Opinia 1
Patrząc na rynek oraz na oczekiwania konsumentów jak na dłoni widać zarówno bogactwo ofert, jak i jasne komunikaty potencjalnych nabywców, co do tego, że ma być prosto, łatwo i zarazem niedrogo. A i jeszcze możliwie nieabsorbująco gabarytowo i ekologicznie, bo w mikro-kawalerkach miejsca jest jak na lekarstwo a prąd jakoś tanieć nie chce. Dlatego też takim powodzeniem cieszą się wszelakiej maści kombajny integrujące w swych mikrych ciałkach, to co jeszcze do niedawna potrzebowało kilku a w ekstremalnych przypadkach wręcz kilkunastu osobnych urządzeń. Oczywiście mowa tu o rynku konsumenckim, gdyż High-end rządzi się swoimi własnymi prawami, gdzie nieustająco rozmiar ma znaczenie a dzielenie przysłowiowego włosa na czworo i rozbijanie każdego komponentu na czynniki pierwsze jest na porządku dziennym. Wróćmy jednak na ziemię i skupmy się na ofercie adresowanej „zwykłemu” zjadaczowi chleba chcącemu cieszyć tak oczy, jak i uszy czymś zauważalnie wyższych lotów aniżeli zalegająca marketowe półki plastikowa masówka. I właśnie dla takiego „targetu” Pixel Magic Systems Ltd., czyli właściciel marki Lumïn od około dekady utrzymuje w swym portfolio swoisty ulgowy bilet wstępu do świata streamingu, czyli zintegrowane (dysponujące wbudowanym DAC-iem i regulacja głośności) plikograje oznaczone literą D. Jak z pewnością wierni czytelnicy pamiętają, wiosną 2015 r. przyszło nam z takową budżetową propozycją Hongkończyków się spotkać pod postacią prekursora rodu D1 a teraz, dzięki uprzejmości wrocławskiego Audio Atelier, na redakcyjny tapet trafiło kolejne, już trzecie pokolenie o wszystko mówiącym oznaczeniu D3, które w kilku zdaniach pozwoliliśmy sobie poniżej opisać.
Zabawę w znajdź X różnic śmiało możemy sobie darować, gdyż poza jednym drobiazgiem „na plecach” D3 od D2 nie różni się absolutnie niczym. Chociaż …, chociaż sam producent wspomina, iż najnowsza inkarnacja anodę (srebrną bądź czarną) jaką wykończono aluminiowy korpus odziedziczyła nie po swym poprzedniku a po wyżej urodzonej P1-ce, przez co nie tylko zyskała na „jedwabistości”, lecz przede wszystkim stała się mniej łasa na pozyskiwanie materiału daktyloskopowego i tym samym łatwiejsza do czyszczenia / utrzymania w czystości. Z rzeczy oczywistych front wykonano z solidnego płata aluminium a korpus z giętej, również aluminiowej blachy. Centrum ściany przedniej zajmuje niewielki zielonkawo-błękitny wyświetlacz informujący o tytułach i parametrach odtwarzanych treści a w przypadku uaktywnienia cyfrowej regulacji siły głosu o nazwie Leedh Processing również o nastawach „wirtualnego potencjometru”. Brak jakichkolwiek pokręteł i przycisków jasno daje do zrozumienia, iż do sterowania potrzebować będziemy jakiegoś „pilota” i jest to bardzo dobry trop, gdyż takowy jako wyposażenie opcjonalne w katalogu Lumïna się znajduje. Jeśli komuś nie w smak dodatkowy drenaż portfela, to do pełni szczęścia wystarczy mu pracujący pod kontrola Androida/iOS-a dowolny smartfon/tablet, na którym da się zainstalować autorską aplikację integrującą zarówno obecne w sieci domowej i wpięte w zadek odtwarzacza dyski, jak również najpopularniejsze serwisy streamingowe oraz platformę TuneIn Radio z rozgłośniami z najdalszych zakątków świata. Z jej pomocą dokonujemy również wszelkich nastaw i zmian konfiguracji począwszy od zdefiniowania dyżurnego odtwarzacza i ścieżki podstawowego repozytorium, poprzez aktywację wspomnianej regulacji głośności, zarządzanie upsamplingiem a nawet wygaszenie diod w gnieździe Ethernet.
