Tag Archives: open baffle


  1. Soundrebels.com
  2. >
  3. open baffle

Ciarry KG-5040 mkII

Link do zapowiedzi: Ciarry KG-5040mkII

Opinia 1

Chcąc nieco podkręcić poziom emocji niesionych przez dzisiejsze spotkanie, bez naciągania faktów powiem, że poniższy test daje mi dwa powody do zadowolenia. Pierwszym jest fakt spotkania z konstrukcją rodzimą, zaś drugim kolejne wcielenie niegdyś opiniowanego przez nas produktu, co świadczy nie tylko o jakże cieszącym mnie utrzymaniu się firmy przez lata na tym trudnym rynku, ale również konsekwentnym rozwoju swojego portfolio. Jak pewnie znakomicie się orientujecie, ostatnimi czasy polskich podmiotów audio pojawia się sporo, jednak ich byt często jest bardzo krótki. Dlatego jeśli polski brand może pochwalić się kilkuletnią działalnością i do tego pokazać nowość w swojej ofercie, dla mnie jest to duży sukces. I takim niewątpliwym przedstawicielem tego stanu dla mnie jest pochodząca z Warszawy marka Ciarry. Marka, która po latach z sukcesem produkowanych kolumn KG-5040 postanowiła wzbogacić je o kilka zdobytych w tym czasie na tak zwanym „żywym organizmie” doświadczeń, czego skutkiem jest powołanie do życia modelu obecnie sygnowanego dopiskiem „mkII”.

Na potrzeby skrócenia dzisiejszego opisu budowy tytułowych kolumn przywołam najważniejsze informacje z poprzedniego testu, z którego wiemy, iż rzeczone kolumny to często poszukiwana przez znających się na rzeczy melomanów konstrukcja OB, czyli odgroda. To zaś oznacza, że zamiast typowej, najczęściej strojonej portem BR, nieco rzadziej zamkniętej skrzynki mamy do czynienia z pionową połacią w roli nośnika przetworników, czyli tłumacząc z polskiego na nasze, prozaiczną deską z głośnikami. Jednak wszelkich malkontentów proszę o wstrzymanie narzekań, gdyż jak to zwykle bywa, diabeł tkwi w szczegółach. A w tym przypadku jest nimi bogactwo wyposażenia wspomnianej „deski”, które opiewa na 5 niebagatelnych przetworników. Znajdziemy na niej usytuowane na dole pionowo nad sobą dwa papierowe basowce 15 cali każdy, całkiem na górze również papierowy, jednak tym razem już 10 calowy średniotonowy oraz pomiędzy wspomnianymi sekcjami dwa poziomo obok siebie usadowione, obsługujące różne częstotliwości gwizdki – jeden wstęgowy i jeden tekstylny. Ale uwaga, ostatnie dwa przetworniki z uwagi na symetryczne ustawienie w stosunku do siebie w każdej z kolumn determinują pracę każdej z nich jako lewa i prawa. Tak pokrótce wyglądające zespoły głośnikowe w celach estetycznych, czyli skrycia baterii przetworników i elementów zwrotnicy, od przodu i od tyłu okryto rozpostartym na prostokątnym stelażu, na ile to możliwe minimalnie wpływającym na propagację fal materiałem maskującym. Wieńcząc opis warto jest również wspomnieć, iż sekcję terminali przyłączeniowych znajdziemy w dolnej części tylnego panelu, całe konstrukcje lekko pochylając ku tyłowi zamocowano na wyposażonej w kolce, zwiększającej rozstaw punktów podparcia platformie, a w kwestii technikaliów istotnych dla dobrania odpowiedniego wzmocnienia zdradzę, iż mamy do czynienia z impedancją na poziomie 91 dB przy obciążeniu 4 Ohm. Gdzie zatem są różnice powodujące powołanie do życia tej wersji kolumn Ciarry KG-5040 mkII? Z informacji od konstruktora wiem, że przy kosmetycznych różnicach w budowie stelaża kolumny, gro zmian dotyczy modyfikacji zwrotnicy. Jak to wypadło w starciu z muzyką? Po odpowiedź na to pytanie zapraszam do lektury kolejnego akapitu.

