Mam cichą nadzieję, że nie przeszkadza Państwu fakt, iż nawet nie tyle nieco, co całkiem wbrew chronologii, za to zgodnie z tradycją i skalą trudności – pracochłonnością, eksplorowany przeze mnie od lat w pierwszej kolejności PGE Narodowy po raz kolejny pojawia się jako finał mojej powystawowej „spowiedzi”. Po prostu zdecydowanie sprawniej przebiega proces relacjonowania dwóch pozostałych i zauważalnie mniejszych hotelowych lokalizacji, więc dokumentacja słowno-zdjęciowa ich dotycząca może ujrzeć światło dzienne zdecydowanie szybciej aniżeli ta ze stadionu. Powiem szczerze, że pomimo obecności na, o ile tylko pamięć mnie nie zawodzi, wszystkich Audio i dopiero od jakiegoś czasu Video Show na tegoroczną edycję wybierałem się z pewnymi obawami. Nie dość bowiem, że co i rusz mych uszu dobiegały opinie, iż dotychczasowa forma się wypaliła, sytuacja tak za naszą wschodnią granicą, jak i w kilku innych zakątkach globu najdelikatniej rzecz ujmując jest nie do pozazdroszczenia, to jeszcze High-End przypiął odrzutowe wrotki o nie tyle odjechał, co zupełnie odleciał z cenami, więc kwestia nie jest czy, lecz kiedy ów pompowany do irracjonalnych rozmiarów balon pęknie. Jeśli dołożymy do tego śladową promocję „na zewnątrz”, czyli poza naszym audiofilskim mikro-światkiem nadal żyjącym w błogim przeświadczeniu, że spęd złotouchych jest „jakoś tak w listopadzie” można było spodziewać się niezbyt imponującego zainteresowania. Całe szczęście pesymistyczne wizje się nie spełniły i pomimo spowijającej stolicę gęstej niczym śmietana 30-ka mgły w piątkowe południe nieprzebrane tłumy spragnionych bezpośredniego kontaktu z systemami, które zazwyczaj można jedynie pooglądać na zdjęciach i posłuchać na … YouTube.
Do takich smakołyków z pewnością można zaliczyć zestaw Sonus faber Suprema, na który ostrzyłem sobie zęby na długo przed jego oficjalną premierą. Pech jednak chciał, że kiedy takowa miała miejsce a włoski dream team zawitał do Monachium zamiast w MOC-u rozgościł się w Hotel Andaz i w dodatku dla prasy wydzielił dwa zupełnie niekompatybilne z naszym grafikiem sloty. No nic, wypadało tylko obejść się smakiem i cierpliwie czekać na okazję taką jak niniejsza. A skoro takowa się przydarzyła, to tym razem nie było zmiłuj. W dodatku dzięki uprzejmości dystrybutora marki do niemalże prywatnych odsłuchów mogłem przystąpić już o godzinie 10-ej w piątek, a więc jeszcze nie tylko przed oficjalnym startem wystawy, co finalnymi porządkami. Czymże jednak jest kilka wiórów na wykładzinie w porównaniu z możliwością doświadczenia absolutu opus magnum włoskich specjalistów od stolarki i elektroniki w audiofilskim wydaniu. W dodatku w wydaniu XXL, gdyż w skład zestawu Suprema wchodzą dwie kolumny główne inspirowane kształtem pierwszych Guarnieri oraz dwa potężne eliptyczne subwoofery nawiązujące do nie mniej sławnych Stradivari. Jednak nie sam ich gabaryt robi wrażenie, gdyż jakość stolarki zapiera dech w piersiach a fakt, iż każda z kolumn może pochwalić się ośmioma przetwornikami na froncie i dwoma skierowanymi ku tyłowi budzi w pełni zrozumiały szacunek. Z kolei suby złowrogo łypią na słuchaczy dwoma 38 cm wooferami (każdy) gotowe zdmuchnąć śmiałków próbujących podejść do nich bez należnego szacunku. Jak łatwo się domyślić do napędzenia takiej wesołej gromadki potrzeba czegoś więcej aniżeli zwykłej integry, co udowodniła ekipa wystawcy wytaczając jedne z najcięższych dział w swym portfolio, czyli cztery monobloki Classé Audio Delta Mono i dedykowany im, pochodzący z tej samej serii przedwzmacniacz. W rezultacie serwowany na PGE dźwięk był potężny, organicznie soczysty i z jednej strony przyjemnie gładki i miękki, lecz jednocześnie daleki od niekontrolowania, czy rozmywającej kontury pluszowej obłości. Co istotne reprezentant Włochów nie stronił od mało wymuskanych utworów serwując słuchaczom zarówno ostry rock, jak i klubową elektronikę udowadniając tym samym, że nie ma również i na ekstremalnym High-Endzie da się słuchać „zwykłych” nagrań i bynajmniej nie musi to być asekuracyjne plumkanie.
Kolejną wielce udaną sesję zafundowały mi poznańskie Dwa Kanały, które chcąc zapanować nad ogólnym i powszechnym na tego typu wystawach chaosem wprowadziły biletowane, półgodzinne zamknięte prezentacje. Pomysł niby nie nowy, jednak jakże skutecznie zapobiegający ciągłemu trzaskaniu drzwiami i zupełnie przypadkowym wizytom „znawców”, którzy jedynie na kilka-kilkanaście sekund wsadziwszy czerep i dłoń dzierżącą smartfon byliby w stanie zrobić zdjęcie i autorytatywnie wydać werdykt jak taki system gra. A tak można było w spokoju usiąść, posłuchać kilku utworów i mieć chociażby jako/takie wyobrażenie co tak naprawdę potrafią ultra zaawansowane Magico M7 w połączeniu z dzielonym wzmocnieniem Pilium OLYMPUS / 2 x Pilium CRONUS. A potrafiły sporo w wielce udany sposób łącząc rozdzielczość z plastycznością i dynamikę z wyrafinowaniem.
Cały czas utrzymując się w ultra high-endowej stratosferze warto było wstąpić również do zajmowanego przez stołeczny SoundClub Studia TV5, gdzie w zależności od dnia grały trzy skierowane do najbardziej wyrafinowanych smakoszy konfiguracje (stosowny grafik na zdjęciu). Jak jednak wspomniałem przemierzając stadionowe korytarze w piątek automatycznie załapałem się na rozwinięcie seta, którego miałem okazję posłuchać w siedzibie dystrybutora – z przywodzącymi na myśl transformersowego Bumblebee kolumnami EgglestonWorks Andra Viginti V2. Na potrzeby AVS końcówkę Bouldera 1160 zastąpiło większe rodzeństwo, czyli 2160, więc było jeszcze lepiej niż w wakacje, tym bardziej, że i same Andry miały okazję w pełni się wygrzać. Z „drobiazgów” wygrzewania niewymagających warto wspomnieć za to o jubileuszowym stoliku 15th Anniversary Alu Master Reference Series Rack i platformach 15th Anniversary Alu Master Reference Series Platforms Franc Audio Accessories a szczęśliwcy, który dotarli na PGE w sobotę, bądź niedzielę mieli okazję również posłuchać odpowiednio Martenów Mingus Septet i GOBELi Divin Comtesse.
75 lat na karku to nie w kij dmuchał, więc jest okazja by odpowiednio to uczcić. A McIntosh ma czym i jak, więc jadąc po przysłowiowej bandzie sam sobie zrobił prezent wypuszczając Monobloki Mc2.1KW. Cóż w tym niezwykłego? A to, że każdy z monosów to de facto … 3 (słownie „trzy”!!!) urządzenia – dwa zasilacze i moduł wzmocnienia w sumie ważące 180 kg. Dokładając do tego również jubileuszowy przedwzmacniacz C12000 Anniversary i CD/SACD MCD12000 Anniversary robi się prawdziwa ściana sprzętu, której to charakterystycznej zielonkawo-niebieskiej poświacie przyszło się pławić nie tylko licznie przybyłym odwiedzającym, co przede wszystkim Rockportom Orion.
Pozwolę sobie na krótką chwilę zejść na ziemię, by wspomnieć o mającej podczas tegorocznego premierze lifestylowego all-in-one’a, czyli wszystkomającego Devialeta Astra Opéra de Paris, którego płytę górną pokrywa się ręcznie płatkami prawdziwego 23-karatowego złota. Oczywiście zdaję sobie sprawę, iż na tle powyższych propozycji „niespodzianka” przygotowana przez Audio Klan ma wyraźnie mniejszą siłę rażenia, jednak rynek na tego typu rozwiązania jest nad wyraz chłonny, więc i taka forma promocji jak najbardziej ma sens. A że ww. dystrybutor powoli oddaje pola stricte high-endowym graczom to już zupełnie inna kwestia.
Nieco wyżej gardę trzymał stołeczny EIC prezentując strzeliste PMC Fenestria napędzane zestawem Muscial Fidelity z topowej serii Nu-Vista. Jak na High-end, który niewątpliwie reprezentowały tak ceny, jak i gabaryty śmiało można uznać za umiarkowane.
Skoro o nieprzesadzonych gabarytach mowa na uwagę zasługiwał również system Esoterica z topowymi modelami z serii Grandioso napędzającymi charakterystyczne flagowce Fyne Audio.
No dobrze, starczy propozycji dla „normalnych” odbiorców, czas wrócić na okołoziemską orbitę. Koniec końców krakowski Nautilus wreszcie trafił na PGE Narodowy, co patrząc na to, co w tym roku przygotował zupełnie nie dziwi. Potężne Avantgarde Acoustic Trio G3, wspomagane na najniższych tonach przez firmowe Spacehorny zasilały nie mniej działające na audiofilską wyobraźnię Kondo Kagury. I nie będzie w tym ani grama przesady jeśli napiszę, iż była to jedna z najlepszych, jeśli nie najlepsza prezentacja Nautilusa co najmniej od czasów, gdy jeszcze najlepszych systemów podczas AVS można było posłuchać w hotelu Bristol.
Nie mniej imponująco prezentował się rezydujący nieopodal system z premierowymi Wilson Audio ALEX Vfx wspomaganych subwooferami Wilson Audio LōKē i napędzanych końcówkami mocy Dan D’Agostino M400 MxV. Co prawda gospodarze nieco niefrasobliwie potraktowali kwestię zaadaptowania tak akustycznego, jak i wizualnego szklanej ściany za systemem która nie dość, że pracowała jako potężna płaszczyzna odbijająca, to znacząco utrudniała dokumentację fotograficzną serwując odwiedzającym bodaj ostatnie promienie jesiennego słońca.
