Tag Archives: NAP 250 DR


  1. Soundrebels.com
  2. >
  3. NAP 250 DR

Naim CDX2, NAC N-272, NAP 250 DR

Opinia 1

Obserwując obecnie obowiązujące w szeroko rozumianym wzornictwie przemysłowym trendy dość łatwo można zauważyć dwa, dość diametralnie różniące się nurty. Jeden, hołduje bezpiecznym i miłym oku krągłościom, idącym w parze wraz z podkreślającą pewną antyseptyczność bielą, oraz drugi atakujący zmysł wzroku odważnymi bryłami o ostrych krawędziach i dynamicznych formach usilnie zabiegających o naszą uwagę. Jeśli jednak odejdziemy od powyższych ekstremów to z pewnością natrafimy na wszechobecną unifikację i to nie tylko w obrębie poszczególnych marek, lecz generalnie obejmującą swym zasięgiem całe grupy produktów. Nawet po pobieżnym jej rekonesansie bardzo szybko można dojść do wniosku, iż jedynym elementem mogącym ułatwić nam rozpoznanie konkretnego wytwórcy staje się przysłowiowa metka, czy tabliczka znamionowa. Całe szczęście trafiają się jeszcze niemalże kliniczne przypadki ortodoksyjnego przywiązania do wypracowanych u zarania działalności wzorców, projektów plastycznych i generalnie podejścia do tematu, w siedzibach których czas się niejako zatrzymał a tzw. „target” pozyskiwany jest w głównej mierze na drodze dziedziczenia i edukacji jednego pokolenia nabywców, przez kolejne. Jakieś przykłady przychodzą Państwu na myśl? Jeśli nie, to służę pomocą, bowiem tym razem, dzięki uprzejmości rodzimego dystrybutora – stołecznego FNCE S.A. mogliśmy wziąć na redakcyjny warsztat kompletny, przynajmniej jeśli chodzi o elektronikę, zestaw brytyjskiego Naima w składzie: odtwarzacz CDX2, przedwzmacniacz NAC N-272 i stereofoniczna końcówka mocy NAP 250 DR.

