Tag Archives: Phasemation CA-1000


  1. Soundrebels.com
  2. >
  3. Phasemation CA-1000

Phasemation CA-1000 & MA-2000

Link do zapowiedzi: Phasemation CA-1000 & MA-2000

Inicjujący naszą dzisiejszą pogadankę zestaw pre-power mającej swe korzenie w Japonii marki Phasemation wielu z Was z pewnością przypomina sobie ze stosunkowo niedawno edytowanego na naszych łamach testu wraz z austriackimi kolumnami Lumen White Kyara. Jeśli tak, nie zdziwiłbym się, gdyby z ust lekko złośliwego czytelnika padło samoczynnie nasuwające się pytanie typu: „Po co w takim razie to swoiste odgrzewanie kotletów?”. I pewnie się zdziwicie, ale z mojej strony nie będzie jakiejś wyszukanej, trafiającej w ego takiego delikwenta ciętej riposty, tylko proste wyjaśnienie zaistniałej sytuacji. O co chodzi? Wbrew pozorom dla generującego niezbyt duży pakiet mocy (27W) zestawu opartego podwojoną lampę 300B o coś bardzo ważnego, czyli swoistą testową powtórkę z rozrywki, tylko w tym przypadku ze zdecydowanie bliższymi topologii szklanym bańkom, opartymi o papierowe przetworniki, mogącymi pochwalić się skutecznością na poziomie 90 dB, stacjonującymi u mnie na co dzień austriackimi kolumnami Trenner&Friedl ISIS. Zainteresowani jesteście Państwo wynikiem takiej konfiguracji? Jeśli odpowiedź jest twierdząca, zapraszam na kilka akapitów spostrzeżeń ze sparingu testowego przedwzmacniacza liniowego CA-1000 i monofonicznych końcówek mocy MA-2000, których wizytę w moich progach zawdzięczamy przychylnie nastawionemu do zaproponowanej konfiguracji krakowsko-warszawskiemu dystrybutorowi Nautilus.

Rozpoczynając krótkie informacyjne memo o goszczonej elektronice od przedwzmacniacza po pierwszym kontakcie wzrokowym wydawałoby się, że elektryczna topologia trzech osobnych skrzynek jest typowym powielaniem wykorzystującej podobne rozwiązania konkurencji. Tymczasem temat wygląda zgoła inaczej. Mianowicie największa obudowa nie jest sercem układu, czyli elektroniką z płytkami przedwzmacniacza dla obydwu kanałów, tylko skrywa w sobie układ zasilania i zawiaduje sygnałami wysyłanymi do przyobleczonych w mniejsze obudowy monobloków z sekcjami wzmacniającymi. Dziwne? Patrząc od strony małej popularności podobnego rozwiązania pewnie tak, ale analiza pod kątem odseparowania czułych układów od prądów wirowych transformatorów w pełni popiera takie podejście do tematu. Kreśląc kilka zdań na temat samych obudów warto wspomnieć, że prawdopodobnie nie bez wpływu na efekt soniczny układy elektryczne posadowiono na będącej podstawą każdej ze skrzynek drewnianej platformie, a zewnętrzne okrycie wykonano z osiągających solidną grubość, wpadających w kolor jasnego złota i wykończonych w technice szczotkowania aluminiowych płatów blachy. Przywołując dane dotyczące oferty przyłączeniowo-sterującej centralki preampu spieszę donieść, iż na przełamującym monotonię, bo lekko pochylonym ku tyłowi w swej górnej części, froncie znajdziemy od lewej: włącznik główny, serię przycisków wejść liniowych z widniejącymi tuż nad nimi niebieskimi diodami w roli potwierdzenia wyboru jednego z nich, dwa nieduże pokrętła (OUTPUT i LEVEL+/- 6 dB), przycisk MUTE, sprawiającą bardzo dobre wrażenie wizualne dużą gałkę wzmocnienia sygnału i całkowicie na prawej flance dwa guziki balansu kanałów. Ale opis frontu nie byłby kompletny, gdybym nie wspomniał dodatkowo o zlokalizowanym z lewej strony gałki wzmocnienia cyfrowym wyświetlaczu oddawanej mocy i z prawej serii diod pokazujących poziom ustawienia wspomnianego balansu pomiędzy kanałami. Plecy naszego sterownika ograniczono jedynie do przyjmowania prądu i rozdzielania sygnałów do dwóch sekcji właściwego przedwzmacniacza, dlatego też wyposażono je jedynie w gniazdo zasilające IEC i cztery okrągłe – po dwa na każdy kanał – wielopinowe terminale.
Przechodząc z opisem do mniejszych skrzynek i pisząc o ich froncie mogę jedynie poinformować, iż idąc tropem designu centrali zawiadowczej górna ich część również pochyla się do tyłu, ale za to w swej ascezie obsługi manualnej proponuje jedynie błękitną diodę sygnalizująca pracę urządzenia. Zaś tylny panel pełniąc rolę typowego przedwzmacniacza obdarzono w trzy wejścia liniowe w standardzie RCA i XLR, jedno wyjście RCA/XLR, gniazdo ATT OUT, zacisk uziemienia i dwa podobne do tych w zasilaczu tylko w odmianie męskiej okrągłe przyłącza prądowe i sterujące.
Gdy doszliśmy z opisem do fantastycznie prezentujących się monofonicznych monobloków zauważamy, iż budowa naśladuje bardzo sprawdzoną przez świat miłośników lamp bryłę, czyli platformę nośną dla usytuowanych z przodu lamp i ukrytych jej w tylnych parcelach transformatorów. Ale Japończycy nie byliby sobą, gdyby nieco nie dopieścili tego aspektu i gdy przywołane trafa ukryli w jednej wielkiej skrzyni, będące sercem konstrukcji lampy (w tym para 300 B na kanał) przykryli licującą z dachem obudowy transformatorów, naszpikowaną sekcjami otworów wentylacyjnych na bokach i górnej płaszczyźnie, zaślepioną od przodu hartowaną szybą swoistą altanką. Powiem szczerze, na tle prawie identycznie wyglądającej konkurencji taka ubrana w szybę klatka naprawdę świetnie się prezentuje. Przedstawiając pakiet danych o rewersie końcówek MA-2000 z przyjemnością informuję, że otrzymujemy do dyspozycji odczepy dla kolumn 4 i 8 Ohm jedno wejście liniowe RCA i gniazdo zasilające. Wieńcząc ten akapit ostatnią informacją jestem zobligowany wspomnieć, że do sterowania całością zestawu producent w wyposażeniu standardowym oferuje bardzo solidnie wyglądającego i pomimo niewielkiej ilości przycisków sterującego wszystkimi funkcjami, adekwatnie do designu przedwzmacniacza wykończonego pilota.