Jak zagrały nasze bohaterki? Naturalnie w estetyce tego typu konstrukcji, czyli z jednej strony bez podbarwień popularnym bass-refleksem, a z drugiej z nieosiągalną dla konstrukcji zamkniętych szybkością i wielobarwnością niskich rejestrów. Zapewniam, to całkowicie inne podejście do tematu budowania realiów sonicznych, dlatego w poprzednim akapicie wspominałem o pewnego rodzaju dorośnięciu potencjalnego nabywcy do takiej prezentacji. I nie chodzi o jakość jako taką, tylko o zamierzoną eliminację tak lubianych przez wielu z nas artefaktów masowania trzewi „gumowatym” basem tudzież przesadnie lepką średnicą. Na to nie ma szans. Za to jak w przypadku tytułowych kolumn Ciarry nie mówimy nawet o bardzo wielkich szansach, ale mamy pewność doznania rzadko spotykanego w innych rozwiązaniach technicznych braku siłowego podania muzyki. Co to oznacza? Pop pierwsze – przekaz cechuje znakomita szybkość narastania sygnału, a przez to reakcji na zmienność odtwarzanego materiału. Po drugie – dostajemy bardzo ważną w oddaniu istotnych cech dla wielu nurtów muzycznych swobodę pokazania mnogości odcieni każdego, powtarzam każdego, nawet pochodzącego z palety najniższych rejestrów, często ledwo słyszalnego, pojedynczego dźwięku. A po trzecie – z uwagi na ową wpisaną w kod DNA lekkość wypełniania pomieszczenia fajnym dźwiękiem (oczywiście nie mówimy o odchudzeniu, tylko braku efektu tak zwanej „pompki”) aplikacja takich kolumn jest znacznie łatwiejsza od reszty rozwiązań (nawet zamkniętych) nawet w bardzo trudnych akustycznie pomieszczeniach (najczęściej z podbitym basem). Ktoś powie, że to można osiągnąć z każdym rodzajem kolumn. Nie mówię nie, tylko nie z taką łatwością i co bardzo istotne, nie w tak wyśrubowanym poziomem każdego z aspektów. Ale jedna uwaga, bez krzty podbarwień. Za to z istotnym dla pełnego emocjonalnego wejścia w dosłownie każdy rodzaj muzyki drive-m, co podczas testu sprawiało, że opiniowane kolumny wyszły z tarczą nawet ze starć z trudną muzyką typu rockowych popisów zespołu Metallica na ostatniej płycie „72 Seasons”, czy agresywnych wynurzeń Rammsteina „Zeit”. O co konkretnie chodziło? Otóż w opowieści panów od spraw około-metalowych najważniejszym dla tej płyty jest utrzymanie transowego rytmu z niebagatelnym dla uzyskania odpowiedniego efektu ponadprzeciętnej motoryki utworów, sygnalizowaniem ataku każdego z szaleńczo następującego po sobie uderzenia stopy perkusji. Jeśli kolumny zbytnio się ociągają, efektem nie będzie przyprawiająca słuchacza w arytmię serca kawalkada kopnięć, tylko zlana w jeden płynnie modulowany puls, daleka od zamierzeń artystów, w końcowym efekcie nudna magma. Natomiast w przypadku Rammsteina celem było sprawdzenie, czy nieco agresywnie nagrana płyta z racji braku podkręcania esencji przekazu nie wypadnie zbyt boleśnie dla ucha. Na szczęście nie z Ciarry takie numery, gdyż w obydwu przypadkach nie tylko bez najmniejszego problemu utrzymały istotny dla muzyki rytm, ale również dbając o odpowiednią wagę pozwalały jej brylować przyjemną w odbiorze wielobarwnością. A co z muzą z drugiej strony barykady?
Cóż, odpowiedź na to pytanie jest banalna. Naturalnie opierając się na poprzedniej opinii podczas występów z trudnym materiałem dodam tylko kilka istotnych aspektów. Pierwszym jest niezaprzeczalnie naturalnie odbierana przez nasz ośrodek słuchu będąca feedback-iem zastosowanych przetworników papierowa estetyka dźwięku. Drugim spójność brzmienia kolumn za sprawą wykorzystania wspomnianej celulozy na membrany tak w głośnikach basowych, jak i średnio-tonowych. A trzecim będąca myślą przewodnią tego rodzaju konstrukcji, oczywiście jak mantra od samego początku wywoływana do tablicy swoboda wizualizowania świata muzyki. Te trzy kwestie sprawiają, że wszystko co ma dotrzeć do naszego wnętrza robi to z dziecinną łatwością. Inaczej niż typowe zespoły głośnikowe, jednak jeśli raz się tego spróbuje, słuchanie muzyki już nigdy nie będzie takie samo. Powód? Otóż nawet jeśli po próbie na własnym podwórku jakimś trafem się na przykładowe Ciarry nie zdecydujemy, zawsze będziemy wiedzieli, że jest co prawda inna, ale również dająca wiele radości ze słuchania muzyki opcja. Ale dla jasności, inna, a nie gorsza.

No dobrze. Po sporej dawce informacji przyszedł czas na określenie potencjalnej grupy nabywców dla naszych bohaterek. Na szczęście w tym przypadku jak rzadko kiedy z dwóch powodów nie będzie z tym problemu. Pierwszym jest najbliżej jak się da opisany przeze mnie powyżej sposób na muzykę. Kiedy trzeba niezobowiązujący, innym razem szybki i agresywny, ale zawsze dobrze pokazujący powody tworzenia danego rodzaju muzyki przez artystów. A drugim? Znających się na rzeczy melomanów pewnie nie zaskoczę, gdy powiem, że drugim pozytywem tytułowych kolumn jest dziecinna łatwość wysterowania – wysoka skuteczność i dzięki budowie typu odgroda z braku czasem trudnych do opanowania podbarwień oraz szkodliwych podbić niektórych części pasma akustycznego, bezproblemowa aplikacja w dosłownie każdym pomieszczeniu. Mało? Wolne żarty. Spróbujcie znaleźć podobnie reagujące kolumny w tradycyjnej konstrukcji. Życzę powodzenia.

Jacek Pazio

Opinia 2

Kiedy latem 2018 r. recenzowaliśmy próbujące zaistnieć na szerokich wodach rodzime Ciarry KG-5040 po raz kolejny zastanawialiśmy się z Jackiem, czy ten stołeczny byt jest klasycznym jednostrzałowcem i chwilowym rozbłyskiem audiofilskiej pasji, czy też pociągnie nieco dłużej niż sezon. Niby uczestnictwo w Polskim Klastrze Audio dawało pewien, czysto iluzoryczny bufor bezpieczeństwa, jednak warto pamiętać, iż w tzw. międzyczasie ludzkość zaliczyła pandemię, lockdown, pozrywane łańcuchy dostaw i jakby tego było mało wojnę za naszą wschodnią granicą. Skoro jednak czytają Państwo ten tekst, to znak, że stojący za ww. manufakturą Jacek Barejka nie tylko nadal dysponuje zapałem, co wszystko wskazuje na to, że proponowane przez niego kolumny co i rusz znajdują nabywców. Po czym wznoszę? Ano po tym, że nie dość, że Jego portfolio wzbogaciło się o mniejsze KG-4030 oraz dwa, już klasyczne – uzbrojone w bas refleksy modele – podłogowe C8X2 i podstawkowe C8, to trafiła do nas najnowsza odsłona wcześniej goszczących u nas „parawanów”, czyli KG-5040 mkII, na których recenzję serdecznie zapraszamy.

