Opinia 1
Dziwnym zbiegiem okoliczności, choć to właśnie High-End powinien rozpalać audiofilskie żądze, zazwyczaj zarzewiem wszelkich konfliktów i świętych krucjat stają się … kable. I zupełnie nieistotną staje się ich przynależność do określonego pułapu cenowego, gdyż zawsze znajdzie się ktoś, komu przeszkadzać będzie li tylko wzmianka o nich, bądź nawet sugestia, że jeśli coś w danym systemie jego posiadacza „uwiera” to pewnych w jego brzmieniu zmian może dokonać właśnie poprzez zastąpienie jednego przewodu innym. Generalnie kable nic od siebie nie wnoszą i najlepiej nie zaprzątać sobie nimi głowy, czyli albo należy traktować je czysto przedmiotowo, albo jako zło konieczne. Jak się z pewnością Państwo domyślacie pozwalamy sobie mieć w tej kwestii zdanie odmienne, choć dalecy jesteśmy od przypisywania im cech wręcz nadprzyrodzonych. Ot mamy jedynie świadomość, że same przewody, podobnie jak każdy element toru audio same z siebie nie tyko dodawać, lecz również i zachowywać nic z transmitowanych sygnałów nie powinny. O ile jednak pierwsze założenie jako tako da się w miarę prosto spełnić, to z drugim, biorąc pod uwagę fakt, iż mamy do czynienia z elementem niejako z natury stratnym, już takie prostym nie jest. Dlatego też czysto obiektywnie wypadałoby za najlepsze uznać te przypadki, które de facto „psują” najmniej. I wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują na to, że podobny pogląd na kwestię okablowania audio reprezentuje niejaki Caelin Gabriel z Shunyata Research, który od ponad ćwierćwiecza uparcie drąży temat przepływu prądu i jako swoiste opus magnum swoich możliwości jakiś czas temu zaprezentował flagowe przewody głośnikowe Omega SP, które na tyle przykuły naszą uwagę podczas minionego Audio Video Show, że dzięki uprzejmości dystrybutora marki – łódzkiego Audiofastu, finalnie trafiły w nasze skromne progi. A skoro trafiły i czytacie Państwo te słowa, to znak, że na tyle przypadły nam do gustu, by podzielić się z Wami naszymi refleksjami, do lektury których serdecznie zapraszamy.
Powiem szczerze, że nie do końca rozumiem zamiłowania czy to samego producenta, czy też reprezentujących go dystrybutorów do asekuracyjnych szarości, tym bardziej, że przecież oprócz widocznego na zdjęciach szaro-platynowego wykończenia jest jeszcze dostępna dalece bardziej elegancka i przynajmniej moim zdaniem lepiej korespondująca z flagowością Omeg czarno-złota opcja. Proszę tylko zerknąć na zdecydowanie niżej urodzone Sigmy, którym w dystyngowanej czerni zdecydowanie do twarzy. Nie ma jednak co marudzić, tylko uczciwie przyznać, iż nawet w mysiej szarości Omegi prezentują się imponująco. Nie dość bowiem, że budzą respekt swą zbliżoną do, pardon moi za to jakże przyziemne porównanie, standardowego przewodu odkurzacza średnicą, to dodatkowo łapią za oko aż czterema (na stronę) intrygującymi carbonowymi cylindrami. A gdy uzbroimy je w firmowe pierścienie Möbius, to nie dość, że raczej ich obecności ukryć się nie da, to warto będzie wygospodarować nieco więcej miejsca za systemem, gdyż choć same przewody pomimo przyjemnej wiotkości są dość wdzięczne do układania, to każdy z pierścieni potrzebuje mniej więcej 10cm na podłodze.
