Opinia 1
Może dziwnie zabrzmi to na samym wstępie, lecz fakty są takie a nie inne i jasno wskazują, że niniejszą publikacją kończymy naszą beletrystyczną przygodę z topową serią Project V1 Furutecha. Mieliśmy bowiem to szczęście i niezwykłą przyjemność gościć w redakcyjnych systemach praktycznie (wyjątek stanowi przewód gramofonowy Project-V1-T) wszystko, co Japończycy na szczycie swego portfolio raczyli byli umieścić. Począwszy od przewodu zasilającego, poprzez zbalansowane analogowe i cyfrowe interkonekty powoli, znaczy się sukcesywnie, przyzwyczajaliśmy się nie tylko do dobrego, co przede wszystkim do pewnej, wydawać by się mogło oczywistej i tożsamej dla całej linii produktowej estetyki. Jednak do czasu, gdyż choć zapowiadająca nasze wynurzenia unboxingowa zajawka dotyczyła obu typów (analogowych) łączówek i zakładaliśmy, że jak to zazwyczaj bywa z racji pełnej zgodności brzmieniowej japońskie rodzeństwo będziemy mogli opisać razem, to w trakcie testów sytuacja zaskoczyła nas na tyle, że postanowiliśmy zarówno XLR-om, jak i RCA dać szansę na solowe występy. Jeśli zatem zastanawiacie się Państwo cóż takiego spowodowało zmianę naszych wcześniejszych planów nie pozostaje mi nic innego, jak tylko zaprosić Was na spotkanie z dostarczoną przez katowicki RCM parą łączówek Furutech Project V1-L-RCA.
Z racji, iż z sygnałowymi V1-kami spotykamy się po raz trzeci akapit poświęcony ich walorom aparycyjno – anatomicznym śmiało możemy skrócić do niezbędnego minimum, wszystkich zainteresowanych kierując do naszych wcześniejszych publikacji, bądź też wychodząc z założenia, że jeden obraz mówi więcej aniżeli tysiąc słów i przypomnieć firmowe schematy Furutecha unaoczniające cóż takiego w przedmiotowych kabelkach siedzi.
Niemniej jednak warto zauważyć, iż swój charakterystyczny wygląd V1-ki zawdzięczają m.in. kruczoczarnej plecionce z 0,02 mm warstwy wysokiej jakości miękkiego polipropylenu tłumiącego i 0,2 mm twardego włókna o splocie krzyżowym spod której nieśmiało przeziera rudy ekran z miedzianej folii α (Alpha). Nie sposób również pominąć obecności charakterystycznych masywnych muf oraz iście biżuteryjnej konfekcji w postaci niedostępnych „luzem” wtyków CF-102 NCF(R)-P. Za to nie rozbijając wszystkiego na atomy i skupiając się wyłącznie na przewodnikach warto mieć świadomość ich, wynikającej z naprzemiennej „skrętności”, złożoności. Czyli w centrum każdej z żył biegnie 26 prawoskrętnie ułożonych przewodników o Ø0.18 ze srebrzonej miedzi α (Alpha) OCC, wokół nich poprowadzono 23 lewoskrętnie skręcone żyły α (Alpha) DUCC (Dia Ultra Crystallized Copper) o podobnej średnicy a warstwę zewnętrzną stanowi 31 prawoskrętnie poprowadzonych przewodników α (Alpha) DUCC zgodnych przekrojem z ww. rodzeństwem.
Cóż zatem spowodowało bipartycję wstępnie planowanego jako wspólny test japońskich flagowców? W telegraficznym skrócie zaskakująco wyraźne różnice charakterologiczne. O ile bowiem XLR-y wzorem swoich zasilających i cyfrowych braci preferowały narrację opartą na stoickim spokoju i wyrafinowaniu, to nasz dzisiejszy bohater (podmiot zbiorowy) stawiał na wyraźniej zaznaczoną żywiołowość i bezpośredniość przekazu. Tylko żebyśmy dobrze się zrozumieli – opisywane tu różnice, a dokładnie ich intensywność, nie mają bynajmniej iście fundamentalnej wagi i dramatycznie zmieniającej postrzeganie obu przewodów sygnatury, lecz jedynie na potrzeby niniejszej recenzji zostały w znaczący sposób uwypuklone. Czyli mówiąc wprost V1-L-RCA swojego pochodzenia i rodziny wypierać się nie zamierzają, a że na tle poprzedników grają nieco inaczej, to już takie ich zbójeckie prawo.
