Tag Archives: linear power supply


  1. Soundrebels.com
  2. >
  3. linear power supply

Farad Super10

Link do zapowiedzi: Farad Super10

Opinia 1

O tym, że przyroda nie znosi próżni wiemy od najmłodszych lat. Tak samo jak, oczywiście z biegiem dni i nabieraniem doświadczenia i poszerzamy wiedzę o podstawowych zasadach rządzących rynkiem, w tym m.in. o mechanizmach kreowania popytu. Jeśli jednak co do pierwszego założenia zakładam pełną zgodność, to coś czuję w kościach, że nie wszyscy są przekonani co do słuszności drugiego. Dlatego też pozwolę sobie sięgnąć po dość oczywisty i niestety coraz bardziej powszechny przykład. Smartfony. Kojarzycie Państwo co zacz? Małe, coraz droższe, pożerające czas, powodujące wady postawy, wypadki drogowe, degradację wzroku cholerstwo a zarazem coś, bez czego większość nas czuje się nie tylko jak bez ręki, co wręcz popada w stany lękowe i traci orientację w otaczającej rzeczywistości. Ja jednak nie o tym, gdyż akurat w nich, smartfonach znaczy się, najistotniejsze są ładowarki a dokładnie zataczający coraz szersze kręgi trend nieumieszczania ich w pudełkach wraz ze, pardon moi za archaizm, „słuchawkami”. No i w czym problem? A w tym, że bez ww. akcesorium żywotność współczesnych smartfonów nie przekracza doby, góra dwóch a widok oblepiających niczym rój dzikich pszczół wszelakiej maści punkty z gniazdkami elektrycznymi na lotniskach i centrach handlowych, jadących na rezerwie nieszczęśliwców już od dawna stał się na tyle powszechny, że nikt nie zwraca nań uwagi. Reasumując, wystarczy uświadomić sobie skalę sprzedaży smartfonów, by bez doktoratu z ekonomii zorientować się jaki powstał popyt na możliwie szybkie i wydajne ładowarki. Przesadzam i co do licha ma to wspólnego z audio? Bynajmniej, a co do części wspólnej z budzącym nasze zainteresowanie rynku zaskakująco sporo i wcale nie chodzi o to, że funkcje ładowania indukcyjnego już pojawiają się w „samograjach” największych graczy (vide Yamaha MusicCast 200). Analogii szukać należy bowiem na nieco innym poziomie, ale mechanizm napędzany poprzez skalę / wolumeny sprzedaży urządzeń jest jak najbardziej ten sam. O czym mowa? O wszechobecnych impulsowych zasilaczach zewnętrznych/wtyczkowych a czasem również tych zaimplementowanych wewnątrz wszelakiej maści DAC-ów, streamerów, phonostage’y, gramofonów, switchy, etc., czyli nieprzebranego ogromu „niskoprądowych” (5-24V) składowych naszych systemów. Zakładam, że nie muszę w tym momencie nikogo uświadamiać, iż tego typu jednostki zasilające niczego dobrego nie oferują, nie dość, że znacząco limitując możliwości „napędzanych” przez siebie urządzeń, to jeszcze siejąc wokół i robiąc „kuku” pracującym na tej samej linii „sąsiadom”. Dlatego też kto żyw, a tak po prawdzie ci co swój rozum i słuch mają zastępują ww. „badziewie” dedykowanymi zastosowaniom audio niskoszumnymi jednostkami liniowymi, czy to dostępnymi jako upgrade w katalogach macierzystych wytwórców posiadanej elektroniki, czy też sięgając po rozwiązania firm trzecich. Żeby jednak nie być posądzonymi o gołosłowność o niewątpliwych zaletach takich przesiadek wspominaliśmy m.in. z okazji testów Telegärtnera M12 Switch Gold, wraz z którym otrzymaliśmy rodzimy Jcat Optimo 3 Duo, obu Foresterów (Silent Angel Forester F1, Forester F2), czy też SOtM sNH-10G + sCLK-EX, który dotarł do nas wraz z SOtM SPS-500. I gdy wydawało się, że górną granicę akceptacji/rozsądku (niepotrzebne skreślić) zamyka wyceniony na drobne 1750 € Jcat Optimo 3 Duo (tak, tak, doskonale zdajemy sobie sprawę z istnienia wersji Ultimo za 3 500€, oraz przekraczającego pułap 13kPLN monstrualnego Keces Audio P28, jednak skoro nie mieliśmy okazji ich u siebie gościć na razie nie będziemy się nimi zajmować), z tzw. nienacka otrzymaliśmy wielce intrygującą korespondencję z holenderskiej, zlokalizowanej w niewielkim Rhenen manufaktury Farad power supplies, czy przypadkiem nie mielibyśmy ochoty rzucić okiem i uchem na ich topowy … zasilacz liniowy Super10. Jak łatwo się domyślić, skoro czytacie Państwo te słowa, to ochotę jak najbardziej mieliśmy. Do ustalenia została tylko specyfikacja umożliwiająca przetestowanie urządzenia w obu naszych systemach i voilà – oto kilka naszych refleksji, do lektury których serdecznie zapraszamy. Dodam tylko, iż wraz zasilaczem zamiast standardowego przewodu Level 2 producent był tak miły i dołożył oczko wyższe – Level 3, w dodatku w dwóch wersjach – copper i silver.