Pomijając kwestie aparycji Omegi autorskimi rozwiązaniami konstrukcyjnymi są naszpikowane bardziej niż babciny keks bakaliami. Znajdziemy w nich odpowiedzialną za eliminację rezonansów w paśmie akustycznym technologię Omega HARP™, zmniejszające zniekształcenia polaryzacyjne cylindry TAP (Transverse Axial Polarizer) – po cztery na przewód i redukującą do niemierzalnych wartości zniekształcenia sygnału wywołane dielektrykiem ΞTRON®. Ponadto przewody poddawane są ośmiodniowemu procesowi KPIP™[Kinetic Phase Inversion Process] sprawiającemu, że po dostarczeniu przewodów do odbiorcy końcowego by zaprezentować pełnię swoich możliwość potrzebują jedynie 48-72 godzin na wygrzanie. Omegi zbudowano w oparciu o przewodniki VTX-Ag o przekroju 4 AWG składające się z wewnętrznego, centralnego srebrnego przewodnika oraz zewnętrznego, koncentrycznego miedzianego przewodnika pierścieniowego. W roli dielektryka użyto izolacji fluorowęglowej. Z podobną atencją potraktowano wtyki, których korpusy wykonano z włókna węglowego a konektory z wysokiej czystości miedzi pokrywanej … platyną. Jakby tego było mało wraz z Omegami otrzymujemy osiem pierścieni Möbius z elastycznym, polimerowym zawieszeniem w postaci pięciu wstążek utrzymujących przewód w ich centrum, więc niejako już na starcie odpada nam problem poszukiwania podstawek pod amerykańskie przewody. Mała rzecz a cieszy.
Z kolei do małych z pewnością nie można zaliczyć dźwięku serwowanego przez Omegi, którego skalę i wolumen poniekąd można uznać za w pełni adekwatne ich pozycji w firmowej hierarchii i zarazem wspomnianej przed chwilą wybitnie high-endowej i co tu dużo mówić typowo amerykańskiej, bynajmniej niepodlegającej jak w przypadku niedawno u bas goszczących Stealth Audio Dream Petite V16-T downsizingowi, rozmiarówki. Całe szczęście pomimo całej swojej majestatyczności, dojrzałości i wyrafinowania w przypadku Omeg nie ma mowy ani o zbytniej gigantomanii, ani nudnym spowolnieniu, dzięki czemu dalece nieoczywiste jazzowe interpretacje hitów m.in. Céline Dion na „Because You Loved Me” Ranee Lee nie popadły w zbytnią patetyczność i nie lepiły się od ściekającego po nich karmelu. I to pomimo dość ciemnej i stawiającej raczej na akcentowanie cieni aniżeli blasku realizacji. Omegom udało się jednak zapewnić fenomenalny wgląd w big-bandowy akompaniament, oddać zarówno swobodę artykulacji (Ron DiLauro na trąbce i Muhammad Abdul Al Khabyyr na puzonie wiedzą jak i kiedy dmuchnąć od serca), jak i flow obecne między muzykami, oraz co najważniejsze charakterystyczny tembr głosu Ranee Lee. Realizm ponad asekuracyjną eufonię? Zdecydowanie tak. A to przecież dopiero początek. Na szerokiej i świetnie poukładanej scenie choć każdy z muzyków miał swoje precyzyjnie zdefiniowane miejsce trudno było mówić o jakimś sztucznym usztywnieniu czy też podbiciu kontrastu. Po prostu amerykańskie flagowce stawiają na wzorcową transparentność, więc nie muszą rekompensować jej braku sztucznym podkręcaniem pozostałych parametrów, więc to od odbiorcy i jego nastroju zależeć będzie czy dając się ponieść ulubionym dźwiękom kontemplować będzie je w ujęciu globalnym, jako koherentną całość, czy też złapany za ucho jakąś konkretną frazą podąży za nią śledząc poczynana któregoś z muzyków. Kluczowe jest jednak to, że Omegi nie działają na zasadzie skalpela ekstrahującego poszczególne składowe, lecz bliżej im do krystalicznie czystego „okna na świat” przez które, w zależności od tego gdzie staniemy patrzymy z różnej perspektywy i pod różnym kątem. Dlatego też dość chłodno zrealizowany „Vägen” Tingvall Trio miał okazję