A grają z budzącym do życia entuzjazmem i pewną, młodzieńczo-buntowniczą żywiołowością działającą na zbyt ospałe i obrośnięte tłuszczykiem systemy niczym poranne espresso doppio, bądź solidny opier&@l. Znaczy się konstruktywna krytyka. Pozostając bowiem wiernymi rodzimej głębi barw i delikatnemu przyciemnieniu Furutechy nie mają najmniejszych oporów przed operowaniem nie zawsze miłą uchu szorstkością i chropowatością, lecz nie wynikającą z ich – przewodów siermiężności a natywnych właściwości materiału źródłowego. Dlatego też zarówno „Searching for Solace” The Ghost Inside, jak i „the classic symptoms of a broken spirit” Architects zabrzmiały bardziej agresywnie, nieco surowiej i ostrzej, przez co siła ich rażenia zauważalnie wzrosła. Co ciekawe liryczne i akustyczne fragmenty, gdzie krzyk zastępował czysty wokal czarowały rozdzielczością i niemalże intymnym charakterem, więc wspomniane przed chwilą nieco garażowe zamiłowanie do brudu i szorstkości nie było permanentne i serwowane zawsze/wszędzie, lecz jedynie tam, gdzie rzeczywiście się znalazło, tym samym potwierdzając zdolność japońskich flagowców do możliwie wiernego odwzorowania w pełni zamierzonej estetyki prezentacji użytych przez twórców środków artystycznego wyrazu. Wspominam o tym nie bez przyczyny, gdyż czasem – w niektórych przypadkach owa buntowniczość i bezpardonowość po pierwszym zachwycie prawdomównością przeradza się najpierw w szorstką przyjaźń a finalnie w „zimną wojnę”. Mało kto bowiem lubi jak mu się za każdym razem przypomina i wypomina czy to popełnione w trakcie kompletowania własnego systemu błędy, bądź też niedociągnięcia natury realizacyjno-masteringowej odtwarzanych pozycji plikowo/płytowych. I choć V1-L-RCA jeszcze nie przekracza cienkiej czerwonej linii za którą zaczyna się pewna, np. wielce przydatna w studiach nagraniowych, bezwzględność i czepialstwo, to jednak zauważalnie intensywniej od swojego zbalansowanego rodzeństwa motywuje słuchaczy do pewnych działań naprawczo-zaradczych. Całe szczęście remedium wcale nie musi być rezygnacja z jakże uwielbianego przeze mnie łomotu, lecz jedynie dobór nieco lepiej, aniżeli miernie, nagranych pozycji. Ot chociażby dark-jazzowej „Apeiron” formacji Five The Hierophant, gdzie free-jazzowe partie saksofonu idą w parze z mrocznym i ciężkim podkładem eksplorującym zupełnie nieoczywiste zakamarki awangardowego odłamu (doom?) metalu. Brzmi problematycznie? Ależ oczywiście. W dodatku na tyle „ambitnie”, że raczej nie spodziewajcie się Państwo usłyszeć ww., bądź wcześniejsze krążki tegoż angielskiego ansamblu na którymś z audiofilskich spędów w stylu rodzimego AVS, bądź (jeszcze) monachijskiego High Endu. Jest to bowiem na tyle gęsta, wieloplanowa i zagmatwana muzyka, że z jednej strony nikt przy zdrowych zmysłach nie chce się na niej najzwyczajniej na świecie, mówiąc kolokwialnie, wyłożyć prezentując system o równowartości konstancińskiej przedwojennej Willi Bauhaus, a z drugiej nie ma się co łudzić, iż jest to repertuar dla każdego, bo nie jest. A Furutechy były w stanie ową mroczną złożoność zaprezentować zarówno z pełną wiernością jej pozornie nieprzystępnej faktury, jak i niezwykle umiejętnie poprowadzić zaintrygowanego tematem słuchacza w głąb nieoczywistych melodii, faktur i pajęczyny dźwięków misternie utkanych pomiędzy poszczególnymi planami i poziomami. A właśnie, skoro o poziomach mowa, to V1-ka z niezwykłą łatwością kreśli nie tylko precyzyjne operuje gradacją planów w orientacji poziomej, lecz również dba o ich właściwą lokalizację w osi pionowej, więc jeśli tyko realizator był na tyle łaskaw, by czy to prawidłowo „zdjąć” aurę pogłosową, czy też oderwać jakiś dźwięk/instrument od podłogi, to możemy mieć pewność, że tytułowe łączówki nas o tym fakcie poinformują.