Gwoli wyjaśnienia na wstępie dodam, iż choć korciło mnie, żeby pojechać po przysłowiowej bandzie i od razu zrobić prawdziwą rewolucję rozbebeszając swojego dyżurnego Lumïna U2 Mini aplikując mu w zadek Super10-kę, to potem przyszło opamiętanie, czy jak kto woli odezwały się resztki zdrowego rozsądku. No bo bądźmy szczerzy – każdorazowa, dokonywana własnym sumptem, mechaniczna ingerencja w urządzenie, pomijając wymianę nóżek, czy bezpiecznika, zazwyczaj oznacza utratę gwarancji o dramatycznym spadku wartości przy odsprzedaży nawet nie wspominając. Dodając do tego niemalże atawistyczną niechęć do tzw. DIY większości wyrafinowanych audiofilów tego typu test byłby nie dość, że ubogacający gównie dla posiadaczy ww. transportu, to jeszcze z owej puli prawdopodobnie jedynie kilka (kilkanaście?) promili gotowych by było dokonać stosownej wiwisekcji używanego plikograja. Dlatego też postawiliśmy na nieco asekuracyjny i całkowicie bezinwazyjny wariant, czyli test wersji dedykowanej egzystującym w obu naszych systemach switchom Silent Angel Bonn N8. Żeby jednak nie było za nudno u mnie na co dzień 8-kę zasila pierwszy model „Leśniczego”, czyli F1-ka a u Jacka pracuje ze standardową, wtyczkową jednostką, więc dodatkowo będą dwa punkty odniesienia.

