Opinia 1
Skoro zaledwie dwa tygodnie temu puściliśmy w świat recenzję jeszcze gorącej nowości z Kraju Kwitnącej Wiśni, czyli topowego i zarazem limitowanego przewodu zasilającego Furutech PROJECT-V1 uznaliśmy, że dla równowagi warto byłoby przyjrzeć się nieco dłużej egzystującej na światowych rynkach i operującej na podobnych, iście stratosferycznych, pułapach cenowych konkurencji. W związku z powyższym w tzw. międzyczasie dokonywaliśmy wielce ubogacających naszą wiedzę i poszerzających horyzonty odsłuchów amerykańskiego zawodnika, który już swoją aparycją może wpędzić niejednego chcącego stanąć z nim w szranki śmiałka w niemałe kompleksy. Jeśli bowiem czynnikiem nadrzędnym rywalizacji miało by być pierwsze wrażenie, to właśnie dostarczonemu przez łódzki Audiofast przewodowi Synergistic Research Galileo SX AC śmiało można byłoby przyznać zwycięskie laury. Co prawda pod względem wagi i średnicy Galileo ustępuje nieco rodzimym Bautom, niemniej jednak rzadko kiedy trafia się okazja cumowania do nadbrzeża, znaczy się gniazda ściennego, własnego systemu aż tak imponującymi „warkoczami”. Jeśli zatem zastanawiają się Państwo, czy również w zasilaniu rozmiar ma znaczenie i co tak naprawdę daje ostatnie 1,5m przewodu pomiędzy ściennym gniazdem a elektroniką, nie pozostaje nam nic innego niż zaprosić Was do dalszej lektury naszych wybitnie subiektywnych refleksji.
Nie da się ukryć, iż mieniący się elegancką czernią Synergistic Research Galileo SX AC już od progu formułuje swe stricte high-endowe aspiracje. Jednak zamiast ostentacyjnego epatowania błyskotkami i krzykliwymi dodatkami, mamy do czynienia ze zdecydowanie bardziej wyrafinowanym wzornictwem. Splecione niczym lina okrętowa przewody otulono wspomnianymi opalizującymi czarnymi koszulkami, od strony źródła życiodajnej energii transparentna termokurczka wychodzi poza złocony wtyk na dobre kilkanaście centymetrów, więc warto mieć ten fakt na uwadze, przy próbie aplikacji tytułowego przewodu we własnym systemie. Mniej więcej w trzech czwartych jej (termokurczki) długości umieszczono opaskę stabilizującą terminale dla modułów tłumiąco – tuningowych a jakby tego było mało po chwili nasz wzrok napotyka przywodzący na myśl tłumik (znaczy się akcesorium strzeleckie) tajemniczy carbonowy cylinder, którego rolą pozwolę sobie zająć się dosłownie za moment. Pomimo dość znacznej średnicy Galileo okazuje się nader wdzięczny pod względem układania, choć należy pamiętać o jego nader adekwatnym do gabarytów ciężarze i o ile tylko są ku temu warunki poprowadzić go na zakładam, że dobieranych na słuch podkładkach.
