Tag Archives: Synthesis Roma 117DC & Metropolis NYC500


  1. Soundrebels.com
  2. >
  3. Synthesis Roma 117DC & Metropolis NYC500

Synthesis Roma 117DC & Metropolis NYC500

Opinia 1

Mam nadzieję, że nie tylko ja, ale również wielu z Was w duchu przypuszcza, iż mimo wielu zalet konstrukcji opartych o lampy próżniowe ilość melomanów zakochanych w tego typu rozwiązaniach jest zdecydowanie mniejsza od tych hołubiących rozwiązaniom tranzystorowym. Dlaczego nie większa lub choćby równa? Cóż, sprawa wydaje się być prozaiczna. Otóż owszem, lampa oferuje wiele fajnych tweaków sonicznych z oddaniem barwy oraz budowaniem przyjemnego dla ucha spektaklu muzycznego na czele, ale – z małymi wyjątkami – nie jest kierowana do współpracy z wymagającymi kolumnami. Naturalnie mam na myśli przysłowiowe słupy telegraficzne, które do pewnych poziomów głośności są nawet przyjazne, jednak gdy chcemy iść na całość, sprawiają, że wzmocnienie wykorzystujące szklane bańki rzuca biały ręcznik. Na szczęście jak wspomniałem z wyjątkami, bowiem niektórzy producenci wespół z dziś omawianym brandem wiedzą, jak temu zaradzić. Jak się bowiem okazuje da się dobrze poprowadzić trudne zespoły głośnikowe przy pomocy lampowego wzmocnienia. Czym? Markę znacie z kilku testowych starć na naszym portalu, jednak tym razem nie będzie to cherlawy umilacz obcowania z muzyką, tylko w pozytywnym tego sowa znaczeniu diabeł wcielony lekką ręką poskramiający moje dwumetrowe, siedmiogłośnikowe Gaudery Berlina RC-11 https://soundrebels.com/gauder-akustik-berlina-rc11-black-edition-2/ . Czyli? Ni mniej, ni więcej, tylko dystrybuowany przez warszawski podmiot EIC, set flagowych monobloków wespół z firmowym przedwzmacniaczem liniowym oraz dedykowanym okablowaniem sieciowym włoskiej marki Synthesis Metropolis NYC500 + Roma 117DC + PC 15EU.