Nie będę ukrywał, że już podczas unboxingu poczułem zarówno delikatną obawę, jak i lekki zawód. Obawę, gdyż dostarczona parka wydawała się bliźniaczo podobna do wcześniej przez nas opisywanych wersji startowych, więc wisiało nad nią odium „odgrzewanego kotleta”, a zawód wynikający z braku wykorzystania przez producenta szansy na pokazanie nieco bardziej lifestyle’owego (weselszego?) oblicza, co np. z powodzeniem stosują np. Amerykanie z Zu Audio. Najwidoczniej jednak taka unifikacja i kurczowe trzymanie się asekuracyjnej czerni ma głębszy sens, gdyż z jednej strony nie budzi nawet najmniejszych kontrowersji a i nasze obserwacje dowodzą, że zaskakująco liczna grupa odbiorców właśnie takiego „zgrzebnego” malowania oczekuje. Nic to. Grunt, że rodzime odgrody nadal wyróżniają się zaskakującą, jak na konstrukcje otwarte, kompaktowością. Ponadto zgodnie z tradycją wszystkie umieszczone na frontach drajwery, podobnie z resztą jak i obciągnięte dokładnie tą samą tkaniną plecy, ukryto za niezdejmowalnymi maskownicami. Nici zatem z seksownych zbliżeń i wyłuskiwania intrygujących niuansów. Terminale głośnikowe są solidne (WBT), umieszczone tuż nad stabilizującymi całość cokołami i rozstawione na tyle szeroko, że z łatwością podołają nawet masywnym i sztywnym przewodom.
Pomimo dość zauważalnego wzrostu ceny porównując parametry aktualnego „wypustu” z protoplastami łatwo zauważyć, iż o ile rozmiarówka pozostała praktycznie w nienaruszonym stanie, to nasze gościnie w tzw. międzyczasie i po drodze zgubiły po 10 kg. Za ową kurację odchudzającą stoi zastąpienie dotychczasowych stalowych cokołów ich odpowiednikami wykonanymi z MDF-u. Oszczędności i tzw. optymalizacja kosztów własnych? Nie mi to oceniać, jednakowoż sam producent w ramach prowadzonej z nami dość ożywionej korespondencji nie krył, że w 2-kach skupił się przede wszystkim na „tuningu” zwrotnic i to poprzez poprawę ich możliwości postanowił uzyskać większy przyrost jakości aniżeli inwestując poważne środki w tzw. żelastwo. Na czym ów tuning polegał? A na uzyskaniu większej specjalizacji każdego z użytych przetworników w reprodukcji przydzielonych im podzakresów reprodukowanego pasma, wyrównaniu fazowym i linearyzacji przebiegu impedancji – m.in. poprzez zastosowanie stosownych filtrów wygładzających. Oczywiście proszę się nie spodziewać, że zdradzimy co, jak i na co zostało zmienione i poprawione, gdyż skoro nawet samych przetworników nie dane nam było zobaczyć, to o rzucie gałką na trzewia mowy nie było. Ot lakoniczna dyplomacja sugerująca zainteresowanym skupianie się na dźwiękach dobiegających ich uszu a nie niepotrzebne nakręcanie się suchymi danymi i technikaliami. Wystarczy, że będziemy mieli świadomość, iż mamy do czynienia z czterodrożnymi konstrukcjami otwartymi w których za bas odpowiadają po dwa 15” woofery, średnica przypadła w udziale 10” przetwornikowi a wyższą średnicą i górą podzieliły się 2” i wstęga. Od strony elektrycznej tytułowe Ciarry są, przynajmniej na papierze, całkiem przyjazne dla towarzyszącej im elektroniki, gdyż przy 4Ω impedancji oferują wysoką, 91 dB skuteczność.

