Opinia 1
Nie wiem jak odbierze to masa krytyczna wielbicieli tytułowej japońskiej marki – mniemam, iż znakomita jej większość pozytywnie, ale fakt jest faktem, że od zarania dziejów kojarzony z mocnym nasyceniem i pewnego rodzaju przyjemnym hołubieniem raczej gęstego, niż pełnego werwy dźwięku, Accuphase na „dobre” postanowił pokazać inne oblicze. Jednak zaznaczam, wzięta w cudzysłów fraza „dobre” w tym przypadku nie jest li tylko beznamiętnym stwierdzeniem faktu zmiany kursu estetyki brzmienia, tylko kryje w sobie jeszcze jedno bardzo istotne znaczenie. Jakie? Przepraszam, ale wstępniak nie jest miejscem do odkrywania wszystkich kart, a jedynie próbą wywołania w czytelniku nutki zaciekawienia finałem opisywanego przedsięwzięcia testowego. Dlatego jeśli tak z pozoru banalnym, jednak zapewniam, w stu procentach brzemiennym w pozytywną dwuznaczność określeniem („dobre”) udało mi się podobny stan u Was wywołać, nie pozostaje mi nic innego, jak zaprosić zainteresowanych do zapoznania się z poniższym tekstem. Tekstem, w którym dzięki sporemu zaangażowaniu logistycznemu krakowskiego Nautilusa postaram się wyłożyć, co inżynierowie z kraju kwitnącej wiśni mają do zaoferowania powołując do życia stereofoniczną końcówkę mocy z funkcją bridge’owania do monobloku Accuphase P-7500. Z dziennikarskiego obowiązku dodam jeszcze, co naturalnie potwierdza seria fotografii, iż w procesie testowym nasz bohater występował jako dwa monobloki – po jednym na kanał, które wspierał flagowy przedwzmacniacz liniowy Accuphase C-3900.
Z racji kolejnej recenzji z udziałem przedwzmacniacza C-3900, bez powielania już kilkukrotnie publikowanych informacji na jego temat zdecydowanym krokiem przejdę do przybliżenia budowy jedynie końcówek mocy. To oczywiście znakomite ucieleśnienie designu japońskiej marki, na który składa się wykończony w szampańskim złocie, jak na tego typu konstrukcję bogato ozdobiony, jednak umiejętnie unikający szkodliwego blichtru front, połyskujący brąz uzbrojonej w osiem otworów wentylacyjnych trzewi konstrukcji, ryflowana poprzecznie drobniutkimi nacięciami górna płaszczyzna obudowy, również wykorzystujące odcień brązu, zorientowane na bokach wielkie radiatory oraz wbrew pozorom, jakie sugeruje zadanie 7500, solidnie wyposażony tylny panel. Rozpisując się nieco na temat awersu w pierwszej kolejności nie sposób przemilczeć faktu umiejętnego wizualnego zgubienia przez projektantów obudowy jednak sporych gabarytowo, naturalnie umieszczonych w celach poprawienia logistyki pionowo zorientowanych uchwytów. Dodatkowo znakomicie wkomponowującego się w projekt zastosowania centralnie umieszczonego szkła jako pola do aplikacji tak lubianych przez melomanów wskaźników wychyłowych i kilu istotnych piktogramów informujących o stanie urządzenia i tuż pod nim kilku istotnych manipulatorów typu: wybór sposobu pracy wskaźników, włącznik główny, wybór wejścia RCA/XLR i dobór poziomu wzmocnienia sygnału wejściowego. Jeśli chodzi zaś o rewers, ten spełniając nawet najbardziej wyimaginowane potrzeby potencjalnego nabywcy proponuje nam: podwójny zestaw jak to u Accuphase jest standardem, solidnych zacisków kolumnowych, wybierany z frontu zestaw wejść RCA/XLR z możliwością odpowiedniego ustawienia pinu gorącego dla XLR, pokrętło decyzyjne w temacie pracy jako końcówka stereo lub mono, gniazdo zasilania IEC oraz spełniające podobną do frontowych, również pionowo ustawione solidne rączki transportowe. Tak prezentujący się piecyk pracując w klasie AB oferuje moc od 300W przy obciążeniu 8, po 900W przy 2 Ohm, a w drogę do klienta spakowany jest w bardzo zmyślnie, czyli odpornie na znieczulicę kurierów, wypełniony profilowanym styropianem podwójny karton.