Opis budowy naszych bohaterów rozpoczniemy od gwiazd dzisiejszego spotkania, czyli końcówek mocy. To rozmiarowe monstra skrywające wewnątrz ciekawej optycznie obudowy po 8 lamp KT120 na kanał. Tak, tak, to nie pomyłka, te piece w sumie zaprzęgają do pracy aż 16 mocnych lamp elektronowych. To zaś determinuje nie tylko wielkość każdej z końcówek, ale z uwagi na wydzielanie dużej ilości ciepła przez lampy, zastosowanie na tylnym panelu wiatraków wentylujących trzewia konstrukcji. Na tyle cichych, że podczas normalnego słuchania muzyki nie odczuwamy żadnego dyskomfortu, a słychać je jedynie podczas bardzo cichych pasaży dźwiękowych w porach nocnych i to dopiero ze stosunkowo bliskiej odległości. Ja przynajmniej z około 4 m niczego niepokojącego nie odnotowywałem. Jak ogólnie wyglądają 500-ki? Zapewniam, że znakomicie, gdyż wykorzystują lakierowane drewno na boczne ścianki i większą część frontu, pozwalające zajrzeć do środka konstrukcji, ozdobione podświetlanym logo, przezroczyste okienko na awersie oraz przyjemnie dla oka ponacinaną sekcjami chłodzenia grawitacyjnego, wykończoną w czerni górną połać obudowy. To jest pewnego rodzaju fenomen, gdyż monosy są naprawdę wielkie, a w żadnym przypadku nie przytłaczają wizualnie i co chyba ważniejsze, mimo designerskiego bogactwa nie zalatują wizerunkowym blichtrem. Jeśli chodzi o zakres przyłączy na rewersie, znajdziemy na nim podwójny zestaw terminali kolumnowych dla 4 im 8 Ohm, zestaw wejść RCA/XLR z pokrętłem wyboru pomiędzy nimi, okrągłą kratkę zabezpieczającą wspominany wcześniej wentylator, całość wieńczy gniazdo zasilania z bezpiecznikiem i głównym włącznikiem. Jako ciekawostkę pokazującą dbałość producenta o w dzisiejszych czasach rzadko spotykane odpowiednie podejście do klienta, z końcówkami mocy dostajemy solidne kable zasilające.
Co do przedwzmacniacza, z uwagi na mniejsze zapotrzebowanie mocy, a jedynie dobre zasilenie sekcji sterujących sygnałem, sprawy rozmiarów wracają do tak zwanej normy. To oznacza, że mimo aplikacji lamp w obudowie mamy do czynienia ze znacznie mniejszym, chłodzonym jedynie grawitacyjne, ale również ciekawym, bo podobnym wzorniczo prostopadłościanem. Tym razem jednak drewno zdobi jedynie front, w wycięciu którego z lewej strony zorientowano włącznik inicjujący pracę urządzenia, centralnie umieszczona duża gałka wzmocnienia, z prawej strony pięć guzików dla wyboru wejść liniowych i całkiem z prawej wyjście słuchawkowe. Reszta obudowy to proszkowo malowana połać z wyciętymi w tylnej części otworami wentylacyjnymi. Gdy dotarliśmy do pleców, te typowo dla tego rodzaju konstrukcji oferują nabywcy parę wejść XLR oraz cztery RCA, uzupełnionych po parę XLR-ów i RCA na wyjściu w raz z wyjściem RCA na zewnętrzny rejestrator, a temat wyposażenia zamyka bliźniaczy dla końcówek mocy zestaw terminali prądowych. Naturalnie w komplecie startowym znajdziemy również pilota zdalnego sterowania.
Na koniec kilka zdań o kablach zasilania. W tym przypadku mamy do czynienia z wykonywanymi ręcznie przewodami na bazie wysokiej czystości miedzi. Kwestię wtyków rozwiązują konstrukcje Schuko/Nema z pinami z pozłacanego mosiądzu. Od strony antywibracyjnej bazują na oplocie z papierowej folii i bawełny. Izolację zapewnia PCV. Ekranowaniem zajmuje się siatka miedziana. Zaś finalnie po ubraniu go w zewnętrzną, czarną, opalizującą plecionkę kabel osiąga średnicę 18 mm. W trosce o jego bezpieczeństwo na czas drogi do klienta kabel pakowany jest w pudełko wyściełane profilowaną gąbką.

