Tag Archives: KV 379


  1. Soundrebels.com
  2. >
  3. KV 379

Aleksandra Bryła, Monika Woźniak „W.A. Mozart: Sonatas for Fortepiano and Violin KV 296, KV 379, KV 304, KV 378”

Wykonawca:  Aleksandra Bryła, Monika Woźniak
Tytuł:  „W.A. Mozart: Sonatas for Fortepiano and Violin KV 296, KV 379, KV 304, KV 378”
Gatunek:  Klasyka
Dystrybucja:  Prelude Classics

Opinia 1

Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że stojący za oficyną wydawniczą Prelude Classics Pan Michał Bryła po raz kolejny próbuje i jak się lada moment okaże czyni to z całkiem niezłym skutkiem, zarazić słuchaczy swym entuzjazmem i śmiem twierdzić również miłością do na wskroś klasycznego i poniekąd stanowiącego podwaliny współczesnej twórczości muzycznej repertuaru. Skąd takie przypuszczenia? A stąd, że po stanowiącym początek naszej znajomości, dość wymagającym dla niewprawnego ucha albumie „Misterioso J.S. Bach – Sonatas for violin and harpsichord, BWV 1017-1019” do naszej skrzynki pocztowej a następnie na redakcyjny tapet trafił kolejny sre… znaczy się złoty krążek, czyli tytułowy „W.A. Mozart: Sonatas for Fortepiano and Violin KV 296, KV 379, KV 304, KV 378” w wykonaniu Aleksandry Bryły i Moniki Woźniak.

Jak mam cichą nadzieję na powyższych zdjęciach widać stanowiący obiekt niniejszej epistoły album został wydany z jeszcze większym poligraficznym rozmachem i wyrafinowaniem aniżeli jego poprzednik. Zamiast bezpiecznej i nieco sterylnej bieli postawiono tym razem za ciepłą ceglano-brzoskwiniowa kolorystykę a standardowy dwułamowy digipak zastąpiono zdecydowanie bardziej atrakcyjną wizualnie a przy tym bez porównania wygodniejszą od strony ergonomicznej formą książkowa z dwiema kopertami, z których w pierwszej – „ładowanej od góry” umieszczono nader obszerną książeczkę a w drugiej – otwartej wzdłuż bocznej krawędzi, złotą płytę CD. Efekt? Wyborny i co ciekawe cieszący oczy i zmysły zarówno podczas pierwszego, jak i każdego kolejnego kontaktu.
Jak już zdążyłem wspomnieć sam nośnik posiada złotą warstwę z zapisanymi danymi, więc niejako już na starcie możemy poczuć się odpowiednio dopieszczeni a to przecież dopiero początek dobrych informacji, gdyż jak głosi wytłoczenie na okładce tym razem mamy do czynienia z materiałem zarejestrowanym w postaci plików WAV 192 kHz/24 bit a więc mammy ewidentny progres w stosunku do ww. krążka z repertuarem Bacha. Jak się jednak okazuje są też pewne elementy wspólne z poprzednim wydawnictwem, bowiem po raz kolejny nagrań dokonano w Auli Nova Akademii Muzycznej im. I.J. Paderewskiego w Poznaniu a i grająca na skrzypcach Aleksandra Bryła korzysta (brzmi zdecydowanie lepiej aniżeli siermiężne eksploatuje) z kopii XVII-wiecznych skrzypiec Francesco Ruggeriego, wykonanej przez Krzysztofa Krupę w 2012 roku. Z kolei towarzysząca jej Monika Woźniak zasiadła za zbudowaną na wzór pochodzącego z 1805 roku, fortepianu Walter & Sohn kopią sygnowaną przez Paula McNulty’ego.