Dysponując doświadczeniami zebranymi podczas odsłuchu pierwszych wersji z mkII tym razem mieliśmy niejako z górki i nie próbowaliśmy wynajdywać koła na nowo, jak i wyważać już otwartych drzwi. Po prostu delikatnie dogięliśmy je w kierunku słuchacza i to było to. Uzyskaliśmy bowiem wielce satysfakcjonującą równowagę pomiędzy trójwymiarowością kreowanej sceny, jak i precyzją ogniskowania źródeł pozornych. Tylko od razu zaznaczę, że miłośnicy iście chirurgicznej precyzji i zabawy laserowym dalmierzem, przynajmniej przy pierwszym kontakcie z naszymi gościniami mogliby czuć się cokolwiek skonfundowani. Ciarry tworzą bowiem obraz nad wyraz obszerny lecz i organicznie zespolony – pozbawiony słyszalnych szyć pomiędzy poszczególnymi drajwerami, co oczywiście niezmiernie cieszy, lecz z drugiej nieco inaczej aniżeli konwencjonalne kolumny głośnikowe budujący narrację, w której prym wiodą swoboda i rozmach a już same bryły tak instrumentów, jak i wokalistów materializują się z uroczą … nonszalancją. Nie oznacza to bynajmniej, że zamiast aparatu wykonawczego z krwi i kości mamy do czynienia z impresjonistycznymi mazajami, bądź dziwadłami w stylu Picassa o fasolkowatych Muminkach nawet nie wspominając, bowiem na „SulaMadiana” zarówno operujący perkusjonaliami Mino Cinelu, jak i mieszający trąbkę z niemalże klubową elektroniką Nils Petter Molvær mają swoje ściśle określone miejscówki i prezentują się bezdyskusyjnie naturalnie i to właśnie naturalność w tym opisie jest kluczowa. W końcu obserwując ich na żywo – zasiadając na widowni, też nie widzimy faktury ich odzienia, czy wręcz porów skóry. A z pewnością tak Państwo, jak i my jesteście/jesteśmy wymienić kilka kolumnowych przykładów taki stopień rozdzielczości i precyzji oferujący. Pytanie tylko, czy właśnie taka drobiazgowość jest Wam / nam potrzebna. Śmiem twierdzić, że niekoniecznie, bowiem przynajmniej ja wolę słuchać muzyki a nie rozbijanych na atomy pojedynczych dźwięków ją tworzących. I Ciarry podobny punkt widzenia ewidentnie reprezentują serwując pomysł na brzmienie znany m.in. z twórczości Enyi (polecam „Box of Dreams”, czyli „Oceans”, „Clouds” i „Stars”) aniżeli idąc w kierunku wyznaczonym przez klinicznie antyseptyczne samplery Stockfischa. Chociaż, nie. To nie do końca trafne porównanie, gdyż graniu KG-5040 mkII zaskakująco blisko do koncertu Benny Goodman „Live in Hamburg 1981” nomen omen właśnie ww. wytwórni. Mamy wręcz organiczną koherencję idącą w parze z porządkiem na scenie i szalenie trudną do uzyskania z większości konwencjonalnych kolumn niewymuszonością – brakiem wysilenia i znamion wyczynowości. Miłym zaskoczeniem jest też wielce humanitarne traktowanie nagrań niekoniecznie mogących uchodzić za dobrze zrealizowane. Ot chociażby album „Stranger In This Town” Richiego Sambory, który zazwyczaj wypada płasko i mało angażująco, nad czym szczerze ubolewam, bo typa lubię a jego szycie na wiośle wręcz uwielbiam. I nie wiedzieć jak, ale Ciarry były w stanie z tej pozornie papierowej głębi zbudować wielce udany trójwymiarowy spektakl z soczystymi riffami, głębokim wokalem i powodującym samoistne podrygiwanie kończyn drajwem. W dodatku jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki może nie tyle zdjęta, co tonizowana została irytująca metaliczność a blachy zamiast cykać wreszcie zaczęły lśnić. Może dynamika nie wyrywała z butów, ale prawdę powiedziawszy pomimo ponad trzydziestu lat od premiery jeszcze nie dane mi było usłyszeć potęgi brzmienia tego wydawnictwa. W przeciwieństwie do „Ultimate” Pet Shop Boys, gdzie syntetyczne beaty miały okazję w pełni pokazać swe oblicze raz leniwie i onirycznie snując się po OPOS-ie a raz sucho trzaskać w międzykolumnowej przestrzeni. I tu kolejna niespodzianka, bowiem rodzime dipole z łatwością oddawały niemalże dyskotekowy klimat nagrań a jednocześnie nawet nie zbliżały się do plastikowej tandety, czy wydawać by się mogło natywnej kompresji prezentując prawdziwą i wręcz liryczną odsłonę ww. duetu.

Na pytanie, czy Ciarry KG-5040 mkII są dla każdego odpowiedź może być tylko jedna. Oczywiście, że … nie. Jeśli jednak macie Państwo możliwość ustawienia ich tak, by miały wokół siebie przynajmniej metr – półtora, dysponujecie odpowiednio mocnym i wydajnym prądowo wzmocnieniem i przede wszystkim kochacie muzykę w całej jej spoistości a nie obsesyjnym dążeniu do hiperrozdzielczości i granulacji, to ich odsłuch wydaje się koniecznością. A jeśli zdecydujecie się na nie, to może będziecie mieli dźwięk nieco inny aniżeli większość Waszych znajomych, lecz zdradzę Wam pewien sekret. Otóż to Wam ma się podobać, bo system konfigurujecie pod siebie i tylko pod siebie. Tylko tyle i aż tyle.

Marcin Olszewski

System wykorzystywany w teście:
– transport: CEC TL 0 3.0
– streamer: Lumin U2 Mini + switch Silent Angel Bonn N8
– przetwornik cyfrowo/analogowy: dCS Vivaldi DAC 2.0
– zegar wzorcowy: Mutec REF 10 SE-120
– reclocker: Mutec MC-3+USB
– Shunyata Research Omega Clock
– Shunyata Sigma V2 NR
Przedwzmacniacz liniowy: Gryphon Audio Pandora
Końcówka mocy: Gryphon Audio APEX Stereo
Kolumny: Gauder Akustik Berlina RC-11 Black Edition
Kable głośnikowe: Synergistic Research Galileo SX SC
IC RCA: Hijiri Million „Kiwami”, Vermouth Audio Reference
XLR: Tellurium Q Silver Diamond, Hijiri Milion „Kiwami”, Siltech Classic Legend 880i
IC cyfrowy: Hijiri HDG-X Milion
Kabel LAN: NxLT LAN FLAME
Kable zasilające: Hijiri Takumi Maestro, Furutech Project-V1, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4.1 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord, Acrolink 8N-PC8100 Performante, Synergistic Research Galileo SX AC
Stolik: BASE AUDIO 2
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END, FURUTECH e-TP80 ES NCF
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon – Clearaudio Concept
– wkładka Dynavector DV20X2H
– przedwzmacniacz gramofonowy RCM Sensor 2 mk II
– docisk płyty DS Audio ES-001
– magnetofon szpulowy Studer A80

Producent: Ciarry
Cena: 54 900 PLN

Dane techniczne
– Konstrukcja: 4-drożna, otwarta/dipole
– Pasmo przenoszenia +/- 3dB: 34 – 40 000 Hz
– Impedancja nominalna: 4Ω
– Skuteczność: 91 dB
– Moc maksymalna (sinus/peak): 200/300 W
– Głośniki: 2 x 15 cali (basowy), 1 x 10 cali (średniotonowy), 1 x 2 cale (średnio- wysokotonowy), 1 x wstęga (wysokotonowy)
– Obudowa: mdf 25mm, lakier czarny matowy z powłoką antypalcującą
– Wymiary bez podstawy (W x S x G): 1200 x 450 x 190 mm
– Wymiary z podstawą i kolcami (W x S x G): 1260 x 450 x 400
– Waga: 41 kg (z podstawą z mdf)

