Opinia 1
Z pewnością znacie Państwo to powiedzenie, że system jest tak dobry jak jego najsłabsze ogniwo. Dlatego też w High Endzie niczego, ale to absolutnie niczego nie należy pozostawiać przypadkowi, więc jeśli tylko istnieje ku temu sposobność, to warto dopieszczać nie tylko to, co gołym okiem widać, lecz również i to, co z reguły przed wzrokiem ciekawskich jest ukryte. Dlatego też w ramach dzisiejszego spotkania skupimy się na temacie już kilkukrotnie przez nas poruszanym, czyli … bezpiecznikach. Żeby jednak nie było zbyt komercyjnie i mainstreamowo, zamiast powszechnie rozpoznawalnych wyrobów Synergistic Research na tapet, dzięki uprzejmości chełmżyńskiego Quality Audio pozwoliliśmy sobie wziąć dzieło nieco bardziej egzotycznego wytwórcy, czyli należącej do Lieder International Company amerykańskiej, powstałej we wczesnym stadium pandemii Covid-19 w miejscowości Scottsdale w Arizonie marki Quantum Science Audio (QSA). I tu od razu wtrącę małą dygresję, gdyż powiem szczerze, że przy pierwszym zetknięciu się ze stroną internetową tytułowego producenta odniosłem niepokojące wrażenie jakby czas nie tyle zatrzymał się na niej jakieś trzy dekady temu, co ktoś wtenczas kliknął „publikuj” przy roboczym „brudnopisie” zapominając o temacie. I w tym momencie nie przemawia przeze mnie złośliwość, lecz jedynie autentyczne zdziwienie, że z czymś takim, co raczej trudno nawet nazwać wizytówką, Lieder International Company nie tylko działa i to nie lokalnie (lista 31 krajów robi wrażenie), lecz na skalę globalną, co zyskuje coraz większą popularność i uznanie wśród audiofilsko zorientowanych odbiorców. Pomijając nawet rodzimego dystrybutora, który z tego co mi wiadomo na zbyt tytułowych bezpieczników nie narzeka, to QSA polecane / oferowane są również m.in. przez specjalistów od zasilania, czyli Farad Power Supplies, którzy przecież nie strzelaliby sobie w kolano sugerując komponenty obniżające/limitujące walory brzmieniowe własnych wyrobów. Czyżby odważna deklaracja, iż „QSA to grupa inżynierów audiofilów, którzy projektują najlepsze produkty audio na świecie” to sprawiła? Nie sądzę, raczej założenie, że dobry produkt obroni się sam. W dodatku przysłowiowy kij w mrowisko wsadza sam wytwórca z rozbrajającą szczerością stwierdzając, iż jego bezpieczniki są nie dość, że mało atrakcyjne wzorniczo, to w dodatku stosunkowo drogie. Dlatego też aby poznać fenomen Quantum Science Audio trzeba zakasać rękawy i samemu posłuchać. Żeby jednak zbyt mocno nie podnosić co poniektórym sceptycznie zorientowanym na audiofilskie zagadnienia jednostkom ciśnienia na początek weźmiemy na tapet otwierające katalog dość budżetowe modele Black, Blue i Yellow.
W ramach kurtuazyjnego wprowadzenia warto nadmienić, iż w katalogu QSA znajdziemy zaskakująco szeroki wachlarz bezpieczników, z którego to grona tytułowy tercet to jedynie wierzchołek góry lodowej, bowiem wyższe pozycje w cenniku zajmują jeszcze rezydujący od jakiegoś czasu u mnie Violet, Orange, wykorzystywany przez Jacka Red, Black/Red, Silver oraz topowy Gold za drobne 10 000€. I jest to jedynie ekstrakt z tego, co znajduje się na stanie Quality Audio, gdyż de facto QSA chwali się 18 modelami bezpieczników z flagowcem Crystal Gold red za bagatela … 25 000$. Oprócz tego, uwagę zwracają tablicowe gniazda bezpiecznikowe, wyłączniki różnicowoprądowe, specjalne filtry Lan/USB Jitters i zasilające gniazda ścienne. Oczywiście wszystkie wykonywane w firmowej technologii kwantowej.