Zerkając na ścianę tylną z jednej strony mamy praktycznie wszystko to, co znamy z dwóch poprzednich odsłon podstawowego streamera Lumïna, więc jest OK, gdyż przyzwyczajenie jest drugą naturą człowieka, a z drugiej można mieć w tym temacie nieco „mieszane” odczucia. Jednak po kolei. Patrząc od lewej do dyspozycji otrzymujemy po parze wyjść analogowych w standardzie RCA i XLR, wyjście cyfrowe BNC, zacisk uziemienia, 1GB port Ethernet i podwójne gniazdo USB do obsługi zewnętrznych pamięci masowych. Listę zamyka zintegrowane z komorą bezpiecznika gniazdo zasilające IEC, oraz włącznik główny. No i w tym momencie można mieć bądź to pozytywne, bądź też właśnie nie do końca entuzjastyczne przemyślenia, gdyż o ile w porównaniu do D2-ki należy pochwalić ekipę producenta za naprawienie wcześniejszego ergonomicznego „babola” i obrócenie gniazda o 180° (teraz komora bezpiecznika jest na górze, przez co odstęp gniazda do „okapu” zauważalnie wzrósł), więc wreszcie daje się zaaplikować w nim przewody zakończone normalnymi a nawet masywnymi wtykami (poprzednio wchodziły zazwyczaj tylko „slimy” w stylu FI-C15 / CF-C15 NCF(R) a przy odrobinie szczęścia FI-28 Furutecha), to już na tle założyciela rodu D1 powodów do euforii najzwyczajniej nie widzę. Czemu? Cóż, może i dołączany do pra-przodka zewnętrzny zasilacz nie był najwyższych lotów, ale był … odłączany, więc ewentualny tuning zajmował dosłownie kilka sekund i co oczywiste był całkowicie odwracalny i zarazem bezinwazyjny. A tak, czyli od drugiej generacji, gdzie impulsowe zasilanie trafiło do trzewi D, chcąc z azjatyckiego malucha wycisnąć wszystko co najlepsze trzeba będzie przeprowadzać podobną co w U2 Mini operację na otwartym sercu. Pozostając w roli wiecznego malkontenta zwróciłbym również uwagę na brak jakiegokolwiek wejścia cyfrowego, przez co wspominane na wstępie „wszystkomanie” D3-ki staje pod lekkim znakiem zapytania, gdyż z racji nieobecności stosownego interfejsu jego integracja np. z odbiornikiem TV / dekoderem kablówki staje się niemożliwa. A szkoda, bo miejsca na nawet samotnego optyka (o wspierającym ARC HDMI nawet nie wspominając) jest aż nadto. Czego z resztą podobnie wyceniony i niewiele większy Auralic Altair G 1.1 jest najlepszym przykładem. Z drugiej strony takie podejście do tematu, przynajmniej patrząc przez pryzmat portfolio producenta, można zrozumieć, gdyż, jeśli ktoś naprawdę szuka integracji, to raczej powinien zainteresować się takowe interfejsy i atrakcje oferującym P1 Mini.
Podobną huśtawkę emocjonalną serwują nam trzewia, gdyż choć D3-ka chwali się korzystaniem z dobrodziejstw, w tym mocniejszym procesorem, najnowszej platformy streamingowej Hongkończyków zapewniającej obsługę PCM do 384 kHz i DSD do 11,2896 MHz (DSD256), to już kość DAC-a (ESS SABRE32 ES9028Pro) jest pojedyncza. A przecież zarówno w 1-ce, jak i 2-ce każdy z kanałów miał swój własny układ przetwornika (Wolfson WM8741). Całe szczęście sekcja analogowa pozostała symetryczna, więc jeśli podobnie zaprojektowana jest reszta Państwa toru, to korzystanie z połączenia po XLR-ach wydaje się wielce wskazane.
