Opinia 1
Co jakiś czas, z reguły przy okazji testowania jakiegoś wysoce wysublimowanego odtwarzacza CD i niejako przy okazji wspominamy szkockiego Linna, który ładnych parę lat temu, wyłącznie na własne życzenie, odciął się od formatu, który dziwnym zbiegiem okoliczności jakoś niespecjalnie spieszy się z dodaniem ostatniego tchnienia. Całe szczęście na wyspach działają marki mające zdecydowanie bardziej racjonalne podejście do rynku na którym egzystują i potrafiące tak od strony biznesowej, jak i technologicznej wdrażać w życie regułę mówiącą, iż „pokorne cielę dwie matki ssie”. Do tego grona spokojnie możemy zaliczyć jedną z najlepiej rozpoznawalnych audiofilskich wizytówek Zjednoczonego Królestwa – Naima, który choć od momentu pojawienia się na rynku plików nader dziarsko sobie na tym polu radzi nie zapomniał o posiadaczach obszernych płytotek i ani myśli wycofywać ze swojej oferty aż trzy modele odtwarzaczy CD. Tym razem jednak, zamiast skupiać się na wspomnianych srebrnych krążkach sięgniemy nieco z przekory po … plikograja, lecz żeby za jednym zamachem zaprezentować to, z czego Naim zrobił swoisty znak firmowy pozwoliliśmy sobie od razu dokooptować do niego dedykowany, zewnętrzny zasilacz. I tym oto sposobem doszliśmy do puenty niniejszego wstępniaka, czyli duetu, któremu poświęcimy poniższą epistołę. Panie i Panowie, oto Naim ND5 XS & XPS DR.
Mody i trendy się zmieniają, przemysłowi designerzy coraz bardziej odlatują na kolejne orbity swych nieraz mocno narkotycznych wizji a urządzenia Naima nadal wyglądają tak, jakby czas zatrzymał się gdzieś w połowie lat siedemdziesiątych. Oczywiście powyższe zdanie jest daleko posuniętym uproszczeniem, ale proszę tylko przyjrzeć się ewolucji projektów plastycznych sygnowanych zielonkawym logotypem. Tu coś zostało zaokrąglone, tu złagodzone, jednak z kilometra widać, że to stary dobry Naim i nawet skierowana do młodych, przebojowych i wymagających oszałamiającej multimedialności nabywców seria Uniti choćby chciała nie wyprze się swojego rodowodu.
ND5 XS podobnie jak całe jego rodzeństwo przyobleczony został w iście pancerny, składający się z idealnie spasowanych grubych płyt, solidny korpus pokryty charakterystycznym chropawym lakierem. Patrząc od lewej, na trzysegmentowy front składa się moduł z nieopisanym gniazdem USB (Typ A) ułatwiającym podłączenie pamięci masowych i tabletów/smartfonów Apple’a, środkowa – nieco cofnięta płytka z centralnie umieszczonym, oczywiście podświetlonym, firmowym logotypem i skrajnie prawa będąca swoistym centrum zarządzania. Mamy na niej archaicznie, przynajmniej jak na dzisiejsze standardy i o zgrozo monochromatyczny, zielony wyświetlacz OLED zbliżony przekątną do pudełka zapałek, oraz matrycę sześciu przycisków zapewniających pełna obsługę i konfigurację urządzenia. Skromnie? Być może, ale właśnie dzięki wyznawanemu minimalizmowi 5-ka urzeka intuicyjnością i prostotą obsługi a rezygnacja z wyświetlania mikroskopijnych okładek na rzecz nieco topornej, lecz przez to nad wyraz czytelnej czcionki pojawiających się na zielonym displayu informacji sprawiły, że nawet z kilku metrów można odczytać co w danej chwili jest na tapecie. Oczywiście sama metodyka opierania się na frontowym wyświetlaczu w sytuacji, gdy całością i tak i tak zawiadujemy z poziomu firmowej i co warto podkreślić niezwykle płynnie a przy tym stabilnie działającej appki wydaje się dość kuriozalnym pomysłem, ale osobiście wolę taki sposób komunikacji niż dziwnego rodzaju animacje i innego typu wodotryski.