Jak już sama, inspirowana tematyką marynistyczno-baśniową (takielunek Czarnej Perły), aparycja sugeruje również budowa wewnętrzna tytułowego kabliszcza daleka jest od prostoty i banału. Po pierwsze nie da się nie zwrócić uwagi na zlokalizowany w pobliżu wtyku wejściowego masywny carbonowy cylinder. Jest to bowiem szwajcarski aktywny zasilacz / kondycjoner odpowiedzialny za generowanie prądu podkładu dla żył zasilających. Zgodnie z firmową nomenklaturą należy określać go mianem komórki UEF, czyli Active Uniform Energy Field / UEF EM Cell do którego budowy, oprócz wspomnianej carbonowej „skorupy”, użyto również grafemu a w roli dielektryka PTFE. Skoro jednak jesteśmy przy ponadnormatywnych atrakcjach z pewnością zauważyli Państwo obecność trzech terminali umożliwiających wpięcie dwóch zmniejszających poziom szumów modułów aktywnego biasu Galileo Black Active i modelujących finalne brzmienie pasywnych, choć z racji generowanej błękitnej iluminacji zapewniających wielce intrygujące efekty świetlne, modułów tuningowych UEF (Gold lub Silver). Trzy przewodzące wiązki również nie są identyczne. Jedna opisana jako Galileo High Current Silver Matrix zawiera pięć przewodników z monokrystalicznego srebra o miedzianych rdzeniach w dielektryki PTFE i ekranie ze srebrnej siatki poddanej procesowi Quantum Tunneling. Druga składa się z przewodnika Tricon 4 generacji o geometrii Tri-Axial, czyli monokrystalicznego Silver Copper Matrix z osobnym przewodem uziemienia ekranu realizowanego w technologii Ground Plane, dielektryka PTFE a trzecia z trzech żył z monokrystalicznego srebra o czystości 99,9999% w rurkach powietrznych – Silver Air String ekranowanych w technologii UEF Ground Plane. W roli konfekcji wykorzystano firmowe wtyki SR Pure Gold.
Jeśli zaś chodzi o wygrzewanie, to oczywiście po wpięciu w docelowy system audio warto dać Galileo czas na akomodację, jednak jeszcze przed opuszczeniem fabryki przewody nie dość, że są traktowane prądem o napięciem 1 miliona (!) V, to dodatkowo przechodzą dwuetapowemu, pięciodniowemu wygrzewaniu, więc docierając do odbiorcy końcowego mają już co nieco na liczniku.
Skoro walory wizualne naszego gościa wyzwoliły niemalże niekontrolowany strumień szczerych superlatyw, a przy tym na świeżo w pamięci dokonania Furutecha PROJECT-V1, przystępując do krytycznych odsłuchów miałem na tyle wysoko postawioną poprzeczkę, że zanim pierwsze dźwięki oderwały się od kolumn cały czas z tyłu głowy miałem obawy związane ze zbyt wygórowanymi oczekiwaniami. Kiedy jednak w ramach niezobowiązującej rozgrzewki sięgnąłem po niezobowiązującą symfonikę, czyli fenomenalny album „Vienna”, czyli nader lekkostrawną składankę w wykonaniu Chicago Symphony Orchestra pod batutą samego Fritza Reinera wszelkie wątpliwości pękły jak bańka mydlana. Skala i rozmach generowanej sceny nie tyle porażały, co budziły w pełni uzasadnione zdziwienie. Nie dość bowiem, że mój, jakże daleki od ospałości 300W Bryston zaczął grać z taką werwą i drajwem jakby gdzieś z tyłu pojawił się jego brat bliźniak i dzięki temu mógłbym je zmostkować „wyciągając” drobne 900W przy 8 Ω, to jeszcze ogrom rozgrywającego się przede mną spektaklu choć dalece wykraczał poza ramy wyznaczane przez kolumny wprost idealnie wpisywał się w rozmiarówkę właściwą wielkiej symfonice. Co istotne Galileo nie próbował niczego powiększać i rozdmuchiwać, co przy tak licznym składzie mogłoby jedynie doprowadzić do zbytniej gigantomanii i po chwilowym zauroczeniu do przesytu i świadomości sztuczności całego efektu. A tak wszystko było jak należy a efekt swoistego „odetkania” a tak naprawdę redukcji „przeskalowania” oparto na nieograniczonej wręcz dynamice przy jednoczesnym zapewnieniu kontroli poszczególnych składowych. Ponadto nie sposób było zarzucić Synergisticowi tendencji do podkręcania tempa i usilnego szukania ekstremalnych emocji tam gdzie ich nie ma. Dlatego spokojniejsze i cichsze fragmenty wręcz rozleniwiały słuchaczy swą iście karmelową konsystencja, by przy tutti poderwać publikę na równe nogi potężną ścianą dźwięku.