Brzmienie D3, choć nadal zgodnie z firmowym wzorcem możemy z powodzeniem uznać za wręcz jedwabiście gładkie i nieco ocieplone, oraz uzależniająco organicznie homogeniczne i koherentne, to nie da się nie zauważyć, iż na tle starszych, zintegrowanych modeli ewoluowało ono pod kątem rozdzielczości. Nie jest to co prawda jeszcze ten poziom co moja podrasowana U2-ka Mini podpięta pod przetwornik Vitusa SCD-025 Mk.II przewodem droższym od naszego dzisiejszego bohatera (ZenSati Zorro), ale kierunek zaobserwowanych zmian jest jak najbardziej zgodny. W dodatku mając na świeżo w pamięci charakter Aurendera N150 śmiem uznać D3-kę, pomimo zbliżonej „muzykalności”, za nieco bardziej rześką i rozdzielczą. W rezultacie nawet zazwyczaj nieco duszne, czy wręcz klaustrofobiczne „Apeiron” Five The Hierophant zyskało na przestrzenności i głębi a dźwięk zastępującego wokal saksofonu nie tylko czarował soczystością barw, lecz również potrafił zaabsorbować szorstkością faktur. Podobnie było z definicją pozostałych źródeł pozornych, które pomimo niejako nadrzędnej harmonii współistnienia były precyzyjnie umieszczane na szerokiej i sugestywnej pod względem głębi scenie. Oczywiście w porównaniu zarówno ze swoim szlachetniej urodzonym rodzeństwem, jak i okupującą wyższe półki konkurencją sama gradacja planów, czy też aura pogłosowa zostały nieco uproszczone, lecz śmiem twierdzić, iż większości adekwatnych klasą systemach szans na podobne obserwacje i uwagi raczej nie będzie. Będzie za to zadowolenie z faktu umownego „uanalogowienia” przekazu i przyjemnego ucywilizowania nazbyt kanciastych form artystycznego wyrazu, co bynajmniej nie oznacza uśrednienia i grania „na jedno kopyto” wszystkiego jak leci, lecz jedynie troskę o to, by ewentualne, wynikające z mizerii materiału źródłowego artefakty nie odebrały nam całej przyjemności z odsłuchu. Dlatego też, choć różnicowanie jakości „wsadu” jest na wysoce satysfakcjonującym poziomie, więc różnice pomiędzy granymi z NAS-a plikami, streamem z TIDAL-a i kontentem internetowych rozgłośni radiowych są oczywiste i bezdyskusyjne a kolejność w jakiej je ustawiłem wcale nie jest przypadkowa, to z powodzeniem można uznać wszystkie powyższe opcje za w pełni użyteczne. Ot, wystarczy pogodzić się ze spłyceniem sceny, pogrubieniem kreski definiującej detale aparatu wykonawczego oraz wygładzeniem faktur i tyle. Niemniej jednak to, co Lumïn robi od lat z wręcz mistrzowską wirtuozerią, to namacalność i wysycenie wokali. I nie ma znaczenia, czy przed mikrofonem stoi czarujący Michael Bublé, czy groźnie wydziera się Tom Araya, bądź Roberta Mameli sprawdza wytrzymałość naszych rodowych skorup, gdyż za każdym razem otrzymujemy zaskakująco realistyczne odwzorowanie i niemalże fizyczną materializację wykonawcy w naszym pomieszczeniu odsłuchowym, co biorąc pod uwagę wielce przystępną cenę D3-ki warte jest podkreślenia i w pełni zasługuje na skomplementowanie.
I jeszcze jedno. O ile przy standardowej – konwencjonalnej konfiguracji z zewnętrznym, dysponującym własną regulacją głośności wzmocnieniem, czy to w formie zintegrowanej, czy też dzielonej, oferowaną przez Lumïn-a warto dezaktywować, to już stawiając na skrajny minimalizm i decydując się na system z „gołą” końcówką, bądź idąc jeszcze dalej – na aktywne zespoły głośnikowe Leedh Processing robi niesamowicie pozytywną robotę. Nie kastruje bowiem dźwięku z jego natywnej rozdzielczości a jedynie dyskretnie i z umiarem pod ww. względem limituje. Żeby jednak tego doświadczyć trzeba mieć jakiś, najlepiej pochodzący z nieco wyższego pułapu, punkt odniesienia.