Już podczas unboxingu na własnej skórze doświadczyliśmy, że Farad do swojego flagowca podszedł mocno bezkompromisowo a samą Super10-ke trudno rozpatrywać li tylko w „akcesoryjnych” kategoriach, bowiem swą posturą i wagą nawiązuje zaskakującą równą walkę, bądź nawet ją wygrywa z kompaktowymi rozwiązaniami w stylu stereofonicznych końcówek mocy Teddy Pardo TeddyAmp ST60, czy Chord Electronics Étude. Trudno się temu dziwić, skoro jej korpus wykonano z grubych płatów anodowanego na czarno stopu aluminium a ściany boczne zastąpiono grzebieniami groźnie nastroszonych radiatorów. Do tego dochodzą blisko półcentymetrowej grubości płyty frontu i pleców, więc przynajmniej na pierwszy rzut oka (szczególnie en face) nasz dzisiejszy gość nader udanie „udaje” końcówkę mocy (miniaturkę Abyssounda ASX-2000?). Owo wrażenie pogłębia minimalistyczny front z pomysłowym wkomponowaniem zarysu litery „F” w zazębiające się jego połówki i centralnie umieszczona niewielka dioda informująca o stanie pracy urządzenia. Oprócz wspomnianych radiatorów o dobrostan pracujących w trzewiach komponentów dbają również ciągnące się niemalże przez cała długość płyty górnej otwory wentylacyjne a za praktycznie jedyny element dekoracyjny można uznać wyfrezowane w pobliżu przedniej krawędzi nazwa producenta i oznaczenie modelu.
Brak kompromisów widać również na ścianie tylnej, gdzie nie dość, że zamontowano topowe gniazdo zasilające Furutech FI-09 NCF IEC C13/C14 z fabrycznie założonym bezpiecznikiem … 6.3A 5×20 mm Synergistic Research Purple (!!!), to za stosowną opłatą można od razu zdecydować się na wyższej klasy wyrób Quantum Science Audio (Violet – 408€; Red – 1068€; Red-Black – 2168€ ). Nie da się jednak ukryć, że cały show kradnie monstrualne, szczególnie z perspektywy napięć roboczych, czteropinowe, zakręcane gniazdo wyjściowe GX25-4. Na lewo od niego znajdziemy przycisk resetu pozwalający na zresetowanie zawiadującego urządzeniem mikroprocesora konieczny przy przepinaniu się pomiędzy różnymi odbiornikami a tym samym uruchomienie procedury startowej dopasowującej parametry wyjściowe. Następnie umieszczono hebelkowy selektor trybu pracy triggera i 3,5mm gniazdo ww. interfejsu. Z kolei po prawej zlokalizowano bliźniaczy przełącznik uziemienia (Flow/Earth) i dedykowany zacisk, oraz wspomniane już, zintegrowane z bezpiecznikiem gniazdo zasilające IEC C13.
Jeśli zaś chodzi o same trzewia, to … klękajcie narody. Nie dość bowiem, że ponad połowę objętości zajmuje szczelnie zamknięty w dedykowanym „rondlu” podwójnie ekranowany potężny, ręcznie nawijany transformator toroidalny o wysokiej indukcyjności, to towarzyszy mu budząca zaufanie cewka eliminująca ewentualnie brzęczenie i generowaniu pól EM (elektromagnetycznych). Do tego dochodzi bateria kondensatorów o łącznej pojemności … 72 000 µF i dodatkowy bank superkondensatorów (EDLC) o pojemności 16.7F (!!!) a na wyjściu niskoszumny regulator z kompensacją prądową i filtrem dolnoprzepustowym (HF) z kondensatorami foliowymi o bardzo niskim ESR. Nad całością czuwa sterowane mikroporocesorowo zabezpieczenie przed zwarciem, przeciążeniem, udarem dodatkowo kontrolujące stabilność termiczną urządzenia. Efekt? Całkowita odporność na wszelakiej maści zakłócenia obecne w sieci elektrycznej a tym samym możliwość wpinania go bezpośrednio – bez filtracji i kondycjonowania w ścianę.
Co ciekawe producent w instrukcji czarno na białym przyznaje nie dość, że optymalny czas wygrzewania Super10 wynosi około 500h, to dodatkowo za oczywiste uznaje wpływ na brzmienie elektroniki przewodów zasilających, więc zachęca do poszukiwania synergicznych mariaży i przypomina o weryfikacji poprawności polaryzacji.