Pół żartem pół serio można byłoby stwierdzić iż w stosunku do swoich niemalże 45-letnich protoplastów aparycja tytułowych Naimów zmieniła się co najwyżej kosmetycznie. Oczywiście to dość daleko idące uproszczenie i spłycenie tematu, lecz sami uczciwie musicie Państwo przyznać, że elektroniki z Salisbury nie sposób pomylić z czymkolwiek innym. Minimalistyczne, klasyczne prostopadłościenne bryły odlewów o masywnych szczotkowanych frontach, zielone wyświetlacze, oraz charakterystyczne centralnie umieszczone łukowe logotypy to istna kwintesencja wyspiarskiego Hi-Fi w najczystszej postaci.
Zdolny obsłużyć płyty HDCD (ktoś jeszcze pamięta takie audiofilskie ulepszenie) odtwarzacz CDX2 może pochwalić się zlokalizowaną po swej lewej stronie w pełni manualnie obsługiwaną „szufladą” transportu, połyskującym zielonkawą poświatą centralnie usadowionym logotypem i zaskakująco archaicznym czteroznakowym wyświetlaczem zajmującym wraz z czterema funkcyjno-nawigacyjnymi przyciskami prawą flankę frontu. Dla niewtajemniczonych chciałbym tylko dodać, że wspomniana dosłownie przed chwilą manualność obsługi szuflady jest całkowita, gdyż należy ją samodzielnie (po łuku) wysunąć, umieścić na niej płytę, docisnąć magnetycznym krążkiem i wsunąć na miejsce. Całkiem udana namiastka winylowego misterium. Tylna ścianka również nie stara się nas niczym oszołomić. Ot włącznik główny, wejście na zewnętrzny czujnik IR, 75Ω wyjście cyfrowe w standardzie BNC i wyjścia analogowe w postaci konwencjonalnych, złoconych gniazd RCA, oraz pamiętającego okres panowania tow. Edwarda Gierka gniazda DIN. Całości dopełnia dedykowane zewnętrznym zasilaczom wielopinowe złącze.
Na pierwszy rzut oka równie oldschoolowy co odtwarzacz przedwzmacniacz NAC N-272 przy bliższym poznaniu okazuje się nad wyraz nowoczesnym urządzeniem. Jednak po kolei. Front zdobi jedynie okupująca lewą flankę gałka regulacji głośności, standardowo w centrum mieni się kryptonitową zielenią firmowy logotyp a na prawo od niego użytkownik do dyspozycji otrzymuje niewielki zielony wyświetlacz i matrycę dziewięciu przycisków. Nie zapomniano również o gnieździe słuchawkowym (dedykowany, pracujący w klasie A wzmacniacz) i porcie USB. Jednak swoje prawdziwe oblicze 272-ka ukazuje dopiero na ścianie tylnej. Powodem takiego stanu rzeczy jest zaskakująco bogata oferta interfejsów cyfrowych i choć wyjście cyfrowe jest tylko jedno (75Ω BNC), to już wejść mamy aż sześć – dwa koaksjalne, jedno BNC i trzy optyczne. Dodatkowo są dwie anteny wspomagające łączność Wi-Fi i Bluetootch, oraz port Ethernet. Domenę analogową reprezentuje wejście DIN i dwie pary RCA oraz wyjścia pod postacią dwóch DINów, oraz pary regulowanych i pary stałopoziomowych RCA. Nie zabrakło też stosownego terminala dla zewnętrznego zasilacza.
A teraz najlepsze. NAIM w swoim przedwzmacniaczu sekcje DACa i streamera zaimplementował nie po to, by jedynie odhaczyć kolejną funkcjonalność i mieć temat z głowy, lecz podszedł do zagadnienia na tyle poważnie, iż pominiecie owych pozornych „dodatków” należałoby uznać za przejaw co najmniej pomroczności jasnej, gdyż są to równie wysokiej, co część analogowa moduły. Bowiem to dzięki nim spokojnie zyskamy dostęp nie tylko do zasobów zgromadzonych na serwerach UPNP (NAS-ach), w tym plików o parametrach 24bit/192 kHz i DSD64, lecz również do serwisów streamingowych Spotify i TIDAL. Oczywiście wszystkimi funkcjami możemy zawiadywać zarówno z poziomu panelu frontowego, pilota zdalnego sterowania, jak i, chyba najwygodniej, poprzez dedykowane na Androida i iOSa aplikacje. W dodatku wszystko działa od pierwszego uruchomienia a dołączona instrukcja prowadzi nieobeznanych użytkowników za przysłowiową rączkę. Jednym słowem prościej się nie da.
Najbardziej minimalistycznym elementem dzisiejszej układanki jest oczywiście 80 W końcówka mocy NAP 250 DR, której korzenie sięgają … 1975 r. Cale szczęście przez minione dziesięciolecia konstrukcja ta zdążyła niewątpliwie zyskać nie tylko na czysto wizualnej atrakcyjności, lecz i pozyskać do swych trzewia takie atrakcje jak zaczerpniętą z flagowców technologię Statement i zasilanie DR (Discrete Regulator). Na jej froncie znajdziemy jedynie podświetlony logotyp i włącznik a na plecach … pojedyncze i akceptujące jedynie banany i wtyki BFA terminale głośnikowe, oraz …. dostępne jedynie w standardzie trzypinowego, stereofonicznego DIN-a wejście liniowe. Powiem szczerze, że pierwsze wrażenie jest co najmniej piorunujące i może wywołać lekką konsternację. Oczywiście stosowny przewód znajduje się na wyposażeniu, ale od razu zaznaczę, iż jest to DIN-DIN i bez stosownej przejściówki 250-ki z „obcym” preampem raczej nie zepniemy.

