Tag Archives: Sztuka i głos


  1. Soundrebels.com
  2. >
  3. Sztuka i głos

Art and Voice / Sztuka i głos

Opinia 1

Kiedy w piątkowe, inaugurujące tegoroczne wakacje, popołudnie ruszaliśmy w kierunku stolicy Dolnego Śląska prawdę powiedziawszy nie mieliśmy bladego pojęcia co nas czeka. Ot niewinna prośba i zarazem zaproszenie od … a nie, to dosłownie za chwilę, czy nie moglibyśmy wpaść na pierwszy letni weekend i niejako przy okazji dokonać wizji lokalnej nowego punktu na audiofilskiej mapie Polski sprawiła, że załadowaliśmy „na pakę” sprzęt fotograficzny, kilka drobiazgów w stylu dopiero co zrecenzowanych Xavianów Calliope i niespiesznie poturlaliśmy się w wiadomym kierunku. Zero jakichkolwiek przecieków i kuluarowych ploteczek sprawił, że w ramach tzw. „zabicia czasu” próbowaliśmy, czysto hipotetycznie, ocenić skalę a zarazem rodzaj całego przedsięwzięcia. Ot takie podróżne zgaduj zgadula. Remont połączony z rebrandingiem któregoś z istniejących salonów na samym starcie, z wiadomych (vide branżowe ploteczki) względów, wykluczyliśmy i doszliśmy do przysłowiowej ściany. Jedyne, co patrząc na aktualne trendy, przychodziło nam do głowy to jakiś przytulny mikro-apartament, w którym po telefonicznym zaanonsowaniu chęci przybycia zainteresowani mogliby dokonywać mniej bądź bardziej krytycznych odsłuchów.
Okazało się jednak, że Wrocławskie Moje Audio, które odkąd sięgam pamięcią, niczym biblijny Naród Wybrany, egzystowało na rodzimej scenie dystrybutorów audio bez własnego salonu postanowiło zagrać va banque. Co prawda jakiś czas temu próbowało szczęścia w łódzkim Audio Atelier, lecz najwidoczniej nie był to główny cel a jedynie nieśmiałe przymiarki do tego, co właśnie mieliśmy okazję i zaszczyt odwiedzić. W zbyt górnolotną i patetyczną strunę uderzyłem? Proszę mi uwierzyć najpierw na słowo a następnie zerknąć na poniższe zdjęcia a zrozumiecie Państwo, że bynajmniej nie przesadzam, gdyż do tej pory takiego przybytku audiofilskich rozkoszy w Polsce jeszcze nie było.

Zacznijmy jednak od odpowiedniej dawki kofeiny i kropelki aromatycznego, bursztynowego destylatu. Gotowi? No to ruszamy na wirtualny spacer po zajmującym cały, ukryty w zieleni na ul. Wojszyckiej 22a piętrowy dom, nowym miejscu dedykowanej naszej pasji.

Poziom zero to strefa niezobowiązującej eksploracji oferty Mojego Audio i Audio Atelier, gdzie przynajmniej na razie większości urządzeń można dotknąć, obejrzeć i zadecydować, czy powinny one z czysto ekspozycyjno – dekoracyjnej roli stać się na nasze życzenie elementem konfigurowanego przez obsługę „salonu” (w przypadku Art and Voice pojęcie to wydaje się niezwykle płytkie i lapidarne) systemu. Wysmakowaną aranżację niezwykle oryginalnego wnętrza podkreślają nie tylko bibeloty, drobne dodatki, gołe cegły i stojący w rogu fortepian marki Blüthner, lecz również zdobiące ściany, nad wyraz intrygujące prace Andrzeja Bielawskiego. Dokładając do tego obecną za oknami zieleń i praktycznie zerowy szum tła, ruch lokalny można określić jako śladowy, już po kilku chwilach zaczynamy przestawiać się w tryb relaksu, zostawiając z drzwiami cały ten wielkomiejski pęd i pośpiech. Tutaj czas płynie zdecydowanie wolniej, nikt nikogo nie pogania, gdyż wszyscy doskonale zdają sobie sprawę, z tego, że chociażby wstępnego wyboru urządzeń, które mają sprawiać nam radość i cieszyć uszy przez długie lata należy dokonywać ze „spokojną głową”.
Wśród dość swobodnie porozstawianych obiektów westchnień złotouchej części naszej populacji odnaleźć można wyroby takich manufaktur jak m.in. Reimyo, Harmonix, Hijiri, Enacom, Encore, Lumin, Lavardin, Lecontoure, Trenner&Friedl, Isol-8, Trilogy Audio, Albedo Audio, Crayon, Bakoon Production, Xavian, AMR, Gradient, Wow Audio Labs, The Funk Firm, Fidata, Thoress, Norma Audio, Murasakino, czy Ictra Design. Krótko mówiąc jest z czego wybierać i jak sami Państwo widzicie różnorodność dostępnych form, kształtów w jakie przyobleczone zostały wszelakiej maści ustrojstwa reprodukcję dźwięku umożliwiające potrafi zaskoczyć, gdyż obok klasycznych Xavinów zupełnie bezstresowo egzystują futurystyczne Gradienty Helsinki a w sąsiedztwie Reimyo swoją semi-militarno-pomiarową aparycją kusi Thöress.
Tak jak zdążyłem już wspomnieć, „living room” na parterze to strefa wstępnych przymiarek, badania gruntu i strefa relaksu, którą opuszczając i wspinając się po schodach na pierwsze piętro wkraczamy już w obszar już bardziej sprofilowanych propozycji i skrystalizowanych oczekiwań. Na potrzeby niniejszej, weekendowej relacji Gospodarze przygotowali w dwóch z trzech dostępnych tamże pomieszczeń odsłuchowych w kompletne systemy.