Rozpoczynając ocenę brzmienia najnowszej odsłony końcówek mocy serii 7000, powinienem odnieść się do poprzednika 7300. Niestety tamto starcie odbyło się w całkowicie innych warunkach sprzętowych i będąc solidnym jedno co mogę realnie powiedzieć i co istotne, Wy sobie na spokojnie jeszcze raz przeczytać, to fakt ewidentnych zmian w estetyce brzmienia modelu 7300 w stosunku do ówczesnego poprzednika. Wtedy często odbieranych jako potencjalne źródło kręcenia przez wielbicieli tej marki tak zwanym nosem, jednak jak pokazuje obecny stan emocjonalny posiadaczy Accuphase, całkowicie pozbawionego podstaw. A to dlatego, że wszystko odbyło się przy zachowaniu zdrowego rozsądku, który dzisiaj opiniowanym modelem 7500 pozwolił postawić marce przysłowiową kropkę nad „i”. Co mam na myśli? Otóż nieco wyprzedzając fakty zdradzę, że ta symboliczna kropka w przypadku naszego spotkania jest synonimem tak pieczołowicie pielęgnowanego w rozbiegówce słowa „dobre”, gdyż oprócz ostatecznego potwierdzenia odejścia poczciwego Accu od co prawda miłej, ale jednak ospałości na rzecz obecnie oczekiwanego od sprzętu audio wigoru w odtwarzaniu muzyki, postawiła na wyciśnięcie z tego stanu rzeczy maksimum możliwości zaprzęgniętej do tego celu, skrytej w trzewiach końcówki 7500 elektroniki. Bez popadania w nadwrażliwość, czy techniczność, a mimo to ze świetną, bo podpartą dobrą barwą i energią, jakże ważną dla oddania prawd o muzyce soniczną agresją. Tak tak agresją, bowiem nawet muzyka barokowa bez dobrego timingu, wyraźnego rysunku i nieograniczonej swobody wybrzmiewania będzie zwyczajnie nudna. To nie może być jednostajny ulepek sąsiadujących ze sobą dźwięków, tylko współpraca pełnoprawnych, oczywiście odpowiednio akcentowanych i płynnie przenikających się, jednak samodzielnych bytów w eterze. Bez tego zwyczajnie wieje nudą. Wiem, bo od dawien dawna pasjonując się tego typu twórczością — mam kilkanaście interpretacji „Lamentu Nimfy” Claudio Monteverdiego – przeszedłem od dawnego zauroczenia barwą i uśredniającym przekaz nasyceniem oraz uplastycznieniem całości ponad wszystko na rzecz nadania każdej nucie swojego „ja”. Nie powiem, że zrozumienie tego było bułką z masłem, ale po każdym spotkaniu z bardziej rozdzielczą prezentacją tego utworu przekonywałem się o tkwieniu w pewnego rodzaju błędzie. Niby przyjemnym, bo pełnym miłej dla ucha esencjonalności, jednak bez niezbędnego do rozkochania mnie do granic przyzwoitości pakietu z pozoru nieistotnych, jednak gdy się tego zasmakuje, ważnych dla odbioru pełni zamierzeń kompozytorów najdrobniejszych informacji. A tych przy braku znakomitej kontroli dźwięku i jego umiejętnie skrojonej tak jak w przypadku końcówek 7500, transparentności nie dało się dobrze wygenerować. Oczywiście można było z tym żyć, tylko czy w dobie obecnych możliwości tego producenta nie szkoda na to przecież szybko umykającego nam życia? Dla mnie odpowiedź była jasna jak słońce, w udowodnieniu czego posłużę się kilkoma fajnymi przykładami. Co ciekawe, z pełnego wachlarza gatunków muzycznych, gdyż zaawansowanie techniczne tytułowych końcówek nie pozostawiało marginesu błędu do odtworzenia dosłownie każdego ich rodzaju. A przypominam, iż test przebiegł przy wykorzystaniu niemieckich czarnych wież oblężniczych z siedmioma przetwornikami na pokładzie każda, co zapewniam, przed nawet najbardziej rozbudowaną sekcją wzmocnienia stawia nie lada wyzwanie.