Ściana tylna prezentuje się za to zdecydowanie mniej minimalistycznie, choć czarno-biała estetyka nadaje całości swoistego spokoju. Oprócz włącznika głównego, oraz standardowego, zintegrowanego z bezpiecznikiem gniazda zasilającego IEC znajdziemy tam gniazdo Ethernet, trzy złącza antenowe (Wi-Fi, Bluetooth i DAB/FM) oraz szereg dziurek umożliwiających spięcie 5-ki z pozostałymi elementami firmowego systemu (remote in/out) plus gniazdo serwisowe USB. Sekcja we/wyjść cyfrowych ograniczona została do trzech wejść (BNC, RCA, Toslink), z których jedynie optyczne kończy swoją działalność na 96 kHz a pozostała parka spokojnie jest w stanie obsłużyć 24bit/192kHz i pojedynczego wyjścia BNC (stosowna przejściówka na nieco popularniejszego coaxiala jest na wyposażeniu). Wyjścia analogowe to oczywisty dla Naima DIN i para RCA a wyliczankę zamyka wielopinowe, zakręcane gniazdo dla zewnętrznego zasilacza, w naszym przypadku XPS DR.
O nim samej elektrowni, czyli XPS-sie można powiedzieć jedynie tyle, że wygląda jak pozbawiona wszelkich, poza firmowym, podświetlonym logotypem i przyciskiem włącznika obudowa, na której plecach znajdziemy jedynie gniazdo zasilające i wielopinowe wyjście energetyczne dla zewnętrznych odbiorników.
Zagłębiając się nieco bardziej w trzewia warto wspomnieć, iż w ND5-ce za obróbkę reprodukowanych sygnałów odpowiada układ DSP Sharc (Analog Devices) współpracujący z kością przetwornika Texas Instruments Burr Brown PCM1791 a w sekcji zasilania króluje mogący wprawić w konsternację niejedną integrę solidny toroid, oraz dwa wybijające się ponad otoczenie kondensatory.
W komplecie jest oczywiście stosowny, dość konwencjonalny, plastikowy pilot a jeśli kogoś najdzie taka ochota może rozważyć opcję doposażenia ND5-ki w opcjonalny moduł FM/DAB.
Przechodząc do części poświęconej doznaniom nausznym nadmienię tylko, że spięcie ze sobą obu Naimów i wpięcie ich w mój tor audio przebiegło bez najmniejszych problemów a i dogadanie się z lokalną siecią plus odnalezienie ND5 XS przez firmową appkę nie zajęło więcej niż przysłowiowe oka mgnienie. Skoro goszczący wraz z dedykowanym zasilaczem streamer rozświetlił się na zielono, zarówno NAS, jak i redakcyjne konto TIDALa stały przede mną otworem nie pozostało nic innego jak tylko wcisnąć play i oddać się odsłuchom. Tak też uczyniłem i … ponieważ w pokoju nadal panowała nieprzyjemna cisza wdusiłem Play ponownie, i jeszcze raz. Ki czort? Zmiana źródeł (NAS, Tidal, kolejne cyfrowe) też nie pomogła więc chciał, nie chciał uznałem, że może warto jednak przeklikać się przez menu odtwarzacza i zobaczyć co w trawie piszczy. Okazało się, że był to całkiem niegłupi pomysł, gdyż o ile dla 99,9% użytkowników oczywistą magistralą komunikacyjną są konwencjonalne gniazda RCA (lub XLR, jeśli takowe występują), to w Naimie nadal obowiązującym standardem są złącza DIN i właśnie ono było ustawione jako jedyne wyjście sygnału.