Z kolei Diora, choć z dumą prezentowała swe flagowce w formie niemej ekspozycji, to już grała z adresowanych statystycznym odbiorcom zestawów nieprzekraczających 10 kPLN.
Rezydujące nieopodal białostockie Rafko postanowiło za to odczarować obecność subwooferów w systemach stereofonicznych. Podkreślam subwooferów a nie subwoofera, gdyż w tym roku główny system oparto na bezkompromisowych monitorach Perlisten S5m wspomaganych duetem subwooferów Perlisten D12s. Czy to miało sens? 4 x TAK! Czy było „słychać suby”? 2 x NIE! Po prostu grała muzyka a reakcje odwiedzających wpatrujących się w 12-ki jak szpak w gnat, by po chwili autorytatywnie stwierdzić, że pewnie są wyłączone bo „nic nie dudni” … bezcenne. O planach na przyszłość (gwarantuję, że będzie się działo) z zaraźliwym zaangażowaniem opowiadał sam Lars Johansen jasno dając do zrozumienia, że sukcesy Perlistena nie są przypadkowe, lecz wynikają z potężnej pracy jaką wkłada cały zespół w rozwój wykorzystywanych przez nich technologii. Ponadto warto podkreślić, szczególnie dla osób z ww. marką nieobeznanych, że ww. kolumny dźwięku lapidarnie rzecz ujmując nie robią a reprodukują w możliwie najwierniejszej postaci. Dzięki czemu świetnie nadają się nie tylko do zastosowań cywilnych – Hi-Fi/High-End lecz również profesjonalnych – w studiach nagraniowych i masteringowych, co z resztą coraz częściej ma miejsce.
Tuż za ścianą dyskretnie przygrywały śnieżnobiałe Triangle Magellan 40th Cello napędzane dzielonką słowackiego CANOR-a Hyperion P1 + Virtus S1S.
T+A robi swoje, solidna elektronika, oszczędna forma i szalenie dalekie od efekciarstwa brzmienie. Jak ktoś ceni prawdomówność (prawdogralność?) miał okazję poznać cel do którego warto dążyć.
Polski przystanek na AVS, czyli hORNS / David Laboga / Lucas Audio Lab, czyli głośniki/okablowanie/elektronika wespół/zespół stawiające na eufonię i dźwiękowe pieszczoty aniżeli obsesyjną analityczność i prosektoryjny chłód. Nic tylko wejść, usiąść, posłuchać i odpocząć od codziennego/wystawowego pędu.
Innuos znany jest z tego, że operując w domenie cyfrowej na światło dzienne ekstrahuje taki ogrom w pełni analogowej koherencji i naturalności, że część gramofonów może poczuć się zazdrosna. W tym roku było podobnie.
Nieco nawiązujący do „polskiego przystanku” zestaw Horn Acoustic / Soulnote okablowano rodzimymi WK Audio. Niby nic nie raziło i nie odstręczało, ale Witek (z WK Audio) w Sobieskim potrafił bardziej podkręcać emocje.
No i nasz tegoroczny okładkowiec (rano jeszcze a wieczorem już PGE spowijała szczelnym kożuchem mgła, więc ze standardowego kadru zmuszony byłem zrezygnować) skomletowany przez stołeczne Sound Source. Imponujące perłowo-białe „plemniki”, czyli Vivid Audio GIYA G2 w towarzystwie elektroniki Audioneta (m.in. znane nam z odsłuchów monobloki Heisenberg) prezentowały się nad wyraz elegancko a i przy tym grały zacnie. Co ciekawe brzmienie przez nie oferowane było po cieplejszej i gładszej „stronie mocy”, co nie zawsze w przypadku tego wytwórcy kolumn ma miejsce.
Dziwnym zbiegiem okoliczności w Monachium jakoś nie udało mi się ich posłuchać, więc widok Audiovectorów Trapeze Reimagined bardzo mnie ucieszył. Radość była tym większa, że i dźwiękowo te (czysto umownie) ekshumowane blisko półwieczne modele doskonale dawały sobie radę stawiając na dynamiczny, wręcz żywiołowy przekaz aż kipiący od energii i chęci do grania.
Z cyklu stara miłość nie rdzewieje – czasy się zmieniają a ja lubię sobie od czasu do czasu rzucić tak okiem i uchem na aktualne „wypusty” Electrocompanieta, szczególnie gdy w zasięgu trafi się zacna parka AW-800 wyczyniająca z Rockportami Lynx, co tylko przyjdzie jej do głowy. Dla równowagi nieco bardziej neutralne brzmienie oferował set Karan-a, więc w zależności od preferencji/repertuaru, czy też nastroju było z czego wybrać coś dla siebie.
Potężne kolumny Steinheima, nie mniej imponujące monosy VTL-a i szpulak Sony. Dodając do tego przedwzmacniacz Gryphona mam przepis na … sukces.
Powiem szczerze, że może i aktywne, bezprzewodowe Focale DIVA UTOPIA grają całkiem nieźle. Może i są szalenie ergonomiczną alternatywą dla konwencjonalnych systemów, ale bardzo przepraszam wszystkich ortodoksyjnych akolitów marki, lecz wykończenie szarym filcem zupełnie do mnie nie przemawia. Może i skojarzenia z gumofilcami Jakuba Wędrowycza są nazbyt oczywiste a może jeszcze tak ja, jak i High-End nie jesteśmy jeszcze gotowi na tego typu post- PGR-owski design.
Za to doskonale pamiętane z występów w naszych skromnych progach Cantony Reference GS Edition nijakich kontrowersji nie powodowały. Ba, sprawiały wyłącznie pozytywne wrażenie pokazując, że i najnowsze flagowce Marantza z serii 10 (odtwarzacz SACD, Streamer i integra) nie wypadły sroce spod ogona a ich oscylujące wokół 50 kPLN ceny nie są chorym wymysłem szalonych marketingowców i pazernych księgowych, lecz nad wyraz uczciwie skalkulowanymi kwotami.
Kontynuując „hornową sagę” nie sposób było nie wstąpić i rzucić uchem na napędzane dzielonką Classé Audio Delta Dali EPIKORE 9.
A następnie dać opaść emocjom w towarzystwie Unison Reasearch Unico CD Due i integry S6 Black Edition wespół z podłogowymi kolumnami Opera Quinta v2 grającymi na zmianę z podstawkowymi Opera Prima v2.
Z premedytacją, niejako na deser zostawiłem prawdziwego rodzynka, czyli lożę zajmowaną przez sopockie Premium Sound, które podobnie jak w swojej hotelowej prezentacji pokazało, że nie liczy się ilość a jakość i znajomość posiadanych we własnym portfolio marek. Nie ma zatem co na nowo wynajdywać koła, bądź wyważać już dawno otwartych drzwi, gdyż sprawdzone rozwiązania mają to do siebie, że się … sprawdzają. Dlatego budowanie systemu wokół kolumn AudioSolutions (w tym roku przepięknych Figaro L2 w wykończeniu Midnight Gold) i rodzimego gramofonu BennyAudio Odyssey jak najbardziej ma sens. Jak się miało okazać sens miało również użycie monobloków Van den Hul The Excalibur oraz sygnowanego tym samym logotypem okablowania. Może i basu było nieco zbyt dużo, ale biorąc pod uwagę specyfikę SkyBox-a z powodzeniem można było efekt finalny za wysoce satysfakcjonujący.
Za szalenie miły akcent należało również uznać wielce intrygującą i w pełni dostępną (pod względem konsumpcyjnym) ekspozycję wysokoprocentowych destylatów z destylarni Tessellis. I tu drobna uwaga. Otóż będąc zupełnie niezainteresowanym walorami standardowych „aqua vitae”, które ewidentnie mi nie służą, więc omijam je szerokim łukiem tym razem byłem pod wielkim, w dodatku pozytywnym wrażeniem nie tylko klasycznego Ginu, lecz również (a może nawet przede wszystkim) deserowej Tessellis Dark Chocolate & Orange. Krótko mówiąc idealne zwieńczenie pierwszego dnia Audio Video Show.
Chociaż … chwileczkę. Przecież w ramach AVS od niepamiętnych czasów prężnie działa strefa słuchawkowa, gdzie jedynie zmieniając krzesełka można zapoznać się z bezlikiem rozwiązań tak przewodowych, jak i kabli pozbawionych. Tak też było i w tym roku.
No i już zupełnie na koniec jeszcze tylko migawka płytowa, gdyż miłośnicy czarnych płyt też nie mogli PGE Narodowego opuścić z pustymi rękami.
Do zobaczenia za rok i przekazuję mikrofon Jackowi, więc proszę zbytnio nie oddalać się od radioodbiorników.
Cdn.…
Marcin Olszewski
Skoro już podczas relacji z Sobieskiego jasno dałem Państwu do zrozumienia, że czego jak czego, ale chronologii trzymać w tym roku się nie zamierzam, więc proszę się nie dziwić, że PGE Narodowy, który de facto był miejscem startu maratonu po tegorocznym Audio Video Show wylądował na końcu mojej trylogii. Oczywiście co się odwlecze, to …, jednak jeśli ktoś oczekiwał gorących newsów wprost z oka cyklonu, to bardzo przepraszamy, ale doba, niekoniecznie hotelowa, ma tylko 24h a wykonane zdjęcia same obrabiać się nie chcą, co przy założeniu, iż z szacunku dla naszych Czytelników „surówek prosto z puszki” nigdy nie publikujemy cały proces edycyjno-bajkopisarski swoje zajmuje. Skoro jednak czytacie Państwo niniejsze słowa, to znak, że przynajmniej ja swój cykl kończę przekazując pałeczkę Jackowi, który lada moment podzieli się z Wami własnymi refleksjami. Zanim jednak to nastąpi pozwolę sobie zająć Wam dłuższą chwilę.
