Tag Archives: Śakra v.16 XLR


  1. Soundrebels.com
  2. >
  3. Śakra v.16 XLR

Stealth Audio Śakra v.16 XLR

Opinia 1

Jak z pewnością wierni czytelnicy pamiętają przygodę z amerykańską marką Stealth Audio rozpoczęliśmy dość niezobowiązująco, gdyż od z jednej strony topowego a z drugiej, szczególnie patrząc przez pryzmat dzisiejszego obiektu testu, o którym dosłownie za chwilę, wręcz „budżetowego” przewodu cyfrowego Octava AES/EBU. Jeśli komuś w tym momencie zapaliła się ostrzegawcza lampka, że określenie budżetowości pojawia się w kontekście bądź co bądź pojedynczej łączówki za bagatela 30kPLN, to bardzo dobrze i chwała mu za czujność, bowiem jest ku temu powód. Powód tyleż elegancki i wręcz biżuteryjny, co szalenie kontrowersyjny. W dodatku powód wywodzący się nie z domeny cyfrowej a analogowej. Mowa o interkonektach Stealth Audio Śakra v.16 XLR, których to pojawienie się w naszych skromnych progach zawdzięczamy łódzkiemu Audiofastowi a jeśli kogoś interesują kwestie finansowe, to z pewną nieśmiałością w głosie jedynie wspomnę, iż chętny przy kasie zostanie poproszony o mniej więcej równowartość ww. Octavy za … każde dodatkowe 0,5m, o ile tylko metrowy komplet za drobne 106 370 PLN okaże się niewystarczający. Szaleństwo? Nie przeczę, jednak od czasu do czasu warto nieco owego szaleństwa zakosztować, tym bardziej, że od testu operujących na podobnie stratosferycznych pułapach Siltechów Triple Crown upłynęło siedem lat.