Całe szczęście po tym małym faux pas więcej niespodzianek nie miałem a muzyka z Naima płynęła nieprzerwanym strumieniem co dnia i to w dodatku bynajmniej nie z recenzenckiego obowiązku a dla czystej przyjemności, gdyż to co ma do zaoferowania Naim wymyka się większości obowiązujących zaszufladkowań i kategoryzacji. Mamy bowiem do czynienia z dźwiękiem gęstym, niezwykle energetycznym i w dodatku na wskroś … analogowym. Tak, tak drodzy Państwo. Zarówno w ślepym odsłuchu, jak i wpatrując się w ND5 XS, jak nie przymierzając wół w malowane wrota konia z rzędem temu, kto uzna dobiegające jego uszu dźwięki jako pochodne bezosobowej i sterylnej cyfry. Śmiem wręcz twierdzić, że tytułowy streamer gra dokładnie w tej samej estetyce co oferowane przez brytyjskiego wytwórcę odtwarzacze srebrnych krążków. Całość była prezentowana na takim poziomie wewnętrznego spokoju i saturacji, że nie mogłem się oprzeć, by po kilkudniowym okresie akomodacji z użyciem internetowych rozgłośni radiowych nie sięgnąć po zremasterowanego debeściaka „The Unforgettable Nat King Cole” Nat King Cole’a oraz „If I Can Dream: Elvis Presley with the Royal Philharmonic Orchestra” Elvisa Presleya. Może i są to starocie, ale starocie udowadniające, że w czasach, gdy liczył się przede wszystkim talent a nie wyłącznie wygląd, jak to ma miejsce obecnie, wokaliści mieli nie tylko charyzmę, co głos i to właśnie ich umiejętności wokalne grały pierwsze skrzypce. I Naim tę oczywistość po prostu chwyta w lot sprawiając, że stojący przy mikrofonie jegomoście rządzą zarówno na scenie, jak i w naszych pokojach odsłuchowych. Ich głosy są mocne, męskie (bo niby jakie by miały być) i na tyle sugestywnie podane, że nie wypada goszczących w naszych skromnych progach gości nie poczęstować czymś zacnym, np. ponad 64% Blanton’sem Straight from the Barrel. Oczywiście nawet bez polepszaczy percepcji namacalność źródeł pozornych i własne uczestnictwo w spektaklu też są bezdyskusyjne a my sami zamiast analizować poszczególne składowe przechodzimy czy to do rozleniwiającej percepcji, czy właśnie wspomnianego uczestnictwa włączając się nieśmiało w co bardziej znane fragmenty. Wyraźnie słyszalna lekka górka, czyli podbicie na przełomie dolnej średnicy i basu nadają męskim wokalom odpowiedniej powagi i estymy, przez co większość z nich (z niechlubnym wyjątkiem np. Artura Rojka) spokojnie spełniała kryteria określającego rasowego samca alfa po zapachu dobrych cygar i jeszcze lepszej whisky.
Całe szczęście obecny w brzmieniu Naima testosteron nie powoduje, że tytułowy duet sprawdza się jedynie w mało skomplikowanym graniu na przysłowiowe dwa, gdyż oprócz pulsującego rytmu i wspomnianego podkręcenia samczych odgłosów i nie piję w tym momencie do dwóch wcześniej wymienionych klasyków, lecz np. do nieco ostrzejszych klimatów w stylu „Immortalized” Disturbed, czy nawet „Defying Gravity” Mr. Big, bez najmniejszego problemu sprawdzi się również w zdecydowanie bardziej wysublimowanych aranżacjach, więc nic nie stoi na przeszkodzie, by gdy tylko najdzie nas ochota sięgać po Niną Simone, lub Cecilię Bartoli. A skoro już jesteśmy przy klasyce to fenomenalny skądinąd album „Opera Proibita” ukazał bardziej liryczne i skupione na możliwie wiernym oddaniem gradacji planów oblicze angielskiej elektroniki. Co prawda nadal staliśmy po bardziej soczystej i nasyconej stronie muzykalności, której nad wyraz daleko do sterylnej rozdzielczości co poniektórych plikowych konkurentów, ale tak jak już zdążyłem wspomnieć na wstępie cały czas mamy do czynienia z bardziej organiczną aniżeli analityczną odmianą reprodukcji. Aspekt umiejscowienia źródeł pozornych w przestrzeni też nie pozostawiał niedosytu a jedyne do czego mógłbym się na siłę przyczepić to nieco bardziej oszczędne, aniżeli np. w równolegle testowanym AVM-ie OVATION MP 6.2, lub dyżurnym Ayonie CD-35 odwzorowanie niuansów pogłosowych na obfitujących w tego typu atrybuty nagraniach (np. „Graduał Wiślicki”). Choć uczciwie trzeba przyznać, iż nie mając możliwości bezpośredniego porównania większość z nas i tak nie zwróciłaby na te szczegół uwagi.