Nie da się ukryć, że i od strony brzmieniowej tytułowy album jest dowodem postępującej audiophilii nervosy wydawcy, bowiem stopień wyrafinowania zarejestrowanego materiału już od pierwszych taktów wywołuje wśród złotouchych odbiorców może nie wybuchy niekontrolowanego entuzjazmu, bo to nie te lata i nie ta spontaniczność co kiedyś, ale w pełni zrozumiałą satysfakcję z dokonanego wyboru umieszczenia ww. krążka na playliście/ w koszyku. O ile bowiem partie skrzypiec nadal mogą pochwalić się właściwą sobie gęstością i soczystością bez jednoczesnego popadania w zbytnią słodycz i stojącą niejako w sprzeczności z zasadą ich działania gładkość, to już zastąpienie znanego z „Bacha” klawesynu operującym w zdecydowanie szerszym spektrum i skali fortepianem sprawiło, że reprodukowany materiał bez dwóch zdań zasługuje na miano pełnopasmowego. Dzięki temu przekaz zyskał właściwy wolumen i podstawę basową, lecz bez dość popularnego wśród audiofilskich wydawców rozdmuchiwania brył poszczególnych źródeł. Oczywiście fortepian był z wiadomych względów większym „graczem” o adekwatnej własnej posturze sile emisji, lecz delikatne korekty podczas nagrania pozwoliły w odpowiedni sposób wyeksponować na jego tle również i mniej „donośne” skrzypce. Proszę się jednak nie obawiać. Przeprowadzona przez realizatora „normalizacja” ma charakter wybitnie kosmetyczny i daleka jest od przeskalowywania czy to skrzypiec w górę, czy fortepianu w dół, lecz takie ustawienie perspektywy, by mówiąc metaforycznie i wilk był syty i owca cała. I owe zabiegi przyniosły oczekiwane rezultaty, w czym niezaprzeczalny udział miało odpowiednie omikrofonowanie sceny. O ile bowiem z pojedynczym mikrofonem taka sztuka szans powodzenia zbyt dużych by nie miała, to już mając do dyspozycji sześć szwedzkich Line Audio OM1 pole manewru znacząco wzrosło. I to po prostu słychać. Całość charakteryzuje bowiem wielce satysfakcjonująca namacalność i skupienie pozwalające oddać fakturę nie tylko reprodukowanych przez użyte instrumentarium dźwięków, lecz również naturalną i właściwą tak skrzypcom, jak i fortepianowi aurę pogłosową z jakże lubianymi przez audiofilów smaczkami w postaci odgłosów związanych z mechaniką ich (instrumentów, nie audiofilów) pracy. I tu od razu uwaga natury formalnej. Otóż Prelude Classics stawia na naturalność i wierność rejestrowanych brzmień a nie ordynarną (pseudo)samplerową, w pejoratywnym tego słowa znaczeniu, pornografię, więc proszę nie spodziewać się efektu włożenia głowy pod klapę fortepianu, bądź przyłożenia ucha do skrzypiec, bo to nie ten rodzaj estetyki i swoistego ekshibicjonizmu, przez co wspomniane niuanse stanowią jedynie niewinny i zapewne przez znaczną część słuchaczy mniej, bądź bardziej świadomie pomijany dodatek. Skoro jednak je słychać, to czuję się w obowiązku o tym wspomnieć. Podobnie z resztą jak i o nader delikatnie zasygnalizowanej akustyce Auli Nova, która jest, choć akurat w tym nagraniu pełni rolę jeśli nie trzecio, to z pewnością drugorzędną.

A jak odebrałem sam zaproponowany wsad materiałowy? Nie będę się w tym momencie silił na jakieś sążniste wywody i udawał specjalisty w temacie, gdyż jak z pewnością Państwo wiecie, choć po klasykę sięgam bez większych oporów i okazjonalnie lubię trącić wewnętrzną strunę zarezerwowanej dla takiego repertuaru wrażliwości, to zdecydowanie częściej operuję w zdecydowanie świeższych i co tu ukrywać cięższych klimatach. Jednakże „W.A. Mozart: Sonatas for Fortepiano and Violin KV 296, KV 379, KV 304, KV 378” w wykonaniu Aleksandry Bryły i Moniki Woźniak, to propozycja mogąca spokojnie, przynajmniej w moim mniemaniu, stanowić zarówno wstęp do klasyki dla niewtajemniczonych, jak i niezobowiązujące wytchnienie po bardziej wymagających pozycjach dla wytrawnych znawców tematu. „Sonaty” są bowiem zaskakująco „chwytliwe” a tym samym łatwo-przyswajalne nawet przez niewprawione ucho a jednocześnie szalenie daleko im do będących przejawem guilty-pleasure „muzaków”. Nie są też tak wyeksploatowane, jak nieśmiertelne „Cztery pory roku” Vivaldiego, „Koncerty Brandenburskie” Bacha, czy też evergreeny Straussów, co pozwala sięgać po nie bez uczucia pewnego rodzaju wtórności (syndrom inżyniera Mamonia), czy też asekurantyzmu. To coś na miarę ówczesnej muzyki popularnej, czy wręcz rozrywkowej łączącej wpadającą w owe ucho melodykę z geniuszem kompozytorskim ich twórcy, który wychodzi na jaw podczas prowadzonej już na chłodno analizy.