Lumïn D3 nie wyważa już otwartych przez swoich poprzedników drzwi, nie sposób również uznać go za model będący nowym, rewolucyjnym otwarciem nowej ery w historii Pixel Magic Systems Ltd. Jest to raczej przejaw w pełni zrozumiałej ewolucji i dostosowywania jego możliwości do zmieniających się realiów i wymagań rynku wynikających m.in. z konieczności posiadania większych mocy obliczeniowych. A, że niejako przy okazji wytwórcy udało się zauważalnie poprawić jego walory soniczne (vide wspomniana rozdzielczość) i funkcjonalne (odwrócenie gniazda zasilającego), to tylko wyszło mu na dobre. Dlatego też rozglądając się za uniwersalnym i po prostu dobrze grającym odtwarzaczem plików Lumïn D3 na listę do odsłuchu trafić powinien.
Marcin Olszewski
System wykorzystany podczas testu
– CD/DAC: Vitus Audio SCD-025 Mk.II + 2 x bezpiecznik Quantum Science Audio (QSA) Blue
– Odtwarzacz plików: Lumïn U2 Mini + Farad Super3 + Farad DC Level 2 copper cable + Omicron Magic Dream Classic; I-O Data Soundgenic HDL-RA4TB
– Gramofon: Denon DP-3000NE + Denon DL-103R
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Wzmacniacz zintegrowany: Vitus Audio RI-101 MkII + bezpiecznik Quantum Science Audio (QSA) Violet
– Kolumny: Dynaudio Contour 30 + podkładki Acoustic Revive SPU-8 + kwarcowe platformy Base Audio; AudioSolutions Figaro L2
– IC RCA: Furutech FA-13S; phono NEO d+ RCA Class B Stereo + Ground (1m)
– IC XLR: Vermöuth Audio Reference; Furutech DAS-4.1
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Vermöuth Audio Reference USB; ZenSati Zorro
– Kable głośnikowe: WK Audio TheRay Speakers + SHUBI Custom Acoustic Stands MMS-1
– Kable zasilające: Esprit Audio Alpha; Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power + Furutech CF-080 Damping Ring; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF
– Listwa zasilająca: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS-D (R) NCF
– Switch: QSA Red + nóżki Silent Angel S28 + zasilacz Farad Super6 + Farad DC Level 2 copper cable
– Przewody Ethernet: In-akustik CAT6 Premium II; Audiomica Laboratory Anort Consequence, Artoc Ultra Reference, Arago Excellence; Furutech LAN-8 NCF; Next Level Tech NxLT Lan Flame
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Stolik: Solid Tech Radius Duo 3
– Panele akustyczne: Vicoustic Flat Panel VMT
Opinia 2
Powiem tak. Bez względu na to, czy Wam się to podoba, czy nie, markę Lumïn w kwestii streamowania muzyki bez jakiegokolwiek naciągania faktów można nazwać mainstreamową. I nie dlatego, że jestem posiadaczem jednej z jej konstrukcji, tylko z uwagi na fakt, że w rozmowach o tego typu źródłach jest konstrukcją tak zwanego pierwszego wyboru do prób testowych. Oczywiście finalne decyzje bywają różne, jednak bez dwóch zdań ten brand jest w lidze rozdającej karty w dziedzinie słuchania muzyki z plików. Lidze, która oprócz oferty dobrego dźwięku może pochwalić się szeroką ofertą produktową od niedrogich, czystych transportów i pełnoprawnych źródeł (transport + przetwornik w jednym), przez obydwie propozycje ze średniej półki cenowej, po uznane konstrukcje brylujące w segmencie High End. Tak tak, Lumïn jest obecny na każdym pułapie wtajemniczenia w dziedzinie jakości oferowanego dźwięku. Co tym razem dotarło w nasze progi? Zapewniam, że urządzenie bardzo ciekawe, bo celujące w możliwości finansowe tak zwanego zwykłego Kowalskiego, czyli oferujące dobry dźwięk za stosunkowo niewielką kwotę. A konkretnie? Otóż dzięki logistycznym staraniom wrocławskiego Audio Atelier w tym spotkaniu zmierzymy się z kompletnym źródłem plikowym z regulowanym poziomem sygnału wyjściowego, co bardzo ciekawe, zajmującym pierwszy szczebelek na drabince cenowej, streamerem Lumïn D3.