Jak sami Państwo widzicie Stealth Audio Śakra v.16 XLR to dostarczane w firmowym, zapinanym na suwak okrągłym mięsistym etui przewody o plecionych, opalizujących perłowo-białych koszulkach i czarno/czarno-srebrnej konfekcji łapiącej za oko charakterystycznych kevlarowymi korpusami. Pomimo dość znacznego przekroju przy kontakcie organoleptycznym okazuje się, że amerykańskie łączówki są zaskakująco wdzięczne w aplikacji, gdyż nie dość, że charakteryzuje je niezwykła wiotkość, to również i ich ciężar nie będzie wymagać żadnych prewencyjnych działań nawet przy połączeniach lekkich, mało stabilnych i łatwo „przesuwalnych” komponentów. Mała rzecz a cieszy. Podobnie jest ze wspomnianymi pokrowcami, które po wysmyknięciu z nich drogocennej zawartości zajmują tyle miejsca co nic i o ile dla części z Państwa wydaje się to kwestią pomijalną i błahą, to warto mieć świadomość, iż wraz z każdym kolejnym stadium audiophilii nervosy rośnie również sterta wszelakiej maści skrzyń, kartonów i pudeł, które gdzieś składować trzeba a tu owa kolejna cegiełka wypełniającego garderobę, piwnicę, bądź też garaż muru, jest w wersji nie tylko slim, co wręcz skinny.
Zgodnie z zapewnieniami producenta „nowy” flagowiec, znaczy się aktualna edycja v.16 Śakry w porównaniu z wersją pierwotną o oznaczeniu v.12, która piastowała to zaszczytną funkcję w latach 2009 – 2013 jest przewodem w pełni kierunkowym a przekrój poprzeczny przewodów zmienia się na ich długości. Wszystkie wiązki wykonano z idealnie amorficznego stopu, pierwotnie opracowanego do zastosowań lotniczych w formie ultracienkich drucików o grubości 0,001″ (0.0254 mm). Liczba owych drutów i dokładna geometria jest zależna od konkretnej wersji (rewizji) Stealth Sakra i waha się od 7 (w „oryginalnej Sakrze”) do 17 (w najwyższej Sakra V17). We wszystkich Sakrach podstawową geometrią jest „STEALTH Distributed LITZ”, która choć wykazuje podobieństwo do uzwojenia bifilarnego, jest nieco bardziej zaawansowana, bowiem jest przewód charakteryzuje wielowarstwowość. Poszczególne druty są indywidualnie izolowane i delikatnie zwijane spiralnie, aby biegły w przeciwnych kierunkach warstwami, które są obok siebie. Średnica spirali i skok są różne dla każdej warstwy, tj. dla każdego pojedynczego drutu. W ten sposób przewody wewnątrz kabla dzieli znacznie większa odległość w porównaniu do ich średnicy, żadne przewody nie biegną równolegle do siebie i żaden regularny wzór nie jest powtarzany w całym kablu. Taka geometria zapewnia znaczną redukcję interakcji elektromagnetycznych między żyłami, redukcję sprzężeń pojemnościowych i indukcyjnych, oraz spadek poziomu rezonansów elektrycznych do wartości nieosiągalnych dla konwencjonalnej geometrii. To radykalnie zmniejsza zniekształcenia intermodulacyjne związane z rezonansem RF będące głównym problemem przy projektowaniu okablowania.
W roli dielektryka zdecydowano się na zastosowanie elastycznych hermetycznie zamkniętych rurek para-próżniowych stealth wypełniona helem. Nie zachodzi w nich zjawisko magazynowania – akumulowania energii, co z kolei przekłada się na niższe zniekształcenia i „szybszy” dźwięk. Ponadto hel jest obojętny i nie zawiera ozonu i innych zjonizowanych cząsteczek, a zatem nie ma absolutnie żadnego upływu prądu wewnątrz wypełnionych nim rur a jednocześnie jest zdecydowanie łatwiejszy w aplikacji niż charakteryzująca się podobnymi parametrami próżnia. Ciśnienie helu wewnątrz rurek jest bowiem dokładnie takie samo jak ciśnienie atmosferyczne, a zatem nie zachodzą warunki mogące doprowadzić do wycieku helu z rurek, w których się znajduje. Sam proces „komponowania” Śakr polega na ręcznym owijaniu poszczególnych drucików paskami porowatego teflonu, wsunięciem ich w teflonowe rurki, aplikacji plecionego ekranu na każdej takiej rurce i następnie wsunięciu takiej wiązki w półelastyczną rurkę, która jest następnie wypełniana helem i uszczelniana na obu końcach. I tu od razu pozwolę sobie rozwiać wątpliwości związane z trwałością/stabilnością takiej konstrukcji. Otóż skoro hel wewnątrz takiej tuby ma dokładnie takie same ciśnienie jak panujące na zewnątrz, to nawet jeśli cząsteczki helu, które są bardzo małe, dyfundują z tej tuby przez jej ścianki, to w jej wyniku stężenie cząsteczek helu spada a wewnątrz rurki powstaje podciśnienie w stosunku do atmosferycznego, tworząc „szorstką próżnię”. Ponadto skoro cząsteczki powietrza (tlen, azot itp.) są znacznie większe niż cząsteczki helu, to nie mogą dostać się do ww. „rurki para-próżniowej” z zewnątrz poprzez jej ścianki.
Interkonekty zakonfekcjonowano firmowymi, opatentowanymi wtykami o wysokociśnieniowo zaciskanych (spawanych na zimno bez pośrednictwa lutów) stykach z litego srebra, modyfikowanego dielektryka PTFE (Teflon®), korpusach z kompozytu Kevlaru i zewnętrznego płaszcza z włókna węglowego i tytanu. Pomimo niezaprzeczalnej solidności i zaawansowanej budowy same etyki również zaskakują swoją niewielką masą.

