Opinia 1
Choć na pierwszy, a nawet na drugi rzut oka tytułowe kolumny do złudzenia przypominają jakiś czas temu oceniane u nas konstrukcje, to tylko pozory. Owszem, obudowa oraz większość wykorzystanych do powstania tego modelu półfabrykatów jest bliźniacza – mowa o budowie skrzynki, przetwornikach i ogólnym uzbrojeniu konstrukcji, ale jak to mówią, diabeł tkwi w szczegółach. A owym szczegółem – lekko wyprzedzając fakty powiem bez ogródek, że zmieniającym całkowicie ich brzmieniowy wizerunek – jest zwrotnica. Według konstruktorów dzięki odpowiedniemu strojeniu każdego podzakresu pracy pozwalająca im zmieścić z pełnym spektrum znakomitego dźwięku w zdecydowanie mniejszych, aniżeli wcześniej goszcząca w naszych progach wersja kubaturach. Poprzednie starcie pokazało ten model w estetyce mocnej esencjonalności, co w połączeniu z niedoszacowanymi metrażami pomieszczeń poprzez pewnego rodzaju duszenie się w nich El Diablo mimowolnie mogło nieco ograniczać grupę docelową. Dlatego też mając na uwadze oczekiwania istotnej populacji melomanów Duńczycy postanowili sprostać zadaniu i dzięki ich pracy, oraz działaniom chełmżyńskiego dystrybutora Quality Audio tym razem przyjrzymy się nowej, co ważne równolegle pozycjonowanej w cenniku obok swoistych bliźniaczek, dedykowanej do lokali poniżej 35 m² opcjonalnej wersji Peak Consult El Diablo.
Jak zdążyłem wspomnieć, prezentowane dziś duńskie diabły w technicznych tematach obudowy oraz wykorzystania i usadowienia w niej przetworników są powieleniem bliźniaczek. Oczywiście działania inżynierów w sferze obudowy opiewają na minimalizację równoległych ścianek i wagę kolumny na poziomie 90 kg, co jest planowaną walką ze szkodliwymi wibracjami i falami stojącym wewnątrz. Jeśli chodzi zaś o zaprzęgnięte do pracy przetworniki, mamy do czynienia z opracowanymi własnym sumptem głośnikami dla basu i średnicy spod znaku Audio Technology, natomiast wysokie tony oddano w ręce Scan Speak-a. Oczywiście idąc za informacjami ze wstępniaka potwierdzam, iż całkowicie została przeprojektowana zwrotnica. Ale to nie jedyne zmiany. Jak unaoczniają fotografie, dostarczone do testu konstrukcje, pokazują propozycję innego, aniżeli dotychczas mieliśmy u siebie na testach bez względu na model kolumny wykończenia. W wersji testowej zamiast zwyczajowego, fantastycznie się prezentującego, ale czasem przez klientów niechcianego drewna, z wielu różnych propozycji zaproponowano nadający sznytu elegancji kolumnom lakier fortepianowy. Oczywiście standardowo w El Diablo tylną ściankę zdobią dwa sporej średnicy porty bass-refleks oraz w dolnej części zorientowane w poziomie, wykonane według specyfikacji producenta terminale sygnałowe. W zaciskach chodzi o minimalizację ilości szkodzącego jakości dźwięku – według producenta – metalu w miejscu podłączania sygnału od wzmacniacza poprzez zastosowanie plastikowych nakrętek dociskających widełki lub poprzez stosowny otwór umożliwiających wetknięcie końcówek bananowych bezpośrednio w gorący pin zacisku. Brzmi to trochę pokrętnie, jednak zapewniam sprawa jest prosta i od strony użytkowej bez problemu akceptowalna. Naturalnie dbając o dobrą stabilizację kolumn całość posadowiono na przykręcanych do podstawy aluminiowych łapach z regulowanymi stopami. Mam nadzieję, że opisu ewidentnie wynika, iż mamy do czynienia z takim samym, tylko nieco przearanżowanym brzmieniowo pomysłem na muzykę jak poprzednie El Diablo. I gdy już wiecie, co i jak w temacie wizualizacji, w kolejnym akapicie postaram się przybliżyć Wam, jak wypadają od strony kreowanie świata muzyki.
Pierwszym, natychmiast słyszalnym aspektem sonicznym po zderzeniu z nowym wcieleniem diabłów była znacznie większa swoboda prezentacji od poprzedniczek. Zniknęła wcześniejsza, skądinąd fajna, ale jednak mocno nadająca ton wizualizowania wirtualnego świata, estetyka wyraźnego nasycenia i solidnego pakietu plastyki, dzięki czemu przekaz został jakby lekko doświetlony. Jednak nie w stylu szkodliwego rozjaśniania, tylko nadal przy utrzymaniu znakomitego operowania dolnym zakresem, zaproponowaniu soczystej, a przez to namacalnej, jednak znacznie mniej podgrzanej, dzięki czemu finalnie pokazującej więcej radości w brzmieniu średnicy, ewidentne rozmachu nabrały wysokie tony. Spokojnie, nie zaczęły wyskakiwać samowolnie przed szereg, tylko świetnie korelując z bardziej konturowym basem oraz szybciej reagującym na zmianę informacji w słuchanym repertuarze centrum pasma, cechował je większy blask, nadający odbiorowi muzyki tak lubianej przeze mnie pikanterii. Dla mnie nowe wcielenie tytułowych kolumn niosło ze sobą więcej życia. Oczywiście poprzedniczki również wypadały zjawiskowo, jednak jak pokazał ten test, próba wypełnienia przez kolumny wielkiego pomieszczenia pełnym energii dźwiękiem ma swoje reperkusje w zderzeniu ze zbyt małą kubaturą. Owszem, zawsze można dopieścić dźwięk odpowiednią konfiguracją, ale różnie się to kończy. Dlatego sekcja inżynierska tego duńskiego podmiotu poszła z duchem potrzeb znaczącej większości populacji melomanów i zaproponowała wersję grającą w typowych rozmiarowo lokalach dla potocznie zwanego Kowalskiego. Nagle kolumny zagrały od przysłowiowego „strzału”, czyli wrzucone na głęboką wodę w mój sprzętowo-kablowy set pokazały się z fenomenalnej strony. Zaproponowały bardzo dobry drive, rześkie operowanie tak ważnym dla naszego ośrodka przyswajania fonii centrum pasma, a wszystko okrasiły dźwięcznymi, co bardzo istotne, w nadającymi muzyce witalności, ale bez wycieczek w stronę nadpobudliwości wysokimi tonami. To był całkowicie inny świat. Co ciekawe, świat na tle poprzedniczek w znacznie większym stopniu pozwalający napawać się pełnym spektrum muzyki od spokojnego jazzu, po rockowe próby ogłuszenia nas mocnym uderzeniem perkusji, wirtuozerią gry soczystych gitar i ekspresją charyzmatycznej wokalizy. Oczywiście poprzednio testowana wersja kolumn również dawała takie możliwości, jednak nie ma się co oszukiwać, na tle dzisiejszego zestawu wyraźnie upiększała ten buntowniczy świat. Tytułowe kolumny bez problemu pokazały, że Slayer na płycie „Reign in Blood” raczej nie pozostawia zbyt dużego marginesu na piękno wybrzmień i krągłości swoich popisów, tylko w dobrym tego słowa znaczeniu sadystycznie, o dziwo na wyraźne, bo będące wolnym wyborem materiału do słuchania życzenie nas maltretuje. Czy to agresywnymi zmianami tempa, przeszywającym eter brzmieniem solowych popisów tak zwanych wioseł, a czasem nawet nie wykrzyczanymi, tylko wyryczanymi strofami tekstu. To ma być walka o przetrwanie i w testowym strojeniu El Diablo w najdrobniejszym aspekcie taka była. Dzięki dobremu osadzeniu w masie i wspominanej świeżości w górnych partiach pasma akustycznego epatująca odpowiednią energią i agresją. Jednak co zaskakujące, taki obrót sprawy w najmniejszym stopniu nie zubożył prezentacji drugiej strony muzycznej barykady, czyli jazzu choćby z repertuaru Tomasza Stańki „Dark Eyes”. Przekaz nie tylko nie stracił na odwzorowaniu odpowiedniej ilości energii, ale dzięki innej wersji zwrotnicy kolumny pokazały nawet większe jej zróżnicowanie w kwestii narastania i wygaszania dźwięku. Do tego doszło świetne rozwibrowanie instrumentów brylujących w już nieprzegrzanej średnicy. A całość napowietrzyła nienachalna, jednak odpowiednio wyrazista, pokazująca najdrobniejszą iskierkę blach góra pasma. Jednym słowem, wszystko zabrzmiało w estetyce większego wglądu w drobne, wcześniej lekko przykryte nasyceniem, ale jakże istotne dla tego typu muzyki niuanse. Czy to oznacza, że w brzmieniu tamtej wersji tkwi jakiś problem? Nic z tych rzeczy, gdyż jak wspominałem, to efekt innego, idealnie dopasowanego do warunków lokalowych elektrycznego przeprojektowania kolumn. I tamto i to są udane, jednakże do innej docelowej konfiguracji. Bo chyba nikt nie podniesie larum, gdy dopasowanie kolumn do danej kubatury nazwę przemyślanym strojeniem systemu. A jeśli się ze mną zgadzacie, chyba rozumiecie, co Duńczycy chcieli i w jakim stopniu udało im się ów cel osiągnąć. Dla mnie to nie tylko udany, ale wręcz fenomenalny ruch.
No dobrze, doszliśmy do puenty. Dla mnie pozytywnie zaskakującej, bowiem mimo innego podejścia do przetwarzania poszczególnych zakresów nadal skrupulatnie pokazującej wizję muzyki według Peak Consult. Duńczycy zrobili to koncertowo. Tchnęli w prezentację odpowiednią ilość witalności, czyli na dole lekko zebrali dźwięk w sobie, poprawili rozdzielczość średnicy i pokazali więcej błysku na górze, a mimo to jak to jest u nich w standardzie, muzyka brzmi esencjonalnie i namacalnie. Dlatego próbując określić grupę docelową jedynym obozem jaki może mieć z testowanymi El Diablo nie po drodze, są wielbiciele źle rozumianej wyczynowości. W przypadku ożenku z naszymi bohaterkami tego nie dostaniecie. Dostaniecie za to muzykę przez duże „M”. Ale żeby nie było, z tą jednak różnicą od poprzednio opisywanego modelu, że odtwarzaną przez kolumny zestrojone do mniejszych aniżeli poprzedniczki pomieszczeń. Gdy o tym rozmawiałem z dystrybutorem podczas jesiennej wystawy AVS – to był ich debiut na naszym rynku, nie byłem do końca przekonany, że da się to fajnie zrobić. Tymczasem podczas prób w moim systemie okazało się, że dla znających się na rzeczy Skandynawów to chleb powszedni.
Jacek Pazio
Opinia 2
Wydawać by się mogło, że o ile wśród manufaktur balansujących pomiędzy stricte komercyjną działalnością a typowym DIY pewna customizacja i będące ukłonem w kierunku oczekiwań z trudem upolowanego klienta odchyłki w obrębie danych modeli są może nie tyle normą, co dopuszczalnymi / akceptowalnymi i zarazem świadomymi praktykami, o tyle w przypadku niejako mainstreamowych wytwórców raczej mieć miejsca nie powinny. Bowiem właśnie powtarzalność jest, a przynajmniej być powinna, jedną z podstaw ich działalności i podwalinami budowania zaufania wśród odbiorców. No bo jak poważnie tratować markę, która pod jedną nazwą / jednym oznaczeniem wypuszcza urządzenia różniące się brzmieniem, użytymi komponentami i Bóg jeden wie czym jeszcze. Toż to ewidentne proszenie się o problemy i niepotrzebne dyskusje pomiędzy użytkownikami, czy nawet przypadkowymi słuchaczami udowadniającymi sobie nawzajem która prawda jest tą jedyną i zgodną ze stanem faktycznym. A tymczasem okazuje się, że i we wspomnianym high-endowym mainstreamie na takie kwiatki można trafić i dziwnym zbiegiem okoliczności właśnie nam taki przypadek kliniczny trafił na redakcyjny tapet. I to bynajmniej nie za sprawą jakiegoś nowego bytu, którego trapiące przypadłości wieku młodzieńczego skłoniły do pospiesznych zmian, lecz ewidentnie starego wyjadacza, czyli duńskiej manufaktury Peak Consult, która niejako z partyzanta i cichaczem była łaskawa wprowadzić na rynek nową i co ciekawe, z tego co udało nam się dowiedzieć, oferowaną równolegle z dotychczasową i zarazem goszczącą u nas niemalże dokładnie dwa lata temu inkarnację El Diablo. Jeśli zaintrygowała Państwa owa aberracja nie pozostaje mi nic innego, jak tylko zaprosić Was na ciąg dalszy.
Żeby jednak była jasność. Faktem istnienia nowej/innej wersji naszych bohaterek niespecjalnie byliśmy zaskoczeni, gdyż podczas minionego Audio Video Show mieliśmy okazję nie tylko na dokładnie tę samą parę, która finalnie wylądowała u nas rzucić tak okiem, jak i uchem, lecz również z reprezentującym wytwórcę Mikiem Picanzą kilka słów zamienić. O ile jednak wtenczas brak jakichkolwiek nomeklaturowych wyróżników można było zrzucić na karb okołowystawowego rozgardiaszu i sondowania rynku o tyle po dwóch miesiącach ciszy w eterze takie podchody i pewna konspiracja odnośnie nader istotnych zmian w strojeniu całego układu / przeprojektowania zwrotnicy budzą już w pełni zrozumiałe zdziwienie, tym bardziej, że na stronie produktowej jak byk, znaczy się biało na czarnym, stoi, iż ostatnią i obowiązującą wersją jest ta z 2021 r., kiedy to miało miejsce odświeżenie portfolio. A tymczasem, jak na załączonym obrazku (powyższej galerii) widać, stan faktyczny jest zauważalnie i namacalnie odmienny a duński Doppelgänger nie jest li tylko bytem urojonym, co w pełni dostępnym w oficjalnej dystrybucji/sprzedaży produktem. Pytanie tylko jak sam producent i sieć jego reprezentantów planuje ogarnąć ów dualizm „diabelskiego” modelu chcąc uniknąć ewentualnego i całkiem prawdopodobnego galimatiasu kto jaką wersję ma/nabył, bądź li tylko słuchał, czy też zamówić planuje. Czyżby jedyną opcją była weryfikacja na podstawie nr. seryjnego? Niby to nic nowego, gdyż doskonale pamiętam, iż właśnie w ten sposób lata temu sprawdzałem inkarnację swojego również duńskiego (przypadek?) Densena DM-10 i wszystko poszło błyskawicznie, niemniej jednak nawet jakiś niewielki dopisek jeśli nie na tabliczce znamionowej, co dołączanej do danej pary metryczki znacząco ułatwiłby wszystkim życie.
Wracając jednak do meritum, czyli do tytułowych „diablic” już gołym okiem widać, że Duńczycy nie tylko z naturalnym drewnem są za pan brat, lecz i z fortepianowym wykończeniem radzą sobie równie sprawnie. Kwestie indywidualnych preferencji w tym momencie pominę, bo każdy nabywca jest sobie sterem, żeglarzem, okrętem, chyba, że akurat koło sterowe dzierży Gromowładna, więc asekuracyjnie uznajmy, iż kruczoczarne malowanie jest równoprawną alternatywą olejowanego orzecha i tyle. Całe szczęście zarówno plecy, jak i fronty pokrywa skóra, więc producent litościwie oszczędził użytkownikom przeglądania się w czarnych „zwierciadłach”. Nie mając zbytnio innego wyjścia i bazując na materiałach firmowych w ramach przypomnienia jedynie nadmienię, iż masywne obudowy wykonano z wielowarstwowych sandwichy z HDF o 40 mm grubości. Górę pasma obsługuje 26 mm tweeter (parowany z dokładnością do 0,1dB Illuminator D3004/662000 Scan-Speaka z ponadnormatywnym układem magnetycznym), nad średnicą czuwa 5″ średniotonowiec Audiotechnology z charakterystyczną nakładką przeciwpyłową z firmowym logotypem a reprodukcję basu powierzono parze 9″ wooferów pochodzących z tego samego źródła. Uprzedzając nieco fakty, czyli zauważalnie inne brzmienie parametry elektryczne nie drgnęły nawet o jotę, więc El Diablo nadal mogą pochwalić się 90db skutecznością przy 5 Ω impedancji i częstotliwościach podziału zwrotnicy przypadających przy 350 Hz i 2400 Hz.
