Tag Archives: Persona 3F


  1. Soundrebels.com
  2. >
  3. Persona 3F

Paradigm Persona 3F

Link do zapowiedzi: Paradigm Persona 3F

Opinia 1

Każdy z nas, bez względu na stopień osłuchania z ofertą rynkową sprzętu audio w swoich prywatnych bojach z pewnością spotkał się z nie do końca potrafiącymi obronić się przed szkodliwym zaszufladkowaniem konstrukcjami. I nie ważne jest, z jakiego pułapu cenowego się wywodzą, gdyż każdorazowe podejście do danego urządzenia, czy brandu kończy się bardzo podobnym w odbiorze wynikiem. Nie mówię, że to jest porażka, nic z tych rzeczy. Powiem więcej, to w wartościach bezwzględnych jest bardzo dobre granie, ale albo mało uniwersalne, albo całkowicie nie mieszczące się w naszych kanonach piękna. I wiecie co? Przyznam się szczerze, że mimo swojego sporego otwarcia na częstą „inność” słuchanych produktów tytułowa marka Paradigm podczas wielu prób do niedawna za nic nie umiała przebić się do pokładów mojego romantyzmu. Ktoś zada pytanie: „To w takim razie po jaką cholerę pchasz się w dotychczas nigdy niemające szans powodzenia kolejne starcie?”  Tymczasem odpowiedź jest zaskakująco prosta. Może to wydać się Wam nierozsądne, ale temat tego zbliżenia nabrał rumieńców podczas ostatniej jesiennej wystawy AVS 2016. Mało tego, zapalna iskra tej recenzji miała miejsce podczas bezpośredniego starcia Kanadyjczyków z elektrostatami Martina Logana. Co takiego wówczas się stało? Ano na tle lubianych przeze mnie, ale mających swoje maniery przesadzania z przestrzennością dźwięku Amerykanów dotychczas uważane za zbyt ofensywne kolumny z ojczyzny klonowego liścia ze swej strony pokazały dużą dawkę ogłady i bardzo intrygującego sonicznego spokoju. Pierwsza myśl przynosiła informacje, iż to starcie przynajmniej w teorii powinno wypaść inaczej, ale właśnie ów brak potwierdzenia starych prawd sprawił, że coś między nami zaiskrzyło. To była na tyle mocno wbita w serce audiofila szpada, że wespół z Marcinem postanowiliśmy drążyć temat testu aż do skutku. Czas na szczęście mijał szybko i gdy wreszcie nadszedł dzień prawdy, mam przyjemność zaprosić Was na kilka akapitów o wspomnianej, w moim mniemaniu dotychczas stawiającej jedynie na ilość decybeli w ostrej muzyce marce Paradigm z jej najnowszą propozycją kolumn Persona 3F. Kończąc rozbiegówkę dodam, iż produkt do celów testowych dostarczył podwarszawski dystrybutor Polpak.

Najnowsza linia Pradigmów swoje kształty oparła o zwężające się łagodnym łukiem ku tyłowi profile ścianek bocznych. Aby nie łamać wizji krągłości, tylny panel spajając oba boki również jest wycinkiem łuku, na którym w dolnej jego części usytuowano podwójne terminale przyłączeniowe, a pod nimi emblemat z logo marki i nazwą modelu. Obudowy posadowiono na wyposażonych w regulowane stopy cokołach (w komplecie otrzymujemy dodatkowo zestaw wkręcanych kolców), a opadającą ku przodowi płaszczyznę ściany górnej delikatnie ścięto. Niby proste zabiegi, ale: raz – skośne cięcie wspomaga wygaszanie szkodliwych rezonansów wewnętrznych, a dwa – możliwość wyboru pomiędzy miękkimi stopkami, a kolcami pozwala użytkownikowi na strojenie konstrukcji na podłożu już podczas ich aplikacji. I aby nie być gołosłownym co do ważności wspomnianego pakietu stabilizacji kolumn dodam, iż w tym przypadku jest to podwójnie ważne, gdyż właśnie w podłogę skierowano wylot otworu bas-refleksu. Nie będę się nad tym rozwodził, ale jeśli ktoś miał już z podobnym przypadkiem do czynienia wie, iż każda, nawet najdrobniejsza możliwość zwiększenia prześwitu pomiędzy kolumną a parkietem często jest na wagę złota. Gdy przyjrzymy się panelowi przedniemu, zauważymy, iż zespół przetworników osadzony jest na czymś w rodzaju przełamującej monotonię koloru i bryły kolumn nakładki. Ale clou programu opisywanych produktów są głośniki. Dlaczego? To dla wielbicieli papierowego lub trącającego przesadnym mięchem na środku pasma grania może być nie do zaakceptowania, ale górę i średnicę obsługują emanujące bezdyskusyjną ochotą do oddania założonego przez konstruktora pakietu informacji berylowce, które w celach ochronnych ubrano w stosowne, spiralnie ażurowe dekielki. Nie wiem, na ile ich obecność wpływa na całość prezentacji, ale to co Persony oferują w obydwu zakresach częstotliwościowych, według mnie jest ich bardzo mocną stroną. I takim odsłaniającym nieco dalsze wydarzenia stwierdzeniem, po informacje jak spisują się przedstawicielki Kanady w konfrontacji z Austriakami, zapraszam do dalszej lektury testu.