Przyglądając się testowanemu zestawieniu nie sposób odżegnać się od poprzedniego starcia z kolumnami Lumen White Kyara. Co prawda obydwa testy odbyły się przy użyciu całkowicie innych konstrukcji, ale po nabraniu odpowiedniego dystansu śmiało mogę powiedzieć, że tak poprzedni, jak i obecny występ pomimo stawiania na zdecydowanie inne akcenty brzmienia opiewają w bardzo pozytywne wnioski. Naturalnie każdy sparing bardzo mocno determinowały przetworniki zastosowane w danych zespołach głośnikowych, ale tytułowy set w obydwu przypadkach według mnie wyszedł z przysłowiową tarczą. Dlaczego? Nie wiem, jak to zrobił, ale za pierwszym razem potrafił tak umiejętnie podejść barwowo uważane przez wielu audiofilów za bezduszne przetworniki ceramiczne, że te nawet nie wiedząc kiedy chodziły według jego wytycznych jak na smyczy. Owszem, brzmienie nadal cechowała nieposkromiona ochota do pokazywania wszelkich niuansów zapisanych na płycie, ale zawsze było to okraszone pięknem w domenie ciepłej średnicy i złota w górnych rejestrach uwielbianych przez szerokie rzesze melomanów blasku lamp 300B. W takim razie co wydarzyło się w tym podejściu? Cóż, lampa w elektronice i papier w kolumnach dla wielu miłośników dobrej jakości dźwięku jest wręcz elementarzem w procesie dobierania poszczególnych komponentów toru audio. I chyba nie muszę nikogo przekonywać, że w moim przypadku nastąpiła pełna synergia tych dwóch składowych. Używany przeze mnie na co dzień zestaw oparty o wzmocnienie tranzystorowe nigdy nie był w stanie zaoferować takiej plastyki dźwięku. Wpięcie Phasemation w tor zaowocowało nadaniem muzyce tak oczekiwanego w większości mojej płytoteki pierwiastka namacalności i duchowości. Wszytko ewaluowało w stronę delikatnego złagodzenia krawędzi źródeł pozornych, ale w najmniejszym stopniu nie odbierałem tego jako utratę jakichkolwiek danych, tylko nadanie każdej nucie odpowiedniego dla poznania piękna muzyki sznytu jej akcentowania. Co więcej. Takie podanie materiału w przestrzeni międzykolumnowej w większości przypadków potęgowało efekt namacalności słuchanego wydarzenia muzycznego. Pisząc wprost, znacznie zyskiwał na prezentacji efekt sceny 3D. A dlaczego przed momentem napisałem, że tak było w większości przypadków? To proste. Przecież muzyka elektroniczna rządzi się innymi prawami i każde, nawet najwspanialsze podanie jej w estetyce łagodzenia krawędzi obciążone jest utratą jej przenikliwości. Ale zalecam spokój, gdyż i ten rodzaj muzy nie był przez japoński zestaw kaleczony, tylko nazwałbym to podany w nieco bardziej przystępnej eterycznie formie dla słuchających opery, jazzu, czy muzyki dawnej melomanów. I żeby nie było podejrzeń o siłowe pochlebianie naszym bohaterom na początek serii płyt wybrałem krążek z elektroniką grupy The Acid „Liminal”. Efekt? Nie wiem, czy mi uwierzycie, ale w tym przypadku prawie każda nuta wpisywała się w oczekiwania muzyków. Stwierdzenie “prawie każda” oznacza, że jedynie przestery i preparowane przenikliwymi piskami wokalizy czasem z mocnym postawieniem nacisku na słowo “czasem” okazywały się zbyt kulturalne. Reszta, włącznie z trzęsącymi moim pomieszczeniem nisko schodzącymi pomrukami było trzymane w oczekiwanych przeze mnie ryzach kontroli. Słowo harcerza, sam byłem bardzo pozytywnie zaskoczony, a to przecież miał być Palec Boży dla tego zestawu. Po takim obrocie sprawy przyszła pora na coś bardziej adekwatnego dla tego typu konstrukcji, czyli na recenzenckiej tapecie wylądował najnowszy album Adama Bałdycha & Helge Lien Trio „Brothers”. Ta przepojona duchem często płaczliwie brzmiących skrzypiec i przekomarzającego się z nimi fortepianu płyta pokazała, jak całkowicie inaczej niż mam na co dzień, ale nadal pięknie, a rzekłbym nawet, że w pewnych aspektach piękniej można pokazać ten sam materiał. To było idealne spiętrzenie możliwości sonicznych dobrej lampy i skutecznych, uzbrojonych w celulozowe przetworniki kolumn. Oczywiście ważnym dla oddania z jednej strony monumentalności, a z drugiej dużej swobody wybrzmiewania fortepianu aspektem była wielkość głośnika basowego (15”) i średniotonowego (22 cm), ale jak wspomniałem, to jest konfiguracyjny elementarz i tak prawdę mówiąc owe przewidywane bardzo dobre współbrzmienie testowanego zestawienia było zaczynem do ponownego zmierzenia się z tą, nie wiem dlaczego jak dotąd mało znaną na naszym rynku marką. Sięgając głębiej w zapamiętany pakiet pozytywnych odczuć tego krążka z przyjemnością przywołam jeszcze kilka innych pozytywnych aspektów, jakimi są fantastyczne oddanie głębi i szerokości wirtualnej sceny muzycznej, a także wydawałoby się trudne do ponadprzeciętnego zrealizowania przez stawiającą na eufonię lampę 300B jej napowietrzenie i nie zgłaszająca uwag kontrola pracy kontrabasu. Tak w porównaniu do tranzystora muzyka tryskała dobrem lampy, ale podczas testu takowej nie można z tego czynić zarzutów, tylko należy pokazać, jak umiejętnie obroniła się przed zaszufladkowaniem jako miłe, ale obciążone co prawda bardzo przyjemnym dla ucha, występującym w tanich konstrukcjach uśrednianiem przekazu. Ten przedstawiciel szklanych baniek pokazał, jak robią to najlepsi. Naturalnym, bo spowodowanym fantastycznym odbiorem poprzedniej produkcji płytowej odruchem była długa seria podobnych kompilacji, aż na koniec przyszedł czas na coś z portfolio mocnego rocka, czym okazał się być materiał koncertowy z orkiestrą symfoniczną zespołu Metallika „S&M”. Złośliwi przeciwnicy lamp prawdopodobnie węszą porażkę? Ale spokojnie mogą obejść się smakiem, gdyż podobnie do muzyki granej na komputerach mocny rock pokazał, jak soczyście mogą grać bardzo ważne dla tej formacji gitary i jak efektownie wypada przy tym nie tylko nasączona sporą masą, ale całkiem dobrze jak na lampę tryskająca energią stopa perkusji. To była na tyle ciekawa feeria atakujących mnie zewsząd, włącznie z reakcją publiczności i mocno zaznaczonymi pasażami kontrabasowych pomruków, orkiestry koncertowych wydarzeń, że kilka kawałków puszczałem sobie po dwa razy, co jest u mnie wskazującym na pozytywny wydźwięk słuchanego materiału ewenementem.