Jak już zdążyłem wspomnieć to właśnie na PGE tegoroczne Audio Video Show zainaugurowała tradycyjna konferencja prasowa obejmująca krótki rys historyczny, skierowane do miłośników cyferek statystyki, mające ujrzeć światło dzienne nowości i imponującą listę wszelakiej maści seminariów, eventów i innych towarzyszących wystawie atrakcji. Było też małe co nieco o wydawać by się mogło zapomnianym formacie SACD, który dzięki staraniom grupy zapaleńców ma szanse wrócić do łask złotouchych a to za sprawą „wykopania” z archiwów Polskich Nagrań taśm matek i ekstrakcji ich zawartości właśnie na ww. audiofilskie krążki.
Przechodząc jednak do meritum zaczynamy z grubej rury, czyli od imponującego systemu Audio Group Denmark, gdzie za oko i ucho łapały strzeliste monochromatyczne Børreseny M6, którym towarzyszyła nie tylko firmowa elektronika Aavika (streamer SD880, przedwzmacniaczem C880 i wzmacniaczami mocy P880), lecz również legendarny szpulak Nagry IV-S i jubileuszowy (zbudowany z okazji 70-lecia marki) gramofon. Czy był to system wart wyłożenia „drobnych” 4mln PLN nie mi osądzać, gdyż stadionowe warunki dalekie były od nie tyle sprzyjających tego typu werdyktom, co raczej pozwalały jedynie stwierdzić, iż całość dysponowała potencjałem mogącym zainteresowanego ww. kompletem skłonić do umówienia się na odsłuch w jego czterech kątach. A proszę mi wierzyć, to już całkiem sporo.
Nieco skromniej w tym roku wystąpiło Dali, które po flagowych Kore pojawiło się z bardziej kompaktowym, acz nadal bezdyskusyjnie high-endowym modelem Epikore 11, który jak z pewnością pamiętacie zadebiutował na tegorocznym monachijskim High Endzie . O ile jednak w Niemczech do ich napędzenia użyto d-klasowych NAD-ów, to nad Wisłą podobne kontrowersje sobie darowano i rodzimy dystrybutor – stołeczny Horn, raczył był sięgnąć po niedawno pozyskaną „włoszczyznę”, czyli pyszniący się rudą miedzią, szlachetnym drewnem i bursztynową poświatą lamp wzmacniacz zintegrowany Unison Research Absolute 845 SE. Co prawda tak cyfrowe (Marantz SA10), jak i analogowe (Marantz TT15S1) źródła nieco odstawały od reszty układanki, ale całość grała na tyle przyjemnie, że nikt specjalnie nie próbował silić się na jakąś miażdżącą krytykę. Zamiast niej pojawił się za to sam Tomasz Raczek dzieląc się własnymi rekomendacjami dotyczącymi najlepszych soundtracków.
Na swoisty, przynajmniej w high-endowym rozumieniu, minimalizm zdecydował się łódzki Audiofast prezentując „kompaktowe” Wilson Audo Sasha V w towarzystwie jubilersko-biżuteryjnej końcówki mocy Dan D’Agostino Momentum S250 MxV, „desktopowego” przetwornika dCS Lina Network DAC 2.0 i serwera Taiko Audio SGM Extreme.
Z kolei Audio Klan wytoczył swe najcięższe działa i oprócz limitowanych Bowers & Wilkins 801 D4 Signature zadbał o odpowiednią elektronikę i specjalnie na AVS „ściągnął” elegancki zestaw Luxmana w skład którego weszły Odtwarzacz D-10X, przedwzmacniacz C-10X i stereofoniczna końcówka mocy M-10X. I cóż mogę powiedzieć? Chyba tylko to, że po tym, jak zagrały dzielonki z serii 900 i 700 po prostu nie możemy doczekać się najnowszych flagowców. Wracając jednak do wystawy sprzęt sprzętem, lecz świetną robotę wykonała również ekipa dystrybutora, która w osobie Marcina prowadziła wielce porywającą „konferansjerkę” prezentując nie tylko dość nieoczywiste nagrania, lecz również zwracając uwagę na aspekty techniczne, czyli co, jak, gdzie, z kim i na czym zostało nagrane.
Zejdźmy jednak na ziemię i skupmy się na zestawie zdecydowanie łatwiej osiągalnym, czyli propozycji hORNS (podstawkowe monitory Atmosphere MK2) i okablowania David Laboga Custom Audio, które wspomogła m.in. integra Audio Hungary z serii Qualiton z kwadrą KT170 na pokładzie.
Kiedy ni stąd ni zowąd Technics nagle odrodził się niemalże z popiołów przypominając sobie o rynku Hi-Fi wydawać by się mogło, że widać światełko w tunelu i pomimo lekko deprymującego nieobeznania z tematem reprezentującej markę na AVS 2014 ekipy wszystko wróci na właściwe tory. Minęła jednak niemalże dekada a najdelikatniej rzecz ujmując szału nie ma. Nie wierzycie? To co powiecie Państwo na fakt, że najpierw Technics szumnie zapowiada najnowszą wersję „ikonicznego” modelu SL-1200GR2 (dla nieobeznanych to gramofon), po czym w zajmowanej przez siebie sali grał z … cyfry. Krótko mówiąc samozaoranie level hard.
Wiarę w branżę ratował za to EIC prezentując klasyczne Fyne Audio Vintage Fifteen z lampowymi monoblokami Synthesis NYC 500, gdzie młodzi akolici dobrego dźwięku mogli na własne uszy przekonać się co kiedyś rozumiano przez brytyjską szkołę brzmienia.
No i jedna z największych niespodzianek tegorocznej wystawy, czyli Diora Świdnica, która po latach pracy na konto największych graczy (produkując dla nich obudowy) wystartowała z własną marką Diora Acoustics prezentując od razu dwie serie – Perun i Chors. Odgrzewane kotlety i skok na kasę poprzez granie na emocjach i wspomnieniach? Niekoniecznie, szczególnie jeśli weźmie się pod uwagę, że prezentacja odbywała się z użyciem systemu Gryphon Audio i to pozyskanego nie z lokalnej dystrybucji a bezpośrednio od producenta.
Białostockie Rafko nie oglądając się na innych robi swoje i stawia na sprawdzone rozwiązania. W tym roku również nie było niespodzianek, chociaż … lampowe Canory zagrały z Trianglami a kompaktowe NuPrime’y krótko przy pysku prowadziły potężne, limitowane Perlisteny S7t LE, czyli na odwrót aniżeli w zeszłym roku, co śmiem twierdzić wszystkim zainteresowanym wyszło na dobre.
Poznańskie Dwa kanały postawiły na sprawdzone high-endowe marki, jak Magico i ich nowe S3-ki i elektronikę MSB Technology – Reference DAC z Reference Digital Director i końcówką mocy S500, odtwarzaczem Metronome AQWO 2 i gramofon Acoustic Signature Hurricane Neo.
Skoro wspomniałem przy okazji debiutu Diory o duńskim Gryphonie, to nie sposób było nie zajrzeć do kolejnego systemu, w którym tym razem grało ich najnowsze dziecko, czyli integra Diablo 333 z wbudowanym modułem phonostage’a PS3. W jego towarzystwie pojawił się odtwarzacz Ethos i gramofon Grand Prix Audio Parabolica z ramieniem VIV Laboratory Rigid Float a na końcach firmowych przewodów głośnikowych „zawisły” Wilson Audio Sabrina X.
Poznańska manufaktura Horn Acoustic zaprezentowała swoje zaskakująco kompaktowe podłogówki Ferria, które napędzała debiutująca integra SoulNote A-3.
Portugalski Innuos jeńców nie bierze. W końcu jeśli pojawia się ze swoimi flagowymi modelami a do pomocy angażuje się dzielony set Nagry i potężne Rockporty Avior II, to żartów nie ma. I nie było, bo tak wybornie podanych plików dawno nie słyszałem.
Kolejną marką nierozerwalnie związaną z naszą przeszłością czy to się komuś podoba, czy nie jest Unitra, która ostatnimi czasy próbuje powrócić z niebytu. Nowy, wielce poważny inwestor nabył prawa do nazwy, pojawił się kapitał i bazujące na archiwalnych modelach ich współczesne inkarnacje. Czyli pomysł na biznes jakich wiele. Niestety jak to mówi młodzież „skilla nie kupisz”, wiec jeśli prezentujący system przedstawiciel z radosną beztroską oznajmia, iż osobiście korzysta z „drapaka” zakupionego w jednym ze spożywczych dyskontów a kolejny „pilnujący” przekroju kolumn niespecjalnie wie czemu służy dwustronne okleinowanie ścian, to pojawia się pytanie, czy nie lepiej byłoby posiadane środki zamiast na marketing i „klasowe wycieczki” przeznaczyć na szkolenie kadry.
Wróćmy jednak do normalności i nowo pozyskanych przez Horna marek, czyli już wspominanego Unison Researcha, tym razem pod postacią Simply 845 i wykwintnych podłogówek Opera Grand Callas. Krótko mówiąc włoska robota w najlepszym wydaniu i w dodatku za bardzo rozsądne, szczególnie biorąc jakość wykonania i brzmienie, pieniądze.
Skoro o „włoszczyźnie mowa” to AVS bez Sonus faberów odbyć się nie może, więc i tym razem takowe się pojawiły i to nie byle jakie, bo najnowsze Stradivari G2 w dodatku napędzane topowym setem Classe z serii Delta.
I jeszcze jedna odsłona portfolio Horna, choć raczej wypadałoby mówić o FNCE, czyli zestaw elektroniki Naim-a z serii 300 z Focalami Scala Utopia Evo. I tu też obyło się bez niespodzianek, czyli można było mówić o pełnej synergii oraz zachowaniu równowagi pomiędzy dynamiką, rozdzielczością i muzykalnością.
Sopocki Premium Sound nie eksperymentował i postawił na to, co wzajemnie się dogaduje w mgnieniu oka, czyli topowy gramofon Benny Audio Odyssey, dzielonkę Audia Flight z topowej serii Strumento i kolumny Audio Solutions L2 w malowaniu Battleship Grey.
Z kolei w loży zajmowanej przez HiFiPro i MP3Store można było posłuchać ultra-kompaktowego zestawu Lindenmanna, który chęcią do grania był w stanie zaskoczyć niejednego melomana.
Czy zjawiskowe Elaci Concentro S509 i elektronika Hegla (CD Viking + integra H600) to dobre połączenie? Ci co zajrzeli na PGE z pewnością mogą potwierdzić, że bardzo dobre.