Opis testowej przygody z konkretnym materiałem rozpocznę od z pozoru prostego do odtworzenia, jednak bez zalet tytułowych końcówek, nie do końca łatwego w oddaniu ducha scenicznego zrozumienia artystów, krążka trzech tuzów mainstreamowego jazzu Keitha Jarretta, Gary’ego Peacocka, Jack-a DeJohnette’a „Bye Bye Blackbird”. Gdzie tkwi wspomniana trudność? To niby banał, ale chodzi o pozwalającą rysować z chirurgiczną precyzją, co ważne, bez oznak ostrości sceniczne byty, oferującą przy tym odpowiedni pakiet masy i energii kontrolę dźwięku. Przywołana kontrola pozwalała nie tylko na pokazanie rozmachu grania pianisty z jego charakterystycznymi pojękiwaniami, dostojnością instrumentu, ale również zawieszanymi w eterze niekończącymi się, pojedynczymi dźwiękami, kontrabasiście wykreować jakże hipnotyzującą mnie feerię nie tylko energetycznych, ale także szybkich solowych pasaży, zaś bębniarzowi w pierwszej kolejności zadbać o timing grania całości składu, a w drugiej bardzo emocjonalnie „unausznić” swój kunszt obsługi pełnego spektrum instrumentów z nadającymi lotności muzyce, tak zwanymi przeszkadzajkami włącznie. A to dopiero połowa ważnych aspektów tego występu, gdyż dzięki powyższym umiejętnościom system wypełniał mój pokój bezkresną wirtualną sceną, ze znakomicie słyszalnymi, jednak będącymi jedynie uzupełnieniem zamierzeń muzyków, a nie nachalnymi zjawiskami, najdrobniejszymi informacjami. Znam tę płytę od podszewki i wiem, co potrafi najwybitniejsza grupa konkurencji. Jednak po tym teście wiem jeszcze jedno. Sekcja wzmocnienia spod znaku Accuphase P-7500 we wspomnianym panteonie bez najmniejszego problemu znajduje swoje zasłużone miejsce.
Całkowicie inną przygodę w temacie emocji odbyłem ze ścieżką dźwiękową filmu „Blade Runner 2049”. Inną nie z powodu utraty poziomu wspomnianych uniesień, tylko poruszenia ich innego ucieleśnienia. Materiał z racji opowieści o nieciekawej przyszłości jest naładowany sporą dawką mroczności, dlatego jego głównym zadaniem jest wywołać w nas stan strachu lub przygnębienia. W osiągnięciu tego stanu kompozytor posłużył się – z małymi wyjątkami, wręcz nieustającym niskim, modulowanym, przy tym niespodziewanie przestawiającym ściany pokoju, wszechobecnym pomrukiem. Jednak nie lejącą się monotonną lawą, tylko tętniącymi złem twardymi uderzeniami i wibracjami. Niestety to powoduje, że wiele zestawów rzucało biały ręcznik. I nie chodzi nawet o ilość basu, bo często buczały aż miło, tylko oddanie w odpowiednim momencie jego inicjacji. Czyli nie jako pochodna jednego lub kilku niespodziewanych tąpnięć, tylko najpierw uderzenie, a dopiero potem następujące po nim kawalkady wtórnych trzęsień ziemi. Zapewniam, to nie jest takie proste, gdyż system powinien nie tylko mieć zasoby do oddania odpowiedniej energii, ale również dysponować niezbędną szybkością narastania sygnału. I gdybym miał być szczerym, stara szkoła grania poczciwego Accu poległby na tym z kretesem. Na szczęście na testy trafiła najnowsza myśl techniczna tego brandu i próba z tym niełatwym materiałem zakończyła się pełnym sukcesem, co nie powiem, ale w dobrym tego słowa znaczeniu mocno mnie zaskoczyło.
Na koniec coś z erotyki damskiego wokalu w wydaniu Cassandry Wilson z płyty „Another Country”. Jak wiadomo wspomnianą divę stygmatyzuje zarezerwowana dla ciemnoskórych artystek specyfika głosu. Ta zaś w przypadku nadmiernego optowania systemu za niepohamowaną transparentnością i lekkością kończy się utratą odpowiedniej wagi i tajemniczości śpiewu. Bez tego nie ma co liczyć na intymne spotkanie w oko w oko, tylko w najlepszym razie strawne wykrzyczenie tekstu, dlatego też bardzo istotne jest nieprzekraczanie cienkiej linii nadinterpretacji neutralności projekcji. A o to w przypadku zestawów bez kontroli prężących muskuły jest czasem traktowane po macoszemu. Na szczęście dostarczone przez krakowskiego Nautilusa urządzenia od wieloletnich fachowców w dziedzinie jak najbardziej prawdziwego realnemu bytowi odtwarzania muzyki, poradziły sobie z tym problemem wręcz książkowo. Nie tylko, że nie utraciły ważnego tembru głosu artystki, ale dzięki wcześniej opisanym umiejętnościom pozwoliły pokazać się reszcie składu w ich najlepszym wykonaniu. Jakim z uwagi na zbędne przepisywanie wniosków z poprzednich płyt nie będę przytaczał, jednak zapewniam, że estetycznie w pełni skorelowanych z ich frontmenką.
