Opinia 1
Choć ostatnie lata przyzwyczaiły nas do tego, że lato kończy lepka szarówka i generalnie mało zachęcająca do wyściubienia nosa z domowych pieleszy aura, to dziwnym zbiegiem okoliczności tegoroczna równonoc jesienna przypadła w okresie, gdy temperatury skłaniały bardziej do leniwego plażingu aniżeli zalegania na kanapie z kubkiem gorącej herbaty. Pech jednak chciał, że planowana na 22-23 wrzesień prezentacja w bielskim HiFi Studio ekstraktu portfolio katowickiego RCM-u musiała zostać przesunięta na kolejny weekend, gdyż na skutek działań lokalnego dostawcy energii elektrycznej owego medium miało w pierwotnym terminie zabraknąć. Całe szczęście co się odwlecze, to … i tak nadejdzie, więc może już nie w pierwszych promieniach letnio-jesiennego słońca a mniej, bądź bardziej rzęsistego deszczu bladym świtem wyruszyliśmy w kierunku „Małego Wiednia”, by na własne oczy i uszy przekonać się, cóż tym razem postanowiła pokazać ekipa RCM-u na gościnnych występach.
Zanim przejdę do bardziej wnikliwej wiwisekcji prezentowanego systemu na wstępie pozwolę sobie na kilka słów o Gospodarzach, czyli bielskim, mieszczącym się na ul. Cieszyńskiej 86 HiFi Studio, w którym to gościć było nam po raz pierwszy. Od razu w tym miejscu posypię głowę popiołem, bowiem szczerze nam przykro, iż tak późno trafiliśmy do tego istniejącego od 1991r. audiofilskiego przybytku, który nie tylko onieśmiela wielce urodziwymi wnętrzami (walory XIX w. budynku) i kusi aromatyczną kawą, lecz również dysponuje ofertą jeśli nie wszystkich, to z pewnością przeważającej większości polskich dystrybutorów, w tym własnej (Black Rhodium). Oprócz oczywistej części ekspozycyjnej z uginającymi się od wszelakich audiofilskich delicji półkami do dyspozycji zainteresowanych jest duża, dedykowana systemom stereo sala odsłuchowa, oraz nieco mniejsza, uwieczniona na zdjęciach Jacka, dysponująca ekranem – dostosowana do prezentacji instalacji wielokanałowych. Rozstrzał cenowy dostępnego asortymentu również może przyprawić o zawrót głowy, więc jedynie zaznaczę, iż w przybytku tym powinien znaleźć coś dla siebie zarówno stawiający pierwsze kroki nieopierzony, jak i wytrawny miłośnik dobrego brzmienia. Nie można też zapomnieć o ofercie płytowej dostępnej we wszelakich obecnych na rynku formatach.
Przejdźmy jednak do sedna, czyli obecnej na gościnnych występach ekipie katowickiego RCM-u, która w bielskich, wielce klimatycznych wnętrzach postanowiła zasiać nieco zamętu w głowach, sercach i coś czuję w kościach, że finalnie również portfelach lokalnej braci audiofilskiej, prezentując pozornie mało imponujący, acz jak to miało się okazać w trakcie spotkania, drastycznie przewartościowujący wyobrażenia o High-Endzie zestaw. Zestaw w skład którego weszły: minimalistyczny gramofon Kuzma Stabi S New uzbrojony w 12” ramię Stogi S 12 VTA i firmową wkładkę CAR-20, docisk DS Audio ES-001, przedwzmacniacz gramofonowy RCM Theriaa, odtwarzacz C.E.C. CD5, wzmacniacz zintegrowany Vitus Audio RI-101 MkII i kolumny Gauder Akustik Capello 40 Be Double Vision. Całość okablowano przewodami Furutecha (m.in. DAS-4.1), Organic Audio, Thrax (Istrum) a o zasilanie zadbał równie minimalistyczny, co skuteczny Furutech e-TP60ER wpięty w „ścianę” Furutechem FP-3TS762. Krótko mówiąc, przynajmniej z racji, iż większość z ww. komponentów bądź to testowaliśmy, bądź korzystamy z nich na co dzień, nic nowego. Czyli co – nuda i odgrzewanie kotletów? Nic z tych rzeczy mili Państwo, bowiem nie od dziś wiadomo, że system systemem a i tak swoje, bynajmniej dalekie od przysłowiowych „trzech groszy”, dorzuca do efektu finalnego pomieszczenie.