Skoro zarówno powyżej, jak i w relacji z minionego AVS wspominałem, że goszcząca u nas parka El Diablo gra nieco inaczej aniżeli jej rodzeństwo sprzed dwóch lat, to najwyższa pora uważniej przyjrzeć się owemu fenomenowi. O ile bowiem poprzednie spotkanie przywodziło na myśl cruising jedną z nadreńskich limuzyn, to aktualnego inaczej aniżeli w kategorii przesiadki do ich, owych turladełek, wersji sygnowanych przez AMG / Brabus / przyozdobionych charakterystycznymi trzema paskami i M-ką rozpatrywać nie sposób. Czyli niby praktycznie to samo, lecz wrażenia z jazdy diametralnie inne. Pozostając przy motoryzacyjnej metaforyce tytułowe El Diablo mają podwyższoną moc, udoskonalone parametry jezdne (utwardzone zawieszenie) i co za tym idzie zdecydowanie bardziej agresywną dynamikę prowadzenia. W efekcie nie tylko szybciej ruszają spod świateł, co jak przyklejone trzymają się na nawet najbardziej krętych serpentynach i to przy większych, aniżeli wcześniej prędkościach. O ile bowiem wcześniej bez większych obaw sięgałem po thrash metalowy „Ballistic, Sadistic” Annihilatora i mniej więcej na tej intensywności doznań kończyłem repertuarowe eksploracje, to tym razem pedał przyspieszenia mogłem wcisnąć zdecydowania mocniej w podłogę umieszczając na playliście m.in. death-metalowy „As Gomorrah Burns” Kanadyjczyków z Cryptopsy. I … doskonale zdaję sobie sprawę, że to totalne ekstremum brutalności, szybkości i ciężaru, przy odpowiednich poziomach głośności sprawiające, że ciała słuchaczy targane są jakby uderzały w nie krzyżujące się serie z kilku mini-gunów podczepionych pod nadlatującymi Blackawk-ami, jednak śmiem twierdzić, że jeśli tylko system, ze szczególnym naciskiem na kolumny, potrafi coś takiego odtworzyć, to poradzi sobie ze wszystkim. A Peaki sobie nie tylko radzą, co bezlitośnie pokazują o co w tego typu twórczości chodzi i jak powinna ona brzmieć. W dodatku dzięki poprawie kontroli najniższych składowych najnowsza inkarnacja „diablic” z łatwością może nie tylko się „zmieścić”, co rozkosznie rozgościć się w zdecydowanie mniejszych aniżeli wcześniej pomieszczeniach. Zero zlewających się blastów, zero lepkiej magmy z której nie sposób wyłowić poszczególnych riffów, czy gulgocącego growlu jakby sam Szatan płukał gardziel smołą. Z El Diablo otrzymujemy fenomenalną rozdzielczość, pełen wgląd w nagranie i taki porządek na scenie jakby była to płytka drukowana maszynowo zapełniona układami SMD. Jest kontur, iście matematyczna precyzja a jednocześnie konstruktorom udało się zachować wysycenie i saturację wcześniejszych wersji, nader zgrabnie unikając znamion ofensywności i osuszenia. A co do matematycznej dokładności, to niejako z automatu warto sięgnąć po prog-metalowy „The Machinations Of Dementia” Blotted Science, przy którym większość twórczości np. Dream Theater brzmi jak niewinne melodie, jakie z powodzeniem można zanucić/zagwizdać przy goleniu, by na własne uszy przekonać się nie tylko o tym jak ciasno duńskie kolumny wchodzą w zakręty, lecz również jak z nich wychodzą, co wcale nie jest takie oczywiste, gdyż nawet gdyby wzorem swych protoplastek nawet nieco zwalniały, czy pozwalały sobie na lekką utratę kontroli, to raczej nikt nie miałby o to do nich pretensji. Tymczasem tutaj nie ma nawet milimetrowego luzu, czy zdjęcia nogi z gazu, więc zarówno na ww. łomocie, jak i w pełni syntetycznych, klubowych pasażach i tętnieniach („Head of NASA and the 2 Amish Boys” Infected Mushroom) całość trzyma tempo niczym zespawana z metronomem, przez co timing w pełni zasługuje na celujące noty, znacznie wykraczając pod tym względem poza możliwości wcześniej goszczących u nas wersji.
Co jednak istotne owa wszechobecna kontrola i czysto umowne „usportowienie” nie przekładają się na sztuczne podkręcanie tempa, czy też zbytnią narowistość przekazu, więc zwalniając szaleńcze tempa i przełączając się z potępieńczych wrzasków na misternie tkany orientalny „Vagabond” Ulfa Wakeniusa, Larsa Danielssona i Vincenta Peiraniego nie odniesiemy wrażenia jakby cokolwiek działo się wbrew naturze tytułowych kolumn. Wręcz przeciwnie, gdyż El Diablo na totalnym luzie i z akcentem postawionym nie na bezrefleksyjna pogoń, co delektowanie się każdym dźwiękiem, czy wręcz grą ciszą, której wcześniej było jak na lekarstwo. Nie sposób też nie skomplementować suto okraszonej blaskiem góry średnicy, dzięki czemu wokale (m.in. „Message in a Bottle” z gościnnym udziałem Youn Sun Nah) brzmią niezwykle ekspresyjnie i namacalnie. Jak jednak tradycja nakazuje owa ekspresyjność idzie w parze z wyrafinowaniem i brakiem jakiejkolwiek ziarnistości, więc nawet na obfitujących w sybilanty pozycjach (vide „Lyden av Snø” Anette Askvik i Ole-Bjørn Talstada) nie musimy obawiać się psującego przyjemność odbioru szeleszczenia.
Może i tytułowe wersje Peak Consult El Diablo na tle swojego, wcześniej u nas goszczącego, rodzeństwa wydają się nieco „usportowione”. Może część nadającego Dunkom krągłości tłuszczyku przepracowana została w tkankę mięśniową, lecz nadal to reprezentantki urzekającej muzykalności i wyrafinowania, więc rozpatrywanie ich w kategoriach lepsze/gorsze, przynajmniej z mojego punktu widzenia, jest nieco nie na miejscu, gdyż finalna decyzja zależeć będzie głównie od potrzeb i metraży ich docelowych odbiorców. Dlatego też jeśli komuś wcześniejsza odsłona El Diablo wydawała się nieco zbyt dystyngowana, bądź jego pomieszczenie wchodziło z nimi w zbyt dominującą interakcję, to z obecną – na potrzeby niniejszego spotkania roboczo ochrzczoną „GTi” wersją, powinien zdecydowanie szybciej i łatwiej nawiązać nić porozumienia.
Marcin Olszewski
System wykorzystywany w teście:
– transport: CEC TL 0 3.0
– streamer: Lumin U2 Mini + switch QSA Red
– przetwornik cyfrowo/analogowy: dCS Vivaldi DAC 2.0
– zegar wzorcowy: Mutec REF 10 SE-120
– reclocker: Mutec MC-3+USB
– Shunyata Research Omega Clock
– Shunyata Sigma V2 NR
Przedwzmacniacz liniowy: Gryphon Audio Pandora
Końcówka mocy: Gryphon Audio APEX Stereo
Kolumny: Gauder Akustik Berlina RC-11 Black Edition
Kable głośnikowe: Furutech Nanoflux-NCF Speaker Cable
IC RCA: Hijiri Million „Kiwami”, Vermouth Audio Reference
XLR: Hijiri Milion „Kiwami”, Furutech DAS-4.1, Furutech Project V1
IC cyfrowy: Furutech Project V1 D XLR
Kabel LAN: NxLT LAN FLAME
Kabel USB: ZenSati Silenzio
Kable zasilające: Hijiri Takumi Maestro, Furutech Project-V1, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4.1 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord, Acrolink 8N-PC8100 Performante, Synergistic Research Galileo SX AC
Stolik: BASE AUDIO 2
Akcesoria:
– bezpieczniki: Quantum Science Audio Red, Synergistic Research Orange
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints Ultra Mini
– platforma antywibracyjna Solid Tech
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– listwa sieciowa: Power Base High End, Furutech NCF Power Vault-E
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon – Clearaudio Concept
– wkładka Dynavector DV20X2H
– przedwzmacniacz gramofonowy RCM Audio The Big Phono
– docisk płyty DS Audio ES-001
– magnetofon szpulowy Studer A80
Dystrybucja: Quality Audio
Producent: Peak Consult
Cena: 299 000 PLN (Orzech, Pure White, Midnight Black); +15% Midnight Black Carbon
Dane techniczne
Konstrukcja: 3-drożna, wentylowana
Częstotliwości podziału: 350 Hz / 2400 Hz
Pasmo przenoszenia: 20 – 30.000 Hz
Skuteczność: 90dB @ 1 W / 1 m
Impedancja: 5+/-1 Ω
Wymiary (W x S x G): 115 x 30 x 54 cm
Waga: 90 kg szt.
Niemalże dokładnie dwa lata temu do naszej redakcji dotarła para zjawiskowych Peak Consult El Diablo, które do dnia dzisiejszego niezwykle miło wspominamy. Jednak zgodnie z zasadą mówiącą, iż „Producent zastrzega sobie wszelkie prawo do przeprowadzenia technicznych zmian produktu lub poszczególnych jego elementów …” również i Duńczycy postanowili co nieco w swym eksportowym hicie zmienić. Tym oto sposobem w trakcie minionego Audio Video Show zainteresowani tematem mogli rzucić okiem i uchem na nieco odświeżoną „anatomicznie” odsłonę tytułowych kolumn, które w hotelowej klitce zagrały wręcz zjawiskowo. A skoro w tak spartańskich warunkach dały sobie radę nie pozostało nam nic innego, jak tylko ściągnąć je do siebie i skonfrontować ze wspomnieniami, jakie pozostawiły uch protoplastki.
cdn. …
Opinion 1
With some regret, as due to the consistent actions of the distributor, with this encounter we reached the end of the offering on our market, but also with true joy, because this is kind of a novelty, and second from top model of a brand, which was recently only a hear-say in our country. And I can tell you one thing – it was worth to go through all the degrees of initiation – all the cheaper models in the portfolio – before encountering the tested model. The reason for that is of course getting fully acquainted with the way our beloved music is presented. And in this case, this is always directed towards extracting the beauty of it. Beauty based on vividness, saturation and unobtrusive transparency, what makes us sure, that when we buy something from this brand, we will always reach the heart of emotions hidden in the music. Obviously the refinement of approach to showing that result, is proportionate to the position of the speakers in the price list, but the most important aspect, the general approach to sound, is similar in the whole range. But what am I talking about? About the Danish loudspeaker manufacture, Peak Consult, from whose catalog, due to the efforts of their distributor in Poland, the company Quality Audio, we received the speakers Peak Consult Dragon Legacy, a model that was only recently brought to worldwide market.
The construction of the Danish beauties bases on integration of five modules with drivers – on top and bottom we see a bass section, moving towards the center we have two midrange sections, and finally in the middle a single tweeter section. An important aspect of the whole is the fact, that those are not boring rectangular pieces, but due to clever cutting we get something in the shape of a hourglass, at the same time fighting standing waves. This also means, that although the speakers have a hefty weight – 225kg each, and a significant height – about 170cm, they do not overwhelm when placed in a room. This setup has also allowed the constructors to adjust the distance of radiation of the individual drivers, by bending the outmost parts of the cabinet inwards and pushing the middle to the back. But this is by far not all what was made to create the best possible working environment for the speakers, as the front baffle of the Dragons, similar to other representatives of the family, is covered with leather, which is not only giving them some visual distinction, but also reduces unwanted distortion. Also the diffraction of the waves is lessened by using appropriately angling each section of the cabinet fascia. Regarding the construction of the cabinet itself, it is, which is a standard for this manufacturer, made from four layers of materials with high damping factor. This results in the thickness of the wall reaching 46mm. The sides and the top of the speakers are finished with sheets of solid walnut with black, vertical ribs breaking the monotony. The back panel is also covered with leather, just like the front. And please believe me, the photographs do not make justice to the looks, it really looks great “in person”.
Moving to writing a few sentences about technicalities, we need to mention, that we deal here with a construction tuned with bass-reflex ports, venting to the back of the bass sections. The set of terminals for connecting to the amplifier we have mounted on the bottom part of the bottom bass section. The whole is placed on aluminum legs with oval, flat feet, that extend the support area for the heavy and big speakers. The drivers were, according to the manufacturer, designed in conjunction with another loudspeaker company, Fink Audio-Consulting from Essen, Germany. So we have here 28cm woofers, with membranes made from impregnated paper and foam, using 75mm long throw voice coils. The 15cm midrange speakers have a rubber suspension and membranes made from polypropylene and paper mix. Finally, the tweeter, has a textile membrane and is placed in a wave guide. Finishing the description of the cabinet, another important information is, that the fine-tuning of the phase coherence of the individual drivers (as supplementation of their placement in the cabinet) is made in the cross-over, which is made from the best components available today. Does this sound banal? Rest assured, this is just the most basic description, as I do not want to expand the text beyond reason, and the rest you can find on the manufacturer’s website, its know-how aside. And in fact the things that are not mentioned, those nuances you do not find in the official descriptions, are the most important for the final result. Which ones? I do not know. But I will try to describe what is the effect of those in the next paragraph.
So how did the tested Danish towers fare? Without further ado I will tell you – they were splendid. First of all – a big speaker means an appropriately big sound, close to real scenic setup. Secondly – the sound is always full of energy, enclosed in the reproduced music and appropriately dosed. And thirdly – keeping all the ranges in check we avoid the effect of the music being strained, which results in a very relaxing presentation, even if we deal with music full with artistic madness. Yes, the saying “bigger can do better” cannot be denied in well designed speakers. But they need to be well designed, just like our tested speaker, visualizing the music with all the packaged expression, energy and refinement, and not intimidating the listener with an undefined amount of cacophonic effects. The Dragon avoided the latter completely during the dozen days they spent at my home. If I could condense the time of the test to once sentence – if that would at all be possible – I would say, that this time was like sonic Olympics. One time it was full of spirituality, enjoying baroque music with emphasis on Claudio Monteverdi presented by John Potter in “Care-charming sleep”. Another time the individual sounds were placed in silence and seemingly never ending, when exploring the repertoire of the Polish group RGG “Szymanowski”. And in a different moment full of madness, darkness and scenic aggression when listening to Black Sabbath on the self-titled disc. Each time I have got a differently formulated package of sensations, adequate to the played genre. Most interestingly, everything happened while keeping the sound esthetics known from all other Peak Consult speakers. Like I mentioned before, this meant a sound full of saturation, vividness and well controlled energy, directed towards nice roundness. How is it possible that the Dragons did not fail with harder music? This is a result of that, what I wrote earlier – bigger can do better. It was the elimination of the impression of the sound being strained, nice leading of the bass, even when it was a little upped in terms of amount, and finally the impetus of the sound on the level of live events made the Peak feel like a fish in the water not only in quieter repertoire, but also in the more adventurous ones. It worked so well, that it was really hard to stop listening in the nights during the week, when I needed to get up early for work, but you also wanted to turn the volume up, not minding the late hours, just to be closer to the virtual stage. You think that you have something like that at home? I think you might not, because in case of really big, well driven by an amplifier, loudspeakers, increasing the volume the sound does not get louder, but seems to be growing. What does this mean? When we have smaller speakers, when upping the volume, we also increase the amount of distortion, resulting from strain. With big speakers, we just increase the amount of energy. The effect is, that when listening to small speakers loud we do not have a chance to understand what someone sitting next to you is saying, but when listening to speakers in the likes of the Peak Consult Dragon Legacy, we have absolutely no issue conversing regardless of the amount of decibels generated. This is why, when dealing with calm material – like John Potter and RGG – they could easily extract the second bottom of that music, something found only with the best reproductions at home, the soothing spirit of melancholy. On the other side of the barricade however, with rock rebellion, minimization of distortion combined with the ability to show music from it’s nicer side, imprinted in those speaker’s DNA, resulted in a show of not only phenomenal kick, but also absolute freedom of filling the room with a feast of sonic cavalcades, called to life by raging rockmen, once melodic, other times painful, but always full of expression. Those were truly Olympic games, full of surprising twists and turns. But not only in the sense of creating the most overwhelming amount of decibels, but the quality of sound regardless of their amount. I assure you, this is something only the best can master, and the tested speakers are absolutely amongst them. This was so phenomenal, that it will remain in my memory for a long, long time. This was kind of surprising, because knowing the lower models from the catalog of this manufacturer, I did not expect, that the Dragon turn out to be a true wolf in a sheep’s skin. Beautiful and nice on the outside – both visual and sound wise – but absolutely ruthless when needed. Kudos to them.
Reaching the end of the meeting with the Peak Consult Dragon Legacy, time came to determine the target group for them. Unfortunately, for a very prosaic, and to the ground reason, it will be very small. And with this I mean the price, which is vastly limiting the potential interest group, albeit absolutely compensated for by the sound. But let us not kid ourselves, the price is quite prohibitive. But if your life makes a twist and allows you to reach this level of technical and quality advancement, as presented by the tested Danish speakers, I see absolutely no counterindications for anybody to reach to them as your holy grail. Why? We get the momentum and calmness in one, regardless of repertoire and regardless of the volume we play it at. And this makes only our own idea of the sound, sometimes coming from a wrong impression of how music should sound, stand between us and the Peak Consult. But it will not be our or their fault, but just incoherence of characters, so common between various specimens of homo sapiens. But this is life.
Jacek Pazio
Opinion 2
I will claim that most of us know the saying “as the twig is bent, so grows the tree” and was read to aloud in his or hers youth. And as such, it is hard to find any flaw in this saying and action, or any side effects. Reading, or being read to, enhances your horizons, and in the relationship between the parent and the child increases the bond between them. Similar to the behaviors observed at home and then repeated outside. This much about the theory, written while wearing pink glasses, because while all signs on heaven and earth indicate, that for us, the thin red line between us and the twilight zone was drawn by the brothers Grimm fairytales, then in Denmark, they used “Divine Comedy” by Dante Alighieri or if not, then completely uncensored Viking mythology with very juicy descriptions of the actions of Thor, Loki, Sigurd, Brunhilde or the inevitability of Ragnarök mixed with tales of “exploratory” expeditions of their bearded ancestors. But how did I come to those suspicions? Well, it was from looking at our audiophile market. Please have a look at the Gryphon portfolio, where you have the Diablo or Mephisto. Or at Peak Consult, which tempts you with the floor-standing El Diablo. And it is the second manufacturer we are going to have another look at, as due to the kindness of their Polish distributor, Quality Audio, we got to test the Peak Consult Dragon Legacy, which debuted during the last High End in Munich. So if you are interested, and as it is commonly known, curiosity is the first step to hell, what the team from Middelfart, located at the Lillebælt, came up with when they had no restrictions imposed by the accountants, then please be invited to read on.