Gdy dotarliśmy do epilogu tego spotkania, prawdę mówiąc nie wiem, czy po tak dosadnym opisie zalet tytułowych końcówek mocy Accuphase P-7500 jest jeszcze sens jakimiś podprogowymi zabiegami, namawiania Was na osobiste spotkanie z nimi. Rzeczone Accu to światowa klasa, a ta nie potrzebuje nachalnego marketingu. W takich przypadkach wystarczy wyczerpujący znamiona pełnego spektrum sprawdzenia możliwości test, aby zainteresowany podjął pałeczkę i zaprosił dany produkt do domu. Ze swojej strony zapewniam, że przygoda będzie pełna ciekawych doznań. I nie ma znaczenia, czy kochacie szybki i transparentny tudzież lekko ocieplony, ale nadal pełen werwy dźwięk, bowiem wiele można osiągnąć doborem odpowiedniego okablowania. Ale mam nadzieję, że tak dla mnie jak i dla wszystkich z Was to jest elementarz zabawy w zaawansowane audio, dlatego wspominam o tym na samym końcu i tylko w formie potwierdzenia wiedzy czytających. Reasumując nasze spotkanie z pełną świadomością chcę tylko zaznaczyć, że zapoczątkowany przez japońską końcówkę mocy P-7300 proces zmian w firmowej projekcji muzyki, modelem P-7500 nie tylko został potwierdzony, ale dodatkowo znakomicie dopracowany w domenie jakości.
Jacek Pazio
System wykorzystywany w teście:
– transport: CEC TL 0 3.0
– streamer: Melco N1A/2EX + switch Silent Angel Bonn N8
– przetwornik cyfrowo/analogowy: dCS Vivaldi DAC 2.0
– zegar wzorcowy: Mutec REF 10 SE-120
– reclocker: Mutec MC-3+USB
– Shunyata Research Omega Clock
– Shunyata Sigma V2 NR
Przedwzmacniacz liniowy: Gryphon Audio Pandora
Końcówka mocy: Gryphon Audio Mephisto Stereo
Kolumny: Gauder Akustik Berlina RC-11 Black Edition
Kable głośnikowe: Synergistic Research Galileo SX SC
IC RCA: Hijiri Million „Kiwami”, Vermouth Audio Reference
XLR: Tellurium Q Silver Diamond, Hijiri Milion „Kiwami”, Siltech Classic Legend 880i
IC cyfrowy: Hijiri HDG-X Milion
Kabel LAN: NxLT LAN FLAME
Kable zasilające: Hijiri Takumi Maestro, Furutech Project-V1, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4.1 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord, Acrolink 8N-PC8100 Performante, Synergistic Research Galileo SX AC
Stolik: Solid Tech Hybrid
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA SS, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon – Clearaudio Concept
– wkładka Essence MC
– Step-up Thrax Trajan
– przedwzmacniacz gramofonowy Sensor 2 mk II
Opinia 2
Tym razem od razu na wstępie pozwolę sobie na małe sprostowanie i zarazem wybitnie subiektywną deklarację. Otóż zamiast testować cały tytułowy set postanowiłem uskutecznić małą prywatę i skupić się wyłącznie na tym, co tak naprawdę nie tylko mnie interesowało a więc w kręgu moich zainteresowań się znajdowało, czyli wyłącznie pojedynczej końcówce mocy P-7500, co wydawało się logiczną kontynuacją testu poprzednika naszego dzisiejszego gościa. Powód? Bynajmniej nie jeden a kilka. Po pierwsze C-3900 już u siebie mieliśmy przy okazji testy 250-ek, więc darowałem tak Państwu, jak i sobie swoistej powtórki z rozrywki, po drugie w 99,9% przypadków pojawienie się przedwzmacniacza w moim torze na dłuższą metę okazuje się krokiem nie w górę a w bok, więc niejako profilaktycznie wyeliminowałem nie tylko dodatkową zmienną, co powód ewentualnego plątania się w zeznaniach, a po trzecie duet dwóch P-7500 to przynajmniej jeśli chodzi o moje potrzeby, jak i posiadane kolumny byłby ewidentnym przerostem formy nad treścią. Dlatego też zainteresowałem się pojedynczym P-7500, który miał bezpośrednio konkurować z moim dyżurnym, stanowiącym punkt odniesienia Brystonem 4B³. Jeśli zatem macie Państwo ochotę na zapoznanie się z tym czego dane mi było doświadczyć z 1/3 tego, co zagrało docelowo u Jacka nie pozostaje mi nic innego, jak zaprosić Was do dalszej lektury.
