Opinia 1
W świecie idealnym, bądź jak kto woli w warunkach laboratoryjnych (wszystko zależy od tego, czy aspirujemy do iście rajskiego życia, czy też egzystencji szura laboratoryjnego) akustyka pomieszczeń odsłuchowych dopracowana jest do perfekcji a z gniazdek płynie idealny sinus. Problem w tym, że mało komu udaje się załapać się do pierwszej grupy a z tego co mi wiadomo chętnych na drugą pulę brak. Niby sytuację nieco ratują szukający zarobku, zgłaszający się na testy medyczne studenci, ale to jedynie ułamek populacji, w dodatku niekoniecznie skażony audiophilia nervosą, więc de facto zupełnie nam nieprzydatny. Wspominam o tym nie bez powodu, bowiem o ile z akustyką bez dość poważnych działań polegających na jej okiełznaniu z użyciem mniej (dywany, meble tapicerowane, półki z książkami, etc.), bądź bardziej wyspecjalizowanych (vide dyfuzery/absorbery np. Vicoustic, Artnovion, etc.) i świadomego doboru proporcji wymiarów pomieszczenia raczej sobie nie poradzimy, to już z prądem powinno pójść nieco łatwiej. Oczywiście przy dwużyłowej, aluminiowej instalacji próżno oczekiwać cudów, ale świadomość w narodzie rośnie i coraz częściej nawet developerzy sami z siebie zestaw gniazdek RTV potrafią podpiąć do osobnej linii z dedykowanym bezpiecznikiem. I wtedy już zdecydowanie jest o co powalczyć, gdyż nawet kosmetyczne zmiany (vide gniazdo ścienne) i dedykowana zastosowaniom audio listwa/kondycjoner są w stanie zdziałać dużo dobrego. A gdy mamy okazję i możliwość pojechać po przysłowiowej bandzie, to tym lepiej, gdyż na scenę wkraczają najpoważniejsi gracze mający w swych katalogach specjały zdolne usatysfakcjonować najbardziej wybrednych konsumentów. I właśnie z owego topu, dzięki uprzejmości łódzkiego Audiofastu, udało nam się na kilkutygodniowe testy pozyskać referencyjny kondycjoner zasilania Shunyata Research Everest 8000, na którego recenzję serdecznie zapraszamy.
Jak widać na powyższych zdjęciach Everest, zapewne zgodnie z nadaną mu nazwą, zamiast operować w orientacji poziomej pnie się ku górze zarazem nieco się ku niej zwężając, przez co wszystkie gniazda wyjściowe właśnie w takiej orientacji zostały rozmieszczone. Wbrew pozorom taka transpozycja powszechnie stosowanego układu okazuje się przysłowiowym strzałem w dziesiątkę, gdyż niejako z automatu porządkuje zwyczajową plątaninę przewodów zasilających za systemem a dodatkowo szalenie ułatwia ich prowadzenie oraz odsprzęgnięcie od podłoża za pomocą wielopółkowych instalacji w stylu NCF Boosterów Furutecha (wystarczy dokupić odpowiednią ilość Extension Shaft Mix i Cradle Flat). Front z biegnącą przez całą wysokość wyfrezowaną nazwą modelu wykonano z anodowanego na srebrno masywnego płata aluminium a korpus z solidnych (ok.2mm) blach stalowych. Całość posadowiono na firmowych stopach antywibracyjnych Shunyata SSF-50, więc po stronie nabywcy pozostaje zapewnienie jedynie w miarę stabilnego lokum. Ścianę tylną przecina rząd podzielonych na cztery sekcje ośmiu pomarańczowych gniazd zasilających Schuko a tuż przy podstawie ulokowano włącznik główny, cztery terminale CGS pozwalające na podłączenie do nich max. 12 komponentów audio, oraz chronione dedykowanym ciężkim przewodom usztywniającym kołnierzem wejściowe gniazdo zasilające na 20A wtyk IEC C19.