Like we have already shown during the unboxing session, the size and weight of the Dragon Legacy, which we feel in our backs till today, is quite different to their brethren that visited our official SoundRebels listening room before. While the Sonora and the El Diablo could be described as rather compact, when treating this category quite loosely, then the 175cm high and weighing 225kg (each) speakers really cannot be regarded as that. Fortunately instead of overwhelming obelisks we get a very nicely looking, tailored constructions, catching your eyes with satin black leather on front and back, but mostly with the warmth of the walnut rungs covering the sides, plinths and tops.
On the front baffle you see symmetrically placed drivers, constructed just for this project. The top and bottom is occupied with large, 28cm woofers, with 75mm coils and sandwich membranes from impregnated paper and foam, and the tweeter placed in the middle, inside a waveguide is flanked by two midrange drivers, with 15cm diameter, rubber suspension with low hysteresis and symmetrical magnetic drives with copper rings. The double wire terminals are located in the back, close to the ground, while the bass sections are supported by two bass-reflex ports, one for each woofer.
Moving on to the technicalities, you need to smile a bit about the Scandinavian humor, which is visible in the value given for the, usually not so controversial parameter of frequency response. It is well known that most manufacturers measure it in such a way that the result is as desired, and even while the method of measurement does not raise any objections, every room has different acoustic characteristics, which influences the final result greatly, so while the result is as is, life often paints a different picture. This is why Wilfried Ehrenholz and Karl-Heinz Fink (yes, yes, the guy that was present during the Audio Video Show 2018 and was behind the KIM) follow with “impressive” frequency response in the footsteps of Dr. Roland Gauder, who constructs loudspeakers with “sufficient” efficiency and “acceptable” impedance. But despite the slightly humorous briefness, the German-Danish cooperation does tell something to the public. So, lifting the veil of mystery a little, let us mention the almost armored cabinet, where the 46mm thick side walls are made from a four layer sandwich with high damping factor, while the thickness of the connections of the five segments reaches 82mm. On the outside there are 14mm thick prongs from solid Italian walnut. Additionally, the cross-overs are placed in dedicated, sand-filled chambers, isolating the sensitive components, and the whole construction is supported on six adjustable feet, mounted on massive legs.
In case of our tested speakers we are dealing with almost the flagship product (this title goes to the 188cm tall Dragon Legend), and in a way a new hand of cards in Peak Consult, it seems justified, to check, how much in its sound is similar to what was presented by its smaller brethren during their reviews, meaning refinement and elegance presented in a slightly moody fashion, and how much of the vividness and vivacity known from constructions signed by Karl-Heinz Fink. This was so justified, that once the Dragon Legacy settled down after their travel and got connected to our system, instead of playing some slow things, the pole position of my playlist was taken by the album “Sermons of the Sinner” from KK’s Priest, full with mad tempos and based on sharp guitar riffs. It is a kind of shadow cabinet to Judas Priest, half of the latter’s lineup operating in similar climates. It is classic – heavy, fast and sharp, but at the same time melodic, although it is not a material, that would come even close to being an audiophile reference. It is just a piece of fiery metal, destined to give wild pleasure and provoke pushing the pedal to the metal (pun intended) if we happen to play it while driving. To put it short – this is the kind of music that can disqualify any high-end setup through, on one hand showing the crudeness and flatness of the played material, and on the other giving the tools to anybody, who would like to kick a legend costing gazillion coins, you know where. But a theory remains just a theory, because the Peak Consult Dragon Legacy showed their strength and decided not to take any prisoners. Instead of quieting down the metal expression, something that was done by their smaller brethren, in a delicate way, but still, this time their went for the freedom and breath of the sound, which resulted in much better expression and openness. The ruthlessly beaten cymbals were shone at with additional lights, the guitar riffs have bitten more rabidly, and the screaming Tim “Ripper” Owens showed, that age is just a number. Seemingly there are no such high registers in his voice, as Halford is (was?) famous for, but you must admit, that he is perfect for the new band. Interestingly the Peak Consult managed also the space, because instead of the stereotypical wall of sound, they showed true multiple planes. Of course, it was far from a complex stage, something that you could notice when playing the beautifully recorded, prog-rock “Delusion Rain” by Mystery or the classic “Quena Barroca” by Rodrigo Sosa. The latter recording should be mentioned for at least one reason, the amount of air in the recording, an aspect that was maybe reproduced by the smaller Peak, but without the same kind of pietism and realism as the tested speakers, which were not only creating the with and depth of the stage, but also its height, while not forgetting about all the required tastes, like reverb. You could feel, that the expression of the repertoire is not only boosted by adding rollerblades, but got some serious wings, what makes the Danish floor-standers suck you in the vortex of things happening on the sound stage more, that any swamp. The contours of the virtual sounds sources are drawn with a strong and steady line, but without being thickened, or artificially sharpened, so we have phenomenal resolution, and yet the granulation does not interfere with the coherence of the played music. As a result, the Dragon leave the interpretation of what they are playing to the listener, so we will be de facto responsible for determining if we will approach the material as a whole, or extract any details. This is also a tip, that this aspect can be manipulated by the rest of the sound path, with an accent on the best possible amplification. It cannot be denied, that the Peak consume watts and amperes like a sponge, so without a classy amplifier you will not get far. But if we do have such a power station, then the final effect can addict from the first notes, and subsequent listening can only deepen that. They can punch, and at the same time, the lowest registers are well differentiated, while reaching to the deepest realms of Helheim, and if needed by the repertoire, they can immediately transform in being very tactful and refined, disappearing from the scene like classy monitors.
As a final summary I will write only that the Peak Consult Dragon Legacy maybe are not the best speakers ever constructed, and maybe in some aspects are worse than the Dragon Legend Ultimate Edition, but as we could not listen to the latter, from the speakers we were hosting in our listening room, they fared so good, that I am able to qualify them to the absolute top (maybe top five) of the best loudspeakers we listened to in the last decade. They have that something, what makes, that due to lack of any dynamic and resolution restrictions, due to above average culture and equilibrium between vividness and sweet musicality, you just want to listen to them. Or rather not to them, but to music reproduced by them, and this is really not something very obvious.
Marcin Olszewski
System used in this test:
Source:
– transport: CEC TL 0 3.0
– streamer: Lumin U2 Mini + switch Silent Angel Bonn N8
– DAC: dCS Vivaldi DAC 2.0
– Master clock: Mutec REF 10 SE-120
– reclocker: Mutec MC-3+USB
– Shunyata Research Omega Clock
– Shunyata Sigma V2 NR
– Preamplifier: Gryphon Audio Pandora
– Power amplifier: Gryphon Audio Apex Stereo
– Loudspeakers: Gauder Akustik Berlina RC-11 Black Edition
– Speaker cables: Synergistic Research Galileo SX SC
IC RCA: Hijiri Million „Kiwami”, Vermouth Audio Reference
IC XLR: Tellurium Q Silver Diamond, Hijiri Milion „Kiwami”, Siltech Classic Legend 880i
Digital IC: Hijiri HDG-X Milion
Ethernet cable: NxLT LAN FLAME
Power cables: Hijiri Takumi Maestro, Furutech Project-V1, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4.1 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord, Acrolink 8N-PC8100 Performante, Synergistic Research Galileo SX AC
– Table: BASE AUDIO 2
– Accessories: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA SS, Stillpoints ULTRA MINI, antivibration platform by SOLID TECH, Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V, Harmonix Room Tuning Mini Disk RFA-80i
– Power distribution board: POWER BASE HIGH END
– Acoustic treatments by Artnovion
Analog stage:
– Drive: Clearaudio Concept
– Cartridge: Essence MC
– Phonostage: Sensor 2 mk II
– Eccentricity Detection Stabilizer: DS Audio ES-001
– Tape recorder Studer A80
Distributor: Quality Audio
Manufacturer: Peak Consult
Price: 850 000 PLN
Specifications
Frequency response: Impressive …
Efficiency: 89dB
Impedance: 4 Ω
Dimensions (H x W x D): 172 x 40 x 58 cm
Weight: 225 kg
Opinia 1
Trochę z żalem, bowiem za sprawą konsekwentnego w swym działaniu dystrybutora tym spotkaniem doszliśmy do potencjalnie dostępnej na naszym rynku mety, a trochę z niekłamaną radością, gdyż to swoista nowość i do tego drugi od góry model znanej do niedawna jedynie z opowieści na naszym podwórku marki, ale jedno mogę powiedzieć na pewno, przed poznaniem dzisiaj ocenianej konstrukcji warto było przejść wszystkie stopnie wtajemniczenia – czytaj tańsze modele z jego portfolio. Naturalnie powodem jest dogłębne poznanie sposobu pokazania ukochanej przez nas muzyki. To zawsze jest działanie skierowane na wydobycie zawartego w niej piękna. Piękna opartego na plastyce, nasyceniu i nienachalnej transparentności, co sprawia, że nabywając coś z tej stajni, mamy pewność dotarcia do sedna zawartych w niej emocji. Oczywistym jest, że wyrafinowanie podejścia do realizacji tego zadania jest wprost proporcjonalne do zajmowanej pozycji w cenniku każdego modelu, jednak co najważniejsze, sznyt grania całej rodziny jest bliźniaczy. O czym mowa? O duńskiej manufakturze Peak Consult, z oferty której dzięki staraniom chełmżyńskiego opiekuna marki Quality Audio w nasze progi trafił niedawno mający swój światowy debiut model kolumn Peak Consult Dragon Legacy.
Budowa duńskich piękności opiera się na zintegrowaniu ze sobą pięciu uzbrojonych w przetworniki modułów – od góry i od dołu widzimy po jednej sekcji basowej, podążając ku środkowi napotykamy sąsiadujące z nimi dwie dla zakresu średniotonowego, zaś w centrum tego konglomeratu pojedynczą ostoję tweetera. Jednak bardzo istotnym jest, że nie są to nudne prostopadłościany, tylko sprytnym podcinaniem każdego z nich w kierunku przetwornika wysokotonowego ich wizualizacją przy okazji walki z falami stojącymi udało się osiągnąć coś na wzór klepsydry. To z automatu sprawia, że kolumny swoją wagą – 225 kg każda oraz znaczącym wzrostem ok. 170 cm nie przytłaczają, a oprócz tego pozwalają na ciekawą realizację działań konstruktorów w kierunku wyrównania odległości promieniowania wszystkich przetworników względem siebie – nachylenie skrajnych skrzynek względem poziomej osi kolumny oraz niezbędne cofnięcie w stosunku do nich pozostałych. Jednak to nie koniec dbałości o stworzenie im najlepszych możliwych warunków pracy, bowiem w tym celu front Dragonów podobnie do reszty rodziny, nie tylko ubrano w nadającą im wizualnej dystynkcji, ale także zmniejszające niechciane zniekształcenia skórę, ale dodatkowo chcąc zminimalizować szkodliwe dyfrakcje fal, każdą połać goszczącą głośnik odpowiednio uformowano stosownymi skosami. Jeśli chodzi o resztę informacji na temat budowy skrzynki, tę jak to w zwyczaju marki jest standardem, wykonano z czterech warstw materiału o wysokim współczynniku tłumienia, co daje wynik na poziomie 46 mm grubości ścianki. Boki i górną płaszczyznę wspomnianych konstrukcji finalnie wykończono płatami z litego orzecha z fajnie łamiącymi wizualną monotonność pionowymi czarnymi wręgami, zaś plecy taką samą jak awers skórą. Uwierzcie mi, nawet jeśli zdjęcia tego nie oddają, na żywo to naprawdę świetnie wygląda. Kreśląc kilka zdań o zagadnieniach technicznych, należy wspomnieć, iż mamy do czynienia z konstrukcją strojoną widocznymi z tyłu skrzynek basowych portami bass-refleks, komplet przyłączy dla okablowania kolumnowego znajdziemy w dolnej części spodniego modułu niskotonowego, a całość monumentu z uwagi na rozmiar i wagę posadowiono na trzech dla każdej kolumny zwiększających rozstaw punktów podparcia, wyposażonych w owalne, płasko zakończone stopy aluminiowych łapach. Co do samych przetworników, z informacji producenta wynika, iż zostały zaprojektowane we współpracy z inną firmą kolumnową Fink Audio-Consulting w Essen. Pokrótce temat wygląda tak. Basowce to 28 centymetrowe monstra z membranami wykonanymi z wielowarstwowej kompozycji impregnowanego papieru i pianki, wykorzystujące cewki 75 mm z długim skokiem liniowym. 15 cm średniaki bazują na gumowym zawieszeniu oraz membranie wykonanej z miksu polipropylenu i papieru. Natomiast gwizdek, wykorzystuje membranę tekstylną umieszczoną w falowodzie. Wieńcząc opis budowy, istotną informacją jest również, iż ostateczne strojenie idealnej spójności fazowej poszczególnych przetworników (jako dopełnienie odpowiedniego usadowienia ich w obudowie) zapewnia wykonana z najlepszych dostępnych na rynku komponentów zwrotnica. Banał? Spokojnie, to tylko najważniejsze, ale nie chcąc zbytnio rozwadniać tekstu bardzo skrótowo podane informacje – resztę z zachowaniem know how producenta znajdziecie na jego stronie, gdyż wiadomym jest, iż w końcowym rozrachunku decydują zazwyczaj przemilczane w odezwie do potencjalnego nabywcy niuanse. Jakie? Nie wiem. Jednak co z nich dla nas wynika, postaram się przybliżyć w kolejnym akapicie.
Jak wypadły tytułowe duńskie wieże? Bez owijania w bawełnę powiem, iż znakomicie. Po pierwsze – duża kolumna to odpowiednio duży, zbliżony do realnych warunków scenicznych dźwięk. Po drugie – przekaz zawsze jest pełen zawartej w muzyce, odpowiednio dozowanej energii. A po trzecie – przy utrzymaniu każdego pasma w ryzach unikamy efektu wysilenia prezentacji, co w końcowym rozrachunku nawet podczas obcowania z muzyką pełną artystycznego szaleństwa, daje bardzo relaksujący przekaz. Zapewniam, powiedzenie „duży może więcej” w przypadku dobrze skonstruowanych kolumn jest nie do podważenia. Ale uwaga, tak jak nasze bohaterki dobrze skonstruowanych, czyli wizualizujących słuchaną muzykę z zawartym w niej pakietem ekspresji, energii i wyrafinowania, a nie w postaci jednego wielkiego napadania na słuchacza bliżej nieokreśloną ścianą artefaktów kakofonicznych, czego podczas kilkunastodniowego pobytu u mnie Dragony znakomicie się wystrzegały. Gdybym – na ile to możliwe – zwięźle miał określić okres testu, powiedziałbym, że to były soniczne igrzyska. Raz pełne duchowości podczas napawania się muzyką barokową z naciskiem na twórczość Claudio Monteverdiego spod znaku Johna Pottera „Care-charming sleep”. Innym razem czarujące zawieszeniem pojedynczych, jakby nigdy niekończących się, przecinających wszechobecną ciszę pojedynczych dźwięków jako feedback zgłębiania repertuaru rodzimej grupy RGG „Szymanowski”. A jeszcze innym nacechowane szaleństwem, mrocznością i agresją sceniczną spod znaku grupy Black Sabbath zatytułowanej „Black Sabbath”. Za każdym razem otrzymywałem inaczej formułowany pakiet doznań. Naturalnie stosowny do słuchanego nurtu muzycznego. A co najciekawsze, wszystko to działo się z konsekwentnym zachowaniem słyszalnej od najniższego modelu kolumn Peak Consult estetyki grania. Jak wspominałem, estetyki pełnej nasycenia, plastyki i dobrze kontrolowanej, ale nastawionej na przyjemną krągłość energii. Jak to możliwe, że Dragony nie wyłożyły się na mocnym uderzeniu? To wynika z powyższego opisu, czyli realizacji maksymy, iż duży może więcej. Po prostu eliminacja poczucia wysilenia dźwięku, dobrze prowadzona linia nawet lekko podkręconego w domenie ilości, dzięki temu przyjemnie realizującego zapisany na płytach materiał basu oraz rozmach projekcji ze zjawiskową bożą iskrą całości na poziomie wielkości naturalnych koncertów powodowały, że tytułowe Peaki tak w spokojnym, jak i w awanturniczym materiale brylowały jak ryba w wodzie. Na tyle skutecznie, że nie dość, że trudno było kończyć słuchanie późną nocą w środku tygodnia mimo wczesnej pobudki rankiem do pracy, to jeszcze nie zważając na późną porę, chciało się wręcz podkręcać gałkę wzmocnienia, a tym samym zasiąść jeszcze bliżej wirtualnej sceny. Myślicie, że tak macie? Zapewniam, że prawdopodobnie nie, gdyż w przypadku dużych, dobrze prowadzonych przez wzmocnienie kolumn dźwięk wbrew pozorom nie robi się głośniejszy, tylko jakby rósł. Co to oznacza? Po prostu podnosząc poziom głośności nie zwiększamy poziomu zazwyczaj w pewnym momencie generowanych przez małe kolumny, wynikłych z uwagi na wysilenie prezentacji zniekształceń, tylko zmieniamy ilość wizualizującej muzykę, podanej bez skrępowania energii. Efekt jest taki, że gdy przy głośnym słuchaniu „maluchów” nie mamy szans na zrozumienie przekazywanych przez znajomego potencjalnych obserwacji, to w momencie obcowania z kolumnami na poziomie jakości grania tytułowych Peak Consult Dragon Legacy bez najmniejszych problemów rozmawiamy z nim na wszystkie tematy bez względu na poziom generowanych decybeli. I to dlatego w materiale nastawionym na wszechobecny spokój – John Potter oraz RGG – z dziecinną łatwością potrafiły wydobyć z niego zawsze zawarte, zazwyczaj odkrywane jedynie podczas najlepszych odtworzeń w okowach naszych domostw drugie dno w postaci kojącej ducha melancholii, a z drugiej strony barykady zaś, czyli rockowym buncie za sprawą minimalizacji zniekształceń i wpisanego w kod DNA trwania w pokazywaniu muzyki od jej przyjemnej strony, dały popis nie tylko zjawiskowego uderzenia, ale również swobody wypełniania pokoju feerią mimo, że powoływanych do życia przez wściekłych rockmenów, a przez to pełnych ekspresji, raz melodyjnych, a innym razem zamierzenie bolesnych kawalkad sonicznych. To jak wspominałem, były pełne zaskakujących zmian igrzyska. Jednak nie w sensie li tylko nacisku na jak największą ilość powołanych do życia decybeli, tylko bez względu na ich poziom jakość ich podania. Zapewniam, to potrafią tylko najlepsi, do których nasze bohaterki w stu procentach należą. To było na tyle zjawiskowe, że na długo pozostanie w mej pamięci. A to o tyle mocne doznanie, że bazując na wiedzy o bardzo zrównoważonej prezentacji mniejszych modeli, nie spodziewałem się, że opisywane Dragony okażą się ewidentnym wilkiem w owczej skórze. Z pozoru tworem pięknym i milusim – tak wizualnie, jak i dźwiękowo, ale gdy wymagał tego sytuacja wręcz bezlitosnym. Szacun.