Śmiem twierdzić, iż pod względem równowagi tonalnej i wysycenia nasz dzisiejszy gość z zaaplikowanym modułem UEF Gold wydaje się swoistym rozwinięciem wszystkich tych zalet mojej dyżurnej Gargantui II, z powodu których od wielu lat nie potrafię się z nią rozstać. O ile jednak Acoustic Zen ewidentnie dźwięk na swoją modłę niejako robi, to Galileo jedynie uwalnia drzemiący w nim, czyli dźwięku potencjał tak energetyczny, jak i emocjonalny dbając przy tym, by nie tylko nie popaść w zbytnią przesadę, lecz by również nie być posądzonym o zbytnią zachowawczość. Dlatego też dba nie tylko o właściwy wolumen i proporcje, co przede wszystkim o niezwykłą klarowność przekazu – szczególnie po przesiadce na UEF Silver. Dzięki temu zarówno zarejestrowanym na wspomnianym albumie smyczkom i dęciakom nie brakuje blasku a jednocześnie nie sposób określić ich energię jako osłabioną, bądź konturów jako zaokrąglone. A to, że nie napotykamy przy ich konsumpcji nawet śladowych ilości granulacji i szorstkości powstałej na skutek brudów płynących z sieci a nie de facto wynikających z natywnych cech instrumentarium, to już zupełnie inna bajka i pokłosie skutecznej filtracji. O ile jednak w 99% przypadków wszelakiej maści filtracja w filtrach i kondycjonerach wraz z zanieczyszczeniami zabiera również mniej, bądź bardziej bolesną porcję „audiofilskiego planktonu” i mikrodetali, to tutaj owych składowych nie tracimy, więc zamiast kompromisu gdzie coś jest kosztem czegoś, mamy jak to mawiał klasyk wyłącznie „plusy dodatnie”.
Nastrojowe i zarazem minimalistyczne wydawnictwa dwóch Avishai Cohenów, czyli nagrany we francuskim Studios La Buissonne „Naked Truth” Avishai Cohena – trębacza i zarejestrowany w szwedzkim Ninento Studios „From Darkness” Avishai Cohena – kontrabasisty pokazały, że pomimo pewnej spektakularyzacji przekazu serwowanej przez amerykański przewód również w tak oszczędnych formach Galileo świetnie się odnajduje. Kluczową i zarazem immanentną cechą odciskającą swe największe „piętno” (cudzysłów pojawia się tu nie bez przyczyny, gdyż określa sygnaturę bez jakichkolwiek pejoratywnych skojarzeń) była absolutna wręcz czerń tła. Inaczej rzecz ujmując oprócz wzajemnych interakcji uczestniczących w nagraniach muzyków, ich dźwiękowych dialogów, przenikania się fraz i aury pogłosowej generowanych przez użyte instrumentarium panowała kompletna cisza i właśnie owa czerń. Co ciekawe eliminacja wszelakiej maści pasożytniczych artefaktów i tzw. „szumu tła” wcale nie oznaczały nienaturalnej sterylności i antyseptyczności dźwięku a jedynie jego niesamowitą czystość i nieskalaność. W dodatku możliwość żonglowania modułami UEF pozwalała na pełną dowolność zmiany narracji z bardziej wysyconej i przyprószonej złotem na bardziej rozdzielczą i precyzyjną.
No dobrze, a co jeśli podstawowym środkiem artystycznego przekazu jest właśnie brud, krzyk i przynajmniej dla osób postronnych – nieobeznanych z tematem najzwyklejszy hałas, bądź w najlepszym wypadku kakofonia? Weźmy pod lupę takie arcydzieło jak „All Hope Is Gone” formacji Slipknot , gdzie piekielnie szybka podwójna stopa i opętańcze blasty wespół ze wściekłymi gitarowymi riffami w tzw. okamgnieniu robią krwawą miazgę z naszych trzewi a drący się wniebogłosy (za chwilę wytchnienia można uznać jedynie balladowy „Snuff” i bonusowe „Vermilion Pt. 2″(Bloodstone mix) oraz „Til We Die”) Corey Taylor niemalże wyskakuje z głośników. I? I skłamałbym, gdybym nie uznał właśnie takiego – niezwykle brutalnego i bezpardonowego repertuaru za największego beneficjenta pojawienia się w moim systemie Galileo SX. Dociążenie przekazu, podkręcenie saturacji i krwistość, soczystość góry oraz średnicy sprawiły, że właśnie takie krążki zyskiwały nie tylko druga młodość, co łapiąc wiatr w żagle nader dobitnie pokazywały, że da się z metalu wycisnąć wszystko co najlepsze i wcale nie trzeba zdawać się wyłącznie na lampową amplifikację. Wystarczył tylko założony UEF Gold lub nawet brak elementu tuningującego a nie sposób było oderwać się od dobiegających naszych uszu dźwięków.
