Opinia 1
O tym, iż żyjemy w coraz „głośniejszym” środowisku nikogo uświadamiać wydaje mi się nie trzeba. I to wcale nie chodzi o irytująco wyjące do późnej nocy skutery dostawców internetowych zakupów i fastfoodów, czy sąsiada za ścianą usilnie starającego się wykorzystać ostatnie sekundy przed ciszą nocną na wywiercenie kolejnej dziury swoją nową wiertarką udarową, bądź nawet standardowy ruch uliczny. Ów „hałas środowiskowy” dotyczy również tego, czego tak naprawdę nie widać i pozornie nie słychać, czyli wszelakiej maści zakłóceń wysokoczęstotliwościowych i pasożytniczych artefaktów pochodzących z sieci komórkowych, Wi-Fi, zasilaczy impulsowych i wszelakiej maści technologicznych zdobyczy XXI w. wpływających, czyli de facto zaburzających, pracę naszych wymuskanych i mozolnie przez lata konfigurowanych systemów audio. I choć wydawać by się mogło, że walka z nimi przypominać może li tylko krucjaty na miarę tych uskutecznianych przez imć Don Kichota przeciwko wiatrakom okazuje się, iż są pasjonaci poświęcający własną wiedzę, czas i energię, by coś na owym polu jednak zdziałać. Do tego, bądź co bądź elitarnego grona z pewnością zaliczyć można litewski duet, czyli występujących pod marką LessLoss właściciela Louisa Motka i inżyniera Vilmantasa „Vil”-a Dudę, dla których owa przysłowiowa krucjata od lat stanowi chleb powszedni a ich wspólną obsesją stało się tworzenie i oferowanie rozwiązań pozwalających wszelakiej maści „hałasy środowiskowe” niwelować, jak i zapobiegać ich indukowaniu w miejscach na nie podatnych, do jakich niewątpliwie należą połączenia naszych komponentów audio. I właśnie z ich portfolio, dzięki uprzejmości rodzimego dystrybutora – AVcorp Poland przez ostatnie tygodnie dane nam było zasmakować nie tylko wydawać by się mogło zaskakująco niepozornych, szczególnie patrząc na nie poprzez pryzmat ceny, przewodów głośnikowych C-MARC™(with Entropic Process), jak i zdecydowanie bardziej intrygujących filtrów głośnikowych Firewall for Loudspeakers.
Przewody C-MARC™ wyglądają najdelikatniej mówiąc nad wyraz niezobowiązująco. Ot niepozorne czarne i przy tym zaskakująco wiotkie „sznurówki” otulone czarnym, bawełnianym peszelkiem, uzbrojone w kwalifikujące się do wagi piórkowej bananowe wtyki BFA i przyozdobione jedynie niewielkimi opaskami informującymi o ich kierunkowości i zaliczeniu swoistej ścieżki zdrowia w postaci procesu entropii. Równie nienachalnie prezentuje się opakowanie w jakim są dostarczane, gdyż rolę ochronną pełnią jedynie foliowe torebki strunowe i budżetowe kartonowe pudełka, przywodzące mi na myśl opakowania w jakich swojego czasu masowo dostarczane były słuchawki do wyrastających jak grzyby po deszczu openspejsowych call-center. Najwidoczniej jednak litewscy konstruktorzy wyszli z nomen omen słusznego wniosku, że zamiast wymyślnych a tym samym kosztownych puzderek lepiej maksymalną część środków przeznaczyć na know-how i materiały a co za tym idzie dźwięk a nie zupełnie pomijalne w trakcie odsłuchów opakowania, które koniec końców i tak lądują gdzieś w szafie. Tytułowe C-MARC™-i mają budowę koncentryczną. Ich rdzeń stanowi bawełniana plecionka z 24 czesanych nici. Wokół niego mamy 192 żyłową plecionkę z emaliowanych drutów miedzianych o średnicy 0,125mm każdy w układzie 16 x 12 zaplecionych zgodnie z ruchem wskazówek zegara. Kolejną warstwą jest bawełniany, skręcony z 96 nagazowanych i uszlachetnionych (merceryzowanych) nici oplot a na nim umieszczono kolejną – bliźniaczą do wcześniejszej, lecz zaplecioną w przeciwnym kierunku, spiralnych „zwojów”, warstwę 192 emaliowanych drutów miedzianych. Ich osłonę zewnętrzną stanowi oczywiście plecionka ze 128 merceryzowanych i nagazowanych nici bawełnianych, na którą z kolei nanizany jest kolejny – identyczny, pleciony ze 128 nici bawełniany peszel. Łączny przekrój wiązek przewodzących wynosi 4,608 mm². Jakby tego było mało dostarczone na testy przewody zostały fabrycznie poddane procesom entropii mającym na celu w pełni kontrolowane „postarzenie” przewodników, zmianę ich wewnętrznej struktury i nadanie im określonej kierunkowości oraz odporności na wibracje.