Jak obrazują zdjęcia, D3-ka w kwestii ubrania układów elektrycznych podąża drogą posiadanego przeze mnie modelu U2 Mini, czyli wykorzystuje identyczną obudowę. To niewielka skrzynka z nieco większym niż obrys jej samej awersem z grubego płata aluminium. Naturalnie front podobnie do wspomnianego Mini został wyposażony w mieniący się błękitem, lekko zagłębiony, wielofunkcyjny wyświetlacz. Urządzenie stoi na czterech miękko wyściełanych stopach. Zaś rewers spełniając obietnice producenta co do finalnego generowania sygnału analogowego przez D3-kę jest uzbrojony po przysłowiowe zęby. To oznacza, że może pochwalić się zestawem wyjść analogowych RCA/XLR, wyjściami cyfrowymi BNC, USB, gniazdem sieciowym LAN, zaciskiem masy, gniazdem zasilania IEC i głównym włącznikiem. Jako zabezpieczenie przed przypadkowym zblokowaniem urządzenia na plecach znajdziemy także malutki otwór resetowania ustawień do wartości fabrycznych. Jeśli chodzi o obsługiwane formaty i platformy streamingowe, Lumïn obsługuje wszystko, co jest najważniejsze na rynku audio. Dlatego też jeśli interesują Was techniczne drobiazgi, po wiedzę jak to dokładnie wygląda, zapraszam do tabelki pod stosownymi opisami przeprowadzonych testów.
Jakie cechy brzmienia zaprezentował tytułowy streamer? Zanim przejdę do konkretów ważna informacja, mimo możliwości posłuchania go jako czystego transportu test zrobiłem w wersji dedykowanej dla klienta, czyli jako źródło z wyjściem analogowym do przedwzmacniacza liniowego. Efekt? To była ewidentna szkoła Lumïna. Dobra waga dźwięku, solidny dół i otwarta góra pasma pokazywały go jako orędownika równego grania. Nasyconego i dźwięcznego, jednak bez nadmiernego faworyzowania żadnego z podzakresów. Może bez wyczynowości w domenie ostrości krawędzi dźwięku i w pełni kontrolowanego zejścia w czeluści dolnych partii, ale nie oszukujmy się, jeśli coś tak uniwersalnego – transport, przetwornik i funkcja przedwzmacniacza w jednym – kosztuje tyle co mój dawca jedynie zer i jedynek (U2 Mini), to chcąc zaprezentować fanie brzmiące urządzenie, w pierwszej kolejności trzeba zapewnić spójność prezentacji. I taką też drogą poszli inżynierowie Lumïna. Takim to sposobem zapewnili mi bardzo muzykalny, dzięki temu bez jakichkolwiek oznak znudzenia przebieg procesu testowego. I to bez najmniejszych problemów w pełnym spektrum słuchanego materiału muzycznego od zapisów sakralnych w interpretacji Jordi Savalla „El Cant de la Sibil-la” począwszy, na mocnym graniu okraszonego elektroniką rocka spod znaku formacji Coldplay „Ghost Stories” skończywszy.
W pierwszym przypadku muzyka potrafiła czarować nie tylko wielobarwnością brzmienia nie tylko wokalizy i fantastycznie zaaranżowanego występu instrumentarium, ale również ulokowaniem ich bytów na z rozmachem wizualizowanej pod sufit goszczącego muzyków klasztoru, wirtualnej scenie z wszechobecnym echem włącznie. To był pełnoprawny spektakl muzyczny. Naturalnie w porównaniu z najlepszymi konstrukcjami tego producenta nieco uśredniony, jednak mierząc siły na zamiary znakomity, bo bez problemu wywołujący istotne dla tego rodzaju muzyki emocje. Emocje związane tak z duchową stroną przekazu muzycznego, jak i z utrzymaniem niezbędnej dla takiego odbioru jakości prezentacji.
W drugim rodzaju materiału D3 również bez problemu sobie radził. A to dlatego, że jak pisałem, grał z dobrą wagą i równo, co pozwoliło uzyskać adekwatny poziom energii do tego rodzaju muzyki, a dzięki braku limitacji górnego zakresu odpowiednio napowietrzyć pełne ekspresji kawałki. Raz były to popisy stricte szybkie, innym razem wolne, czasem mocne, a nierzadko śpiewane z pełnego gardła popis, ale dzięki przywołanym aspektom natury utrzymania odpowiednio równego traktowania każdego niuansu dźwięku, całość zabrzmiała w podobnym tonie fajności, jak muzyka barokowa. Z założenia bez naciskania na pełnowymiarową audiofilskość, za to spójnie, co było wodą na młyn dobrego występu Lumïna również w tym repertuarze. A gdy przypomnę informację, że rozmawiamy o tak zwanym „starterze”, nie mogę określić naszego bohatera inaczej, aniżeli jako bardzo dobrą, bo zrównoważoną w zestawieniu cena / jakości ofertę dla rozkochanego w muzyce melomana.