Jak jednak widać na dwóch ostatnich ujęciach Everest pojawił się w naszych skromnych progach w towarzystwie kuszącego elegancką czernią wieczorowego boa, czyli firmowej Sigmy V2 XC, więc szukając jakiś sensownych analogii wypadałoby go zestawiać bezpośrednio z Furutechem Pure Power 6 NCF & PROJECT-V1, bądź nieco niżej urodzonym i niestety już wycofanym z produkcji Kecesem BP-5000 wraz, z którym dotarła Shunyata Research Alpha v2 NR. Jak jednak warto mieć na uwadze każda z powyższych konstrukcji opierała się na diametralnie innym podejściu do tematu, bowiem tak po prawdzie „japońska 6-ka” była „nicniemającym” rozgałęziaczem a tajwański kondycjoner bazował na monstrualnym toroidzie. Z kolei nasz tytułowy bohater podąża własną, ściśle zdefiniowaną przez swoich protoplastów ścieżką opartą na zaawansowanych układach filtrujących, więc de facto najbliżej mu do niedawno przez nas opisywanego duetu Signal Projects Poseidon & UltraViolet Power.
Od strony elektrycznej Everest 8000 podzielono na sześć niezależnych stref izolacji zapewniających nie tylko redukcję szumów z zewnątrz, lecz również eliminację od wzajemnych interferencji urządzeń wpiętych w samą Shunyatę. Dodatkowo dzięki opatentowanej (US 8,658,892 i US 10,031,536) technologii QR/BB kondycjoner posiada zdolność magazynowania a następnie uwalniania mikroimpulsów elektrycznych zwiększając tym samym własna wydajność prądową. Z kolei układy redukcji szumu CCI pochodzą z siostrzanych urządzeń Shunyaty (Clear Image Scientific) kierowanych na rynek medyczny, co zapewnia ponad 60dB redukcję zakłóceń wysokoczęstotliwościowych a filtr CMode minimalizuje poziom szumu generowanego przez zniekształcenia współbieżne i to bez jakichkolwiek strat natury dynamicznej, czyli przekładając to z polskiego na nasze nie powodują one kompresji i mówiąc wprost nie mulą.
Skoro sam producent idzie w zaparte i twierdzi, że nawet z mocnymi końcówkami Everest nie powinien powodować spadku dynamiki i poluzowania najniższych składowych, limitacji dynamiki, etc., to choć zazwyczaj tego nie lubię i nie robię, wbrew zdrowemu rozsądkowi i bądź co bądź wieloletniemu doświadczeniu wraz z resztą elektroniki wpiąłem w obiekt niniejszej recenzji również swój, standardowo zasilany bezpośrednio ze ściennego gniazda Furutech FT-SWS-D (R) NCF dysponujący mocą 300W na kanał wzmacniacz Bryston 4B³ a następnie dodałem do playlisty suto okraszony psychodelią islandzki post-metal, czyli „Berdreyminn”, jak i nieco świeższy „Endless Twilight of Codependent Love” Sólstafir. I …? I z niemałym zdziwieniem a zarazem w pełni uzasadnionym szacunkiem musiałem przyznać ekipie Caelina Gabriela rację. Okazało się bowiem, że zarówno iście garażowym riffom, perkusyjnym blastom, jak i zapuszczającym się w najgłębsze czeluści piekieł (posłuchajcie Państwo co dzieje się na pozornie sennym „Her Fall from Grace”) syntetycznym pomrukom nie brakowało ani definicji, ani konturu, ani tym bardziej zróżnicowania. To wszystko jednak nie było pisane na nowo a sam materiał nie podlegał rozbiciu na atomy i autorskiej rekonstrukcji, lecz do głosu dochodziły elementy cały czas w nim obecne a jedynie poprzez niedoskonałości dotychczasowej magistrali zasilającej bądź to maskowane, bądź spychane na dalszy plan. Wreszcie można było w pełni rozkoszować się zarejestrowanymi w zlokalizowanym w Mosfellsbær kameralnym Sundlaugin Studio (tak, tak, to ta sama miejscówka, gdzie nagrywał Sigur Rós) dźwiękami, z których używając górnolotnych i hiperbolicznych zwrotów udało się zdjąć semi-transparentną woalkę.