Dotarłszy do finału spotkania z kolumnami Peak Consult Dragon Legacy przyszedł czas na wytypowanie dla nich potencjalnej grupy docelowej. Niestety z jednego, szkoda, że bardzo prozaicznego, gdyż totalnie przyziemnego powodu będzie bardzo symboliczna. Naturalnie mam na myśli mocno ograniczającą liczbę zainteresowanych, skąd inąd w pełni rekompensowaną brzmieniem cenę. Nie oszukujmy się, ta jest dość zaporowa. Jeśli jednak pełne nieobliczalnych zwrotów akcji życie pozwoli Wam na wejście na tak wysoki poziom zaawansowania technicznego i jakościowego, jaki niewątpliwie prezentują tytułowe Dunki, w temacie szukania Świętego Graala w audio nie widzę żadnych przeciwwskazań dla praktycznie nikogo. Powód? Dostajemy rozmach i spokój w jednym bez względu na repertuar i poziom realizującej jego byt w naszych domach głośności. A to sprawia, że tylko nasze, często spowodowane brakiem wiedzy jak powinna brzmieć prawdziwie odtworzona muzyka, „widzi mi się” może sprawić, że między Peakami, a nami coś nie pyknie. Ale, żeby nie było. To nie będzie ich lub nasza wina, tylko zwyczajna, jakże częsta pośród osobników homo sapiens niezgodność charakterów. Po prostu życie.
Jacek Pazio
Opinia 2
Śmiem twierdzić, że jeśli nie wszyscy, to przeważająca większość z nas doskonale zna zarówno powiedzenie „czym skorupka za młodu nasiąknie …”, jak i przynajmniej ze słyszenia ma świadomość istnienia akcji „Cała Polska czyta dzieciom”. Jeśli tak, to trudno znaleźć w obu powyższych … na potrzeby niniejszej epistoły użyję określenia mechanizmach jakieś mankamenty, czy nie do końca przewidywalne skutki uboczne. W końcu czytanie bezdyskusyjnie poszerza horyzonty a w relacji dziecko-rodzic dodatkowo ową więź na początku wkraczania w życie małoletniej progenitury zacieśnia. Podobnie jak przykłady obserwowanych a następnie „wynoszonych z domu” zachowań. Tyle przynajmniej pisanej w różowych okularach teorii, bo wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że o ile u nas cienką czerwoną linię za którą rozpoczyna się strefa mroku wyznaczały baśnie braci Grimm, to w Danii od maleńkości dzieciarnię karmi się jeśli nie ograniczonymi do „Piekła” higlightami z „Boskiej komedii” Dante Alighieri’ego, to z pewnością nawet nie muśniętą choćby śladową cenzurą mitologią Wikingów pełną soczystych opisów dokonań Thora, Lokiego, Sygurda, Brunhildy, czy nieuchronności Rangaröka, bądź opowieściami o „eksploracyjnych” wyprawach brodatych przodków. Skąd te przypuszczenia? Ano stąd, czyli z naszego audiofilskiego podwórka. Wystarczy spojrzeć na portfolio Gryphona, gdzie pysznią się Diablo i Mephisto, czy Peak Consult kuszący przeuroczo rustykalnymi podłogówkami El Diablo. I właśnie drugiemu z ww. wytwórców postanowiliśmy po raz kolejny poświęcić dłuższą chwilę, gdyż dzięki uprzejmości reprezentującego Duńczyków chełmżyńskiego Quality Audio zagościły u nas debiutujące podczas minionego High Endu … Peak Consult Dragon Legacy. Jeśli więc ciekawi Państwa, a jak wiadomo ciekawość jest pierwszym stopniem do piekła, cóż też wykombinowała, pozbawiona tym razem surowej kontroli księgowych, ekipa z położonego nad Małym Bełtem (Lillebælt) malowniczego Middelfart nie pozostaje mi nic innego, jak tylko zaprosić Was na ciąg dalszy.
Jak już zdążyliśmy się pochwalić w sesji unboxingowej swymi gabarytami, oraz co czujemy do dziś w plecach również i wagą, Dragon Legacy w sposób oczywisty wyróżniają się na tle odwiedzającego OPOS-a (Oficjalny Pokój Odsłuchowy SoundRebels) rodzeństwa. O ile bowiem zarówno Sonory, jak i El Diablo przy odrobinie dobrej woli można było określić mianem dość kompaktowych, to już blisko 175 cm „smoki” o nader słusznej wadze 225 kg (szt.) za takowe uznać nie sposób. Całe szczęście zamiast zwalistych obelisków otrzymujemy wielce urodziwe i zalotnie taliowane konstrukcje łapiące za oko zarówno satynową czernią mięsistej skóry pokrywającej fronty i plecy, oraz a raczej przede wszystkim, organicznym ciepłem orzechowych klepek pokrywających ich boki, podstawy i ściany górne.
Na frontach pysznią się symetrycznie rozmieszczone, skonstruowane na potrzeby tytułowego projektu przetworniki. Dolne i górne skraje okupują potężne 28 cm basowce o 75 mm cewkach i kanapkowych membranach z impregnowanego papieru i pianki a umieszczonemu w centrum miękkiemu tweeterowi z falowodem towarzyszy para 15 cm średniotonowców o gumowych zawieszeniach o niskiej histerezie i symetrycznych napędach magnetycznych wykorzystujących miedziane pierścienie. Z kolei na ścianie tylnej oprócz ulokowanych w pobliżu podstawy podwójnych terminali głośnikowych na wysokości modułów obsługujących najniższe składowe znajdziemy dwa ujścia kanałów bas refleks wspomagających pracę obu sekcji.
Przechodząc do technikaliów nie sposób nie uśmiechnąć się nad skandynawskim poczuciem humoru, którego przejawem jest wartość podawana przy zazwyczaj dość mało kontrowersyjnym parametrze, jakim jest pasmo przenoszenia. Wiadomo bowiem nie od dziś, że większość producentów mierzy tak, żeby wyszło dokładnie tyle ile powinno a i tak nawet jeśli metodyka samych pomiarów nie budzi zastrzeżeń, to i tak każde pomieszczenie ma własną charakterystykę akustyczną odciskającą potężne piętno na wynikach końcowych, więc pomiary pomiarami a życie pisze własne scenariusze. Dlatego też Wilfried Ehrenholz i Karl-Heinz Fink (tak, tak, dokładnie chodzi o tego jegomościa, którego mogliście Państwo spotkać na Audio Video Show 2018 stojącego m.in. za KIM-ami) dołączają ze swoim „imponującym” pasmem przenoszenia do dr. Rolanda Gaudera uparcie twierdzącego, że jego konstrukcje cechują „wystarczająca” skuteczność i „akceptowalna” impedancja. Jednak pomimo nieco humorystycznej lakoniczności coś jednak duńsko-niemiecka kooperacja ciekawskim nabywcom zdradza. I tak, uchylając rąbka tajemnicy warto z pewnością wspomnieć o iście pancernej solidności obudów, których 46mm ściany boczne wykonano w formie czterowarstwowych sandwichy o wysokim współczynniku tłumienia a z kolei grubość łączeń pięciosegmentowych konstrukcji osiąga aż 82 mm. Z zewnątrz pysznią się 14 mm klepki z litego orzecha włoskiego. Ponadto zwrotnice umieszczono w dedykowanej, wypełnionej piaskiem komorze izolującym czułe komponenty a cała konstrukcja opiera się na sześciu regulowanych nóżkach zamontowanych na masywnych stalowych sztabach.
Skoro w przypadku naszych bohaterek mamy do czynienia z niemalże flagowcem (stanowisko to piastują 188 cm Dragon Legend) a zarazem niejako nowym rozdaniem w Peak Consult zasadną wydaje się kwestia ile w ich brzmieniu jest tego, do czego przyzwyczaiło nas jego niżej urodzone rodzeństwo, czyli podanego w lekko nastrojowych barwach elegancji i wyrafinowania a ile żywiołowości i rześkości znanej z sygnowanych przez Karl-Heinza Finka konstrukcji. Na tyle zasadną, że gdy Dragon Legacy doprowadziły się do ładu i składu po podróży i zadomowiły w naszym systemie zamiast niezobowiązującego plumkania pole position mojej playlisty zajął obfitujący w szaleńcze tempa i oparty o ostre gitarowe riffy album „Sermons of the Sinner” formacji KK’s Priest, czyli niejako bytu równoległego (gabinetu cieni?) Judas Priest operującego dokładnie w bliźniaczych klimatach co kapela macierzysta połowy składu KK’s. Jest klasycznie – ciężko, szybko i ostro, choć zarazem melodyjnie, jednak nie jest to materiał choćby ocierający się o stricte audiofilską referencję. Ot kawał ognistego metalu mający sprawiać dziką przyjemność i powodować automatyczne wciskanie pedału przyspieszenia w podłogę, gdy tylko nieopatrznie włączymy go podczas jazdy samochodem. Krótko mówiąc, przynajmniej teoretycznie, wsad mogący zdyskwalifikować dowolny high-endowy zestaw z jednej obnażający siermiężność i płaskość samego materiału a z drugiej dający oręż wszystkim, chcącym danej legendzie za setki tysięcy monet dokopać. Jak się jednak okazuje teoria teorią a Peak Consult sobie, bowiem Dragon Legacy pokazały pazury i jeńców brać nie zamierzały. Zamiast bowiem nieco gasić metalową ekspresję, co delikatnie, bo delikatnie, jednak mniejsi ich bracia i siostry czynili niezaprzeczalnie tym razem postawiły na swobodę i niewymuszoność przekazu, dzięki czemu całość cechowała dalece większa ekspresja i otwartość. Na bezlitośnie smagane blachy skierowane zostały dodatkowe światła, gitarowe riffy zacieklej kąsały a i drący się wniebogłosy Tim „Ripper” Owens pokazał, że wiek jest tylko mało znacząca liczbą. Niby nie ma w jego partiach tak wysokich rejestrów z jakich słynie (słynął?) Halford, ale trudno się nie zgodzić, że idealnie wpisuje się w image nowej kapeli. Co ciekawe Peaki podołały również kwestiom natury przestrzennej, czyli zamiast stereotypowej ściany dźwięku były w stanie pokusić się o właściwą wieloplanowość. Oczywiście złożoności sceny daleko było do tego, czego można doświadczyć na prog-rockowym i w dodatku świetnie zrealizowanym „Delusion Rain” Mystery o klasycznym „Quena Barroca” Rodrigo Sosy nawet nie wspominając. O ostatnim z wydawnictw należy jednak wspomnieć z racji napowietrzenia samego nagrania, który to aspekt mniejsze Peaki może i oddawały, jednak nie traktowały z takim pietyzmem i realizmem co tytułowe podłogówki, które z równą atencją co szerokość i głębokość sceny kreowały również jej wysokość z wszelkimi smaczkami dotyczącymi pogłosu włącznie. Ewidentnie czuć, znaczy się słychać było, że ekspresji repertuaru dopięto nie tylko wrotki, co dodano skrzydeł, dzięki czemu duńskie podłogówki wciągają w wir rozgrywających się na scenie wydarzeń bardziej aniżeli chodzenie po bagnach. Kontury źródeł pozornych kreślone są mocną i pewną a zarazem unikającą tak pogrubienia, jak i zbytniej – sztucznej ostrości kreską, dzięki czemu mamy zapewnioną fenomenalną wręcz rozdzielczość a z drugiej stopień granulacji nie zaburza koherencji, spoistości całości dzieła. W rezultacie Dragony wybór odbioru pozostawiają odbiorcy, więc to de facto od nas zależeć będzie, czy do reprodukowanego materiału podchodzić od ogółu do szczegółu, czy też na odwrót. Jest to też wskazówka, że ów aspekt możemy determinować poprzez resztę toru z akcentem postawionym na możliwie najwyższej klasy amplifikacji. Nie da się bowiem ukryć, że Peaki tak ampery, jak i waty chłoną jak śródziemnomorska gąbka, więc bez rasowej „spawarki” raczej nie ma co się do nich przymierzać. Jeśli jednak takową „elektrownią” dysponujemy to efekt finalny może uzależnić od pierwszych taktów a w trakcie dalszych odsłuchów tylko owe uzależnienie pogłębiać. Mają bowiem czym „dmuchnąć” a jednocześnie najniższe, świetnie zróżnicowane i zapuszczające się w najgłębsze zakamarki Helheim a gdy tego tylko wymaga repertuar stają się niezwykle taktowne i wyrafinowane znikając ze sceny niczym rasowe monitory.
W ramach finalnego podsumowania napisze tylko tyle i przewrotnie zarazem, że Peak Consult Dragon Legacy może nie są najlepszymi kolumnami jakie kiedykolwiek powstały, bądź nawet pod pewnymi względami ustępują Dragon Legend Ultimate edition, jednak skoro jeszcze nie dane nam było ich walorów zasmakować, to przynajmniej jeśli chodzi o to, co gościliśmy u siebie, to bronią się na tyle, że bez dłuższego zastanowienia jestem w stanie zakwalifikować je do ścisłej czołówki (5-ki?) najlepszych kolumn, nad jakimi przez ostatnią dekadę mogliśmy się pochylić. Mają bowiem w sobie to coś, co sprawia, że poprzez brak jakichkolwiek ograniczeń tak dynamicznych, dotyczących rozdzielczości, jak i z racji ponadprzeciętnej kultury i równowagi pomiędzy żywiołowością a słodką muzykalnością chce się ich słuchać. A dokładnie nie tyle ich, co muzyki z nich dobiegającej, co wbrew pozorom wcale nie jest takie oczywiste.
Marcin Olszewski
System wykorzystywany w teście:
– transport: CEC TL 0 3.0
– streamer: Lumin U2 Mini + switch Silent Angel Bonn N8
– przetwornik cyfrowo/analogowy: dCS Vivaldi DAC 2.0
– zegar wzorcowy: Mutec REF 10 SE-120
– reclocker: Mutec MC-3+USB
– Shunyata Research Omega Clock
– Shunyata Sigma V2 NR
Przedwzmacniacz liniowy: Gryphon Audio Pandora
Końcówka mocy: Gryphon Audio APEX Stereo
Kolumny: Gauder Akustik Berlina RC-11 Black Edition
Kable głośnikowe: Synergistic Research Galileo SX SC
IC RCA: Hijiri Million „Kiwami”, Vermouth Audio Reference
XLR: Tellurium Q Silver Diamond, Hijiri Milion „Kiwami”, Siltech Classic Legend 880i
IC cyfrowy: Hijiri HDG-X Milion
Kabel LAN: NxLT LAN FLAME
Kable zasilające: Hijiri Takumi Maestro, Furutech Project-V1, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4.1 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord, Acrolink 8N-PC8100 Performante, Synergistic Research Galileo SX AC
Stolik: BASE AUDIO 2
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END, FURUTECH e-TP80 ES NCF
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon – Clearaudio Concept
– wkładka Dynavector DV20X2H
– przedwzmacniacz gramofonowy RCM Sensor 2 mk II
– docisk płyty DS Audio ES-001
– magnetofon szpulowy Studer A80
Dystrybucja: Quality Audio
Producent: Peak Consult
Cena: 850 000 PLN
Dane techniczne
Pasmo przenoszenia: Imponujące …
Skuteczność: 89dB
Impedancja: 4 Ω
Wymiary (W x S x G): 172 x 40 x 58 cm
Waga: 225 kg
Opinion 1
Until recently the title Danish brand was a kind of desire object, we would like to make closer contact with, but due to the fact, that in Poland there was no distributor, chances to get out of this impasse were not very high. But fortunately for a vast number of music lovers, this brand is such an interesting item, that since a dozen months, we do have an energetic distributor. And I did not use the description “energetic” by chance, as his works does not end with just lending gear for testing and listening sessions, but together with the Polish turntable manufacturer Benny Audio, he arranged a meeting in Sopot, with lots of music and Marcin Oleś as the host. But what brand am I talking about? Well, about the Danish loudspeaker specialist, Peak Consult. And the Chełmża based distributor Quality Audio, not without some logistic issues, provided us with the smallest floor stander from the company portfolio, the Sonora.