Co potrafią tytułowe monstra? Powiem tak. Od pierwszych chwil słychać, że drzemie w nich nieprzebrana moc. Według producenta na poziomie 500W na kanał, ale dla mnie istotne jest, że tak zwanych prawdziwych Watów. Co mam na myśli? Otóż jakiś czas temu miałem przyjemność gościć w swoim systemie tranzystorową integrę oferującą 2 x 1.5 kW mocy, ale gdy w myślach porównuję tamten występ z dzisiejszymi lampiakami z trzy raz mniejszymi osiągami, odbieram to jako dwa światy. Poprzedni jako walkę o przetrwanie – mowa o jakości oferowanego dźwięku, zaś drugi jako swobodne brylowanie w wysterowaniu posiadanych przeze mnie kolumn. Owszem, będące tematem spotkania starcie cechowała odmienna estetyka, bo stawiająca na lekką krągłość krawędzi źródeł pozornych i ogólne ciepło muzyki, ale w kwestii oddania energii przekazu i dobrego prowadzenia najniższych rejestrów przekaz był znacznie lepszy. Jak to możliwe? Obiegowo mówi się, że Waty z lampy to „inne” Waty, ale bez względu na tę maksymę myślę, iż jest to kwestia topologii oraz konstrukcyjnej solidności układu, co w przypadku flagowców opisywanego dzisiaj Synthesisa pokazuje, że jak ma się wiedzę, nie ma rzeczy niemożliwych i lampowy set w temacie doboru kolumn wydaje się nie mieć ograniczeń. To w tym przypadku było na tyle znamienne, że gdy zazwyczaj opisując tego typu konstrukcje ostrzegałem przez pewnego rodzaju problemami w projekcji dolnego zakresu, w tym przypadku biorąc pod uwagę naturalną estetykę takich rozwiązań technicznych – unikanie ostrego rysowania świata muzyki – nie miałem najmniejszych podstaw do narzekania nawet w przypadku mocnego grania mongolskiego folk-rockowego zespołu The Hu „The Gereg”. Mówię o produkcji, w której podstawowym akcentem jest mocny dolny zakres. Czasem kopiący, innym razem modulowany, a jeszcze innym bardzo esencjonalny, dlatego bardzo ważny jest zapas mocy odtwarzającej go elektroniki, aby nie mieć problemów ze sprostaniem jego zapotrzebowaniu. Na szczęście jak cały czas zaznaczam, co jak co, ale tę cechę NYC500-ki miały w małym palcu, dlatego ten wydawałoby się gwóźdź do trumny dla lampowego wzmocnienia Synthesis przekuł w świetny występ. Było agresywnie i energetycznie nie tylko od strony pokazania różnorodności oddawanej energii i dźwięczności przez poszczególne instrumenty, ale również mroczno za sprawą solidnie podbudowanych krągłością i wagą śpiewanych techniką gardłową fraz wokalnych. To powinno być ciągłe smaganie słuchacza nieobliczalnymi zwrotami sytuacji dźwiękowej i takie też było. Może mniej wyraziste w domenie ostrego cięcia poszczególnych ataków niż potrafi zrobić to mój tranzystorowy Gryphon, ale to jedyna różnica, co jak na zderzenie lampy z mocnym tranem tak naprawdę było niuansem, a nie jakimkolwiek problemem. I nie byłbym szczery, gdybym nie oznajmił, iż takim obrotem sprawy byłem bardzo pozytywnie zaskoczony. A to nie jedyny pozytywna niespodzianka, gdyż tak dobrym występem mogły pochwalić się również produkcje z drugiej strony barykady, czyli stawiające na emocje związane z romantyzmem zawartego w muzyce piękna tak merytorycznego, jak i wykonawczego, którego fajnym przykładem był krążek „Sacrum Profanum” Adama Bałdycha. Płyta melancholijna, naszpikowana popisami pojedynczych artystów i ku mojej uciesze z obydwu tych stron świetnie pokazana przez testowo skonfigurowany system. To był swoisty majstersztyk, A to dlatego, że gdy w poprzednim przypadku prym w prezentacji wiodła swoboda oddania przez lampę odpowiedniej mocy, w tym muzycznym rozdaniu najważniejszym czynnikiem kreującym finalny odbiór były właśnie lampy z ich niekwestionowanym czarem. Każdy najdrobniejszy dźwięk z jednej strony kwitł milionem odcieni, a z drugiej był lekki, swobodny i zjawiskowo lotny, dzięki czemu jeśli artysta sam go nie wygasił, mógł brzmieć w nieskończoność. Zaś wisienką na torcie wydawało się być zjawiskowe zagospodarowanie scenicznymi bytami szerokiej i naturalnie głębokiej wirtualnej sceny. Zapewniam, w tego rodzaju twórczości to sól dobrej prezentacji, dlatego jak uda się to osiągnąć, tak wielu z nas idzie drogą szklanych baniek. Dlaczego nie wszyscy? W moim mniemaniu cała zabawa rozbija się o pozwalające sprostać każdemu zadaniu bardzo wyśrubowane osiągi tego typu konstrukcji. Jak widać, muszą być mocne i przy okazji nie utracić umiejętności czarowania dźwiękiem, a niestety nie wszyscy wiedzą, jak temu zaradzić oraz często ma to swoje reperkusje cenowe. Na szczęście mocodawca włoskiej marki na bazie zdobytej przez lata wiedzy z prostszymi konstrukcjami dogłębnie poznał problem i nie bacząc na drugi wspomniany aspekt postanowił powołać do życia będące sercem opiniowanej konfiguracji monobloki NYC500. Owszem, wielkie, ciężkie, nietanie, ale za to odpowiednio mocne i dzięki temu mimo grania w estetyce lampy bez dwóch zdań w pełni uniwersalne.

