Tag Archives: Marten Oscar Trio


  1. Soundrebels.com
  2. >
  3. Marten Oscar Trio

Marten Oscar Trio

Link do zapowiedzi: Marten Oscar Trio

Z oczywistych względów, podczas mojej ostatniej wizyty w kwaterze głównej sprawcy dzisiejszego zamieszania większość czasu poświęciłem na eksplorację części produkcyjnej, zamęczanie Martina dziesiątkami pytań i oczywiście odsłuch rezydujących tamże flagowców. W końcu zawsze warto pokazać coś, czego nie zawsze świadomi są odbiorcy końcowi, czyli warunki w jakich dany wyrób powstaje i przede wszystkim ludzie za nim stojący, a jeśli jeszcze nadarzy się okazja rzutu oka i ucha na prawdziwe opus magnum z portfolio danego wytwórcy, to taką misję śmiało można uznać za kompletną i zakończoną sukcesem. Jak jednak łatwo się domyślić z takich wojaży oprócz zdjęć, notatek i wspomnień pozostają jeszcze zdecydowanie bardziej ulotne i niedefiniowalne migawki, wrażenia i generalnie klimat – aura danego miejsca. I tak też było tym razem, gdyż pomimo niewątpliwej high-endowości oferowanego przez ekipę Martena asortymentu podczas mniej i bardziej niezobowiązujących pogawędek czuć było, że ich ambicją nie jest li tylko sukcesywne podwyższanie pułapu na jakim zawieszony jest umowny szklany sufit, lecz również dążenie do popularyzacji swojej „szkoły dźwięku” na zdecydowanie bardziej przystępnym poziomie. I wcale nie mam w tym momencie na myśli zapowiadanych na tegoroczny High End przeprojektowanych Coltrane’ów Quintet, lecz po niemalże dekadzie od testu potężnych kruczoczarnych Django XL przyszła pora na coś nieco skromniejszego a zarazem będącego nader namacalnym, żeby nie powiedzieć bolesnym dowodem na to jak ostro w ciągu ostatnich kilku lat poszybowały ceny. A dowodem tym są najmniejsze i zarazem najtańsze w szwedzkim katalogu podłogówki – Marten Oscar Trio, które trafiły do mojego systemu za sprawą stołecznego SoundClubu.

Już unboxing pokazał, że o Martenach Oscar Trio z powodzeniem można myśleć dysponując nieprzesadnie przestronnym lokum. Krótko mówiąc to nader kompaktowe, smukłe i zarazem, za sprawa skierowanego ku podłodze ujściu układu bas-refleks, ustawne podłogówki, z których aplikacją z powodzeniem można poradzić sobie w pojedynkę, co patrząc na archiwalną ofertę ww. wytwórcy do niedawna wcale nie było takie oczywiste. Lekko odchylone ku tyłowi, solidne – wykonane z 25mm MDF-u (zamawiane w naszej rodzimej Diorze) skrzynie, poprawiające stabilność aluminiowe belki, które w zależności od preferencji można uzbroić w firmowe stożki i cylindryczne podkładki z POM-u (bądź podobnego tworzywa), lub powstające przy współpracy z IsoAcoustics masywne, wręcz przysysające się do parkietu stopy. Na przechodzących łagodnym łukiem w ścianę górną frontach znajdziemy zabezpieczony metalowymi, zamontowanymi na stałe siatkami tercet porcelanowych drajwerów. I tu od razu mała niespodzianka, gdyż zamiast spodziewanych Accutonów w budżecie zmieścił się jedynie ceramiczny zestaw SB Acoustics z 1” tweeterem i parą 7” mid-wooferów. Ściana tylna gości za to ulokowany tuż przy podstawie dyskretny szyld ze szczotkowanego aluminium z pojedynczym zestawem terminali WBT nextgen™. Zgodnie z danymi producenta mamy do czynienia z układem dwudrożnym ze zwrotnicą drugiego rzędu o częstotliwości podziału ustalonej na 2500 Hz i przyjaznych parametrach elektrycznych, czyli 89 dB skuteczności przy 6 Ω ( minimum 3.1 Ω) impedancji, więc przy konfiguracji systemu, przynajmniej w teorii, bez większych obaw można sięgać nawet po słabowite, oparte o 300B SET-y. Chociaż … jeśli dostępne w sieci (nie mamy w zwyczaju rozkręcać testowanych kolumn) zdjęcia odzwierciedlają stan faktyczny i aktualną produkcję, to użyte nisko-średniotonowce (SB17CAC35-8), przynajmniej w ogólnodostępnej wersji charakteryzują się 86.5 dB skutecznością, więc jak to w życiu bywa najlepiej sprawdzić faktyczną kompatybilność we własnych czterech kątach. Wewnętrzne okablowanie pochodzi z katalogu należącej do Martena marki Jorma, więc jest to też delikatna sugestia, co do przewodów, po jakie warto sięgnąć konfigurując cały system. Oczywiście o ile tylko wierzymy producentowi i niejako przy okazji chcemy zachować pełną synergię łączącego poszczególne elementy naszego systemu krwioobiegu.