Tak się złożyło, że rzeczone kolumny miały szczęście wystąpić w towarzystwie dwóch japońskich systemów: posiadanego Reimyo i wizytującego moje progi topowego Accuphase. I muszę Wam powiedzieć, że gdy podczas oceny tylko z moim setem miałem lekki niedosyt w temacie wypełnienia prezentowanego dźwięku, to po zasileniu Person układanką Accu., temat osadzenia w barwie i masie może nie trafił idealnie w punkt, ale byłą bardzo bliski mojemu sercu. A co to oznacza? Nic innego, jak dużą elastyczność testowanych emiterów dźwięku w dostosowaniu się do potrzeb klienta w zależności od towarzyszącej im elektroniki. To zaś mogło tak dobrze wypaść tylko w oparciu o bardzo rozdzielcze, unikające zniekształceń przetworniki, które podczas procesu dopieszczania w homogeniczność nie traciły na oddechu, co niestety jest bardzo częstym negatywnym skutkiem. Owszem, takie siłowe kolorowanie z boku wygląda na leczenie dżumy cholerą, ale należy założyć, iż potencjalny nabywca wie czego potrzebuje i nie kupi bezmyślnie paczek, które z założenia nie są w jego typie. Na szczęście ten obszar cenowy wymaga nieco przygotowania w osłuchaniu i gdy tylko Paradigmy trafią w ręce wytrawnego melomana, ich niepodważalna ochota do grania pełną piersią wyniesie dany system poza zasięg większości konkurencji.