Z kolei głośnikowe Firewalle prezentują się zdecydowanie bardziej intrygująco. Ich przypominające probówki transparentne, cylindryczne żywiczne korpusy z jednej strony zakończono nagwintowanymi nakrętkami zdolnymi przyjąć dowolnie zakonfekcjonowany przewód głośnikowy a z drugiej (od strony kolumn) krótkimi, kilkunastocentymetrowymi odcinkami przewodów C-MARC™ z widełkami. W każdym z ww. modułów umieszczono po cztery miedziane pręty, które w swym centralnym przebiegu uzbrojono w misternie wykonane w trakcie procesu DMLS (Direct Metal Laser Sintering) – laserowego zgrzewania proszku spiekowego moduły Firewall a następnie zalano żywicą stabilizującą ów intrygujący tak wizualnie, jak i technologicznie układ. Jeśli komuś z Państwa w tym momencie zapaliła się czerwona lampka związana z obawami o elektryczny wpływ Firewalli, czyli mówiąc wprost zaburzenie interakcji amplifikacja-kolumny za oczywistym pośrednictwem przewodów głośnikowych spieszę donieść, iż każde tytułowe akcesorium LessLossa jest widziane przez wzmacniacz jako 16 mm² najzwyklejszego miedzianego drutu, przy czym konieczne jest przestrzeganie zarówno wskazówek dotyczących ich kierunkowości, jak i polaryzacji.
Zamiast od razu rzucać się niczym szczerbaty na suchary na pełen zestaw, bądź chociażby budzące oczywiste zainteresowanie Firewalle uznałem jednak, iż w ramach stopniowania napięcia rozsądniejsza będzie metoda małych kroków. Dlatego też na pierwszy ogień poszły C-MARC™-i w solowej odsłonie i … I śmiem twierdzić, iż zarówno ich aparycja, jak i właściwości fizyczne wydają się idealnie korespondować z oferowanymi przez nie walorami sonicznymi. Chodzi bowiem o to, iż dźwięk oferowany przez LessLossy jest niezwykle plastyczny i na swój sposób przyciemniony. Chociaż to przyciemnienie jest jedynie pozorne i chwilowe – wynikające z pierwszego wrażenia. Okazuje się bowiem, że gdy nasz słuch do nowej estetyki się przyzwyczai to powyższa zmiana okazuje się pochodną absolutnie czarnego tła i równie absolutnej ciszy stanowiącej bazę zawieszonych w niej dźwięków. Efekt aplikacji tytułowych przewodów można porównać do przesiadki na wysokiej klasy „cichy” a więc pozbawiony szumu własnego wzmacniacz w systemie z wysokoskutecznymi kolumnami i nie jest to bynajmniej przesada, lub też mniej bądź bardziej nośna metafora użyta na potrzeby niniejszej epistoły, lecz ewidentny i w pełni namacalny fakt. Posługując się z kolei muzycznymi przykładami, tym razem sięgając po hiperbolę i lekkie przymrużenie oka można posiłkować się analogią zmiany klimatu gwarnego „Jazz at the Pawnshop” Arne Domnérusa na zawieszone w nieprzeniknionej czerni dźwięki lutni na „From Heaven on Earth – Lute Music from Kremsmunster Abbey” Huberta Hoffmanna. Generalnie chodzi o to, że dźwięk z litewskimi przewodami jest bardziej skupiony, czystszy i lepiej zdefiniowany – nieskażony wspominanym szumem. Warto również wspomnieć, iż nie jest przez to mniejszy, gdyż kreowana scena dźwiękowa za każdym razem wiernie odzwierciedla realia nagrania, bądź zamysł ich realizatora. Unikamy dzięki temu zarówno efektu sztucznego rozdmuchania, jak i pomniejszenia – kompresji, gdyż wszystko jest akuratne i zgodne z rzeczywistością. Czy jednak rzeczywiście wszystko jest na tip-top? Poniekąd tak, jednak jedynym małym „ale” na jakie czuję się zwrócić uwagę jest pewne, podskórne uspokojenie przekazu. Tzn. na powyższym, natywnie wyrafinowanym, materiale owa maniera jest praktycznie niezauważalna, gdyż świetnie koresponduje z tego typu estetyką, jednak sięgając