W ramach podsumowania jedynie nadmienię, iż Furutech Project V1-L-RCA zachowując rodowe zamiłowanie do koherencji i idącej w parze z wyśmienitą rozdzielczością gęstości przekazu jawi się jako ewidentnie bardziej wyrazisty element toru aniżeli jego pobratymcy. Nie przytłacza jednak swym piętnem całości przekazu a jedynie akcentuje jego odpowiedzialne za ekspresję i zadziorność aspekty. Jeśli zatem wydaje się Państwu, iż Wasz system gra zbyt „ładnym” i uładzonym dźwiękiem, to aplikacja tytułowych łączówek może okazać się przysłowiowym strzałem w dziesiątkę na mozolnej drodze ku prawdziwości i realizmowi.
Marcin Olszewski
System wykorzystany podczas testu
– CD/DAC: Vitus Audio SCD-025 Mk.II + 2 x bezpiecznik Quantum Science Audio (QSA) Blue
– Odtwarzacz plików: Lumïn U2 Mini + Farad Super3 + Farad DC Level 2 copper cable + Omicron Magic Dream Classic; I-O Data Soundgenic HDL-RA4TB
– Gramofon: Denon DP-3000NE + Denon DL-103R
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Wzmacniacz zintegrowany: Vitus Audio RI-101 MkII + bezpiecznik Quantum Science Audio (QSA) Violet
– Kolumny: Dynaudio Contour 30 + podkładki Acoustic Revive SPU-8 + kwarcowe platformy Base Audio; AudioSolutions Figaro L2
– IC RCA: Furutech FA-13S; phono NEO d+ RCA Class B Stereo + Ground (1m)
– IC XLR: Vermöuth Audio Reference; Furutech DAS-4.1
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Vermöuth Audio Reference USB; ZenSati Zorro
– Kable głośnikowe: WK Audio TheRay Speakers + SHUBI Custom Acoustic Stands MMS-1
– Kable zasilające: Esprit Audio Alpha; Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power + Furutech CF-080 Damping Ring; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF
– Listwa zasilająca: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS-D (R) NCF
– Switch: QSA Red + nóżki Silent Angel S28 + zasilacz Farad Super6 + Farad DC Level 2 copper cable
– Przewody Ethernet: In-akustik CAT6 Premium II; Audiomica Laboratory Anort Consequence, Artoc Ultra Reference, Arago Excellence; Furutech LAN-8 NCF; Next Level Tech NxLT Lan Flame
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Stolik: Solid Tech Radius Duo 3
– Panele akustyczne: Vicoustic Flat Panel VMT
Opinia 2
Jak potwierdza dzisiejsze spotkanie, od kilku lat – pierwszy produkt tej serii (V1 Power) został powołany do życia jakiś czas temu jako jubileuszowa limitacja, jednak z racji dużego zainteresowania pomysł na stałe trafił do katalogu – kroczek po kroczku poznajemy flagową linię Project okablowania marki Furutech. Co dla mnie osobiście w przypadku tych konstrukcji jest bardzo istotne, to fakt, że do tej pory każda opiniowana pozycja – V1 Power, V1-L XLR, V1-D XLR finalnie po sesji testowej stawała się moim codziennym narzędziem pracy. Jak wynika z wniosków z poprzednich starć narzędziem bardzo rozdzielczym, barwnym i dźwięcznym, dlatego byłem bardzo ciekaw, czy tytułowy model analogowego okablowania sygnałowego RCA pójdzie drogą poprzedników, czy raczej wniesie od siebie coś innego. Co prawda posiadana elektronika od początku do końca projektowana jest pod okablowanie XLR – pełnoprawne wejście liniowe RCA jest tylko jedno w przedwzmacniaczu liniowym i jako ratunek w przypadku chęci podłączenia czy to gramofonu, czy innego urządzenia jedynie z takim wyjściem, ale dobrze jest wiedzieć, czy przewód prowadzący sygnał niesymetrycznie czasem nie brzmi odmiennie od zbalansowanego. I gdy moja chęć zweryfikowania wspomnianego faktu po kilku miesiącach od testu kabli XLR jakimś sposobem dotarła do katowickiego RCM-u ten nie czekał na specjalną prośbę, tylko w swoim stylu kucia żelaza póki gorące natychmiast spełnił owe oczekiwania i podesłał do zaopiniowania wspomniany komplet kabli sygnałowych o handlowej sygnaturze Furutech Project V1-L RCA.