W kategoriach bezwzględnych, czyli na tle Furutecha PROJECT-V1 tytułowy Galileo SX AC zarówno w wersji sauté, jak i z założonym modułem UEF Gold wypada nieco ciemniej budując jednocześnie pierwszy plan bliżej a przez to sprawiając, że operujący na nim artyści stają się bardziej namacalni – ich materializacja jest bardziej zauważalna i oczywista. Całe szczęście ma mowy o bezpardonowym pakowaniu się słuchaczom na kolana, co o ile w przypadku udzielającej się przy mikrofonie w formacji Null Positiv niejakiej Elli Berlin nie byłoby takie złe (mówię z własnego punktu widzenia), to już przy Marilyn Mansonie wolałbym zajmować miejsca w dalszych rzędach. Wracając do konkretów oba przewody różnią się również podejściem w kwestii samej perspektywy, gdyż Furutech akcentuje głębię i gradację planów a Synergistic rozstawia muzyków nieco płycej, lecz za to szerzej. Nie są to jakieś diametralnie inne punkty widzenia, lecz na potrzeby niniejszej recenzji pozwoliłem sobie je przywołać, gdyż doskonale zdaję sobie sprawę, iż ile systemów i odbiorców, tyle opinii a każdy i tak i tak wybiera konkretne brzmienie pod własne gusta a dobrze mieś choć blade pojęcie co dany element naszej drogocennej układanki wnosi ze sobą w posagu.
Pomimo najszczerszych chęci nie jestem w stanie ukryć nie tylko zwykłej sympatii, co przemożnej chęci zatrzymania w swoim systemie Synergistic Research Galileo SX AC, który nader umiejętnie balansował pomiędzy iście hollywoodzkim rozmachem a klasycznym efektem Wow!, z tą tylko różnicą, iż ani razu cienkiej czerwonej linii przedobrzenia i przesytu nie przekraczał. Tak jak zdążyłem już wspomnieć uatrakcyjniał przy tym przekaz w sposób niejako tożsamy z tym, do czego zdążył przyzwyczaić mnie Acoustic Zen Gargantua II, jednak w każdym aspekcie wprowadzanych zmian i upgrade’ów robił to bez porównania lepiej i z większa klasą. Szukając elektronicznych analogii śmiem twierdzić, iż porównanie obu przewodów przypomina sparring Gryphona Diablo 300 z Antileonem – niby i tu, i tu mamy ten sam sznyt, to samo DNA, jednak dopiero wyższy model pokazuje palcem o co tak naprawdę w High-Endzie chodzi. Oczywiście z racji dość mocno drenującej rodzinny budżet ceny nie ma co liczyć, by Synergistic Research Galileo SX AC stał się popularną pozycja na audiofilskich listach zakupowych, jednak jeśli tylko ktoś z Państwa może sobie na niego pozwolić, to gorąco zachęcam do wypożyczenia i odsłuchów we własnych czterech kątach, gdyż jego muzykalność i wręcz zaraźliwa energetyczność powinny być w stanie pobudzić do życia nawet nieco zbyt ospałe systemy, a tam gdzie w poszukiwaniu prawdy ktoś poszedł o krok, bądź dwa za daleko z analitycznością przywrócić właściwe proporcje i sprawić, że zamiast pojedynczych dźwięków wreszcie usłyszycie muzykę.