Na koniec zostawiłem dość drażliwą kwestię sensowności inwestycji w dodatkowy, opcjonalny zasilacz w postaci XPS DR. O ile jednak na papierze takowy zakup, przynajmniej w stosunku do ceny samego, i tak szczodrze obdarzonego przez producenta w sekcję zasilającą, streamera wydaje się cokolwiek kontrowersyjny, to po odsłuchu ND5 XS z i bez wspomagania sytuacja już na tak irracjonalną nie wygląda. Aby lepiej Państwu zobrazować różnice proszę sobie wyobrazić, że np. na jazdę testową otrzymujecie Aston Martina DB11 z 5.2 l, 12 cylindrowym układem napędowym, jednak po dopełnieniu wszelkich formalności pod Waszą rezydencję podstawiana jest, oczywiście znacząco tańsza, … 4-cylindrowa, „eco” (całe szczęście nieistniejąca w znanej mi rzeczywistości) wersja. Niby nadal jest to Aston, ale gdzieś, nie wiadomo gdzie, uleciał cały „fun” wynikający z jazdy. To samo dzieje się z Naimem. Osłabieniu ulega motoryka, scena spłyceniu a bas traci na sprężystości. Powiem więcej. O ile w moim prywatnym systemie odsłuch ND5 XS wespół z XPS DR sprawiał prawdziwie dziką frajdę i ani przez myśl nie przeszło mi kombinowanie co by tu w źródle zmienić, czy poprawić, to już ND5 XS solo koniec końców wylądował jako li tylko transport plików wspomagany sekcja przetwornika dyżurnej 35-ki Ayona. Wnioski z takiej kolei rzeczy proszę zatem wysnuć samemu.
Może i Naim każe sobie słono płacić za dodatkowe zasilanie, ale nie od dziś wiadomo, że akurat w tym przypadku wydatek każdej złotówki ewidentnie się opłaci a niniejszy test jest tego namacalnym dowodem. Streamer ND5 XS z opcjonalnym XPS DR jest bowiem źródłem tyleż wyrafinowanym, co po prostu skończonym i po kilku godzinach spędzonych w jego towarzystwie wszelakiej maści wątpliwości dotyczące tego, co by tu jeszcze zmienić odchodzą w niepamięć. Wystarczy tylko zbudować odpowiednio obszerną playlistę, rozsiąść się wygodnie w fotelu, wcisnąć play i zapomnieć o codziennych troskach dając się ponieść ulubionej muzyce. W dodatku Naim zapewnia nam wcale nie tak oczywisty na tych pułapach cenowych komfort. Komfort obcowania z muzyką jako taką a nie nerwówkę wsłuchiwania się w ewentualne wady i zalety sprzętu ją reprodukującego.