Prawdę powiedziawszy po teście wzbogaconego o moduł zasilacza odtwarzacza ND5 XS & XPS DR moje oczekiwania co do brzmienia tytułowego zestawu jeszcze przed jego wypakowaniem ulokowane zostały na iście olimpijskim poziomie. Oczywiście nawet przez myśl mi nie przeszło, że wbrew logice i wszelkim znakom na niebie i ziemi za ok. 60 kPLN doświadczę ekstremalnego High-Endu zasiadając na audiofilskim Olimpie, lecz coś mi mówiło, że wcale nie będzie to potrzebne, by po prostu cieszyć się uzyskanym efektem brzmieniowym. I nie myliłem się, lecz aby utwierdzić się w tym przekonaniu musiałem nieco, jak to mam w zwyczaju, pokombinować, by koniec końców … przyznać konstruktorom z Salisbury rację. O co chodzi? O okablowanie a dokładnie interkonekty. Nie da się bowiem ukryć, iż dołączane do angielskich urządzeń przewody budziły moje poważne obawy. Ot, początkowo potraktowałem je jak przysłowiowe „sznurówki” dołączane do normalnej – budżetowej elektroniki. Oczywiście wszelakiej maści roszad dokonywałem pomiędzy odtwarzaczem i przedwzmacniaczem, bo już do końcówki mocy nic konwencjonalnego podpiąć się nie dało. I niby wszystko było OK a bagatela ponad trzygodzinna rozgrzewka z Frankiem Sinatrą („Standing Room Only”) przebiegła całkiem miło, to mając pewne obiekcje co do budowania sceny w głąb kurtuazyjnie sięgnąłem po firmowy, anorektyczny kabelek, nie zmieniając albumu kliknąłem Play i … ponownie przesłuchałem całość, lecz tym razem już bez marudzenia. Poprawie uległa bowiem nie tylko owa „papierowa” głębia, co dosłownie wszystko. Począwszy od precyzji ogniskowania źródeł pozornych, po barwę i dynamikę. Było to o tyle istotne, gdyż powyższy album, oprócz fenomenalnego materiału muzycznego wypełniały wszelakiej maści dykteryjki, żarty i konwersacje z publicznością, gdzie namacalność odgrywały kluczową rolę.
Kolejną, dość nieoczywistą pozycją, która tylko podkreśliła ponadprzeciętną rytmiczność testowanego zestawu okazał się album „The Blues” Woong San. Czemu nieoczywistą? A komu z Państwa rzewne bluesy kojarzą się z drobną Koreanką? A właśnie z taką egzotyczną mieszanką mamy w tym przypadku do czynienia. Dodając do tego wyborną, choć właściwie powinienem napisać, iż całkowicie spodziewaną, jakość realizacji efekt przeszedł moje najśmielsze oczekiwania. To było gęste, pulsujące rytmem granie, które może i wymykało się audiofilskim ortodoksyjnym kanonom wycyzelowania, lecz rekompensowało to niesamowitym drivem i „taping factorem” powodującym, że spokojne usiedzenie w miejscu graniczyło z cudem. Śmiem wręcz twierdzić, iż Naim-y ową niemalże samplerową doskonałość nieco sprowadziły na ziemię, by zamiast chłodu i antyseptyczności laboratorium zaprezentować buzującą emocjami, soczystą muzykę. Spora w tym zasługa iście atawistycznej niechęci do wyczynowości i sztucznego podkręcania tempa, czy wyostrzania krawędzi dźwięków i stawiania na analizę w znacząco większym stopniu aniżeli syntezę. Nie ma jednak mowy o nawet najmniejszym uśrednianiu i zbytniej ingerencji w materiał muzyczny, bo przesiadka na rasowe – słoneczne i brudne brzmienia w stylu „Californisoul” Supersonic Blues Machine potrafią odezwać się w iście garażowej estetyce. Środek pasma jest pełny, krągły i świetnie nasycony, góra nie ma najmniejszych oporów przed utwardzeniem i cięciem powietrza, gdy tylko wymagają tego wysoko „ciągnięte” riffy a bas , jak już wcześniej zdążyłem nadmienić, nie pozwala na obojętność. Przy czym jedna uwaga natury recenzenckiej. Energia najniższych składowych w głównej mierze skupiona jest w wyższych partiach basowych i ich przełomie ze średnicą, stąd też subiektywne wrażenie ponadprzeciętnej dynamiki, lecz bezpośrednie porównanie np. z moim dyżurnym Brystonem 4B³ pokazało, że pod względem liniowości i reprodukcji najniższych oktaw można to zrobić nieco dokładniej. A właśnie, skoro wzięliśmy się za demontaż tej misternej brytyjskiej układanki wielkie brawa należą się przedwzmacniaczowi NAC N-272, który z równą atencją obsługiwał dostarczane mu sygnały analogowe, jak i cyfrowe, co koniec końców doprowadziło do tego, że po kilku dniach zupełnie przestałem zwracać uwagę na to z dobrodziejstw jakiej domeny korzystam i skupiłem się li tylko na muzyce jako takiej.
Przesiadka na mroczne i mocno depresyjne interpretacje kolęd, jakie swojego czasu zaserwowała nam na „From Spirits and Ghosts” Tarja Turunen, pozwoliła mi odkryć również drugą, bardziej skupioną naturę tytułowego zestawu i dać się otoczyć onirycznym dźwiękom i chłodnym wokalem solistki. Tutaj najważniejsza była Ona a cała reszta stanowiła jedynie tło do jej poczynań. Jak widać nawet Naim potrafi czasem zapomnieć o swojej buntowniczej naturze i postawić na „klimatycznoć”.