Marcin Olszewski
System wykorzystany podczas testu
– CD/DAC: Ayon CD-35 (Preamp + Signature) + Finite Elemente Cerabase compact
– Odtwarzacz plików: Lumin U1 Mini + I-O Data Soundgenic HDL-RA4TB
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Gramofon: Kuzma Stabi S + Kuzma Stogi + Dynavector DV-10X5
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Końcówka mocy: Bryston 4B³ + Graphite Audio IC-35 Isolation Cones
– Kolumny: Dynaudio Contour 30 + podkładki Acoustic Revive SPU-8 + kwarcowe platformy Base Audio
– IC RCA: Tellurium Q Silver Diamond
– IC XLR: Organic Audio; Vermöuth Audio Reference; Acrolink 7N-A2070 Leggenda
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver; Fidata HFU2; Vermöuth Audio Reference USB
– Kable głośnikowe: Signal Projects Hydra; Vermöuth Audio Reference Loudspeaker Cable + SHUBI Custom Acoustic Stands MMS-1
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power + Furutech CF-080 Damping Ring; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF
– Listwa zasilająca: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS-D (R) NCF
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Switch: Silent Angel Bonn N8 + nóżki Silent Angel S28 + zasilacz Silent Angel Forester F1 + Luna Cables Gris DC
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+; Audiomica Laboratory Anort Consequence, Artoc Ultra Reference, Arago Excellence; Furutech LAN-8 NCF
– Stolik: Solid Tech Radius Duo 3
– Panele akustyczne: Vicoustic Flat Panel VMT
Opinia 2
Jedno jest pewne. Zaawansowane podejście do tematyki obcowania z muzyką w najlepszej jakości odtwarzania wymaga umiejętnego doboru okablowania. To bez jakiegokolwiek naginania faktów jest tak zwane abecadło audiomaniaków, bez opanowania którego nie ma szans na pełne wykorzystanie potencjału jakiegokolwiek zestawu. A jeśli tak, naturalną koleją rzeczy jest dbałość producentów o zaoferowanie klientom szerokiej palety jakościowej tego typu atrybutów. Każdy z nich dwoi się i troi, aby spełnić potencjalne oczekiwania na wszelkich pułapach jakościowych od segmentu Hi-Fi po High End. Dobrym przykładem takiego podejścia do tematu jest amerykański Synergistic Research. Co prawda znany jest z różnej maści akcesoriów – przypominam o naszych zmaganiach z podstawkami serii MIG oraz switchem ethernet-owym UEF, jednak trzon jego oferty to wszelakie okablowanie od sygnałów analogowych, przez cyfrowe, po sieciowe. Ów akcent jest na tyle mocny, że gdy jakiś czas temu nasze serca zaskarbiły sobie najpierw przewód Ethernet-owy Galileo SX, a potem z tej samej serii kolumnowy Galileo SX SC, po owocnych rozmowach z łódzkim dystrybutorem AudioFast nie mogliśmy odmówić sobie sprawdzenia, jak tym razem wypadnie kabel sieciowy z tej serii – Galileo SX AC.