Marcin Olszewski
System wykorzystany podczas testu:
– CD/DAC: Ayon CD-35; Audionet Planck; AVM Ovation MP 6.2
– Odtwarzacz plików: laptop Lenovo Z70-80 i7/16GB RAM/240GB SSD + JRiver Media Center 22 + TIDAL HiFi + JPLAY; Yamaha WXAD-10
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Gramofon: Kuzma Stabi S + Kuzma Stogi + Shelter 201
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Wzmacniacz zintegrowany: Electrocompaniet ECI5; Audionet Watt; Pass Int-60
– Kolumny: Gauder Akustik Arcona 80 + spike extenders
– IC RCA: Tellurium Q Silver Diamond
– IC XLR: LessLoss Anchorwave; Organic Audio; Amare Musica
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver
– Kable głośnikowe: Organic Audio; Signal Projects Hydra
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power; Acoustic Zen Gargantua II
– Listwa: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS(R)
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+
– Stolik: Rogoz Audio 4SM3
– Akcesoria: Sevenrods Dust-caps; Furutech CF-080 Damping Ring; Albat Revolution Loudspeaker Chips
Opinia 2
Spotkanie z bohaterem dzisiejszego testu, czyli pochodzącą z Wysp Brytyjskich, produkującą komponenty audio marką Naim jest dla mnie pewnego rodzaju przywołującym na myśl wiele pozytywnych wspomnień powrotem do przeszłości. Dlaczego? Otóż w swej drodze do obecnie posiadanego zaawansowanego systemu generującego dźwięk miałem przyjemność kilka lat obcować z co prawda rozpoczynającymi ofertę, ale pochodzącymi już z odświeżonej wizerunkowo linii komponentami NAIT 5i. I wiecie co? Nie oglądając się na liczbę nie tylko potencjalnych zwolenników, ale i ewentualnych jej przeciwników stwierdzam, iż te dwa lub trzy lata były fantastycznie spędzonym czasem przy bardzo energetycznie (słynny zwrot PRAT) prezentowanej muzyce. Tak tak, czego jak czego, ale z propagacji energii i rytmu w muzyce nie można Anglikom odmówić. Naturalnie będąc zagorzałym przeciwnikiem można ponarzekać na brak wysublimowania, czy zbyt dosłowne traktowanie zapisanego w partyturach przekazu nutowego, ale jednego, czyli radości grania nie można Naimowi odmówić. Panowie konstruktorzy bez mamienia całego spektrum klientów postawili na drive, co z jednej strony trochę zniechęca melomanów poszukujących dźwięku eufonicznego, ale za to z drugiej dożywotnio rozkochuje w sobie fanów dobrego timingu. Do której grupy należycie Wy, musicie zdecydować sami, jednak bez naciągania faktów powiem Wam, te kilkanaście dni z testowanym NAIM MEDIA PLAYER ND5XS wspomaganym zasilaczem PSU XPS-DR przypomniało mi, jak zapisane w kodzie DNA tego brandu pokłady rytmiki i energii ze zwykłego słuchania muzyki w domu potrafią wykreować spektakl, na ile jest to możliwe na miarę koncertu na żywo. Nie da się? Nawet nie wiecie, jak się mylicie, dlatego proszę, rzućcie okiem na dalszą część testu, którego możliwość przeprowadzenia po oficjalnym ogłoszeniu kooperacji marek FOCAL i NAIM zawdzięczamy nowemu dystrybutorowi FNCE.
