bardzo wyrafinowanie. Nie ma siłowego pompowania wszystkiego co się da pod płaszczykiem szukania większej eufonii, tylko stosując punktowe piki energii otrzymujemy owszem zjawiskowo nasycony, ale również pełen werwy dźwięk. A to to w tej zabawie chyba chodzi.
Jacek Pazio
System wykorzystywany w teście:
– źródło: transport CEC TL 0 3.0, przetwornik D/A Reimyo DAP – 999 EX Limited TOKU
– przedwzmacniacz liniowy: Robert Koda Takumi K-15
– końcówka mocy: Reimyo KAP – 777
Kolumny: Trenner & Friedl “ISIS”
Kable głośnikowe: Tellurium Q Silver Diamond, Statement
IC RCA: Hijri „Milon”,
XLR: Tellurium Q Silver Diamond
IC cyfrowy: Harmonix HS 102
Kable zasilające: Harmonix X-DC 350M2R Improved Version, Furutech NanoFlux NCF Furutech DPS-4 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi
Stolik: SOLID BASE VI
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA SS, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– akustyczne: Harmonix Room Tuning Mini Disk RFA-80i
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon:
napęd: SME 30/2
ramię: SME V
wkładka: MIYAJIMA MADAKE
przedwzmacniacz gramofonowy: RCM THERIAA
Dystrybucja: Szymański Audio
Ceny:
Statement RCA: 19 999 PLN / 1 m (stereo)
Statement speaker cable: 7 999 PLN / m (mono)
Statement jumper: 4 999 PLN (30 cm)
Statement Power cable: 21 999 PLN / 1,5 m
Najnowsze komentarze