  1. Soundrebels.com
  2. >
  3. open baffle

Ciarry KG-5040

Link do zapowiedzi: Ciarry KG-5040

Opinia 1

Biorąc pod uwagę karmę portalu Soundrebels mogłoby się wydawać, że jedynymi produktami, które w bojach recenzenckich są w stanie sprawić nam przyjemność, mogą być tylko drogie zabawki z tak zwanego zgniłego zachodu. Tymczasem baczni obserwatorzy naszych poczynań z pewnością zdążyli się zorientować, iż coraz częściej na naszych łamach pojawiają się konstrukcje znad Wisły. Fakt faktem, muszą spełniać pewne wstępne założenia jakościowe i cenowe, ale co dla nas jest niezwykle ważne, gdy już przejdą sito odcedzające chłopców od mężczyzn, w wyniku testu często okazuje się, że na tle zagranicznej konkurencji znakomicie się bronią, a czasem nawet zostawiają ją z tyłu. Po co kreślę ten patriotyczny wywód? Otóż w dzisiejszym opiniotwórczym starciu zderzymy się właśnie z bardzo ciekawymi konstrukcyjnie kolumnami na chwilę obecną próbującej wejść do gry polskiej marki. Marki, która nie idzie na łatwiznę typu prostopadłościenna skrzynka z dwoma, lub trzema przetwornikami wspomaganymi dziurą bas-refleksu, tylko jako punkt honoru postawiła sobie budowanie tak zwanych konstrukcji OB, czyli uważanych przez wielu audiofilów za wzór swobody generowania dźwięku odgród. O kim mowa? Panie i panowie mam przyjemność zaprosić wszystkich na kilka akapitów o będącej członkiem kilkukrotnie opisywanego na naszych stronach Polskiego Klastra Audio warszawskiej manufakturze CIARRY i jej propozycji o symbolu KG-5040, które do mojej samotni, ze sporym wysiłkiem logistycznym, dostarczył sam konstruktor – Jacek Barejka.

Sądzę, że wielu z Was analizując załączone fotografie zauważyło, iż mimo testu kolumn o rodowodzie OB ich konstruktor, w trosce o bardziej akceptowalny przez żony audiofilów efekt wizualny, fronty w ramach otworów na głośniki i całe plecy postanowił ubrać w schludne, niestety dla wielu osobników lubiących popatrzeć na wielkie przetworniki, maskownice. Szkoda? Powiem szczerze, że jeszcze kiedyś na takie rozwiązanie prawdopodobnie sam bym utyskiwał, ale po całkowitej rezygnacji ze zdejmowania osłon z moich wielkich paczek znakomicie rozumiem decyzję producenta. Efekt soniczny kolumn mierzony i potem strojony jest w komplecie, zatem dobrze byłoby podobne warunki zachować podczas słuchania ulubionej muzyki. Ok. Przetworniki są ukryte. Ale co to są za konstrukcje? I tutaj mam same dobre wieści, gdyż zakres niskotonowy obsługują dwa 15-to calowe papierzaki, wysoki bas i środek 10-cio calowy również papierzak, a górę typowa kopułka i wstęga. Jak widać, liczba zastosowanych generatorów dźwięku jest spora, a to z łatwością pozwoliło pomysłodawcy zrealizować projekt czterodrożny, gdzie dwie drogi obsługują zakres wysokotonowy. Jeśli chodzi o będącą nośnikiem wspomnianej baterii głośników obudowę, ta w zdecydowanej części frontu i ścianek górnej, dolnej i bocznych wykonana jest z MDF-u. Całość dla poprawienia stabilności osadzona jest na nieco większych od podstaw korpusów metalowych platformach, w które wkręcamy współpracujące z podłożem dostarczone w komplecie kolce. Wieńcząc akapit wizualizacyjny należy dodać, że kolumny są w stanie pochwalić się skutecznością na poziomie 91 dB przy impedancji 4 Ohm, co oznacza, że z łatwością poradzi sobie z nimi zdecydowana większość wzmacniaczy.