Rozprawiając wstępnie z dystrybutorem na temat dzisiejszego testu gdzieś w podświadomości miałem nadzieję, że podczas słuchania tak skonfigurowanego zestawu przekaz będzie co najmniej ciekawy. Ale po tych kilkunastu dniach zabawy z Japońskim pomysłem na zagospodarowanie w układach elektrycznych swoich konstrukcji dwóch królewskich lamp 300B bez naciągania faktów mogę powiedzieć, iż efekt przerósł moje oczekiwania. Co ciekawe, takiego odbioru sprawy nie pokrzyżował nawet materiał będący poza zainteresowaniem posiadaczy podobnych konstrukcji, czyli naładowana energią modulowanych pasaży basowych i wszelakich pisków muzyka elektroniczna. Owszem, ortodoksyjny wielbiciel takich produkcji znalazłby jakiś punkt sporny, ale osobiście pokazując mu z czym mamy do czynienia walczyłbym z nim o dobry wynik testowanego zestawienia do ostatniej kropli krwi. Zatem spinające ten test w jedną klamrę pytanie brzmi: “Czy tytułowy zestaw jest dla każdego?”. I tutaj po raz kolejny muszę odnieść się do obydwu odbytych na naszych łamach testów. Biorąc pod uwagę obydwa starcia stwierdzam, że po uwzględnieniu tendencji Japończyków stawiania na magię dźwięku teoretycznie tak. Jedyną kwestią będzie tylko końcowy sznyt brzmieniowy, który idąc za informacjami w poprzednich akapitów mocno determinują docelowe kolumny. Jednak bez względu na wykorzystane zespoły głośnikowe głównym dobrem ich współpracy z produktami CA-1000 i MA-2000 będzie w dobrym tego sowa znaczeniu muzykalność przez duże “M”. Naturalnie wszystko będzie obracać się w estetyce brzmienia wybranych kolumn – inaczej przy użyciu membran ceramicznych, a inaczej papierowych, ale zawsze całość będzie dobrze przyprawione.