Ja w swoich bojach w większości oprę się o set codzienny, ale wszystkie wyartykułowane wnioski proszę przepuścić również przez filtr połączenia z Accuphase. A jak kompilacja wypadła z moimi zabawkami? Oddech, szybkość, brak zahamowań w oddaniu energii podczas największych spiętrzeń nutowych są tylko krótką listą możliwości „trójek”. I gdy dorzucę do tego bardzo dobre oddanie realiów budowania sceny dźwiękowej, można by pomyśleć, że są to kolumny bez wad. I choć dla wielu z pewnością tak będzie, dla mnie, miłośnika magii dźwięku i cyzelowania każdej, nawet najcichszej nuty, nie było aż tak kolorowo. Ale, ale, żebym nie wyszedł na zblazowanego tetryka dodam, iż z tej plumkającej melancholii dość często wybudza mnie energetyczny free-jazz, ale nawet ten oprócz szaleństwa powinien epatować sporymi pokładami homogeniczności, czego w połączeniu z moim Japończykiem często, a z Accu tylko czasem brakowało. Stop, tylko bez nerwowych ruchów, nie był to jazgot, a jedynie bliższa niż mam na co dzień oferta neutralności przekazu muzycznego. Prezentując kilka obrazujących mój punkt widzenia przykładów rozpocznę od balladowej płyty Cassandry Wilson „Glamoured”. Ten materiał jest dość mocno podciągnięty w domenie energii i masy niskich rejestrów, co czasem przejawia się rozmyciem konturu basu. Jednak dzięki żywotności Pradigmów dostałem w pełni kontrolowany, rysowany bardzo ostrą kreską pełnopasmowy obraz sesji nagraniowej. Żadnego rozmycia, czy spowolnienia. Po prostu uderzenie perkusisty i natychmiastowe oddanie jego zamierzeń. Nie przychodzi mi do głowy nic innego niż słowo bajka. Ale nie samym basem człowiek żyje i gdy kontynuując podróż ku wyższym rejestrom dojdziemy do średnicy, sprawy zaczynają się komplikować. Dzięki bardzo dobrym przetwornikom nie odczuwałem najmniejszych zniekształceń, ale ta ostrość rysowania zdarzeń nieco zmniejszała poczucie intymności dysponującej przecież czarującym głosem artystki. To ma być pełen emocji ciemny, krągły i gęsty wokal, a nie wycięty skalpelem, zwarty w alikwotach wzorzec z Sevres pod Paryżem. Jednak w szczerej rozmowie nie nazwałbym tego wadą, tylko zbyt dosłownym oddaniem zamierzeń realizatora w zderzeniu z moimi dotychczasowymi doświadczeniami z tym krążkiem. Dla uspokojenia atmosfery powiem, iż wysokie tony choć kontynuowały drogę wręcz wojskowej dokładności, ani razu nie zraniły moich wyczulonych na ich nadmiar narządów słuchu. Nieco inaczej zaprezentowała się muzyka stricte jazzowa spod znaku Tomasza Stańki. Płyta „Lontano” jest tym, co w słuchaniu muzyki lubię najbardziej, czyli granie ciszą. Śmieszne? Bynajmniej. Ten jazzowy materiał w dużej części jest przerywaną sporadycznymi frazami nutowymi mroczną opowieścią, a to wbrew pozorom nie jest takim łatwym do odtworzenia materiałem. Owszem, wielu powie: „cisza, to cisza, więc o co biega”. Niestety, bez bezpośredniej prezentacji ciężko jest mi to wyjaśnić, ale uwierzcie mi, że bez fantastycznej rozdzielczości i pełnej kontroli nad sprężystością dźwięku nie uzyskamy prezentacji muzyki rodem z oglądanego podczas wakacji na Mazurach nocnego nieba, tylko zadymioną zimowym smogiem, pokazującą jedynie wyrywek nieboskłonu warszawską rzeczywistość. Trochę pojechałem, ale mniej więcej taki, wolny od jakiegokolwiek zachmurzenia przekaz zaoferowały Paradigmy. Jakieś wady? Brak wokalu w tym materiale dawał kolumnom lekkie fory, ale tak szczerze mówiąc chyba tylko trąbka Pana Tomasza była zbyt metalowa i chłodna, choć daleki jestem od stawiania tej tezy jako ostrzeżenia przed zakupem. To jest bardzo wyraźna specyfika kanadyjskich kolumn i trudno mieć o to pretensję. Na koniec przykład całkowicie in plus dla naszych bohaterek, czyli muzyka zespołu YELLO z płyty „Touch”. To była w dobrym tego słowa znaczeniu orgia przez duże „O” w najczystszej postaci. Energia sztucznie generowanych na każdym pułapie częstotliwościowym dźwięków nie pozostawiała złudzeń. Dostałem do zaopiniowania idealne do mocnego grania produkty. Żadnych uśrednień, czy kompromisów, tylko pełna prawda o zawartości płyty. I tutaj małe zaskoczenie, gdyż na tym krążku jest kilka wykorzystujących damski wokal  balladowych kawałków i mimo osobistych oczekiwań oddania czaru ludzkiego głosu, nakarmione gigantyczną dawką adrenaliny dźwiękowej ośrodki słuchowe ów nieco chłodniejszy sposób ich prezentacji potraktowały jako coś naturalnego. Dla podkręcenia atmosfery muszę powiedzieć, że słucham tej kompilacji dość często i wiem, jak potrafi zabrzmieć, tymczasem za sprawą nieprzeciętnej charyzmy w tworzeniu spektaklu wyświetlony przez Persony 3 świat w tym podejściu bezproblemowo się obronił.