Nie da się ukryć, iż niemalże od półwiecza Accuphase jest marką na tyle charakterystyczną pod kątem własnego designu, że to właśnie ona wydaje się być nie tylko wyznacznikiem, ale i wzorcem klasycznego synonimu audiofilskiej elektroniki. Charakterystyczne, okazjonalnie ustępujące miejsca bargrafom, „wycieraczki”, szampańskie złoto frontów i wyrafinowane brzmienie sprawiają, że tak naprawdę japońskiej marki nikomu, choć śladowo tematyką audio zainteresowanemu przedstawiać nie trzeba. W końcu skoro wszystko w Accuphase odbywa się pod dyktando ewolucji a nie rewolucji trudno się dziwić, że każde kolejne pokolenie w pierwszej kolejności czerpie pełnymi garściami z dokonań protoplastów a dopiero w dalszym planie są modyfikacje wynikające z poprawy kluczowych parametrów i udoskonalenia na drodze stosowania bardziej zaawansowanych technologii. Dlatego też zmiany pokoleniowe następują powoli, niespiesznie i z rozwagą. Jeśli jednak chodzi o sam design, to mamy do czynienia z pełną unifikacją, bądź wręcz swoistym ortodoksyjnym skostnieniem, choć na dobrą sprawę trudno się temu podejściu dziwić skoro nie ma powodu zmieniać czegoś, co po pierwsze cały czas się sprzedaje a po drugie stało się firmową wizytówką. Jeśli zastanawiacie się Państwo jak to możliwe, żeby po raz enty „monetaryzować” to samo pod nową nazwą pozwolę sobie przywołać poprzednika naszego, znaczy się mojego dzisiejszego gościa, czyli model P-7300 i zaprosić Was do zabawy w znajdź pięć różnic. Powodzenia … Jeśli jednak zapytacie któregokolwiek z akolitów marki, czy nie miałby ochoty na przesiadkę na aktualny wypust śmiem twierdzić, iż lwia część zamiast odpowiedzieć czym prędzej pobiegnie po karton i zacznie pakować posiadany egzemplarz. Żeby jednak być fair nie sposób nie zauważyć, że właśnie P-7500 jest najlepszym przykładem i ucieleśnieniem japońskiej filozofii rozwoju. Niezmienne pozostaje to, co kluczowe dla rozpoznawalności marki, czyli wygląd a ewolucji ulegają odpowiedzialne za brzmienie trzewia i to też nie na zasadzie wymyślania koła na nowo a jedynie udoskonalenia detali.
Zacznijmy jednak od początku, czyli właśnie od aparycji dzisiejszego gościa, który już samą swoją posturą budzi respekt. Co prawda w porównaniu z monstrualnymi Boulderami, Gryphonami, Danami D’Agostino itp. jeszcze nie trzeba posiłkować się suwnica bramową, bądź widlakiem, ale proszę mi wierzyć na słowo, że logistyka związana z operowaniem kartonem mieszczącym blisko 50kg wzmacniacz do najłatwiejszych nie należy. W końcu wewnątrz, otulony styropianowymi wytłoczkami spoczywa nieskromnie szampańsko-złoty cud techniki mierzący 46,5cm szerokości, 51,5 cm głębokości i 23,8cm wysokości, czyli dokładnie tyle samo co poprzednik. Front, jak to w Accu prezentuje się jak przysłowiowe milion dolców. Solidne uchwyty na bokach, imponująca, zajmująca lwią część frontu szyba chroniąca wskaźniki wychyłowe i centralnie umieszczone zielonkawo-błękitne logo i dolny pas z przyciskami umożliwiającymi podstawową obsługę, czyli włącznik główny po środku, wybór trybu pracy wskaźników po lewej a po prawej, selektor wejść i pokrętło regulacji wzmocnienia które robi fenomenalną robotę, gdyż pozwala na dopasowanie końcówki do skrajnie różnych źródeł a tym samym znalezienie optymalnego punktu pracy. W tym momencie pozwolę sobie wrócić do oferty dostępnej pod frontowym bulajem, gdyż o ile w P-7300 wszelakiej maści diody wskazujące na wybór wejść, bądź tryb pracy ulokowane były na prawej flance, to tym razem rozłożono je symetrycznie w obu narożnikach. Masywną płytę górną zdobią dwa biegnące wzdłuż grzebieni radiatorów zasłonięte metalową siatką okna wywietrzników ułatwiające cyrkulację powietrza wewnątrz korpusu. Same radiatory po raz kolejny można uznać za przejaw dbałości o samopoczucie odbiorców, gdyż nie dość, że zaokrąglone na narożnikach, to dodatkowo posiadają poprzeczną belkę szalenie ułatwiające przenoszenie i pozycjonowanie delikwenta.