Jak wyglądają komponenty angielskiego NAIM-a? Cóż, ta linia od lat oferując dość proste, ale za to bardzo dobrze wpisujące się w nawet najbardziej wykwintne kreacje lokalowe, wykonane z aluminium stosunkowo płaskie skrzynki. Ale to nie koniec znaków szczególnych tej serii, gdyż jakby w kontrze do ascetyzmu obudów przychodzi mieniący się zieloną poświatą swoisty neon z logo marki. Fronty opisywanych produktów zawsze podzielone są na trzy części, z czego środkowa dzierżąc wspomniany firmowy emblemat w stosunku do zewnętrznych jest lekko zagłębiona. Gdy dokładniej prześledzimy aparycję przedniego panelu, okaże się, że oprócz opisywanego znaku rozpoznawczego w jego centrum na lewej flance znajdziemy jedynie gniazdo wejściowe w standardzie USB, a na prawej wydawałoby się, że niewielki, ale za to bardzo czytelny wyświetlacz i tuż obok niego dziewięć umożliwiających bezpilotową nawigację po MENU guzików funkcyjnych. Przerzucenie wzroku na tylną ściankę skutkuje przekonaniem się, iż mamy do czynienia z bardzo dobrze wyposażonym w możliwość pracy z różnymi sygnałami cyfrowymi centrum dowodzenia. Patrząc od lewej znajdziemy na niej: włącznik główny, gniazdo zasilające, wejścia LAN, USB, WIFI, COAXIAL, OPTICAL, wielopinowe złącze dla zewnętrznego zasilacza, jedno wyjście cyfrowe COAXIAL i dwa wyjścia analogowe -RCA i typowy dla Naim’a pięcio-pinowy DIN. Jak widać po akapicie wizualizacyjnym może w sferze designu brytyjski „plikograj” nie jest szczytem marzeń często kochającego błyskotki audiofila, ale już od strony przyłączeniowej i obsługi wielorakich formatów został obdarowany jak przystało na aspirujący do segmentu High End produkt. Gdy temat odtwarzacza ND5 XS mamy już za sobą, celem uzupełnienia informacji o zestawie testowym wspomnę o dostarczonym wraz z nim firmowym zewnętrznym zasilaczu PSU XPS-DR. Ten będąc przedstawicielem tej samej formacji co PLAYER wykorzystuje identyczną obudowę, w której zaaplikowano zdecydowanie bardziej rozbudowane, znacznie zwiększające jakość dostarczanego do źródła prądu moduły zasilania. Przybliżając zaś temat przyłączy i manipulatorów PSU jestem zobligowany poinformować, iż na froncie oferuje jedynie podświetlone logo marki i włącznik główny, a na plecach terminal zasilający IEC i podobną do znajdującego się w urządzeniu Media Player wielopinową złączkę.
Zanim przejdę do konkretów sonicznych, rozpocznę od małej pochwały. Produkt Naim’a ND5 XS biorąc pod uwagę mój analfabetyzm pod względem konfiguracji podobnych komponentów okazał się być „idioto-odtpornym”, gdyż temat aplikacji trwał dosłownie kilka minut. I nie chodzi tutaj o jakieś szczególne procedury, tylko zwykłe wpięcie w tor audio i podłączenie twardego dysku. Po włączeniu i wybraniu odpowiedniego wejścia system sam znalazł pamięć masową, potem się z nią połączył i zaproponował pierwszy zapisany na niej alfabetycznie projekt muzyczny. Jednym słowem, odpalenie było proste jak konstrukcja cepa. Niestety, z racji mojego mentalnego nieprzygotowania do podobnych ekwilibrystyk plikowych w życiu codziennym innych funkcji angielskiego odtwarzacza nie jestem w stanie Wam przybliżyć, ale spokojnie, właśnie po to każde urządzenie zalicza dwóch recenzentów, aby w miarę możliwości nawzajem się uzupełniać i inne bardzo ważne dla potencjalnych użytkowników informacje z pewnością pojawią się w jego artykule.