Gdybym nie miał okazji posłuchania kanadyjskiego produktu w dwóch systemowych odsłonach, akapit końcowy prawdopodobnie obfitowałby w delikatne ostrzeżenia. Tymczasem wiedząc, że mam do czynienia z doświadczonymi odbiorcami, spokojnie mogę zachęcić Was do posłuchania Person 3 na własnym podwórku. Dlaczego? Przecież jasno napisałem, że wszystkie niuanse brzmieniowe z zestawem redakcyjnym były tylko nieco inne, niż mam na co dzień i żaden nie powodował obniżenia wartości sonicznych dźwięku. To najczęściej był nieco mniej pokolorowany przekaz, ale zauważmy, że raz – w całkowicie przypadkowym połączeniu, a dwa – musiał przekonać wielbiciela muzykalności. Jednak bez względu na wszystkie z mojego punktu widzenia za i przeciw mogę powiedzieć tylko jedno, jeśli kochacie szybkość, energię i mocne granie, kolumny marki Paradigm Persona 3F są tym, czego Wam potrzeba. Tutaj nie ma prób oszukiwania, jeśli materiał zrealizował potomek diabła, dostajemy piekło, a gdy mamy ożywioną iskierkami ciemną noc, lądujemy na Mazurach. Czegóż chcieć więcej?

Jacek Pazio

Opinia 2

Dawno, dawno temu, czyli lekko licząc dwie dekady, gdy polski rynek Hi-Fi tak naprawdę dopiero się kształtował i ewoluował z poziomu zakupów w Pewexach, Baltonach a potem EURO i na wszelakiej maści targowiskach (m.in. stołecznym Wolumenie) na tyłach Domów Towarowych Centrum powstał niewielki sklepik. Sklepik nazywał się Kocio, lecz zamiast zgodnie z nazwą oferować dobra wszelakie dla czteronożnych „braci mniejszych” miał w swojej ofercie cudeńka na widok których niejednemu miłośnikowi dobrego brzmienia świeciły się oczy a serce biło szybciej. Może nie był to jakiś High-End, ale niezbyt rujnując rodzinny budżet można było zawsze coś tam dla siebie znaleźć. Oczywiście w dobie boomu na kino domowe i wielokanałowość największym powodzeniem cieszyły się możliwie potężne i nieraz  nieprzyzwoicie rozsądnie wycenione azjatyckie zestawy 5.0 i 5.1, lecz tuż obok znaleźć można było klastyczne stereo i to właśnie tam pierwszy raz natrafiłem na debiutującą w Polsce kanadyjską markę Paradigm. Kraj pochodzenia jak na produkt audio wydawał się dość egzotyczny a choć prawdę powiedziawszy po zdjęciu maskownic kolumny urodą nie grzeszyły, to ich brzmienie przysłowiowo wysadzało z butów. Jak to zwykle w takich przypadkach bywa z szybkością błyskawicy po mieście rozniosła się plotka, że wreszcie są „paczki” które zachwycają nie tylko na audiofilskich smętach, ale właśnie na „łomocie” czyli ciężkich klimatach pokazują swój prawdziwy potencjał i iście rockowe oblicze. I tak też było w istocie. Potężny bas, dynamika wywołująca uśmiech możliwy do usunięcia  jedynie na drodze chirurgicznego zabiegu i bezpośredniość przekazu okazały się pomysłem na sukces i brzmienie, które pokochała spora rzesza nabywców. Paradigmy nie udawały że są grzeczne, nie próbowały czarować i oszukiwać słuchaczy, lecz grały na setkę i nie brały jeńców. Taka przekorność i łobuzerskość była czymś zupełnie przeciwnym do nasyconej, krągłej estetyki angielskiego Spendora, włoskiego Sonus fabera, czy rodzimych manufaktur w stylu QBA, czy Audiowave. Ale to właśnie było piękne, że poprzez swoją jednoznaczność nie było z Kanadyjczykami problemu, gdyż albo się je brało z całym dobrodziejstwem inwentarza, albo omijało szerokim łukiem. A w ramach ciekawostki nadmienię tylko, że do grona fanów i posiadaczy Paradigmów należał śp. Pan Marek Perepeczko, którego wielokrotnie dane mi było w ww. salonie spotkać. Czasy się jednak zmieniają, wszystko idzie do przodu, więc i na giganta z Mississauga przyszła pora.
Niby pierwsza jaskółka wiosny nie czyni, ale gdy w 2015 r., podczas monachijskiego High-Endu Paradigm zaprezentował swój prototypowy projekt Concept 4F jasnym stało się, że idzie nowe. I tak też było w rzeczywistości, czego namacalny dowód dzisiaj Państwu mamy przyjemność przedstawić w postaci pary podłogowych kolumn Persona 3F.

