Opinia 1
Nigdy nie ukrywaliśmy, że oprócz wszelakiej maści urządzeń i akcesoriów znajdujących się mniej, bądź bardziej w torze, lubimy od czasu do czasu wyjść z własnej strefy komfortu i wejść może nie w strefę mroku, co obszar z pogranicza ezoteryki i żartobliwie mówiąc audio-voodoo. Jak jednak magazynowa wyszukiwarka dowodzi takowe wycieczki serwujemy sobie nad wyraz oszczędnie, gdyż w ciągu minionych jedenastu lat naszej hobbystycznej działalności mieliśmy okazję wziąć na redakcyjny tapet m.in. misę PMR Premium, generator rezonansu Schumanna Acoustic Revive RR-777, czy też polaryzator pomieszczenia Esprit Audio Nova, więc w porównaniu do bezliku przedstawicieli głównego nurtu, który przewinął się przez nasze ręce, śmiem twierdzić iż równowaga jest jak najbardziej zachowana. A skoro od testu ww. Novej upłynęło nieco ponad pół roku, to najwyższa pora ponownie wsadzić kij w mrowisko i dzięki uprzejmości chełmżyńskiego Quality Audio własnousznie zweryfikować wpływ … regulatora pola magnetycznego Omicron Power Boost.
Jak na załączonej dokumentacji zdjęciowej widać Power Boost ma postać dość ażurowego – w trzech miejscach głęboko naciętego, kilkuwarstwowego, wykonanego z Delrinu® i złotego mosiądzu walca z górnym dekielkiem w formie intrygującego, chromowanego ślimaka i zapobiegającym tak przesuwaniu, jak i rysowaniu powierzchni, gumowym oringiem wpuszczonym w podstawę. Co ciekawe, bryła bynajmniej nie jest monolitycznym obeliskiem, lecz za sprawą znajdujących się w jej trzewiach (dokładnie w podstawie) trzech ceramicznych (z azotku krzemu) kulek, układu magnesów i umieszczonych w ww. nacięciach trzech dźwigni, przynajmniej pozornie, dość „pływającą” konstrukcją. W zestawie znalazła się również podobnie jak i jednostka główna luksusowo wykonana „magiczna różdżka”, z której pomocą dokonuje się nastaw górnej spirali. Coś Państwu to przypomina? Jeśli nie, to pozwolę sobie odświeżyć Wam pamięć odsyłając do ubiegłorocznego testu podstawek pod przewody Omicron Magic Dream Line & Tesla z prośbą o zwrócenie szczególnej uwagi na ostatnią z nich, czyli flagową Teslę. Oczywiście podobieństwo jest umowne, gdyż Tesla bazowała na trzech ślimakach a Boost na jednym ślimaku i trzech suwakach, ale summa summarum ich zasada działania jest zbieżna. Polega bowiem na precyzyjnej regulacji – dostrajaniu przepływów elektromagnetycznych generowanych przez przepływ prądu w dowolnym urządzeniu elektrycznym.