Jak spuentuję powyższy opis brzmienia tytułowego źródła plikowego? W żołnierskich słowach powiem tak. Jedynymi osobnikami mogącymi mieć jakieś ale w stosunku do Lumïna D3 będą wielbiciele nadmiernej analityczności dźwięku. D3 drogą celowego zabijania muzykalności prezentacji raczej nie pójdzie. Owszem, to ma być granie pełne wigoru i blasku, jednak w dobrej komitywie z wagą poszczególnych bytów. Jeśli zatem to jest też Waszym konikiem w obcowaniu z ukochaną muzyką, sprawa jest prosta. Lumïn powinien być jednym z pierwszych na naprawdę krótkiej liście odsłuchowej tego typu konstrukcji. Dlaczego krótkiej? Jak pisałem, jest pełnoprawnym przedstawicielem plikowego mainstreamu, do którego większość konkurencji dopiero aspiruje.
Jacek Pazio
System wykorzystywany w teście:
– transport: CEC TL 0 3.0
– streamer: Lumïn U2 Mini + switch QSA Red
– przetwornik cyfrowo/analogowy: dCS Vivaldi DAC 2.0
– zegar wzorcowy: Mutec REF 10 SE-120
– reclocker: Mutec MC-3+USB
– Shunyata Research Omega Clock
– Shunyata Sigma V2 NR
Przedwzmacniacz liniowy: Gryphon Audio Pandora
Końcówka mocy: Gryphon Audio APEX Stereo
Kolumny: Gauder Akustik Berlina RC-11 Black Edition
Kable głośnikowe: Furutech Nanoflux-NCF Speaker Cable
IC RCA: Hijiri Million „Kiwami”, Vermouth Audio Reference
XLR: Hijiri Milion „Kiwami”, Furutech DAS-4.1, Furutech Project V1
IC cyfrowy: Furutech Project V1 D XLR
Kabel LAN: NxLT LAN FLAME
Kabel USB: ZenSati Silenzio
Kable zasilające: Hijiri Takumi Maestro, Furutech Project-V1, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4.1 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord, Acrolink 8N-PC8100 Performante, Synergistic Research Galileo SX AC
Stolik: BASE AUDIO 2
Akcesoria:
– bezpieczniki: Quantum Science Audio Red, Synergistic Research Orange
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints Ultra Mini
– platforma antywibracyjna Solid Tech
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– listwa sieciowa: Power Base High End, Furutech NCF Power Vault-E
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon – Clearaudio Concept
– wkładka Dynavector DV20X2H
– przedwzmacniacz gramofonowy RCM Audio The Big Phono
– docisk płyty DS Audio ES-001
– magnetofon szpulowy Studer A80
Dystrybucja: Audio Atelier
Producent: Pixel Magic Systems Ltd.
Cena: 11 790 PLN
Dane techniczne
Obsługiwane częstotliwości: do DSD256 / 1-bit, PSM do 384kHz / 16–32-bit
Zastosowany przetwornik: ESS SABRE32 ES9028Pro
Upsampling: do DSD256 i PCM 384kHz dla wszystkich plików
Wejścia: Ethernet RJ45 network 1000Base-T; 2 x USB dla pamięci masowych (pojedyncza partycja FAT32, exFAT, NTFS)
Wyjścia analogowe: para XLR (6Vrms); RCA (3Vrms)
Wyjście cyfrowe: BNC SPDIF (PCM 44.1kHz–192kHz / 16–24-bit; DSD (DoP) 2.8MHz / 1-bit
Obsługiwane protokoły:UPnP AV, Roon Ready, TIDAL Connect, Spotify Connect, AirPlay 2, QPlay for QQMusic
Natywne wsparcie: TIDAL, MQA, Qobuz, KKBox, TuneIn Radio.
Wymiary (S x G x W): 300 x 244 x 60 mm
Waga: 2.5kg
Najnowsze komentarze