Tag Archives: Sveda Audio blipo


  1. Soundrebels.com
  2. >
  3. Sveda Audio blipo

Wieczór z Pink Floyd w Sailing Poland Yacht Club

Opinia 1

W minioną środę, w siedzibie Sailing Poland Yacht Club zainaugurowany został przez Studio U22 nowy cykl spotkań mający na celu przybliżenie szerszemu gronu kultowych pozycji płytowych i jak na inaugurację przystało na talerzu zjawiskowego gramofonu wylądował album wszech czasów – „The Dark Side of the Moon” Pink Floyd. Zanim jednak przejdziemy do detali natury technicznej warto byłoby rzucić okiem na nowe okoliczności przyrody, czyli wielce eleganckie wnętrza Pałacyku Szucha.
O ile pięknie odrestaurowana neorenesansowa willa z 1895 r., zwana dawniej Pałacykiem Generałowej Marii Agapijew i w tzw. międzyczasie mająca na swoim koncie perturbacje związane ze sławetnym Dekretem Bieruta, czy też użytkowanie przez ambasadę ZSRR (w pałacyku znajdowało się przedszkole dla dzieci rosyjskich dyplomatów), dyskretnie schowana w zieleni (z racji pory roku mocno symbolicznej), z zewnątrz prezentuje się nad wyraz klasycznie, to jej wnętrza łączą w sobie tradycję (przepiękne posadzki) z industrialną nowoczesnością podsufitowych instalacji. Przestronną klubowo – konferencyjną salę umownie podzielono na część prezentacyjną – z ustawionym na krótszej ścianie systemem i „konsumpcyjną” ze zlokalizowanym na przeciwległym końcu nader imponującym barem. Nastrojowe oświetlenie i powoli zamierający ruch za oknami sprawiały, że perspektywa miłego spędzenia kilku kwadransów przy muzyce wydawała się wielce atrakcyjna.

Zastanawiająca okazała się jednak sama idea spotkania inauguracyjnego, gdyż zarówno wybór, zakładam, że w pełni świadomy, tłoczenia (japoński first press), jak i prezentowany system (o którym dosłownie za chwilę) dość jasno wskazywały na audiofilskie zacięcie pomysłodawców, to już sama organizacja nad wyraz boleśnie temu zaprzeczyła. Trudno bowiem w logiczny sposób wytłumaczyć oczywiste sprzeczności w postępowaniu Gospodarzy, z jednej strony kierujących całkiem zrozumiałe prośby do przedstawicieli mediów o nieużywanie lamp błyskowych i ograniczenie do minimum zdjęć w trakcie właściwego odsłuchu, przy jednoczesnym ignorowaniu pracującego non stop, pełną parą baru serwującego nie tylko drinki, lecz i napoje gorące, co wiązało się z istną kakofonią związaną z mieleniem ziaren kawy, czy też opróżnianiem dozowników tejże. Odniosłem też czysto subiektywne, acz nieodparte wrażenie, iż część z zaproszonych i przybyłych gości pojawiła się w środowy wieczór jeśli nie przez czysty przypadek, to najwidoczniej omyłkowo. Jakże inaczej można bowiem ocenić sytuację, gdy podczas z założenia unikalnego, chociażby z racji samego nośnika, odtworzenia DSOTM, owa część rozsiadłszy się w pierwszych rzędach zapamiętale rozprawiała o zupełnie niezwiązanych z tematyką eventu dyrdymałach. Najwidoczniej przeniesienie się z części odsłuchowej do kuluarów nawet nie przemknęła im przez myśl.
Pytanie zatem, czy krótkie i przekazywane możliwie prostym, przystępnym dla ogółu odbiorców językiem wypowiedzi (chronologicznie) Arka Szwedy ze Sveda Audio, Michała Gogólskiego z Intrady, Mieczysława Stocha z Art Reco, czy Leszka Adamczyka – współprowadzącego trójkową audycję MiniMax naprawdę musiały być okraszone barowo – kawiarnianym gwarem? Jeśli organizatorzy chcieli, niejako w ramach spontanicznego performance’u, odtworzyć klimat kultowych w audiofilskich kręgach nagrań z serii „Jazz at the Pawnshop”, to OK. W przeciwnym razie bardzo mi przykro, ale nie rozumiem takiej nonszalancji, tym bardziej, że z tego co mi wiadomo wstępnie zakładano okresowe zawieszanie wydawania napojów.