Rozpoczynając temat przybliżania wynotowanych podczas testu spostrzeżeń na najważniejszy dla nas temat, czyli dźwięku nie mogę nie potwierdzić faktu konsekwentnego grania Player’a Naima w domenie rytmu i energii. Słuchanie tak solidnie kreślącego rzeczywistość muzyczną urządzenia jest radością w najczystszej postaci, gdyż nawet pozornie dla mnie nudne, a przez to na ile to możliwe unikane ciężkie brzmienia wręcz zmuszały moje kończyny do wybijania rytmu. Niemożliwe? Bynajmniej. Sam nie wiem, jak to się stało, ale jednym z dość przypadkowych tworów nutowych na dość skromnie zapełnionym dysku był materiał grupy Mastodon „The Hunter”. Gdy zapadała decyzja o próbie z tą sesją nagraniową, nic nie sugerowało, że będę w stanie coś pozytywnego z tego wynotować, a to właśnie przy tej grupie po raz pierwszy przekonałem się, iż nie ma złej muzy, tylko każdy jej rodzaj preferuje trochę inne podejście do prezentacji, co w jej przypadku opiniowany set Naima spełniał w stu procentach. Energia gitarowych riffów, bębnów i wokalizy nie pozwalały na najmniejsze wytchnienie, tylko sprawiając wrażenie bycia tam i wtedy przykuwały do siebie od początku do końca płyty. Szczerze? Dawno nie zaliczyłem podobnego mitingu z takim nurtem od dechy do dechy. To było na tyle znamienne w skutkach zderzenie z umiejętnościami angielskiej myśli technicznej, że po drodze na tapecie pojawił się jeszcze folk-metalowy Percival Svansevit i kilka innych rujnujących moje narządy słuchu grup buntu przeciwko światu. Kolejnym ciekawym spojrzeniem na walory soniczne ND5 XS’a była próba z również momentami ciężką, ale już mocno zelektryzowaną muzą spod znaku YELLO „TOUCH”. I wiecie co? Zdecydowana większość odczuć pokrywała się z typowym rockiem. Dlaczego napisałem „większość”? Nie, nie mam nic złego na myśli, a nawet sądzę, że jest to pewnego rodzaju zasługująca na pochwałę konstruktorska konsekwencja. O co kaman? Recenzowany zestaw w całej swej rewelacyjności prezentacji stawiał na oddającą ducha muzyki, ale bardzo dobrze kontrolowaną masę i barwę dźwięku. Jednak bardzo ważnym w tym wszystkim było również to, że nawet najbardziej rozbudowanych pod względem ilości instrumentów i zawartości w nich wysokich tonów partiach przez cały czas górny zakres potrafił utrzymać na wodzy. Wszystko podane było z dobrym naświetleniem, ale nigdy nie powodowało przenikliwego ataku moich uszu i chyba dlatego tak bezproblemowo łykałem nawet najcięższe pod względem decybeli kawałki. I właśnie ta powiedziałbym nawet dla mnie bardzo pozytywna cecha przyczyniła się do delikatnego utemperowania przenikliwych sztucznych elektronicznych dźwięków panów z grupy Yello. Oczywiście na potrzeby testu trochę przejaskrawiam istotność tego sznytu grania, ale w stosunku do wielokrotnych odsłuchów tego krążka, od strony energii muzyki to podejście odsłuchowe bardzo zyskiwało, ale z drugiej strony czuć było mogącą być różnie odbieraną przez fanów grupy kulturę angielskiej szkoły grania. Ale ostateczną decyzję, czy to jest Wasza bajka pozostawiam od osobistej weryfikacji. Dla mnie było bardzo dobrze. Czyli co, mamy do czynienia z ideałem? Naturalnie, jak to zwykle bywa nie do końca. Powodem do takiej tezy była muzyka dawna. Owszem, wszelkie instrumentarium ze sznytu grania Naima czerpało pełnymi garściami, ale patrząc na to od strony uduchowienia przecież kościelnej muzyki brakowało nieco delikatności i zwiewności. To zaś powodowało, że wszystko dostawałem co prawda bardzo konkretnie, ale nie było już miejsca na popuszczenie wodzy fantazji, którą ten rodzaj muzyki ma wspierać. Nie wiem, może jestem zbyt romantyczny, albo najzwyczajniej w świecie stary, ale tak to odebrałem. Ogólnie bardzo dobrze z malutkim wskazaniem na zbyt oficjalną prezentację.