Looking at the photos, you can clearly see that it is a floor stander. But when you have a closer look, it turns out, that this is more a two-way monitor than a typical floor stander. Albeit with a passive membrane instead of a bass-reflex port, to manage appropriate reach and quality of the bass and packed in a larger cabinet. Why so? Well, a heavier box allows for better management of vibration, something that is the main goal of the manufacturers. This is combatted using thick layers of HDF glued together. Of course, this HDF does not diminish the beauty of the speakers, because, as it is tradition for this brand, the top and side panels are covered with real wood, in this case walnut, and the front baffle and back panel are covered with real leather. To make the external design even more appealing, in the middle of the of the side panels, there is a strip of shiny acrylic, which contrasts nicely with the walnut and leather panels. Another important element of the construction of the cabinet, is that the walls are not parallel to each other, the angles between them are not right. Similar to its bigger brethren, the Sonora has the front baffle section with the mounted drivers quite a way up. On the top end of the back panel we have the mentioned passive membrane, while below, just above the floor, proprietary wire terminals, separate for the bass and treble sections. As you could expect, the loudspeakers are supported on transverse feet with adjustable barrels, bolted from below, a solution typical for Peak Consult. Finalizing the description with some technicalities let me just mention, that according to the manufacturer we have here a two-way speaker, with a sensitivity of 90dB / 8Ohm, with a height of about 113cm and weighing 48kg a piece. The speakers are supplied to the clients in solid, dedicated transportation boxes.
Starting to write about the smallest loudspeaker in the Peak Consult portfolio, let me tell you that, “All is quiet on the Western front”. Sonically, the tested Sonora are moving on the same path as the its larger brethren, the sound esthetics is very similar. It is still based on full timbral emotions, vividness and essence of the reproduced music. But in contrast to its predecessors, it has a tad different approach to the energy package in it. And of course it is not about lacking it, but about a different projection of its lower registers, which are tuned differently here. This comes from the exchanging the bass-reflex port to the passive radiator, which adds some nobleness to it. On one hand it allows the base to become a bit lighter, avoiding the effect of a “pump”, which is tiring on the long run, but on the other hand, it should allow to have it reach lower. And what is the effect? For me it is formidable, as music, with a seemingly lower weight, did have appropriate pulse, but did not try to reach the size as reproduced from bigger speakers. Do you think it is a bad thing? Absolutely not, this approach eliminates the effect of a steroid pumped boxer, trying to knock us out, leaving us with an agile lady inviting us to spend a few moments with our beloved music. Personally, I prefer the second, unconstrained world, this is the reason, that I have such big speakers myself. But if I would not have such possibilities, I would have searched for something like the tested speakers. Not very big speakers, with a sound that also does not reach record size, but with complete freedom of reverberation; with a full palette of information required to listen without straining your hearing. I know, that this may not be very fashionable, because we love, when the sound coming from the speakers kicks us, but for me, that would be a fight, and not a way to spend my evening. So when you love the second option, and your listening room is somewhat constrained, the choice is simple – Peak Consult Sonora. And I will try to show you the reasoning behind this based on a few disc examples.
Let us first take a listen to our Polish singer, supported by a world-class guitar player, Anna Maria Jopek and Pat Metheny, on the album “Upojenie”. This is a recording that is known to probably all music lovers in Poland, and many outside of it, and in most part a very moody one. And well recorded too, not needing the lower registers to be upped, and as such, showing all the assets of the tested speakers. The music was reproduced very airy – of course, when it had to hit it did, but the airiness and the brilliant decay of individual, well exposed sounds, produced not only by the delicate voice of the singer, but also by the virtuoso guitar, pushed the emotional content of the reproduced material to a rarely achievable level of reaching my senses. And it was not just about skillfully avoiding the “wow” effect in reproducing the expressiveness of the recording, but also about interestingly putting it in the ether and making it vivid, and with this intensifying the amount of evoked emotions.
Another disc, that shows well the assets of the loudspeakers, was the album “I have the Room above Her” from the Paul Motian jazz trio, with Bill Frisell and Joe Lovano. This is another very picturesque recording, where the saxophone of J. Lovano is very important. It is not too light, but also far from being obese, and due to splendid vividness, full of “wooden” artifacts and is a great counterpoint to the rest of the band, in a very readable arranged, wide and deep virtual stage. And this is only one of the many important aspects of the material, as also the resonant guitar from Frisell and the rhythm support from the contrabass of Motian, showing the full size of its body, as well as the work of the fingers on the strings, were also vital to the overall story. All in all it was another well reproduced test disc.
Finally something that also worked well, although for lovers of this genre, it probably could have sounded stronger. I am talking about the newest rock album from AC/DC “Power Up”. Again, everything was OK, but such kind of bands like an abundance of mass and energy in the lower octaves. Without that, the gravity point of this music can travel upwards and become a tad clamorous. This the more, as the gentlemen do not shy away from guitar show-offs, which often turn out to be little engaging, if not backed with sufficient mass. So how did this disc finally fare? Surprisingly ambiguous. Due to the loudspeakers avoiding overexcitement, things went off without any clamor; the timbre was well seated. But in terms of creating appropriate amounts of energy, things turned out to be a bit too light. There will be plenty of people supporting this approach, but let us not kid ourselves, the guys from AC/DC do like strong sound. So was it a setback? No, not completely. And there are many reasons for that. First of all, are the mentioned assets of those loudspeakers, but in this case the choice of appropriate speakers for your repertoire is key. Nobody sane will buy speakers designed to shape each and every music note to listen to rock and similar genres. And even if you would do that, please bear in mind that the test was conducted in a room too large for them, and yet, they still managed to impress. So what would happen when you would place them in a more appropriate space? I think I can guess, but you can try it for yourself and, probably, will be positively surprised.
Trying to summarize all pros and cons of this test, I can easily say that the Peak Consult Sonora speakers were victorious. This is in fact just a bookshelf speaker, albeit with an enlarged cabinet, so you cannot judge it in an inappropriately large room. Of course, with its assets, it will much easier shine in a quieter repertoire, directed more on the emotional aspect of music, but even “wired” gentlemen showed some nice symptoms of drive, so if you are not looking for the most offensive and ruthless part of music, the tested speakers have a chance to find their place in most potential systems. There is one thing though, you need to give them a chance.
Jacek Pazio
Opinion 2
After the showing of the El Diablo in our four … or rather eight angles, and hearing what the majestic Dragon were capable of during the Munich High End, reaching for the very compact, if not small (at least compared with its brethren) speakers, like the tested Sonora, seems to be asking for trouble, or an emanation of audiophile masochism. Because how so? Moving from the bigger, more expensive and of course better to smaller, cheaper and les… Hold your horses. What would you say, if instead of thinking and conducting purely academic discussions, based on data enclosed in the specification and pictures, have a listen to them, just out of pure decency, before giving our final verdict? If you agree with our proposal, let me invite you to the meeting with the nice floor standers Peak Consult Sonora, supplied to us by the Chełmża based distributor Quality Audio.
Now as I mentioned in the very beginning, we are taking a look at the smallest constructions from the Danish company, let me explain, that while the Sonora maybe are not the biggest around, especially when you see the almost two meter high Berlinas in the background, but taking into account the Polish apartment sizes, where three rooms and 40 m² reappeared, only such sized speakers will be able to fit. Of course the posed thesis is probably too much of a simplification and hyperbola, because it is hard to imagine, that its potential buyer would own such a micro-apartment. But adhering to the facts and looking at them, we must confess, that they not only look very attractive, but from the start, from unboxing, they inspire confidence. It would be hard not to, as with the quite compact size, 113cm height, 28cm width and 38.5cm depth, their weight is almost 50kg a piece. And in addition, the Danish decided not to use a standard, shoebox shape, but used a shape requiring much more attention, where the top part of the front baffle, which houses the two drivers, is slanted quite a way back and chiseled to minimalize the unwanted diffraction of sound ways. And while we mentioned drivers – in the Sonora there are proprietary speakers, a 26mm velvet dome tweeter, with drive made from six, precisely positioned, neodymium magnets and equipped with a dedicated chamber, used to eliminate parasitic reflections and resonances and a 18cm mid-woofer, with a dust cap carrying the company logo. The latter is not supported by a standard bass-reflex port (as it was in the Princessa, the, let us say, predecessors), but by a passive membrane with 23cm diameter, placed on the back. Similar attention was devoted to the cabinets, made from multilayered sandwiches of HDF and special anti-vibration glue, over 30mm thick. On the outside, those are layered with 14mm American walnut staves with acrylic inserts and black leather is mounted on the front baffle and the back panel, so there is quality all around the speaker. The wire terminals are close to the bottom, and the stabilizer feet, and accept all kinds of connectors, including bare wires. The company does not provide any shunt wires, so either you need to have your own, or rely on the distributor for providing suitable ones, and this is what we did.
To prevent any kind of anomalies coming from vibration and microphony, the cross-overs are acoustically separated from the drivers, so there is no worry, that they can be affected in any way, even in case of very high volume levels.
In terms of sound, I dare to claim that in the Sonora, the influence of the person co-responsible for the current Peak offerings, Wilfried Ehrenholz – previous cofounder and owner of … Dynaudio, can be heard the most. The sound is incredibly coherent, organic and slightly darkened, while at the same time nicely and nonchalantly resolved. Am I too generic? Well, everything boils down to the quote from Frank Zappa “writing about music is like dancing about architecture”, so it will down to blind fate, if that what I am writing, will be the same thing the readers are thinking. Although those of you, who follow our writing and compare it to their own impressions, will have it easier.
The tested speakers did not have an easy time, as instead of a nice and easy listening, I reached out to something operating somewhere between minimal and contemporary classical music, “Steel Hammer” by Julia Wolfe, who together with Bang on a Can All-Stars and Trio Medieval went on to deconstruct a classical, folk song about John Henry. For the unaware – it is a story of a hammer man, who decided to confront a mechanical hammer, which endangered his job. And although this is not a nice and easy material, as only with full engagement of the listener you can find only traces of melodics, or any signs allowing to lock the individual compositions into frames of coherence. There is a lot going on there, and things are not only moving along in multiple threads, but each one of those is making sure not be parallel to another. Also the used instruments allow for a lot, so it is quite easy to have an impression of cacophonic chaos. Yet the Sonora presented this, evidently hard to chew whole, in a surprisingly elegant and balanced way. They systemized and sorted the seemingly foreign noises, clicks, crunches and vocalizes in coherent and logical cause and effect streaks, which you will not be able to hum while shaving, but listening to them started to have some signs of refined pleasure (but far away from the so called guilty pleasure), something to which you need to grow up, but not being a masochism anymore. Please do not worry, the Peak did not add any honey to the sound, trying to impose their way of sounding, because at this level, this would be a shot into their own goal. The Danish speakers were just able to get the context, underline the connections between the individual phrases and keeping their native facture and consistency show them in this smoothened version. Interestingly, the mentioned darkening was mostly happening to the background, and not to the upper registers, so the audiophile plankton and reverberation aura was not filtered away. Due to that not only smaller forms, as the one mentioned above, but also big symphonics, like “Rhapsodies” under Stokowski, was able to sound with the scale, dynamics and openness adequate to the size of the orchestra. This because the Sonora do not have any tendency to glue things together or condensate the source material to the size imposed by the spacing of the speakers themselves or the room they were placed in. This allowed maybe not to remove, but to minimize the effect of scaling. And to be clear – I used the statement above not to depreciate the tested speakers, but based on previous listening sessions of the El Diablo, or our Gauder, it was clear, that big/bigger can do more, so while paper can bear everything, pure decency, not mentioning the known points of reference, requires adhering to the facts, which cannot be disputed. So we get a very suggestive, but adequate to the size of the speakers themselves, dynamic jumps, the ability to reproduce the mighty tutti, as well as picoline part on the verge of hearing, but the narration is done from a wider perspective and a certain distance, due to what we perceive the reproduced music as a whole first, and then, with the increase of engagement, we can dig deeper in the tissue and action of the recording, one step after another. And with that, I would describe the sharpness of drawing the virtual sources as rather natural, and not overly analytical, or going for laser precision at all costs. Against appearances, the mentioned characteristic does not mean that the sound is blurred, or that imaging is fuzzy, because it goes completely in the opposite direction – underlining the realism of presentation. When you go to a concert, even when you have places in the first rows or golden circle, you are not able to determine with 100% accuracy the fabric of the jackets of the musicians sitting in the orchestra, or count the pearls in the necklace of the diva. We can note the fact of their presence, color and cut, all the other nuances remain in the realm of guesses, or later verification on the screen of a monitor the size of a panorama window in a fancy hotel. Absolutely no upping of contrast or taking your attention from the most important thing – music.
It cannot be denied, that the Peak Consult Sonora are not among the cheapest, or the most spectacular, either in terms of design or sound. But they are in their special way captivating and refined musicality, perfectly manufactured and have the “something”, that make all kinds of repertoires soothe our nerves and increase attractiveness when listening using them. They also seem to be a very logical alternative to all kinds of high-end monitors and stand mount speakers, allowing to forgo searches for the ideal stand, or gymnastics related to applying heavy loudspeaker cabling. When you add to this pool of assets the replacement of the whirring bass-reflex port with a passive membrane better controlling the lower registers, it becomes clear that having a modestly sized listening room and budget mentioned below, listening to the tested Peak in your own system is a highly advisable and reasonable move. What else do you need to be happy? In theory nothing, but practice, so completely empiric experiences, show that it is worth to have an appropriately powerful and current producing amplifier, able to get all the best out of the Sonora.
Marcin Olszewski
System used in this test:
Source:
– transport: CEC TL 0 3.0
– streamer: Lumin U2 Mini + switch Silent Angel Bonn N8
– DAC: dCS Vivaldi DAC 2.0
– Master clock: Mutec REF 10 SE-120
– reclocker: Mutec MC-3+USB
– Shunyata Research Omega Clock
– Shunyata Sigma V2 NR
– Preamplifier: Gryphon Audio Pandora
– Power amplifier: Gryphon Audio Apex Stereo
– Loudspeakers: Gauder Akustik Berlina RC-11 Black Edition
– Speaker cables: Synergistic Research Galileo SX SC
IC RCA: Hijiri Million „Kiwami”, Vermouth Audio Reference
IC XLR: Tellurium Q Silver Diamond, Hijiri Milion „Kiwami”, Siltech Classic Legend 880i
Digital IC: Hijiri HDG-X Milion
Ethernet cable: NxLT LAN FLAME
Power cables: Hijiri Takumi Maestro, Furutech Project-V1, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4.1 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord, Acrolink 8N-PC8100 Performante, Synergistic Research Galileo SX AC
– Table: BASE AUDIO 2
– Accessories: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA SS, Stillpoints ULTRA MINI, antivibration platform by SOLID TECH, Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V, Harmonix Room Tuning Mini Disk RFA-80i
– Power distribution board: POWER BASE HIGH END
– Acoustic treatments by Artnovion
Analog stage:
Drive: Clearaudio Concept
Cartridge: Essence MC
Phonostage: Sensor 2 mk II
Eccentricity Detection Stabilizer: DS Audio ES-001
Polish distributor: Quality Audio
Manufacturer: Peak Consult
Price: 130 000 PLN
Specifications
Design: 2-way passive radiator
Crossover Freq.: 2 500 Hz
Frequency range: 28–30 000 Hz
Sensitivity: 90dB @ 1W. / 1 m.
Impedance: 4Ω
Dimensions (H X W X D): 113 x 28 x 38,5 cm
Weight: 48 kg/each
Opinia 1
Jeszcze do niedawna tytułowy duński brand był dla nas nie tylko pewnego rodzaju obiektem westchnień do bliższego zapoznania się, ale z uwagi na brak poważnego dystrybutora również bez szans na jakiekolwiek przełamanie tego impasu. Na szczęście dla szerokiej rzeszy miłośników muzyki to na tyle ciekawy kąsek, że od kilkunastu miesięcy mamy prężnego opiekuna tego podmiotu. Oczywiście nie przez przypadek użyłem słowa „prężny”, bowiem jego działalność nie kończy się li tylko na zwykłym wypożyczaniu sprzętu do testów lub odsłuchów, ale oprócz kilku naszych recenzenckich spojrzeń na ofertę tej marki wespół z polskim producentem gramofonów Benny Audio na bazie dzisiejszego modelu kolumn zorganizował sopockie spotkanie przy muzyce z Marcinem Olesiem w roli prowadzącego miting i wygłaszającego swój pogląd na zagadnienia audio. O kim mowa? O duńskim specjaliście od zespołów głośnikowych Peak Consult, z portfolio którego, dzięki sporym wysiłkom logistycznym stacjonującego w Chełmży dystrybutora Quality Audio, w naszej redakcji pojawił się najmniejszy podłogowy model kolumn Sonora.