Tyle wrażeń wzrokowych i teorii. Najwyższa bowiem pora na część poświęconą może nie tyle brzmieniu samego Boost-a, gdyż jego rolą nie jest zastępstwo tamburynu, marakasów, bądź innych przeszkadzajek, co jego wpływowi na walory soniczne mojego systemu po ustawieniu na jego składowych tytułowego akcesorium. I tak, z racji wystosowanego przez samego producenta ostrzeżenia by nie aplikować Power Boosta na napędach/odtwarzaczach, finalną i zarazem najbardziej „słyszalną” miejscówką okazała się płyta górna mojego dyżurnego Vitusa RI-101 MkII – tuż nad trafem. Efekt? Cóż, początki nie były zbyt obiecujące, gdyż przy „suwakach” okupujących skrajne – zarówno początkowe, jak i końcowe pozycje brzmienie było bądź ofensywne, bądź nawet nie tyle skupione, co nazbyt skondensowane – skompresowane. Czyli i tak źle i tak niedobrze, co jasno dawało do zrozumienia, że przesada w żadną stronę nie jest wskazana. Co prawda ww. zagęszczenie potrafiło ratować nazbyt jazgotliwe i na dłuższą męczące albumy w stylu „Pump” Aerosmith, czy „The End Of Life” Unsun, ale bądźmy szczerzy – leczenie dżumy cholerą nie jest najlepszą drogą do osiągnięcia audiofilskiej nirwany. Dlatego też bazując na osobistych, czysto empirycznych doświadczeniach polecam startować od ustawień środkowych, by następnie poprzez delikatne przesuwanie dźwigienek zgodnie, bądź przeciwnie do ruchu wskazówek zegara dopieszczać dźwięk zgodnie z własnymi oczekiwaniami i preferencjami. I w tym momencie pozwolę sobie na drobną dygresję natury ergonomiczno – użytkowej. Otóż skoro nastaw dokonujemy niemalże z zegarmistrzowską precyzją nie rozumiem czemu producent nie był łaskaw umieścić żadnej podziałki ani wzorem Tesli na obwodzie górnego ślimaka, ani wzdłuż krawędzi nacięć, w których umieszczono dźwigienki. Nie mówiąc już o tym, że przynajmniej najbardziej optymalnym rozwiązaniem byłoby zapożyczenie dwukierunkowego mechanizmu x-klikowego bezela (obrotowego pierścienia) znanego z „diverów” – zegarków nurkowych. Dzięki czemu po finalnej kalibracji wystarczyłoby zapamiętać / zapisać optymalne ustawienie każdego z suwaków i górnego ślimaka (w stylu 1 -3 „kliki”, 2 – 4 „kliki”, etc.) bez obaw o to, że podczas porządków, przenoszenia / demonstracji znajomym coś nieopatrznie przestawimy i całą procedurę nastawczą będziemy zmuszeni powtarzać od nowa.
Wracając jednak do meritum zmiany wprowadzane przez Boosta dalekie są od kosmetycznych, więc bez problemu powinniście Państwo już po kilku … nastu próbach utrafić w nastawy pozwalające z ulgą zaprzestać, przynajmniej na jakiś czas, wędrówek z kanapy do systemu i z powrotem, by wreszcie oddać się delektowaniu dobiegającą naszych uszu muzyką. A ta z akcesorium Omicrona potrafi zabrzmieć zaskakująco zbieżnie z tym, co dawała aplikacja ww. Tesli – wzrost koherencji przekazu z jednoczesną poprawą namacalności źródeł pozornych, wysyceniem przekazu, bardziej uporządkowaną a zarazem szerszą i głębszą sceną, czy też zauważalnym wzrostem dynamiki/potęgi brzmienia. Jednak zamiast efektu przejaskrawienia, gigantomanii i nerwowej wyczynowości wszystkie ww. aspekty osiągały jedynie stopień bliższy, aniżeli wcześniej, oryginałowi. Mam cichą nadzieję, że rozumieją Państwo o co mi chodzi – to nie była, posługując się motoryzacyjną analogią, bezrefleksyjna aplikacja Nitro (podtlenku azotu), lecz finezyjny – precyzyjny chip-tuning – zdjęcie elektronicznego kagańca limitującego faktyczne osiągi silnika. Oczywiście, wszystko brzmiało lepiej niż wcześniej, lecz nadal był to proces zbliżania się do będącego wzorcem oryginału a nie jego podrasowywanie w stylu trybu demonstracyjnego we współczesnych projektorach/odbiornikach TV, gdzie krawędzie tną zmysły niczym lancet, niemalże słychać skwierczenie czerwieni a zieleń swą soczystością wręcz wypala oczy. Power Boost nie jest zatem