Rzut oka na ścianę tylną również nie powinien sprawić zawodu nawet najbardziej wybrednym odbiorcom bowiem do dyspozycji otrzymujemy chronione z dwóch stron dodatkowymi uchwytami zdublowane banki terminali głośnikowych, sekcję wejść w standardzie RCA i XLR, selektor trybu pracy końcówki i trójbolcowe gniazdo zasilające IEC.
Zapuszczając żurawia do trzewi i porównując z poprzednikiem można odnieść wrażenie, ze nic się nie zmieniło, co najdelikatniej rzecz ujmując mijałoby się z prawdą. Okazuje się bowiem, że pojemność każdego monstrualnych kondensatorów wzrosła z 56 000 μF do 60 000 μF a moc stopnia wyjściowego ze 125W/8 Ω do … 300 dla takiej samej impedancji. Co ciekawe w każdym kanale nadal pracuje w układzie pusch-pull po 10 bipolarnych tranzystorów a za dostarczanie życiodajnej energii odpowiada zamknięty w szczelnym sarkofagu olbrzymi toroid.
Od strony brzmieniowej od pewnego czasu, czyli od momentu, gdy do głosu w Accuphase doszły młode wilczki, obserwuję pewną prawidłowość dotyczącą oferowanych końcówek mocy, w którą wpisuje się i nasz dzisiejszy gość. Otóż stereotypowo uznawana za ciepłą, bądź wręcz przegrzaną klasa A coraz odważniej romansuje z rozdzielczością nie bojąc się i analitycznego podejścia do tematu. Z kolei konstrukcje pracujące w klasie AB coraz odważniej wchodzą w gęstość i organiczność przekazu. Nie oznacza to jednak, ze A-klasową amplifikacją mówiąc umownie się ogolimy a AB-klasowi reprezentanci usadzą nas w bujanym fotelu, założą na nogi futrzane papucie a w dłoń wsadzą kubas grzańca galicyjskiego, gdyż poprzez mam cichą nadzieję czytelną hiperbolę, chciałbym jedynie wskazać na zaobserwowane natywne cechy reprezentantów obu obozów i różnice między nimi. Wspominam o tym z dość oczywistego powodu, czyli już mocno zdezaktualizowanej, acz nadal z automatu przypinanej urządzeniom Accu łatce typowo gabinetowego, a więc dystyngowanego a zarazem nieco ospałego grania. Tymczasem to co może i było kiedyś obecnie niespecjalnie znajduje odzwierciedlenie w portfolio i nawet operującym w estetyce przyjemnego ciepła i krągłości AB-klasowym końcówkom nie sposób odmówić drajwu i timingu. Z resztą japoński AB-klasowy flagowiec jest tego najlepszym przykładem. Mając pod maską po 300W na kanał nie tylko niczego nikomu udowadniać nie musi, co na pierwszy rzut oka, znaczy się ucha wcale takim mocarzem się nie okazuje. Gra bowiem zaskakująco swobodnie i nie wykazuje nawet najmniejszych oznak nerwowości wynikającej z chęci zaimponowania posiadanymi walorami. Weźmy na ten przykład fenomenalny album „Still Dreaming” kwartetu Joshua Redman, Brian Blade, Ron Miles, Scott Colley gdzie zagmatwane linie melodyczne, ogniste solówki i jakże obowiązkowa w jazzie gra ciszą niespecjalnie pozwalają na oszałamiające i wgniatające w fotel popisy. Tymczasem P-7500 nawet w takich dość mocno limitującym jego walory repertuarze pokazał klasę skupiając się nie tylko na mikrodynamice, ale przede wszystkim konsystencji poszczególnych dźwięków i złotych wybrzmieniach blach i słodyczy dęciaków. W dodatku zamiast super precyzyjnego ogniskowania i definiowania źródeł pozornych skupił się na flow, soczystości tkanki i warstwie emocjonalnej. Mówiąc najoględniej i po raz kolejny przejaskrawiając z Brystonem w torze słyszałem więcej dźwięków a z Accu więcej muzyki.