Powoli zbliżając się ku końcowi tegorocznego tour de PGE zajrzałem do dwóch lóż zajmowanych przez stołeczny SoundClub, gdzie można było zapoznać się z najnowszymi produktami Harbetha, Air Tighta i Emotivy. Ot takie przyjazne domowemu oblicze warszawskiego dystrybutora, który co tu dużo mówić większości obeznanych z tematem audiofilów kojarzy się przede wszystkim ekstremalnym High-Endem.
I bardzo dobrze, że tak się kojarzy, bo są ku temu powody, ot jak daleko nie szukając jeden z najdroższych zestawów tegorocznej wystawy, w którym w roli analogowego źródła wystąpił Brinkmann Balance z ramieniem Brinkmann 12.1 i wkładką Air Tight PC-1 Supreme a cyfrą zaopiekował się Wadax Reference Server i Reference DAC. Z kolei wzmocnienie powierzono duetowi Boulder 2160 + 2110 które swymi wpływami objęło debiutujące na naszym rynku kolumny Göbel Divin Marquis wspomagane parą subwooferów Göbel Sovereign. Jeśli napisałbym w tym momencie, ze było szalenie spektakularnie, angażująco, czy wręcz porywająco, to proszę mi wierzyć, że nie napisałbym nic jedynie ślizgając się po powierzchni odczuwanych wtenczas emocji. Dlatego też jedynie uzbroję się w cierpliwość i poczekam aż cała powyższa układanka wyląduje na Skrzetuskiego, gdzie będzie można pochylić się nad nią z właściwą atencją i dopiero wtedy wysnuwać jakieś bardziej konstruktywne wnioski.
I jeszcze na koniec dosłownie kilka zdjęć ze stref słuchawkowej, która z wiadomych względów cieszyła się w pełni zasłużonym zainteresowaniem.
A dla wytrwałych czytelników, którzy dotrwali do końca niniejszej epistoły niewinne zdjęcie z piękniejszym obliczem tegorocznego Audio Video Show skażonym obecnością piszącego niniejsze słowa. Do zobaczenia za rok i prośba o nieoddalanie się od „radioodbiorników”, bowiem lada moment swoimi refleksjami podzieli się z Państwem Jacek.
Marcin Olszewski
Cdn. …
Po dwóch hotelowych przystawkach najwyższa pora na danie główne, czyli główną lokalizację i perłę w koronie stołecznego Audio Video Show – PGE Narodowy. Nie da się bowiem ukryć, iż zarówno pod względem dojazdu, jak i przestronności trudno znaleźć choćby zbliżony klasą obiekt, co skwapliwie organizator AVS wykorzystuje dwojąc się i trojąc by z roku na rok jeszcze wygospodarować dodatkową przestrzeń dla spragnionych stadionowych wygód wystawców. Nie ma się jednak czemu dziwić, skoro nawet podczas największego oblężenia w bodajże żadnej z lóż nie było problemów z klimatyzacją a i przeciskając się przez nieprzebrane rzesze spragnionych nausznych wrażeń audiofilów na szerokich ciągach komunikacyjnych tlenu nie brakowało. W dodatku na liście objętych wystawowym polem rażenia pomieszczeń znalazło się przygotowane wzorem m.in. monachijskiego High Endu centrum prasowe, gdzie można było we względnej ciszy nie tylko chwilę odzipnąć, co np. uporządkować zebrane materiały, czy nawet odładować akumulatory w aparacie, bądź lampie. Mała rzecz a cieszy.
Na zorganizowanej godzinę przed oficjalnym otwarciem konferencji prasowej Adam Mokrzycki – sprawca tego całego zamieszania sprawiał wrażenie, jakby po spowodowanej Covidem dwuletniej przerwie nie tyle nie dowierzał w skalę całego przedsięwzięcia, co wydawał się nieco oszołomiony ogromem przygotowanych przez wystawców atrakcji. Pół żartem, pół serio można byłoby wręcz stwierdzić, że tym, co pokazano w tym roku spokojnie można byłoby obdzielić kilka kolejnych edycji i też byłoby po co się na nich pojawić. Czyli co? Klęska urodzaju? Aż tak bym nieprzebranej obfitości atrakcji nie demonizował, bo po pierwsze akurat w tym przypadku głowa nie boli, bo jak wiadomo audiofil to wybredny stwór i zawsze coś mu może nawet w ekstremalnym High-Endzie nie podpasować, więc to nie jest tak, że wszystko naj musi trafiać w jego gusta a ponadto jakaś rekompensata za permanentny brak wystaw od 2019 r. nam się należy. Nie przedłużając zatem wstępu serdecznie zapraszam na ostatnią moją epistołę z tegorocznego, jednak prosiłbym o zbytnie nieoddalanie się od „radioodbiorników”, gdyż lada moment swoimi wrażeniami podzieli się z Państwem Jacek, któremu zaraz po postawieniu ostatniej kropki przekażę „mikrofon”.
No to zaczynamy z wysokiego C, czyli od systemu wycenionego na drobne 4 (słownie cztery) miliony PLN i choć zwykło się mówić, że pieniądze nie grają, to z przykrością muszę stwierdzić, że akurat w tym przypadku ewidentnie było je słychać. Chodzi oczywiście o kolumny Wilson Audio Chronosonic XVX współpracujące z flagowcami Gryphona – przedwzmacniaczem Commander, stereofoniczną końcówką mocy Apex i reprezentantem nieco mniej imponującego rodzeństwa, czyli DAC-a Kalliope obsługującym sygnał cyfrowy otrzymywany z serwera Taiko Extreme. Od razu zaznaczę, że z racji nader pokaźnych gabarytów prezentowanych kolumn osoby zasiadające w pierwszym, bądź nawet dwóch-trzech pierwszych rzędach niekoniecznie trafiały w „golden circle”, gdyż dopiero z większej odległości można było doświadczyć pełnej koherencji przekazu i swoistej perfekcji na długo pozostającej w pamięci.
A tuż za ścianą zaprezentowano nieco skromniejszy zestaw z szeroko rozstawionymi Wilsonami Alexia V zasilanymi parą monobloków Dan D’Agostino Momentum M400 MxV sterowanymi z regulowanego wyjścia DAC-a dCS Vivaldi APEX obsługującego serwer Grimm Audio MU1. Oczywiście przesiadka z ww. setu początkowo bolała, ale bądźmy szczerzy – gdyby nie obecność Chronosoniców, to i tak większość z nas w ciemno brałaby Alexie i nawet przez myśl nie przyszłoby nam grymasić.
Skoro było coś zza wielkiej wody, to dla równowagi proponujemy coś ze starego kontynentu, czyli niespecjalnie mające powody do kompleksów zjawiskowe Focale Grande Utopia EM Evo, nad którymi troskliwą opiekę roztoczył katafalkowy Naim Statement wespół ze streamerem ND 555 i gramofonem Solstice Special Edition. I tu drobna uwaga, gdyż jak się okazało system ów budził skrajne opinie a to wszystko za sprawą pewnej niekonsekwencji ze strony prowadzących prezentacje odnośnie poziomów głośności. Gdy zachowywany był zdrowy rozsądek i umiar wszystko brzmiało jak z bajki i nie było się do czego przyczepić, jednak wystarczyło by operator pilota poczuł ułańską fantazję wraz z kolejnymi dawkami decybeli ulatywała cała magia i wyrafinowanie a do głosu dochodziła ofensywność i dość wyraźne faworyzowanie górnych rejestrów.
W tym roku stołeczny SoundClub pojechał po przysłowiowej bandzie. Jeśli bowiem weźmiemy pod lupę ich główny system, bardzo szybko okaże się, że oprócz pyszniących się nie tylko strzelistych (dwa metry wzrostu/240kg szt), trzynastoprzetwornikowych (!!!) Martenów Coltrane Momento 2, światową premierę jubileuszowa seria 20th Anniversary Limited Edition znanej i lubianej marki Tenor Audio, którą raczyły były reprezentować monobloki 350MHP 20ALE, stereofoniczna końcówka 175SHP 20ALE, przedwzmacniacz liniowy Line1/Power1 20ALE oraz phonostage Phono1 20ALE współpracujący z uzbrojonym we wkładkę Airtight Opus-1 gramofonem Brinkmann Audio Taurus. To jednak nie wszystko, gdyż powyższy opis byłby skandalicznie niekompletny bez toru cyfrowego, którego panem i władcą okazał się zestaw … WADAX Atlantis Reference Server i Reference DAC.
Jeśli Focale wydały się Państwu nieprzewidywalne, to wizyta w Studio TV4, gdzie na odwiedzających czaiły się Blumenhofery Gioia XXL zasilane elektroniką Ypsilon i streamera Cary Audio DMS-700 zapewne (niestety nie załapałem się na zamianę warty) ustępującemu co jakiś czas miejsca gramofonowi Bergmann Audio Magne mogła zostać uznana za nagły atak rozdwojenia jaźni, bądź incepcję w incepcji. O ile bowiem część słuchaczy padała z zachwytu niemalże na kolana, to mi niestety trafiły się dwie sesje permanentnego krzyku a że delikatnie rzecz ujmując nie przepadam jak ktoś się na mnie wydziera, to trzecie podejście sobie darowałem. Za to jeśli chodzi o wykonanie, to stolarka palce lizać.
Skoro poruszyliśmy kwestie stolarki, to nietaktem byłoby pominięcie smukłych jak trzcina Raidho TD6 grających z topowym setem Classé Audio Delta Pre & Delta Mono. Perfekcja ich wykonania wręcz onieśmielała, lecz porównując dzień po dniu ich zaskakująco ewoluujące w trakcie trwania AVS brzmienie coś podejrzewam, że na stołeczną wystawę trafiła bądź to niewygrzana, bądź długo niegrana parka, bo tak naprawdę bas i wypełnienie średnicy zaczęło dochodzić do głosu dopiero w sobotę po południu a specjalnie zaglądałem do nich kilkukrotnie by sprawdzać rozwój wypadków.