Wracając jednak do naszych gości, to pomijając różnice w cenie i kolorystyce firmowa gradacja polega na ilości /czasie trwania autorskich procesów kwantyzacji, którym w czasie produkcji są poddawane. Zagłębiając się nieco bardziej w technikalia producent zapewnia , że nie wymyśla na nowo koła, czy tym bardziej bezpiecznika, nie stosuje żadnej technologii lotniczej rodem z NASA, ani materiałów nadprzewodzących w temperaturze pokojowej, lecz jedynie kładzie nacisk na kwantową technologię audio, czyli wykorzystanie wpływu kwantowego na zmianę struktury molekularnej metali. Po poddaniu cząsteczek metalu wpływowi kwantowemu (QSA rozwinęła tę technologię aktywacji do siódmej generacji), przepływ elektronów zwiększa się w przewodniku, co z kolei znajduje odzwierciedlenie w rzeczywistych wrażeniach odsłuchowych, które są znane jako technologia Musical Metal Molecule Alignment Technology (MMMAT) i Metal Active Technology (MAT). Ponadto wykorzystuje wysokiej jakości mieszankę grafenu a różnice między poszczególnymi modelami polegają na tym, że wokół każdego bezpiecznika znajdują się różnokolorowe pierścienie a w niektórych umieszczono pojedynczy kryształ. Brnąc dalej w niuanse technologiczne warto zwrócić uwagę na autorskie rozwiązania. I są to:
1. Technologia muzycznego wyzwalania/rozrywania zmniejszająca cyfrową sygnaturę dźwięku
2. Technologia redukcji szumów molekularnych metali, znacznie obniżająca poziom szumów tła a tym samym zwiększająca ilość słyszalnych szczegółów
3. Technologia kompresji cząsteczek/molekuł metalu, w rezultacie czego rezystancja jest od 5 do 30% niższa niż w przypadku produktów innych marek. Efektem jest zwiększenie szybkości transjentów.
4. Technologia aktywacji metalu (MAT) zwiększająca przepływ elektronów na sekundę, poprawia tym samym wydajność transferu ładunków na poziomie molekularnym przewodnika, dzięki czemu zyskuje mikro-dynamika.
5. Technologia fizycznej regulacji punktu rezonansowego redukująca oscylacje cząsteczek przewodnika w rurce bezpiecznikowej, stabilizująca pole dźwiękowe, tworząc krystalicznie czysty obraz dźwiękowy.
6. Wykorzystanie efektu SeeThrough eliminuje zakłócenia, poprawia dokładność lokalizacji obrazu dźwiękowego i pozwala osiągnąć studyjną wierność odtwarzania.
7. Zastosowanie technologii kwantowej X-element do umieszczenia specjalnych elementów wewnątrz naklejki bezpiecznika w celu zmniejszenia zakłóceń fal elektromagnetycznych
8. Użycie 10,5% srebra do lutowania styków, poprawa przejrzystości dźwięku.
9. Metalowe nakładki na obu końcach bezpiecznika są pokryte mikro-nano-olejem, aby punkty styku były bliżej siebie, zwiększając ilość przepływającego prądu przez bezpiecznik, co zapewnia bardziej spójne i stabilne niskie częstotliwości.
10. Użycie super-stopu jako drutu bezpiecznikowego – dźwięk jest bardziej harmonijny.
Warto również wspomnieć, iż fabryczna gwarancja na tytułowe bezpieczniki wynosi 2 lata a po jej upływie spalony egzemplarz można wymienić na nowy z dopłatą jedynie 50% jego aktualnej ceny. Miłe, nieprawdaż?