zabrzmieć ze świetnie korespondującą z okładką właściwą sobie rześkością udowadniając tym samym, że tak naprawdę amerykańskie przewody praktycznie nie mają własnego charakteru. Skoro bowiem u Ranee Lee było ciemno i gęsto a Tingvall Trio śmiało kroczyło w kierunku niemalże wczesnowiosennego chłodu i otwartości, to trudno uznać, że Omegi każdorazowo „czytały nuty” i z automatu dostosowywały się do reprodukowanego repertuaru. Zamiast tego wolały po prostu zniknąć (sonicznie) z toru i udawać, że ich nie ma, czyli niejako na odwrót aniżeli u Andersena („Nowe szaty cesarza”) – gdzie wdzianka de facto nie było a wszem i wobec wmawiano, że jest. Krótko mówiąc topowe Shunyaty w przeciwieństwie do części konkurencji nie „robią” dźwięku a tym samym niezbyt nadają się do tego, by cokolwiek w systemie, w którym przyjdzie im egzystować, bo przecież nie grać, skoro zdążyłem już uznać, iż w torze ich nie słychać, co tylko potwierdza ich „niegranie”, nie poprawiać, nie maskować, ale i … nie psuć. Zaraz, zaraz. To są kable, które na tym pułapie jeszcze potrafią systemowi a finalnie jego posiadaczowi zrobić przysłowiowe „kuku” oprócz w pełni zrozumiałego drenażu konta? A są, gdyż reprezentują wyznawców i takowym są dedykowane, leczenia dżumy cholerą i o ile tylko wiemy co z czym spiąć, by uzyskać określony efekt, czyli np. nazbyt analityczny i raniący uszy system zespalamy ciemnymi i niezbyt rozdzielczymi przewodami, dzięki czemu w rezultacie całość wypada już akceptowalnie. Omegi do takich zabaw się jednak zupełnie nie nadają – prześlą co mają do przesłania, pokażą co mają do pokazania tak jeśli chodzi o system, jak i transmitowaną muzykę i jeśli tylko to, co dobiegnie naszych uszu nie będzie takie jakie być powinno, to martw się dalej audiofilu sam i zachodź w głowę gdzie popełniłeś błąd. Proszę tylko nie uznać, iż w swym osądzie są bezwzględne i wspomniane anomalie z lubością piętnują, gdyż skoro ich „nie słychać” to robić tego nie mogą. Co innego jednak znikać z toru a co innego maskować to i owo. Jeśli zatem uznamy, że chcemy dotrzeć do prawdy o własnej płytotece i posiadanym zestawie audio, to sięgnięcie po tytułowe głośnikowce będzie krokiem we właściwym kierunku.
W ramach podsumowania pozwolę sobie przewrotnie stwierdzić, iż Shunyata Research Omega SP to przewody wprost wymarzone dla wszystkich … melomanów i zarazem przekleństwo audiofilów. Czemu? W pierwszej kwestii sprawa jest jasna – skoro Omegi nie dają szans na posłuchanie samych siebie, to niejako z automatu skupiamy pełną uwagę na transmitowanej przez nie muzyce. A druga – audiofilska kwestia jest chyba jasna. Jeśli jakiś element „znika” z toru oferując pełną transparentność przekazu, to jedyne co nam – audiofilom pozostaje to stwierdzić jego fizyczną, weryfikowalną naocznie i organoleptycznie, znaczy się na tzw. macanta, obecność i jeśli już musimy zacząć się pastwić, to tylko na tym co przed i za nim. Reasumując – mając cały tor okablowany Omegami ku własnej rozpaczy można przyznać rację kabloscepytkom, że o zgrozo „kable nie grają”. Problem w tym, iż prawda ta jest osiągalna jedynie na tak bolesnych poziomach cenowych. Nikt nam jednak nie obiecywał, że będzie łatwo. A tak już na sam koniec pół serio, pół żartem zostawię Państwa z pewnym dylematem. Otóż skoro kablosceptycy a priori wiedzą, że kable „nie grają” (znaczy się, że ich nie słychać) a Omegi, co właśnie w ramach dzisiejszej epistoły starałem się udowodnić, właśnie owe kryterium spełniają, to jak na miły Bóg owemu, bądź co bądź całkiem licznemu gronu, udało się zdobyć flagowe modele z portfolio Shunyaty?