Jakby tego było mało świetnie oddana została aura pogłosowa i długość wybrzmień, co wcale nie jest takie oczywiste, gdyż dla większości regeneratorów i uzdatniaczy prądu, które zazwyczaj wylewają dziecko z kąpielą i wraz z szumami oraz pasożytniczymi artefaktami eliminują również „audiofilskie powietrze” i rozwibrowane drobiny otaczające muzyków jest to poziom szalenie trudny do osiągnięcia. Począwszy od zachowania oryginalnej charakterystyki akustycznej pomieszczeń – po raz kolejny czułem się wręcz w obowiązku sięgnąć po nasz dyżurny „Monteverdi – A Trace of Grace” Michela Godarda, jak i ten pochodzący z konsolety (vide partie wokalne Grażyny Dramowicz na „Noc jak owoc” ze stareńkiego albumu „Numero Uno” Dżemu i Tadeusza Nalepy) po właściwą uczestnictwu na żywo wieloplanowości wszystko miało swoje określone miejsce i czas. A więc właściwą koherencję czasowo-przestrzenną. I to było to. Precyzja kreślenia poszczególnych źródeł pozornych ewoluowała w stronę bycia tam i wtedy, co szczególnie nostalgicznie wypadało przy nagraniach artystów, którzy w tzw. międzyczasie niestety przenieśli się na drugi koniec tęczy. Shunyata sprawiła bowiem, że znów mogliśmy mieć ich niemalże na wyciągnięcie ręki, że zniknęła oddzielająca nas od nich nie zawsze pierwszej czystości szyba a emocje wreszcie przestały być tłumione, czy po prostu trzymane na wodzy.
Wszelakiej maści symfonika wreszcie przestała być li tylko przysłowiową ścianą dźwięku, lecz nawet wielkie aparaty wykonawcze zachwycały i fascynowały misterną strukturą tkanki i wzorową organizacją na wzór potężnego mrowiska, gdzie każdy doskonale zna swoje miejsce i przydzieloną mu rolę. I tu drobna uwaga, bowiem o ile w tutti kwestę ewentualnej homogenizacji z racji wcześniejszych prób z ciężkimi brzmieniami mamy niejako z głowy, bo Everest obsesyjnie wręcz dba o zachowanie pełnej rozdzielczości, to warto zwrócić uwagę, iż podczas jego panowania również i te, operujące w skali mikro wydarzenia, a tych np. na „Strauss, R.: Also sprach Zarathustra, Op. 30; Tod und Verklärung, Op.24” w wykonaniu New York Philharmonic pod batutą Giuseppe Sinopoliego jest co niemiara nic a nic nie straciły na znaczeniu. W dowolnym momencie i przy praktycznie dowolnym poziomie głośności można było zapuścić żurawia w najdalsze rzędy i z dokładnością godną snajpera Navy SEALs upolować konkretnego muzyka.