Trójki są najmniejszymi modelami podłogowymi należącymi do królewskiej serii Persona. Poniżej nich znajdziemy jeden monitor oznaczony jako „B”, pojedynczy głośnik centralny „C” i równie samotny subwoofer „Sub”. Za to powyżej 3F ścisk jest nieco większy, gdyż do wyboru mamy 5F, 7F i flagowe 9H, oczywiście wszystkie z przedrostkiem Persona. O ekskluzywności linii świadczą same ceny, które zaczynają się na poziomie 35 900 PLN za parę Person B a kończą na 179 000 PLN za półaktywne i wyposażone w układy DSP 9-ki. Niby na tle high-endowej konkurencji tego typu kwoty nie powinny na nikim robić specjalnego wrażenia, ale mając na uwadze, że Paradigmy praktycznie od zawsze charakteryzowała nad wyraz korzystna relacja jakości do ceny warto i tym razem mieć to z tyłu głowy.

Już przy unboxingu mieliście Państwo okazję na własne oczy przekonać się, że najnowsza generacja flagowej linii kanadyjskiego producenta otwiera zupełnie nowy rozdział, przynajmniej jeśli chodzi o estetykę, w portfolio marki. Persony bowiem wyglądają obłędnie, olśniewająco i generalnie wydają się o wiele droższe niż są w rzeczywistości a to w czasach morderczej wręcz konkurencji jest nie do przecenienia. Zanim jednak przejdziemy do opisu detali pozwolę sobie na małą dygresję.
Choć doskonale zdaję sobie sprawę, że żaden, ale to absolutnie żaden samiec alfa nie zhańbi się lekturą czegoś tak niepoważnego jak instrukcja obsługi, to niemniej jednak z recenzenckiego obowiązku chciałbym nadmienić, że takowy dokument znajduje się na wyposażeniu Paradigmów. Niby kolumny jakie są każdy widzi, jednak jak to zwykle bywa diabeł tkwi w szczegółach i jak już wydaje się „drobne” pięćdziesiąt tysięcy (z niewielkim ogonkiem), to dobrze byłoby nie uszkodzić nowego nabytku już na etapie wypakowywania. Dlatego też Kanadyjczycy, chcąc cały proces maksymalnie uprościć i sprawić, byśmy już na starcie nie byli zmuszeni raczyć się kroplami nasercowymi, albo innymi destylatami z Islay na uspokojenie, podeszli do sprawy z odpowiednią atencją i opracowali obrazkowe instrukcje unboxingu dla każdego z modeli tytułowej serii. Dzięki temu nie tylko nie trzeba wertować zapisanej maczkiem broszury, co w dodatku nie zhańbić samczego plemienia lekturą owej instrukcji – w końcu ograniczyliśmy się li tylko do … obejrzenia kilku obrazków.
No dobrze, wróćmy do walorów estetycznych dzisiejszych bohaterek, bo ewidentnie jest na czym oko zawiesić. Tytanowo – grafitowe wykończenie oznaczone przez Kanadyjczyków jako Sonic Silver zachwyca zarówno perfekcją powłok lakierniczych, jak i dopracowaniem najmniejszych detali. Bryły kolumn o przekroju lutni poprzez opadającą ku przodowi ściankom górnym sprawiają wrażenie jakby miały skoczyć ku słuchaczowi, lecz dzięki solidności zamontowanych na stałe cokołów nie czujemy się przez nie bynajmniej osaczeni a jedynie możemy podziwiać dynamikę samego projektu. Przyozdobiony satynowym szyldem front przykuwa uwagę misternymi rozetami maskownic skrywających berylowe przetworniki wysko i średniotonowe poniżej których pysznią się zdublowane srebrzyste basówce o membranach z materiału C-Pal. Jeśli chodzi o niuanse to kopułki są calowe a średniotonowce i basowce posiadają średnicę 178 mm. Śladowej szerokości, obła ściana tylna niczym nie zaskakuje a jedynie podkreśla ekskluzywność wyrobu, gdyż tuż nad platformą cokołu mieści stosowny panel z iście biżuteryjnymi, podwójnymi, masywnymi i pokrytymi carbonową plecionką terminalami głośnikowymi zdolnymi przyjąć dowolnej rozmiaru konfekcję kablową. Same cokoły wyposażono w satynowe nóżki, w które, w razie konieczności, można zaimplementować znajdujące się w komplecie kolce. Jeśli chodzi o same skrzynie, to wykonano je z wielowarstwowego sandwicza HDF a jakby tego było mało całość wzmocniono licznymi przegrodami dodatkowo podnoszącymi sztywność konstrukcji.