Czy rozwijając myśl wieńczącą ostatnie zdanie z poprzedniego akapitu są to zabawki dla każdego? Jak wynika z powyższego opisu, jeśli chodzi o swobodne radzenie sobie z dowolnymi kolumnami jak najbardziej. Natomiast sprawy ostatecznego wyboru mogą rozbić się o dwa aspekty. Pierwszym jest naturalna estetyka lampowej prezentacji zestawu Synthesisa, czyli planowane przez producenta odcięcie się od na dłuższą metę męczącej ostrości pokazywania świata muzyki, czego często oczekują ortodoksyjni wielbiciele rozwiązań tranzystorowych. Natomiast drugim nawet nie cena, gdyż na tle konkurencji w stosunku do możliwości dźwiękowych jest wyjątkowo rozsądna, tylko rozmiary konstrukcji. Na szczęście tytułowy zestaw jest naprawdę przyjazny wizerunkowo i ma duże szanse przekonać do siebie zazwyczaj przeciwną naszej zabawie ukochaną żonę. A jeśli się to uda, problem może okazać się wręcz pomijalnym. Reasumując. Jeśli szukacie czegoś z segmentu próżniowego sposobu na muzykę, tytułowy konglomerat z małymi niuansami jest niemal idealnym rozwiązaniem. Jeśli chodzi zaś o piewców obcowania z tranzystorem, sprawa również nie jest całkowicie przesądzona, gdyż to, co i jak robi włoski tandem, niejednego z nich spokojnie będzie w stanie zauroczyć. I mówię z w pełni świadomy swojego zdania.

Jacek Pazio

Opinia 2

O tym, że nie od razu Rzym zbudowano wiedzą nawet przedszkolaki. Może nie wszystkie i nie wszędzie, ale te bardziej rozgarnięte z pewnością. W końcu nikt przy zdrowych zmysłach nie rzuca się z motyką na słońce, lecz krok po kroku dąży do obranego celu. Podobną strategię warto stosować również w ramach poznawania możliwości interesujących nas wytwórców, przygodę z ich produktami rozpoczynając od podstawowych modeli, by następnie sukcesywnie piąć się po kolejnych stopniach technologicznego zaawansowania. I tak też było w przypadku włoskiego Synthesisa, który na naszych łamach przecierał szlaki dość budżetowymi integrami (Roma 27 AC i ROMA 96DC+), by finalnie, za sprawą potężnego wzmacniacza zintegrowanego Metropolis NYC 200i osiągnąć stricte high-endowy pułap. I gdy wydawałoby się, że jesteśmy niejako skazani na eksplorację znajdującego się pomiędzy ww. konstrukcjami asortymentu rodzimy dystrybutor – stołeczny EIC, raczył był zgłosić się do nas z pytaniem, czy przypadkiem nie mielibyśmy ochoty rzucić okiem i uchem na topowy, prezentowany podczas minionego Audio Video Show zestaw pre/power ww. producenta, w skład którego weszły przedwzmacniacz liniowy Roma 117DC i monobloki Metropolis NYC500. Skoro czytacie Państwo te słowa, to jasnym jest, że takową gotowość zgłosiliśmy a tytułowa amplifikacja, wraz z łapiącymi za oko przewodami zasilającymi PC-15EU zawitała w naszych skromnych progach.