Przesiadka na wielką symfonikę, w tym wypadku reprezentowaną przez „Celebritas” autorstwa Nikolasa Labrinakosa w wykonaniu London Symphony Orchestra wraz z London Chamber Choir pozwoliła rozwinąć Accuphase’owi skrzydła i pokazać pełnię swoich możliwości. Rozmach i swoboda czarowały, dbałość o czytelność poszczególnych planów budziła w pełni zrozumiały szacunek a nadrzędna koherencja przekazu sprawiała, że uzależnienie od dźwięku serwowanego przez P-7500 następowało już po pierwszych taktach. I pal sześć, że linia najniższego basu była wyraźnie pogrubiona skoro nawet gran cassę na żywo słyszymy właśnie dokładnie w ten sposób, bez wyraźnego rozgraniczenie na uderzenie w naciąg i powrót membrany do pozycji wyjściowej, które niekiedy serwowane jest przez bardziej analityczne zestawy. Ba, pamiętając to, co pokazały 250-ki śmiem twierdzić, że „interpretacja” naszego dzisiejszego bohatera jest bliższa moim gustom, tym bardziej, że również pod względem finansowym wydaje się bardziej przyjazna domowemu budżetowi. Można bowiem w początkowym stadium grać z pojedynczej końcówki a dopiero gdy audiophilia nervosa zacznie się odzywać i nie dawać spokoju dokupić drugą sztukę. Wracając jednak do meritum i skupiając się na efektach przestrzennych śmiało można uznać, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Niby nic nie wyskakuje z przysłowiowego kapelusza a sama aura pogłosowa nie jest jakoś specjalnie hołubiona, lecz wystarczy nasz papierek lakmusowy, czyli „Monteverdi – A Trace of Grace” Micheal Godarda, by przekonać się, że ma ona właściwą sobie swobodę i oddech a prezentowane sklepienie nie kończy się na naszym suficie a sięga właściwym Opactwu Noirlac kilkunastu metrom. To wszystko jednak odbywa cię całkowicie naturalnie i niewymuszenie, jakby z lekką nonszalancją lecz zarazem szacunkiem do odbiorcy, gdzie oferta brzmieniowa prezentowana jest z jednej strony w pełnej krasie, lecz nic nie jest robione na siłę, czy też z usilnym zabieganiem o atencję słuchacza. Warto bowiem dać Accuphase’owi czas na roztoczenie swojego czaru, zaprzyjaźnić się z nim i co najważniejsze do włącznika głównego sięgać jedynie w przypadku dłuższej nieobecności. Ja wiem, że w dobie galopujących cen prądu i zafiksowania większości społeczeństwa na zagadnieniach pro-ekologicznych to dość karkołomne zalecenie, lecz proszę mi wierzyć na słowo, P-7500 nawet po 2-3 godzinnej rozgrzewce a po 3-4 dniach pod prądem dzieli taka przepaść jak beczenie Zenka z ariami w wykonaniu Pavarottiego.
Accuphase P-7500 nie dość, że idealnie wpisuje się w nową szkołę brzmienia aktualnego pokolenia marki, to nader zgrabnie nawiązuje do tradycji i cech starych, dobrych flagowców. Z jednej strony jest piekielnie mocny a z drugiej nie zapomina o muzykalności i słodyczy, jednak zamiast iść w stronę dusznej lepkości potrafi zagrać otwartym i rozdzielczym dźwiękiem, wiec bez wątpienia podkreśla swoje współczesne pochodzenie. Jeśli miałbym określić grupę docelową, której przedstawicieli obecność tytułowej końcówki mogłaby nieco uwierać w ucho to byłaby to nisza hołdująca bezlitosnej analityczności i prosektoryjnej antyseptyczności, stawiająca ilość informacji ponad ich jakość, bo tych kryteriów P-7500 raczej nie spełni i to nawet ustawiony na szklanych półkach i okablowany Nordostami. Całe szczęście pozostałe grono odbiorców z faktu posiadania Accuphase’a P-7500 w swoim torze powinno być przeszczęśliwe.