Pomimo solennych zapewnień producenta, że Persony brzmią bosko od razu po wyjęciu z kartonów a stan oscylujący gdzieś pomiędzy orgazmem a nirwaną z ich udziałem osiągnąć można raptem po kilkunastu godzinach, nauczeni doświadczeniem i generalnie nieufni do tego typu deklaracji swoim zwyczajem zafundowaliśmy im kilkudniową rozgrzewkę. Ponadto o ile Jacek przećwiczył je przy pomocy swojej dyżurnej maszynerii ja, korzystając z nadarzającej się okazji i równolegle prowadzonej procedury testowej użyłem kompletnego systemu Accuphase’a w skład którego wchodziło referencyjne, źródło DP-950 + DC-950, oraz dzielona amplifikacja C-3850 & P-7300 wzbogacone o topowe interkonekty Siltech Triple Crown i zasilające Acrolinki. Krótko mówiąc odsłuchy zaczynałem w iście szampańskim nastroju. Żeby jednak nie zapeszyć i nie uprzedzać faktów na początek w odtwarzaczu wylądowała hybrydowa płyta CD/SACD „Ferdinando Fischer: From Heaven on Earth – Lute Music from Kremsmunster Abbey” Huberta Hoffmanna. Od razu zaznaczę, że to dość specyficzny album, w dodatku zdecydowanie bardziej w Jacka klimatach, aniżeli moich, lecz pech chciał, że akurat wpadł mi w ucho i wyjść z niego nie chce. Owa specyficzność wynika bowiem z tego, iż jest to premierowe wydanie nieznanego dotąd a w dodatku całkowicie unikatowego repertuaru powstałego na przełomie siedemnastego i osiemnastego stulecia, odkrytego w opactwie benedyktynów w Kremsmünster w Górnej Austrii. Te stworzone przez ojca Ferdinando Fischera kompozycje na lutnię opracował i nagrał w uchodzącym za jedno z najcichszych w Europie, belgijskim studiu Galaxy w Mol Hubert Hoffmann. W rezultacie mamy ponad godzinne misterium, w którym bierzemy udział wyłącznie my i lutnista a wokół nas panuje nieprzenikniona, atłasowa czerń. Dostępne do niedawna modele Paradigma w takich klimatach czułyby się równie komfortowo, co zmuszony do jazdy przez zakorkowane w komunikacyjnym szczycie warszawskie centrum 455-konny Chevrolet Camaro SS. Niby mamy 8-biegowy automat, ale każde, nawet najlżejsze muśnięcie pedału gazu powoduje niemalże zwierzęcą chęć wyskoczenia do przodu 6.2 l silnika a tymczasem wszystko ma być delikatne, zwiewne, eteryczne. Prawdziwa męczarnia. Tymczasem Persony w ów narzucony kanon wpisują się z wdziękiem i naturalnością godną kameleona. Porażają przy tym rozdzielczością i umiejętnością oddania nawet najdelikatniejszego trącenia strun, czy pracy ręki muzyka na gryfie. W dodatku bez trudu jesteśmy w stanie dostrzec aurę otaczającą solistę. Nie ma w  tym nawet śladu zawoalowania, czy pogrubienia, bądź też prób faworyzowania któregoś z podzakresów. Ot wzorcowa liniowość i techniczna perfekcja a w dodatku daleka od zabijającego muzykalność osuszenia. Co prawda cudów nie ma i do soczystości i nasycenia Trennerów Paradigmom „nieco” brakuje, ale z drugiej strony Persony przy Isisach wypadają tak, jak bolid F1 przy rodzinnym Volvo. Proszę mnie tylko źle nie zrozumieć – tu nie chodzi o jakieś wyścigi, czy udowodnienie kto ma … mniejsza z tym co i jakiej wielkości, ale o różnicę w punkcie