Najogólniej rzecz ujmując Śakra v.16 wydaje się być nie tylko zaprzeczeniem stereotypów i mniej, bądź bardziej zasłużenie przyczepianych high-endowi łatek, co łączy wydawać by się mogło zupełnie przeciwstawne i wykluczające się cechy. Niemożliwe? Cóż, niby logika parakonsystentna poprzez dopuszczenie sprzeczności też jest de facto wbrew prostej logice i chłopskiemu rozumowi a jednak właśnie pod względem logicznym się „spina” i tak też jest z tytułowymi interkonektami. Jednak po kolei, czyli o co chodzi z tymi łatkami. Otóż czy to z racji kontaktów z niezbyt udanymi konstrukcjami, czy też li tylko bazowania na wynaturzonych samplerach części odbiorców high-end kojarzy się z wyolbrzymieniem, przejaskrawieniem i taką intensywnością doznań spowodowanych ogromem bodźców, że oglądane na sklepowych wystawach telewizory ustawione w trybie demonstracyjnym wydają się wyblakłe i mdłe niczym ikony lomografii. A po wpięciu Stealthów Śakra niczego takiego nie zaobserwujemy. Ba, śmiem wręcz twierdzić, że niektórzy z Państwa z pewnością uznają je za zaskakująco stonowane, czy wręcz wycofane i zachowawcze pod względem dynamiki. Problem w tym, iż będą to pierwsze a zarazem całkowicie błędne wrażenia, bowiem z łączówkami Stealtha jest jak z konsumpcją potrawy doprawionej jedynie naturalnymi ziołami po latach diety obfitującej w nafaszerowane intensyfikatorami smaku junk-foody. Aby odkryć prawdziwe bogactwo smaku musimy przejść swoiste catharsis i detox pozbywając się szkodliwych przyzwyczajeń i nawyków. Dopiero wtedy wszystkie elementy tej misternej układanki zaczną układać się w logiczną całość. Nagle okaże się, że nawet na wymuskanym przez 2L nagraniu trio Tormod Dalen, Hans Knut Sveen, Sigurd Imsen („Tartini Secondo Natura”) wcale nie musi ścigać się pod względem ekspresji i dynamiki z Apocalypticą („Cell-0”), gdyż po pierwsze to zupełnie inna bajka a po drugie po prostu nie musi, by oddać pełnię informacji o nagraniu. Proszę się jednak nie martwić – nie oznacza to uspokojenia, czy wręcz spowolnienia dźwięku, lecz jedynie zachowanie wierności oryginałowi a nie autorską interpretację i perfidne granie pod spragnioną „chleba i igrzysk” publikę. Co ciekawe nawet na Tartinim nie czuć spodziewanego zubożenia ładunku emocjonalnego w stosunku do dotychczasowych, bardziej „napompowanych” prezentacji a jedynie, pomimo większego spokoju i zrelaksowania, zdecydowanie bardziej angażujący „wykon” i zupełnie nieosiągalną dotychczas … dynamikę. Oczywiście w skali mikro, ale skoro to kameralne nagranie barokowego repertuaru to nie sposób oczekiwać iście infradźwiękowych tąpnięć siedmiomanuałowych Boardwalk Hall Auditorium Organ (z Atlantic City Convention Hall, New Jersey, USA), czy stadionowego rozmachu. Akcent z efektu Wow! zostaje przesunięty na właściwe oddanie maestrii muzyków i ducha – flow panującego podczas sesji, czyli tego co dla danego repertuaru jest ze wszech miar właściwe.
Podobnie było z basem – początkowo można odnieść wrażenie, że jest zbyt lekki i nieśmiały, jednak im dłużej się Stealthów słucha, tym bardziej oczywistym staje się, że de facto jest go … więcej, lecz nie jest on kumulowany, podkręcany w wyższym podzakresie a perfekcyjnie liniowo schodzi tam, gdzie konkurencji nie ma już dawno nawet nie tyle za plecami, co w zasięgu wzroku. Proszę tylko posłuchać, najlepiej nieco głośniej niż dobrosąsiedzkie relacje na to pozwalają, albumu „Mother” formacji In This Moment, gdzie przy większości mniej wyrafinowanych konstrukcji otrzymujemy gęsty zbitek krzyków, riffów, elektronicznych pasaży i partii perkusji ze środkiem ciężkości ustawionym właśnie na wyższym basie, lecz poprzez jego wyeksponowanie można dać zwieść się pozorom i stwierdzić, że owego basu jest nie tylko dużo, lecz i zaskakująco nisko schodzi. To tylko jednak pozory, gdyż wpięcie Stealth’ów pokazuje, że można grać bez owej górki i bas zamiast kumulować tam, gdzie swoją pracę kończą podstawkowe monitorki a to co się dzieje poniżej jedynie sugerować, po prostu odtwarzać z właściwą energią i zróżnicowaniem. Do bardzo podobnych wniosków doprowadził mnie diametralnie inny, gdyż dubstepowy klasyk jeszcze intensywniej ekshumujący infradźwiękowe truchła syntetycznych tętnień, czyli „Untrue” Buriala. Ba to właśnie na nim udział dźwięków odczuwanych w formie wibracji otoczenia a nie słyszalnych częstotliwości stał się pełnoprawnym elementem poszczególnych kompozycji. Szukając bardziej namacalnej analogii na myśl przychodzi mi porównanie obu największych Gryphonów (oczywiście w bardzo mocnym uproszczeniu). Zestawiając Mephisto z Apex-em w pierwszej chwili można wskazać „mniejszą” konstrukcję jako lepiej, odważniej eksplorującą najniższe składowe, jednak o ile tylko dysponujemy odpowiednio nisko schodzącymi kolumnami okaże się, to jednak Apex pokazuje realne możliwości Duńczyków pod względem reprodukcji częstotliwości, których już praktycznie nie słychać a czuć fizycznie.
A jak z różnicowaniem nagrań? Cóż, pomimo całego swojego wyrafinowania i krystalicznej wręcz czystości idącej w parze z jedwabistą gładkością okazało się, że nawet inwestycja rzędu 100 kPLN w łączówki pewnych nagrań nie uratuje, więc tak jak wcześniej, z po wielokroć tańszym okablowaniem album „Metálbomba” węgierskiej formacji Pokolgép brzmiał płasko jak przysłowiowa decha i irytował kompresją, tak stan ten nawet o jotę nie uległ poprawie, by z kolei na referencyjnym „Tartini Secondo Natura” tria Tormod Dalen, Hans Knut Sveen, Sigurd Imsen namacalność i materializacja muzyków była tak realistyczna, że gdybyśmy mieli do czynienia z rockmanami, to barek lepiej byłoby zabezpieczyć porządną kłódką. Stealthy nic bowiem od siebie nie dodadzą i niczego wcześniej zepsutego nie naprawią a jedynie skupią się na tym by samemu nic do reprodukowanego materiału nie tylko nie dodać, lecz i dla siebie nie zatrzymać. Tylko tyle i zarazem aż tyle, gdyż ta pozornie oczywista oczywistość udaje się bardzo, bardzo nielicznym.