Wracamy do SoundClubu a to za sprawą może nie tak spektakularnego jak wyżej opisany systemu, ale za to takiego, przed którego wstawieniem nie trzeba wzmacniać stropów i mieć dochodów na poziomie rodzimego miłośnika dworków i pałaców. Mowa bowiem o zestawie składającym się z futurystycznych, modułowych kolumn AudioNec EVO 2 (z autorskim driwerem Duopole), które zasilała elektronika Bouldera ( znane z występów na naszym „podwórku” przedwzmacniacz 1110 i stereofoniczna końcówka mocy 1160), przetwornik Brinkmann Audio Nyquist II oraz zbierający ekstatycznie pozytywne opinie serwer/transport plików 432 EVO Master. Oczywiście nadal poruszamy się na stricte high-endowym pułapie i śmiem twierdzić, że mając luźne 200 kPLN a tyle właśnie Francuzi winszują sobie za swoje kolumny raczej długo bym się nad nimi nie zastanawiał.
Dali Kore dane nam było posłuchać w Monachium, jednak tam z D-klasowymi NAD-ami zachodziło podejrzenie, że amplifikacja nieco ograniczała potencjał kolumn. I to był dobry trop, gdyż Classé Audio Delta Pre & Delta Mono znacznie podniosły poprzeczkę doznań i to pomimo zdecydowanie mniejszego pomieszczenia niż w MOC-u. Dali zaoferowały bowiem niezwykle energetyczny i soczysty przekaz grając praktycznie każdy repertuar od ciężkiego rocka po równie problematyczną elektronikę, z którą stojące za ścianą ww. Raidho TD6 przynajmniej w piątek poradzić sobie za bardzo nie mogły.
Sopocki Premium Sound wespół z gliwickim 4HiFi w tym roku również postanowili pokazać pazurki prezentując zestaw z nawiązującymi kolorystyką do moto-sportu AudioSolutions Vantage M i nie mniej postawną dzieloną amplifikacją Pilium, przy której recenzowana przez nas integra Odysseus wydawała się niemalże desktopową zabawką.
Najwyższa pora na klasykę, czyli Bowers&Wilkins 803D4, które choć ustępowały tak pod względem rozmiarów, jak i ceny powyżej opisanym konstrukcjom nie miały zbytnio czego się wstydzić. Tym bardziej, że ich aplikacja nawet w „blokowym” M3, czy M4 nie powinna nastręczać większych problemów a i do ich prawidłowej pracy nie trzeba sięgać po kilkuset watową spawarkę, bo do pełni szczęścia wystarczy im np. taka jak na zdjęciach nader kompaktowa integra Luxmana.
Jak już jesteśmy przy zestawach, które nie będą wymagały salonów o powierzchni sali balowej w podmiejskim pałacyku, to warto również wspomnieć o debiutujących w dystrybucji białostockiego Rafko intrygujących i niezwykle wyśrubowanych pod względem technologicznym kolumnach Perlisten, które reprezentowały podłogowe S7t o wielce intrygującej potrójnej sekcji wysokotonowej składającej się z 28mm kopułki berylowej i pary, również 28mm tweeterów TPCD podpięte pod zestaw topowych Canorów.
Jeśli pomimo wysokiej (92,2dB) skuteczności Perlisteny nie pasują komuś ze względu na zbyt trudną (4 Ω), to podobnymi parametrami, lecz już 8Ω obciążeniem charakteryzują się rodzime hORNS Symphony 10”, które na tegorocznym AVS grały z węgierską dzieloną amplifikacją Audio Hungary z serii Qualiton – preampem C200 oraz 100 W uzbrojoną w kwadrę KT150-ek stereofoniczną końcówką mocy P200 i okablowaniem Dawida Labogi.
Z kolei zdecydowanie trudniejsze do napędzenia Magico A5 można było usłyszeć z elektroniką MSB w pokoju Dwóch Kanałów.
Wśród wystawowych atrakcji nie sposób pominąć jubileuszowej edycji Triangle Magellan 40th prezentujących swe wdzięki w towarzystwie zestawu NuPrime.
Z kolei równie „cywilne” i łatwe w aplikacji w europejskich metrażach Audiovectory R8 Arreté otrzymały wsparcie ze strony pary potężnych subwooferów REL No.31 i nie mniej imponujących monobloków Moon 888. Przerost formy nad treścią? Cóż, jeśli ktoś uważa, że obecność suba jest równoznaczna z dudniącym i wszechobecnym basem a mocne końcówki służą jedynie do sprawdzania szybkości reakcji dzielnicowego na skargi sąsiadów, to jest w błędzie. Tym razem akcent postawiony został na niezwykłą zwrotność i timing dźwięku z perfekcyjną kontrolą każdego z podzakresów. Może całości nieco brakowało czaru i zmysłowości, ale prawdopodobnie wystarczyłoby zastąpić zastosowane okablowanie Nordosta czymś w stylu wysokich Cardasów a i takowe walory powinny się pojawić.
Nieco z innej strony swój punkt widzenia przedstawił Innuos zwracając uwagę na jakość sygnału jaki pobieramy z sieci Internet prezentując swój topowy streamer STATEMENT z zasilaczem Next-Gen PSU i bardzo miło przez nas wspominanym switchem PhoenixNET.
Jest AVS, są Sonus fabery, które nawet z elektronika Marantza potrafiły złapać nie tylko za oko, ale i ucho.
Jak już jesteśmy przy systemach „dla ludzi”, to podczas tegorocznej wystawy warto było zwrócić uwagę na zestaw wspieranych przez Rose RS150 Roteli (DT-6000 & RA-6000) z Bowersami 702S3.
Kolejna propozycją dla zdecydowanie szerszego aniżeli Top 100 Forbesa grona odbiorców był designerski zestaw Gato Audio.
Powrót na wyżyny High-Endu zapewniły nam z kolei JBL-e Everest DD67000 (460 000 zł/para) z monoblokami Mark Levinson ML-50 (51 000 €/para) i resztą elektroniki ww. producenta.
Mariaż współczesnej ultra-technologii z klasyką rodem ze studiów nagraniowych? Czemu nie, choć w wydaniu elektroniki CH Precision (C1.2 DAC, przedwzmacniacz L1 i stereofoniczna końcówka mocy A1.5) oraz kolumn ATC SCM100 wypadł zaskakująco asekuracyjnie.
Podobny pod względem kontrastów natury designerskiej mix zaproponował Voice zestawiając futurystyczną elektronikę Chord-a, w tym monobloki Ultima 3, z do szpiku kości klasycznymi Spendorami SP100. I podobnie jak u poprzedników również i tu z trudem przyszło mi doszukać się większych emocji. Ot poprawne granie, chociaż na dłuższą metę taka zachowawczość może się okazać największa zaletą … Miłym akcentem była utrzymana w tonacji navy-blue listwa zasilająca Acoustic Dream Cu0 z gniazdami Cardasa.
To chyba jakaś retrospekcyjno – nostalgiczna seria, bo w kolejnym systemie napotkałem lampowe monobloczki (przy zajmującym pierwszy rząd wzmacniaczu mocy BAT REX500 wyglądały jak zabawki) Synthesisa napędzające niedawno debiutujące Tannoye … a nie, wróć Fyne Audio Vintage Classic XII. Oj, dawno nie słyszałem takiej ilości uwielbianego przez miłośników „brzmienia BBC” papieru w dźwięku.
Zejdźmy jeszcze na chwilę na ziemię, gdyż stołeczny Horn w dwóch sąsiadujących ze sobą lożach zaprezentował ofertę dwóch dedykowanych szerokiemu odbiorcy marek – własnej Wilson i pochodzącej zza wielkiej wody Polk Audio.
Jeśli jednak chodzi o budżetówkę, to nie ma co owijać w bawełnę – znajdująca się pod opieką SoundClubu Emotiva praktycznie zmiotła konkurencję pod względem relacji jakość dźwięku/cena. Tłumnie odwiedzający pokój Emotivy słuchacze najpierw entuzjastycznie reagowali na dobiegające ich uszu dźwięki a potem z niedowierzaniem orientowali się, że to co gra kosztuje mniej więcej tyle, co porządne wtyki zasilające w prezentowanych nieopodal systemach. Po prostu szach-mat i po zawodach, bo niepozorne monitorki Emotiva Airmotiv B2+ w cenie bodajże 3kPLN (za parę!) zagrały tak, że nic tylko kupować je chociażby po to, by jak tylko najdzie nas ochota na poważne wydatki włączać je i uświadamiać sobie na czym powinna polegać frajda z obcowania z prawdziwym Hi-Fi i samą muzyką a nie za przeproszeniem sprzętowy onanizm.
Auralic też postanowił pójść w gabarytowy minimalizm, jednak pomimo niepozornych obudów koszty takiej zabawy nieco mocniej są w stanie nadwyrężyć domowy budżet. Choć patrząc z perspektywy naszych ostatnich odsłuchów serii 1.1 jeśli tylko ktoś może sobie na to pozwolić, to zrobi krok w dobrą stronę.
Może nie jest to wyważanie już otwartych drzwi i wynajdywanie koła na nowo, ale Tentogra nie próżnowała podczas covidowej przerwy i w tym roku zaprezentowała model WoWo oraz nową odsłonę OSCAR MK III.
Kolejną z rodzimych manufaktur tradycyjnie pojawiająca się na AVS jest Horn Acoustic, która zaprezentowała podłogowe kolumny FERRIA napędzane monoblokami M845. Szkoda tylko, że przed wystawą nie uznali za stosowne wymienić lamp w przedwzmacniaczu, przez co przyjemność odsłuchu psuł irytujący pisk.
Pewnym novum był „stacjonarny” a nie jak to zwykle było słuchawkowy system z rodzimą elektroniką Ferrum.
Kontynuując a już tak po prawdzie zbliżając się ku finiszowi tegorocznego maratonu wspomnę jeszcze wielokrotnie goszcząca na naszych łamach manufakturę Audiomica Laboratory, która nie tylko nadal działa, choć lwia część produkcji trafi na export, lecz z tego co mi się udało dowiedzieć właśnie kończy prace nad nowymi produktami.
Wyposzczona pandemią strefa słuchawkowa na tegorocznym AVS okazała się być jeszcze większą i bogatszą w atrakcje aniżeli w poprzednich latach. Nie dość, że ogrom wszelakiej maści dokanałówek potrafił wprawić w zakłopotanie nawet największych fanatyków, to jeszcze oliwy do ognia dolał dCS wypuszczając na rynek swoja słuchawkową „miniwieżę” Lina za drobne … 156 kPLN. Jak się Państwo domyślacie stoisko Rafko z nim na stole śmiało można było uznać za jeden z najniebezpieczniejszych pod względem prawdopodobieństwa stratowania punktów na mapie PGE Narodowego a przecież wokół nie brakowało atrakcji chociażby pod postacią Finali D8000 Pro, rodzimego wzmacniacza Fulianty Audio ST-18 w nowej, bardziej „zardzewiałej” odsłonie, czy bodajże pełnego portfolio HiFiManów.