chemicznym intensyfikatorem smaku, lecz bogatą kompozycją naturalnych ziół uwalniających drzemiący w potrawach potencjał. Dzięki niemu już od pierwszych taktów album „Theories Of Emptiness” Evergrey wgniata słuchacza w fotel potężną, lecz zarazem misternie utkaną ścianą dźwięku na której tle intensywność, namacalność i siła emisji wokalu Toma S. Englunda potrafi wywołać ciarki. Nawet z niemalże koncertowymi poziomami głośności próżno doszukiwać się tu kompresji, czy spłaszczenia. Świetna rozdzielczość, a co za tym idzie idealne odwzorowanie lokalizacji każdego z muzyków sprawiają, że momentalnie przestajemy analizować i „przypinać” klawisze, perkusję, bas i gitary do określonych miejscówek mozolnie budując siatkę ich wzajemnych interakcji, tylko docierające naszych uszu zawieszone w absolutnej czerni dźwięki robią to z automatu same z siebie, więc pełen, kompletny obraz widzimy jak na dłoni. Efekt ten potęguje przesiadka na symfonikę („Danse Macabre” Orchestre Symphonique De Montreal pod batutą Kenta Nagano), gdzie złożoność wielkiego aparatu wykonawczego wreszcie ma okazję w pełni zachwycić swym absolutem. I to zarówno w oczywistych – zapierających dech w piersiach tutti, jak i ledwie muskających nasze zmysły pianissimo. Mamy zatem pełną skalę dynamiki bez nużącego efektu loudnessu i wypłaszczania. W dodatku wyeliminowany zostaje element przeskalowywania poszczególnych wydarzeń muzycznych do naszych warunków lokalowych / rozstawu kolumn, gdyż wierność oddania kubatury w jakiej dokonywano nagrań niejako z automatu przenosi nas w dane realia lokalowe.
Jednak o genialności Power Boosta najłatwiej przekonać się nie poprzez jego aplikację z finalnymi nastawami a jego … usunięcie z systemu. Serio, serio. Doświadczyłem tego osobiście, gdyż to właśnie mi przypadł w udziale unboxing, więc po intensywnych testach przekazałem Omicrona Jackowi i na pierwszych kilka dni najdelikatniej rzecz ujmując czar prysł jak bańka mydlana a ja straciłem chęć zasiadania przed systemem, przed którym zwyczajowo spędzam po kilka-kilkanaście godzin dziennie. Irytowała mnie dziwna beznamiętność i szarość dźwięku, których jakby nie patrzeć przed testami Power Boosta nie odnotowywałem. Dla pewności, po jakimś tygodniu abstynencji od włoskiego akcesorium mogłem zaaplikować je ponownie i radość z obcowania z ulubionym repertuarem powróciła. Uzależnienie? Nie wykluczam. Omamy słuchowe i autosugestia? Bez przesady, bądźmy poważni. Tytułowy regulator pola magnetycznego gościł u mnie na tyle długo, że pod koniec swej bytności praktycznie przestałem zwracać na niego uwagę, więc o zaburzającej percepcję i zdrowy rozsądek ekscytacji mowy być nie mogło. Po prostu pozwalał czerpać radość z muzyki na poziomie niedostępnym bez jego udziału.
W ramach podsumowania przewrotnie pozwolę sobie stwierdzić, iż o ile Tesla kosztowała ponad 11 kPLN, co nader skutecznie studziło mój entuzjazm i chęć jej pozostawienia we własnym systemie po zakończeniu procedury testowej, to już kwota 2 650 PLN oczekiwana przy kasie za Power Boosta wydaje się wręcz szokująco … okazyjna. Szczególnie jeśli weźmiemy pod uwagę skalę jednoznacznie pozytywnych zmian przez niego wprowadzanych i istny bezlik możliwości modelowania nawet najdrobniejszych niuansów brzmieniowych objętych ich wpływem. Oczywiście dla osób skażonych audiophilią nervosą, jak i cierpiących na swoistą nerwicę natręctw finalna kalibracja w celu osiągnięcia najlepszych rezultatów może być prawdziwą drogą przez mękę, lecz proszę mi wierzyć na słowo a jeszcze lepiej przekonać się na własne uszy – w swoim systemie, że gra warta jest świeczki. Dlatego też gorąco zachęcam do zabawy tytułowym gadżetem, gdyż może nie zamienia wody w wino, lecz zmiany możliwe do osiągnięcia z jego pomocą daleko wykraczają poza zwyczajową akcesoryjną kosmetykę.