Jak już co wierniejsi czytelnicy zdążyli zauważyć zerkając zarówno na zapowiadającą niniejszy test sesję unboxingową, jak i wspomnianą relację z AVS 2023, o powyższej galerii nawet nie wspominając nasi dzisiejsi goście pojawili się w swym chyba najbardziej asekuranckim i zarazem najmniej łapiącym za oko umaszczeniu. Znaczy się czerni, która z jednej strony podobno wyszczupla i jest najbezpieczniejszą kolorystycznie opcją, lecz z drugiej wiedząc, jak Synthesisy potrafią wyglądać z „rudymi” (wood) frontami nieco żal pewnej ekstrawagancji. Niemniej jednak zarówno przedwzmacniaczowi, jak i monoblokom trudno odmówić elegancji. I tak, 117-ka w porównaniu do towarzyszących monosów wydaje się nad wyraz filigranowym urządzeniem, co jednak nie wynika z jej anorektycznej postury a ponadnormatywnych gabarytów rodzeństwa. Mamy bowiem do czynienia ze klasycznym – standardowym korpusem z solidnych czernionych blach stalowych z ułatwiającą cyrkulację powietrza gęstą perforacją na płycie górnej oraz eleganckim drewnianym frontem. W jego centrum umieszczono toczoną gałkę regulacji głośności po której lewej stronie znalazł się włącznik główny i czujnik IR a po prawej pięć niewielkich przycisków i przyporządkowanych im diod wyboru wejść oraz gniazdo słuchawkowe. Ściana tylna to również oaza spokoju i intuicyjności. Lewą flankę okupują wejścia – para XLR-ów i cztery pary RCA a prawą wyjścia z dwiema parami RCA, XLR-ami i dodatkowym kompletem RCA na zewnętrzny rejestrator. Listę zamyka zintegrowane z włącznikiem głównym i komorą bezpiecznika trójbolcowe gniazdo zasilające IEC.
Z kolei Metropolis NYC500 to powielenie projektu plastycznego 200-ki z w pełni zrozumiałą redukcją wszelakiej maści manipulatorów. Mamy zatem drewniany płat frontu z centralnym, przydymionym oknem przyozdobionym firmowym logotypem i oznaczeniem modelu oraz dyskretny włącznik w lewym dolnym narożniku. Ściany boczne również wzbogacono finezyjnie pofalowanymi drewnianymi panelami a płytę górną oprócz firmowego logotypu zdobią cztery sekcje otworów wentylacyjnych. Widok ściany tylnej nieobeznanych z włoskim portfolio może nieco zdziwić, gdyż wzrok automatycznie ściąga pokaźnych rozmiarów wentylator a tuż obok niego zdublowane gniazda głośnikowe dedykowane 4 i 8Ω obciążeniu. Wejścia są w obu standardach (RCA i XLR) a wyboru między nimi dokonujemy obrotowym selektorem. Gniazdo zasilające zintegrowano z włącznikiem i komorą bezpiecznika, lecz na tyle niefortunnie, że włącznik i gniazdo bezpośrednio sąsiadują ze sobą, więc aplikacja przewodów z masywnymi wtykami jest równoznaczna z częściowym nachodzeniem na włącznik.
Co do trzewi, to sprawa jest jasna – obie konstrukcje są od A do Z lampowe. W przedwzmacniaczu mamy cztery 6DJ8/ECC88 pracujące w dwóch stopniach wzmocnienia, natomiast w każdej z końcówek lamp znajdziemy aż dwanaście – na wejściu parę 12AU7/ECC82, w roli sterujących dwie 12BH7 a na wyjściu osiem KT120 zdolnych oddać 500W.