No dobrze, dość tego wodolejstwa. Najwyższa pora zakasać rękawy, zaparzyć sobie czajniczek aromatycznej Wakōcha Benifūki (espresso musi poczekać do niedzieli), wygodnie umościć się na kanapie, załadować playlistę i zabrać za odsłuchy. I powiem tak. Niby zdawałem sobie sprawę, co Silent Angel Bonn N8 potrafi, bo nawet z fabryczną impulsówką „robił dobrze” streamingowi, rozwinął skrzydła z F1-ką i wydawać by się mogło, że z F2-ką generalnie osiągnął apogeum swoich możliwości. I w ostatnim przypadku miałem 100% rację, gdyż … tak mi się tylko wydawało. Bowiem, to, co zaoferował Farad dalece wykraczało ponad moje najśmielsze oczekiwania. Tak, tak, doskonale zdaję sobie sprawę z wręcz kuriozalnego mezaliansu jakim jest podpinanie pod switch za 2kPLN zasilacza za ponad 16kPLN (z przewodem level3), ale … śmiem twierdzić, że w tym szaleństwie jest głębszy sens. I to taki, że ze sporą dozą prawdopodobieństwa możemy założyć, iż właśnie przy tak rażącej dysproporcji więcej z budżetowego rozgałęziacza zer i jedynek już wycisnąć się nie da i basta. A co jest jej efektem? Przede wszystkim onieśmielający przyrost dynamiki, rozdzielczości, holograficznej trójwymiarowości i namacalności przekazu. Śmiało można uznać, iż pojawienie się w torze Super10-ki było niczym może nie z racji swej chwilowości wybuch supernowej, co wysadzenie/usunięcie limitującej przepływ zarówno energii, jak i informacji rzecznej katarakty. Proszę się tylko nie obawiać, iż pokłosiem powyższego odkorkowania będzie przysłowiowe wciśnięcie pedału przyspieszenia w podłogę i bezrefleksyjny, samobójczy rajd w stronę betonowej ściany, lecz jedynie dalszy progres wspomnianych przed chwilą aspektów w porównaniu z tym, co do zaoferowania miał Forester F2. I tu od razu podkreślę, iż o ile przesiadka z F1 na F2 była zauważalna, to jednak daleka od jakiejkolwiek dramatyczności, o tyle sparring F1 z Faradem śmiało można było uznać za zaskakująco krótki i zakończony knockoutem dla Holendra. Z autentycznym bólem to piszę, ale z F1-ki nie było za bardzo co zbierać a perspektywa powrotu do niej po zakończonych testach Super10 wzbudzała we mnie ekscytację porównywalna do tej odczuwanej podczas oczekiwania pod gabinetem stomatologicznym na sesję leczenia kanałowego. Proszę mnie tylko dobrze zrozumieć – ja nie mam nic, poza wynikającą z w pełni świadomego użytkowania słabością, do ww. zasilacza Silent Angela, jednak przesiadka na tytułową jednostkę dała takiego „kopa” plikowej odnodze mojego systemu, że jakikolwiek regres, a do takiego poziomu należy sprowadzić powrót do punktu wyjścia, odbierałem jako ewidentny zamach na moje audiofilskie priorytety. Jednak ad rem. Z Faradem w torze zarówno „Nord”, jak i pachnący jeszcze tłocznią „Vandar” pochodzącej z Trøndelag (Norwegia) formacji Gåte wreszcie przestały przywodzić na myśl zorganizowaną przez lokalne koło gospodyń wiejskich potańcówkę odbywającą się przy dźwiękach generowanych przez nadgryzione zębem czasu ludowe instrumentarium, tylko łapiąc za ucho odkrywał natywne piękno skandynawskiego folku nader zgrabnie flirtującego ze stricte hard-rockową, czy wręcz gotycką estetyką. Było przestrzennie (bezdyskusyjnie bardziej obszerna we wszystkich wymiarach scena), swobodnie i co najważniejsze wynikające z lepszej rozdzielczości bardziej precyzyjne ogniskowanie źródeł pozornych pozwalało intensywniej zanurzyć, wgryźć się w reprodukowany materiał oferując zarówno w pełni namacalne faktury naturalnego instrumentarium, porażającą ekspresję wokalu Gunnhild Sundli i oniryczne obłoki sampli. A skoro o skandynawskie klimaty zahaczyliśmy, to proponuję przeprowadzkę do Oslo i ponad godzinny miting z „Eight Ways” Madder Mortem, gdzie stonerowo-melancholijny wokal Agnete M. Kirkevaag nie stroni od iście screemowych wstawek suto podlanych schizofreniczną mieszanką lirycznych plumnkań i wybuchową kompozycją thrashu z black metalem. Jak się z pewnością Państwo domyślacie nie jest to ani łatwy, ani tym bardziej wdzięczny pod względem akcentowania wyrafinowania audiofilskich systemów, jednak jeśli tylko będziemy w stanie go strawić pokaże nam prawdę tak o muzyce, jak i systemie go odtwarzającym. Aby jednak ów moment prawdy nastąpił wszystko musi się ze sobą zgrywać, gdyż jeśli owej synergii nie ma to całość albo wypada zbyt siermiężnie i ofensywnie, albo przypomina konsystencją rozgotowane kluchy wśród których nie sposób dostrzec większości szczegółów. A z Faradem różnicowało nie pozostawiało nawet cienia wątpliwości co do faktur i złożoności poszczególnych kompozycji dając słuchaczowi pełen wgląd w ich strukturę przy jednoczesnym zachowywaniu nadrzędnej im spójności.
A niejako na deser i w oczywistej opozycji do powyższych wyjców, choć nadal nie ruszając się ze Skandynawii (tym razem Kopenhaga) sięgnąłem po prawdziwy minimal, czyli „LULO The Restless” Rued Langgaard reimagined – dla niewtajemniczonych to transkrypcja na wiolonczelę i kontrabas highlightów z późnoromantycznej twórczości Rueda Langgaarda. Mamy zatem dwa instrumenty o szalenie trudnej, szczególnie na dłuższą metę, w odbiorze barwie i fakturze przypominającej piłowanie mokrej tarcicy a i sam repertuar szalenie odległy od mainstreamowych skoczności. Trzeba się zatem nie tylko przemóc, by po coś takiego sięgnąć, ale i skupić próbując odnaleźć w tych jakże obcych większości odbiorców dźwiękach jakąś logikę, o pięknie i melodyce nawet nie wspominając. Mówiąc w skrócie idealny krążek do „wietrzenia” sal podczas audiofilskich spędów. O dziwo jednak Farad i z takim karkołomnym wyzwaniem sobie poradził nie tylko przechodząc z mechanicznej reprodukcji na poziom realizmu „wykonu” (koszmarne słowo) na żywo, co materializując duet tuż przed nami – nieco za linią kolumn. Dzięki temu starsze/większe rodzeństwo skrzypiec mogło wybrzmieć z właściwą sobie dynamiką a jednocześnie z zachowaniem odpowiednich gabarytów a tym samym realistycznymi wolumenami i „obsługiwanym” pasmem. Nagle wszystko stało się oczywiste, akuratne i na wyciągnięcie ręki – bez sztuczności, przejaskrawień, wyostrzeń, czy zupełnie niepotrzebnej gigantomanii.
A właśnie, jakoś zupełnie umknął mi szczegół związany z dostarczonym wraz z Super10 okablowaniem DC Level 3. Otóż po początkowej żonglerce obiema wersjami finalne odsłuchy prowadziłem przy użyciu wersji miedzianej, która oferowała lepsze wypełnienie i soczystość przekazu. Srebrna z kolei nieco akcentowała konturowość i potrafiła na cięższym rocku rozświetlać górę, co biorąc pod uwagę obecną tamże agresję na dłuższą metę w moim systemie stawało się nieco zbyt dosadne. Warto jednak mieć porównanie obu opcji we własnym systemie i dopiero po takim bratobójczym sparringu dokonać ostatecznego wyboru, bądź zdecydować się na oba i dopasowywać je do danego repertuaru. Dzięki temu przy np. dość ciemno zrealizowanej i niemalże „rubensowsko” definiującej źródła pozorne „New Moon Daughter” Cassandry Wilson będziecie Państwo mogli sięgać po srebro a przy brutalnej i ofensywnej „Tangaroa” Alien Weaponry pozostać wiernymi właściwemu miedzi eufonicznemu wysyceniu.