Jak to w tej serii jest standardem, mamy do czynienia z konstrukcyjnym szaleństwem w domenie splotu przewodników, ich rodzajów, jakości izolowania i ekranowania. Z tego tez powodu, temat budowy na ile się da, jedynie skrótowo przybliżę. Podobnie do innych kabli tej linii mamy do czynienia z kilkoma wykonanymi w nie tylko według konkretnej specyfikacji splotu, ale również z użyciem różnych przewodników, na koniec skręconymi wokół siebie, naturalnie odpowiednio ekranowanymi i izolowanymi warkoczykami. W skład tak uformowanego przebiegu kabla wchodzi między innymi monokrystaliczne srebro nie tylko jako przewodnik, ale również odpowiednio usytuowany ekran, miedź jako rdzeń w jednej ze skrętek oraz dielektryk PTFE. Oczywiście to nie koniec technologicznych nowinek, gdyż na przebiegu kabla znajdziemy dodatkowo zaaplikowaną aktywną komórkę UEF w postaci otulonego karbonem walca, moduł Galileo Black Activ, a także gniazda do zastosowania pasywnych modułów tuningowych Gold UEF i Silver. Jeśli chodzi o terminację naszego bohatera, ten bazuje na firmowych rozwiązaniach i może pochwalić się od strony gniazda modelem SR G07 Pure Gold, a od strony urządzenia SR Pure Gold IEC. Co bardzo istotne, każdy wykorzystany przewodnik przed trwającym 4,5 godziny ręcznym montażem gotowego kabla sprawdzany jest pod kątem kierunkowości, a przed opuszczeniem fabryki zostaje poddany rozbitemu na dwa procesy, pięciodniowemu okresowi wstępnego wygrzewania. Tak przygotowany produkt do klienta trafia z zgrabnym, wyposażonym w dwa pasywne moduły – gold i silver – kartonowym pudełku.
Czym zaskoczył mnie opiniowany kabel sieciowy? Po pierwsze świetnym wglądem w nagranie. Po drugie swobodą prezentacji. Po trzecie dobrym balansem tonalnym. Po czwarte energią przekazu. Po piąte znakomitą kontrolą niskich rejestrów. Po … Pisać dalej? Spokojnie, nie zamierzam, gdyż nasz bohater nie potrzebuje aż takiego gloryfikowania jego walorów. Wystarczyłyby trzy pierwsze, jednak aby podkreślić jego „fajność”, zamierzenie i mam nadzieję, że zauważyliście, iż z przymrużeniem oka przedłużałem ową, na wskroś tendencyjną wyliczankę. Po prostu po wpięciu Galileo SX AC w tor wszystko zostało pokazane jak na dłoni. I nie chodzi mi jedynie o oddech i rozdzielczość środka pasma, ale również, a jestem skłonny powiedzieć, że przede wszystkim rozciągnięcie basu i często skrywane przez nawet dobrze radzące sobie w tym wycinku charakterystyki produkty konkurencji, faktury basu. Nagle okazało się, że w projekcji muzyki nie chodzi jedynie o dobre ustawienie muzyków na wirtualnej scenie, ich namacalność oraz dobry konsensus wagi i swobody prezentacji, ale również o pokazanie najdrobniejszych niuansów pojedynczej nuty. W teorii góra ma być dźwięczna, pełna wibracji, jednak bez przerysowania. Środek esencjonalny, ba nawet czasem intymnie kapiący wokalnymi artefaktami, ale nigdy nazbyt tłusty. Natomiast niskie rejestry oprócz odpowiednio zebranego kopnięcia, powinny również umieć utrzymać kontrolowaną energię, a przy okazji nie zapominać o oddaniu najdrobniejszych faktur chadzających w tej częstotliwości instrumentów. Przepis na sukces jest jak widać bardzo prosty. Niestety zazwyczaj w wielu przypadkach konkurencji zawsze gdzieś coś jeśli nawet nie kuleje, ale co najmniej pozostawia trochę do życzenia, czego podczas kilkunastodniowej zabawy z Amerykaninem nie zauważyłem. Czy to oznacza, że Jankes jest bez wad i nie da się lepiej? Spokojnie, takie twierdzenie jest zwyczajną utopią z prostego powodu. Mianowicie wiadomym jest, że co system lub potencjalny nabywca, to całkowicie inne oczekiwania i nie ma szans na zaspokojenie wszystkich. Ja tylko twierdzę, że na bazie swoich