Trzecią część relacji z tegorocznego Audio Video Show pozwolę sobie zamknąć nietypowo, bo telewizorami. Skoro bowiem w nazwie wystawy Video się znalazło, to chciał/nie chciał wypadałoby o nim wspomnieć. Co też niniejszym czynię i choć od lat telewizji nie oglądam bo i takowego ustrojstwa nie posiadam, to jednak oferta Philipsa wydała mi się na tyle atrakcyjna by na nią przelotnie zerknąć, albowiem na tle obecnej na AVS konkurencji ani razu nie próbowała wypalić mi gałek ocznych nazbyt przejaskrawionymi kolorami, czy też oślepiająca jasnością, za co na ręce osób odpowiedzialnych za ustawienie i kalibrację ww. odbiorników TV składam najserdeczniejsze podziękowania.
Do zobaczenia za rok.
Marcin Olszewski
Zmęczeni, ale jak zwykle naładowani pozytywną energią, z niekłamaną ulgą w głosie, parafrazując klasyka , możemy powiedzieć „wystawa, wystawa i po wystawie”, czyli po Audio Video Show 2018. Wystawie na swój sposób wyjątkowej, m.in. ze względu na to, że „naszej” – rodzimej, to w dodatku o na tyle ugruntowanej pozycji w audiofilskim kalendarzu, że nawet iście mordercza konkurencja przypadających na ostatni weekend imprez (m.in. Tokyo International Audio Show (TIAS), Hi-Files Show Serbia, paryski SALON HAUTE FIDELITE) niespecjalnie była w stanie zagrozić niezwykle licznie przybyłym zagranicznym gościom. Oczywiście stan obecny jest pochodną ciężkiej pracy i uporu organizatora – Adama Mokrzyckiego, który mając jasno obrany cel konsekwentnie, od ponad dwudziestu lat, do niego dąży, ale nie da się ukryć, że niebagatelną rolę odgrywa też frekwencja, czyli mówiąc otwarcie Państwa obecność, bez której Audio Video Show nie byłoby tym i w tym miejscu, czym i gdzie jest obecnie. I wcale nie chodzi o to, że w ramach wstępniaka do pierwszej części relacji z tegorocznego AVS próbuję komukolwiek słodzić i kadzić, bo powyższe obserwacje nie są li tylko moimi, lecz podczas minionego weekendu wielokrotnie padały z ust takich tuzów jak Paul Miller, Ken Kessler, czy Ken Ishiwata i śmiem twierdzić, że nie były to jedynie zwroty nazwijmy to oględnie grzecznościowe. Jeśli dodamy do tego fakt, iż gośćmi specjalnymi byli Anna Maria Jopek i … Jean-Michel Jarre, to trudno się dziwić, że stołeczna, listopadowa wystawa mocno okopała się na drugiej, tuż za monachijskim High Endem, lokacie najważniejszych wydarzeń w skali nie tylko europejskiej, ale i światowej. Nie ukrywam, że porównania do Monachium są całkowicie uzasadnione, gdyż w tym roku do niezwykle bogatego kalendarza konferencji, pokazów, spotkań i warsztatów doszedł iście niemiecki porządek w zakresie zapewnianej przez Organizatora komunikacji pomiędzy trzema wystawowymi lokalizacjami.
Jeśli zaś chodzi o samą skalę, to jak sam Adam, oficjalnie – na inauguracyjnej konferencji prasowej, raczył był stwierdzić punkt krytyczny został osiągnięty i AVS już większe być nie powinno. Trudno się z tym nie zgodzić, gdyż jak ktoś zdążył już policzyć, aby w ciągu trzech dni wystawy zobaczyć wszystko i być wszędzie na każdy z pokoi/systemów należało przeznaczyć maksymalnie 5, słownie „pięć” minut. Dlatego też nawet nie mieliśmy ambicji próbować powyższy cel zrealizować a tym samym mogliśmy spokojnie skupić się na prezentacjach i prelekcjach, które przynajmniej w naszych oczach i uszach, a więc wybitnie subiektywnie, na takową uwagę zasługiwały.
Na koniec jeszcze jedna sugestia może nie tyle do Organizatorów, co samych wystawców. Doskonale zdajemy sobie sprawę, że staraliście się zapewnić jak najwięcej miejsc siedzących w zajmowanych przez siebie pomieszczeniach, lecz w części przypadków ilość wcale nie szła z jakością, gdyż ustawianie pierwszych rzędów w odległości około półtora metra od prezentowanych systemów nikomu i niczemu nie służyła, tym bardziej, iż miejsca te z lubością były zajmowane przez jegomości cierpiących na chroniczne zapalenie kolan objawiające się niemożnością zginania kończyn dolnych. Nie ma co się jednak zżymać, na coś, czego bez kija golfowego (spokojnie powinien wystarczyć lekki tytanowy Wooods) i kilku ostrzegawczych cisów po piszczelach ukrócić się nie da. Przejdźmy zatem do części właściwej niniejszej relacji, w której kolejność opisywanych systemów oparłem w głównej mierze na chronologii dodatkowo kumulując w poszczególnych galeriach zdjęcia z kilku pokoi o ile takowe dany dystrybutor zajmował.
SoundClub w głównym systemie postawił na mocne 70 W lampowe, zbalansowane (m.in. oddzielne zasilacze dla stopni wejściowych i wyjściowych) końcówki mocy Engström Eric współpracujące z firmowym przedwzmacniaczem Monica, kolumnami Marten Coltrane 3, oraz gramofonem Brinkmann Balance z limitowanej serii Anniversary via combo Air Tighta pod postacią ATH-3 i ATE-3011. Dla równowagi domenę cyfrowa reprezentował serwer Roon Nucleus i przetwornik cyfrowo-analogowy Brinkmann Audio Nyquist.
Również w pokoju 206 zaprezentowany został tradycyjny, lampowy zestaw Airtight (ATH-3, ATE-3011, ATC-5, ATM-300 Anniversary, czyli starzy dobrzy znajomi z listopadowego spotkania z Panem Yutaka Miura) z gramofonem Brinkmann Audio Oasis Anniversary Final Edition i kolumnami DeVore Fidelity Orangutan O/96. Nie zabrakło też oferty skierowanej do wchodzącego w świat audio odbiorcy, czyli nad wyraz rozsądnie wycenionego, lecz zarazem charakteryzującego się zadziwiająca spontanicznością i dynamika systemu Emotivy.
Oczywistym wydaje się zatem fakt, iż najwięcej czasu spędziłem delektując się brzmieniem systemu głównego i to nie tylko ze względu na wielce urodziwe towarzystwo, lecz przede wszystkim na brak jakichkolwiek oznak nerwowości, czy też wyczynowości. Ten dźwięk po prostu koił i pozytywnie nastrajał do życia, co biorąc pod uwagę czekający nas maraton i wystawową gonitwę było przysłowiowym strzałem w dziesiątkę.
Warszawski Hi-Fi Club po raz kolejny udowodnił, że zaliczanie się do krajowej czołówki dystrybutorów wcale nie musi wiązać się z posiadaniem oszałamiającego salonu w którejś z najdroższych / najmodniejszych lokalizacji. Przecież i tak i tak potencjalny klient przed zakupem high-endowego urządzenia, bądź całego systemu będzie chciał odsłuchać go we własnych przysłowiowych czterech kątach, więc zamiast generować koszty własne (czynsze w W-wie mogą wywołać stany lękowe) ekipa z Kopernika woli przeznaczyć je na zdecydowanie bardziej interpersonalne relacje ze swoja klientelą. Kiedy jednak przychodzi listopad żarty się kończą i zaczyna prawdziwa jazda bez trzymanki. Nie inaczej było i w tym roku. Trzy potężne systemy, równie imponująca ekspozycja McIntosha (co najmniej na skalę Monachium) i jasny przekaz, że High-End nie tylko musi grać, ale i wyglądać, najlepiej jak milion Dolarów,
Powyższe kryteria, spełniał set oparty na kolumnach McIntosh XRT2.1K czyli wyposażonych w bagatela 81 przetworników każda (sześć 8-calowych głośników niskotonowych, dwa 6,5-calowe głośniki odtwarzające niższe tony średnie, 28 głośników 2-calowych dla pasma reprodukującego górną część tonów średnich, oraz 45 tweeterów 3/4 cala odpowiedzialnych za optymalne brzmienie tonów wysokich) obeliskach. Jakby tego było mało fundamenty systemu stanowiły cztery(!!) monobloki MC 1.25 KW, przedwzmacniacz C1100 i gramofon MT10 z ramieniem uzbrojonym we wkładkę Lyra Etna. Kilkukrotnie krążąc wokół tego systemu jasnym stało się dla mnie, że co jak co, ale opinii i to zaskakująco sobie przeciwnych zbierze on pewnie bez liku. Owa polaryzacja brać się bowiem będzie z faktu, iż tak naprawdę optymalnym miejscem do jego odsłuchu okazały się jedynie końcowe rzędy, gdyż ze względu na zarówno szerokie rozstawienie samych kolumn, jak i ich ponadnormatywną ilość przetworników w pierwszych trzech-czterech rzędach krzesełek można było zauważyć lekkie braki w homogeniczności i selektywności, rozdzielczości przekazu, jednak im dystans pomiędzy systemem a słuchaczem się zwiększał, tym było lepiej.
Nie mniej imponująco zaprezentował się kolejny zamorski set, czyli monobloki VTL Siegfried seria II z referencyjnym przedwzmacniaczem TL-7.5 seria III, phono stagem TP-6.5, gramofonem VPI Avenger Reference z wkładką Lyra Etna, oraz kolumnami Rockport Lyra. Było o krok, bądź nawet dwa dalej w kierunku analityczności, ale już przy zajmowaniu miejsc nie trzeba było wykazywać aż takiej ostrożności, jak przy McIntoshach.