Gwoli wyjaśnienia, skoro każdy reprezentant tytułowego tercetu egzotycznego miał wartość 6,3A, więc niejako z automatu musiał stoczyć bój nie tylko z będącym zazwyczaj punktem wyjścia „cywilnym rurkowcem”, lecz również swoim starszym rodzeństwem, czyli moim dyżurnym Violetem siedzącym w integrze Vitus Audio RI-101 MkII. Jak się łatwo domyślić w pierwszej turze bezpieczniki QSA miały z górki i począwszy od czarnego, poprzez niebieski, na żółtym skończywszy wszystkie z tego starcia wyszły zwycięsko. Poprawie ulegało dosłownie wszystko – rozdzielczość, dynamika, przestrzeń, barwy i co tylko możecie sobie Państwo wyobrazić. Chociaż nie, to nie tak. Wypadałoby bowiem uznać, zmieniając przy tym narrację, że cywilny bezpiecznik psuł dźwięk najbardziej a każdy kolejny QSA owe psucie minimalizował. Przekładając ten karkołomny wywód z polskiego na nasze, wszystkich zainteresowanych odsyłam do testu operującego na podobnym do Black-a poziomie cenowym Refine (Ra), gdzie również taką argumentacją się posługiwałem. I w ramach niniejszej epistoły owa analogia wydaje się pasować jak ulał. Warto jednak zwrócić uwagę, iż Black w domenie „nieszkodzenia” (klasyczna maksyma „Primum non nocere”) idzie o krok a może i dwa, ale to już drobienie gejszy, od Ra dalej. Słychać to szczególnie w energetyczności dołu i otwarciu góry. Wystarczy bowiem włączyć „Let There Be Anarchy” Art of Anarchy, by na własnych trzewiach przekonać się, że szalejący za bębnami Vince Votta jeńców brać nie zamierza a jego brat – Jon wraz z Ronem „Bumblefoot” Thal-em swych wioseł nie oszczędzają szyjąc na nich aż skry lecą. Nastąpiło zatem ożywcze odetkanie i praktycznie śmiało można byłoby na tym etapie zakończyć temat. Jak to jednak w życiu bywa lepsze jest wrogiem dobrego a skoro na podorędziu miałem wyższe modele czym prędzej wyłuskałem Blacka z zadka Vitka, w jego miejsce umieściłem Blue i bazując na wcześniejszych obserwacjach z nieukrywaną satysfakcją odnotowałem fakt dalszego „wyswabadzania” się dźwięku. Do głosu doszedł jednak jeszcze aspekt przestrzenny, czyli tzw. oddech i powietrze otaczające muzyków. Na „Gluck: Orfeo ed Euridice, Wq. 30” Jakuba Józefa Orlińskiego wymuskane frazy miały wreszcie gdzie wybrzmieć – nie zostały stłumione tak w domenie czasowej, jak i propagacji w wymiarze wysokości. Słowem pomimo zaskakująco niewielkiej różnicy w cenie (250 vs 400 PLN) progres był na tyle duży, że raczej nikt przy zdrowych zmysłach (w tym słuchu) nie powinien mieć problemów z dokonaniem właściwej decyzji. Ale chwila, moment. Przecież w puli jest jeszcze sporo droższy od poprzedników (1 150 PLN) Yellow, więc zanim udamy się do kasy wypadałoby i na niego rzucić uchem. No i masz babo placek. Okazało się bowiem, że choć pieniądze nie grają a o finansach dżentelmeni raczej nie rozmawiają, to większe nakłady finansowe również i w tym przypadku okazały się słyszalne. A to za sprawą dodania do wcześniejszych aspektów sporej dozy rozdzielczości i praktycznie kompletnego zaczernienia tła. W dodatku nie było mowy o operowaniu na granicy percepcji, lecz intensywność zmian oscylowała w okolicach porównania zwykłego rurkowca z Blackiem. „Problem” jednak w tym, że za punkt odniesienia służył Blue a nie „cywil” za kilkadziesiąt groszy (max. złotówkę z niewielkim ogonkiem). Oczywiście „problem” w cudzysłowie nie znalazł się przypadkowo, gdyż to nie problem a jedynie nader namacalny dowód na to, że gradacja modeli w portfolio QSA to nie pic na wodę/fotomontaż oparty li tylko na różnych kolorach naklejek. Yellow odjechał braterskiej konkurencji również pod względem definicji poszczególnych źródeł pozornych, przez co ich namacalność stała się oczywista i bezdyskusyjna. „Magnificat” Nidarosdomens Jentekor & TrondheimSolistene zabrzmiał na tyle zjawiskowo, że dalsze gonienie króliczka z powodzeniem można było uznać za bezcelowe.