Podobna, bezrefleksyjna postawa cechowała obsługę baru serwującą (nomen omen odpłatnie) m.in. Primitivo Salento, a więc całkiem obiecujące wino, nie dość, że bez choćby śladowej dekantacji, to o zabijającej jakiekolwiek walory smakowe temperaturze. Jak sobie radzili z bardziej wymagającymi zamówieniami wolałem już nie sprawdzać. Niby to tylko drobiazgi, na które można byłoby przymknąć oko i ucho, lecz uważam, iż tego typu „niuanse”, zamiast powielać w przyszłości i świadomie, bądź nie torpedować potencjał prezentowanych systemów, lepiej skorygować już na wstępie.

Całe szczęście zarówno w trakcie kilkunastominutowej przerwy, jak i po głównej części spotkania obecni na sali przedstawiciele prezentowanych urządzeń starali się zaspokoić ciekawość i rozwiać ewentualne wątpliwości co bardziej zainteresowanych audiofilską tematyką gości.

A właśnie – system. W środowy wieczór organizatorzy przygotowali autorski mix w skład którego weszły gramofon Avid Reference SP z tytanowym, nieobecnym jeszcze na stronie producenta, ramieniem Zavfino i wkładką EMT, firmowy phonostage, przedwzmacniacz liniowy Nagry i aktywne zestawy Blipo home + Chupacabra Sveda Audio. Zasilanie powierzono Isotekowi (filtr Evo 3 Aquarius + przewody) a o wkład merytoryczny zadbał nieoceniony Mieczysław Stoch pojawiając się w Alei Szucha z przepięknie zachowanym japońskim first pressem „The Dark Side of the Moon” Pink Floyd.

O walorach brzmieniowych powyższego zestawu na chwilę obecną, z racji powyższych uwag natury organizacyjnej, wypowiem się dość zachowawczo, choć uczciwie trzeba przyznać, iż zmiana proporcji i metrażu pomieszczenia z dyżurnej lokalizacji Studia U22 na zdecydowanie dłuższe a przy tym większe Sailing Poland Yacht Clubu posłużyło Svedom. Podobnie, jak pojawienie się referencyjnego, analogowego źródła, z którym co prawda do tej pory mieliśmy do czynienia jedynie w nieco niższej specyfikacji (Acutus SP), lecz jak dobrze kojarzę to podobnej klasy gramofon w Alejach Jerozolimskich jeszcze nie gościł.

Z naszej strony, serdecznie dziękując za zaproszenie, możemy jedynie obiecać, iż pilnie będziemy śledzić rozwój wypadków i z iście stoickim spokojem czekać na decyzję Gospodarzy odnośnie tego, jak finalnie będą wyglądały przyszłe spotkania cyklu. Czyli, czy mają mieć charakter spełniający oczekiwania melomanów i audiofilów, oraz przebieg adekwatny do klasy prezentowanych systemów/repertuaru, czy też przybiorą formę niezobowiązującego plumkania w tle tzw. konsumpcji i ploteczek, czyli możliwie obrazowo sprawę ujmując „grania do kotleta”.

Marcin Olszewski

Opinia 2

Każdy chcący z przytupem wejść na rynek podmiot gospodarczy stara się, aby seria promujących jego byt w świadomości, czy to przyjaciół, współklubowiczów, czy nawet potencjalnych klientów eventów, była okraszona jakimś nietuzinkowym smaczkiem. Co ciekawe, w takim przypadku wspomniane imprezy nie muszą być specjalnie ukierunkowywanie pod kątem specyfiki działalności nowego realnego bytu w przestrzeni społecznej, gdyż nader często bardziej chodzi o zainteresowanie pewnej grupy ludzi, niż strzał w docelowego osobnika. Takie też podłoże miała zorganizowana 23.01.2019r impreza, w wydawałoby się bardzo odległym tematycznie dla audiofilów, powołanym do życia jesienią ubiegłego roku klubie Sailing Poland Yacht Club przy Alei Szucha 17/19 w Warszawie. W teorii była to próba zderzenia dwóch odległych światów morza i muzyki. Jednak gdy bliżej się im przyjrzeć, łączy je pewnego rodzaju kultywowanie osobistych pasji. Ale sam pomysł to jednio, a jego ranga to drugie. Dlatego też spełniając założenia ekskluzywności daniem głównym zorganizowanego we wspomnianym Yacht Clubie wydarzenia okazała się być prezentacja pierwszego tłoczenia płyty winylowej „Dark Side Of The Moon” znanej chyba wszystkim grupy Pink Floyd. Tak tak, to był oryginalny japoński first press w stanie mint, o którego pojawienie się wraz z ciekawym systemem audio (o tym w dalszej części relacji) zadbał zapraszający nas na to wydarzenie Digital Open Group.