Jak z pewnością zdążyliście się Państwo domyślić głównymi beneficjentami obecności Everesta 8000 w moim systemie były wszelakiej maści źródła cyfrowe i peryferia wykorzystujące w swych trzewiach, bądź na zewnątrz (stanowiące utrapienie moduły wtyczkowe) zasilacze impulsowe. Chociaż … nie. No może nie do końca nie, ale też i nie tak, bowiem nie dość że im samym pojawienie się topowego kondycjonera Shunyaty kolokwialnie mówiąc „zrobiło dobrze”, to tak samo dobrze, a może nawet i lepiej zrobiło ich „zniknięcie” z pola widzenia pozostałych komponentów / składowych mojego systemu. Warto mieć bowiem na uwadze, że „amerykańska wieża” nie tylko dostarczyła im krystalicznie czysty prąd, lecz i zapobiegła „cofce”, czyli sianiu wokół ich sekcji zasilania a tym samym zapewniła dobrostan pozostałym urządzeniom. Jeśli dodamy do tego brak jakichkolwiek anomalii natury dynamicznej przy końcówce mocy jasnym będzie, że w ramach finalnego podsumowania jedyne co mogę zrobić, to wyrazić swoją – wybitnie subiektywną a zarazem szczerą, rekomendację. W dodatku rekomendację pozbawioną jakichkolwiek „ale”, wykluczeń i klauzul pisanych drobnym drukiem. Krótko mówiąc, jeśli szukacie Państwo bezkompromisowego kondycjonera, którego obecność przyniesie wyłącznie korzyści a nie będzie li tylko kompromisem, gdzie poprawa jednego aspektu odbywać się będzie kosztem innego, to posłuchajcie Shunyaty Research Everest 8000 i zapomnijcie o temacie. A jak kiedyś najdzie Was ochota na wypięcie tytułowego ustrojstwa z systemu, to równie dobrze możecie przytrzasnąć sobie palce drzwiami. Serio, serio. Trauma będzie podobna a roboty zdecydowanie mniej.
Marcin Olszewski
System wykorzystany podczas testu
– CD/DAC: Ayon CD-35 (Preamp + Signature) + Finite Elemente Cerabase compact
– Odtwarzacz plików: Lumin U2 Mini + Omicron Magic Dream Classic + I-O Data Soundgenic HDL-RA4TB
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Gramofon: Kuzma Stabi S + Kuzma Stogi + Dynavector DV-10X5
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Końcówka mocy: Bryston 4B³ + Graphite Audio IC-35 Isolation Cones
– Kolumny: Dynaudio Contour 30 + podkładki Acoustic Revive SPU-8 + kwarcowe platformy Base Audio
– IC RCA: Furutech FA-13S
– IC XLR: Organic Audio; Vermöuth Audio Reference; Acrolink 7N-A2070 Leggenda
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver; Fidata HFU2; Vermöuth Audio Reference USB
– Kable głośnikowe: Signal Projects Hydra; Vermöuth Audio Reference Loudspeaker Cable + SHUBI Custom Acoustic Stands MMS-1
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power + Furutech CF-080 Damping Ring; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF
– Listwa zasilająca: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS-D (R) NCF
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Switch: Silent Angel Bonn N8 + nóżki Silent Angel S28 + zasilacz Silent Angel Forester F1 + Luna Cables Gris DC
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+; Audiomica Laboratory Anort Consequence, Artoc Ultra Reference, Arago Excellence; Furutech LAN-8 NCF
– Stolik: Solid Tech Radius Duo 3
– Panele akustyczne: Vicoustic Flat Panel VMT
Opinia 2
Jestem wręcz pewien, że dosłownie każdy z Was w kwestii zasilania swojego systemu audio w pewnym momencie doszedł do tak zwanej ściany. Chodzi oczywiście o prozaiczny problem braku wolnych gniazdek do nakarmienia prądem kolejnego zasilacza, switcha, routera tudzież innego akcesorium pomagającego nam dotrzeć do sedna słuchanej muzyki. Jednak myli się ten, kto myśli, że piję jedynie do tematu podjęcia decyzji zakupowej stosownej pierwszej z brzegu wielogniazdkowej „złodziejki”, bowiem oprócz tego często stajemy przed nie lada problemem, jak ją usadowić w i tak już od dawna zagospodarowanym po brzegi zaszawkowym galimatiasie. I gdy dla wielu temat wydaje się nie do przeskoczenia, oprócz znakomitego wyniku sonicznego – o tym skreślę co nieco w kolejnych akapitach – z pomocą w temacie lokalizacji przychodzi on, dystrybuowany przez łódzki Audiofast referencyjny kondycjoner prądowy amerykańskiej marki Shunyata Research Everest 8000, którego w testowym boju wspierał zakończony wtyczką C-19 kabel sieciowy Shunyata Research Sigma V2 XC.