I teraz napisze coś, za co pewnie dostanę po głowie od dystrybutora Silent Angela, ale cóż poradzę, że prawda, bądź może lepiej zastąpmy ją „moim skromnym zdaniem” i na moje spaczone obłąkańczym skowytem wydzierganych szarpidrutów ucho Silent Angel Bonn N8 z zasilaczem Farad Super10 zagrał pod każdym względem lepiej od bądź co bądź flagowego a przy tym wielce udanego NX-a. A jeśli powyższe wyznanie nie jest dla Państwa wystarczającą rekomendacją, to pozwolę sobie podzielić się z Wami kolejnym, kiełkującym w mym umyśle dalece niepoprawnym politycznie pomysłem. Otóż po tym, co Farad Super10 pokazał ze switchem coraz poważniej rozważam opcję o której wspominałem na wstępie, a którą z racji wielu niewiadomych odrzuciłem, czyli dokonanie stosownej wiwisekcji posiadanego Lumina U2 Mini, czym bardzo możliwe, że skażę go na dożywocie w moim systemie, ale z drugiej zapewnię mu trudny do przecenia energetyczny dobrostan, który powinien przełożyć się na jego walory soniczne. Co jednak przyniesie przyszłość czas pokaże a wszystkim tym z Państwa, którym nie w głowie tak radykalne ingerencje polecę wpięcie go np. w streamer Silent Angel Munich M1T, lub zainteresowanie się np. 12V (Rhein Z1 , kilka modeli gramofonów Clearaudio, etc.), lub 24V (McIntosh MT10 będzie wdzięczny) – zdecydowanie bardziej uniwersalnymi wersjami i zupełnie bezinwazyjny upgrade znajdujących się na Waszym stanie urządzeń. Żeby jednak nie było samych ochów i achów a całość nie przypominała ociekającego lukrem ulepka wypada zaznaczyć, iż w porównaniu z ww. i niewymienioną (vide Keces Audio P28) konkurencją Farad Super10 dysponuje pojedynczym wyjściem, co w przypadku nieco bardziej rozbudowanych systemów może generować bolesny wzrost kosztów, o ile tylko zapragniecie Państwo wyeliminować wszystkie zewnętrzne impulsówki.