Jak zdradza powyższa seria fotografii, na wieczorne występy w mekce żeglarzy przygotowano bardzo ciekawy zestaw audio. Począwszy od źródła, jakim był topowy gramofon angielskiej marki AVID, przez również pochodzący z tej stajni phonostage, dalej przedwzmacniacz liniowy NAGRY, kolumny Sveda Audio i zasilanie Isoteka, spokojnie możemy mówić o rasowym High Endzie. Naturalnie z racji sporej kubatury mocno ubranego w połacie szkła pomieszczenia, ilości gości i o zgrozo przez cały czas „delikatnie” przeszkadzającego w odsłuchu cieszącego się sporym powodzeniem baru, owoc w postaci prezentowanego dźwięku nie był idealny, ale mogę powiedzieć, że było całkiem nieźle. Według mnie trochę za głośno, co natychmiast kwitowały szalejące po odbiciu się od szyb wysokie tony, ale myślę, że dla wielu gości najważniejsza była muzyka sama w sobie, a nie jej perfekcyjne odtworzenie, co w takich realiach jest prawie niemożliwe. I to muzyka przez duże “M”, gdyż jak wspominałem, słuchaliśmy pierwszego japońskiego tłoczenia, co dla nas audiofilów jest pewnego rodzaju relikwią, którą na ten wieczór udostępnił do prezentacji często przewijający się w naszych relacjach, wielki miłośnik winylu Pan Mieczysław Stoch. Ale, ale, organizujący całe przedsięwzięcie Piotr Welc nie byłby sobą, gdyby nie zadbał o odpowiednią oprawę prezentacji w tak zwanej części mówionej zapraszając do tego celu raczej znanego wszystkim ze słuchu, aniżeli z wizji, popularnego radiowca Trójki. O kim mowa? Naturalnie o współgospodarzu programu MiniMax Leszku Adamczyku. Czy spełnił pokładane oczekiwania? Naturalnie, że tak, bo kto jak nie prezenter muzyczny może lepiej, czyli uzupełniając swoje słowne pasaże ciekawymi anegdotami na temat słuchanej płyty, nam ją przybliżyć. Sama muza owszem, ale w pakiecie ze związaną z nią historią powstawania, to już jest inny poziom obcowania z kulturą.

Kreśląc zakończenie tej relacji chciałbym podziękować gospodarzom Sailing Poland Yacht Club i organizatorowi Digital Open Group za zaproszenie na zjawiskową imprezę, a przybyłym w osobach Panów Leszka Adamczyka i Mieczysława Stocha specjalnym gościom pogratulować umiejętności w zapewnianiu ludziom miłych wrażeń. Ten wieczór miał pozostać w naszej pamięci na długo. Czy tak się stanie? W moim przypadku tak i to z dwóch powodów. Pierwszy, to słuchany materiał (tak, jestem opętanym analogowcem) w postaci będącej obiektem westchnień wielu audiofilów płyty winylowej. Zaś drugi tyczyć się będzie ogólnego odbioru imprezy z punktu zaawansowanego audiofila. To miała być promocja poważnego biznesowego przedsięwzięcia. Dlatego też według mnie, jeśli już bar podczas z założenia ekskluzywnego wieczoru przy wyszukanej muzyce cały czas był otwarty, a przez to nad wyraz skutecznie przeszkadzał wszystkim w odsłuchu, to choćby kawę mógłby oferować bez opłaty. I nie ma w tym ani krzty złośliwości, tylko delikatne zdziwienie sposobem budowania dobrego wizerunku.