Gdy spojrzymy na fotografie, ewidentnie widzimy, że to kolumna podłogowa. Tymczasem tak naprawdę nasze bohaterki są dwudrożnymi monitorami z zamiast portu bass-reflex zastosowaną membraną bierną strojącą jakość i poziom zejścia niskich tonów, monitorami w dużej obudowie. Powód? Cięższa skrzynka, to skuteczniejsza walka ze szkodliwymi wibracjami, które są oczkiem w głowie konstruktorów, a które brutalnie zwalczają wykonaniem głównego jej modułu z grubych, warstwowo klejonych płatów HDF-u. Oczywiście wspomniany HDF nie szpeci duńskich piękności, bowiem tradycyjne dla tego producenta jako wykończenie obudowy wieńczą boczne i górna ścianki – oprócz frontu i pleców pokrytego skórą – obłożone litym drewnem orzecha. Co ważne, dla przełamania monotonii bocznych paneli, ich środek przecinają pionowe, kontrastujące z kolorem orzecha, za to fajnie współgrające z czernią użytej skóry wstawki z połyskującego akrylu. Istotnym elementem technicznym jest minimalizacja równoległości ścianek obudowy, co sprawia, że wszystkie są ustawione w stosunku do siebie pod pewnymi kątami. Naturalnie jako kontynuacja pomysłu ze starszych braci, również model Sonora część dzierżącą frontową sekcję głośnikami ma dość mocno skierowaną ku górze. Jeśli chodzi o ich rewers, ten nieco powyżej połowy został uzbrojony w przywołaną membranę bierną, natomiast tuż nad podłogą w osobny dla środka z basem i góry zestaw firmowych zacisków dla kabli głośnikowych. Jak można się spodziewać i co dokładnie widać na zdjęciach, opisywane kolumny stoją na typowych dla Peak Consult, przykręcanych od spodu, poprzecznych łapach z regulowanymi baryłkami. Wieńcząc opis budowy garścią technikaliów wspomnę jeszcze, iż według danych producenta mamy do czynienia z przywołaną konstrukcją dwudrożną, o skuteczności 90dB/8Ohm, wzroście ok.113 cm i wadze 48 kg sztuka. Tak prezentujące się kolumny docierają do klienta w dedykowanych solidnych skrzyniach transportowych.
Rozpoczynając epistołę na temat najmniejszego modelu w portfolio Peak Consult, spieszę donieść, iż parafrazując klasyka, „na froncie bez zmian”, czyli tłumacząc z polskiego na nasze Sonory idą tożsamą drogą estetyki grania co jej starsze siostry. Nadal w oparciu o pełnię barwowych emocji, plastyki i esencji kreowanej muzyki. Jednak w odróżnieniu do poprzedniczek z nieco innym podejściem do naładowania jej pakietem energii. Oczywiście nie chodzi o jej brak, tylko o odmienny sposób projekcji teraz inaczej strojonych niskich rejestrów. To naturalnie jest pokłosie zmiany sposobu ich strojenia z tak zwanego przez złośliwców „burczy-basu” na nadającą mu pewnego rodzaju szlachetności membranę bierną. Z jednej strony pozwala być mu jakby lżejszym, fajnie unikającym efektu męczącej na dłuższą metę „pompki”, zaś z drugiej według zapewnień producenta osiągać niższe jego zejście. Efekt? Dla mnie znakomity, bo muzyka przy pozornie mniejszej wadze nadal epatowała odpowiednim pulsem, za to nie starała się osiągać rozmiarów rodem z wielkich kolumn. Myślicie, że to źle? Bynajmniej, gdyż takie podejście eliminuje efekt starającego się nas znokautować, nabitego mięśniami boksera, tylko niczym zgrabna panna zaprasza nas na kilka chwil z ukochaną płytą. Osobiście preferuję ten drugi, niewymuszony świat, dlatego postawiłem na duże kolumny. Jednak jeśli nie miałbym takich możliwości, w momencie wyboru bez zastanowienia szukałbym czegoś w stylu naszych bohaterek. Kolumny nieduże, oferowany dźwięk również bez jakiś rekordowych rozmiarów, ale w zamian dostałem pełnię swobody wybrzmiewania z istotnym dla niego pakietem tworzących atmosferę słuchania bez wysilenia pakietem informacji. Ja wiem, że to nie jest zbyt modne, bo kochamy, gdy to, co wydobywa się z kolumn nas kopie, jednak to dla mnie jest walka, a nie przyjemne spędzanie wolnego czasu. Dlatego gdy kochacie tę drugą opcję i macie niezbyt duże pomieszczenie, wybór jest prosty – Peak Consult Sonora. A dlaczego konkretnie, postaram się pokazać na kilku przykładach płytowych.
Jako pierwsza wystąpi rodzima artystka ze znakomitym światowej klasy gitarzystą, czyli nie kto inny jak Anna Maria Jopek wespół z Patem Methenym w kompilacji „Upojenie”. To znana chyba wszystkim, w większości wypadków bardzo nastrojowa płyta. Do tego dobrze zrealizowana i raczej nie potrzebująca wspierania podkręcaniem niskich tonów, dlatego tak znakomicie pokazująca zalety kolumn. Lekkość podania – oczywiście gdzie miało łupnąć, wówczas łupnęło i dzięki temu lotność i znakomite wybrzmiewanie pojedynczych, specjalnie eksponowanych dźwięków nie tylko delikatnego głosu wokalistki, ale również wirtuozerskiej gry „wioślarza” powodowały, że niosący w swoim kodzie DNA nieskończoność emocjonalną materiał wznosił się na rzadko osiągany poziom docierania do moich zmysłów. I nie chodzi jedynie o umiejętne uniknięcie efektu „łał” w oddaniu wyrazistości zarejestrowanego materiału, tylko wręcz przeciwnie, przy ciekawym zawieszeniu w eterze umiejętne jego uplastycznienie i tym sposobem intensyfikację wywoływanych emocji.
Kolejnym dobrze pokazującym zalety kolumn krążkiem było jazzowe trio Paula Motiana z Billem Frisellem i Joe Lovano na płycie „I Have The Room Above Her”. To kolejna malownicza płyta, w której istotną rolę odgrywa saksofon J. Lovano. Nie za lekki, daleki od nadwagi, za to dzięki znakomitej plastyce prezentacji pełen drewnianych artefaktów i do tego świetnie odnajdujący się jako kontrapunkt dla reszty zespołu w czytelnie zagospodarowanej, szerokiej i głębokiej wirtualnej scenie. A to tylko jeden z istotnych aspektów tego materiału, gdyż w sukurs takiemu postawieniu sprawy szły dźwięczna gitara Frisella oraz nadający rytm całej opowieści, dobrze pokazujący palec na strunie i pojemność pudła rezonansowego kontrabas Motiana. Jednym słowem drugie udane podejście testowe.
Na koniec coś, co również dało radę, jednak dla wielbicieli tego nurtu w pewnych aspektach mogłoby zabrzmieć nieco mocniej. Chodzi mianowicie o najnowsze rockowe granie grupy AC/DC „Power Up”. Spokojnie, wszystko ogólnie wypadło ok., jednak akurat takie zespoły lubią obfitość masy i energii w dolnym zakresie. Bez tego punkt ciężkości muzyki może lekko podryfować w górę i czasem stać się lekko krzykliwy. Tym bardziej, ze panowie nie żałują gitarowych popisów, które bez dobrej masy bywają mało angażujące. Jak finalnie wypadła ta płyta? Zaskakująco dwuznacznie. Dzięki unikaniu nadpobudliwości przez kolumny bez wspominanego krzyku, z dobrym osadzeniem w barwie. Natomiast w odniesieniu do sprostania wykreowania niezbędnej ilości energii było nieco zbyt lekko. To oczywiście znajdzie swoich orędowników, jednak nie oszukujmy się, AC/DC to chłopaki z ikrą i lubią mocne łojenie. Czyli wtopa? Spokojnie, nie do końca. A powodów jest wiele. Pierwszymi są wspomniane zalety kolumn, zaś chyba w tym przypadku najistotniejszym jest zwyczajowy dobór kolumn do repertuaru. Raczej nikt przy zdrowych zmysłach nie nabędzie kolumn stawiających na cyzelowanie muzyki do słuchania rocka i jemu podobnych nurtów. A nawet jeśli, to należy wziąć jeszcze pod uwagę, że test został przeprowadzony w nieco zbyt dużym dla nich pomieszczeniu, a mimo to dawały radę. To co wydarzy się w dedykowanej kubaturze? Ja się spodziewam, Wy sami spróbujcie, a myślę, że pozytywnie się zaskoczycie.
Próbując zebrać wszystkie za i przeciw tego testu spokojnie mogę powiedzieć, że kolumny Peak Consult Sonora wyszły z niego z tarczą. To przecież model podstawkowy z powiększoną obudową, dlatego nieuprawnionym jest zero-jedynkowe ocenianie ich grania w wielkim pokoju. Owszem, ze swoimi zaletami łatwiej im będzie brylować w repertuarze spokojnym i nastawionym na uduchowienie muzyki, jednak jeśli nawet panowie od „prądu” w nazwie pokazali fajne symptomy oczekiwanego pazura, myślę, że jeśli w specyfice przekazu nie szukacie tak zwanej ofensywnej jazdy bez trzymanki, nasze bohaterki mają szansę zagrzać miejsce w znakomitej większości potencjalnych systemów. Jest tylko jedno „ale”, musicie dać im szansę.
Jacek Pazio
Opinia 2
Po tym, co pokazały w naszych czte … znaczy się ośmiu kątach El Diablo a na minionym monachijskim High Endzie majestatyczne Dragony sięganie po tak kompaktowe, żeby nie powiedzieć filigranowe (przynajmniej na tle rodzeństwa) konstrukcje, jak tytułowe Sonory wydaje się ewidentnym proszeniem się o kłopoty, bądź przejawem audiofilskiego masochizmu. No bo jak to tak? Przesiadać się z większych, droższych i oczywiście lepszych na mniejsze, tańsze, gor … . Zaraz, zaraz. A co Państwo powiedzą na to, żeby zamiast gdybać i prowadzić czysto akademickie dyskusje, bazując li tylko na stricte tabelarycznych danych i zdjęciach, przed wydaniem werdyktu, z czystej przyzwoitości rzucić okiem i uchem na nasze gościnie? Jeśli przystajecie na powyższą propozycję nie pozostaje mi nic innego jak zaprosić Was na spotkanie z dostarczonymi przez chełmżyńskie Quality Audio uroczymi podłogówkami Peak Consult Sonora.
Skoro już na wstępie wspomniałem, iż tym razem na tapet wzięliśmy najmniejsze z duńskiego rodu konstrukcje, to od razu spieszę z wyjaśnieniem, iż może gabarytowo Sonory nie porażają, szczególnie jeśli z drugiego planu pobłażliwie łypią na nie ponad dwumetrowe Berliny, jednak biorąc pod uwagę nasze, znaczy się polskie realia mieszkaniowe, gdzie po raz kolejny na rynku zaczęły pojawiać się trzypokojowe mieszkania o powierzchni nieprzekraczającej 40 m², to tak naprawdę jedynie one, znaczy się nasze gościnie, z portfolio Peak Consult mają szanse się w nich zmieścić. Oczywiście powyższa teza jest zdecydowanie (za)daleko posuniętym uproszczeniem i hiperbolą, bo trudno sobie wyobrazić sytuację, by ich potencjalny nabywca dysponował właśnie takim mikro-lokum. Jednak trzymając się faktów i patrząc na nasze bohaterki uczciwie trzeba przyznać, że prezentują się nie tylko nader atrakcyjnie, lecz już od pierwszego kontaktu, szczególnie tego dokonanego w ramach unboxingu budzą w pełni uzasadnione zaufanie. Trudno, by było inaczej, skoro przy dość kompaktowej rozmiarówce, czyli 113 cm wzrostu, 28 szerokości i 38,5 cm głębokości ich waga oscyluje w granicach 50 kg i to nie w sumie a per sztuka. Dodatkowo Duńczycy zamiast standardowych i co tu dużo mówiąc wymagających zdecydowanie mniejszych nakładów pracy prostych „pudełek po butach” zdecydowali się na unikające prostopadłości bryły, których fronty w swej górnej, dzierżącej po parze przetworników części, są nie tylko mocniej odchylone ku tyłowi, lecz dodatkowo „obciosane” w celu minimalizacji powierzchni mogących wywoływać niepożądane dyfrakcje fal dźwiękowych. A skoro o drajwery zahaczyliśmy, to zgodnie z tradycją w Sonorach znajdziemy autorskie przetworniki, czyli 26 mm jedwabną kopułkę wysokotonową z napędem wykonanym z precyzyjnie ustawionych sześciu magnesów neodymowych i dedykowaną tylną komorą, której zadaniem jest eliminacja pasożytniczych odbić i rezonansów, oraz 18cm mid-woofer z przyozdobionym firmowym logotypem dust-cupem wspomagany nie standardowym bas-refleksem (jak w będących umownymi protoplastami Princessach) a umieszczoną na plecach każdej z kolumn nieco większą, bo już 23 cm, membrana bierną. Nie mniej atencji poświęcono obudowom wykonanym z wielowarstwowych, ponad 30 mm sandwichy z płyt HDF i specjalnego antywibracyjnego kleju, które od zewnątrz są obłożone 14 milimetrowymi klepkami z Orzecha Amerykańskiego i wzbogacone akrylowymi wstawkami a czarna skóra ciasno opina nie tylko ich „połamane” optycznie masywne fronty, lecz i plecy, więc zaglądając na zaplecze nie poczujemy nawet najmniejszego spadku jakości. Umieszczone blisko uzbrojonego w przykręcane, poprawiające stabilność solidne stopy, cokołu terminale są podwójne i akceptują przewody zarówno w ich nagiej odsłonie, jak i praktycznie w dowolnej konfekcji. Na wyposażeniu nie znajdziemy niestety firmowych zworek, więc warto mieć ów fakt na uwadze i takowe własnym sumptem zapobiegliwie zabezpieczyć, bądź po prostu zaufać dystrybutorowi Peaków, co też tym razem uczyniliśmy.
W celu zapobieżenia wszelakim anomaliom wynikającym z wibracji i efektom mikrofonowania zwrotnice zostały odseparowane akustycznie od przetworników, więc nie ma obaw, że nawet przy iście koncertowych poziomach głośności coś może im się przydarzyć.
Jeśli chodzi o brzmienie, to śmiem twierdzić, iż właśnie w Sonorach najwyraźniej słychać wpływy osoby współodpowiedzialnej za obecną ofertę Peaka, czyli Wilfrieda Ehrenholza – dawnego współzałożyciela i właściciela … Dynaudio. Dźwięk jest niezwykle koherentny, organiczny i lekko przyciemniony, choć zarazem rozkosznie i … nonszalancko rozdzielczy. Zbyt ogólnikowo? Cóż, wszystko rozbija się o to, że cytując Franka Zappę „pisanie o muzyce jest jak tańczenie o architekturze”, więc o tym, czy piszący te słowa ma na myśli dokładnie to samo, co odbiorcy decydować będzie najczęściej ślepy los, choć nie ukrywam, że czytelnicy obcujący z naszą radosną twórczością i porównującą nasze wynurzenia z własnymi obserwacjami powinni mieć nieco łatwiej.