doświadczeń w znanym mi systemie, Galileo SX AC zagrał na poziomie zarezerwowanym dla najlepszych. Powód? Gdy słuchałem jazzowych projektów z wielkimi kotłami w tle, membrana tak jak powinna, nie kończyła swojej pracy li tylko na zasygnalizowaniu uderzenia w nią, tylko prawie w nieskończoność pokazywała skomplikowanie wygaszania tego impulsu. Natomiast gdy w napędzie wylądowała płyta z damską wokalizą, okazywało się, że oprócz pławienia się w smaczkach kolokwialnie mówiąc pracy jej przełyku, dostawałem świetne wyważenie ilości palca, struny i pudła rezonansowego wtórującego jej kontrabasu. A gdy wybór padł na epatowanie rozmachem i swobodą prezentacji, rozlegający się w budowlach kościelnych saksofon nie tylko, że bardzo czytelnie wypełniał całość kubatury, to fenomenalnemu podpieraniu się wszechobecnym echem nieskończenie trwał. Bez jakiejkolwiek nadinterpretacji, tylko w zgodzie bliskiej prawdziwym realiom. Czy to wystarczy, aby nasz punkt zapalny zaliczyć do najlepszych? W moim odczuciu jak najbardziej. A chciałbym dodatkowo zaznaczyć, że to co przed momentem opisałem, odbywało się w wersji sauté, czyli bez dostarczanych w komplecie pasywnych modułów dostrajających finalne brzmienie kabla. A jeśli tak, to chyba nie muszę nikogo przekonywać, iż mamy do czynienia z czymś bardzo uniwersalnym. Być może nie mogącym spełnić wszystkich oczekiwań, jednak bardzo mocno je ograniczającym ich potencjalny zbiór.
Wieńcząc powyższy opis jestem zobligowany ocenić, czy nasz bohater jest w stanie rozkochać w sobie całość populacji homo sapiens. A jeśli nie, to kogo i dlaczego nie. I wiecie co? Mimo moich – nie oszukujmy się, peanów na jego temat, nie mam dobrych wieści. Wszystkich niestety nie zadowoli. Jednak śmiem twierdzić, że owych oponentów będzie dosłownie promil potencjalnych zainteresowanych. Powód jest banalny. Otóż jedyną wadą opiniowanego dzisiaj kabla sieciowego Synergistic Research Galileo SX AC jest brak oznak nadmiernego dociążania dźwięku, potocznie zwanego kontrolowanym zamuleniem. Niestety nie po to amerykańscy inżynierowie zastosowali w jego budowie pełne spektrum swoich technologicznych nowinek, żeby takimi przyziemnymi, spowodowanymi złą konfiguracją zastanego systemu, zabiegami finalnie zabijał ducha odtwarzanej muzyki. Owszem, przy pomocy dodanego do zestawu złotego modułu rzeczywistość można lekko nagiąć, jednak na brutalne ruchy panowie zza oceanu nie mogli sobie pozwolić.
Jacek Pazio
System wykorzystywany w teście:
– transport: CEC TL 0 3.0
– streamer: Melco N1A/2EX + switch Silent Angel Bonn N8
– przetwornik cyfrowo/analogowy: dCS Vivaldi DAC 2.0
– zegar wzorcowy: Mutec REF 10 SE-120
– reclocker: Mutec MC-3+USB
– Shunyata Research Omega Clock
– Shunyata Sigma V2 NR
Przedwzmacniacz liniowy: Gryphon Audio Pandora
Końcówka mocy: Gryphon Audio Mephisto Stereo
Kolumny: Gauder Akustik Berlina RC-11 Black Edition,
Kable głośnikowe: Synergistic Research Galileo SX SC
IC RCA: Hijiri Million „Kiwami”, Vermouth Audio Reference
XLR: Tellurium Q Silver Diamond, Hijiri Milion „Kiwami”
IC cyfrowy: Hijiri HDG-X Milion
Kable zasilające: Hijiri Takumi Maestro, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4.1 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord, Acrolink 8N-PC8100 Performante
Stolik: SOLID BASE VI
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA SS, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon – Clearaudio Concept
– wkładka Essence MC
– Step-up Thrax Trajan
– przedwzmacniacz gramofonowy Sensor 2 mk II
Dystrybucja: Audiofast
Producent: Synergistic Research
Ceny: 31 370 PLN / 1,5m + 2 610 PLN za dodatkowe 30 cm; 150 PLN dopłata za wtyk C19
Najnowsze komentarze