Opinia 1
Jeszcze wcale nie tak dawno temu, w ogólnej świadomości audiofilsko zorientowanych jednostek funkcjonowały przypisane konkretnym obszarom i nacjom tzw. „szkoły dźwięku”. Mieliśmy zatem szkołę angielską, amerykańską, francuską, japońską i niemiecką, czyli klasyczne słowa – klucze umożliwiające zaszufladkowanie danego wytwórcy zgodnie z jego pochodzeniem, jak i przede wszystkim obowiązującymi stereotypami. Całe szczęście, m.in. na skutek powszechnej globalizacji, czasy te śmiało możemy uznać za słusznie minione, tym bardziej, że pół żartem, pół serio z całkiem sporą dozą prawdopodobieństwa śmiem stwierdzić, iż niezależnie od widniejących na metce danych lwia część interesujących nas dóbr pochodzi z Chin, Malezji, Filipin, etc. Dlatego też zdecydowanie rozsądniej wydaje się oceniać dany produkt bez jakichkolwiek „obciążeń”, w tym niespecjalnie sugerując się nawet samym logiem. Jako przykład posłużę się angielską marką PMC, z której to przepastnego portfolio mieliśmy okazję gościć majestatyczne MB2 XBD SE, jak sama nazwa wskazuje aktywne Active Twenty 5.24i, oraz niezobowiązująco rzucić uchem i okiem na budżetowe Prodigy. Krótko mówiąc od Sasa do Lasa, co raczej nie ułatwia prób zdefiniowania firmowego sznytu, czy to wynikającego z lokalizacji, czy samego profilu marki. Dlatego też, gdy przyszła pora na przedstawicielki głównego nurtu i zarazem najbardziej klasyczne oblicze brytyjskiej myśli technicznej, czyli trójdrożne, nad wyraz kompaktowe konstrukcje podłogowe – PMC twenty5.26i uznaliśmy, że potraktujemy je niczym przysłowiowe debiutantki i weźmiemy na redakcyjny tapet niespecjalnie doszukując się analogii z wcześniejszymi reprezentantkami rodu.
Jak na trójdrożne, trzygłośnikowe konstrukcje podłogowe twenty5.26i są zaskakująco kompaktowe. Oczywiście ich kompaktowość dla wiernych akolitów marki nie jest niczym nowym, gdyż doskonale zdają sobie oni sprawę, iż akurat w tym przypadku bynajmniej nie rozmiar jest kluczowy a zastosowana, niewidoczna gołym okiem technologia. Do powyższej listy uwarunkowań można byłoby jeszcze dopisać warunki lokalowe „Cór i Synów Albionu” a więc rodzimy dla ww. wytwórcy rynek zbytu, ale patrząc na nadwiślańskie realia … lepiej wróćmy do meritum. Chodzi bowiem o autorskie wspomaganie drajwerów niskotonowych nie powszechnie stosowanym bas-refleksem, bądź alternatywnymi membranami biernymi, lecz precyzyjnie wyliczoną linią transmisyjną ATL™, która w przypadku naszych gościń osiąga imponujące 3.3m długości. Zanim jednak dokonamy czysto umownej wiwisekcji skupmy się na tym, co nieuzbrojoną gałką wypatrzeć zdołamy. Ot chociażby delikatne, raptem o 5°, odchylenie korpusów ku tyłowi, poprawiające stabilność dokręcane masywne stalowe sztaby z regulowanymi kolcami, czy też firmowy zestaw przetworników w skład którego wchodzą – 19mm Sonomex™-owa kopułka wysokotonowa, 50mm komorowa miękka kopułka średniotonowa oraz 170mm basowiec z membraną g-weave™. Na komplementy zasługuje również naturalna okleina, która w dostarczonych przez stołeczny EIC https://www.eic.com.pl/ egzemplarzach była dębowa (do wyboru jest również orzech i dwa lakiery – Biały Jedwab i Diamentowa Czerń).