Jacek Pazio

Dystrybucja: Nautilus
Ceny:
Phasemation CA-1000: 149 000 PLN
Phasemation MA-2000: 149 000 PLN

Dane techniczne:
Phasemation CA-1000
Pasmo przenoszenia: 20 Hz – 20 kHz
Czułość wejściowa:500/1000 mV (RCA/XLR)
Impedancja wejściowa: 47 kΩ
Wzmocnienie: 6/12/18 dB
Stosunek S/N:-100 dBV (10μV):A-NET
Separacja międzykanałowa: >100 dB
Pobór mocy: 43 W (115 lub 230 V, 50/60 Hz)
Impedancja wyjściowa: 100 Ω
Wymiary (WxHxD):
214 x 118 x 355 mm (wzmacniacz)
434 x 118 x 374 mm (control)
Waga:
7.5 kg/szt. (wzmacniacz)
14 kg (control)

Phasemation MA-2000
Impedancja wejściowa: 47 kΩ
Wzmocnienie: 27 dB
Szum własny: 200 μV
Moc nominalna: 25 W
Pasmo przenoszenia: 10 Hz – 40 kHz
Odczepy głośnikowe: 4 lub 8 Ω
Pobór mocy: 160 W
Wymiary (WxHxD): 270 x 245 x 433 mm
Waga: 20 kg/szt.

System wykorzystywany w teście:
– źródło: transport Reimyo CDT-777, przetwornik D/A Reimyo DAP – 999 EX Limited TOKU
– przedwzmacniacz liniowy: Robert Koda Takumi K-15
– końcówka mocy: Reimyo KAP – 777
Kolumny: Trenner & Friedl “ISIS”
Kable głośnikowe: Tellurium Q Silver Diamond
IC RCA: Hijri „Milon”,
XLR: Tellurium Q Silver Diamond
IC cyfrowy: Harmonix HS 102
Kable zasilające: Harmonix X-DC 350M2R Improved Version, Furutech NanoFlux NCF Furutech DPS-4 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi
Stolik: SOLID BASE VI
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA SS, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– akustyczne: Harmonix Room Tuning Mini Disk RFA-80i
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END
Tor analogowy:
– gramofon:
napęd: SME 30/2
ramię: SME V
wkładka: MIYAJIMA MADAKE
przedwzmacniacz gramofonowy: RCM THERIAA