Dostarczony na testy przez FNCE S.A. set z jednej strony potwierdził krążące po sieci pogłoski o świętej motoryce sygnowanych przez NAIM-a a z drugiej nad wyraz dobitnie pokazał, że nie tylko w energetycznym Rocku należy go uwzględniać. Śmiało można powiedzieć, że to taki typ pozornie szorstkiego twardziela na podobieństwo Clinta Eastwooda, który o ile tylko trafią się ku temu stosowne okoliczności potrafi zaskoczyć ciepłem i delikatnością. W dodatku swoim ortodoksyjnym podejściem do kwestii okablowania pozwala NAIM pozwala zaoszczędzić znaczne środki finansowe, które zamiast na druty warto przeznaczyć na … dodatkowe moduły zasilające, o sensowności czego mogliśmy przekonać się na własne uszy przy okazji odsłuchów ND5 XS.

Marcin Olszewski

System wykorzystany podczas testu:
– CD/DAC: Ayon CD-35
– Odtwarzacz plików: laptop Lenovo Z70-80 i7/16GB RAM/240GB SSD + JRiver Media Center 22 + TIDAL HiFi + JPLAY; Yamaha WXAD-10
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Gramofon: Kuzma Stabi S + Kuzma Stogi + Shelter 201
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Końcówka mocy: Bryston 4B³
– Kolumny: Gauder Akustik Arcona 80 + spike extenders
– IC RCA: Tellurium Q Silver Diamond
– IC XLR: LessLoss Anchorwave; Organic Audio; Amare Musica
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver
– Kable głośnikowe: Organic Audio; Signal Projects Hydra
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF
– Listwa: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS(R)
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+
– Stolik: Rogoz Audio 4SM3
– Akcesoria: Sevenrods Dust-caps; Furutech CF-080 Damping Ring; Albat Revolution Loudspeaker Chips.

Opinia 2

Gdybym miał być do bólu szczery, będąca naszym głównym tematem, pochodząca w Wysp Brytyjskich marka ma tyle samo zwolenników co przeciwników. I choć teoretycznie podobny rozkład nastrojów ma większość znajdujących się na rynku audio brandów, to przywołany przed momentem podział w tym przypadku – ok. zdradzę co trafiło na recenzencki tapet, rozprawiamy o NAIM Audio – nie jest li tylko spowodowany wpisaniem się lub nie w konkretne oczekiwania soniczne. Mianowicie zdecydowana większość oponentów stosunkowo rzadko zarzuca wyspiarzom zbyt dużą ochotę do energicznego grania zwanym pośród audiofilskiej gawiedzi jako PRAT (to wręcz jest uważane za jej atut), tylko torpeduje przywiązanie Anglików do gloryfikowania archaicznych DIN-owskich gniazd, przy wykorzystaniu których o zgrozo w większości przypadków ich konstrukcje grają najlepiej. Nie wierzycie? Myślicie, że ewentualne pretensje maniakalnych kablarzy są nonsensem? Bynajmniej. Żyjemy w czasach, w których ekstremalny audiofil woli wymienić na przykład sieciówkę niż kolumny w budżecie nawet 30 kzł i niczym Reytan bezpardonowo bronić tezy, że taki ruch do końcowego efektu brzmieniowego systemu wniesie o wiele więcej. Paranoja? Owszem, ale na szczęście bardzo marginalna, którą właśnie swoim hołubieniem uważanych już za wymarłe gniazd chce ograniczyć w przypadku użytkowania swoich produktów dostarczony do testów przez warszawskiego dystrybutora FNCE kompletny zestaw od źródła (CDX2), przez przedwzmacniacz z funkcją DAC (N-272), po końcówkę mocy (NAP250) NAIM Audio.