Marcin Olszewski

System wykorzystany podczas testu
– CD/DAC: Ayon CD-35 (Preamp + Signature) + Finite Elemente Cerabase compact
– Odtwarzacz plików: Lumin U2 Mini + Omicron Magic Dream Classic; I-O Data Soundgenic HDL-RA4TB
– Gramofon: Denon DP-3000NE + Denon DL-103R
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Wzmacniacz zintegrowany: Vitus Audio RI-101 MkII
– Kolumny: Dynaudio Contour 30 + podkładki Acoustic Revive SPU-8 + kwarcowe platformy Base Audio
– IC RCA: Furutech FA-13S; phono NEO d+ RCA Class B Stereo + Ground (1m)
– IC XLR: Vermöuth Audio Reference; Furutech DAS-4.1
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Fidata HFU2; Vermöuth Audio Reference USB
– Kable głośnikowe: Signal Projects Hydra + SHUBI Custom Acoustic Stands MMS-1
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power + Furutech CF-080 Damping Ring; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF; Esprit Audio Alpha
– Listwa zasilająca: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS-D (R) NCF
– Switch: Silent Angel Bonn N8 + nóżki Silent Angel S28 + zasilacz Silent Angel Forester F1 + Luna Cables Gris DC
– Przewody ethernet: In-akustik CAT6 Premium II; Audiomica Laboratory Anort Consequence, Artoc Ultra Reference, Arago Excellence; Furutech LAN-8 NCF; Next Level Tech NxLT Lan Flame
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Stolik: Solid Tech Radius Duo 3
– Panele akustyczne: Vicoustic Flat Panel VMT

Opinia 2

Dla zdecydowanej większości z nas nie jest tajemnicą, że dobre zasilanie to podstawa. Jednak co innego teoretyczna – czysto akademicka wiedza, a co innego realna dbałość o ten aspekt przez producentów elektroniki. Naturalnie każde urządzenie musi być w jakiś sposób karmione życiodajną energią elektryczną, niestety często problemem jest kalkulacja finalnych kosztów konstrukcji lub zwykłego widzi mi się inżynierów, co w najlepszym wypadku kończy się okrojoną do granic możliwości sekcją zasilania z policzonym „na styk” toroidem, lub o zgrozo zastosowaniem siejącego zniekształceniami zasilacza impulsowego, o wtyczkowych koszmarkach nawet nie wspominając. Na szczęście za sprawą firm specjalizujących się w produkcji zewnętrznych zasilaczy takie praktyki w ostatnich czasach są łatwo odwracalne. Czy to dzięki drobnym zmianom wewnątrz obudowy, czy przy pomocy zewnętrznych przystawek, najważniejsze jest to, że jeśli coś w naszym zestawie w temacie zasilania zostało potraktowane po macoszemu, nie stoimy na straconej pozycji. Jaki jest cel tego wywodu? Naturalnie chodzi o wprowadzenie w dzisiejsze spotkanie z bardzo szanowaną na świecie holenderską marką Farad, która własnym sumptem dostarczyła do naszej redakcji zewnętrzny zasilacz Farad Super10.