Marcin Olszewski
System wykorzystany podczas testu
– CD/DAC: Vitus Audio SCD-025 Mk.II
– Odtwarzacz plików: Lumin U2 Mini + Farad Super3 + Farad DC Level 2 copper cable + Omicron Magic Dream Classic; I-O Data Soundgenic HDL-RA4TB
– Gramofon: Denon DP-3000NE + Denon DL-103R
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Wzmacniacz zintegrowany: Vitus Audio RI-101 MkII + Quantum Science Audio (QSA) Violet
– Kolumny: Dynaudio Contour 30 + podkładki Acoustic Revive SPU-8 + kwarcowe platformy Base Audio
– IC RCA: Furutech FA-13S; phono NEO d+ RCA Class B Stereo + Ground (1m)
– IC XLR: Vermöuth Audio Reference; Furutech DAS-4.1
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Vermöuth Audio Reference USB; ZenSati Zorro
– Kable głośnikowe: Signal Projects Hydra + SHUBI Custom Acoustic Stands MMS-1
– Kable zasilające: Esprit Audio Alpha; Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power + Furutech CF-080 Damping Ring; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF
– Listwa zasilająca: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS-D (R) NCF
– Switch: Silent Angel Bonn N8 + nóżki Silent Angel S28 + zasilacz Farad Super3 + Farad DC Level 2 copper cable
– Przewody ethernet: In-akustik CAT6 Premium II; Audiomica Laboratory Anort Consequence, Artoc Ultra Reference, Arago Excellence; Furutech LAN-8 NCF; Next Level Tech NxLT Lan Flame
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Stolik: Solid Tech Radius Duo 3
– Panele akustyczne: Vicoustic Flat Panel VMT
Opinia 2
Jak wieść gminna niesie i chyba sami na własnej skórze zdążyliście się przekonać, wszelkiej maści akcesoria spod znaku ogólnie pojętego audio mają jedno bardzo ważne zadanie. Jest nim naturalnie maksymalne dopieszczenie systemu audio w celu wygenerowania najlepszego dźwięku. Tematyka działania tych dóbr jest bardzo szeroka, od walki z wibracjami, przez poprawę przepływu sygnałów audio, po eliminację szkodliwych pól magnetycznych. Przyznacie, mimo wielkiego sensu walki na tych frontach, temat może przyprawić o przysłowiowy ból głowy. Ale spokojnie. Abyście takiego stanu nie zaliczyli, na ile to jest możliwe, stoimy na straży my. Zaprawieni w boju testowania różnych wynalazków, którym w dzisiejszym odcinku będzie ustrojstwo pozwalające okiełznać kapryśne pole magnetyczne rozpościerające się wokół konstrukcji elektronicznych. Co to będzie? Markę już znacie. Produkt co prawda dedykowany innym celom, ale również. A będzie to dystrybuowany przez chełmżyńskie Quality Audio poskramiacz pola magnetycznego wokół zasilania elektroniki włoski Omicron Power Boost.
Nasz bohater, to stosunkowo nieduży rozmiarowo, za to mocno w pozytywnym tego słowa znaczeniu mieszający w temacie walki ze szkodliwymi polami magnetycznymi, stawiany pionowo na płaskiej powierzchni nad sekcją zasilania walec. Jednak to nie jest byle jaki walec, bowiem to bardzo skomplikowana technicznie konstrukcja. W pierwszej kolejności posadowiona na pływającej, stabilizowanej trzema ceramicznymi kółkami platformie, natomiast w pozostałej części bryły wyposażona w system poziomo zorientowanych, osobno regulowanych sekcji magnesów. Ustawienie trzech z nich od czerwonej, do zielonej kropki realizujemy stosownymi hebelkami, zaś ostatniej, usadowionej na górnej płaszczyźnie w formie ciekawego wzorniczo ślimaka – przypominam, że mamy do czynienia z włoskim produktem, co w przypadku wizualizacji każdego produktu jest zobowiązujące, specjalnym, znajdującym się na wyposażeniu urządzenia pręcikiem. Przyznacie, jest czym się bawić, a najlepsze w tym wszystkim jest to, że to ma duży sens brzmieniowy, o czym postaram się wypowiedzieć w kolejnej części testu. Zanim jednak do niej przejdziemy, zwieńczę akapit o budowie lakoniczną informacją, iż obudowa tytułowego Boostera w kwestii zastosowanych i z pietyzmem wykończonych produktów bazuje na Delrinie i pozłacanym mosiądzu. Z pozoru materiały nijakie, jednak finalnie obrobione przez ręce Włocha stały się wizualnym dziełem sztuki użytkowej.