Marcin Olszewski
System wykorzystany podczas testu
– CD/DAC: Ayon CD-35 (Preamp + Signature) + Finite Elemente Cerabase compact
– Odtwarzacz plików: Lumin U2 Mini + Farad Super3 + Farad DC Level 2 copper cable + Omicron Magic Dream Classic; I-O Data Soundgenic HDL-RA4TB
– Gramofon: Denon DP-3000NE + Denon DL-103R
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Wzmacniacz zintegrowany: Vitus Audio RI-101 MkII
– Kolumny: Dynaudio Contour 30 + podkładki Acoustic Revive SPU-8 + kwarcowe platformy Base Audio
– IC RCA: Furutech FA-13S; phono NEO d+ RCA Class B Stereo + Ground (1m)
– IC XLR: Vermöuth Audio Reference; Furutech DAS-4.1
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Vermöuth Audio Reference USB; ZenSati Zorro
– Kable głośnikowe: Signal Projects Hydra + SHUBI Custom Acoustic Stands MMS-1
– Kable zasilające: Esprit Audio Alpha; Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power + Furutech CF-080 Damping Ring; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF
– Listwa zasilająca: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS-D (R) NCF
– Switch: Silent Angel Bonn N8 + nóżki Silent Angel S28 + zasilacz Farad Super3 + Farad DC Level 2 copper cable
– Przewody ethernet: In-akustik CAT6 Premium II; Audiomica Laboratory Anort Consequence, Artoc Ultra Reference, Arago Excellence; Furutech LAN-8 NCF; Next Level Tech NxLT Lan Flame
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Stolik: Solid Tech Radius Duo 3
– Panele akustyczne: Vicoustic Flat Panel VMT
Opinia 2
Amerykańska marka Shunyata Research niewątpliwie jest jednym z niekwestionowanych światowych liderów produkujących okablowanie audio. Wiem coś o tym, bo po niedawnych konfiguracyjnych korektach obecnie posiadam kable sieciowe z serii Sigma V2 NR, a także zegarowe z opisywanej dziś topowej serii Omega Digital. Jak wszem i wobec wiadomo w trosce o zadowolenie jak największej liczby potencjalnych melomanów jej oferta jest bardzo rozbudowana i nie wspominam o tym jedynie z racji zróżnicowania cenowego w danej kategorii, ale również ilości tych ostatnich od wykorzystywanych przeze mnie cyfrowej i sieciowej, przez stacje zasilające, akcesoria audio, po zagadnienia dotyczące przesyłu sygnału analogowego oraz połączenie elektroniki z kolumnami. Jak widać na załączonym obrazku, Jankesi dbają o nas w pełnym spectrum zapotrzebowania zabawy w audio, co po trosze łatwo zweryfikować używając naszej wyszukiwarki. A gdy po nią sięgniecie, okaże się, że mimo kilku ciekawych testowych przygód z tym brandem – choćby zestaw stacjonującego w moim systemie seta sieciowego i cyfrowego, topowego banku prądowego Everest 8000 i również flagowej sieciówki Omega QR, dotychczas nie mieliśmy u siebie niczego z sekcji okablowania kolumnowego. Dlatego też po ostatnich konsultacjach z łódzkim dystrybutorem Audiofast dotyczących kontynuacji zgłębiania oferty naszego bohatera, tym razem padło na finalizujący dokonania marki, z powodu zaawansowania technicznego mogący pochwalić się pokaźnymi rozmiarami oraz dedykowanymi akcesoriami kabel kolumnowy Shunyata Research Omega SP.
Nawet pobieżne oględziny głośnikowej Omegi jasno pokazują, że mamy do czynienia z czymś wyjątkowym. I nie chodzi tylko średnicę, która jest pochodną wdrożenia wielu opatentowanych lub będących w procesie uzyskiwania patentu rozwiązań technicznych, ale również zastosowanie czterech – dwie na zewnętrznych rubieżach i dwie usytuowane na mniej więcej 1/3 długości kabla od strony kolumn, biegnące równolegle – karbonowych tulei, ale również pięć separujących od podłoża, dodatkowo za pomocą polimerowych pasków działających antyrezonansowo na przebieg prowadzonego sygnału, zmyślnych krążków systemu Mobius.