Gdy padła propozycja zmierzenia się z tytułowymi konstrukcjami dipolowymi w głowie kłębiły mi się dwa całkowicie przeciwstawne sobie scenariusze. Jeden był całkowitą porażką typu bezduszne, wyprane z emocji, stawiające na ostrą kreskę granie. Zaś drugi wskazywał na dobre wyważenie konturowości z nutką fajnego papierowego wysycenia, a wszystko okraszone szczyptą gładkości. I wiecie co, już pierwsze takty muzyki ewidentnie pokazały, że konstruktor i moja skromna osoba nadajemy na tych samych falach a dobiegający do mego narządu słuchu dźwięk był bardzo bliski posiadanego na co dzień. To było bardzo zaskakujące, gdyż nawet kreując pozytywne myśli nie stawiałem na takie podobieństwo estetyki obydwu prezentacji. Owszem, moja i testowana muzyczna bajka nieco się różniły, ale celuloza w przekazie i delikatne przyciemnienie dźwięku były prawie bliźniacze, co praktycznie od pierwszego krążka pozwoliło mi się napawać zapisanymi na nim ciągami nutowymi. Jakie były główne różnice obydwu prezentacji? Otóż moje paczki w zdecydowanie większym stopniu stawiały na soczystości przełomu basu i średnicy, co dla kolumn z głośnikami przykręconymi do tak zwanej deski jest prawie nieosiągalne. Zatem co wydarzyło się w zderzeniu z konkretnymi pozycjami płytowymi? Oj było ciekawie. Weźmy na przykład kompilację twórczości Claudio Monteverdiego w aranżacji Michela Godarda „A Trace Of Grace”. To jest mocno podkręcona w domenie wysycenia i masy niskich rejestrów płyta. I gdy u mnie czasem gitara basowa – tak tak, Michel lubi ubrać muzykę dawną we współczesne instrumentarium – potrafi czasem być zbyt solidna, to w aranżacji polskich kolumn przez cały odsłuch ani na moment nie odeszła od zadanej przez muzyka linii melodycznej. To było zaskakująco fajne, ale oczywiście miało swoje reperkusje w prezentacji bardzo ważnej dla tego typu muzyki wokalistyki. Oczywiście nie odbierajcie tego w estetyce jakikolwiek problemu, tylko konsekwencji konstrukcji kolumn, za co właśnie kochają je ich użytkownicy. Po prostu śpiewająca swoje partie artystka nie miała już tyle esencji w głosie, ale również nie zdradzała oznak anoreksji. Ja jestem lekko trącony dodatkową szczyptą wysycenia, dlatego swój set mocno pokolorowałem, a opiniowane kolumny swoimi rozwiązaniami stawiają akcent w nieco innym miejscu. Ale jak wspomniałem, pod tym względem to była jedynie inna prezentacja. Idąc dalej tropem tego krążka należy dodać, że KG-5040 bardzo dobrze pokazywały rozmach goszczącej muzyków kubatury kościoła. Powiem więcej, ten aspekt był bardziej “łał” niż u mnie. Zdziwieni? Moment, moment, już wyjaśniam dlaczego. Otóż nasze bohaterki mają po dwa głośniki wysokotonowe obok siebie, co sprawia, że zawsze delikatnie rozdmuchują punktowe źródła pozorne. To może się podobać, jednak gdy na tapet weźmiemy namacalność danego muzyka w aspekcie 3D, nagle okaże się, że jest nieco powiększony i leciutko rozmyty. Tak było z każdym instrumentem i wokalizą wzmacnianymi w tym przypadku rozchodzącym się pod sufitem klasztoru echem. Delikatnie, ale jednak. Ktoś ma z tym problem? Jeśli tak, to niesłusznie, bowiem przy pełnoprawnym zderzeniu moich do przybyłych na testy kolumn proszę wziąć pod uwagę różnice w cenie, a nagle okaże się, że oferta brzmieniowa rodzimych konstrukcji prezentuje się w całkowicie innym odcieniu. W podobnej estetyce wypadały wszystkie, włącznie z ECM-owskim jazzem, stawiające na jakość realizacji płyty. Czytelność, fajny sznyt papieru w dźwięku, fenomenalne rysowanie nawet najszybszych pasaży kontrabasu, czy oddanie witalności zapisów nutowych, wszystko było pod idealną kontrolą i w dobrym tempie. Zatem czegóż chcieć więcej. Tym bardziej, że mamy do czynienia z kolumnami, które tak powinny grać. Ja nie mam pytań, a przecież zawsze coś można dostroić kabelkami lub elektroniką. Nic tylko brać. Na koniec tej epopei przywołam jeszcze płytę z pogranicza utraty słuchu, czyli puszczaną jak na moje standardy zbyt głośno płytę „Liminal” stawiającego na elektroniczne sample zespołu Acid . W tym przypadku była jazda bez trzymanki. Wszelkie sztuczne sejsmiczne pomruki za sprawą dwóch prawie 40-to centymetrowych basowców trzęsły moim pokojem bez najmniejszych skutków ubocznych. Żadnej buły, tylko drżenie ścian i defibrylacja serca razem z resztą ciała. To trzeba przeżyć, inaczej nie ma szans na dokładne przekazanie tego stanu ducha i ciała. Ale to nie koniec dobrych wieści. Słuchając podobnych klimatów zapomnijcie o wyartykułowanych w tekście niuansach typu mniejsze wysycenie przełomu i środka, czy punktowe lokalizowanie najdelikatniejszego dźwięku. To jest żywioł i tak jest prezentowany. Nic dodać, nic ująć, tylko słuchać.

Analizując powyższy tekst, możecie odnieść wrażenie, że stawiając za punkt odniesienia moje kolumny trochę drukowałem mecz przeciwko konstrukcjom tytułowym. Ale zapewniam, nic z tych rzeczy. Dlaczego? Proszę pomyśleć. Jeśli kolumny dipolowe zagrałyby w estetyce solidnej soczystości, dla wielu ich zwolenników byłoby to wielką wadą. To mają być szybkie, konturowe, ale również posiadające pokłady gładkości produkty i CIARRY KG-5040 takie są. To jest propozycja dla wyedukowanych słuchaczy, a oni wiedzą, że projekt OB z założenia jest obciążony unikaniem popadania w nadmierne podbarwianie dźwięku. Jednak co w tym wszystkim jest najciekawsze, to fakt mojego bardzo dużego fun-u podczas testu mimo unikania akcentu soczystości prezentowanej muzyki. Nie wiem, ilu z Was ma szanse na postawienie u siebie w pokoju jednak co by nie mówić tak szerokich kolumn, ale jeśli widzicie w tym aspekcie choćby minimalne światełko w tunelu, nie czekajcie, tylko dzwońcie do producenta. Nawet jeśli chleba z tego nie będzie, nausznie przekonacie się, jak to jest dostać mocnym basem w klatkę piersiową bez najmniejszych oznak rozmycia fali dźwiękowej. Uwierzcie mi, to jest niezapomniana przygoda, której organoleptyczne zaliczenie na własnej skórze serdecznie polecam.