W ramach zwyczajowego podsumowania pozwolę sobie na mało popularne z perspektywy marketingu i wszechobecnej chęci uszczęśliwienia – zaspokojenia potrzeb jak najszerszego spektrum odbiorców stwierdzenie, że Stealth Audio Śakra v.16 XLR nie są, o zgrozo, dla wszystkich. Jeśli bowiem ktoś oczekuje istnej eksplozji doznań, czy wręcz poniewierania nawet najdrobniejszym dźwiękiem, to tytułowe interkonekty Stealth Audio nie tylko nie spełnią jego oczekiwań, co wręcz wywołają rozczarowanie. Jeśli jednak zależy nam na właściwym różnicowaniu pomiędzy pianissimo a fortissimo, prawidłowym odwzorowaniem realnych rozmiarów poszczególnych źródeł pozornych i przede wszystkim zachowaniu właściwej, tożsamej z graną na żywo muzyką spójności, to odsłuch Stealth Audio Śakra v.16 XLR prędzej, czy później nas czeka.

Marcin Olszewski

System wykorzystany podczas testu
– CD/DAC: Ayon CD-35 (Preamp + Signature) + Finite Elemente Cerabase compact
– Odtwarzacz plików: Lumin U2 Mini + Franc Audio Accessories Ceramic Disc TH + I-O Data Soundgenic HDL-RA4TB
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Gramofon: Kuzma Stabi S + Kuzma Stogi + Dynavector DV-10X5
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Końcówka mocy: Bryston 4B³ + Graphite Audio IC-35 Isolation Cones; Accuphase P-7500
– Kolumny: Dynaudio Contour 30 + podkładki Acoustic Revive SPU-8 + kwarcowe platformy Base Audio
– IC RCA: Tellurium Q Silver Diamond
– IC XLR: Organic Audio; Vermöuth Audio Reference; Acrolink 7N-A2070 Leggenda
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver; Fidata HFU2; Vermöuth Audio Reference USB
– Kable głośnikowe: Signal Projects Hydra; Vermöuth Audio Reference Loudspeaker Cable + SHUBI Custom Acoustic Stands MMS-1
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power + Furutech CF-080 Damping Ring; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF
– Listwa zasilająca: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS-D (R) NCF
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Switch: Silent Angel Bonn N8 + nóżki Silent Angel S28 + zasilacz Silent Angel Forester F1 + Luna Cables Gris DC
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+; Audiomica Laboratory Anort Consequence, Artoc Ultra Reference, Arago Excellence; Furutech LAN-8 NCF
– Stolik: Solid Tech Radius Duo 3
– Panele akustyczne: Vicoustic Flat Panel VMT