Z racji bliźniaczej z XLR-ami budowy tytułowy przewód jako przewodnik wykorzystuje mariaż miedzi DUCC i srebrzonej miedzi OCC poddanych typowemu dla Furutecha procesowi Alpha. Naturalnie tak jak u poprzedników, wersja RCA może pochwalić się ogólnym przekrojem przewodnika na poziomie 14AWG. W celach ochrony sygnału przed zakłóceniami przewodniki zostały podwójnie zaekranowane. Zaś w trosce o maksymalne rozciągnięcie obsługiwanego pasma przenoszenia oraz odpowiednią równowagę tonalną przewodniki otulono wielowarstwową izolacją na bazie specjalnego polipropylenu i PVC z domieszką ceramicznych nano-cząstek oraz carbonu. Calość zaterminowano formowymi wtykami w standardowych dla Japończyków długościach 1.2 m – inne odcinki dostępne są na zamówienie. Natomiast w drogę do klienta najpierw pakowane są w zawiązywane estetyczną kokardą błękitne woreczki, potem lokowane w eleganckie skrzynki z bambusa wyściełane niebieskim suknem i opatrzone stosownym certyfikatem.
Jak wspominałem, oprócz przekazania wiedzy Wam, dla mnie dodatkowym celem tego spotkania była prozaiczna chęć weryfikacji, co stanie się, gdy sygnał analogowy w moim systemie zostanie przesłany w postaci niezbalansowanej. Teoretycznie obydwie wersje powinny brzmieć mniej więcej bliźniaczo, jednak wiadomym jest, że nasza zabawa bardzo często potrafi płatać figle i sprawy z pozoru oczywiste, finalnie mają różne odcienie. I wiecie co? Tak było tym razem. Sam zostałem lekko zaskoczony, ale prezentacja muzyki w wydaniu sygnałówki RCA w stosunku do XLR nosiła nieco inne cechy. Spokojnie, to nadal było bardzo dźwięczne, nasycone i energetyczne granie, jednak gdy sygnał przez XLR stawiał bardziej na solidną podstawę dźwięku, wersja RCA minimalnie, acz wyczuwalnie promowała wyższą średnicę. Jakby ją lekko doświetlała i utwardzała, dzięki czemu stawała się bardziej żywa i epatująca wyraźniejszym krawędziowaniem scenicznych bytów. Dzięki takiemu obrotowi sprawy poszczególne źródła pozorne były czytelniejsze, a co za tym idzie bardziej obecne w eterze. Nadal nienachalne, ale ewidentnie od strony zawieszenia w przestrzeni potraktowane w bardziej dopieszczony sposób. Oczywiście aby to nie miało swoich reperkusji w postaci nadinterpretacji lub niebezpiecznego chadzania wyższego środka swoimi drogami, reszta podzakresów oferowała odpowiednią rozdzielczość i zwarcie impulsu znakomicie kontrolowanej energii. Gdybym miał opisać daną sytuację w prostych słowach, powiedziałbym, że brzmienie RCA charakteryzowała większa ochota do pokazywania muzyki rankiem, zaś XLR w estetyce przyjemnego zachodu słońca. Skąd to się wzięło, nie mam pojęcia i nie za bardzo mam zamiar roztrząsać, jednak opisany efekt zaliczyłem wielokrotnie. A wielokrotnie dlatego, że chcąc być w 100% pewien nie tylko swoich wniosków testowych, ale również wyborów po-testowych, próbne zmiany okablowania czyniłem kilkukrotnie w pewnych odstępach czasowych z niezbędnym okresem ułożenia się systemu po każdorazowej ingerencji konfiguracyjnej. Jak wspominałem, w wartościach bezwzględnych różnice były subtelne, jednak często dla wielu melomanów mogą być krokami milowymi w dopieszczaniu swoich zestawów, dlatego jak rzadko kiedy – bo taki obrót sprawy nie jest codziennością – proces testowy był okraszony sporą liczbą przepięć konfrontowanych ze sobą sygnałówek. Jaka była soniczna odpowiedź kolejny raz wykorzystanego tego samego materiału na nieco inne potraktowanie kwestii przesyłu analogowych informacji? Otóż u przywoływanego w teście XLR-a Keitha Jarretta