Jak wynika z powyższego tekstu, prezentowana angielska elektronika w większości przypadków zbierała same pochwały. I powiem Wam, w takiej domenie całościowo odbieram moją opinię. Jeśli zaś chodzi o wytknięte gdzieś po drodze niuanse, nie przejmujcie się nimi zbytnio, gdyż raz, zauważałem to z racji częstego słuchania tych pozycji w różnych konfiguracjach, a dwa po chwili usłyszaną prezentację mogłem skonfrontować ze stałym punktem odniesienia. Wy zaś dokonując zmian w systemie z racji nastawienia na coś innego niż macie na co dzień, prawdopodobnie nie zwrócicie na to uwagi, nawet tego oczekując. Gdybym miał typować grupę docelową, w pierwszym strzale stawiałbym na melomanów zakochanych w mocnej muzie. Jako drugą z racji nieposkromienie przekazywanej energii nie wykluczałbym również wyznawców elektroniki. Jedyni, którzy powinni bliżej się przyjrzeć, to delikatni romantycy, ale i oni nie powinni skreślać opisywanego zestawu z listy, gdyż co system, to inne oczekiwania i może okazać się, że MEDIA PLAYER wespół z PSU ze stajni NAIM trafią w ich punkt „G”. Kto wie?
Jacek Pazio
Dystrybucja: FNCE S.A.
Ceny:
Naim ND5 XS: 12 999 PLN
Naim XPS DR: 20 999 PLN
Naim ND5 XS
• Zgodność z UPnP – streaming plików audio z twardych dysków I serwerów (takich jak HDX lub UnitiServe), dysków NAS i komputerów poprzez sieć lokalną
• Łączność: Ethernet (RJ245), Wi-Fi (802.11 g, n @ 2.4GHz), USB (Typ A na froncie)
• Radio internetowe vTuner 5
• Opcjonalny moduł tunera FM/DAB
• Wejścia cyfrowe: BNC (24bit/192kHz), RCA (24bit/192kHz), Toslink (24bit/96kHz)
• Streaming/odtwarzanie plików: WAV, FLAC, AIFF, AAC, WMA, ALAC (z iPoda), Ogg Vorbis i MP3 z odpowiedniego urządzenia UPnP lub pamięci USB, DSD (DSF64 & DFF64)
• Pasmo przenoszenia: 10Hz – 20kHz, +0.1/−0.5dB
• Zniekształcenia THD + N: <0.02%, 10Hz – 20kHz
• Impedancja wyjściowa: 22Ω (max.)
• Wyjścia analogowe: DIN, RCA
• Wyjścia cyfrowe: BNC (75Ω)
• Pobór mocy: 60VA (max.)
• Wymiary (W x S x G): 87 x 432 x 314 mm
• Waga: 6,5 kg
• Wykończenie: front i obudowa – czarny lakier proszkowy
Naim XPS DR
• Zasilacz, kompatybilność: CDX2, DAC, HDX, NDX, ND5 XS (zawiera interkonekt)
• Zasilanie: 100V, 115V, 230V; 50 or 60Hz, Naim Discrete Regulator
• Wymiary (W x S x G): 87 x 432 x 314 mm
• Waga: 12,4 kg
• Wykończenie: front czarny szczotkowany anodyzowany
• Obudowa: czarny lakier proszkowy
System wykorzystywany w teście:
– źródło: Reimyo CDT – 777 + DAP – 999 EX Limited TOKU
– przedwzmacniacz liniowy: Robert Koda Takumi K-15
– końcówka mocy: Reimyo KAP – 777
Kolumny: Trenner & Friedl “ISIS”
Kable głośnikowe: Tellurium Q Silver Diamond
IC RCA: Hijri „Milon”,
XLR: Tellurium Q Silver Diamond
IC cyfrowy: Harmonix HS 102
Kable zasilające: Harmonix X-DC 350M2R Improved Version, Furutech NanoFlux NCF Furutech DPS-4 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi
Stolik: SOLID BASE VI
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA SS, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– akustyczne: Harmonix Room Tuning Mini Disk RFA-80i
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END
Tor analogowy:
– gramofon:
napęd: SME 30/2
ramię: SME V
wkładka: MIYAJIMA MADAKE
przedwzmacniacz gramofonowy: RCM THERIAA
Najnowsze komentarze