W ramach niezobowiązującej rozgrzewki i z racji znacznego, widocznego m.in. po kartonach przebiegu, czysto kurtuazyjnej akomodacji nie dane mi było obserwować standardowej transformacji ze stadium fabrycznej opieszałości do potwierdzających finalne rozpostarcie skrzydeł i uwolnienie drzemiącego potencjału witalności i swobody. Krótko mówiąc Marteny osiągnęły stały poziom prezentacji już po dobie-dwóch i przez kolejny tydzień na nim się utrzymywały. W dodatku poziom ten okazał się wysoce satysfakcjonujący, gdyż pomimo dość niepozornej postury Oscar Trio potrafiły i groźnie zamruczeć basem i pokazać, że wraz z potężnymi dawkami decybeli ani myślą tracić animuszu, czy też kontroli nad reprodukowanym materiałem. A materiał do najlżejszych, jak to zwykle u mnie bywa, nie należał, gdyż na pierwszy ogień poszedł dwupłytowy, rozszerzony o zarejestrowane w XIX w., utrzymanym neogotyckim stylu kościele transkrypcje na trio smyczkowe i fortepian album „Moonflowers”  fińskiej formacji Swallow The Sun. Niezależnie jednak, czy przed mikrofonami urzędowali wydziergani jegomoście, czy też struny akustycznego instrumentarium delikatnie muskały smyczkami członkinie Trio NOX Marteny oferowały szybki, świetnie poukładany i energetyczny przekaz. Nie próbowały przy tym udawać większych aniżeli są w rzeczywistości, więc też nie podejmowały prób przeskoczenia skali i wolumenu do jakich przyzwyczaiły mnie dyżurne, i zauważalnie większe Contoury 30 Dynaudio. Ot, wszystko zgodnie z prawami fizyki i logiką, czyli mniejsze kolumny – mniejszy dźwięk. Grunt, że nie odnotowałem żadnych oznak kompresji, czy też utraty rozdzielczości wynikających z przekraczających ich zdolności spiętrzeń blastów, growlu i riffów. Pełna kultura i zarazem swoboda artykulacji przy godnym klasycznych monitorów znikaniem ze sceny. Kolejną, wielce pożądaną przez większość odbiorców cecha, jaką dane mi było zauważyć podczas bytności tytułowych podłogówek w moim systemie, była zaskakująco udana synteza iście analogowej plastyczności kreowanych źródeł pozornych z ich precyzyjnym zawieszeniem na trójwymiarowej i zazwyczaj dalece wykraczającej poza rozstaw kolumn scenie. Uniknięto tym samym pewnej ułomnej definicji muzykalności, gdzie „ładnie” idzie niestety w parze z nieco impresjonistycznym rozedrganiem i rozmazaniem brył, przez co niby wiemy co i gdzie gra, ale próbując skupić na owym czymś swoją uwagę czujemy się jak pozbawiony okularów astygmatyk. A tutaj wszystko się spinało i może nie tyle podkreślało, gdyż to jednak aspekt emocjonalno-barwowy wiódł prym, lecz utrzymywało wzorowy porządek na scenie.
A właśnie, skoro o porządku mowa, to zarówno na około-kakofonicznym, pełnym zgrzytów, dudnień i wrzasków materiale, jak i na zdecydowanie bardziej cywilizowanym, choć prądu niepozbawionym, jak daleko nie szukając „November” Dominica Millera dało się zauważyć, że Oscar Trio lubią grać na średnich i nieco wyższych poziomach głośności. Lubią, gdyż wtedy się „otwierają” oferując wspomnianą swobodę i witalność, dostarczając słuchaczowi pełen pakiet informacji zarówno o aurze otaczającej muzyków, jak i energii z właściwym rozłożeniem jej w słyszalnym spektrum. Przy cichym słuchaniu niby też za bardzo nie ma na co narzekać, ale dźwięk zdecydowanie oporniej odrywa się od kolumn, scena ulega zauważalnemu spłyceniu a i góra traci na blasku. Oczywiście i taki sposób prezentacji z powodzeniem znajdzie swoich orędowników, gdyż po to się w końcu obniża poziom głośności, by zająć się czymś bardziej ważkim, bądź po prostu zebrać myśli, lecz z drugiej strony, szczególnie podczas późno-wieczorno-nocnych nasiadówek nie zawsze można pozwolić sobie na „dzienne”, o koncertowych nawet nie wspominając, poziomy głośności. Nie ma jednak co rozpaczać i drzeć szat, gdyż panaceum na powyższą przypadłość jest zazwyczaj wybór odpowiedniego, zazwyczaj lampowego wzmocnienia, które owe osłabienie komunikatywności potrafi nader udanie skompensować.
Niejako na deser pozwoliłem sobie zostawić kwestię różnicowania reprodukowanego materiału, gdyż na tle dotychczasowych uwag można byłoby uznać tytułowe Marteny za dość humanitarne dla serwowanych im propozycji. I rzeczywiście, średnie i wręcz zauważalnie ułomne nagrania szwedzkie podłogówki grają może i bez zbytniego entuzjazmu, ale też niespecjalnie pastwią się nad oczywistymi potknięciami i niedociągnięciami. Co najwyżej wypłaszczą scenę, ograniczą ilość informacji na górze, bądź jedynie będą sygnalizować coś, co powinno na dole pasma się odezwać a dziwnym zbiegiem okoliczności tego nie robi. Wystrzegają się też podkreślania sybilantów i popadania zbytnią chrupkość, czy wręcz suchość, za co szalenie wdzięczne będą zazwyczaj anorektycznie i anemicznie wypadające nagrania. Wystarczy jednak zachować zdroworozsądkowe kryteria jakościowe a jeszcze lepiej rozglądać się za realizacjami na co najmniej dobrym i bdb. poziomie a proszę mi wierzyć na słowo, a jeszcze lepiej przekonać się na własne uszy, że już po pierwszych taktach, chociażby wspomnianego Millera, bądź „Haugtussa” Lynni Treekrem z większą uwagą będziecie Państwo dokonywali selekcji tracków na poobiednią playlistę. Bo może Oscar Trio nie będą bestialsko pastwiły się nad „muzakami”, lecz już dla Was samych przeskok in plus na krążki nad którymi ktoś nie tylko „posiedział”, ale i się do nich przyłożył będzie na tyle oczywisty i mile łechcący Wasze zmysły, iż ochota na tracenie czasu i prądu na coś, co gra niejako z musu gościć będzie u Was niezbyt często.