Opinia 2

Przyznam szczerze, że mimo sporego zaangażowania wolnego czasu fajnie jest bawić się w ocenę wyrobów audio. Nie ma znaczenia, czy elektroniki, okablowania, czy akcesoriów, bowiem najważniejszym jest feedback w postaci poznawania co jakiś czas debiutujących na naszym rynku marek. Naturalnie raz mamy do czynienia z tak zwanymi jednostrzałowcami, którzy po krótkiej serii lub czasem nawet singlowym występie nie do końca radząc sobie z silną konkurencją, giną gdzieś w zalewie podobnych do siebie konstrukcji, zaś innym razem – na szczęście znacznie częściej – świetnie wypadając w pierwszym starciu nie poddają się i dzielnie trzymają gardę. Jednak aby nie wypaść ze zdobytego rynku, nie mogą zasypiać gruszek w popiele i co jakiś czas oprócz wdrażania w życie nowych projektów muszą poddać ocenie swoje dotychczasowe osiągnięcia. I z takim to podmiotem będziemy mieli do czynienia w dzisiejszej odsłonie testowej. Chodzi o będącą stosunkowo świeżym trofeum w portfolio łódzkiego Audiofastu, pochodzącą zza wielkiej wody amerykańską markę Stealth Audio, z oferty której dotychczas mieliśmy u siebie świetnie wypadający brzmieniowo flagowy kabel cyfrowy z serii Octava. Jak możecie się domyślać, po takim obrocie sprawy nie było dla innego wyjścia, niż podjęcie próby weryfikacji możliwości marki w innym sektorze sygnałów audio. Takim to sposobem po przywołanej cyfrówce, naszą ciekawość wzbudził okupujący szczyt oferty interkonekt Stealth Audio Śakra V.16 w wersji XLR. Jak wypadł? To okaże się w poniższym teście.

Jak rzadko kiedy, dzięki zrozumieniu potrzeb czytelników producent stanął na wysokości zadania i na ile to bezpieczne przed próbami kopiowania, budowę naszego bohatera zdradził dość obszernie. Co i jak dokładnie zostało użyte z najdrobniejszymi niuansami przeczytacie na stronie dystrybutora, dlatego ja z tej epopei przytoczę jedynie najważniejsze aspekty. Materiałem przewodzącym jest okryty milczeniem, w pierwotnych założeniach przewidziany do celów lotniczych stop amorficzny. Wykorzystane do przesyłu sygnału przewodniki są ultracienkimi drucikami o grubości jednej tysięcznej cala. W przypadku naszego bohatera na budowę każdej z izolowanych osobno żył przypada ich 16 zawiniętych w wiązki z własnymi rdzeniami. Bardzo istotną rolę wiedzie sam splot wspomnianych wiązek nazwany bezindukcyjnym uzwojeniem bifilarnym, bowiem ma za zadanie redukcję interakcji elektromagnetycznych pomiędzy żyłami. Oprócz tego dzięki swojej rozproszonej geometrii ów splot pozwala mechanicznie kontrolować rezonanse okablowania. Jednak to nie jest ostateczne działanie w kwestii kontroli rezonansów łączówki, gdyż ten temat dzięki zastosowaniu odpowiedniego, wypełnionego helem dielektryka wspiera odpowiednio dobrana i zastosowana otulina. Jeśli chodzi o użyte wtyki, te cechuje niska masa, wykonane z litego srebra piny, firmowe rozwiązania budowy na bazie kompozytu Kevlaru, modyfikowanego dielektryka PTFE oraz włókna węglowo-tytanowego. Przyznacie, że pakiet informacji niesie ze sobą wiele zaawansowanych terminów, co w mojej opinii w sobie tylko znany sposób miało przełożenie na finalne brzmienie okablowania.