Kreśląc kilka zdań o budowie na bazie odezwy od producenta, podstawową informacją jest firmowa konstrukcja przebiegu sygnału VTX-Ag. Ta opiera się na zastosowaniu centralnie umieszczonego przewodnika z czystego srebra oraz zewnętrznego koncentrycznego przewodnika pierścieniowego z czystej miedzi. Takie rozwiązanie wespół z wykorzystaniem szlachetnej izolacji fluorowęglowej, minimalizującej absorbcję dielektryczną i ponowne promieniowanie, słyszalnie przekłada się na czystość i rozdzielczość dźwięku.
Kolejnym zastosowanym firmowym pomysłem w tytułowym kablu jest technologia Omega HARP. Likwiduje rezonanse w funkcji przenoszenia prądu o częstotliwości audio, które zamazują odpowiedź transjentową i rozdzielczość niskich poziomów sygnału. To jest na tyle istotne zagadnienie, że gdy to rozwiązanie w innych kablach stosowano jako układ jednoelementowy, tak w przypadku naszego bohatera chcąc uzyskać maksymalnie niski poziom szumu bazowego zastosowano układ czterodrożny, dzięki czemu otrzymamy zjawiskowe kontrasty dynamiczne, rozbudowano go do poziomu czteroelementowego.
Idąc dalej tropem zastosowanych działań docieramy do zgłoszonej do biura patentowego technologii TAP (Transverse Axial Polarizer), która w analogiczny do typowych okularów przeciwsłonecznych naturalnie nie zmniejsza szkodliwych odblasków, tylko znacząco ogranicza polaryzację sygnału, zapewniając mu czystą i nieskrępowaną ścieżkę przepływu.
Następnym, już opatentowanym działaniem inżynierów Shunyaty jest wspierająca działanie dwóch pierwszych technologia Omega ΞTRON. W tym przypadku chodzi o minimalizację zniekształceń sygnału dzięki zastosowanego odpowiedniego dielektryka, co skutkuje znakomitą poprawą odpowiedzi prostokątnej sygnału.
Wieńczącą proces produkcyjny tytułowego kabla technologią jest poddanie go obróbce nazwanej KPIP (Kinetic Phase Inversion Proces), czyli pokrótce wygrzewanie, utrzymanie kierunkowości wykorzystanych przewodów i finalne poddanie ich kriogenizacji. W efekcie zastosowania tych procesów zostaje wyeliminowany efekt zmian brzmienia kabla w funkcji czasu, czyli od samego początku dostajemy naturalną prezentację słuchanej muzyki bez poczucia modulowania jej jakości z upływem pierwszych godzin po wpięciu w system.
Tak prezentujące się amerykańskie Anakondy podczas użytkowania umieszczamy w nałożonym nań w równych odstępach, wspominanym wcześniej systemie krążków Mobius Cable Suspension. Nie dość, że całość projektu zatytułowanego Shunyata Research Omega SP fajnie się prezentuje, to dodatkowo działamy w zakresie poprawy ostrości, wyrazistości i głębi informacji przestrzennej dobiegającej do nas muzyki.