Jacek Pazio

  1. Soundrebels.com
  2. >
  3. Sveda Audio blipo

Editors w U22

Choć w Warszawie praktycznie codziennie można wybierać, jak nie przymierzając w ulęgałkach, we wszelakiego rodzaju imprezach muzycznych, to dziwnym zbiegiem okoliczności najmilej wspominam te ze … Studia U22. I wcale nie chodzi o jakiś mniej, lub bardziej udany product placement, czy też „kumoterstwo”, lecz o pewną nieosiągalną dla większości tzw. „imprez masowych” atmosferę, oraz wynikającą z samego metrażu intymność, a co za tym idzie niemożność przyjęcia pozycji li tylko pasywnego obserwatora. Czegoś takiego nie była w stanie zagwarantować ani Progresja, gdzie wielokrotnie miałem okazję podziwiać Riverside, ani scena stołecznego Hard Rock Cafe z jednym z ostatnich koncertów Keitha Caputo zanim stał się … Miną Caputo. Po prostu ekipa U22 ma to szczęście, że gości u siebie Artystów, którzy odarci z całej tej „gwiazdorskiej otoczki” i medialnego szumu są w stanie w sposób całkowicie bezpośredni nie tylko porozmawiać z zebraną publicznością, ale i zagrać „na żywca” – bez ściemy, poprawiaczy, czy playbacku. Dziwne? W dzisiejszych czasach niestety tak i to bardzo, gdyż coraz częściej słuchacze zamiast prawdziwego, czyli z krwi i kości muzyka/wokalisty/zespołu otrzymują dość miernej jakości substytut – produkt stworzony przez którąś z wielkich wytwórni i co gorsza stworzony tylko wyłącznie dla kasy. Dlatego też takie wieczory jak te ze Smolikiem i Kevem Foxem, formacjami Lemon, Amarok, czy Me and That Man są dla mnie swoistym punktem odniesienia. Tym razem miało być podobnie, gdyż do Studia U22 zapowiedziano przybycie, i jak zaraz udowodnię, fakt ten jak najbardziej miał miejsce, gdyż w piątkowy wieczór pojawili się trzej dżentelmeni – Tom Smith, Justin Lockey i Elliott Williams znani szerszej publiczności jako … Editors.

Zanim jednak wspomniana trójka zaprezentowała kilka utworów w aranżacjach unplugged Tom Smith i Justin Lockey (Elliott Williams dotarł prosto z lotniska dopiero na „mini live”) musieli najpierw zmierzyć się z gradem pytań, jakimi zasypał ich sam Piotr Metz. Jak to zwykle w takich sytuacjach bywa nie obyło się bez żartów, krótkiego opisu prozy życia, gdy komponowaniem można zająć się dopiero po odstawieniu dzieciaków do szkoły, oraz dylematów związanych z wyborem wersji utworów, które finalnie miały znaleźć się na tytułowym krążku.

Przedpremierowy odsłuch „Violence” odbył się na niezwykle ciekawym systemie będącym nader intrygującą mieszanką High-Endu i segmentu Pro-Audio, w skład którego weszły: pracujący w roli transportu odtwarzacz CD/SACD Marantz SA-10, przetwornik cyfrowo – analogowy Lampizator Pacific, przedwzmacniacz Octave Audio HP 700, aktywne monitory Sveda Audio blipo wspomagane topowymi, również aktywnymi, modułami basowymi Chupacabra. O stoliki i zasilanie zadbał rodzimy Acoustic Dream.
A teraz coś, czego z reguły przy tego typu okazjach staram się z oczywistych, wynikających z przypadkowości konfiguracji nie robić, czyli kilka słów o brzmieniu. Jeśli bowiem zestawiony pozornie dość spontanicznie set gra tak, że nie tylko przybyli goście, ale i obecny w pierwszym rzędzie zespół, kolokwialnie mówiąc zbiera szczęki z podłogi, to parafrazując fanatycznego, odzianego w czerń, klasyka „wiedz, że coś się dzieje”. Połączenie niczym nieskrępowanej dynamiki z fenomenalną rozdzielczością i wzorcową kontrolą najniższych składowych bezapelacyjnie pokazywało przewagę modułowych zespołów głośnikowych Sveda Audio nad „cywilną”, pojawiającą się do tej pory w U22 konkurencją. Dodatkowo swoje trzy grosze, przynajmniej jeśli chodzi o tzw. eufonię dorzucił DAC Lampizatora i w rezultacie spokojnie można było mówić o prawdziwej referencji. Czy powyższy efekt da się jeszcze powtórzyć przy innej okazji niestety nie wiem, lecz śmiem twierdzić, że na to, co zostało zaprezentowane w miniony piątek warto było czekać, gdyż oferowana jakość dźwięku dzielnie broniła się podczas konfrontacji z mającą dosłownie za chwilę nastąpić częścią „live” a to mówi przecież samo za siebie. Jesli zaś chodzi o sam, przedpremierowy materiał, to … nie psując niespodzianki powiem tylko tyle, że jest on bardziej mroczny i mocniejszy, cięższy od tego, czym do tej pory raczyła nas ekipa Editors.