Z kolei honoru starego kontynentu broniły monofoniczne końcówki Nemo norweskiego Electrocompanieta, które wespół z preampem EC 4.8 i odtwarzaczem EMC 1 MKIV bez najmniejszego trudu radziły sobie z angielskimi podłogówkami Wilson Benesch A.C.T One Evolution. Patrzą na zdjęcia pół żartem pół serio można byłoby stwierdzić, że norweska elektronika chcąc przerosnąć amerykańska konkurencję specjalnie okręciła swe fronty folią, bo jak wiadomo „pod folią lepiej rośnie”.
Nie mniej miło zabrzmiał topowy system MBL z głośnikami Radialstrahler mbl 101 X-treme i firmową elektroniką z serii Reference: 4 monofonicznymi wzmacniaczami mocy mbl 9011, przedwzmacniaczem mbl 6010D, oraz dzielonym odtwarzaczem mbl 1611F/1621. Co ciekawe początkowo daleki byłem od zachwytów, gdyż prezentowany przez wystawcę materiał brzmiał zadziwiająco mało rozdzielczo a czasem wręcz szarawo, jakby „niemieckie cebule” otaczała delikatna mgiełka (warszawski smog?) a moduły basowe otulono polarowymi kocami. Sytuacja uległa jednak diametralnej poprawie, gdy zamiast Roona w roli źródła odezwała się poczciwa płyta CD i wszystko wróciło do nomy, czyli do niezwykle wyrafinowanej jakości dźwięku, jaki zazwyczaj prezentuje MBL w Monachium. Rozmach, przestrzeń, niepodrabialna omnipolarność i zarazem homogeniczność niemieckiego systemu nie pozwalały na obojętność. Jeden z najlepszych dźwięków nie tylko na PGE, ale i całym AVS.
Największy wycinek stadionowej powierzchni przypadł niewątpliwie Sieci Salonów Top HiFi & Video Design, która oprócz kilku lóż skrupulatnie zagospodarowała znaczną część „tarasów widokowych”, choć patrząc na nad wyraz bogate portfolio nie powinno specjalnie nikogo dziwić. Zanim jednak spróbuję choćby pokrótce wymienić co i gdzie grało pozwolę sobie w pierwszej kolejności skupić się na swoistym 3w1, czyli trzech systemach w jednej sali.
A co grało? Powiem szczerze, że było tego całkiem sporo, gdyż tuż przy lewej ścianie zainstalowano Devialeta Expert 440 Pro z Vienna Acoustics Liszt, na wprost od wejścia set AVMa (Ovation SA8.2 + Ovation PA8.2) z gramofonem ClearAudio Innovation i kolumnami Magico A3, a na prawo połyskujący fortepianową czernią zestaw Yamahy – gramofon GT-5000, przedwzmacniacz C-5000, końcówka mocy M-5000 i kolumny NS-5000. Miłym akcentem był widok rodzimych solików Audio Philar, na których ustawiono powyższe systemy.
Pomimo braku szumnych zapowiedzi i oficjalnej agendy w Studio TV1 działy się nie tyle cuda, co dzięki obecności prowadzącego prezentacje Marcina Majewskiego – kierownika kieleckiego salonu, można było zaczerpnąć wiedzy, co tak naprawdę w danych nagraniach słychać, bądź co usłyszeć powinniśmy, gdyż część prezentowanego repertuaru nagrywana i realizowana była właśnie z udziałem ww. Począwszy od rozlokowania mikrofonów, poprzez technikę wykonawczą, aż na post-procesie skończywszy, kolejne utwory rozkładane były na czynniki pierwsze a następnie odtwarzane na jednym z trzech, bądź czasem na wszystkich po kolei, dostępnych systemach. Dzięki temu całkiem pokaźna grupa słuchaczy mogła świadomie doświadczyć tego, co osoba stojąca za daną realizacją chciała swoim odbiorcom przekazać. Efekt? Pełne obłożenie sali, dociekliwe pytania i wyczerpujące odpowiedzi. Krótko mówiąc pełen profesjonalizm.
Lecz dobrze grało nie tylko w TV1, gdyż bardzo miłym zaskoczeniem okazał się system Elaca (kolumny Vela FS407 + gramofon Miracord 90) zestawiony z włoską integrą Pathosa. Rozmach, dynamika i rozdzielczość zasługiwały na duże brawa, a biorąc pod uwagę, że zamiast smętnych samplerów usłyszeć można tam było m.in. ostatni album Riverside trudno się dziwić prawdziwym tłumom szczelnie wypełniającym niewielką lożę.
FNCE, czyli rodzimy dystrybutor takich marek jak Focal, Naim, Micromega, czy Atlas Cables na tegoroczne AVS przygotował m.in. premierę kolumn Focal Kanta 3 i 1, oraz flagowego streamera Naim ND555. O ile jednak Kanty można było pooglądać, to w głównym systemie gościło nagłośnienie zdecydowanie cięższego kalibru, gdyż były to śnieżnobiałe, 170 kilogramowe Focale Stella Utopia EM EVO napędzane równie imponującym, bo 300 kg topowym Naimem Statement. O ile jednak podczas ogólnodostępnych prezentacji dopchać się, o zajęciu w miarę komfortowego miejsca nawet nie wspominając, było nie sposób, to już podczas zamkniętej konferencji prasowej i krótkiej demonstracji możliwości ww. systemu takowych trudności nie mieliśmy. Ponadto zasłyszane walory brzmieniowe okazały się dla naszych uszu na tyle intrygujące, że koniec końców całość dzień po wystawie … wylądowała, dzięki niezwykłemu zaangażowaniu ekipy dystrybutora w naszym redakcyjnym OPOS-ie.
Kolejnym przedstawicielem extraklasy, którego loże odwiedziłem był EIC, który tegoroczną wystawę postanowił uświetnić premierą strzelistych kolumn PMC Fact Fenestria współpracujących z elektroniką Esoteric: parą potężnych końcówek mocy Esoteric Grandioso M1 (300W/8Ω; 600W/4Ω; 1200W/2Ω), dzielonym odtwarzaczem CD/SACD P-05/D-05 oraz przedwzmacniaczem C-1 i phonostagem K-03. Sygnał analogowy najwyższej klasy popłynie z gramofonu Oracle Delphi mkVI. Oracle Delphi mkVI to szósta wersja obecnej od 1980 roku konstrukcji z ramieniem SME 345, wkładkę Micro BENZ, granitową podstawą i zewnętrznym zasilaczem Turbo Power Supply MkII.
Długo przyszło nam czekać na kolejną polską premierę, czyli przepiękne, wyposażone w 10″ przetworniki koncentryczne IsoFlare flagowe FYNE Audio F1-10, które tym razem (podczas monachijskiego hifideluxe grały z topowymi Regami) zasilała lampowa integra Synthesis Action 100 Taurus, a rolę źródła pełnił odtwarzacz Esoteric K-03.
Najwyższa pora na jeden z najobszerniej promowaną gwiazdę tegorocznej wystawy, czyli przygotowane przez łódzki Audiofast w sali TV3 high-endowe i zarazem najdroższe na wystawie ekstremum w najczystszej postaci – oszałamiające swym przepychem monobloki Dan D’Agostino Relentless (drobne 250 kg sztuka) zasilające nie mniej intrygujące kolumny Wilson Audio ALEXX. Resztę toru stanowiły kolejne biżuteryjne wyroby Dana – przedwzmacniacz Progression, Momentum Phonostage a w roli źródeł wystąpiły czteroelementowy dCS (Vivaldi DAC, Upsampler Plus, Clock, CD/SACD Transport) i gramofon Acoustic Signature Thunder.
W sali 219 ustawiono niewątpliwie mniej absorbujące gabarytowo Wilson Audio Sasha DAW (europejska premiera), które zagrały razem ze wzmacniaczem Gryphon Antileon Evo, przedwamacniczem Gryphon Zena, oraz referencyjnym przetwornikiem dCS Vivaldi + ROON Nucleus.
Tuż za ścianą (sala 220) po raz kolejny można było posłuchać Gryphona, lecz w nieco bardziej przystępnej tak cenowo, jak i gabarytowo formie, czyli integrę Diablo 300 w topowej specyfikacji (z modułami DAC i phono na pokładzie) z firmowymi głośnikami MOJO-S. W roli źródeł wystąpiły gramofon Acoustic Signature Double-X i CD Gryphon Scorpio. Efekt? Śmiem twierdzić, że ciekawszy niż w Monachium, gdzie zazwyczaj załapanie się na grający system Gryphona graniczy z cudem. A w Warszawie do wyboru, do koloru i o dziwo bez zbytniego oblężenia, które z kolei permanentnie dotyczyło topowego seta. Całe szczęście przyjęta przeze mnie strategia odpuszczenie prezentacji Anny Marii Jopek okazała się słuszna i tuż po przewaleniu się przez TV3 dzikiego tłumu mogłem względnie spokojnie posiedzieć i posłuchać. A było czego, bo Relentlessy najwidoczniej bardzo ALEXX-om przypadły do gustu, co zaowocowało dynamicznym a zrazem świetnie kontrolowanym dźwiękiem utrzymanym lekko-złotej tonacji.
J.Sikora z hORNS postawili wszystko na jedną kartę, czyli innowacyjne – pierwsze na świecie ramię wyprodukowane z Kevlaru i pianki Rohacell. Ww. ramię zamontowano na gramofonie Reference a w roli kolumn wystąpiły hORNS Symphony. Niestety pomimo lamp w torze i analogowego źródła dźwięk był nad wyraz analityczny i momentami wręcz chłodny. Czyżby fascynacja starymi konstrukcjami Octave? Możliwe, że nie miałem szczęścia, ale przynajmniej na PGE większość systemów opartych o cyfrowe źródła potrafiło zagrać z większym nasyceniem barw i słodyczą.
Z resztą nie trzeba było daleko szukać, gdyż nieopodal stacjonowała Intrada z elektroniką Nagry i kolumnami Stenheim Alumine FIVE o skuteczności 94dB. Muzykalność przez duże „M” i to pomimo faktu, że podczas mojej wizyty gramofon akurat miał wolne. Za to u współpracującej z Intradą Esy, czyli u Pana Andrzeja Zawady królowała czarna płyta a z elektroniką Avida grały popielate kolumny Credo 3 Illuminator.
Hi-Ton Home of Perfection z dumą prezentował jubileuszowe T+A M40HV Anniversary Edition, które wraz z firmowym systemem okablowano drutami Tellurium Q.