Tytułowa 10-ka to w wartościach bezwzględnych średniej wielkości, jednakże w odniesieniu do tego typu zewnętrznych konstrukcji prądowych naprawdę sporych rozmiarów skrzynka. Do tego w celach odprowadzania potencjalnie wydzielanego ciepła – ja nie zauważyłem szczególnego wzrostu tego parametru, ale dobrze, że producent przewiduje graniczne sytuacje – uzbrojona na bokach w solidne radiatory. Co jest istotne dla tej konstrukcji, to fakt zastosowania wielkiego, zajmującego ponad połowę wnętrza, zapewniającego odpowiednią dawkę energii, nawiniętego w firmowej technologii, dodatkowo podwójnie zaekranowanego wraz z dławikiem w obronie przed wpływem zniekształceń z otoczenia transformatora toroidalnego. Resztę objętości skrzynki zajmuje zabezpieczona aktywnym układem kompensacji prądu, bogato uzbrojona płytka PCB. Bardzo wychwalaną przez producenta ciekawostką jest zastosowanie kondensatora foliowego zamiast elektrolitycznego w sekcji wyjściowej. Zaś tak zwaną wisienką na torcie okazuje się być pokazujące, iż priorytetem jest jakość, a nie produkcyjne oszczędności, standardowe zabezpieczenie układów wewnętrznych przy użyciu bezpiecznika amerykańskiej marki Synergistic Research Purple oraz gniazda z portfolio japońskiego Furutecha FI-09 NCF. Finałem dostarczonego zestawu były dwa na pierwszy rzut oka widać, że solidnie wykonane, z tego powodu nie tanie, ale spełniające zaplanowane przez markę normy jakości kable serii Level 3 do zasilenia posiadanego przez nas swticha na bazie miedzi i srebra.

Czy podłączenie zewnętrznej sekcji zasilania za ok 12 tys. złotych do switcha za 2 tysiące było warte przysłowiowej świeczki? Powiem szczerze, wstępna informacja o takim testowym mezaliansie w pierwszym odruchu wzbudziła we mnie uczucie szczerego politowania. Jednak nauczony doświadczeniem, aby nigdy nie mówić nigdy, a tym bardziej jeśli chodzi o tak ważny dla naszej zabawy dział związany z energią elektryczną, w spokoju ducha czekałem, co się wydarzy. Czy w ogóle coś ulegnie zmianie? A jeśli tak, czy będzie to na poziomie symboliki, czy zdecydowanego uderzenia? Efekt? Co prawda nieco oczekiwany, gdyż wiem, co oznacza odpowiednie zabezpieczenie urządzenia w odpowiedniej jakości prąd, ale nie sądziłem, że aż tak zaskakująco pozytywny. Nagle posiadany na co dzień najprostszy Silent Angel Bonn 8, który zastosowany z zasilaniem wtyczkowym sam robił wiele dobrego w graniu plików, pokazał się od całkowicie innej strony. Nie tylko oczyścił z sonicznych śmieci projekcję wirtualnej sceny ze znacznie lepszym pokazaniem krawędzi każdego źródła pozornego, ale dodatkowo tchnął w muzykę nawet nie szczyptę, bo określiłbym ją jako wpływ symboliczny, tylko stosowny dla danego materiału pakiet esencjonalności. Ta zaś wprost proporcjonalnie przekładała się na nie tylko dźwięczność, ale również długość zawieszenia oraz sposób rozwibrowania każdej nuty w eterze. Tego zawsze w graniu z plików w pierwszej kolejności mi brakuje, a tutaj jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki sytuacja nabrała znacznych rumieńców. Jednak żebyśmy się dobrze zrozumieli, brakuje mi nie nasycenia w estetyce bezmyślnego tuczenia dźwięku, tylko pewnego poziomu esencjonalności zapewniającej mu niezbędny poziom energii poprawiającej puls, która w przeciwieństwie do pierwszego sposobu poprawy wagi nie powoduje uśredniania przekazu. I w tym kierunku poszły zmiany po zastosowaniu tytułowego zasilacza Farad Super10. Dlatego chyba nikogo nie muszę przekonywać, iż feedback-iem takiej sytuacji była poprawa namacalności przekazu, rozmachu w domenie zabudowania wirtualnej sceny oraz swobody jej kreowania. Spodziewałem się czegoś w tym stylu, bo zmiany tym torem szły już po zastosowaniu najprostszego switcha, ale w najbardziej optymistycznych snach nie spodziewałem się, że odpowiednio przygotowany prąd jest w stanie aż tak poprawić już na starcie przyzwoitą prezentację.