Marten Oscar Trio to zaskakująco zdroworozsądkowa, niebyt absorbująca gabarytowo a przy tym przyjemnie uniwersalna propozycja dla wszystkich tych audiofilów i melomanów, dla których muzyka to przede wszystkim zbiór emocji i uzależniających melodii a nie miriadów pojedynczych dźwięków, które w ramach muzycznego DIY trzeba sobie w głowie złożyć w możliwie sensowną całość. Szwedzkie kolumny nie bawią się w rozbijanie każdego dźwięku na atomy, czy też serwowanie prezentacji tak wyostrzonych, że można się nimi ogolić, lecz wciągają słuchacza w barwny wir zdarzeń kojąc przy tym skołatane nerwy i pozwalając odpocząć przebodźcowanym zmysłom. Unikają jednak zbytniego przegrzania i przesłodzenia przekazu, więc nie ma obaw związanych z poluzowaniem, bądź wręcz objawiającą się przysłowiową bułą utratą kontroli najniższych składowych. Czy w związku z powyższym mógłbym z czystym sumieniem polecić je zawsze i wszędzie? Teoretycznie tak, jeśli jednak ktoś ponad wszystko umiłował latające żyletki i prosektoryjny chłód, to jednak sugerowałbym szukać dalej, gdyż pod tym adresem tego typu estetyki nie znajdzie.