Akapit opisujący aparycję i wyposażenie produktów angielskiego brandu z racji mocno zunifikowanego designu niniejszym dedykuję wszystkim tym, którzy do tej pory nie mieli okazji zetknąć się z brytyjska klasyką w jej najbardziej charakterystycznej formie.. Przybliżając zatem szerszemu gronu ów nieco utylitarny wygląd jestem zobligowany poinformować, że skrzynki zawsze są stosunkowo niskie, zbudowane z aluminium, a przedni panel zazwyczaj podzielony jest na trzy płaszczyzny, z czego środkowa w stosunku do zewnętrznych jest delikatnie cofnięta i dzierży przez jednych uwielbiane, a przez innych wytykane, przypominające zawieszony nad barem w angielskim pubie, mieniący się zieloną poświatą półokrągły szyld z logo marki. Rozpoczynając miting opisowy od źródła na lewej flance znajdziemy zamocowaną w jednym punkcie wychylaną po łuku z czeluści obudowy masywną półkę z czytnikiem płyt. Co według konstruktorów tego pomysłu na zwieszenie czułego na drgania lasera jest ważne, to po pierwsze wspomniane jednopunktowe podparcie wspierającej go osi i wykończenie okalających laser płaszczyzn przypominającą delikatny aksamit napylaną strukturą eliminującą ewentualne odbicia wiązki światła czytającego zero-jedynkowe zapisy. Płynnie przerzucając wzrok na prawą stronę frontu w jego centrum widzimy wspomniane kontrowersyjne (mnie osobiście się podoba) logo i na zewnętrznej rubieży cztery podświetlane zieloną obwolutą okrągłe przyciski. Jeśli chodzi o tylny panel, patrząc od lewej do dyspozycji mamy włącznik główny, zespolone z bezpiecznikiem gniazdo zasilania, wyjście cyfrowe SPDIF, selektor wyboru wejścia (cyfrowe/analogowe), wielopinowe wejście dla dodatkowego zasilacza i wyjście analogowe w standardzie DIN i RCA. Próbując uniknąć szkodliwego dla płynności tekstu powielania ciągów literowych odnośnie opisywanej płaszczyzny kolejnych komponentów dwa pozostałe postaram się skonsolidować. Przód przedwzmacniacza z funkcją przetwornika cyfrowo/analogowego na lewej stronie oferuje dużą gałkę wzmocnienia, gniazdo słuchawkowe i USB, w środku podświetlane logo, a na prawej duży wyświetlacz i 9 przycisków. Zaś tył standardowe dla NAIM-a włącznik i gniazdo zasilania, sekcję wejść i wyjść cyfrowych w standardzie ETHERNET, SPDIF, OPTICAL, USB, podobnie do CD-ka terminal dodatkowego zasilania, a także wejścia i wyjścia liniowe RCA i DIN.
Jeśli chodzi o końcówkę mocy, w środku awersu mamy logo, a z prawej strony jedynie włącznik inicjujący działanie, by na rewersie znaleźć gniazdo zasilania, przyjmujące tylko banany, dla wielu archaiczne, bo ubrane w czarne i czerwone obwoluty proste dziurki dla kabli kolumnowych i trzypinowe wejście dla sygnału stereo z przedwzmacniacza liniowego. Tak tak, tej końcówki mocy nie sposób podłączyć po bożemu, czyli przy użyciu XLR lub RCA, tylko jesteśmy skazani na rozwiązanie firmowe. Przesada? Nie wiem na pewno, gdyż nie miałem możliwości tego skonfrontować, ale jeśli temat jakości dźwięku przy użyciu tych gniazd jest bliźniaczy do sygnałowych w pre i cd, to wiem, dlaczego padło na taki, a nie inny wybór. Puentując ten akapit ważną informacją jest również oferta pilotów w standardzie dla pre liniowego o odtwarzacza płyt, gdyż ostatnimi czasy już kilkukrotnie spotkałem się z pomijaniem podobnych akcesoriów przez producentów w zestawach startowych. Tutaj jesteśmy dopieszczeni.