Pech jednak chciał, że koniec końców i tak cała nasza radosna gromadka musiała zaliczyć drugą rundę z Violetem i tu już taryfy ulgowej nie było. Mówiąc wprost cała trójka musiała uznać wyższość starszego brata ustępując mu pola ogólnie rzecz ujmując w realizmie przekazu a rozkładając porażkę na czynniki pierwsze na im niższym poziomie amerykańskiego cennika się znajdowaliśmy tym ów przekaz „siadał” i blaknął niczym wystawione na działanie promieni słonecznych zdjęcie. Proszę jednak w tym momencie nie drzeć szat a jedynie zerknąć do firmowego cennika i na powyższe wyniki spojrzeć przez pryzmat 3 300 PLN, jakie trzeba wyasygnować na Violet-a. I proszę mi wierzyć, że o ile potrzebujemy pojedynczej sztuki, to bez większych dylematów warto się na niego szarpnąć. Jeśli jednak do wymiany mamy bezpieczniki w kilku urządzeniach, to wydając ww. kwotę na zestaw Black/Blue/Yellow (i to w dowolnej kombinacji) zyskamy większy przyrost finalnej jakości dźwięku oferowanej przez system.
Jak się z pewnością Państwo domyślacie w ramach podsumowania niniejszego testu nie napiszę niczego odkrywczego. Ot jedynie to, że jeśli ktoś do tematu bezpieczników podchodzi z niedowierzaniem i/lub daleko posuniętym sceptycyzmem, to jedynie dla świętego spokoju (żeby nie mówili, że nie próbował) powinien sięgnąć po Blacka. Jeśli jednak ktoś już ma za sobą doświadczenia z innymi stricte budżetowymi konkurentami, to celowanie w Blue/Yellow wydaje się ze wszech miar wskazane. A jeśli ktoś ma fantazję i środki, to jak już zdążyłem nadmienić w portfolio Quantum Science Audio „sky is the limit”, więc jest w czym wybierać aż do poziomu równowartości całkiem przytulnego gniazdka letniskowego. Sam zatrzymałem się na Violecie, ale Jacka doświadczenia z RED-em dowodzą, że im dalej w las, tym więcej drzew, więc w tym momencie jedynie ze skruchą się przyznam, że nie mam bladego pojęcia na czym się skończy, choć jak to mamy w zwyczaju nie omieszkamy Państwa o wszystkim na bieżąco informować.
Marcin Olszewski
System wykorzystany podczas testu
– CD/DAC: Vitus Audio SCD-025 Mk.II
– Odtwarzacz plików: Lumin U2 Mini + Farad Super3 + Farad DC Level 2 copper cable + Omicron Magic Dream Classic; I-O Data Soundgenic HDL-RA4TB
– Gramofon: Denon DP-3000NE + Denon DL-103R
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Wzmacniacz zintegrowany: Vitus Audio RI-101 MkII + Quantum Science Audio (QSA) Violet
– Kolumny: Dynaudio Contour 30 + podkładki Acoustic Revive SPU-8 + kwarcowe platformy Base Audio
– IC RCA: Furutech FA-13S; phono NEO d+ RCA Class B Stereo + Ground (1m)
– IC XLR: Vermöuth Audio Reference; Furutech DAS-4.1
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Vermöuth Audio Reference USB; ZenSati Zorro
– Kable głośnikowe: Signal Projects Hydra + SHUBI Custom Acoustic Stands MMS-1
– Kable zasilające: Esprit Audio Alpha; Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power + Furutech CF-080 Damping Ring; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF
– Listwa zasilająca: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS-D (R) NCF
– Switch: Silent Angel Bonn N8 + nóżki Silent Angel S28 + zasilacz Farad Super3 + Farad DC Level 2 copper cable
– Przewody ethernet: In-akustik CAT6 Premium II; Audiomica Laboratory Anort Consequence, Artoc Ultra Reference, Arago Excellence; Furutech LAN-8 NCF; Next Level Tech NxLT Lan Flame
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Stolik: Solid Tech Radius Duo 3