Uwagę zwracają umieszczone tuż przy podstawach charakterystyczne, wieńczące linie transmisyjne ATL™ podwójne „kratki” Laminair™ odpowiedzialne za eliminację turbulencji opuszczającego je powietrza a tym samym irytujący szum. Z kolei na ścianie tylnej, wzorem swojego aktywnego rodzeństwa króluje słusznych rozmiarów płyta ze szczotkowanego aluminium z wygrawerowanymi podstawowymi informacjami i solidnymi, acz pojedynczymi terminalami głośnikowymi. W zestawie znajdziemy również stosowne, magnetyczne maskownice.
Zarówno same skrzynie, jak i ukryte w ich trzewiach linie transmisyjne wykonano z płyt MDF, których grubość w najbardziej kluczowych miejscach dochodzi do 40 mm. Dodatkowo wnętrze jest suto wyściełane wysoce wyspecjalizowanymi piankami akustycznymi pochłaniającymi pasożytnicze rezonanse. Od strony elektrycznej mamy do czynienia z układem trójdrożnym z punktami podziału ustawionymi na 400Hz i 4kHz o niezbyt wysokiej skuteczności 86dB, którą co prawda nieco rekompensuje 8Ω, choć do rekomendacji producenta, co do możności wysterowania ich 15W wzmacniaczem podchodziłbym z dużą dozą sceptycyzmu osobiście sugerując poszukiwania konstrukcji bliższych górnej granicy podanej w tabelce, czyli 300W.
Przechodząc do części poświęconej brzmieniu niejako na wstępie pozwolę sobie na … przyznanie sobie samemu racji odnośnie ostatniego zdania z aparacyjno – technicznego akapitu. Otóż moje przypuszczenia, co do podatności tytułowych kolumn na wdzięki podpinanego pod nie wzmocnienia okazały się ze wszech miar słuszne. Mówiąc wprost PMC twenty5.26i bez przysłowiowej spawarki raczej skrzydeł nie rozwiną, dlatego też chcąc zachować zdrowy „rozsądek budżetowy” pierwsze przymiarki sugerowałbym prowadzić z konstrukcjami w stylu 300W Brystona 4B³ bądź 250W Pass Laboratories INT-250 a z katalogu dystrybutora największych Musicali z serii Nu-Vista. I wcale nie chodzi mi w tym momencie o zdolność tytułowych kolumn do nagłośnienia jakiś ponadwymiarowych kubatur dawkami decybeli zarezerwowanymi zazwyczaj dla stricte halowych i stadionowych eventów, lecz zupełnie akceptowalne poziomy głośności w 20-30 metrowych, „cywilnych” pokojach. Nie jest to jednak ich wada a jedynie wynikające z parametrów następstwo a zarazem cecha natywna dokonująca zrozumiałej selekcji na wejściu. W końcu tak, jak na Passo dello Stelvio nie wjeżdża się litrowym, trzycylindrowym turladełkiem mozolnie ciągnącym dwutonową Alpinę 903 HT, tak i pod 26-ki niezbyt rozsądnym posunięciem byłoby podpinanie kilku-, kilkunastowatowego SET-a.
Wracając jednak do meritum i mając na podorędziu 300W Vitusa nijakich problemów z prawidłowym wysterowaniem wyspiarek się nie spodziewałem i takowych nie odnotowałem. Ba, śmiem wręcz twierdzić, że PMC nawet na tak karkołomnym materiale, jak „Ghosts” 潘PAN chodziły przy nodze Duńczyka niczym szkolone owczarki belgijskie. Bas był zaskakująco krótki, świetnie kontrolowany i szalenie zróżnicowany, więc nie było mowy o jakimkolwiek niekontrolowanym poddudnianiu, czy poluzowaniu najniższych składowych. Podobnie średnica – idealnie zrównoważona pod względem wysycenia, trafiająca w punkt w domenie emocjonalnej i barwowo kurczowo trzymająca się wzornika X-Rite ColorChecker Classic. Niezależnie od tego, czy przed mikrofonem stawały mające tendencję do lekkiego seplenienia Cassandra Wilson („Glamoured”) i Ida Zalewska („As Sung By Billie Holiday”), czy czarujący skalą George Michael („Symphonica”) za każdym razem było słychać dokładnie to, co miało na „taśmę” trafić i trafiło. Pełen pakiet informacji. Ani więcej, ani mniej. Niejako z automatu warto również nadmienić, iż PMC choć góry nie żałują, to wykazują się niezwykłym obiektywizmem i nawet serwując wszelakiej maści sybilanty z pełną siłą emisji ani przez moment nie próbują ich nazbyt eksponować, czy uwypuklać, przez co nawet przy dość faworyzujących ów aspekt nagraniach nie odczuwałem nimi znużenia. Ot, po prostu wyraźnie słyszałem, że ktoś podczas realizacji/post-procesu nieco przesadził, lecz była to informacja czysto techniczna, dotycząca właśnie realizacji a nie reprodukowanego materiału pod względem muzycznym. Było w tym/takim liniowym graniu wiele wspólnych elementów z moją dawną końcówka mocy Brystona 4B³, która w sposób równie neutralny serwowała reprodukowane dźwięki ich ewentualną ocenę i interpretację pozostawiając słuchaczowi. Tutaj jest analogicznie – kolumny stają się elementem natury komunikacyjno-informacyjnej a nie modelująco-interpretatorskiej, więc patrząc na nie z czysto „branżowego” punktu widzenia zdecydowanie bliżej im do rynku pro-audio, aniżeli konsumenckiego (Hi-Fi/High-End). Dlatego też do ich obecności w posiadanym systemie część potencjalnych odbiorców będzie zmuszona, przynajmniej na początku, się przyzwyczaić. Zakładam bowiem, że nieczęsto mieli, mają, bądź mieć będą okazję do tego by usłyszeć dwie prawdy. Jedną – o ulubionym / odtwarzanym mniej bądź bardziej przypadkowo repertuarze i drugą – o posiadanym systemie. Jeśli jednak przełkną tę podana w ramach przystawki, niejednokrotnie gorzką pigułkę, to dalej już pójdzie „z górki”. Oczywiście o ile tylko ktoś ceni sobie relacje budowane na prawdomówności a nie słodkich kłamstewkach, które choć mile łechcą próżność odbiorcy niespecjalnie mają odzwierciedlenie w nieraz szarej rzeczywistości.
PMC twenty5.26i to niezwykle prawdomówne i niezmanierowane tak pod względem designu, gabarytów, jak i przede wszystkim brzmienia kolumny, które z odpowiednio wydajnym wzmocnieniem zdolne są całkowicie zniknąć z toru. Jeśli zatem chcecie Państwo możliwie blisko podejść do ulubionej muzyki i obcować z nią w możliwie nieprzetworzonej formie, to wybór tytułowych podłogówek może okazać się jedną z ostatnich roszad jakie w swoim systemie wykonacie.
Marcin Olszewski
System wykorzystany podczas testu
– CD/DAC: Vitus Audio SCD-025 Mk.II
– Odtwarzacz plików: Lumïn U2 Mini + Farad Super3 + Farad DC Level 2 copper cable + Omicron Magic Dream Classic; I-O Data Soundgenic HDL-RA4TB
– Gramofon: Denon DP-3000NE + Denon DL-103R
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Wzmacniacz zintegrowany: Vitus Audio RI-101 MkII + bezpiecznik Quantum Science Audio (QSA) Violet
– Kolumny: Dynaudio Contour 30 + podkładki Acoustic Revive SPU-8 + kwarcowe platformy Base Audio
– IC RCA: Furutech FA-13S; phono NEO d+ RCA Class B Stereo + Ground (1m)
– IC XLR: Vermöuth Audio Reference; Furutech DAS-4.1
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Vermöuth Audio Reference USB; ZenSati Zorro
– Kable głośnikowe: Signal Projects Hydra + SHUBI Custom Acoustic Stands MMS-1
– Kable zasilające: Esprit Audio Alpha; Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power + Furutech CF-080 Damping Ring; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF
– Listwa zasilająca: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS-D (R) NCF
– Switch: Silent Angel Bonn N8 + nóżki Silent Angel S28 + zasilacz Farad Super3 + Farad DC Level 2 copper cable; zasilacz Farad Super6 + Farad DC L2-C cable
– Przewody ethernet: In-akustik CAT6 Premium II; Audiomica Laboratory Anort Consequence, Artoc Ultra Reference, Arago Excellence; Furutech LAN-8 NCF; Next Level Tech NxLT Lan Flame
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Stolik: Solid Tech Radius Duo 3
– Panele akustyczne: Vicoustic Flat Panel VMT
Opinia 2
Jestem święcie przekonany, że nie tylko ja, ale wszyscy jak jeden mąż tytułowego producenta bez najmniejszych problemów zaliczamy do tak zwanego kolumnowego mainstreamu. Powody takiego postrzegania marki są oczywiste. Pierwszym jest posiłkowanie się portfolio tej marki przez wiele studiów nagraniowych. Natomiast drugim mnogość zadowolonych klientów, którzy zdecydowali się na ożenek z jego konstrukcjami. Jaki jest cel przypomnienia dokonań tego podmiotu? Oczywiście okazją jest kolejny test jednej z wielu oferowanych konstrukcji. Jednak nie będzie to zwykłe przyjrzenie się dostarczonemu do redakcji modelowi, tylko mimowolne zderzenie wyartykułowanych obserwacji z niedawno opublikowanym testem modelu aktywnego tej stajni. W tym ostatnim przypadku chodzi oczywiście o kolumny PMC Active Twenty 5.24i. Ciekawe od strony brzmieniowej, jednak w przeciwieństwie do bohaterek tego spotkania posiłkujące się swoimi sekcjami wzmacniającymi. Co stanie w szranki z aktywnymi PMC? Otóż dzięki staraniom warszawskiego dystrybutora EIC tym razem w nasze progi trafiły pasywne zespoły głośnikowe brytyjskiej marki PMC twenty5.26i. Jak zagrały i jak wypadł niezobowiązujący sparing z modelem aktywnym? Oczywiście w pewien sposób pozwalający Wam dokonać wstępnych wyborów, czy lepiej jest mieć kolumny aktywne, czy pasywne, w możliwie stawny sposób postaram się wyłożyć w dalszej części tego tekstu.
Tytułowe Brytyjki to średniej wielkości, w celach odpowiedniej propagacji fal dźwiękowych lekko pochylone ku tyłowi, smukłe skrzynki. W wersji testowej zostały wykończone w radosnej, bo bijącej jasnością, naturalnej okleinie dębowej. Ich front spełniając założenia trój-drożności uzbrojono w trzy przetworniki. Na samej górze znajdziemy miękką wysokotonówkę, poniżej będący znakiem szczególnym tego producenta kopułkowy średniak oraz tuż pod nim 17 centymetrowy basowiec. Ale to nie koniec istotnych zabiegów technicznych zastosowanych w tym modelu, bowiem tuż nad podłogą zostały zorientowane również dwa wyloty firmowego pomysłu linii transmisyjnej pozwalającej uzyskać znakomicie kontrolowany i pełen energii dolny zakres. Jeśli chodzi o kwestię przyłączy okablowania, pojedynczy set od WBT-a usadowiono na skrywającej skomplikowaną zwrotnicę, aluminiowej płytce tuż nad podłogą na plecach kolumn. Z uwagi na stosunkową filigranowość w domenie szerokości konstrukcji pomyślano o jej solidnym ustabilizowaniu, co zrealizowano przy pomocy dwóch stalowych poprzeczek z regulowanymi kolcami. Jak wynika z powyższego opisu, kolumny zaprojektowano solidnie, ale bez zbędnych wodotrysków, co na starcie pokazuje, iż konstruktorzy swoje działania skierowali w najważniejszym kierunku, jakim jest ich brzmienia. Jak zatem wypadły?