Sądzę, że bardziej spostrzegawczy czytelnicy zdążyli się zorientować, iż przez cały dotychczasowy pisemny wywód przewijała się jedna zasadnicza dla konstrukcji angielskiej marki prawda najlepszej prezentacji muzyki przy użyciu z wyglądu bardzo niepozornych, o dziwo dostarczanych w komplecie kabli. Ale uprzedzając ewentualne mądrości typu: “można znacznie lepiej” spieszę donieść, że wbrew pozorom na tle drutowej konkurencji mamy do czynienia z rasowym brzydkim kaczątkiem. Naim-y są cienkie, czarne lub szare i do tego zakonfekcjonowane zwykłymi, biednie prezentującymi się wtykami lub bananami, a mimo to wszelkie próby (w moim przypadku w dwóch odsłonach) pokazywały zdecydowanie większą spójność dźwięku firmówek w stosunku do zdobionej audiofilską ornamentyką konkurencji. Dlatego też nie idąc pod wyznaczony przez angielskich inżynierów prąd cały test z wyjątkiem kabli głośnikowych przebiegł w pełnej konfiguracji NAIM’a. Co z tego wynikło?
Cóż, pierwszym czego nie da się pominąć, to mocny nacisk zestawu na prezentację środka pasma. Ale nie chodzi tylko jego soczystość, czy masę, ale również dbałość o rytmikę całego przekazu. Mamy do czynienia z bardzo gęstym, ale za to bardzo motorycznym pokazywaniem zapisów płytowych, co od pierwszych płyt zwróciło moja uwagę na wręcz fenomenalne oddanie zamierzeń twórców muzyki rockowej i jej podobnej. Naturalnie nie oznacza to ułomności reszty gatunków muzycznych, ale muzyka buntu jest oczkiem w głowie tego producenta. Weźmy na przykład ciężką do ciekawego pokazania dla wielu konstrukcji muzykę zespołu Metallica. Mocne gitarowe riffy, czy energetyczna praca perkusisty są wręcz wizytówką tej formacji i nie oszukujmy się, cherlawe systemy, czyli nie potrafiące zaoferować odpowiednio gęstej, ale zaznaczam w pełni kontrolowanej średnicy, cały włożony przez muzyków w nagranie danej płyty wysiłek zostanie bardzo mocno uśredniony. Szkoła NAIM-a wie, jak o to zadbać i w stu procentach pokazał to opisywany zestaw. To co, kupno tego przecież nie taniego seta skazuje nas na słuchanie tylko jazdy bez trzymanki? Co to, to nie. Przecież środek pasma jest ważny dla większości nurtów muzycznych. Owszem, może w lirycznej muzyce dawnej jej zwartość i punktualna rytmiczność nieco oddali nas od niesionej przez ten gatunek dźwiękowej erotyki, ale zapewniam, nie odbierzecie tego jako odbębnienie nudnego plumkania, tylko w pewien sposób poddaną dyscyplinie w założeniach stawiającą na uduchowienie soniczną strawę. Czy to twórczość Jordii Savalla, czy Michela Godarda, wszelkie interpretacje partytur Claudio Monteverdiego bez problemu wciągały mnie w wir stworzonych przez zestaw z Wysp Brytyjskich wydarzeń. Natomiast jak wspomniałem, może prezentacja w domenie rytmiki była nieco dobitniejsza niż mam na co dzień, ale taki jest NAIM i albo się go kocha i bierze z całym dobrodziejstwem inwentarza, albo szuka gdzie indziej. Ja mogę powiedzieć jedno. To był mój powrót do przeszłości (kiedyś posiadałem startowy zestaw tej marki) i o dziwo przy obecnym, zdecydowanie większym doświadczeniu w przyswajaniu muzyki spotkanie z setem ze środka oferty tytułowego producenta zaowocowało fantastycznym potwierdzeniem, że moje początki nie były czasem straconym, tylko solidnym przygotowaniem do bycia wymagającym audiomaniakiem. Na tyle wymagającym że w moim repertuarze nie może zabraknąć mainstreamowego, czy nowoczesnego ECM-owskiego jazzu, a także damskiej lub męskiej wokalizy. Dlatego też dzisiejszy test nie byłby kompletny, gdyby takowe pozycje w nim się nie nalazły. I muszę Wam powiedzieć, że również we wspomnianych realizacjach firmowany przez NAIM AUDIO zestaw CDX2, NAC N-272 i NAP250 pokazał się z bardzo energetycznej i w większości wypadków bardzo pożądanej strony. Gdy wymagał tego materiał, solówki kontrabasisty bardzo wyraźnie, czyli z dobrym rysunkiem krawędzi dźwięków kreśliły każde jego dotknięcie wzmacnianych pogłosem pudła rezonansowego strun. A gdy na muzyczny tapet wkraczały wydawane z pełnej objętości płuc doniosłe wokale, wspomniane angielska trójka nie miała najmniejszych problemów, aby wypełnić miechy artysty odpowiednią dla oddania ich zamierzeń masą powietrza. Myślicie, że tak się nie da? Owszem da, co w tym przypadku pokazał mi punkt zapalny naszego spotkania. Ale przypominam, ów sznyt dbania o rytmikę każdej nuty czasem odciska swoje piętno. W większości bardzo pożądane, ale jak to w życiu bywa, są gusta i guściki. Ja mogę powiedzieć tylko tyle, że dla mnie to zaleta.