– Panele akustyczne: Vicoustic Flat Panel VMT
Opinia 2
Jak świat światem wiadomym jest, że bezpiecznik to podstawowy element chroniący nasze zabawki przed uszkodzeniem niechcianym przepięciem w sieci, czy jakąś anomalią w trzewiach urządzenia. Od jakiegoś czasu wiadomym jest również, iż ten z pozoru banalny, bo cieniutki i króciutki, zazwyczaj kawałek drutu skryty w szklanej rurce – obecnie bywa z tym różnie – wnosi swoje trzy grosze w finalne brzmienie danego komponentu audio. A jeśli tak, producenci dwoją się i troją, aby stworzyć paletę różnie działających tego typu produktów. Stosują różne druty jako mającą finalnie spalić się sekcję zabezpieczającą, ubierają ją w różnie obudowy od ceramiki, po szkło, oklejają takie rurki różnymi materiałami izolacyjnymi, lakierują je, a nawet kriogenizują. Wszystko po to, aby wynik zastosowania takiego komponentu dał oczekiwany skutek soniczny. Na tyle wyrazisty, że stosunkowo niedawno pokusiłem się nawet o test porównawczy kilku konstrukcji spod znaku jednego producenta amerykańskiego Synergistic Research. I gdy wydawałoby się, że wszystko w tym temacie już było i nie ma co sobie zawracać głowy, okazało się, że znany z naszych testów wielu konstrukcji chełmżyński dystrybutor Quality Audio wprowadził do swojej oferty bezpieczniki oparte o technologię kwantową. Tak tak, jesteśmy prawie w kosmosie. Zaskoczeni zaprzęgnięciem aż tak wyszukanej i wymagającej nie tylko wiedzy, ale również zaawansowanego oprzyrządowania technologii do wytworzenia kawałka przecież finalnie mającego spalić się, cienkiego drucika w minimalistycznej obudowie? Spokojnie, wiem, że tak, bo nawet sam podczas rozmów z przedstawicielem tej marki o nowym produkcie w jego portfolio również byłem poruszony aż tak zaawansowanym podejściem do tematu. I jak wynika z dzisiejszego spotkania, nie mogłem nie zaspokoić ciekawości, dzięki czemu za sprawą działań logistycznych wspomnianego Quality Audio w nasze progi trafił na testy porównawcze zestaw kilku bezpieczników z początku oferty (w moim przypadku czarny, niebieski, żółty i rezydujący u mnie od dłuższego czasu czerwony) pochodzącej również ze Stanów Zjednoczonych, powstałej we wczesnym stadium pandemii Covid 19 w Arizonie marki Quality Science Audio (QSA).
Co możemy powiedzieć o naszych bohaterach? Cóż, w skrócie, bowiem z uwagi ochronę know how z materiałów przesłanych od producenta wynika, że proces kwantyzacji, czyli uderzeń stosowną wiązką energii powoduje zwiększenie aktywacji zastosowanych w bezpiecznikach metali, dzięki czemu poprawia się przepływ elektronów. To zaś powoduje znakomicie słyszalny wzrost dynamiki i gęstości dźwięku. Same bezpieczniki różnią się od siebie w niewielkim stopniu. Bazują na specjalnym metalu z zawartością śladowej ilości srebra w drucie, gdzieniegdzie grafenu, metalowe czapki pokryte są niekiedy nano-cząsteczkowym lakierem, do niektórych na zewnątrz obudowy przyklejone cienkie druciki, do innych płaskie kostki z kwantyzowanego materiału, jednak clou tematu według producenta opiewa na ilości potraktowania danej konstrukcji procesem kwantyzacji, czyli zmianie struktury molekularnej zastosowanych metali. Jak widać, dla zwykłego zjadacza chleba niewiele z tego opisu wynika. Jednak jak zwykle w naszej zabawie najważniejszy jest efekt zastosowania danego komponentu. A zapewniam, jest ewidentny. Jaki? Po kilka informacji zapraszam do kolejnej części testu.