Jak prezentuje się nasz bohater? Oczywiście na tle światowej konkurencji całkowicie odmiennie, gdyż swój potencjał przyłączeniowy rozbudowuje nie wzdłuż bardziej lub mniej rozlazłej w poziomie konstrukcji, tylko w pionie zwężająca się ku górze wykonana z aluminium, prostopadłościenna bryła. To zaś z automatu sprawia, że niezbędny do posadowienia tego swoistego sarkofagu wycinek podłogi, mimo oferty aż 8 gniazdek ograniczony jest do przysłowiowego minimum. A przecież prawdopodobnie dla wielu z Was to bardzo istotny punkt decyzyjny. Jeśli chodzi o widziane gołym okiem, czyli wyeksponowane na zewnątrz kwestie techniczne, jak wspominałem, na tylnym panelu mamy do dyspozycji osiem gniazd separowanych w 6 osobnych strefach, dwa podwójne zaciski masy oraz hydrauliczny włącznik elektromagnetyczny. Natomiast te tworzące z naszego dystrybutora prądu pełnoprawny kondycjoner, skryte w trzewiach konstrukcji opiewają na kilka opatentowanych technologii. Pierwszą z nich jest poważnie brzmiący pomysł o nazwie QR/BB, czyli tworzenie czegoś na kształt magazynu ładunków elektrycznych z umiejętnością szybkiego oddawania impulsu, powodując w ten sposób wzrost natężenia dostarczanego prądu. Kolejnym tweakiem jest system redukcji szumu wysokoczęstotliwościowego (ponad 60dB) CCI produkowany przez medyczną gałąź firmy Shunyata Research. Następnym filtr CMode redukujący szum powstały przez zniekształcenia współbieżne bez szkód typu niechciana kompresja dynamiki. Idąc dalej tropem technikaliów mamy jeszcze system redukcji szumu uziemienia CGS, czyli cztery terminale pozwalające podłączyć aż 12 znajdujących się w systemie urządzeń. Wyposażenie omawianej konstrukcji w firmowe patenty wieńczy system wspierania ciężkich przewodów, w postaci okalających ciężką wtyczkę dwóch półokrągłych kołnierzy. Jak wynika z powyższej wyliczanki, sekcja inżynieryjna amerykańskiego producenta mocno się postarała, dlatego jeśli jesteście zainteresowani, jak to przełożyło się na wynik brzmieniowy zasilanego przez Everest 8000 systemu, zapraszam na kilka skreślonych poniżej spostrzeżeń.
Gdybym miał określić ogólny rys brzmieniowy mojego zestawu po zmianie dystrybutora prądu na topową Shunyatę, powiedziałbym, iż cechowało go bardzo dobre zwarcie się w sobie, a przez to zaskakująco pozytywnie odbierane krystalizowanie się w przestrzeni pomiędzy kolumnami słuchanej muzyki. Jednak w tym wszystkim najistotniejszy był fakt unikania nachalnego utwardzania dźwięku, tylko raczej pilnowania go przez niechcianym poluzowaniem. To naturalnie natychmiast przełożyło się na świetne oddanie ataku i zwiększonej zamianą nadmiaru basu na impuls energii. Bez najmniejszych oznak osuszania lub kastrowania go z ważnego dla wybrzmiewania słuchanego materiału napowietrzenia przekazu. Owszem, to czasem powodowało jakby minimalnie krótsze zawieszenie poszczególnych nut w eterze, jednak zapewniam szukających sensacji osobników, nie jest to z mojej strony próba zakomunikowania jakiegokolwiek przytyku Everestowi, tylko pokazanie, jak temat kontroli wygląda na tle swawolnie prezentującej bas konkurencji. I nawet nie chodzi o zwyczajowe coś za coś, tylko o dobitne pokazanie, iż na pewnym poziomie jakościowym jakiekolwiek rozmycie informacji nie ma racji bytu, byleby nie przekładało się na ograniczenia ich percepcji, czego naturalnie tytułowy terminal prądowy bez najmniejszych problemów unikał.