Jak pisałem w którymś z powyższych akapitów, dzisiejsze zderzenie z pełnym systemem NAIM-a od źródła, przez przedwzmacniacz, po końcówkę mocy było dla mnie pewnego rodzaju przypomnieniem początków zaawansowanej zabawy w wyrafinowane słuchanie muzyki. Próbując przywołać na myśl targające mną wówczas emocje przychodzi mi na myśl bardzo duże zadowolenie z efektów sonicznych. Dlatego też jestem bardzo rad, że kolejne podejście nie zdezawuowało zapamiętanych z dawnych czasów doznań. I gdy wezmę pod uwagę obydwa epizody, śmiało mogę powiedzieć, że bez względu na dochodzące do Was opinie o marce NAIM, ta w temacie generowania muzyki jest bardzo smakowitym kawałkiem tortu zwanym rynkiem audio i bez najmniejszego naciągania faktów zawsze będę polecał ją każdemu miłośnikowi muzyki. Tak, NAIM ma swój sznyt grania, ale według mnie jest to raczej pozytywne w odbiorze kreślenie energetycznego przekazu niż nudne pompowanie artystycznego świata masą bułowatej średnicy. Ja wiem, że znajdą się osobnicy stawiający na lejącą się po podłodze, bliżej nieokreśloną w konturach masę, ale to nie ma nic wspólnego z opartą na rytmie muzyką, tylko jest wylewaniem się z głośników mdłych pomruków. Anglicy nigdy na to nie pójdą, dlatego też podążenie ich drogą nawet początkującemu adeptowi dobrej jakości fonii gwarantuje w zdecydowanej większości radość, niż rozczarowanie ze słuchania swoich ulubionych płyt. A chyba o to w tej zabawie chodzi.