Marcin Olszewski
System wykorzystany podczas testu
– CD/DAC: Ayon CD-35 (Preamp + Signature) + Finite Elemente Cerabase compact
– Odtwarzacz plików: Lumin U2 Mini + I-O Data Soundgenic HDL-RA4TB
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Gramofon: Kuzma Stabi S + Kuzma Stogi + Dynavector DV-10X5
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Końcówka mocy: Bryston 4B³ + Graphite Audio IC-35 Isolation Cones
– Kolumny: Dynaudio Contour 30 + podkładki Acoustic Revive SPU-8 + kwarcowe platformy Base Audio
– IC RCA: Tellurium Q Silver Diamond
– IC XLR: Organic Audio; Vermöuth Audio Reference; Acrolink 7N-A2070 Leggenda
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver; Fidata HFU2; Vermöuth Audio Reference USB
– Kable głośnikowe: Signal Projects Hydra; Vermöuth Audio Reference Loudspeaker Cable + SHUBI Custom Acoustic Stands MMS-1
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power + Furutech CF-080 Damping Ring; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF
– Listwa zasilająca: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS-D (R) NCF
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Switch: Silent Angel Bonn N8 + nóżki Silent Angel S28 + zasilacz Silent Angel Forester F1 + Luna Cables Gris DC
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+; Audiomica Laboratory Anort Consequence, Artoc Ultra Reference, Arago Excellence; Furutech LAN-8 NCF
– Stolik: Solid Tech Radius Duo 3
– Panele akustyczne: Vicoustic Flat Panel VMT
Dystrybucja: Nautilus
Producent: Accuphase
Ceny:
Accuphase C-3900: 153 000 PLN
Accuphase P-7500: 97 900 PLN / szt.
Dane techniczne
Accuphase C-3900
• Pasmo przenoszenia:
RCA: 3 – 200 000 Hz (+0/-3 dB),
XLR: 20 – 20 000 Hz (+0/-0.2 dB),
MM: 20 – 20 000 Hz ±0.2 dB),
MC: 20 – 20 000 Hz (±0.3 dB)
• Całkowite zniekształcenia harmoniczne (THD): 0,005 %
• Stosunek sygnał / szum (ważony A): 118 dB
• Czułość wejściowa: 252 mV/200 Ω
• Napięcie wyjściowe: 2 V/50 Ω
• Wzmocnienie: 18 dB
• Maksymalny poziom wyjściowy: XLR/RCA 7 V, REC 6 V
• Regulacja sygnału wyjściowego:
1: +2 dB, 2: +4 dB, 3: +6.5 dB (100 Hz)
• Tłumienie: -20 dB
• Filtr subsoniczny: 10 Hz: -18 dB/octave
• Wyjście słuchawkowe: 8 Ω lub więcej, 2 V/40 Ω
• Pobór mocy: 47 W
• Wymiary (S × W × G): 477 × 156 × 412 mm
• Waga: 24.6 kg
Accuphase P-7500
• Moc wyjściowa ciągła (20-20 000 Hz):
Normal: 300W/8 Ω, 600 W/4 Ω, 900 W/2 Ω
Bridged: 1200 W/8 Ω, 1800 W/4 Ω
• Całkowite zniekształcenia harmoniczne (THD):
Ciągła: 0.05%/2 Ω, 0.03%/4-16 Ω,
Szczyt.: 0.05%/4-16 Ω
• Zniekształcenia intermodulacyjne: 0,01%
• Pasmo przenoszenia: 20-20 000 Hz (+0/–0.2 dB), 0.5-160 000 Hz (+0/–3.0 dB) dla mocy 1 W
• Wzmocnienie: 28 dB
• Impedancja wyjściowa: Ciągła: 2-16 Ω, Szczyt.: 4-16 Ω
• Współczynnik tłumienia (Damping factor): 1000
• Napięcie wejściowe:
Ciągła: 1.95 V, 0.11 V/1W,
Szczyt.: 3.90 V, 0.11 V/1 W
• Stosunek sygnał / szum (ważony A): 130 dB (MAX), 135 dB (-12 dB)
• Zasilanie: AC 120 V, 220 V, 230 V, 50/60 Hz
• Pobór mocy: 142 W, 450 W (IEC 62368-1)
• Wymiary (S × W × G): 465 × 238 × 515 mm
• Waga: 49 kg
Była wizyta w salonie, solowe występy pojedynczego P-7500 a teraz przyszła pora na cudowne rozmnożenie i asystę odpowiednio wyrafinowanego przedwzmacniacza. Krótko mówiąc gramy z dwóch Accuphase’ów P-7500 i C-3900.
cdn. …
Najnowsze komentarze