Jacek Pazio

Opinia 2

Dzisiejszy test jest nad wyraz namacalnym dowodem na to, że nic, ale to absolutnie nic nie dzieje się przypadkowo, bez przyczyny i oczywiście konkretnych następstw. Jeśli w tej chwili jeszcze Państwo mi nie wierzycie, to na początek polecam małą retrospekcję i cofnięcie się do 2016 r., kiedy to mieliśmy okazję i niebywałą przyjemność relacjonować obecne na Audio Vide Show systemy stworzone w ramach rodzimej kooperacji PEKA (czyli w skrócie Polskiego Klastra Audio). Był to twór na tyle unikalny na naszym rynku, że w ramach ww. projektu producenci zamiast wzajemnie się zwalczać, deprecjonować i generalnie zachowywać jak tradycja i mentalność nakazuje postanowili się zjednoczyć i wspólnie pracować na odpowiednią pozycję i rozpoznawalność a tym samym nabywców. O ile jednak szczerze i gorąco owej „spółdzielni” kibicowaliśmy, to nie kryliśmy obaw co do tego, jak długo zaangażowanym w niej ludziom starczy wiary, zapału i empatii. Okazuje się jednak, że starczyło i starcza nadal, gdyż nie dość, że PEKA w zdecydowanie liczniejszym, aniżeli na AVS składzie pojawiła się na tegorocznych, kwietniowych targach Electronics Show 2018, to i stanowiła jeden z najjaśniejszych (przynajmniej pod względem audiofilskim) punktów owej imprezy. O ile jednak z większością „zjednoczonych wystawców” już się znaliśmy, to moją uwagę zwróciła nowa w ich gronie marka o niezwykle działającej na podświadomość nazwie Ciarry. Tak po prawdzie chodziło oczywiście nie o samą nazwę, lecz o sygnowane nią kolumny KG-5040. W dodatku kolumny dość niestandardowe jak na nasze rynkowe realia, bo reprezentujące niezbyt często widoczne na sklepowych półkach konstrukcje otwarte, czyli tzw. odgrody. Dość niezobowiązujący i obarczony poważnymi anomaliami wynikającymi z dalekich od idealnych warunków lokalowych odsłuch sprawił jednak, że kolumny te zaintrygowały mnie na tyle, by wdać się z ich konstruktorem – Jackiem Barejką w dłuższą dyskusję. Powód był jasny – nawet w otwartym od góry, szklanym i oddzielonym od sąsiednich jedynie cienkimi kotarami, wystawowym „boxie” słychać było, że drzemie w nich potężny potencjał, który aż się prosi, by wziąć go na warsztat. Po wystawie, zanim jeszcze zdążyły opaść emocje, oczywiście kontynuowaliśmy korespondencję, w rezultacie której tytułowe kolumny zawitały w naszej oktagonalnej samotni.

Jak sami Państwo widzicie Ciarry KG-5040 pomimo charakterystycznych dla większości odgród proporcji nie dość, że prezentują się całkiem atrakcyjnie, to dla większości odbiorców mogą wręcz wydawać się bardziej akceptowalne tak pod względem gabarytów, jak i wzornictwa od swojej konwencjonalnej konkurencji. Są bowiem ponadczasowo i nieprzemijająco, przynajmniej jeśli chodzi o kapryśne mody i trendy, czarne i tak naprawdę zupełnie nieabsorbujące. Ot gładkie kruczoczarne panele, które raz zobaczone więcej nie zaprzątają naszej uwagi. Spora w tym zasługa szczelnie pokrywających fronty i „plecy” maskownic, oraz satynowej powłoki lakierniczej korpusów. Jednym słowem oaza spokoju. Są przy tym zdecydowanie bardziej kompaktowe od kilkukrotnie goszczących w naszych skromnych progach Ardento Alter 2. W dodatku KG-5040 jak sama ich nazwa wskazuje to … pięciogłośnikowe, czterodrożne kolumny głośnikowe oparte o dość ciekawy zestaw przetworników. W każdej kolumnie pracują bowiem po dwa 15”celulozowe basowce, jeden, również papierowy 10” mid-woofer, 2” kopułka, oraz wstęga. Co ciekawe kopułka swoją pracę zaczyna już przy 1 kHz a wstęga ją wspomaga od 10 000 Hz. Żeby było ciekawiej oba wspomniane przed chwilą przetworniki umieszczono nie dość, że obok siebie, czyli w orientacji poziomej, to jeszcze pomiędzy sekcją basową a średnio-niskotonową. I od razu odpowiedź na pytanie natury użytkowej – otóż Ciarry należy ustawiać tak, aby wstęgi znajdowały się po zewnętrznej stronie kolumn. Terminale głośnikowe są solidne, pojedyncze, i na tyle nisko umieszczone i rozsunięte na taką odległość, że bez najmniejszego problemu podepniemy pod nie nawet takie monstra jak zakończone widłami Audiomica Laboratory Miamen Consequence. Korpusy kolumn wykonano z MDF-u a dla zapewnienia odpowiedniej stabilności całość spoczęła na pięciokątnych stalowych cokołach uzbrojonych w trzy, regulowane stożki.