Jacek Pazio

Dystrybucja: FNCE S.A.
Ceny
Naim CDX2: 22 999 PLN
Naim NAC N-272: 19 999 PLN
Naim NAP 250 DR: 20 999 PLN

Dane techniczne
Naim CDX2
Wyjścia: analogowe: RCA i DIN
Wyjścia: cyfrowe: S/PDIF, 75Ω BNC
Pasmo: przenoszenia: 10Hz-20kHz (+0.1dB,: -0.5dB)
Poziom: wyjściowy: 2.1V RMS: przy 1kHz
Impedancja: wyjściowa: 10Ω max.
Zniekształcenia: i: szum: <0.1%: 10Hz-18kHz przy max.poziomie
Wymiary(WxSxG):87 x 432 x 314 mm

Naim NAC N-272
Wejścia analogowe: 1 x DIN, 2 pary RCA
Czułość wejść analogowych: 275 mV
Wejścia cyfrowe: 1 x BNC (24bit/192 kHz), 2 x Coax (24bit/192 kHz), 3 x TosLink (24bit/96 kHz)
nne wejścia: DAB/FM, USB, Ethernet, Wi-Fi, Bluetooth
Wyjścia analogowe: Jack 6,3 mm
– regulowane: 2 x DIN, 1 pary RCA
– liniowe: 1 para RCA
– słuchawkowe
Wyjścia cyfrowe: Cyfrowe S/PDIF (1 x BNC)
Napięcie wyjściowe: 775 mV (pre-out), 275 mV (liniowe)
Pasmo przenoszenia: 4 Hz – 40 kHz
Stosunek sygnał /szum: 87 dB
Obsługiwane formaty audio: WAV i AIFF (do 24 bit/192 kHz), FLAC (do 24 bit/192 kHz), ALAC (do 24 bit/96 kHz), WMA (do 16 bit/48 kHz), Ogg Vorbis (do 16 bit/48 kHz), MP3, M4a (do 320 kbit/s), Listy odtwarzania (M3U, PLS), DSD (tylko NAC-N 272). Odtwarzanie bez przerw obsługiwane dla MP3, M4A, AIFF, WAV, FLAC i ALAC.
Radio internetowe: AAC, zawartość sformatowana dla Windows Media™, strumienie MP3,
MMS, Ogg Vorbis, Spotify® Connect: Ogg Vorbis (do 320 kbit/s)
TIDAL: AAC (96 lub 320 kb/s), FLAC (16 bit 44,1 kHz)
Bluetooth: SBC, AAC, aptX, aptX-LL.
Obsługa Wi-Fi: 802.11b, 802.11g, 802.11n
Opcjonalne zasilacze zewnętrzne: 555PS, XPS, XP5 XS
Wymiary (W x S x G): 87 x 432 x 314 mm
Waga: 10,3 kg

Naim NAP 250 DR
– Wejście analogowe: 1 x XLR
– Impedancja wejściowa: 18 kΩ
– Wzmocnienie: +29 dB
– Pasmo przenoszenia: 3 Hz – 50 kHz (-3 dB)
– Złącza głośnikowe: gniazda 4 mm typu „banan”
– Moc: 80 W/8 Ω (znamionowa), 400 W (chwilowa)
– Pobór mocy (spoczynkowy) 25 W
– Wymiary (W x S x G): 87 x 432 x 314 mm
– Waga: 15,8 kg

System wykorzystywany w teście:
– źródło: transport CEC TL 0 3.0, przetwornik D/A Reimyo DAP – 999 EX Limited TOKU
– przedwzmacniacz liniowy: Robert Koda Takumi K-15
– końcówka mocy: Reimyo KAP – 777
Kolumny: Trenner & Friedl “ISIS”
Kable głośnikowe: Tellurium Q Silver Diamond
IC RCA: Hijri „Milon”,
XLR: Tellurium Q Silver Diamond
IC cyfrowy: Harmonix HS 102
Kable zasilające: Harmonix X-DC 350M2R Improved Version, Furutech NanoFlux NCF Furutech DPS-4 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi
Stolik: SOLID BASE VI
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA SS, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– akustyczne: Harmonix Room Tuning Mini Disk RFA-80i
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon:
napęd: SME 30/2
ramię: SME V
wkładka: MIYAJIMA MADAKE
przedwzmacniacz gramofonowy: RCM THERIAA