Przechodząc do opisu brzmienia tytułowych kabli kolumnowych z przyjemnością muszę potwierdzić, iż co jak co, ale w kwestii czystości dźwięku sekcja inżynierska tego brandu miała absolutną rację. Przekaz jaki kreują Shunyaty jest nie tylko niezwykle czysty, ale wręcz idealnie klarowny, co w moim mniemaniu jest szalenie istotnym stanem w obcowaniu z muzyką. Wszystko podane na tacy z najdokładniejszym wglądem w każdy jej niuans, co tak naprawdę jest istotą prawdziwego High Endu, a co często u konkurencji bywa dalekie od tego, jak widzą to Amerykanie. Jednak w tym wszystkim jest jeszcze jeden ważny aspekt. Mianowicie chodzi o projekcję wydarzeń scenicznych w estetyce zjawiskowej plastyki – piję do owej klarowności, a nie banalnie szorstkiej czystości. A zjawiskowej, bowiem z jednej strony dostajemy przyjemny posmak gładkości, a z drugiej nie tracimy niczego z zakresu pakietu informacji. Ale żeby było jasne, nie chodzi li tylko o niuanse związane z rozdzielczością, ale również z odpowiednim dozowaniem energii każdego źródła pozornego. To wbrew pozorom bardzo istotne, gdyż bez chwilowych, będących wynikiem użycia danego instrumentu i ekspresji jego wybrzmiewania energetycznych pików muzyka brzmiałaby płasko, a przez to nudno. Tymczasem jeśli mamy zachowany konsensus pomiędzy łagodnością, agresją i energią, nie ma takiego muzycznego nurtu, który w swojej estetyce nie wspiąłby się na wyżyny pokładanych w nim możliwości. O co dokładnie mi chodzi? Oczywiście o odpowiednie naświetlanie zamierzeń muzyków w zależności od uprawianego stylu, z niezbędnym pakietem zawartych w danym materiale emocji – od zadumy i nostalgii w muzyce sakralnej, czy kontemplacyjnym jazzie, po szaleństwo oraz dobrze rozumiany bunt w kawałkach rockowych. Nie od dzisiaj wiadomo, że jakiekolwiek ogólne umilanie przekazu, co zazwyczaj nieco błędnie nazywamy jego uplastycznieniem, zawsze powoduje szkody w pokazaniu prawdziwego oblicza danej muzyki. Jednak w przypadku Shunyaty temat wprowadzania do projekcji estetyki plastyki podania całości wygląda zgoła inaczej, aniżeli ogólnie przyjęte działania. Chodzi oczywiście o to, że nie brylują na polu zwyczajowego zaokrąglania krawędzi dźwięku i przez to ich zmiękczenia – te są nadal wyraźne, dzięki czemu nie tracą zadziorności, tylko jako feedback minimalizacji występowania szkodliwych artefaktów podczas przesyłu sygnału audio – przypominam o zastosowanych w budowie kabli technologiach jego filtracji – dostajemy pozbawione zniekształceń, czarne, jednak nieograniczające niezbędnego poziomu wyrazistości podania najdelikatniejszej nuty tło. A jeśli tak, mamy to, czego oczekujemy po produktach ze strefy ekstremalnego High Endu, czyli każda płyta gra w swojej estetyce, a to oznacza, że inaczej, bowiem nie tylko w naturze, ale również w sferze audio nie ma dwóch takich samych zdarzeń sesyjnych.
Przykładowy Slayer z płytą „Repentless” w konsekwencji jedynie oczyszczania muzyki ze zniekształceń, a nie powodującego utratę agresji ataku zmiękczania i nasycania jej, w sobie tylko znanym stylu potrafił mnie w dobrym tego słowa znaczeniu i kopnąć mocnym uderzeniem całej formacji i otulić gitarowymi popisami i zganić wokalizą frontmena. A wszystko bez cienia ograniczeń w domenie wyrazistości podania, często będącego nawet zamierzenie bolesnym. Tak tak, bolesnym, gdyż muzyka metalowa i rockowa, to czysta adrenalina i zawsze musimy spodziewać się niekonwencyjnego, zależnego tylko i wyłącznie od słuchanego materiału.