A teraz najciekawsze z naszego a mam nadzieję, że również Państwa, punktu widzenia, czyli odsłuch. Zanim jednak owa wiekopomna chwila nadeszła trochę pojeździliśmy z Ciarrami po OPOS-ie nausznie weryfikując jak radzą sobie z zastanymi u nas warunkami. Okazało się jednak, ze demonizowana przez „życzliwych” kapryśność dipoli niespecjalnie KG-5040 dotyczy, gdyż zgodnie z informacjami uzyskanymi od samego producenta do pełni szczęścia w zupełności wystarcza im metr z tyłu i przynajmniej dwa do słuchacza. U nas, dysponując blisko 40 metrami mogliśmy sobie jednak pozwolić na zdecydowanie większe dystanse. Podobnie było z ich dogięciem, ponieważ konfigurację rozpoczęliśmy od ustawienia na wprost, by potem sukcesywnie, delikatnie doginać je ku słuchaczowi. Podczas powyższej procedury można było zaobserwować dość istotne zmiany dotyczące ogniskowania źródeł pozornych i szerokości samej sceny. Otóż przy ustawieniu na wprost scena wykazywała ponadprzeciętną szerokość, jednak efekt ten uzyskiwany był kosztem zarówno jej głębokości, jak i proporcji obecnych na niej instrumentów i operujących nimi muzyków, których postury nieco przypominały efekt uzyskiwany przy próbach wypełnienia ekranu 16:9 obrazem 4:3. Oczywiście w tym momencie używam dość poważnego wyolbrzymienia, ale mając na co dzień nieco bardziej „skupiony” sposób prezentacji podświadomie starałem się dążyć do znanego mi wzorca. I właśnie lekkie dogięcie sprowadziło na właściwe tory i przywróciło znane mi z systemu odniesienia postury artystów. W dodatku te bądź co bądź całkiem pokaźnych rozmiarów kolumny potrafiły praktycznie całkowicie zniknąć akustycznie generując dźwięki zewsząd, tylko nie bezpośrednio z siebie. Można się było wpatrywać w nie godzinami a i tak poszczególne źródła pozorne odzywały się po bokach, przed i za nimi. Sprawy nie ułatwiały też szczelnie okrywające drivery maskownice powodujące, że dosłownie nie było na czym oka zawiesić. W dodatku zamiast skupiać na próbach wyłapania jakiś detali naszą uwagę nader skutecznie odciągały swoboda i wolumen generowanego przez Ciarry dźwięku. To był niezaprzeczalnie kawał muzyki, lecz zamiast wzorem co poniektórych amerykańskich konstrukcji popadać w gigantomanię i poza granice przyzwoitości „pompować” spektakl doprowadzając do tego, że filigranowa Susan Wong na „Woman In Love” jawiła się niczym zmutowany Ciastek ze „Shreka” całość zbliżała się bardziej do koncertowej estetyki, gdzie odpowiednio podniesiona scena i zwożone TIR-ami nagłośnienie zapewniają niezapomniane doznania dziesiątkom tysięcy fanów. Czuć i to dosłownie, całym ciałem, było rozmach i całkowity brak kompresji czy też zduszenia dźwięków. Nawet bas, który może nie był aż tak rygorystycznie ujęty w stalowe ramy kontroli i zróżnicowania jak np. z konstrukcji zamkniętych, szczególnie na brutalniejszych odmianach metalu w stylu „For The Demented” Annihilator, lecz bądźmy szczerzy. To dość ekstremalny, nawet jak na recenzenckie realia, krążek a i znając życie lwia część potencjalnych nabywców tytułowych kolumn raczej w podobne rejony muzycznych zawirowań zapuszczać się nie będzie. Za to szanse, że w roli codziennej strawy muzycznej pojawi się legendarne „Jazz at the Pawnshop” Arne Domnérusa już jak najbardziej. I właśnie w takich, pełnych powietrza i naturalnej przestrzeni realizacjach Ciarry pokazują swoją klasę, potencjał i rozwijają skrzydła. Są bowiem niezwykle trudne do pokonania pod względem kreowania klimatu, nastroju danej sesji a jeśli na nagraniu słychać publiczność, to możecie być Państwo pewni, że już po chwili spokojnie zaczniecie się do niej zaliczać i z nią utożsamiać. Nad wyraz spektakularnie wypadają więc wszelakiej maści koncerty i to począwszy od pamiętnego „Live At Wembley Stadium” Queen z lipca 1986, po jak się miało kazać pożegnalną „Symphonicę” George’a Michaela. Po prostu wszędzie tam, gdzie nadrzędna jest percepcja całości spektaklu a nie rozbijanie poszczególnych dźwięków na atomy tytułowe kolumny okazują się wręcz bezkonkurencyjne.
Nie oznacza to jednak automatycznej dyskryminacji bardziej sterylnych i nastawionych na kontemplację propozycji muzycznych, gdyż nawet odsłuch audiofilsko-wyczynowego „Khmer” Nilsa Pettera Molværa nie pozostawiał niedosytu a wręcz przeciwnie – syntetyczny bas schodził do samych bram Hadesu a zlokalizowane w PAN-ie sejsmografy gorączkowo zaczynały dokonywać stosownych zapisków. Dodając do tego zwiewność gitary i organiczne, a zarazem niezaprzeczalnie „blaszane” brzmienie trąbki spokojnie można było uznać, że w powyższej, proponowanej przez Jacka Barejkę misternej układance wszystko jest na swoim miejscu.

W ramach podsumowania warto podkreślić, że Ciarry KG-5040 są konstrukcjami na swój sposób bezkompromisowymi, gdyż nie próbują grać pod publiczkę i łapać ją za ucho tanimi numerami w stylu wypchniętej i przesłodzonej średnicy, bądź nadnaturalnej rozdzielczości. To niezaprzeczalnie wyrafinowane, liniowe granie dla wszystkich tych, którzy doskonale wiedzą czego od swojego zestawu oczekują i co chcą z niego usłyszeć. A że przy okazji okazały się ponadprzeciętnie muzykalne i dynamiczne, to przecież nie powód, żeby mieć o to do nich pretensję.

Marcin Olszewski

Producent: Ciarry
Cena: 33 000 PLN

Dane techniczne:
Budowa: czterodrożna
Obudowa: otwarta
Impedancja nominalna: 4 Ω
Skuteczność: 91 dB
Pasmo przenoszenia: 29 – 40 000 Hz
Moc maksymalna (sinus/peak): 200/300 W
Wymiary (W x S x G): 1260 x 450 x 185 mm
Podstawa (S x G): 470 x 380 mm
Waga: 51 kg szt.

System wykorzystywany w teście:
– źródło: transport CEC TL 0 3.0, przetwornik D/A Reimyo DAP – 999 EX Limited TOKU
– przedwzmacniacz liniowy: Robert Koda Takumi K-15
– końcówka mocy: Reimyo KAP – 777
Kolumny: Trenner & Friedl “ISIS”
Kable głośnikowe: Tellurium Q Silver Diamond
IC RCA: Hijri „Milon”,
XLR: Tellurium Q Silver Diamond
IC cyfrowy: Harmonix HS 102
Kable zasilające: Harmonix X-DC 350M2R Improved Version, Furutech NanoFlux NCF Furutech DPS-4 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi
Stolik: SOLID BASE VI
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA SS, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– akustyczne: Harmonix Room Tuning Mini Disk RFA-80i
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon:
napęd: SME 30/2
ramię: SME V
wkładka: MIYAJIMA MADAKE
przedwzmacniacz gramofonowy: RCM THERIAA