po „Ballistic, Sadistic” Annihilatora zwykłem oczekiwać bezpardonowej i brutalnej młócki serwowanej przez pławiących się w smakowicie ognistych thrashowych ekstremach Kanadyjczykach. Tymczasem z C-MARC™-ami ww. krążek zabrzmiał nadspodziewanie może nie tyle delikatnie i kulturalnie, bo do tego trzeba byłoby znaleźć wersję 45RPM i puścić ją na 33 obrotach, co z wyraźnie przypiłowanymi, czy wręcz wymuskanymi u manikiurzystki pazurami. Riffy nieco dosłodzono, stopa już tak bezpardonowo nie tłukła po trzewiach i jeszcze chwila a zastanawiałbym się nad dopisaniem radosnych porykiwań Jeffa Watersa na niedzielną playlistę stanowiącą muzyczne tło rodzinnego obiadu. To oczywiście niewinny żart, jednak jeśli ktoś do tej pory gustował w wysokich modelach japońskich Harmonixów, to i z LessLossami powinien się bardzo szybko zaprzyjaźnić.
A co zmieniły Firewalle? Śmiało a zarazem przewrotnie można stwierdzić, że z jednej strony nic, gdyż litewskie „breloczki” operują w tej samej estetyce co C-MARC™-i a z drugiej wszystko, gdyż intensywność ich wpływu jest nieporównywalnie większa. Uplastycznienie przekazu, zaczernienie i wyciszenie tła idzie jeszcze dalej a homogenizacja struktury źródeł pozornych sięga nawet nie szpiku ich kości, co atomów z jakich zostały zbudowane. Są to jednak zmiany nienaruszające tkanki muzycznej, linii melodycznych, czy samego klimatu nagrań a jedynie usunięcia z nich do tej pory obecnych a zarazem całkowicie pozamuzycznych elementów, czyli de facto właśnie zakłóceń, zniekształceń i mówiąc wprost hałasu. Referencyjny album „Tomba sonora” Stemmeklang / Kristin Bolstad zabrzmiał niczym zrealizowany w bezkresnej otchłani, gdzie czas wygasania poszczególnych dźwięków liczymy w godzinach. I to poniekąd jest fenomen, gdyż cisza pomiędzy poszczególnymi dźwiękami jest kompletna a czerń otaczająca muzyków jak oko wykol a jednocześnie wybrzmienia wcale nie ulegają skróceniu, lecz wręcz przeciwnie – słychać je dokładniej. Co ciekawe, właśnie owe wybrzmienia, czy natywny pogłos katakumb nie są sztucznie wypychane na pierwszy plan, lecz dyskretnie budują klimat nagrania tym samym podkreślając jego realizm. Proszę tylko sięgnąć po „Monteverdi – A Trace of Grace” Michela Godarda a z łatwością określicie Państwo wysokość łukowatych sklepień w Opactwie Noirlac. A jak z cięższym repertuarem, z którego powodu nieco przed chwilą marudziłem? Ukulturalnienie nadal jest obecne, no bo jakże miałoby go nie być, skoro nadal w torze mamy C-MARC™-i, jednak energetyczność przekazu staje się zdecydowanie mniej dyskusyjna. Bas szybciej się zbiera i mocniej kopie, przez co gładkość wysokich rejestrów, gdzie nader często operują gitarowe riffy i komunikatywność średnicy ułatwiają definiowanie rozgrywających się tam wydarzeń. Niejako przy okazji i poniekąd w gratisie dostajemy z całym tym dobrodziejstwem inwentarza możność czerpania radości z nagrań, które do tej pory zbierały przez większą część roku jedynie kurz, gdyż z racji ich niezbyt akceptowalnej realizacji sięgaliśmy po nie nad wyraz okazjonalnie. U mnie taką „zakurzoną półeczkę” okupują m.in. albumy w stylu „Keeper of the Seven Keys, Pts. I & II” Helloween, bądź „Zombie Attack” Tankard a z litewskimi specjałami w torze okazało się, iż da się ich wysłuchać nie tylko od początku do końca, co do tej pory graniczyło z cudem, to jeszcze z niekłamaną przyjemnością, gdyż właśnie owa serwowana przez nie gładkość, koherencja i wysycenie okazały się zaskakująco skutecznym panaceum na ułomności natury realizacyjnej.