To było na tyle umiejętnie zrobione, że nic a nic nie stracił na tym zapis opery Giuseppe Verdiego „La Traviata” pod Jamsem Levinem z 1991r. Nie zgubił nic na muzykalności oraz płynności pokazania wielu znakomicie odśpiewanych przez Luciano Pavarottiego wespół z resztą składu artystów, rozpoznawanych chyba nawet przez niezorientowanych w tym dziale muzyki osobników arii, a przy okazji jakby większego drive’u dostała orkiestra ze szczególnym uwzględnieniem wybrzmienia tutti pełnego składu. Na początku po takim popisie myślałem, że wspominana kontrola dźwięku za którymś razem przekroczy cienką linię pomiędzy trafieniem w dziesiątkę, a nadgorliwością rysowania konturu źródeł pozornych, jednak nim się obejrzałem, a tak naprawdę obudziłem z zadumy nad nieco inaczej brzmiącą niż mam na co dzień, za to o dziwo nadal bezproblemowo trafiającą do mnie muzyką, soczewka lasera odtwarzacza powrotem do stanu zero brutalnie zakomunikowała finał odsłuchu tego często słuchanego przeze mnie krążka.
Podobnie do operowych uniesień wypadł rockowy popis szaleńców spod znaku AC/DC z jednej z najbardziej znanej z ich płyt „Back In Black”. Zapisana w ich portfolio agresja połączona z wyrazistością podania ataku każdego gitarowego riffu lub popisów pełnego składu, jak rzadko wzniosły się na wyżyny dobrze rozumianej poprawności urealnienia iście masochistycznego świata wespół ze mną wielbiących te grupę odbiorców. Tak mocne uderzenie pełnego składu i wyraziste popisy solistów dotychczas nawet w moim codziennym zestawieniu nie dawały aż tyle radochy. Tylko żebyśmy się dobrze zrozumieli, radochy nie pokroju umilanie świata, tylko rozdzieranie go na w pewien sposób pobudzające mnie do codziennego działania dźwiękowe strzępy. Zaskoczeni, że częsty piewca muzyki sakralnej i jazzowej napawa się takim rodzajem artystycznego wyrazu – oczywiście piję do mnie? Jeśli tak, cóż mogę powiedzieć. Chyba tylko tyle, że człowiek otwarty na coś ciekawego, nie samym plumkaniem żyje.
Na koniec coś z repertuaru jazzu w wykonaniu Tomasza Stańki w kwartecie „Suspended Night”. Wbrew pozorom mimo kilku balladowych kawałków, to również nie jest tak zwany usypiacz. Jednak ta pozycja wylądowała na liście odsłuchowej w konkretnym celu. Chodzi o sprawdzenie, czy pewna kontrola wydobywających się z kolumn nutowych zbiorów nie wpłynęła na istotne w tej muzyce ich wybrzmienia. Efekt? Nie powiem, kilka razy słyszałem bardziej rozwibrowane popisy tych czterech muzyków, jednak bez uzyskania takiego timingu i utrzymania PRAT-u, co suma summarum w końcowym rozliczeniu pokazało, że odebrałem ten krążek li tylko jako inaczej podany, a nie obarczony jakimkolwiek niedomaganiem. Przez lata myślałem, że lepiej niż miałem zapisane w swoim dotychczasowym wzorcu się nie da, co skłaniało mnie do snucia teorii, iż można tylko gorzej. Tymczasem starcie z amerykańskim kondycjonerem pokazało, że jednak można inaczej, ale równie dobrze. Mocniej trzymać dźwięk w cuglach, przy okazji nie tracąc istoty zawartych w nim zamierzeń muzyków.