A teraz system, na spotkanie z którym od dłuższego czasu ostrzyliśmy sobie zęby, czyli japoński TAD Labs w najnowszej i to premierowej odsłonie. Katowickiemu Audio stylowi udało się bowiem na AVS zdobyć podłogowe TAD Evolution One 1 TX (E1TX), końcówkę mocy TAD-M1000. Powyższe nowalijki uzupełnił preamp TAD-C2000 i odtwarzacz TAD D1000. Czy zazdrość konkurencyjnych (zagranicznych) dystrybutorów była zasadna tego osobom, które nie były na zeszło-weekendowej wystawie jeszcze nie zdradzę, lecz w ramach niezobowiązującej podpowiedzi nieśmiało tylko napomnknę, że jest cień szansy, aby nad powyższym zestawem pochylić się nieco dokładniej i w nieco bardziej komfortowych warunkach. Niemniej jednak śmiało można stwierdzić, że Japończycy do perfekcji opanowali dostosowywanie swoich wybitnie high-endowych wyrobów do nawet niezbyt dużych pomieszczeń.
W ramach działań kooperacyjnych oferta cieszyńskiego Voice’a w tym roku dość mocno przeplatała się w dystrybuowanymi przez Audio Center Poland markami, co wyszło ogółowi tylko na dobre. Trudno bowiem inaczej, aniżeli pozytywnie oceniać zestawy elektroniki Primare’a lub Moona z kolumnami Audiovectora. A odsłuch Rage Against the Machine na Audiovectorach R8 Arreté uznaję za jeden z przyjemniejszych momentów tegorocznej wystawy.
Nie mniej udanie wypadł proponowany przez Rafko mariaż Triangli z elektroniką Musical Fidelity.
Tuż nieopodal napotkać można było wielce intrygującą mieszankę (niekoniecznie krakowską) w skład której wszedł multiformatowy odtwarzacz Metronome AQWO otoczony istną zgrają maluchów SOtm (streamer sMS-200 ultra Neo, master clock sCLK-OCX10, izolatorem i reclockerem tX-USB Ultra i zasilaczem sPS-500. Całości dopełniały rodzime, lampowe monobloki CUBE i tubowe kolumny Blumenhofer Genuin FS 2 a brzmienie nad wyraz dalekie było od przypadkowego.
O Wrocławskiej Galerii Audio może zbyt często i głośno nie słychać, ale proszę mi wierzyć, że pracujący tam ludzie doskonale znają się na swoim fachu. Tym razem było podobnie a biorąc pod uwagę, że prezentowanych w Skybox 202 marek próżno szukać w większości sklepów tym bardziej było zatrzymać się tam na dłuższa chwilę. Chwilę, którą umilał system złożony z dość charakterystycznych kolumn Davone Grande, debiutujących w Polsce monobloków SPEC RPA MG-1000 z firmowym przedwzmacniaczem a w roli źródeł wystąpiły SPEC M3 EX, oraz gramofon Bauer Audio dps3 wspomagany phonostagem Steelhead Manley Labs.
Odkąd pamiętam zarówno w Monachium, jak i podczas AVS Skandynawowie z Gato Audio stawiają na prostotę, minimalizm i dźwięk, którego chce się słuchać. Nie inaczej było i tym razem , gdzie niepozorne podstawkowe monitorki FM-8 napędzane integrą (m.in. Roon Ready) DIA-400S z powodzeniem nagłaśniały Skybox 102. Dźwięk był na tyle dynamiczny i dobrze osadzony w dole pasma, że część słuchaczy uparcie szukała ukrytego subwoofera.
Stołeczny MiP nieodłącznie kojarzy się z systemami słuchawkowymi i desktopowymi a tymczasem w tym roku źródła i przetworniki Auralica pojawiły się wespół z dzieloną amplifikacją Audio Analogue (przedwzmacniacz Bellini Anniversary + końcówka mocy Donizetti Anniversary) i kolumnami Audiovector SR3 Avantgarde Arreté.
Najwyższa pora na analogowe czary mary, czyli gramofon Mag-Lev z jak sama nazwa wskazuje lewitującym talerzem. Ot ciekawostka.
Horn w tym roku postawił przede wszystkim na tzw. ofertę dla ludzi, czyli porządne, markowe i co ważne rozsądnie, nawet jak na polskie realia, wycenione propozycje. Nie zabrakło zatem brytyjskich kolumn Q Acoustics często i gęsto komplementowanych przez samego Kena Ishiwatę, niemieckiego Cantona, elektroniki Denona, nieśmiertelnych kolumn Dali a dla miłośników specjałów z nieco wyższej półki Sonus faberów Sonetto 7 zasilanych elektroniką Audio Researcha (LS28, VT80 SE, DAC9 i CD6).
Miłośnicy sprzętu vintage też mieli swój kameralny kącik, o wystrój którego zadbał niezastąpiony Nomos.
A niejako na deser prawdziwy słuchawkowy zawrót głowy, czyli ekstremalny koktajl na i do-usznych generatorów dźwięków wśród których warto było zwrócić uwagę na debiutujące na naszym rynku zamknięte konstrukcje Focal Elegia.
Cdn …
Po raz kolejny mamy przyjemność przedstawić Państwu relację z wernisażu wystawy, na którym oprócz doznań czysto wzrokowych przybyli goście mogli zakosztować również nad wyraz wysublimowanej strawy muzycznej i po raz kolejny właśnie za oprawę muzyczną odpowiedzialny był nie kto inny, jak charyzmatyczny i szalenie utalentowany młodzieniec – saksofonista Kuba Więcek i jego Trio. O ile jednak poprzednim razem dane nam było podziwiać prace Salvadora Dali i Andy’ego Warhola, to tym razem okazją do spotkania stał się wernisaż wystawy fotografii o wielce intrygującym tytule „Jazzowa Liga Mistrzów”, której autorem jest … Maciej Szczęsny. Tak, tak, nie przewidziało się Państwu, jak i nie mamy do czynienia z czysto przypadkową zbieżnością nazwisk. W tym wypadku chodzi o „tego” Macieja Szczęsnego – bramkarza znanego z występów w barwach Legii Warszawa, Widzewa Łódź, Polonii Warszawa, Wisły Kraków a także reprezentacji Polski za kadencji Andrzeja Strejlaua, Henryka Apostela, Władysława Stachurskiego i Antoniego Piechniczka. Zdziwieni? Proszę mi wierzyć, że kiedy otrzymałem zaproszenie byłem równie zaskoczony. Jak się jednak okazało Pan Maciej oprócz piłki, która była niejako jego zawodem, czyli brzydko mówiąc pracą, ma też zdecydowanie mniej znane na forum publicum oblicze (jAsZcZesny) – jest miłośnikiem jazzu i właśnie fotografii a niniejsza wystawa jest tego nad wyraz namacalnym dowodem.
Przechodząc do konkretów warto wspomnieć, że choć Maciej Szczęsny z aparatem nie rozstaje się niemalże od 30 lat, to najstarsze zdjęcie, jakie znajdziemy wśród 41 prac (40 czarno-białych i 1 kolorowego) pochodzi z 1993 roku i przedstawia Pata Metheny’ego. Oprócz niego obiektyw golkipera uchwycił koncertowe poczynania Raya Charlesa, Diany Krall, B.B. Kinga, Niny Simone, Leszka Możdżera, Tomasza Stańko, Bobby’ego McFerrina, Angelique Kidjo, Włodzimierza Pawlika, Jana Ptaszyna Wróblewskiego, Cesarii Evory czy Abbey Lincoln. Jak podczas licznie udzielanych wywiadów mówił ich autor nie siląc się na artyzm starał się pokazać poszczególnych bohaterów poprzez pryzmat własnych wyobrażeń, to jego własny sposób widzenia danego człowieka a refleks konieczny podczas aktywności na boisku tylko w tym pomagał. Biorąc po uwagę, iż bywanie i fotografowanie największych jazzowych sław było formą swoistej terapii i odskoczni od codziennych obowiązków uwagę zwraca niezwykły spokój i własny, zakładam, ze w pełni świadomy warsztat mający na celu uchwycenie konkretnego momentu, gdzie kończy się poza a zaczynają płynące z głębi serca emocje.
Jeśli zaś chodzi o faceta „co w saksofon dmie” (od razu uprzedzam, że to nie brak szacunku z mojej strony, tylko fragment utworu „Bądź moim natchnieniem” Andrzeja Zauchy ze słowami Wojciecha Młynarskiego), to … Kuba znów raczył był zapewnić nam potężny zastrzyk pozytywnych rytmów. Ciekawostką i bardzo miłym zaskoczeniem był fakt, iż choć prezentowany – pochodzący z albumu „Another Raindrop” materiał najdelikatniej mówiąc nie należał do lansowanego w mass-mediach muzycznego mainstreamu nie tylko z łatwością trafił do licznie przybyłych na wernisaż gości, co wywoływał ich żywiołową reakcję. Owacje pojawiały się nie tyko po każdym utworze, lecz również po solowych improwizacjach grającego na gitarze basowej i kontrabasie Michała Barańskiego, oraz zsiadającego za perkusją Łukasza Żyty, o frontmanie nawet nie wspominając, co pokazuje, iż świetnie zagrany, rasowy jazz a nie jakieś pseudo-jazzowe plumkanie serwowane w hotelowych windach potrafi ewidentnie porwać niekoniecznie przygotowaną na tego typu doznania publikę.
A skoro przy doznaniach nausznych jesteśmy, to podczas czwartkowego wieczoru na PGE Narodowy nie zabrakło bardzo miłego … audiofilskiego akcentu. Mowa o iście high-endowym systemie przygotowanym przez ekipę krakowsko-warszawskiego Nautilusa, w skład którego weszły odtwarzacz CD Accuphase DP-430, wzmacniacz zintegrowany Accuphase E-650, tubowe kolumny Avantgarde Acoustic TRIO i budzący największe zainteresowanie gramofon Transrotor Tourbillon.
Jeśli powyższy materiał wzbudził Państwa zainteresowani, to w ramach podsumowania spieszę donieść iż wystawa została wyeksponowana w przestrzeni PGE Narodowego a zdjęcia można oglądać do 28 lutego w godzinach 9.00 – 21.00. I jeszcze jeden, drobiazg – wstęp jest całkowicie darmowy.
Marcin Olszewski
Najnowsze komentarze