W ramach krótkiego podsumowania z powodzeniem można stwierdzić, iż zarówno LessLoss C-MARC™(with Entropic Process), jak i Firewall for Loudspeakers, czy to w firmowym zestawie, czy też występach solowych najogólniej rzecz ujmując robią reprodukowanym przez nasze systemy dźwiękom „dobrze”. Eliminując pasożytnicze artefakty zapewniają dźwięk czystszy, bardziej wyrafinowany i gładszy. Pozwalają też przywrócić równowagę tonalną tam, gdzie nieco brakuje wypełnienia, bądź romantyczności przekazu i jedynie w nazbyt gęstych i ciemnych konfiguracjach mogą przekraczać krytyczną wartość „cukru w cukrze”. Jak to jednak w życiu bywa, nic nie zastąpi odsłuchu dzisiejszych bohaterów we własnym systemie, do czego gorąco Państwa zachęcam.
Marcin Olszewski
System wykorzystany podczas testu
– CD/DAC: Ayon CD-35 (Preamp + Signature) + Finite Elemente Cerabase compact
– DAC/Preamp: Meitner Audio MA3; Moon 390
– Odtwarzacz plików: Lumin U1 Mini + I-O Data Soundgenic HDL-RA4TB
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Gramofon: Kuzma Stabi S + Kuzma Stogi + Dynavector DV-10X5
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Końcówka mocy: Bryston 4B³ + Graphite Audio IC-35 Isolation Cones; Classé Audio Delta Stereo
– Wzmacniacz zintegrowany: Pathos Inpol² MkII
– Kolumny: Dynaudio Contour 30 + podkładki Acoustic Revive SPU-8 + kwarcowe platformy Base Audio
– IC RCA: Tellurium Q Silver Diamond
– IC XLR: Organic Audio; Vermöuth Audio Reference; Acrolink 7N-A2070 Leggenda
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver; Fidata HFU2; Vermöuth Audio Reference USB
– Kable głośnikowe: Signal Projects Hydra; Vermöuth Audio Reference Loudspeaker Cable; Synergistic Research Galileo SX SC
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power + Furutech CF-080 Damping Ring; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF
– Listwa zasilająca: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS(R)
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Switch: Silent Angel Bonn N8 + nóżki Silent Angel S28 + zasilacz Silent Angel Forester F1 + Luna Cables Gris DC
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+; Audiomica Laboratory Anort Consequence, Artoc Ultra Reference, Arago Excellence; Furutech LAN-8 NCF
– Stolik: Rogoz Audio 4SM
– Panele akustyczne: Vicoustic Flat Panel VMT
Opinia 2
Pewnie poniższe stwierdzenie wyda się Wam banalnym, jednak dla naprowadzenia na główny punkt dzisiejszego programu przypomnę, iż każda układanka audio – oczywiście z pominięciem tak zwanych produktów „All in one” – jest swoistym zbiorem naczyń połączonych. To zaś tłumacząc jak chłop k…, ni mniej ni więcej oznacza, że ogólne brzmienie wielokomponentowego zestawu bardzo mocno zależy od współpracujących ze sobą elementów. Oczywiście w tym przypadku nie mam na myśli jedynie elektroniki, ale dosłownie każdy, nawet najdrobniejszy element toru z okablowaniem i akcesoriami antywibracyjnymi włącznie, które nie oszukujmy się, służą do jakże ważnego końcowego strojenia jego brzmienia. Myślicie, że ostatni człon poprzedniego zdania to bujda na resorach? Bynajmniej, o czym przekonało się u mnie wielu znajomych z ostatnią lekcją na temat lepszej jakości dźwięku po uruchomieniu odtwarzacza palcem z przedniego panelu odtwarzacza niż pilotem włącznie. Jednak zdając sobie sprawę, że nawet po takiej nauce pośród nas – czytaj miłośników słuchania muzyki w możliwie najwyższej jakości – w