Jak to działa i co robi? Otóż jeśli chodzi o samo działanie, to w skrócie owym zewnętrznym ustrojem wpływamy na pole magnetyczne zorientowanego w urządzeniu zasilania. Jak? W tym przypadku mamy do czynienia ze znanym tylko konstruktorom Boostera, płynie regulowanym w stosunku do siebie ustawieniem pól magnetycznych generowanych przez cztery różne sekcje magnesów. Co konkretnie każda z sekcji robi, niestety nie udało nam się dowiedzieć. Jednak jedno jest pewne, Omicron Power Booster bezapelacyjnie wpływa na sposób prezentacji muzyki przez system. Jak brzmieniowo dokładnie? Powiem tak. Do tak zwanej mety nie doszedłem, bo każdy najdrobniejszy ruch zmienia finalną konfigurację soniczną, jednak w moim systemie z poziomem ustawień suwaków udało i się uzyskać ciekawy sound przy dość bliskim ustawieniu hebelków od zielonych kropek. Dokładnego ustawienia nie podam, gdyż nie ma żadnych podziałek pozwalających zapamiętać ostatni wybór, dodatkowo każdy system i tak na to urządzenie zareaguje inaczej. Jak doszedłem do ustawienia w wersji testowej? Rozpocząłem od maksymalnego przesunięcia hebelków i ślimaka do czerwonych punktów. Efekt? Muzyka się uspokoiła, jednak jako efekt uboczny jej rozmach znacząco się skurczył. Otrzymałem coś na kształt jej zamknięcia się w sobie. To naturalnie w przypadku krzykliwych i nerwowych systemów może być pożądany efekt, jednak dla mnie przekaz zwyczajnie umarł. Jak się za moment okazało nie na długo, gdyż wystarczyło zmienić położenie każdej z sekcji magnesów względem siebie w stronę zielonych kropek i nagle wszystko zaczęło ożywać. Im bliżej drugiego bieguna, tym bardziej z ciekawym podkreślaniem różnych brzmieniowych aspektów słuchanego materiału. Nie powiem, patrząc z perspektywy czasu praca nieco syzyfowa, bo ilość ustawień takiej baterii suwaków jest spora, jednak jeśli działamy już na etapie ostatecznego podkręcania jakości grania swojej zbieraniny, poświęcony na ten etap czas z pewnością można zaliczyć do okresu pozytywnie spożytkowanego. Osobiście doszedłem do stanu, w którym zachowałem spokój przekazu – odbierałem to jako znaczące zmniejszenie zniekształceń, ale przy niezaburzonym sposobie swobodnej, a myślę że nawet nieco bardziej lotnej niż miałem wcześniej, projekcji wydarzeń muzycznych. Najczęściej przywołane czyszczenie muzyki ze zniekształceń wiąże się z utratą jej witalności, tymczasem dzięki testowanemu urządzeniu, po zrozumieniu klucza działania Omicrona udało mi się zachować rozmach jej wizualizacji na czytelniejszej wirtualnej scenie. I co najważniejsze, nie przez działanie rozjaśniające przekaz za pomocą zazwyczaj mającego swoje uboczne skutki okablowania, a operowanie wielowarstwowym polem magnetycznym na takowe generowane zasilaniem wewnątrz danego urządzenia. A jak widać na zdjęciach, bawiłem się z bardzo czułym na takie działanie systemem analogowym – test przeprowadziłem stawiając Boostera na przedwzmacniaczu gramofonowym RCM The Big Phono, co jasno pokazuje brak słyszalnych niepożądanych efektów poskramiania pola magnetycznego innym polem magnetycznym. Tylko jedna uwaga. Producent nie zaleca stosowania tego ustroju na wszelkiego rodzaju źródła cyfrowych CD, DVD i im podobnych. Co może się stać, zdroworozsądkowo traktując zalecenia producenta nie sprawdzałem, ale wierzę na słowo, że to niepożądane. Koniec kropka. Coś więcej o samym wpływie zastosowania naszego bohatera? Myślę, że ilość zmiennych w ustawieniu i ich końcowy wpływ na dźwięk jest tak duża, że nie ma sensu rozwadniać tekstu laniem przysłowiowej wody. Najważniejsze, że działa i robi to w ciekawy sposób. A to dla potencjalnych zainteresowanych jest najważniejsze.