Nie inaczej w domenie znakomitego odbioru, za to całkowicie odmiennie co do sposobu wprowadzenia moich zmysłów w stan nieważkości wypadł najnowszy materiał duetu Leszka Możdżera i Adama Bałdycha „Passacaglia”. To jest pewnego rodzaju improwizowany jazz, gdzie skrzypce A. Bałdycha w znakomitej większości są synonimem gitary. Jednak owa produkcja jest na tyle zjawiskowa – mamy do czynienia z rozmową dwóch instrumentów często całkowicie inaczej wykorzystywanych, niż zapisano w podręcznikach do nauki grania na nich – bo raz melancholijna, innym razem skoczna, żeby nie powiedzieć radosna, że już w połowie pierwszego kawałka swoimi znakomicie podkreślonymi przez skonfigurowany testowo zestaw walorami wirtuozerskimi, mimochodem odrywałem się od codziennej rzeczywistości. To jest przypadłość naszego hobby, że gdy coś wypadnie w opisywanej dzisiaj estetyce z jednej strony płynności, z drugiej dźwięczności, a z trzeciej lotności każdego dźwięku, płyta w ciągu kilku dni tak jak w dzisiejszym przypadku ląduje w odtwarzaczu kilkukrotnie. I co najciekawsze, nawet po tak długiej serii nie mam jej dość. Jak to możliwe? Słowo klucz, to wspominane wcześniej unikanie uśredniania prezentacji. Owszem, w tym przypadku z nutą przyjemnej dla ucha płynności, bo plastycznej, ale cały czas nacechowanej walorami pokazującymi jej piękno. Zapewniam, to nie jest przysłowiową bułką z masłem, aby po kilkunastu odsłuchach parafrazując klasyka, nadal mieć ochotę na kolejną powtórkę z rozrywki, ale jak widać, kable Shunyaty pokazały, że taki stan ducha da się jednak osiągnąć.
Gdzie widziałbym tytułowe okablowanie kolumnowe? W mojej ocenie to proste. Jedynym problemem dla nich może być zestaw z klasycznymi objawami dużej, zaznaczam dużej nadwagi, bowiem nawet z delikatnym przekroczeniem limitu body z racji dobrego operowania energią oraz unikania zbędnego dociążania przekazu spokojnie sobie poradzą. Jeśli zatem Waszym zbieraninom nie dolega wspomniany stan otyłości, po wpięciu Omegi SP spodziewajcie się szerokiej palety prezentacji nastawionych na dobre pokazanie wszystkich cech słuchanej w danym momencie twórczości. Owszem, idąc za moimi wnioskami, ze szczyptą plastyki, jednak bez utraty odpowiedniego poziomu drapieżności, zróżnicowania energii poszczególnych scenicznych bytów i swobody wypełniania przez nie szerokiej, głębokiej i odpowiednio wysokiej wirtualnej sceny. Czyli reasumując, dostaniecie świat pełen radości bez spowodowanego zniekształceniami efektu szorstkości i to przy dosłownie każdym poziomie głośności. Po to właśnie w moim mniemaniu z wielkim sukcesem Amerykanie włożyli w ten produkt całą zdobytą przez lata wiedzę.
Jacek Pazio
System wykorzystywany w teście:
– transport: CEC TL 0 3.0
– streamer: Lumin U2 Mini + switch Silent Angel Bonn N8
– przetwornik cyfrowo/analogowy: dCS Vivaldi DAC 2.0
– zegar wzorcowy: Mutec REF 10 SE-120
– reclocker: Mutec MC-3+USB
– Shunyata Research Omega Clock
– Shunyata Sigma V2 NR
Przedwzmacniacz liniowy: Gryphon Audio Pandora
Końcówka mocy: Gryphon Audio APEX Stereo
Kolumny: Gauder Akustik Berlina RC-11 Black Edition
Kable głośnikowe: Furutech Nanoflux-NCF Speaker Cable
IC RCA: Hijiri Million „Kiwami”, Vermouth Audio Reference
XLR: Tellurium Q Silver Diamond, Hijiri Milion „Kiwami”, Furutech DAS-4.1
IC cyfrowy: Hijiri HDG-X Milion
Kabel LAN: NxLT LAN FLAME
Kable zasilające: Hijiri Takumi Maestro, Furutech Project-V1, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4.1 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord, Acrolink 8N-PC8100 Performante, Synergistic Research Galileo SX AC
Stolik: BASE AUDIO 2
Akcesoria:
– bezpieczniki: Quantum Science Audio Red, Synergistic Research Orange
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END, FURUTECH e-TP80 ES NCF
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon – Clearaudio Concept
– wkładka Dynavector DV20X2H
– przedwzmacniacz gramofonowy RCM Sensor 2 mk II
– docisk płyty DS Audio ES-001
– magnetofon szpulowy Studer A80
Dystrybucja: Audiofast
Producent: Shunyata Research
Cena: 126 050 PLN / 2 x 2,5m; 9 580 PLN / +0,5m
Najnowsze komentarze