Muszę powiedzieć, że najważniejszym aspektem było dla mnie granie ww. kolumn PMC z fajną swobodą. Lubię oddech i rozwibrowanie w muzyce, co już na starcie okazało się ich znakiem szczególnym. Oczywiście jak to u Anglików jest w standardzie, całość brzmiała również dobrze od strony wagi dźwięku, jednak z unikającym nadpobudliwości, a nie podkręconym impulsem energii. Ale spokojnie, nie zanotowałem żadnych strat utożsamianych ze stanem po zażyciu Pavulonu. Po prostu nie robiły nic na siłę udając większe niż są, tylko w sposób wyważenie mocny uderzały mnie dolnym zakresem, urzekały ciekawą średnicą i dźwięcznymi wysokimi tonami, co oferowało dobry timing rozgrywających się scenicznych wydarzeń. Na tle zestawu aktywnego były znacznie mniej ofensywne w domenie masy i krągłości prezentacji, co mogłoby sugerować inne podejście konstruktorów do finalnej estetyki prezentacji tego modelu na tle aktywnego, ale zapewniam, ta sytuacja w moim mniemaniu miała całkowicie inne podłoże. Inne w tym przypadku oznaczało zastosowanie odmiennej sekcji wzmocnienia. Nie wbudowanych w kolumny, zrobionych po bożemu i bez niebezpiecznych oszczędności wzmacniaczy jak w modelu 5.24i, tylko ponad dwustukilogramowego duńskiego diabła w postaci końcówki mocy Gryphon Apex Stereo. 200W w klasie A z tranzystora swoje robi, dlatego nie dziwnym było dla mnie nieco inne podejście do zobrazowania muzyki przez kolumny pasywne. Z większą ekspresją napowietrzenia sceny, nieco lżejszej, ale za to bogatszej w ilość odcieni nadal fajnej energii. To zaś jako naturalny feedback pozytywnego odchudzenia dźwięku udowodniło, że marka oferuje dojrzałe jakościowo konstrukcje pokazujące wręcz palcem, w jakim środowisku je umieścimy. A, że dzięki mocnemu, A-klasowemu wzmacniaczowi były nie tylko pod pełną kontrolą, ale również nakarmione dobrze zbilansowanym od strony plastyki i dźwięczności sygnałem, choć nie grały nadmierną masą, bez problemu radziły sobie z ciężką muzyką i znakomicie z tą romantyczną. Materiał w stylu formacji Metallica „72 Seasons” nie był przesadnie podkolorowany, co może w nadmiarze fajnie brzmi, jednakże lekko uśrednia zamierzenia artystów chcących zburzyć obecny porządek świata, dzięki czemu oferował mi znakomitą, bo nieobliczalną zdolność do natychmiastowych zmian tempa i ilości wygenerowanej energii. Efekt był zaskakujący, gdyż pokazywał, inną stronę brzmienia kolumn PMC. Z pozoru lżejszego, jednak w pełni panującego nad zapisaną w muzyce energią, co pozwoliło oczekiwanie jakby ją przyspieszyć. Niby były to te same kawałki, których słuchałem dawniej, jednak z jakże innym punktem ogólnej ekspresji. Owszem, mniejszej od strony nasycenia, jednak nie dla wszystkich błogie granie rocka jest czymś nadrzędnym. Jeśli zyskuje na tym żywiołowość podania, wolą słuchać go w ostrzejszym wydaniu, gdyż to jest bliższe założeniom powstawania tego typu kapel. I taki prymat oferowało zestawienie testowe. Jednak zaznaczam, jako piewca rocka piszę to jako pozytyw, a nie negatyw.
Jak wspominałem, dobrze odbierałem również muzykę kontemplacyjną w stylu Bobo Stensona Trio „Indicum” . Naturalnie z uwagi na przywołane, będące bezpośrednim owocem unikania nadmiernego dociążania rozwibrowanie dźwięku. Każdy niuans nie tylko dzięki zrównoważonemu zapewnieniu energii, ale także cały czas artykułowanej lotności i odpowiednio ważył i odznaczał się długą żywotnością w eterze. To jest muzyka, w której zaburzenie jakiejkolwiek składowej powoduje utratę tak ważnych dla nie informacji. Bez nich nie ma niezbędnego do zatopienia się bez reszty przez słuchacza pierwiastka nieprzewidywalności. Czyli tłumacząc polskiego na nasze, gdy dźwięk jest zbyt ulany, po prostu wieje nudą. Na szczęście 5.26i stronią od takich sytuacji, co sprawiło, że podczas kilkunastodniowej sesji testowej z przyjemnością słuchałem nie tylko agresywnego rocka, ale także jazz, twórczość barokową i trochę klasyki, czyli pełnego spektrum moich preferencji.