Spajając powyższy opis w jedną myśl z przyjemnością powiem tak. Jeśli poszukujecie tego rodzaju akcesorium prądowego i oczekujecie dobrej kontroli nad pełnym energii dźwiękiem, kondycjoner Shunyata Research Everest 8000 powinien być jednym z pierwszych na liście odsłuchowej. Nie ma gwarancji, że to będzie trafienie w serce, gdyż jak wiadomo, jeden lubi mocniejszą nutkę okupionego poluzowaniem krawędzi rozwibrowania dźwięku, a drugi powodujące pękanie szkliwa na zębach ostre cięcie, jednak jedno jest pewne, tytułowa „złodziejka” ma w sobie coś z obydwu wspomnianych światów, co sprawia, że ma sporą szansę na dozgonny ożenek z Waszą elektroniczną zbieraniną.
Jacek Pazio
System wykorzystywany w teście:
– transport: CEC TL 0 3.0
– streamer: Lumin U2 Mini + switch Silent Angel Bonn N8
– przetwornik cyfrowo/analogowy: dCS Vivaldi DAC 2.0
– zegar wzorcowy: Mutec REF 10 SE-120
– reclocker: Mutec MC-3+USB
– Shunyata Research Omega Clock
– Shunyata Sigma V2 NR
Przedwzmacniacz liniowy: Gryphon Audio Pandora
Końcówka mocy: Gryphon Audio APEX Stereo
Kolumny: Gauder Akustik Berlina RC-11 Black Edition
Kable głośnikowe: Synergistic Research Galileo SX SC
IC RCA: Hijiri Million „Kiwami”, Vermouth Audio Reference
XLR: Tellurium Q Silver Diamond, Hijiri Milion „Kiwami”, Siltech Classic Legend 880i
IC cyfrowy: Hijiri HDG-X Milion
Kabel LAN: NxLT LAN FLAME
Kable zasilające: Hijiri Takumi Maestro, Furutech Project-V1, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4.1 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord, Acrolink 8N-PC8100 Performante, Synergistic Research Galileo SX AC
Stolik: BASE AUDIO 2
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA SS, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END, Furutech e-TP80 ES NCF
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon – Clearaudio Concept
– wkładka Essence MC
– przedwzmacniacz gramofonowy Sensor 2 mk II
Dystrybucja: Audiofast
Producent: Shunyata Research
Ceny:
Shunyata Research Everest 8000: 54 800 PLN
Shunyata Research Sigma V2 XC: 17 990 PLN / 1,75 m
Dane techniczne
Maksymalne napięcie: 220-240 V AC, nieregulowane
Natężenie prądu – wejście: Maksymalne natężenie ciągłe 16A
Natężenie prądu – wyjście: Maksymalne natężenie 16A/gniazdo
Supresja transjentu: Maksymalny impuls 40000A @ 8/50ms
Ochrona przed przeciążeniem: Hydrauliczny wyłącznik elektromagnetyczny
Redukcja szumu: Wejście/Wyjście [100kHz – 30MHz] > 50dB redukcji
Strefa/strefa [100kHz – 30MHz] > 60dB redukcji
Okablowanie:
– 8AWG ArNi VTX – magistrala
– 10AWG ArNi VTX – przewody
Tłumienie zakłóceń: Wejście/wyjście > 50dB [100kHz – 30MHz]
Strefa/strefa > 60dB [100kHz – 30MHz]
Gniazda : 6 stref izolacji
Wejście: gniazdo 20A na wtyk IEC C19
Wyjścia: 8 gniazd CEE 7/3 (Schuko, na wtyk C15)
Stopki: Shunyata SSF-50
Budowa: Obudowa z aluminium i stali
Anodyzowany, szczotkowany panel frontowy
Rozmiary [S x G x W]: 20,32 u podstawy x 37,47 z uchwytami na kable x 52,71 cm
Waga: 16 kg
Najnowsze komentarze