Czy jest sens kupowania tytułowego produktu i komu bym go zalecił? Odpowiadając na pierwsze pytanie jak najbardziej jest. To przecież kolejny krok w uzyskaniu maksymalnej jakości dźwięku przez posiadany system. Do tego nieinwazyjny, a przy okazji diabelnie uniwersalny jeśli chodzi o kwestię męczącego przepinania kolejnego zestawu okablowania. Natomiast odnosząc się do drugiego pytania odpowiedź również będzie banalna i zachęcająca do zabawy bezwzględnie wszystkich. Nawet tych w pełni zadowolonych z dotychczasowych efektów swojej działalności. Powód? Wpływamy na dźwięk bez ingerencji w sygnał audio i może się okazać, że mimo długiego procesu konfiguracyjnego coś nas nadal męczy, a tymczasem z dziecinną łatwością można się tego pozbyć. Czy tak będzie, okaże się podczas osobistych testów. Jednak jedno jest pewne, kupicie, nie kupicie, warto spróbować, gdyż nasz bohater naprawdę robi wydawałoby się niemające szans na brzmieniowe powodzenie, finalnie niezaprzeczalnie pozytywnie działające na urządzenia audio czary mary.
Jacek Pazio
System wykorzystywany w teście:
– transport: CEC TL 0 3.0
– streamer: Lumin U2 Mini + switch Silent Angel Bonn N8
– przetwornik cyfrowo/analogowy: dCS Vivaldi DAC 2.0
– zegar wzorcowy: Mutec REF 10 SE-120
– reclocker: Mutec MC-3+USB
– Shunyata Research Omega Clock
– Shunyata Sigma V2 NR
Przedwzmacniacz liniowy: Gryphon Audio Pandora
Końcówka mocy: Gryphon Audio APEX Stereo
Kolumny: Gauder Akustik Berlina RC-11 Black Edition
Kable głośnikowe: Furutech Nanoflux-NCF Speaker Cable
IC RCA: Hijiri Million „Kiwami”, Vermouth Audio Reference
XLR: Hijiri Milion „Kiwami”, Furutech DAS-4.1
IC cyfrowy: Hijiri HDG-X Milion
Kabel LAN: NxLT LAN FLAME
Kable zasilające: Hijiri Takumi Maestro, Furutech Project-V1, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4.1 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord, Acrolink 8N-PC8100 Performante, Synergistic Research Galileo SX AC
Stolik: BASE AUDIO 2
Akcesoria:
– bezpieczniki: Quantum Science Audio Red, Synergistic Research Orange
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END, FURUTECH e-TP80 ES NCF
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon – Clearaudio Concept
– wkładka Dynavector DV20X2H
– przedwzmacniacz gramofonowy RCM Audio The Big Phono
– docisk płyty DS Audio ES-001
– magnetofon szpulowy Studer A80
Dystrybucja: Quality Audio
Producent: Omicron Group
Cena: 2 650 PLN
Dane techniczne
Materiały: Delrin®/Złoty mosiądz
Średnica: 54 mm.
Wysokość: 52 mm.
Waga: 0,6 kg
Najnowsze komentarze