postrzeganiu tej materii nadal jest wielu sceptyków, szanując ich zdanie, nie mam zamiaru kruszyć kopii o tak podstawowe zagadnienia. Zrozumieją nasz punkt widzenia, a tak po prawdzie słyszenia – wiele zyskają. Nie? Ich sprawa. Natomiast zmierzając do clou naszej pogadanki, jeśli zabawę w zaawansowane audio traktujecie z równym pietyzmem jak ja, chciałbym zaprosić Was na kilka ciekawych strof o dwuetapowym strojeniu testowej konfiguracji nie tylko tytułowym okablowaniem, ale również akcesoriami kolumnowymi. Zaskoczeni? Jeśli tak i chcecie dowiedzieć się, o czym mowa i co z tego wynikło, wykładając karty na stół dodam, iż dzięki jaworskiemu dystrybutorowi AVcorp tym razem tematem spotkania będzie tandem litewskich kabli kolumnowych LessLoss C-MARC™(with Entropic Process) wespół z ukierunkowującymi końcowy wynik soniczny zestawu, modułami filtrującymi sygnał Firewall.
Jak dobitnie obrazują fotografie, tytułowe druty różnią się od znakomitej większości konkurencji. Mam na myśli ich singlowy przebieg każdej z zaterminowanych w testowej wersji bananami, żył. Zazwyczaj w końcowej fazie produkcji producenci ubierają obydwa przewody w jeden końcowy peszel, jednak według opinii konstruktorów tego modelu opcja pojedynczych przebiegów jest rozwiązaniem bardziej optymalnym brzmieniowo. Jednak to nie jest jego główny wyróżnik, bowiem jego najważniejszą cechą jest użycie tak zwanego drutu Litz i ubranie go w zmniejszające szum własny przewodnika, firmowe rozwiazanie C-MARC™. Z uwagi na spore skomplikowanie tego tematu odsyłając zainteresowanych do źródła na stronie dystrybutora, nie będę sztucznie rozwadniał tekstu, tylko jako ciekawostkę zdradzę, iż kompletny produkt jest efektem nałożenia na siebie aż 6 warstw półproduktów. W ich skład których wchodzą nawinięte na wykonany z czesanego włókna rdzeń kilkunasto-drucikowe wiązki emaliowanego miedzianego przewodnika, kilka przekładek również kilkunasto-nitkowych plecionek nagazowanego i uszlachetnionego włókna naturalnego, ekran z miedzianej Litzz-owanej miedzi itd… . To jest pewnego rodzaju konstrukcyjne szaleństwo, dlatego oprócz próby zrozumienia mojego zawiłego opisu w celach solidniejszego zagłębienia się w temacie, z premedytacją zalecam zainteresowanym zerknąć na stronę producenta. Jednak nie w celu nauczenia się tej produktowej wyliczanki na pamięć, tylko zrozumienia, jak poważnie podchodzi do tego producent.
Jeśli chodzi o moduły filtrujące LessLoss Firewall, opisując serię fotografii, mamy do czynienia z zatopionymi w bezbarwnym akrylowym naboju, przebiegami sygnału przez pewnego rodzaju użebrowane filtry, z których od strony wzmacniacza znajdziemy złocone gniazdo dla konfekcji bananowej, a od kolumny niezbyt długi kabelek zakończony widełkami. Z czym to się je? To dokładnie wie tylko producent, jednak idąc za jego informacjami, owa bezbarwna baryłka dzięki technologii Skill filtering pozwala usunąć z kabla tak zwany szum środowiskowy na poziomie wyższym niż pozwalają na to układy oparte o najlepsze kondensatory i cewki. Niestety więcej dokładniejszych danych na temat Firewall-i nie udało mi się znaleźć, dlatego też wieńcząc opis ich techniczny dodam, iż zastosowana terminacja – wspomniany terminal od strony kabla i widły od kolumn niejako – jest dobrym ruchem producenta, gdyż w pewien sposób wymusza na użytkowniku odpowiednie podłączenie modułu, co wbrew pozorom potencjalnym nabywcom często spędza sen z powiek.