Tak też było i tym razem, gdyż bielska sala swą kubaturą znacznie przekraczała zarówno moje 24 m², jak i 38 m² OPOS-a, więc zasadną wydawała się obawa, czy nie dość, że niewielkie i w dodatku zamknięte 40-ki podołają wyzwaniu. Jak się jednak okazało z postawionym im wyzwaniem poradziły sobie z wrodzonym wdziękiem i zupełnie bezstresowo, gdyż 300W z Vitka nie tylko trzymało je w ryzach, lecz zapewniało wystarczającą ilość energii do osiągnięcia niemalże koncertowych poziomów głośności w trakcie ostrego, rockowego grania („Immortalized” Disturbed). Choć w powyższej wyliczance nie zabrakło źródła cyfrowego, to przynajmniej w sobotę w Bielsku Białej królowały winyle. Trudno się jednak temu dziwić, skoro Roger Adamek praktycznie co płytę udowadniał co potrafi niwelujący błędy niecentryczności DS Audio ES-001. A udowadniać było trzeba, gdyż już sama informacja o cenie ww. ustrojstwa powodowała wśród obecnych wydawać by się mogło w pełni zrozumiały sprzeciw. Jak się jednak okazało usłyszeć znaczy uwierzyć a gdy bezpośrednie porównanie na praktycznie dowolnym repertuarze i tłoczeniu pokazywało ile złego do dźwięku wprowadza niecentryczność odtwarzanego nośnika „opór materii” topniał niczym pierwszy śnieg w promieniach słońca. Jasnym bowiem stało się, że nawet przesiadka na zdecydowanie wyższej klasy źródło w tej kwestii niewiele by pomogła i wręcz mogła sytuację pogorszyć, bo lepsza rozdzielczość i większe wyrafinowanie tylko uwypukliłyby błędy samego nośnika. Czyli de facto zamiast dwadzieścia kilka kPLN przeznaczać na nową „szlifierkę” tak słuch, jak i rozsądek podpowiadają inwestycję w ww. akcesorium, o czym obecni podczas weekendowych prezentacji słuchacze chciał/nie chciał mieli okazję na własne uszy się przekonać a czego chodzącym przykładem jest Jacek przynajmniej na razie grający z podstawowego Clearaudio, który z ww. wspomaganiem z łatwością dorównuję po wielokroć droższemu torowi cyfrowemu.
Wracając jednak do samej muzyki, to zamiast okołojazzowych smętów (Patricii Barber oczywiście nie zabrakło) na talerzu „zemsty hydraulika” gościły najprzeróżniejsze i niekoniecznie kojarzone z audiofilskim plumkaniem gatunki muzyczne. Był wspomniany Disturbed, Yello, Kraftwerk, przeurocze The Hot Sardines a i jazzu oraz klasyki z monofonicznych placków nie zabrakło. Grało zatem wszystko, czego tylko zażyczyli sobie obecni goście, jak i czym chciała uraczyć ich ekipa RCM-u. A grało wybornie – dynamicznie, rozdzielczo i niezwykle żywiołowo, z zaskakująco, jak na rozmiary kolumn niemalże ginących w pokaźnej kubaturze, podstawą basową i sceną ściśle związaną z akurat reprodukowanym materiałem. A właśnie scena, czyli de facto pochodna prawidłowego, bądź nie, ustawienia samych kolumn, czyli temat, który wypłynął przy okazji pytań o dość wąski, jak na dostępną bazę, i na wprost rozstaw Gauderów. Wystarczyło jednak tylko delikatnie je dogiąć, by przekonać się, że to, co do tej pory wydawało się całkiem naturalne nagle delikatnie rzecz ujmując „wzięło i się rozjechało”. Ogniskowanie źródeł pozornych przeszło w tryb impresjonistycznych plam z dość przypadkowymi znamionami stereofoniczności. Wniosek? Do bólu prozaiczny – nie ma złotego środka a każde pomieszczenie ma swoje wymagania, więc zamiast sztywno trzymać się czysto teoretycznych wytycznych producentów kierujmy się tym co sami słyszymy.
Serdecznie dziękując Gospodarzom z HiFi Studio, jak i ekipie RCM-u za gościnę i mile spędzone kilka godzin przy muzyce i rozmowach szczerze zachęcamy Państwa do wizyt w bielskim salonie. Czy coś Wam wpadnie w oko i ucho, tego nie wiemy, jednak okazja do zapoznania się z ich pomysłem na dźwięk, jak i choćby przegląd oferty płytowej może okazać się wielce przyjemnym początkiem Waszej audiofilskiej przygody, bądź po prostu pozyskaniem jakże cennego źródła wszelakiej maści nowości sprzętowo/muzycznych.