widzenia i perspektywie z jakiej parzymy na to samo, czyli na muzykę. Paradigmy to szybkość, kontrola, precyzja, rozdzielczość, ale i gładkość zapewniająca brak ofensywności i uczucia klinicznego chłodu. Można wręcz stwierdzić, że to uosobienie perfekcji o ludzkiej twarzy. Dowiodły tego próby z mniej referencyjnym, aniżeli powyższy materiałem. Przykładowo obfitująca w zadziorne, szorstkie i nieraz nad wyraz surowe – garażowe brzmienia ścieżka dźwiękowa „Songs of Anarchy: Music from Sons of Anarchy Seasons 1–4”  poczynając od lirycznych ballad z Katey Sagal po brudnego i prostego rocka Forest Rangers pokazała pełną rozpiętość barw i nastrojów. To nie była polukrowana i cukierkowa papka jaką serwują ostatnimi czasy komercyjne rozgłośnie, tylko album pełen emocji i wyrażania własnej osobowości. Pomijam fakt, że cały „czteropak” najlepiej wchodzi równolegle z, lub tuż po obejrzeniu całej siedmiosezonowej serii, ale i bez tego zinterpretowane na nowo standardy zyskują może nie drugie życie, ale na pewno drugą młodość. Paradigmy w takiej „składankowej” rzeczywistości odnajdywały się bez najmniejszego problemu płynnie przechodząc od intymnym głosem snującej opowieść Katey po wyrykujących swoje frazy przy wtórze przesterowanych gitar Rangersów. Trudno w tym momencie powiedzieć w której odsłonie Persony były bliższe ideałowi, za to z pewnością warto podkreślić, że nawet „Bird on the Wire” wypadło wręcz studyjnie – z holograficzną precyzją i bez najmniejszych oznak zmiękczenia, czy też prób „zrobienia” dźwięku. To tak, jakbyśmy stali tuż za wypolerowaną na kryształ szybą reżyserki i znad stołu obserwowali charyzmatyczną Gemmę (a dla większości TV-oglądaczy …  Peggy Bundy) przy mikrofonie.
Niejako na deser zostawiłem wielką symfonikę w iście hollywoodzkim stylu, czyli dwupłytową składankę największych przebojów ze wszystkich filmów z Agentem 007 w roli głównej – “The Best Of Bond… James Bond (50th Anniversary Edition)”. Może nie są to typowe orkiestracje, ale aparat wykonawczy w większości przypadków, przy odpowiednim poziomie głośności potrafi zmusić kolumny do rzucenia ręcznika na ring. Tymczasem im było gęściej, głośniej i teoretycznie trudniej, tym Paradigmy bardziej rozwijały skrzydła i coraz szczelniej wypełniały naszego blisko czterdziestometrowego OPOSa nieskompresowanym i czystym niczym woda Perrier (lub jeśli ktoś woli Crystal Head Vodka) dźwiękiem. W dodatku podając niemalże na srebrnej (berylowej?) tacy pełen pakiet informacji o konkretnym nagraniu, więc i epoce w jakiej ono powstawało,  potrafiły zachować pełną ciągłość i spójność pomiędzy tak różnymi klimatami jak „We Have All The Time In The World” Louisa Armstronga a „Die Another Day” Madonny, czy „You Know My Name” Chrisa Cornella. Uczciwie trzeba przyznać, że to nie lada sztuka, by z tak zróżnicowanego materiału stworzyć homogeniczną całość. Oczywiście starsze nagrania miały zauważalną nutkę patyny i anachroniczności, ale pokazanie przez Persony właśnie takiego – nieupudrowanego, prawdziwego ich oblicza zjednywało sobie moją sympatię.