Jak z pewnością nasi wierni Czytelnicy pamiętają przez ostatnią dekadę mieliśmy okazję przyjrzeć się kilku naprawdę mocnym lampowcom. Począwszy od 120W Air Tightów ATM-3211, oraz Ayonów Triton Evo Mono, poprzez 140W Audio Researcha Ref 160S i 180W Ayony Audio Epsilon Evo Mono na 400W Octave Jubilee Mono SE skończywszy za każdym razem na własne uszy mogliśmy przekonać się, iż stereotypową „słabowitość” pyszniących się rozżarzoną szklarnią wzmacniaczy śmiało możemy włożyć pomiędzy inne bajki z mchu i paproci i jeśli tylko ich walory soniczne wpisują się w czyjeś gusta, to z powodzeniem może napędzać nimi przysłowiowy stół bilardowy. Jak się jednak miało okazać, a dokładnie jak tytułowe Synthesisy pokazały, da się osiągnąć jeszcze wyższy poziom energetyczności i swobody przekazu wzbijając się na pułap, na którym sama technologia jaka została wykorzystana do wzmocnienia nie ma już najmniejszego znaczenia. Jeśli bowiem niekoniecznie należące do grona najłatwiejszych do wysterowania Berliny już od pierwszych taktów „Black Market Enlightenment” Antimatter „chodziły” na włoskiej smyczy niczym szkolone owczarki, to jasnym było, że z bardziej przyjaznym obciążeniem Synthesisy zrobią dosłownie wszystko co tylko będą chciały. Może i w kategoriach bezwzględnych kreska, jaką kreślone były źródła pozorne miała nieco większą grubość aniżeli z A-klasowego Apex-a, jednak tu raczej chodzi o nieco bardziej wysyconą estetykę i plastykę prezentacji aniżeli pochodną pracujących w trzewiach monobloków i preampu lampy. Po prostu zamiast H4-ek konstruktorzy do szkicowania woleli ołówki H2 i tyle. Grunt, że zarówno wolumen, jak i ładunek energetyczny prezentacji wgniatały w fotel a jedynym ograniczeniem był zdrowy rozsądek i troska o własny słuch aniżeli zdolność włoskiego zestawu do zupełnie bezstresowej pracy na iście koncertowych poziomach głośności. Bas, pomimo firmowej mięsistości i przyjemnej sprężystości schodził piekielnie nisko nic a nic nie tracąc ze zróżnicowania i jedynie miłośnicy faworkowej chrupkości mogą kręcić nosem, bo czego jak czego, ale anorektycznego osuszenia nie udało mi się na nim, nawet z pomocą zadomowionego w melodyjnym death metalu „Asian Chaos” japońskiej formacji RYUJIN wymusić. Przy okazji powyższe, groźne growlowe porykiwania potomków samurajów jasno pokazały, że i z utrzymaniem iście szaleńczych temp i zaraźliwego drajwu monosy nie mają problemu a przecież biorąc pod uwagę stricte techniczne podejście do tematu, czyli niezbyt imponujący damping factor właściwy konstrukcjom lampowym ewentualne spowolnienie przy tego typu repertuarze nie byłoby niczym niezwykłym, czy dyskwalifikującym. A tymczasem Synthesisy pędziły nie tyle na złamanie karku, gdyż jak już nadmieniłem z kontrolą wypluwanych z szybkością Miniguna M134 dźwięków nie miały najmniejszego problemu, co niczym ognisty rollercoaster z bliską światłu prędkością tak wypychając, jak i cofając membrany Gauderów. Myliłby się jednak ten, kto posądziłby ww. zestaw o zbytnią chęć epatowania posiadaną mocą a co za tym idzie pewna nadpobudliwość właściwą muscle-carom, bowiem wystarczy zmienić estetykę serwowanej mu strawy i zamiast drących się wniebogłosy szarpidrutów sięgnąć po wyrafinowaną kameralistykę w stylu naszego dyżurnego papierka lakmusowego „TARTINI Secondo Natura” tria Tormod Dalen, Hans Knut Sveen, Sigurd Imsen, czy oparty na grze ciszą jazz, jak daleko nie szukając „Italian Love Songs” Massimo Farao’ Trio. I? I nagle zawieszone w aksamitnej czerni instrumenty będą na wyciągnięcie ręki, ich barwa operować będzie w lekko ocieplonej tonacji, lecz bez nudnego i uśredniającego przekaz przegrzania. Dzięki temu smyczkom nie zabraknie chropowatości a blachom blasku. Ba, nawet perkusyjne miotełki, które wydawać by się mogło operują gdzieś tam w tle i nawet nie próbują aspirować ponad mało znaczący akompaniament, bądź wręcz szum tła mogą pochwalić się fenomenalną rozdzielczością. Jednak budowaną na wiernym oddaniu ich „smyrania” po naciągu bębnów i blachach a nie wypychaniu przed szereg i podkreślaniu samego procesu „szurania” nimi po zestawie perkusyjnym.
I już zupełnie na koniec, korzystając przy tym z okazji poruszania się w dość kameralnych klimatach pragnę uspokoić wszystkich tych, którzy na widok pleców Metropolis NYC500 obawiają się trudnego do zignorowania szumu pracujących tamże wentylatorów. Otóż nawet w momentach ciszy pomiędzy utworami tak z samych głośników, jak i z zakrystii końcówek nijakie niepokojące szumy nie dochodzą. Za to, niejako w bonusie otrzymujemy nad wyraz skuteczne … farelki, które świetnie sprawdziły się w czasie ostatnich siarczystych mrozów nader udanie zastępując kominek. Oczywiście powyższe porównanie jest mocno przesadzone, jednakże pod względem termicznym obecności Synthesisów w nawet blisko czterdziestometrowym pomieszczeniu nie da się nie zauważyć, więc latem warto pomyśleć o klimatyzacji.

Jak mam nadzieję z powyższej epistoły jasno wynika, że przedwzmacniacz liniowy Roma 117DC i monobloki Metropolis NYC500 to zestaw nie tylko ultra high-endowy, co śmiało można rozpatrywać w kategoriach dożywocia. Nie dość bowiem, że wygląda (szczególnie z rudymi frontami) tak, że raczej znudzić się nim nie sposób, każdorazowa wymiana lamp będzie działała na niego niczym pięciogwiazdkowe SPA, to przede wszystkim gra tak, że klękajcie narody. Nic tylko słuchać, słuchać, słuchać …