Jak widać na załączonym obrazku Pan Michał Bryła w ramach autorskiego projektu Prelude Classics nie ustaje w popularyzacji ulubionego repertuaru co i rusz wypuszczając na rynek prawdziwe perełki. I właśnie taką perełką jest tytułowy album „W.A. Mozart: Sonatas for Fortepiano and Violin KV 296, KV 379, KV 304, KV 378” w wykonaniu Aleksandry Bryły i Moniki Woźniak zdolny usatysfakcjonować zarówno wyrafinowanego melomana, jak i szukającego ekscytujących smaczków i niuansów audiofila. W dodatku reprezentantom pierwszej grupy do pełni szczęścia wystarczy niemalże bezkosztowy „kontent” dostępny w serwiach streamingowych (Tidal, Spotify, Apple Music), czy też klasyczne CD a drudzy z radością pobiorą hi-resy 192kHz/24 bit, bądź zamówią złotego CDR-a.

Marcin Olszewski

Opinia 2

Myślę, że naszym stałym czytelnikom wydawnictwa Prelude Classics nie trzeba specjalnie przedstawiać. Powiem więcej. Jestem wręcz przekonany, iż stan wiedzy na temat zazwyczaj należących do tego teamu osób w znakomitej większości jest im równie dobrze znany. Jak to możliwe? To proste, a powody są dwa. Pierwszym jest skreślenie przez nas kilku strof na temat pierwszego materiału muzycznego tego wydawnictwa „Misterioso J.S. Bach – Sonatas For Violin And Harpsichord”. Natomiast drugim, będąca silnikiem napędowym tego przedsięwzięcia rodzinna konotacja w dzisiejszym przypadku jednego z muzyków – ups, przepraszam według nowej nomenklatury i będąc bardziej trendy powinienem powiedzieć nie do końca dobrze brzmiących fonetycznie „muzyczek”, dlatego powiem artystek, jak i wydawcy – Aleksandra Bryła (violin), Michał Bryła (producent), co oznacza, że powołana do życia kolejna już płyta zrealizowana została tak zwanym własnym sumptem. I myślę, że to dobry ruch, bowiem zwyczajowe dążenie do pełnego konsensusu całości zaangażowanych w projekt osób nieco łatwiej pozwala dopracować najdrobniejszy niuans nie tylko brzmieniowy wydawnictwa, ale również dobrać najbardziej oddający ducha danej muzyki i stopniowania emocji układ utworów. Nad czym pochylił się opisywany, wspierany przez znakomitą pianistkę Monikę Woźniak team? Już zdradzam. Tym razem na artystyczny tapet wkroczyła muzyka W.A Mozarta, z którego dorobku wybrano kilka znakomitych, naturalnie skomponowanych na wspomniane instrumenty sonat. Pod jakim tytułem? Jak zwykle prostym, ale oddającym istotę tego sonicznego bytu „Wolfgang Amadeus Mozart – Sonatas for Fortepiano and Violin”.