Gdy przebrnęliśmy przez akapit o budowie naszych bohaterów i przyszedł czas na kilka zdań o ich ofercie brzmieniowej, nie będę owijał w bawełnę, tylko już na starcie potwierdzę informacje w odezwie od producenta. Mianowicie piję do fajnego oczyszczania dźwięku z czasem mogących powodować nadpobudliwość systemu wszelkiego rodzaju niechcianych artefaktów typu denerwujące nas sybilanty tudzież zbytnia ofensywność przekazu w górnych rejestrach. Muzyka zostaje ciekawie uplastyczniona, co sprawia, że możemy obcować z nią dowolną ilość czasu bez najmniejszych oznak zmęczenia. Jednak co w tym wszystkim jest najciekawsze, ów brak zmęczenia umiejętnie stroni od wprowadzania do procesu obcowania z muzyką jakichkolwiek objawów znudzenia. Jak to możliwe? Otóż owszem, opiniowane kabelki nadają muzyce przyjemnego posmaku nasycenia i gładkości, jednak mimo odczuwalnego lekkiego cofnięcia najwyższego pasma, nie odbierają jej najważniejszego atutu, jakim jest solidny pakiet informacji. W konsekwencji z jednej strony napawamy się przyjemną barwą i eterycznością dźwięku, a z drugiej nadal brylujemy w świecie pełnym najdrobniejszych niuansów sonicznych. Ale to nie koniec dobrych wieści. Być może w to nie uwierzycie, ale podczas mojego starcia z litewskimi drutami system nie zgłaszał oznak nadmiernego pompowania niskich rejestrów, co w mojej ocenie wręcz książkowo odzwierciedlało zawarte w materiałach promocyjnych zalety okablowania jako oczyszczanie, a nie szkodliwe zagęszczanie sygnału. OK., to było starcie z kablami saute. A co wydarzyło się po aplikacji modułów Firewall? Nic nadzwyczajnego. Zwyczajnie proces ukulturalniania dźwięku został pogłębiony. Jednak myliłby się ten, kto sądziłby, że uduszony. Owszem, jawił się jako spokojniejszy, ale przecież nikt nie namawia do stosowania obydwu produktów w jednej systemowej konfiguracji. A jeśli nawet, to u mnie nadal wynik był daleki od projekcji świata dźwięków jak po zażyciu pavulonu. I może się zdziwicie, ale znając sporo konfiguracji moich znajomych, w kilu z nich bez najmniejszych pobaw o dobry wynik spróbowałbym wpiąć pełen testowy set marki LessLoss, gdyż jego wpływ jest naprawdę umiejętnie dozowany. Jaka byłaby ich ostateczna decyzja, nie wiem, ale przypuszczam, iż byłoby bardzo intrygująco.
Jak całość wypadała w starciu z muzyką? Moim zdaniem w wielu przypadkach przyjemnie kojąco, a przez to zaskakująco ciekawie nawet gdy była bardziej intymna niż mam na co dzień. Chodzi oczywiście o wycyzelowany jazz i muzykę dawną, które w moim systemie już na starcie były trafione w punkt. Owszem, podczas testowej próby pokazały się z jeszcze bardziej natchnionej strony i w pierwszym momencie umysł szukał powodów takiego stanu rzeczy. Jednak dosłownie po kilku taktach okazywało się, że ta przecież mająca ukoić moje zmysły muza przez przefiltrowanie tytułowymi kablami oferowała jeszcze większe, ku mojemu zaskoczeniu przyjemnie przyswajalne pokłady dobrego ducha, co powodowało natychmiastową, co istotne, całkowicie zrozumiałą akomodację z pewnego rodzaju sonicznym novum.
Jeśli chodzi zaś o resztę stanów moich półek z CD-kami, muza typu rock po takim zastrzyku plastycznego dobra, aż kipiała radością od zbawiennego wpływu nie tylko C-MARC-a, ale również dodatkowych filtrów Firewall. Przecież wiadomym jest, jak marnie, zazwyczaj krzykliwie jest zrealizowana, dlatego dwuskładnikowe clou tej epistoły w naturalny sposób okazało się być oczekiwanym panaceum na nieroztropność producentów tego typu zapisów nutowych.