Chcąc poznać model biznesowy pozycjonujący daną konstrukcję na drabince portfolio, a co za tym idzie zakresu cenowego, całą zabawę z zestawem 4 bezpieczników ze zrozumiałych względów rozpocząłem od najtańszego, czyli czarnego. Potem na tapet poszedł niebieski, następnie żółty, by na koniec przeskoczyć o dwa oczka w cenniku i zwieńczyć proces testu modelem czerwonym – po drodze są jeszcze fioletowy i pomarańczowy. Jaki jest cel tej wyliczanki? Otóż wszystkie modele łączy wspomniana w opisie budowy poprawa dynamiki i gęstości przekazu. To znakomicie słychać było od pierwszego strzału z czarnym rumakiem w roli królika doświadczalnego. Muzyka nabrała fajnego body, w żadnym stopniu nieograniczającej blasku dźwięku gładkości, ale co najistotniejsze, dzięki odpowiedniemu zwarciu przekazu cechowała ją zaskakująco wypadająca, poprawiająca namacalność wydarzeń muzycznych energia. Efekt soniczny testowego wpięcia czarnego zabezpieczenia był czymś na kształt odpowiednio zaaplikowanej adrenaliny. Wszystko, dosłownie wszystko, kolokwialnie mówiąc ożyło. Zaczęło tętnić większym drive-m, poprawiła się wizualizacja lepiej rozbudowanej we wszystkich kierunkach wirtualnej sceny oraz jej odbiór w estetyce 3D, co przełożyło się na znacznie prawdziwsze kreowanie poszczególnych źródeł pozornych. Jednym słowem, no może zwrotem, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki wszystko po prostu było lepsze. Na tyle sugestywne w odbiorze i do tego z mniejszym udziałem szkodliwych dla finalnego odbioru zniekształceń, że tak jak lubię, bez szkód dla jakości mogłem znacząco podkręcić gałkę wzmocnienia. W efekcie uzyskałem realne poziomy głośności słuchanych koncertów bez odczucia smagania mnie bolesnym jazgotem. Mogłem słuchać głośno, a przy tym bez problemu rozmawiać ze znajomym bez ściszania muzyki, co było ewidentnym dowodem na znaczne zmniejszenie poziomu wspomnianych zniekształceń w sygnale przełożonego na wzrost mikro i makro-dynamiki. Jaki był efekt kolejnych zmian? Otóż w przeciwieństwie do innych producentów kolejny model nie zmieniał estetyki grania z przykładowej gęstej, na jaśniejszą lub jeszcze bardziej esencjonalną z często niechcianymi skutkami pobocznymi, tylko wzmacniał wspomniane wcześniej niuanse brzmienia zestawu podnosząc klarowność i czystość dźwięku. Co to oznacza? Każdy kolejny model zwiększał poziom nasycenia finalnie kreując dźwięk jako bardziej krągły, jednak przy tym dzięki konsekwentnym zwarciu oferujący lepszą energię. Ale jedna uwaga. W sukurs takiej sytuacji jako ewidentne przeciwdziałanie uczuciu nadwagi i uśrednienia przekazu szły jego rozdzielczość i rozpiętość częstotliwościowa. I gdybym miał pokusić się o głębszą ocenę tego zjawiska, w moim odczuciu najbardziej zyskiwał na tym najniższy wycinek pasma. Już od pierwszego strzału – mowa o pierwszym bezpieczniku – słyszalnie niżej schodził. Za każdą zmianą pozytywnie ewaluowała jego jakość i rozciągłość w dół, co bez problemu pokazywały posiadane kolumny. I gdy wydawało się, że temat jest fajny i tylko fajny, dotarłem do najdroższego w teście modelu czerwonego. Naturalnie wszystko inne także szło we wspomnianym kierunku, jednak na tyle znacząco jakościowo w kwestii niskich tonów, że z uwagi na posiadanie „słabej silnej woli” ten czerwony diabeł nie wrócił już do dystrybutora. I żeby było jasne. Nie z uwagi na zwykłą poprawę ogólnej jakości, bo jak wspominałem, robił to już najtańszy model, ale wyciągnięcie dolnego zakresu na dotychczas nieosiągalny przez inne zabawki poziom. A jak pewnie wiecie, to jest mój konik w ocenie bezkompromisowego grania i gdy coś wzniesie się ponad znane mi standardy, dostaję lekkiej palpitacji serca. Niestety jedynym na to lekarstwem jest nabycie, co zdążyłem wam już oznajmić. Coś więcej na temat rzeczonych bezpieczników? Myślę, że nie ma sensu dalszego rozwadniania tekstu, gdyż tytułowe konstrukcje bez problemu same się obronią. Moim zdaniem już najprostsza prawdopodobnie coś na kształt mojego stanu spowoduje niepohamowaną reakcję obrony melomana przed oddaniem do dystrybutora. Jak wysoko z takim odruchem ewentualnie zajdzie każdy z Was, zależeć już będzie od umiejętności powstrzymania na wodzy jakościowej fantazji. Ja poległem dość wysoko, dlatego zawczasu lojalnie Was ostrzegam, że będziecie stąpać po grząskim gruncie.