Łatwiej jednak nie miały same kolumny, gdyż przewrotnie zamiast jakiegoś asekuracyjnego „muzaka” sięgnąłem po operujący gdzieś pomiędzy minimalem a rasową współczechą „Steel Hammer” Julii Wolfe, która wespół z Bang on a Can All-Stars i Trio Mediæval dokonała wnikliwej dekonstrukcji klasycznej, ludowej pieśni o Johnie Henrym. Niezorientowanym w temacie podpowiem tylko, iż chodzi o historię młotkowego, który postanowił zmierzyć się z zagrażającym jego stanowisku młotem mechanicznym. Od razu nadmienię, że nie jest to materiał lekki, łatwy i przyjemny, bowiem dopiero przy pełnym zaangażowaniu odbiorcy może on (odbiorca, nie materiał) liczyć na doświadczenie zaledwie śladowych dawek melodyki, czy pozwalającej ująć poszczególne kompozycje w umowne ramy koherencji. Dzieje się tam zaskakująco dużo, w dodatku akcja toczy się nie dość, że wielowątkowo, to każdy z owych wątków zazwyczaj wystrzega się równoległości z sąsiednimi a i wykorzystane instrumentarium daje szerokie pole do popisu, więc jak się z pewnością Państwo domyślacie o wrażenie kakofonicznego rozgardiaszu wcale nie jest tak trudno. Tymczasem Sonory ową niewątpliwie ciężkostrawną całość podały w zaskakująco eleganckiej i wyważonej formie. Usystematyzowały, uporządkowały pozornie obce sobie szmery, trzaski, chrzęsty i wokalizy w spójne i logiczne ciągi przyczynowo-skutkowe, których co prawda przy goleniu zanucić nie sposób, jednak już ich odbiór zaczął nosić znamiona wyrafinowanej przyjemności (jakże dalekiej od tzw. guilty pleasure), do której może i trzeba dorosnąć, jednak niemającej nic a nic wspólnego z masochizmem. Proszę się jednak nie martwić, że Peaki próbując nadać reprodukowanemu materiałowi własną sygnaturę potraktowały go nie tyle łyżką, co wręcz wiaderkiem miodu, bo na tym pułapie byłby to ewidentny i bezdyskusyjny samobój. Duńskie kolumny po prostu były w stanie wyłapać kontekst, podkreślić powiązania poszczególnych fraz ze sobą i zachowując ich natywną fakturę oraz konsystencję zdolne były przedstawić je wszystkie w takiej właśnie, uładzonej formie. Co ciekawe wspomniane przyciemnienie w głównej mierze dotyczyło kompletnego zaciemnienia tła a nie zgaszenia górnych rejestrów, odfiltrowania wszelakiej maści audiofilskiego planktonu i aury pogłosowej. Dzięki temu nie tylko mniejsze, jak powyższa formy, lecz i wielka symfonika – vide „Rhapsodies” pod Stokowskim, mogły wybrzmieć z właściwą aparatowi wykonawczemu skalą, dynamiką i … otwartością. Nie ma bowiem w sygnaturze Sonor tendencji do sklejania i siłowej kondensacji materiału źródłowego czy to do wymiarów narzucanych przez rozstaw samych kolumn, czy też kubatury pomieszczenia w jakim przyszło im grać. Dzięki temu może nie tyle dało się uniknąć, co znacznie zminimalizować efekt przeskalowania. Żeby jednak była jasność. Użyłem powyższego sformułowania nie po to, by nasze bohaterki w jakikolwiek sposób zdeprecjonować, lecz bazując na wcześniejszych odsłuchach El Diablo i naszych Gauderów jasnym było, że duży/większy może więcej, więc o ile papier zniesie wszystko, to jednak zwykła przyzwoitość, o znanych punktach odniesienia nawet nie wspominając, wymaga trzymania się faktów, z którymi jak wiadomo dyskutować nie sposób. Dostajemy zatem wielce sugestywne, acz adekwatne do postury samych kolumn, skoki dynamiki, zdolność oddania zarówno potężnego tutti, jak i oscylującej na granicy słyszalności partii pikuliny, jednak narracja prowadzona jest z szerszej perspektywy i pewnego dystansu, dzięki czemu najpierw odbieramy reprodukowany materiał jako całość a dopiero, wraz ze wzrostem zaangażowania krok po kroku zagłębiamy się w akcję i tkankę nagrania. Przy czym ostrość kreślenia źródeł pozornych określiłbym mianem bardziej naturalnej aniżeli zbytnio analitycznej, czy też za wszelką cenę dążącej do iście laserowej precyzji. Wbrew pozorom powyższa cecha wcale nie oznacza rozmycia, bądź rozedrgania obrazowania a działa wręcz odwrotnie – podkreślając realizm prezentacji. W końcu uczestnicząc w jakimś koncercie, nawet zajmując miejsca w pierwszych rzędach/golden circle, nie jesteśmy w stanie ze stuprocentową pewnością określić splotu wełny użytej do uszycia marynarki zasiadających w orkiestrze muzyków, bądź zliczyć pereł w naszyjniku zmysłowo wyginającej się na pierwszym planie operowej divy. Odnotowujemy jedynie fakt ich obecności, koloru i kroju pozostałe niuanse pozostawiając domysłom, bądź późniejszej weryfikacji na ekranie wielkości panoramicznego okna w jednym z luksusowych hoteli. Zero sztucznego podbijania kontrastu i odwracania uwagi od tego co najważniejsze – muzyki.
Nie da się ukryć, że Peak Consult Sonora nie należą ani do najtańszych, ani też najbardziej spektakularnych, czy to pod względem designu, czy też brzmienia konstrukcji. Są jednak na swój sposób urzekająco i wyrafinowanie muzykalne, perfekcyjnie wykonane i mają w sobie to coś, co sprawia, że w ich towarzystwie praktycznie dowolny repertuar koi skołatane nerwy i zyskuje na atrakcyjności. Wydają się przy tym nader logiczną alternatywą dla wszelakiej maści high-endowych monitorów podstawkowych poniekąd zwalniając ich akolitów ze żmudnego poszukiwania idealnych standów, czy też ekwilibrystyk związanych z aplikacją ciężkich przewodów głośnikowych. Jeśli do powyższej puli zalet dopiszemy zastąpienie furkoczącego bas-refleksu zdecydowanie lepiej kontrolującą najniższe składowe membraną bierną jasnym będzie, że dysponując niezbyt dużym pomieszczeniem i wskazaną poniżej kwotą odsłuch we własnych czterech ścianach tytułowych Peaków wydaje się wielce rozsądnym i wskazanym krokiem. Czy trzeba czegokolwiek więcej do szczęścia? Teoretycznie nie, jednak praktyka, a więc czysto empiryczne doświadczenia wskazują, że nie zaszkodzi dysponować również odpowiednio mocnym i wydajnym prądowo wzmacniaczem zdolnym wycisnąć z Sonor wszystko to, co najlepsze.
Marcin Olszewski
System wykorzystywany w teście:
– transport: CEC TL 0 3.0
– streamer: Lumin U2 Mini + switch Silent Angel Bonn N8
– przetwornik cyfrowo/analogowy: dCS Vivaldi DAC 2.0
– zegar wzorcowy: Mutec REF 10 SE-120
– reclocker: Mutec MC-3+USB
– Shunyata Research Omega Clock
– Shunyata Sigma V2 NR
Przedwzmacniacz liniowy: Gryphon Audio Pandora
Końcówka mocy: Gryphon Audio APEX Stereo
Kolumny: Gauder Akustik Berlina RC-11 Black Edition
Kable głośnikowe: Synergistic Research Galileo SX SC
IC RCA: Hijiri Million „Kiwami”, Vermouth Audio Reference
XLR: Tellurium Q Silver Diamond, Hijiri Milion „Kiwami”, Siltech Classic Legend 880i
IC cyfrowy: Hijiri HDG-X Milion
Kabel LAN: NxLT LAN FLAME
Kable zasilające: Hijiri Takumi Maestro, Furutech Project-V1, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4.1 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord, Acrolink 8N-PC8100 Performante, Synergistic Research Galileo SX AC
Stolik: BASE AUDIO 2
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END, FURUTECH e-TP80 ES NCF
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon – Clearaudio Concept
– wkładka Essence MC
– przedwzmacniacz gramofonowy Sensor 2 mk II
– docisk płyty DS Audio ES-001
Dystrybucja: Quality Audio
Producent: Peak Consult
Cena: 130 000 PLN
Dane techniczne
Konstrukcja: 2-drożna, podłogowa z membrana bierną
Częstotliwość podziału zwrotnicy: 2 500 Hz
Pasmo przenoszenia: 28–30 000 Hz
Skuteczność: 90dB @ 1W. / 1 m.
Impedancja: 4Ω
Wymiary (W X S X G): 113 x 28 x 38,5 cm
Waga: 48 kg/szt.
Po majestatycznych El Diablo przyszła pora na konstrukcje stanowiące niejako wstęp do duńskiego portfolio – dwudrożne i jak na Peak Consult nad wyraz kompaktowe kolumny podłogowe Sonora.
cdn. …
Nie wiem, ilu z Was cierpi na tę samą przypadłość co ja, ale osobiście nie znoszę okresu jesienno-zimowego. Powód jest banalny, gdyż oznacza wiele następujących po sobie szarych dni, co u mnie natychmiast wywołuje nielubiany stan przed-depresyjny. A, że jestem raczej szaloną jednostką, gdy tylko nadarzy się okazja, przeciwdziałając potencjalnym problemom i tak sponiewieranej życiem duszy, z przyjemnością wywracam do góry nogami swój codzienny, na dłuższą metę nudny, bo otoczony ogólną szarością byt. Co to za okazje? Naturalnie najczęściej związane z będącą moim drugim „ja” tematyką audio. Jeżdżę „leczniczo” jak szalony po Polsce i nawiedzam mające coś ciekawego do zaoferowania salony audio, by potem w luźnym słowotoku przekazać zebrane podczas takiej eskapady spostrzeżenia. Tematyka jest różna, od umówionego swobodnego spotkania, przez niezapowiedziane naloty, po zaliczenie konkretnie sfokusowanego wykładu. Jak można się domyślić, każdy miting na swój sposób jest ciekawy, dlatego gdy od ponad tygodnia sopocki Premium Sound trąbił w internetach, że organizuje ciekawe spotkanie, poznawszy tematykę i listę gości, nie było innej możliwości, jak zarezerwować sobie ostatnią sobotę (4.03.2023) na zaliczenie tego wydarzenia. Co było clou spotkania? To zdradza tytuł – „Muzyka z winyla – materiałowe i konstrukcyjne aspekty dobrego brzmienia. Terytorium dźwięku. Powidoki muzyki”, czyli będąca moim konikiem, przedstawiana przez konstruktora gramofonów Tomasza Franielczyka tematyka około-gramofonowa i ku mojej dodatkowej uciesze luźne uświadomienie nam – audiofilom przez znakomitego muzyka i kompozytora Marcina Olesia, że wpisane w naszą zabawę w audio dążenie do absolutu czasem sprowadza nas na manowce.
Po wstępnych ustaleniach prelegentów spotkanie otworzył Marcin Oleś. Muzyk z jazzowego polskiego świecznika, którego wydawałoby się, nie trzeba nikomu przedstawiać. Jednak w tym przypadku w odniesieniu do moich okraszonych emocjonalnym szaleństwem charakteru standardowych zachowań fraza „wydawałoby się” z jego osobą wiąże pewnego rodzaju anegdotę. Otóż owszem, obecnie mamy ze sobą niezobowiązujące kontakty, jednak jak to zwykle u mnie bywa, mimo częstego słuchania tworzonej przez niego muzyki podczas pierwszych dwóch zderzeń face to face najzwyczajniej w świecie Marcina nie rozpoznałem. Tak mam i nic na to nie poradzę, że nie zapamiętuję twarzy od pierwszego wejrzenia. Na szczęście Marcin nie obrósł w artystyczne piórka i swobodnym podejściem do życia obracając całą sytuację w śmiech prawdopodobnie przypieczętował naszą naturalnie luźną, ale jednak okraszoną pewnego rodzaju odpryskami empatii, mam nadzieję, że długą i owocną w wymianę doświadczeń znajomość. Tak, tak wymianę doświadczeń, na którą po zaliczonej prelekcji po cichu liczę. Skąd tak deklaracja? To wynika z jego poniższej odezwy do kochającego muzykę narodu.
Pogadanka zatytułowana „Terytorium dźwięku. Powidoki muzyki” trwała dobre 1.5 godziny, a minęła niczym z bicza trzasnął. Nie będę jej dokładnie relacjonował, bowiem wiązała ze sobą kilka istotnych wątków będących zarzewiem obecnie naturalnej dla nas potrzeby obcowania ze znaną, regularnie słuchaną muzyką. Począwszy od czasów pierwszych wielokrotnie powtarzanych koncertów muzyki klasycznej nie przez samych kompozytorów, tylko tak zwanych artystów wykonawców, przez pierwszą rejestrację muzyki na trwałym nośniku, potem zmianę nie tylko samych nośników, ale również sposobu ich dystrybucji, przywołując historyczne fakty zbliżał nas do finału swojej opowieści, czyli uświadomienia, w jakim punkcie się znajdujemy. Po prostu w obecnych czasach w znakomitej większości muzykę niestety odtwarzamy i najważniejszą kwestią jest, aby w domowym zaciszu być jak najbliżej jej wzorca, czyli granej na żywo. Naturalnie wszyscy zdajemy sobie sprawę, iż nie ma szans na oddanie jej przez zestaw audio w stosunku 1:1, jednak Marcin dość nietypowo dla branży będąc audiofilem sugerował, aby na ile to możliwe, zwracać na to bardzo dużą uwagę. Nie raz zderzył się z konfiguracyjnym szaleństwem, którego na scenie pośród muzyków nigdy nie doznał. To były na tyle pokraczne zestawienia elektroniki, że czasem trudno było odróżnić trąbkę od saksofonu o innych realiach tego typu prezentacji nie wspominając. Jak takiej sytuacji zapobiegać? Otóż nazwał to muzyczną dietą, czyli co jakiś czas złapać kontakt z tą graną na koncertach i do tego najlepiej akustyczną. Bez tego nigdy nie nastroimy sobie słuchu, co z automatu poprowadzi nas na manowce. I co ciekawe, taki reset zaleca również wielbicielom rockowego buntu. Jaki jest sens? Przecież dobrze jest wiedzieć, czy dany gitarzysta gra na Fenderze, Gibsonie i ewentualnie jakiego wzmacniacza do nich używa. Niestety bez doświadczeń koncertowych nie ma na to szans. I gdy pod koniec wydawało mi się, że teoretycznie podążając tą drogą wręcz pijemy sobie z przysłowiowych dzióbków, całość spotkania spuentował jakże istotną w mojej sytuacji kwestią. Bez względu na fakt jej wydźwięku dla szeroko rozumianego high end-owego społeczeństwa brzmiała mniej więcej tak: „Dla mnie określenie Hi-Fi oznacza drogę do prawdy o muzyce, zaś High-End ku zatraceniu duszy w wyimaginowanym szaleństwie.” Mocne? Dla mnie jak diabli. A ja nieopatrznie przed całą imprezą niezobowiązująco zaprosiłem go do siebie. Pięknie. Już go nie lubię. Jednak gwoli wyjaśnienia tylko dlatego, że przerzuciwszy u siebie kilka ton drogiego sprzętu wiem, jak dużo jest w tym racji.
Po krótkiej przerwie do głosu doszedł konstruktor prezentowanych na serii zdjęć gramofonów Benny Audio i dedykowanych im ramion pan Tomasz Franielczyk. Co z tego wynikło? Nie powiem, nawet dla mnie, od lat bawiącego się w słuchanie muzyki z płyty winylowej, jak to raczył nazwać, całkiem fajne seminarium o wiele zdradzającym tytule „Muzyka z winyla – materiałowe i konstrukcyjne aspekty dobrego brzmienia”. Pan Tomasz nie gwiazdorzył, tylko bardzo strawnie, punkt po punkcie opowiadał o swoich zmaganiach podczas projektowania, a potem weryfikacji uzyskanych na bazie prototypów pomiarów tak werków, jak i samych ramion – utrzymanie odpowiedniej prędkości obrotowej i minimalizacja jej falowania w napędach oraz walka ze szkodliwymi rezonansami w ramionach. Prosto i bardzo strawnie nawet dla laików omawiał każdy aspekt nie tylko od strony technicznej – chodzi o wyniki badań, ale również użytkowej – co na co się przekłada, dzięki czemu nawet nie zauważyliśmy, gdy minęło kolejne 1.5 godziny wykładu. Co z niego najbardziej zapadło mi w pamięć? Być może się zdziwicie. ale niemaskowanie i finalne oznajmienie pozostawienia tematu w takiej postaci – oczywiście z potencjalnymi, w pewien sposób pomijalnymi konsekwencjami – w odniesieniu do skonstruowanego przez siebie ramienia. Niestety z autopsji wiem, że to rzadkość, gdyż jeszcze nigdy odwiedzający mnie producent jakiegokolwiek komponentu audio z kablami włącznie, podczas rozmowy nie był tak szczery. Najczęściej to mistrzowie świata, dlatego minimalizuję tego typu spotkania, gdyż ja jedno, a oni drugie – czyli moje obserwacje kontra ich nieomylność nigdy nie kończą się konsensusem. Czy to ma aż takie znaczenie? Jestem zdania, że jeśli ktoś decyduje się na customowy, oparty o dobrą relację z producentem produkt, nawet bardzo. Dlatego myślę, że tym spotkaniem pan Tomasz dużo zyskał nawet u tych nieco bardziej niż w podstawowej formie, znających się na rzeczy melomanów. Dla mnie spędzony z tym gramofonem w tle czas był miłym odstępstwem od niestety nieciekawej reguły.
Powoli zbliżając się ku końcowi kilka słów o samym systemie. Jak widać na zdjęciach, oferta goszczącego nas salonu Premium Sound jest bogata. Jednak z tego co udało mi się dowiedzieć, dobór komponentów nie był przypadkowy. Przecież nie chodziło o zwykłe wystawowe prężenie muskułów, tylko w końcowej fazie spotkania ugoszczenie muzyczną ucztą swoich osłuchanych klientów, a to zobowiązuje. Dlatego po kilku roszadach oprócz będącego jednym z bohaterów testowego egzemplarza gramofonu Benny Audio Turnatables Impresion II, w skład pokazowego konglomeratu weszła wkładka Hana Umami Red, phonostage RolofAudio Stelvio, przedwzmacniacz liniowy Extraudio XP5, końcówka mocy Audia Flight Strumento, kolumny Peak Audio Sonora oraz okablowanie Tellurium Q, Vermouth Audio, Signal Projects i Hijiri.
Puentując opis sobotniego wypadu po pierwsze – chciałbym podziękować za fajną atmosferę nie tylko organizatorom, ale również istotnym dla spotkania prelegentom i licznie przybyłym gościom, zaś po drugie – pogratulować licznie reprezentowanym tego dnia bywalcom salonu Premium Sound. Nie marnujcie potencjału, tylko korzystajcie z jego oferty ile się da.