Jak wspominałem we wstępniaku, tego typu produkcje są swoistymi perełkami w każdym aspekcie. Od wyboru repertuaru, przez wykonanie, mastering, po odpowiednie ułożenie następujących po sobie sonat, każdy ma swoje trzy grosze w odbiorze całości. Dlatego z naturalnych przyczyn nieco ograniczającego potencjalne ruchy pomysłodawców co do doboru materiału do wykonania – szukamy sonat na dwa konkretne instrumenty – przyjrzymy się reszcie ważnych składowych tej płyty. Idąc zatem tym tropem w moim mniemaniu wszystko jest w jak najlepszym porządku. Panie raz w tandemie, innym razem w krótkich solówkach znakomicie obchodzą się ze swoimi instrumentami, jednak co bardzo istotne, żadna z nich jeśli nie przewidział tego kompozytor, ze swoim repertuarem nie wychodzi przed tak zwany szereg. Owszem, starają się jak mogą maksymalnie sprostać wyzwaniu zagrania przecież fenomenalnie skomponowanych sonat, jednak zawsze swe najdoskonalsze działanie podświadomie dedykują współpartnerce. Jednak nie z uprzejmości, tylko w służbie lepszego rozumienia się w czasem frywolnych i szybkich, a czasem majestatycznych pasażach nutowych. Tak tak, głównodowodzący tym projektem muzycznym chcąc uniknąć pewnego rodzaju znużenia słuchaczy być może zasługującymi na najwyższe laury, ale na dłuższą metę wprowadzającymi pierwiastek emocjonalnej stagnacji jednostajnymi utworami, udanie je poprzeplatał. Takim to sposobem muzyka zmianą swojego tempa cały czas sprawia, że będąc pozytywnie podekscytowanymi nie tylko za nią podążamy, ale przy okazji napawamy się wirtuozerską grą artystek. To jest na tyle udanie znamienne w skutkach, że chcąc poznać zagrany materiał nieco bliżej, jak rzadko kiedy już przy pierwszym podejściu do niego cały krążek z wypiekami na twarzy przesłuchałem dwukrotnie. Zapewniam, to nieczęsta sytuacja. Owszem, taki stan można zrzucić na kark mojej fascynacji tego typu muzyką, jednak czasem nawet najlepsza kompilacja mówiąc brutalnie po prostu człowiekowi nie wchodzi, gdy tymczasem ów przygotowany zestaw kompozycji z portfolio Mozarta chłonąłem pełnią emocji. Wręcz bez opamiętania.

Na koniec kilka spraw na temat interesujących nas technikaliów. W odróżnieniu od pierwszego dostarczonego do naszej redakcji krążka nagranie jest bardziej dociążone. Wcześniejsza pozycja płytowa epatowała zbytnia lekkością, co czasem przekuwało się na nadpobudliwość. Nie jakąś dramatycznie bolesną, jednak odczuwalną. Tymczasem zestaw kompozycji Mozarta producent osadził w większej masie, co przełożyło się na dobre wypełnienie pozwalając tym sposobem pokazać majestatyczność fortepianu i uniknąć zbytniej przenikliwości skrzypiec. Już od pierwszych nut słychać było, że mastering miał wycisnąć z instrumentów maksimum wybrzmień i gdy wymagał tego materiał energii. Dlatego chyba nikogo nie zdziwi fakt znacznie przyjemniejszego, pozwalającego mocniej wejść w nagranie odbioru dobiegającej do mnie muzyki. Nie kłuła w uszy, za to znakomicie unikając zbytniego dociążenia cechowała ją dobra plastyka i nasycenie. Jednak co ważne, wspominana praca wokół barwy i wagi dźwięku nie zabiła timingu poszczególnych kompozycji. A nie zabiła prawdopodobnie dlatego, gdyż materiał nagrywano w formacie 192 kHz / 24 bit, dzięki czemu podczas postprodukcji było na czym pracować i po końcowym masteringu płytę wytłoczono na złotym nośniku. Banał? Być może dla wielu tak. Jednak wszyscy bawiący się w zaawansowane audio wiedzą, że gdy rozprawiamy o jakości brzmienia danej płyty, diabeł tkwi w szczegółach. Te zaś w tym przypadku to oprócz umiejętności artystów bez wątpienia również cały proces postprodukcyjny i finalne wydawnictwo.

Wieńcząc ten krótki opis wrażeń po odsłuchu tytułowej płyty mogę powiedzieć tylko jedno – z kilku bardzo istotnych powodów warto ją nabyć. Jakich? Przecież to wynika z tekstu. Ale żeby nie było, w skrócie powiem, że warto to zrobić z racji świetnego występu znakomitych instrumentalistek, z uwagi na trafienie w punkt konsensusu pomiędzy wagą i lotnością wykorzystanych podczas sesji sugestywnych generatorów dźwięku, zaś na koniec ze względu na pieczołowitą, finalnie świetnie brzmiącą pracę producencką. Jeśli to do Was nie przemawia, po prostu nie nadajemy na tych samych falach.

Jacek Pazio