Jak wynika z powyższego opisu, nawet tak małe rurki z kawałkiem odpowiedniego drutu odpowiednio potraktowane procesem kwantyzacji potrafią zdziałać cuda. Co więcej, cuda z krzywą wznoszącą w zależności od zaawansowania technicznego każdego modelu. Czy zatem warto iść do mety, która według oficjalnych cenników potrafi dobić do 10 tys. € (tego widziałem podczas wizyty dystrybutora, ale dla spokoju ducha nie chciałem robić sobie przysłowiowego „kuku” i go nawet nie wpiąłem) za flagowy model? Może zabrzmi to dziwnie, ale ściganie się z jakością czasem trzeba kontrolować. Ja patrząc na to okiem zwykłego zjadacza chleba poszukiwania zakończyłem na trochę bezsensownym poziomie nieco ponad 6 tysięcy. Jednak na swoją obronę dodam, iż biorąc pod uwagę tak mocną słyszalną poprawę brzmienia systemu suma summarum nie żałuję ani jednej wydanej złotówki. Jednak żeby nie było, nikogo do takiego szaleństwa nie zachęcam, gdyż już pierwsze trzy szczebelki jakościowe robią znakomitą robotę. Na ile przekonującą na danym pułapie, tak jak w moim przypadku będzie zależeć od osobistych i sprzętowych preferencji. Jednak bez względu na wszelkie za i przeciw takim zabawom zachęcam do spróbowania u siebie tych konstrukcji. Być może z prozaicznych względów światopoglądowych pozostaniecie przy szklanych rurkach z ze zwykłym drucikiem w środku, ale zapewniam, podczas użytkowania produktów QSA będzie się działo.
Jacek Pazio
System wykorzystywany w teście:
– transport: CEC TL 0 3.0
– streamer: Lumin U2 Mini + switch Silent Angel Bonn N8
– przetwornik cyfrowo/analogowy: dCS Vivaldi DAC 2.0
– zegar wzorcowy: Mutec REF 10 SE-120
– reclocker: Mutec MC-3+USB
– Shunyata Research Omega Clock
– Shunyata Sigma V2 NR
Przedwzmacniacz liniowy: Gryphon Audio Pandora
Końcówka mocy: Gryphon Audio APEX Stereo
Kolumny: Gauder Akustik Berlina RC-11 Black Edition
Kable głośnikowe: Furutech Nanoflux-NCF Speaker Cable
IC RCA: Hijiri Million „Kiwami”, Vermouth Audio Reference
XLR: Hijiri Milion „Kiwami”, Furutech DAS-4.1
IC cyfrowy: Hijiri HDG-X Milion
Kabel LAN: NxLT LAN FLAME
Kable zasilające: Hijiri Takumi Maestro, Furutech Project-V1, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4.1 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord, Acrolink 8N-PC8100 Performante, Synergistic Research Galileo SX AC
Stolik: BASE AUDIO 2
Akcesoria:
– bezpieczniki: Quantum Science Audio Red, Synergistic Research Orange
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END, FURUTECH e-TP80 ES NCF
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon – Clearaudio Concept
– wkładka Dynavector DV20X2H
– przedwzmacniacz gramofonowy RCM Audio The Big Phono
– docisk płyty DS Audio ES-001
– magnetofon szpulowy Studer A80
Dystrybucja: Quality Audio
Producent: Lieder International Company
Ceny (rozmiar 5 x 20mm / 6 x 30mm / 10 x 38mm)
QSA Black: 250 PLN
QSA Bue: 400 PLN
QSA Yellow: 1 150 PLN
Jakiś czas temu na redakcyjnym FB anonsowaliśmy aplikację w naszych dyżurnych systemach dostarczonych przez rodzime Quality Audio bezpieczników (Violet i Red) sygnowanych przez specjalistów z Quantum Science Audio. Były to jednak niezobowiązujące „zajawki”, więc najwyższa pora na coś bardziej merytorycznego, czyli pełnowymiarowy test. Jednak przewrotnie nie test ww. modeli lecz tercet otwierających portfolio QSA, a tym samym zdecydowanie bardziej przystępnych cenowo, bezpieczników Black, Blue i Yellow.
cdn. …
Najnowsze komentarze