w formacji trio „Inside Out” fajnej dźwięczności nabrały wyższe oktawy fortepianu, kontrabas pokazał minimalnie więcej struny w stosunku do pudła rezonansowego, a blachy może nie wybuchły, bo byłoby to nienaturalne, ale pokazały się z dosadniejszej, jednak nadal spójnej z resztą pasma strony. A co stało się z prezentacją repertuaru Leszka Możdżera „Kaczmarek”? Nic nadzwyczajnego, bowiem jedynie większemu akcentowaniu, na szczęście nadającemu tylko inny, a nie gorszy wymiar w kwestii zamierzonej agresji, uległy mocne, szybkie i twarde, skądinąd będące znakiem szczególnym tego muzyka klawiszowe pasaże. Było ostrzej, ale w wymiarze dobrze rozumianej wyrazistości, a nie pogorszenia jakości, co nie zdziwię się, jeśli wielu odbierze in plus w stosunku do odmiennego grania tytułowych kabli od konstrukcji zbalansowanej. Jednak jakby na to nie patrzeć, w obydwu przypadkach najważniejsza była muzyka z jej wielobarwnością, esencjonalnością i dźwięcznością na czele, czyli taka, jak wyobrażają ja sobie bohaterowie danego materiału.
Jak spuentuję powyższy opis? Cóż, niby ten sam model, a jak pokazuje doświadczenie, każdy ze sposobów przesyłu sygnału niesie ze sobą nieco inne cechy brzmieniowe. Niewielkie, ale jednak. A jeśli tak, zatem nie pozostaje mi nic innego, jak zachęcić potencjalnych zainteresowanych do prób z obydwoma wersjami analogowych sygnałówek z serii Project V1, bowiem czasem nawet tak drobne różnice są przysłowiową wisienką na torcie. Jakim torcie? Oczywiście muzycznym z odpowiednio wyważonymi aspektami nastawionymi na umiejętnie zaaplikowaną muzykalność, a nie na ostatnio modną, na dłuższą metę męczącą wyczynowość. Co prawda z opisu wynika, że tytułowy V1-L RCA idzie trochę tą drugą drogą, ale zapewniam, nic z tych rzeczy. Odmienność od wersji zbalansowanej jest na poziomie delikatnie innego przyprawienia muzycznej uczty, a nie szkodliwego przekroczenia dobrego smaku. A to spora różnica.
Jacek Pazio
System wykorzystywany w teście:
– transport: CEC TL 0 3.0
– streamer: Lumin U2 Mini + switch QSA Red
– przetwornik cyfrowo/analogowy: dCS Vivaldi DAC 2.0
– zegar wzorcowy: Mutec REF 10 SE-120
– reclocker: Mutec MC-3+USB
– Shunyata Research Omega Clock
– Shunyata Sigma V2 NR
Przedwzmacniacz liniowy: Gryphon Audio Pandora
Końcówka mocy: Gryphon Audio APEX Stereo
Kolumny: Gauder Akustik Berlina RC-11 Black Edition
Kable głośnikowe: Furutech Nanoflux-NCF Speaker Cable
IC RCA: Hijiri Million „Kiwami”, Vermouth Audio Reference
XLR: Hijiri Milion „Kiwami”, Furutech DAS-4.1, Furutech Project V1
IC cyfrowy: Furutech Project V1 D XLR
Kabel LAN: NxLT LAN FLAME
Kabel USB: ZenSati Silenzio
Kable zasilające: Hijiri Takumi Maestro, Furutech Project-V1, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4.1 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord, Acrolink 8N-PC8100 Performante, Synergistic Research Galileo SX AC
Stolik: BASE AUDIO 2
Akcesoria:
– bezpieczniki: Quantum Science Audio Red, Synergistic Research Orange
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints Ultra Mini
– platforma antywibracyjna Solid Tech
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– listwa sieciowa: Power Base High End, Furutech NCF Power Vault-E
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon – Clearaudio Concept
– wkładka Dynavector DV20X2H
– przedwzmacniacz gramofonowy RCM Audio The Big Phono
– docisk płyty DS Audio ES-001
– magnetofon szpulowy Studer A80
Dystrybucja: RCM
Producent: Furutech
Cena: 29 100 PLN / 2 x 1,2m
Najnowsze komentarze