Marcin Olszewski

System wykorzystany podczas testu
– CD/DAC: Ayon CD-35 (Preamp + Signature) + Finite Elemente Cerabase compact; Vitus SCD-025mkII
– Odtwarzacz plików: Lumin U2 Mini + Farad Super3 + Farad DC Level 2 copper cable + Omicron Magic Dream Classic; I-O Data Soundgenic HDL-RA4TB
– Gramofon: Denon DP-3000NE + Denon DL-103R
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Wzmacniacz zintegrowany: Vitus Audio RI-101 MkII  + Quantum Science Audio (QSA) Violet
– Kolumny: Dynaudio Contour 30 + podkładki Acoustic Revive SPU-8 + kwarcowe platformy Base Audio
– IC RCA: Furutech FA-13S; phono NEO d+ RCA Class B Stereo + Ground (1m)
– IC XLR: Vermöuth Audio Reference; Furutech DAS-4.1
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Vermöuth Audio Reference USB; ZenSati Zorro
– Kable głośnikowe: Signal Projects Hydra + SHUBI Custom Acoustic Stands MMS-1
– Kable zasilające: Esprit Audio Alpha; Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power + Furutech CF-080 Damping Ring; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF
– Listwa zasilająca: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS-D (R) NCF
– Switch: Silent Angel Bonn N8 + nóżki Silent Angel S28 + zasilacz Farad Super3 + Farad DC Level 2 copper cable
– Przewody ethernet: In-akustik CAT6 Premium II; Audiomica Laboratory Anort Consequence, Artoc Ultra Reference, Arago Excellence; Furutech LAN-8 NCF; Next Level Tech NxLT Lan Flame
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Stolik: Solid Tech Radius Duo 3
– Panele akustyczne: Vicoustic Flat Panel VMT

Dystrybucja: SoundClub
Producent: Marten
Cena: 50 000 PLN

Dane techniczne
Konstrukcja: 2-drożna, wentylowana
Zastosowane przetworniki: 1” ceramiczny wysokotonowy; 2 x 7” ceramiczne nisko-średniotonowe
Skuteczność: 89 dB / 1 m / 2.83V
Impedancja:6 Ω (3.1 Ω min)
Pasmo przenoszenia: 27-20000 Hz +-3dB
Moc znamionowa: 250 W
Zwrotnica: drugiego rzędu
Częstotliwość podziału: 2500 Hz
Okablowanie wewnętrzne: Jorma Design
Dostępne wersje wykończenia: matowy orzech, Piano Black / White
Wymiary (S x W x G): 20 x 109 x 40 cm
Waga: 30 kg / szt.

  1. Soundrebels.com
  2. >
  3. Marten Oscar Trio

Marten Oscar Trio
artykuł opublikowany / article published in Polish

Szwedzi postanowili pokazać, że nie tylko w High-Endzie mają coś do powiedzenia i na testy skierowali „budżetowe” podłogówki Oscar Trio.

Cdn. …