Marcin Olszewski

System wykorzystywany w teście:
– transport: CEC TL 0 3.0
– streamer: Lumin U2 Mini + switch Silent Angel Bonn N8
– przetwornik cyfrowo/analogowy: dCS Vivaldi DAC 2.0
– zegar wzorcowy: Mutec REF 10 SE-120
– reclocker: Mutec MC-3+USB
– Shunyata Research Omega Clock
– Shunyata Sigma V2 NR
Przedwzmacniacz liniowy: Gryphon Audio Pandora
Końcówka mocy: Gryphon Audio APEX Stereo
Kolumny: Gauder Akustik Berlina RC-11 Black Edition
Kable głośnikowe: Furutech Nanoflux-NCF Speaker Cable
IC RCA: Hijiri Million „Kiwami”, Vermouth Audio Reference
XLR: Tellurium Q Silver Diamond, Hijiri Milion „Kiwami”, Siltech Classic Legend 880i, Furutech DAS-4.1
IC cyfrowy: Hijiri HDG-X Milion
Kabel LAN: NxLT LAN FLAME
Kable zasilające: Hijiri Takumi Maestro, Furutech Project-V1, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4.1 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord, Acrolink 8N-PC8100 Performante, Synergistic Research Galileo SX AC
Stolik: BASE AUDIO 2
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END, FURUTECH e-TP80 ES NCF
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon – Clearaudio Concept
– wkładka Dynavector DV20X2H
– przedwzmacniacz gramofonowy RCM Sensor 2 mk II
– docisk płyty DS Audio ES-001
– magnetofon szpulowy Studer A80

Dystrybucja: EIC
Producent: Synthesis
Ceny
Synthesis Roma 117DC: 19 900 PLN
Synthesis Metropolis NYC500: 125 000 PLN/szt.
Synthesis PC-15EU: 2 800 PLN

Dane techniczne
Synthesis Roma 117DC
Wejścia: 4 x RCA; 1 x XLR
Czułość wejściowa:5V RMS Max
Impedancja wejściowa: 100 kΩ XLR; 47 kΩ RCA
Zastosowane lampy: 4 x 6DJ8/ECC88
Wyjścia: 1 × XLR; 2 × RCA; 1 × REC OUT (RCA)
Impedancja wyjściowa: 1 KΩ balanced XLR; 470Ω RCA
Napięcie wyjściowe: 36 V RMS XLR; 18 V RMS RCA
Wzmocnienie:+ 22,5 dB XLR;+ 16,5 dB RCA
Pasmo przenoszenia: 5Hz – 40 kHz (– 3 dB)
Zniekształcenia:< 0,1% (20 Hz – 20 kHz @ 1V RMS)
Odstęp sygnał/szum: > 90 dB “A” weighted
Przesłuch: > 80dB
Wyjście słuchawkowe:
– Impedancja wejściowa:16Ω
– Moc wyjściowa: >300mW (32Ω)
– Pasmo przenoszenia: 5Hz – 40 kHz (– 3 dB)
– Zniekształcenia:< 0,1% (20 Hz – 20 kHz)
Pobór mocy: 60W Max (< 0,5 W St-by)
Wymiary (S x G x W): 410 × 390 × 95mm
Waga: 10 kg

Synthesis Metropolis NYC50
Zastosowane lampy
Stopień wejściowy: 2 X 12AU7/ECC82
Sterujące: 2 X 12BH7
Stopień wyjściowy: 8 x KT120
Impedancja wejściowa: 100kΩ
Czułość wejściowa: 2,4V RMS (RCA);4,8V RMS (XLR)
Konstrukcja: Push-Pull Ultra linear
Moc wyjściowa: 500W RMS @ 4/8 Ω (THD 1%); 550W RMS @ 4/8 Ω (THD 3%)
Pasmo przenoszenia: 20Hz – 20kHz (± 0dB); 2Hz – 70kHz (- 3dB)
Zniekształcenia: 1% @ 1kHz (przy pełnej mocy)
Odstęp sygnał/szum: >90dB (średnio-ważone)
Wejścia: 1 szt. RCA; 1 szt. XLR
Regulacja biasu: manualna – dla każdej z lamp
Pobór mocy: 1500W Max
Wymiary (S x G x W): 470 x 620 x 260 mm
Waga: 60 kg

  1. Soundrebels.com
  2. >
  3. Synthesis Roma 117DC & Metropolis NYC500

Synthesis Roma 117DC & Metropolis NYC500
artykuł opublikowany / article published in Polish

Jeśli ktoś do tej pory uważał, że lampy nie są dla niego, bo mają za małą moc, to z 500W monoblokami Synthesis Metropolis NYC500 raczej nie powinien mieć takich obiekcji.

cdn. …