Paradigmy Persona 3F to konstrukcje ultra nowoczesne i jednoznacznie udawadniające konkurencji potencjał jakim dysponują Kanadyjczycy. W dodatku korzystając z technologii rodem z bolidów F1 nie zapomniano o istocie High-Endu, czyli dążeniu do jak najbliższego prawdzie brzmienia. Czyli z jednej strony mamy do czynienia z laserową precyzją a z drugiej cały czas towarzyszy nam wrażenie uczestnictwa w spektaklu muzycznym. Na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, że taki realizm nie sprzyja muzykalności, lecz proszę mi wierzyć – sprzyja i to zdecydowanie bardziej aniżeli stereotypowe – romantyczne rozmemłanie, gdzie wśród pogrubionych krągłości umyka nam większość niuansów i drugoplanowych zdarzeń, które niejako kreują trójwymiarowość przekazu. Krótko mówiąc niezwykle intrygująca propozycja wprowadzająca Paradigma do high-endowej czołówki a to przecież dopiero początek, niejako wstęp do królewskiej serii Persona. Aż strach pomyśleć co potrafi starsze rodzeństwo. Chociaż nie, nie strach  – raczej ciekawość, którą prędzej, czy później trzeba będzie zaspokoić.

Marcin Olszewski

Dystrybucja: Polpak
Cena: 51 900 PLN (para)

Dane techniczne:
Konstrukcja: 3-drożna
Moc: 200W
Zalecana moc wzmacniacza: 15-400W
Pasmo przenoszenia:48Hz – 45kHz (+/- 2 dB) w osi; 48Hz – 20kHz (+/- 2dB) 30° poza osią
Impedancja: 8Ω
Efektywność: 92dB (w pomieszczeniu);  >89dB (w komorze bezechowej)
Przetwornik wysokotonowy: 25 mm (1″) Truextent®, kopułka berylowa, chłodzony/tłumiony ferrofluidem, soczewka wysokotonowa z FEA (Finite Element Analysis) optymalizująca rozpraszanie
Przetwornik średniotonowy: 178 mm (7″) Truextent®, membrana berylowa, neodymowa struktura napędu z perforowaną soczewką odwróconego dyferencjalnego wyrównania fazy
Przetwornik niskotonowy: 2 x 178 mm (7″) C-Pal, Technologia Active Ridge (ART™),1.5″ cewka odporna na wysokie temperatury
Punkty odcięcia zwrotnicy: 2.4kHz – 3 stopnia @ 400Hz
Wymiary (W x S x G): 112.6 x 24.1 x 42.7 cm
Waga: 34 kg / szt.
Dostępne wersje i kolory: Aria Blue (MG), Harmony White (HG), Sonic Silver (MG), Vanta Black (HG)

System wykorzystywany w teście:
– źródło: Reimyo CDT – 777 + DAP – 999 EX Limited, Accuphase DP-950 + DC-950
– przedwzmacniacz liniowy: Robert Koda Takumi K-15,  Accuphase C-3850
– końcówka mocy: Reimyo KAP – 777, Accuphase P-7300
Kolumny: Trenner & Friedl “ISIS”
Kable głośnikowe: Tellurium Q Silver Diamond, Harmonix SLC, Harmonix Exquisite EXQ
IC RCA: Hijri „Milon”,
XLR: Tellurium Q Silver Diamond
IC cyfrowy: Harmonix HS 102
Kable zasilające: Harmonix X-DC 350M2R Improved Version, X-DC SM Milion Maestro, Furutech NanoFlux – NCF, Hijiri Nagomi
Stolik: SOLID BASE VI
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints „ULTRA SS”, Stillpoints ”ULTRA MINI”
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– akustyczne: Harmonix Room Tuning Mini Disk RFA-80i
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END
Tor analogowy:
– gramofon:
napęd: SME 30/2
ramię: SME V
wkładka: MIYAJIMA MADAKE
przedwzmacniacz gramofonowy: RCM THERIAA

  1. Soundrebels.com
  2. >
  3. Persona 3F

Paradigm Persona 3F
artykuł opublikowany / article published in Polish

Już są … pachnące fabryką i syropem klonowym ultra nowoczesne kolumny Paradigm Persona 3F.

cdn …