Marcin Olszewski
Opinia 2
Nie wiem, jak dla Was, ale dla mnie o zbliżającym się wielkimi krokami audiofilskim święcie nie można powiedzieć, że ćwierkają o nim jaskółki, tylko wręcz kraczą wrony. Chodzi oczywiście coroczną wystawę AVS, która w dobrym tego słowa znaczeniu podnosi ciśnienie nie tylko potencjalnym gościom, ale również szeroko pojętej branży. Na tyle mocno, że w tym podgrzanym do czerwoności okresie nie czekają bezczynnie na przysłowiowych walizkach na październikowy warszawski finał, tylko starają się emocjonalnie przygotować melomanów do tego momentu różnego rodzaju eventami z muzyką w roli głównej, odtwarzaną na ciekawie zestawionym sprzęcie audio. I z tego typu spotkania w bielskim salonie Hi-Fi Studio będzie dzisiejsza relacja. Kto był bohaterem? Nie przesadzę, gdy określę go analogowym mentorem polskiego obozu miłośników poczciwych gramofonów, czyli lokalizacyjny sąsiad gospodarza spotkania (Hi-Fi Studio), ponad wszystko wierny analogowi, bowiem i tym razem w roli źródła wystąpił drapak, katowicki RCM.
Co było tematem spotkania? I tutaj Was zaskoczę, gdyż owszem, gramofon jako dawca sygnału jak najbardziej był, jednak nie jako główny aktor programu. Dystrybutorowi bardziej chodziło o to, aby pokazać możliwości z pozoru niedrogiego systemu z niedużymi kolumnami monitorowymi w starciu z teoretycznie zbyt dużym dla tak skonfigurowanego konglomeratu pomieszczeniu. I co najciekawsze, bez oglądania się na wykorzystywany podczas prezentacji poziom głośności. Jak to możliwe? Dla RCM-u to banał. Wystarczyło postawić najtańszy gramofon Kuzmy – werk, ramię, wkładka, phono RCM Theriaa Mk II, podstawową integrę Vitus Audio RI 100 Mk II, pozwalające na nieco więcej w kwestii głośnego grania kolumny podstawkowe z obudową zamkniętą Gauder Akustik Capello 40, a wszystko okablować drutami Furutecha i Organic Audio. Naturalnie należało popracować nad pozwalającym rozwinąć systemowi skrzydła ustawieniem kolumn i temat zamknięty. Co z tego wynikło? Nie skłamię, gdy powiem, że dźwięk pełen rozmachu i energii w dosłownie każdym gatunku muzycznym. Owszem, poziomu energii w dolnym zakresie rodem z podłogówek nie było szans osiągnąć, jednak konia z rzędem temu, kto pokaże tak minimalistyczny zestaw grający bez zadyszki przy rockowym repertuarze na wysokich poziomach głośności z tak mocnym, ku mojej i nie tylko uciesze pozbawionym podbarwień uderzeniem. Gdzie jest haczyk? Tak naprawdę są dwa. Pierwszy to kolumny Gaudera. Monitory z obudową zamkniętą pozwalające na mocne odkręcenie gałki Volume bez poczucia przebasowienia prezentacji, za to z dobrą szybkością i ekspresją. Do tego strojone firmowymi modułami dopasowującymi poziom ilości oraz jakość niskich tonów w danej kubaturze – bawiliśmy się tym podczas testu opisywanych monitorów, naprawdę te zabawki robią robotę. Zaś drugim był przyrząd japońskiej marki DS Audio ES 001 do idealnego wycentrowania osi obrotu rowka płyty winylowej w stosunku do osi obrotu talerza, czyli całkowita likwidacja zniekształceń powodowanych dodatkowym bujaniem się na boki zawieszonej na ramieniu wkładki gramofonowej. Uwierzcie mi, to co dzieje się po kalibracji płyty na talerzu, niektórzy określają jako cuda, tymczasem to prosta fizyka. Fizyka, wykorzystanie której w tym przypadku powodowało idealnie sfokusowanie źródła pozornego, dzięki temu podniesienie poziomu głośności słuchania muzyki dawało pozbawiony zniekształceń wzrost jej energii. Nie robiła się głośniejsza w znanym wszystkim sensie stricte, tylko epatowała większym wolumenem, a to sprawiało, że przy naprawdę głośnym słuchaniu można było swobodnie prowadzić rozmowę z siedzącym obok innym gościem. Nie wierzycie? Powiem tak. Na sobotniej prezentacji na początku kilku stałych bywalców salonu również nie wierzyło. Jednak zaznaczam, ze szczególnym uwzględnieniem frazy „na początku”. Czy byłem zdziwiony początkowym niedowierzaniem? Nic z tych rzeczy. Sam to przeszedłem, dlatego wiedziałem, że to tylko kwestia pokazania werbalnego, co moim zdaniem dla wielu było chyba clou tego sobotniego przedpołudnia.
Reasumując powyższą relację, chciałbym podziękować organizatorom oraz przybyłym gościom za miłą atmosferę, a przedstawicielom RCM-u za kolejny pouczający pokaz. Co prawda przez lata powinienem się już do tego przyzwyczaić, jednak jak to zwykle w życiu bywa, nawet podczas najbardziej dopracowanego pokazu czasem coś może nie zabanglać. Całe szczęście parafrazując klasyka: „Nie z RCM-em takie numery”.
Jacek Pazio
Najnowsze komentarze