Nieco inaczej widziałem temat w przypadku elektroniki. Ta z racji wpisanego w kod DNA szaleństwa dosłownie każdej nuty podobnych zabiegów raczej nie potrzebuje, Dlatego też walka z zamierzonym przez kable uprzyjemnianiem przekazu nie była dla niej najlepszym czasem. Spokojnie, nie umarła, jednak nie nosiła cech oczekiwanego ADHD, tylko coś na kształt utrzymania zasad kindersztuby na pierwszym obiedzie u teściów. Ale nie zdziwię się, jeśli i taka wersja twórczości przy pomocy sztucznej inteligencji znajdzie swojego wielbiciela. Kto to taki? Oczywiście posiadacz systemu z cechami krzykliwości, których pośród audiofilskiej braci wbrew pozorom jest całkiem sporo.
Mam nadzieję, że powyższy opis dał Wam jasną odpowiedź, czego można spodziewać się po zabawkach z Litwy. Po pierwsze – fajnie kolorują, ale nie zabijają dźwięku. Po drugie – robią to nadzwyczaj delikatnie, co udowodniła ciekawie wypadająca próba z obydwoma komponentami w torze na raz. Zaś po trzecie – obydwa produkty mniej więcej działają tak samo, czyli potencjalny nabywca w celu skorzystania z dobra marki LessLoss nie musi od razu zmieniać kabli, tylko na początek może spróbować działania samych modułów. Kto jest owym potencjalnym nabywcą? To wyartykułowałem już na początku akapitu o brzmieniu systemu testowego. Pewniakami są melomani mierzący się z problemami nadinterpretacji swoich zestawów. Natomiast bez najmniejszych problemów mogącymi spróbować przyjemnego świata muzyki według C-MARC™(with Entropic Process) & Firewall for Loudspeakers jest cała reszta posiadaczy układanek bez oznak otyłości. Nawet ci już z fajnie malującymi świat muzyki. Jeśli nawet nic z tego nie wyjdzie, będą bogatsi o nowe, w mojej opinii cenne doświadczenia.
Jacek Pazio
System wykorzystywany w teście:
Źródło:
– transport: CEC TL 0 3.0
– streamer: Melco N1A/2EX + switch Silent Angel Bonn N8
– przetwornik cyfrowo/analogowy: dCS Vivaldi DAC 2.0
– zegar wzorcowy: Mutec REF 10 SE-120
– reclocker: Mutec MC-3+USB
– Shunyata Research Omega Clock
– Shunyata Sigma V2 NR
Przedwzmacniacz liniowy: Robert Koda Takumi K-15
Końcówka mocy: Gryphon Audio Mephisto Stereo
Wzmacniacz zintegrowany: Pilium Audio Odysseus
Kolumny: Dynaudio Consequence Ultimate Edition, Gryphon Trident II, Gauder Akustik Berlina RC-11
Kable głośnikowe: Tellurium Q Silver Diamond
IC RCA: Hijiri Million „Kiwami”, Vermouth Audio Reference
XLR: Tellurium Q Silver Diamond, Hijiri Milion „Kiwami”
IC cyfrowy: Hijiri HDG-X Milion
Kable zasilające: Hijiri Takumi Maestro, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4.1 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord, Acrolink 8N-PC8100 Performante
Stolik: SOLID BASE VI
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA SS, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon:
napęd: SME 30/2
ramię: SME V
– wkładka: MIYAJIMA MADAKE
– Step-up Thrax Trajan
– przedwzmacniacz gramofonowy: RCM Theriaa
Dystrybucja: AVcorp Poland
Ceny
LessLoss C-MARC™(with Entropic Process): 12 790 PLN / 2 x 2m; 15 290 PLN / 2 x 2,5m; 17 790 PLN / 2 x 3m; 20 290 PLN / 2 x 3,5m … 27 790 PLN / 2 x 5m
LessLoss Firewall for Loudspeakers: 7 990,00 PLN / 4 szt.
Najnowsze komentarze