Gdy dotarliśmy do finału tego spotkania, jestem winny Wam odpowiedź na zadane na początku pytanie: „Czy gra warta jest świeczki?”. Szczerze? Jak najbardziej, gdyż nie była to poprawa jakości dźwięku na poziomie przysłowiowego drobienia gejszy, tylko wielki krok dla ludzkości w stylu lądowania Neila Armstronga na Księżycu. Naturalnie rozładowując napięcie testowych oczekiwań zamierzenie przesadzam, jednak bez dwóch zdań to co zrobił Farad, było w pewien sposób zjawiskowe. Wieńcząc test dodam, że w dwóch odsłonach, bowiem kabel ze srebrem jako przewodnikiem nieco wyostrzył przekaz, ale za każdym razem była to od pierwszych chwil słyszalna poprawy jakości słuchanej muzyki. Dlatego bez jakiegokolwiek naciągania faktów polecam wypróbowanie naszego bohatera każdemu adeptowi obcowania z muzyką w formie plikowej. Tym bardziej, że marka Farad na bazie konkretnych zamówień robi zasilacze dla szerokiej palety urządzeń, czym czyni swą ofertę szalenie uniwersalną. Naprawdę warto.

Jacek Pazio

System wykorzystywany w teście:
– transport: CEC TL 0 3.0
– streamer: Lumin U2 Mini + switch Silent Angel Bonn N8
– przetwornik cyfrowo/analogowy: dCS Vivaldi DAC 2.0
– zegar wzorcowy: Mutec REF 10 SE-120
– reclocker: Mutec MC-3+USB
– Shunyata Research Omega Clock
– Shunyata Sigma V2 NR
Przedwzmacniacz liniowy: Gryphon Audio Pandora
Końcówka mocy: Gryphon Audio APEX Stereo
Kolumny: Gauder Akustik Berlina RC-11 Black Edition
Kable głośnikowe: Furutech Nanoflux-NCF Speaker Cable
IC RCA: Hijiri Million „Kiwami”, Vermouth Audio Reference
XLR: Tellurium Q Silver Diamond, Hijiri Milion „Kiwami”, Siltech Classic Legend 880i, Furutech DAS-4.1
IC cyfrowy: Hijiri HDG-X Milion
Kabel LAN: NxLT LAN FLAME
Kable zasilające: Hijiri Takumi Maestro, Furutech Project-V1, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4.1 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord, Acrolink 8N-PC8100 Performante, Synergistic Research Galileo SX AC
Stolik: BASE AUDIO 2
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END, FURUTECH e-TP80 ES NCF
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon – Clearaudio Concept
– wkładka Dynavector DV20X2H
– przedwzmacniacz gramofonowy RCM Sensor 2 mk II
– docisk płyty DS Audio ES-001
– magnetofon szpulowy Studer A80

Dystrybucja: Audiosource
Producent: Farad power supplies
Cena:
Farad Super10: 2889 € ( w kpl. Level 2 copper cable (wtyki GX25-4; Oyaide 5.5/2.1)) + darmowa wysyłka.
Level 3 copper cable (wtyki GX25-4; 5.5/2.1): 810 € / 80 cm
Level 3 silver cable (wtyki GX25-4; 5.5/2.1): 1010 € / 80 cm

Dane techniczne:
Wymiary (S x G x W): 260 x 320 x 70 mm
Waga: 7,6 kg
Napięcie wyjściowe: 5V
Pojemność: 16.7F
Max. pobór mocy: 150W

  1. Soundrebels.com
  2. >
  3. linear power supply

Farad Super10
artykuł opublikowany / article published in Polish
artykuł opublikowany w wersji anglojęzycznej / article published in English

Warto pamiętać o tym, że i „drobnica” w naszych systemach zasługuje na dobre zasilanie. Zobaczymy co potrafi zasilacz Farad Super10.

cdn. …

  1. Soundrebels.com
  2. >
  3. linear power supply

Silent Angel Forester F2
artykuł opublikowany / article published in Polish
artykuł opublikowany w wersji anglojęzycznej / article published in English

Skoro pojawiły się u nas dwa najnowsze urządzenia Silent Angel, to oczywistym jest, że i dedykowany im zasilacz też koniec końców musiał do nas dotrzeć. Panie i Panowie, oto Silent Angel Forester F2.

cdn. …