Jacek Pazio
Opinion 1
I assume, that we all do perceive Denmark as a kind of breeding room for all kinds of electronics and loudspeaker companies, that are well known around the world. I could now spend some time naming those companies, but being aware of your sparse time, I will only mention the Gryphon Apex Stereo I own now, and the recently owned Dynaudio Consequence as examples. Those are brands that are almost having cult following, without which, some audiophiles think, no joyful listening to music is at all possible. But those are by far not all companies populating the Danish audio market. So what company am I thinking about? Well, about the equally outstanding, but having a bit of a hard time in the Polish market, yet well known by all audiophiles, brand Peak Consult. Do you think I am exaggerating? Not at all, as when I got those speakers for testing, and we published the introduction on our web page, I immediately got a plethora of phone calls with requests to have a listen. So what did we get for testing, that had my phone going red hot from calls? Looking in the catalog of the company, the Polish distributor Quality Audio started from a high note and offered us a meeting with the top model from it, the Peak Consult El Diablo – please note, that there is one higher model, but made only upon order, the Dragon Legend. Are you interested? I think this is only a rhetorical questions, because judging by the received interest, I think many of you are.
As you can see on the photos, the tested speakers are mid-sized floor standing loudspeakers. Their weight, around 90kg, compared with their size, suggest that the company was combatting the harmful vibrations and standing waves inside the cabinets; this is further supported by the cabinet walls not being parallel. Except for the side panels, all the remaining ones are either fully (the back and top panels) or partially (the front baffle) tilted. This might have led to the creation of a monstrous cabinet, but the design of those speakers makes it look very nicely. The used tricks are the covering of the baffle and back panel with chic black leather, covering the multilayered HDF cabinet with solid, walnut panels, adding visual accents by using vertical acrylic panels on the sides and finally placing the speakers on transverse beams with regulated spikes on their ends, to add stability. Talking about technicalities, the Danish speakers were equipped with custom Audio Technology speakers – two bass drivers and one midrange, and a Scan Speak tweeter, made exclusively for them. On the back panel we have two bass-reflex ports and a set of proprietary, very thought out wire terminals, placed on the bottom. Those terminals do not allow us to have two pairs of spades touch each other, and also have interchangeable nuts – you can use the plastic one when utilizing banana plugs, while a set of aluminum ones, with a plastic washer, will push the spade connector against the active surface mounted on the back of the speaker. The El Diablo are, according to the manufacturer, three-way speakers, with 90dB sensitivity, the impedance not going below 5Ohm and a frequency response of 20 – 30000Hz.
Now, after I provided a few loose technical details, we have arrived at the clou of today’s meeting. I am now obliged to describe, and then discuss, based on a few examples, how the beautiful Danish speakers fared. And this time, I have an issue with that, or better said, maybe not an issue, but a kind of uncertainty, how to phrase those, to make them understandable for you. If I would be utilizing the opinions of people visiting me, I would say those are “safe” speakers, as music never stung my ears during listening, regardless of the volume level. But to understand that statement correctly, I need to mention, that this safety was not due to killing off the joy of listening, which is often a result of softening of the sound reproduced, but by showing, how you can transmit the most important aspects of a given event, while being an advocate of the more noble approach to painting the musical world. This is a kind of marriage between water and fire, as on one hand the sound was far from becoming oppressive, or from chasing any competitiveness, but on the other, I got the full range of information recorded in the source material. Without looking for appraisal by splitting the hair in four, yet with everything you need to get completely lost in listening to your beloved music. Music easily consumed in large batches, for multiple hours, when the only result of this would an imprint on your buttock from sitting so long, without any signs of being tired. Of course I am aware, that currently all producers are trying to squeeze all out of music in terms of transparency and immediacy of showing everything on a silver plate, so the Peak Consult speakers may not be “trendy” enough for the beginners in the audio game, but I say – kudos to the Danish for making their product for the true, mature music lovers, and not the painted ones. The true one does not need any fireworks and sonic games to put his soul in the hands of the music listened to, but only coherence and delicacy of how the music is presented, showing the natural fullness of the presented material and mastery of the artists. And the tested speakers are completely fulfilling those tasks. Away from being adventurous, thus nicely soothing the soul of the listener. How? First of all – offering a very coherent, in terms of timbre and essence, and yet very energetic picture. Secondly – keeping the high registers on a leash, while allowing them to reproduce their full spectrum. And thirdly – despite their significant size, building a bookshelf speaker like, very wide and brilliantly deep, virtual stage, managing 3D imaging easily. I must confess, that I was very surprised, in a positive way, with the last point. I like nice depth of the musical world painted in my room, and I placed my speakers in such a way, that they lost a bit of the stage width for the depth, but what the Scandinavian speakers offered in that aspect, was amazing. It was not overdrawn, and at that, fully subdued to the virtual sources. A true fairytale. But which one exactly?
A very good example for the brilliance of reproducing the reality of well recorded grand scale musical events, was the “Swan Lake” spectacle, directed by Efrem Kurtz and with Yehudi Menuhin on the solo violin. This is a very fluent, and at the same time very emotional story, but, and this is very important, can become hard to digest, when not presented well by the audio system. What do I mean with that? The first two aspects seem to be very obvious, so I will have a look at the last one. Of course, the reason for drawing attention to that aspect, is my wish to describe, how well those speakers are handling material recorded on a big stage, and that despite having calmness written in their DNA. Yet, the speakers were fully capable of showing the full spectrum of orchestral sonic nuances. One time it was an interesting showing of the placement of an individual instrument, while at other times groups of instruments, and the accolades encapsuling all, was the ability to present even the faintest sounds of the solo violin, played by the mentioned maestro, in a completely readable fashion. During the first encounter of this music with the tested speakers, I had the impression of a weird, as rarely seen, stoic calmness. But it was just a deceptive appearance, because under the coat of nostalgia, some deep emotions were hidden. It does not matter if a given loudspeaker can shine more, when in the end it turns out, there is not much music in the played sound, because the system placed more emphasis on competitiveness than on coherence. Unfortunately, even when there is a wow effect with the first kind of sound, it does not work in the long run. This is why it is so important to allow the speakers to show their true colors, their true personality. And in this case, this personality was pure essence and timbre of the music listened to.
For the ending something completely from the opposite musical pole, Black Sabbath “13”. Was this a failure? Not at all. And that because even during the natural “culturalization” of this music, the sound did not lose any of its expressiveness. Yes, the cymbals were ticking a little less, but instead, they were phenomenally, palpably placed in space. In addition, Ozzy’s voice gained some nice power, the guitar riffs some extra gut, so this whole madness still had my full attention to every instrumental and vocal phrase, despite a change of direction from harshness to smoothness.
Summarizing what I wrote above, I hope everything is clearly understandable. The tested speakers Peak Consult El Diablo are a product for a person, who is absolutely certain, what emotional perception of music means. This is not a transient shot in your ear, but a very coherent showing, of how the projection of music influences its final perception. If you are looking for excessive competitiveness, you will never understand, what the musicians really want to convey in their music. Yes, sometimes a temporary dazzling of the listener has its assets, but for sure, this will not be the means for long term listening. Fortunately for many of us, the Danish seem to understand that, and despite the speaker name (El Diablo), they proposed us real angels.
Jacek Pazio
Opinion 2
Until recently the name “El Diablo” brought me two, or maybe three, associations. The first one, was the contemporary version of the model FXRT from 1983, equipped with the Milwaukee-Eight™ 117 1923cm3 engine, limited Harley-Davidson Low Rider™ El Diablo. Another, the no less intriguing, belonging to the DC universe, character of a certain Chato Santana, who uses such a nick name. And the third – this a bit stretched, as it does not have the “El” prefix – the top Danish integrated amplifier – The Gryphon Audio Diablo 300. Now there is time to add another devil to the list, or better maybe two. I am talking about the Danish, and for some cult, loudspeakers Peak Consult El Diablo, supplied to us by the Chelmza based distributor Quality Audio.
Looking at the Danish Devils, despite trying to keep my objectivism, I cannot. So fully subjectively I must tell you, that the tested Peak look absolutely gorgeous. A combination of leather with natural wood and uncommon shapes of the cabinets do not leave space for indifference. A characteristic, that allows the mentioned devil’s seed to stand out from the competition are the massive, and very work intensive cabinets, made from multilayered sandwiches from HDF plates connected with vibration dampening glue, with the total thickness surpassing 30mm (even 40mm in the El Diablo). Inside those cabinets there are appropriate, specifically designed, reinforcements, that make the whole become incredibly rigid. If that would not be enough, the side and top panels are covered with 14mm wooden staves (in our case a beautiful American walnut), and the front and back are covered with leather, what reminds me of the best masters of Italian design. Our eyes are also caught by acrylic inserts, in the form of vertical lines, running through the side walls. So it should not come as a surprise, that making one pair of the loudspeakers, takes the Peak team eight to sixteen weeks. The whole is then mounted on bolted, massive transverse beams (you can see them during the unboxing), equipped with solid, rounded, conical feet, which not only allow for the speakers being perfectly leveled, but make moving them around surprisingly easy.
But let us concentrate on things we can see with our own eyes, because there is a lot to digest. Starting with the slightly oblique front, through the non-parallel walls, the whole makes a very dynamic impressions, what is even enhanced by the battery of drivers visible on the front baffle. Each of the loudspeakers has a 26mm tweeter, a paired with 0.1dB precision Illuminator D3004/662000 Scan-Speak with enlarged magnet, modified to specifications coming from the Middelfart based manufacturer, a 5” midrange from Audiotechnology, with the distinctive dust cap carrying the company logo and a pair of 9” Audiotechnology woofers. Of course the midrange and woofers are not your typical off the shelf speakers, but custom made, where the midrange has a special process of optimalization, where the magnetic slit and pole pieces are adjusted. The woofers have bigger magnets and improved baskets. The cabinet’s back plate has two bass-reflex ports and double, proprietary wire terminals mounted.
Compared to its predecessor, introduced in 2007 to the market, the electrical parameters were adjusted. First of all, the cross-over frequencies changed from 200Hz and 4.8kHz to 350Hz and 2.4kHz, secondly the impedance was lowered from 7 to 5Ohm, and thirdly, the sensitivity changed from 94 to 90dB. So the amplifier load became a bit harder, although, at least on paper, it still remains vastly acceptable for most amplifiers. The cross-overs themselves are second order, with 12db slopes. The weight of the speakers increased though – from 85.5 to 90kg a piece. The internal cabling is no longer uniform, and instead of the previously used Stereovox, specific wires were used for the relevant sections. For the bass OFC copper solid-core were used, for the midrange OFC braid cables and for the tweeters – silver plated copper OFC wires. To dampen the separated, asymmetrical chambers for the individual speaker sections a new solution was employed – bitumen felt, and this change could account for the weight increase of the speakers.
Putting the technicalities and the above average design aside, you need to take into account, that most buyers will not make their call based on, even the most sophisticated, almost quantum physics based solutions, or the opinion of the interior decorator (wink, wink, you know whom I mean by that), but using their own ears. Because a loudspeaker may look good, but it absolutely must sound well. And there is no going around that. Fortunately, the El Diablo do not bring any shame to the Danish, who do exist in the high-end ecosystem, but in the contrary, they are a very successful and exclusive business card for the brand. And I am writing this being fully aware of what I am doing, as while the Peak Consult portfolio encompasses a flagship model called Dragon Legend, standing 188cm tall and bringing 382kg to the scales (each one of them), I feel, that the price tag attached to those (a modest 190 000 €) can work miracles in cooling down the urge of owning a set. And the “devils” are not only more easy to handle, but also three times less expensive, and yet do not shame any audiophile owning them. And they do catch your ears and make you addicted to them, as if those were hard drugs, and not loudspeakers. From the first notes it comes to light, that they can do something, that seems obvious, but in the meantime became either forgotten or skewed, on the path of understanding what High-End really means, and what it really should be. Instead of following the current standard of truly pornographic overdraw and upscaling of the minutest of details to gargantuan sizes, under the motto, that bigger means better, the Peak are all for naturalness and normalness, come as close to the true sound of the reproduced instruments and musicians, as possible given the technical and financial constraints. Do you see the major difference? Here it is not about competitiveness, showing something bigger than it was in reality, playing notes not in the score, or, half-jokingly, performing the “Minute Waltz” (Waltz D-flat major Op. 64 no.1) from Chopin under 45 seconds, instead of the usual 2 minutes, like for example Lang Lang does it, but about being true to the original. And while at first glance, we can have the impression, that instead of the expected, mind blowing and booming techno rollercoaster we get only noble, slow driving with a road cruiser, with a Strauss waltz playing, we very quickly get to the conclusion, that this is absolutely not slowing down, but a normalization of the sound. Does this characteristic remind you of something? Not? It does not matter – I will give you a hint – the same kind of esthetic is proposed for years by the Japanese C.E.C. And it does not mean, that things are lethargic or lacking drive, because even the thrash metal “Ballistic, Sadistic” from Annihilator sounded with appropriate, for a metal piece, aggression and phenomenal weight. Weight that de facto defines the nature of the El Diablo, in their approach, the saturation and slight lowering of the center of gravity activates and intensifies the energy sleeping inside the source material, and does completely not mud anything. The kick, and in general the drums, bestially treated by Fabio Alessandrini, hit like the hammer of Hephaestus himself, and in the fiery guitar riffs, there is the expected power of large amplifiers. Yet, despite all that might, the whole does not tire with excessive offensiveness and clamor, because the top end, although it cannot be accused of being insecure or withdrawn, emphasizes on quality and refinement, instead of multiplied amount of information and a maddened attack on our senses. It is also worth mentioning, that against appearances, and my previous remarks about avoiding any gigantomachy, the Peak play with a big, but not exaggerated, sound, one that could be described as “adequate” to the reproduced material. The offered size of the sound is not rescaled to the room they are placed in, also not kept on a median, artificial level – as some manufacturers envision. Here the Canadian thrashers are making truly cacophonic clamor and a wall of brilliantly differentiated and not confluent sounds, although the lower octave does have a tendency to a certain roundness, known, amongst others, from the recently reviewed Dali Kore. But it suffices to reach out for grand symphonics like the Telarc album “Tchaikovsky: 1812 Overture, Op. 49, TH 49 & Other Orchestral Works” by the Cincinnati Pops Orchestra, to hear with your own ears, what a tutti of an orchestra, composed of a few dozen musicians, means, and how a gradation of planes should be properly reproduced. By that I mean the creation of the stage to the sides and in depth, and I am not even mention the obvious thing, that nothing is moving out of its rightful place, as it is absolutely defined. And when we want to extract any party from this coherent whole, or follow the doings of a given orchestra section, we can easily do it – we just need to focus our attention on it, just like in a real life setting. Because when sitting in the auditorium, we experience the same kind of cognitive dualism, where we perceive the orchestra as a whole, only occasionally extracting some more intriguing soloists, or looking at a more expressive conductor. So there is no way, that the individual musicians are carved out with laser precision and we can experience the overwhelming package of details, like on a 4 or 8K demo, we just get a vividness like in a live event, or in a cinema. Due to that, even multiple hours of marathon listening is not tiring, in contrary, those allow our nervous system, deteriorated with our daily stresses, to regenerate.
I hope, that from what I wrote above you can see, that the devil is not as black as he is painted, and the Peak Consult El Diablo do not try to torture the listener, but try to make him or her comfortable and allow to relax, proposing a very refined and coherent sound, with incredible depth and emotional load. Is this a sound for everyone? Of course … not, because lovers of laboratory coldness and splitting a hair in fours can be disappointed with low amount of analytics. But all people searching for musicality, swing and intrinsic calmness in music, and the de facto neutrality, can reach for the Danish devils without a second thought. However you need to keep one thing in mind, you need to have powerful amplification at hand, as the Peak absorb Watts and Amperes like sponges, so weak tube amps and etheric solid states may not be sufficient. It is also worth to leave them some space, as the bass reflex ports on the back are not for show, and already without the aid of the walls the El Diablo have sufficient amounts of bass.
Marcin Olszewski
System used in this test:
Source:
– transport: CEC TL 0 3.0
– streamer: Melco N1A/2EX + switch Silent Angel Bonn N8
– DAC: dCS Vivaldi DAC 2.0
– Master clock: Mutec REF 10 SE-120
– reclocker: Mutec MC-3+USB
– Shunyata Research Omega Clock
– Shunyata Sigma V2 NR
– Preamplifier: Gryphon Audio Pandora
– Power amplifier: Gryphon Audio Apex Stereo
– Loudspeakers: Gauder Akustik Berlina RC-11 Black Edition
– Speaker Cables: Synergistic Research Galileo SX SC
IC RCA: Hijiri Million „Kiwami”, Vermouth Audio Reference
IC XLR: Tellurium Q Silver Diamond, Hijiri Milion „Kiwami”, Siltech Classic Legend 880i
Digital IC: Hijiri HDG-X Milion
Power cables: Hijiri Takumi Maestro, Furutech Project-V1, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4.1 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord, Acrolink 8N-PC8100 Performante
– Table: BASE AUDIO 2
– Accessories: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA SS, Stillpoints ULTRA MINI, antivibration platform by SOLID TECH, Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V, Harmonix Room Tuning Mini Disk RFA-80i
– Power distribution board: POWER BASE HIGH END
– Acoustic treatments by Artnovion
Analog stage:
Drive: Clearaudio Concept
Cartridge: Essence MC
Step-up: Thrax Trajan
Phonostage: Sensor 2 mk II
Polish distributor: Quality Audio
Manufacturer: Peak Consult
Price: 55 000€
Specifications
Design: 3-way ported double bass
Crossover Frequency: 350 Hz / 2400 Hz
Frequency response: 20 – 30.000 Hz
Sensitivity: 90dB @ 1 W / 1 m
Impedance: 5+/-1 Ω
Dimensions (H x W x D): 115 x 30 x 54 cm
Weight: 90 kg each
Najnowsze komentarze