Jak wypadł nasz bohater podczas procesu testowego? Przyznam, że bardzo ciekawie. Pokazał się z esencjonalnej, pełnej energii, ale przy tym bogatej w informacje strony. Muzyka nabrała zjawiskowego body, jednak ani przez moment owa dodatkowa waga nie okazała się przysłowiową kulą u nogi tej konstrukcji. A powodem była nieposkromiona energia przekazu, co przekładało się na jego zaskakujący drive. Owszem, w stosunku do znacznie lżejszych barwowo, często od niego mniej zebranych w sobie drutów w pierwszym momencie odnosiłem wrażenie mniejszej obecności górnego zakresu, jednak po dosłownie kilkuminutowej akomodacji problem nie dość, że znikł, to natychmiast pokazywał jedną istotną rzecz. Chodzi o fakt jedynie mniejszego tak zwanego „cykania” najwyższych rejestrów, przy identycznym, a czasem nawet lepszym wglądzie w nagranie. Na początku myślałem, że to kwestia przypadku danego utworu, jednak po kilku płytach stawało się jasne, iż był to znakomicie wypadający zamysł konstruktora. Przecież zbyt żywa projekcja ulubionej muzyki na dłuższą metę zmęczy każdego, dlatego należy podać ją tak, aby „zjeść ciastko i mieć ciastko”. W teorii tego nie da się zrobić, jednak czasem, jak choćby w przypadku opisywanego kabla Stealth Audio zdarzają się wyjątki potwierdzające regułę. Dźwięk podany był bez jakiegokolwiek uśredniania, a mimo to bez zbędnego doświetlania wszystko miałem na przysłowiowej tacy. Ba, tacy obfitującej z zwiększające namacalność odbioru używki typu: nieposkromiona, bo pełna życia, przy tym odznaczająca się znakomitym timingiem energia i wielobarwność dźwięku. To zaś sprawiało, że bez względu jaki materiał lądował na recenzenckim tapecie, system wychodził ze starcia z mocno dzierżoną tarczą w ręku.
Na początek zapragnąłem sprawdzić, jak poradzi sobie ze średnio zrealizowanym, ale przy okazji energetycznym materiale spod znaku najnowszego projektu Rammsteina „Zeit”. Jak wiadomo, artysta nie przebiera w środkach wyrazu. To jest ogień w najczystszej postaci. Mocno w dole pasma, nieco oszczędniej w środku i nad wyraz ochoczo na górze. Dlatego mimo mojej sympatii do niego, w połowie płyty mam zwyczajnie dość. Problemem jest męczące podanie muzyki z suwakami na mikserze w postaci uśmiechu. Jednak tak było do czasu wpięcia amerykańskiego kabla sygnałowego, gdyż ten swoją sygnaturą wzmocnienia energii całości przekazu bez forowania jego najwyższych zakresów zaproponował mi znakomitą koherentność tego wydarzenia. Oczywiście nadal miałem do czynienia z artystycznym wulkanem, jednak tym razem z odpowiednim wyważeniem pomiędzy zakresami. I co ciekawe, nie ucierpiał przy tym wcześniej już odpowiednio masywny bas – nadal był pod pełną kontrolą, za to wiele zyskał okraszony esencją środek i nie zgaszoną, a jedynie mniej „świecącą” górę. Muzyka została poddana na tyle dobrze wyważonym zbiegom korygującym wagę, szybkość i swobodę emanacji, że jak nigdy wcześniej bez obaw o utratę słuchu i co istotne, z wielką przyjemnością mogłem podkręcić jej wolumen do rzadko wykorzystywanego poziomu szaleństwa. I zapewniam, bez trwałych skutków ubocznych.
Kolejnym przykładem fajnego działania V.16-ki była płyta Cassandry Wilson „Another Country”. To jest mocno podkręcony materiał i jakiekolwiek przekroczenie dobrego smaku miało pokazać, czy opisywany kabel swym magicznym podnoszeniem esencjonalności i energii słuchanej muzyki nie spowoduje efektu domina. Piję oczywiście do ewentualnej porażki na tle nadinterpretacji basu i środka, które w tym przypadku są i tak już świetne. Na szczęście nic takiego się nie stało. A jedyne co się wydarzyło i to w rozumieniu pozytywnym, większy spokój w oddaniu czasem ocierającego się o przesadę rozmachu zapisanego na płycie materiału, czyli przekładając na nasze, bez szkód w rozdzielczości góra zaczęła idealnie współpracować z resztą zakresów. Niestety to dość rzadka umiejętność, gdyż zazwyczaj ukulturalnianie górnego pasma kończy się przysłowiowym muleniem całości.
Na koniec najnowszy krążek Enrico Ravy i Freda Herscha „The Song Is You”. Jak po analizie użytego instrumentarium można się domyślić, to spokojna, wręcz balladowa produkcja jazzowa. Powolne pasaże czy to pojedynczych instrumentów, czy ich rozmowy między sobą przy wiedzy, iż w wersji przedtestowej były dobrze osadzonymi w aspekty barwy, masy i spokoju prezentacji, kolejny raz miały dać odpowiedź, jak mocno w przekaz ingeruje nasz bohater. Teoretycznie ze wspomnianymi wcześniej walorami powinien kolokwialnie mówiąc „zabić” tę opowieść. Naturalnie zabić w rozumieniu zbytniej zawartości cukru w cukrze. I? Spokojnie, było dobrze. Owszem, fortepian stał się bardziej dostojny, a trąbka nieco masywniejsza, jednak nadal muzyka oferowała odpowiednią witalność. Na tyle minimalnie inną niż mam na co dzień, że bez problemu już w drugim kawałku zapomniałem o lekkiej zmianie priorytetów w jej wizualizacji. Co to oznacza? To proste. Sakra umiejętnie nie przekraczała dobrego smaku w malowaniu świata muzyki. A przypominam, że jej podstawową wartością dodaną jest zastrzyk energii i barwy.