Gdzie sytuowałbym tytułowe kolumny? Jak wynika z powyższego opisu, wiele zależeć będzie od docelowego środowiska sprzętowego. Ale na bazie usłyszanych możliwości spokojnie mogę powiedzieć, że opiniowane PMC 5.26i są w dość uniwersalne i w większości sytuacji sobie poradzą. Co oznacza słowo „dość”? Spokojnie, chodzi o zawsze mogące wystąpić wyjątki. Jakie? Naturalnie mam na myśli totalne porażki połączeniowe, jakie zafundują im potencjalni nabywcy. Otóż gdy ożenią z nimi zbyt mocno dociążony lub ziejący ostrością podania set, zwyczajnie zabiją drzemiącą w nich, od samego początku zaznaczaną przeze mnie estetykę radosnego, ale z dobrym wypełnieniam podania ulubionej muzyki. Na szczęście to margines możliwych wydarzeń, dlatego nie ma co kruszyć o to kopii. Zatem reasumując, jeśli szukacie przekazu stroniącego od ekstremów typu nadmierne nasycenie lub rozjaśnienie, rzeczone zespoły głośnikowe powinny być jednymi z pierwszych na liście do prób testowych. Nic nie tracicie, za to bliższe poznanie tej odmiany brytyjskiej szkoły prezentacji muzyki z pewnością będzie cenną wartością dodaną w Waszym hobby.
Jacek Pazio
System wykorzystywany w teście:
– transport: CEC TL 0 3.0
– streamer: Lumin U2 Mini + switch Silent Angel Bonn N8
– przetwornik cyfrowo/analogowy: dCS Vivaldi DAC 2.0
– zegar wzorcowy: Mutec REF 10 SE-120
– reclocker: Mutec MC-3+USB
– Shunyata Research Omega Clock
– Shunyata Sigma V2 NR
Przedwzmacniacz liniowy: Gryphon Audio Pandora
Końcówka mocy: Gryphon Audio APEX Stereo
Kolumny: Gauder Akustik Berlina RC-11 Black Edition
Kable głośnikowe: Furutech Nanoflux-NCF Speaker Cable
IC RCA: Hijiri Million „Kiwami”, Vermouth Audio Reference
XLR: Hijiri Milion „Kiwami”, Furutech DAS-4.1, Furutech Project V1
IC cyfrowy: Hijiri HDG-X Milion
Kabel LAN: NxLT LAN FLAME
Kabel USB: ZenSati Silenzio
Kable zasilające: Hijiri Takumi Maestro, Furutech Project-V1, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4.1 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord, Acrolink 8N-PC8100 Performante, Synergistic Research Galileo SX AC
Stolik: BASE AUDIO 2
Akcesoria:
– bezpieczniki: Quantum Science Audio Red, Synergistic Research Orange
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints Ultra Mini
– platforma antywibracyjna Solid Tech
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– listwa sieciowa: Power Base High End, Furutech NCF Power Vault-E
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon – Clearaudio Concept
– wkładka Dynavector DV20X2H
– przedwzmacniacz gramofonowy RCM Audio The Big Phono
– docisk płyty DS Audio ES-001
– magnetofon szpulowy Studer A80
Dystrybucja: EIC
Producent: PMC (Professional Monitor Company Ltd)
Cena: 49 999 PLN
Dane techniczne
Czułość: 86dB / 1W@1m
Impedancja: 8Ω
Pasmo przenoszenia: 27Hz – 25kHz
Częstotliwość podziału zwrotnicy: 400Hz, 4kHz
Zastosowane przetworniki
– Wysokotonowy: PMC/SEAS®, 19mm seria twenty5i, miękka kopułka z tkaniny SONOMEX™, chłodzona ferrofluidem, z 34mm otokiem i maskownicą dyspersyjną
– Średniotonowy: PMC 50mm komorowa miękka kopułka średniotonowa
– Niskotonowy: PMC 6.5″/170mm membrana g-weave™ o długim skoku z obudową z odlewu stopu.
Efektywna długość ATL™: 3.3m
Zalecana moc wzmacniacza: 15 – 300W
Wymiary (W x S x G): 1040 (+20 mm kolce) x 192 (275mm wraz z prętami cokołu) x 439 mm (+15mm maskownica)
Waga: 25kg
Dostępne wykończenia: Biały Jedwab, Dąb, Diamentowa Czerń, Orzech
Najnowsze komentarze