Krótką przerwę natury organizacyjnej można było wykorzystać na konsumpcję, uzupełnienie płynów (szczególnym powodzeniem cieszyły się bursztynowe destylaty Ballantine’s) …

Podziwianie oldschoolowo – vintage’owego kącika przygotowanego przez ekipę Nomos …

I oczywiście kuluarowe rozmowy, od których nie stronił m.in. obecny na spotkaniu Adam „Nergal” Darski. No dobrze, nie przedłużając serdecznie zapraszam na krótką fotorelację z jedynego w swoim rodzaju akustycznego mini koncertu Editors:

Serdecznie dziękując za zaproszenie i patrząc z perspektywy czasu, na dynamikę rozwoju Studia U22, nie zdziwiłbym się, gdyby za jakiś czas w Alejach Ujazdowskich zagościli np. Stonesi, tym bardziej, że w lipcu ma się odbyć ich warszawski koncert …

Marcin Olszewski

  1. Soundrebels.com
  2. >
  3. Sveda Audio blipo

Anita Lipnicka w U22

Jak nakazuje kilkuletnia już tradycja Piątki z Nową Muzyką w Studiu U22 odbywają się w dowolny dzień tygodnia z wyjątkiem … piątku, więc i tym razem środowy termin nikogo specjalnie nie zdziwił. W dodatku pomijając powszechną przedaudioshowową gorączkę i dość poważne, globalne problemy z wygospodarowaniem kilku kwadransów nad wyraz trudno było mi powiedzieć nie i nie pojawić się na przedpremierowym odsłuchu najnowszego albumu Anity Lipnickiej, która wraz z zespołem The Hats była tak miła, że popełniła album „Miód i Dym”, który na sklepowych półkach powinien pojawić się już w najbliższy piątek.

Powiem szczerze, iż szalenie ciekaw byłem jak w kameralnym, niemalże domowym otoczeniu Studia U22 wypadnie wokalistka, która od lat próbuje zerwać z wykreowanym swojego czasu w mediach wizerunkiem eterycznej zjawy lewitującej jakieś piętnaście centymetrów nad ziemią. I uczciwie muszę przyznać, że na żywo, pod gradem pytań Piotra Metza radziła sobie naprawdę świetnie. Nie dość, że zamiast „Królowej Śniegu” siedziała przed nami przeurocza, błyskotliwa, ciepła, lubiąca dobrą whisky i niestroniąca od towarzystwa zdecydowanie młodszych od siebie mężczyzn (od razu uprzedzam, że to komplement skierowany ku chłopakom z The Hats) „psychofanka Leonarda Cohena”, to jeszcze okazało się, że mamy do czynienia z artystką na tyle alternatywną, że trudno znaleźć jej miejsce na playlistach komercyjnych rozgłośni. Oczywiście powyższą charakterystykę bardzo proszę traktować z przymrużeniem oka, ale uczciwie trzeba przyznać, iż nie sposób było odnaleźć w bohaterce środowego spotkania chociażby cienia gwiazdorzenia. Zero spinki i tzw. „sodówki” tak powszechnej wśród współczesnych celebrytów. Ot piękna, dojrzała kobieta chcąca podzielić się ze słuchaczami własnymi refleksami o otaczającym nas świecie, przemijającym życiu, czasach gdy w telewizjach muzycznych królują mało wysublimowane reality show a głównym kanałem dystrybucji nowości muzycznych i teledysków stał się internet. Po prostu aż przyjemnie było Jej posłuchać, o doznaniach natury wizualnej nawet nie wspominając.

Skoro wspomniałem coś o whisky, z którą dziwnym trafem skojarzył mi się tytuł najnowszego albumu Anity Lipnickiej, to środowe spotkanie było również okazją do degustacji premierowych 15-to letnich single maltów właśnie wprowadzonych na rynek przez … Ballantine’sa. Tak, tak. Nie przewidziało się Państwu. Właśnie Ballantine’s wreszcie pokazał światu, że nie tylko blendy mu wychodzą i od razu pochwalił się dwoma nad wyraz smakowitymi singlami – The Glenburgie 15YO, oraz The Miltonduff 15YO. Nie chcąc psuć Państwu zabawy w poszukiwaniu własnych smaków nadmienię jedynie, iż Glenburgie charakteryzują intensywne nuty owocowe i miodowa słodycz za to Miltonduff to z kolei kwiatowe aromaty z subtelnymi nutami cynamonu i lukrecji.

Całe spotkanie nie miałoby jednak sensu, gdyby nie towarzysząca wywiadowi muzyka, którą tym razem reprodukował w pełni rodzimy system składający się z topowej elektroniki Lampizatora, aktywnych monitorów Sveda Audio blipo wspomaganych potężnymi (900W) subwooferami o wszystko mówiącej nazwie SUB a całość zasilana była z listwy i kablami manufaktury Acoustic Dream, z której pochodziły również nad wyraz solidne stoliki.

Marcin Olszewski