Jak wynika z załączonych przykładów płytowych, niesione przez kabel marki Stealth Audio nadawanie muzyce większego wigoru w domenie kolorystyki i pulsu nie odbijało się na dynamice przekazu. Nadal słyszałem najdrobniejsze niuanse brzmieniowe, jednak w słabo zrealizowanym materiale lepiej osadzone w barwie, zaś w dobrym bez utraty ich transparentności. Czy to jest kabel dla każdego? Cóż, nie ma szans. Jednak tylko dlatego, że jest zbyt mocno przywiązany do pokazywania piękna, niż źle rozumianej agresji w muzyce. Ta ostatnia oczywiście również wypada znakomicie, jednak jest pozbawiona szkodliwych zniekształceń, co wielu wielbicieli szkodliwego ogłuszania się może odebrać jako krok ku niepotrzebnemu jej uspokojeniu. Dlatego też zanim weźmiecie tytułowy kabel na testy, musicie określić się, co tak naprawdę Was kręci. Działanie na rzecz muzyki bez sonicznego brudu, czy pełna niezamierzonych przez muzyków artefaktów jazda bez trzymanki? Ja oczywiście jestem za opcją numer jeden. A Wy?

Jacek Pazio

System wykorzystywany w teście:
– transport: CEC TL 0 3.0
– streamer: Melco N1A/2EX + switch Silent Angel Bonn N8
– przetwornik cyfrowo/analogowy: dCS Vivaldi DAC 2.0
– zegar wzorcowy: Mutec REF 10 SE-120
– reclocker: Mutec MC-3+USB
– Shunyata Research Omega Clock
– Shunyata Sigma V2 NR
Przedwzmacniacz liniowy: Gryphon Audio Pandora
Końcówka mocy: Gryphon Audio Mephisto Stereo
Kolumny: Gauder Akustik Berlina RC-11 Black Edition, Klipsch Horn AK6 75 TH Anniversary
Kable głośnikowe: Synergistic Research Galileo SX SC
IC RCA: Hijiri Million „Kiwami”, Vermouth Audio Reference
XLR: Tellurium Q Silver Diamond, Hijiri Milion „Kiwami”, Siltech Classic Legend 880i
IC cyfrowy: Hijiri HDG-X Milion
Kabel LAN: NxLT LAN FLAME
Kable zasilające: Hijiri Takumi Maestro, Furutech Project-V1, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4.1 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord, Acrolink 8N-PC8100 Performante, Synergistic Research Galileo SX AC
Stolik: Solid Tech Hybrid
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA SS, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon – Clearaudio Concept
– wkładka Essence MC
– Step-up Thrax Trajan
– przedwzmacniacz gramofonowy Sensor 2 mk II

Dystrybucja: Audiofast
Producent: Stealth Audio Cables
Cena: 106 370 PLN / 1m; 28 620 PLN za dodatkowe 0,5m