W pierwszym, za sprawą wyposażonego w tytanowe, uzbrojone we wkładkę Murasakino Sumile MC, ramię gramofonu Cantano W/T królował analog. Resztę toru stanowiła elektronika oraz kolumny Thöress Puristic Audio Apparatus a całość spoczęła na ultra High-endowym i coś i się tak wydaje, że mającym właśnie swoją polską premierę, stoliku Ictra Design ITO.

Drugi set to już niejako wariacja na temat dyżurnego zestawu Jacka, czyli wspomagana przez źródło C.E.C-a elektronika Reymio z kolumnami Trenner&Friedl Isis. W ramach ewentualnego suportu i szybkich roszad tylne narożniki pomieszczenia zajmowała elektronika włoskiej Normy i francuskiego Lavardina wraz z wielce intrygującymi, nieco przywodzącymi na myśl disnejowską Evę (obiekt westchnień WALL-E-go) fińskimi Gradientami 1.4.

Jak z pewnością Państwo zauważyliście, w obu pokojach można było natknąć się na ustroje akustyczne firmy Acoustic Manufacture, które w sposób niezwykle dyskretny, spora w tym zasługa świetnego dopasowania kolorystyki ustrojów do poszczególnych aranżacji, były w stanie okiełznać akustykę zupełnie „cywilnych” wnętrz. I taki też był zamysł Gospodarzy, którzy postanowili, odchodząc od typowo salonowych, nastroszonych mało akceptowalnymi instalacjami przestrzennymi, dyfuzorami, bass-trapami etc., udowodnić, że i w normalnie urządzonych pokojach można osiągnąć wielce satysfakcjonujące rezultaty.

Niejako na deser zostawiłem skromnie stojącą w rogu ostatniego, najmniejszego i jeszcze czekającego na ostateczny szlif pomieszczenia perełkę. To bodajże ostatni, dostępny egzemplarz legendarnego i już niestety nieprodukowanego stereofonicznego wzmacniacza mocy Reymio PAT-777.

Mam nadzieję, że nie muszę nikogo z naszych Czytelników uświadamiać, iż powyższy materiał nie dość, że stanowi jedynie skromną „zajawkę” czekających na Nich w Art and Voice / Sztuka i głos trakcji, to tak naprawdę obejmuje niemalże stan developerski tytułowego salonu, który zgodnie z zapewnieniami Gospodarzy będzie dynamicznie ewoluował.
Serdecznie dziękując za zaproszenie i gościnę uczciwie muszę przyznać, że nawet w najśmielszych przypuszczeniach nie liczyłem na to, co dane mi było we Wrocławiu zobaczyć. To zupełnie inna skala, zupełnie inny poziom tak obsługi, jak i warunków odsłuchowych, do jakich zdążyli przyzwyczaić się rodzimi audiofile. Jest to bowiem nad wyraz spektakularne rozwinięcie idei, której do tej pory mieliśmy okazję doświadczyć w bydgoskim Audio-Connectcie, katowickim RCM-ie, czy też najbliższej klimatem wrocławskiej ostoi … katowickiej siedzibie Sound Clubu. Nie ukrywam też, że patrząc na powyższe placówki czuję niekłamaną, acz w pełni pozytywną zazdrość, gdyż na ich tle stolica wypada nad wyraz blado. Całe szczęście obecna sieć dróg ekspresowych, oraz autostrad pozwala w całkiem akceptowalnym czasie dotrzeć do każdej z wymienionych lokalizacji. Wystarczy jedynie odrobina dobrych chęci a tych przynajmniej u nas całe szczęście nie brakuje.
Jeśli zatem i u Państwa włączy się bakcyl audiofila-podróżnika i zapragniecie doświadczyć dolnośląskiej gościnności zapobiegliwie podaję nr. telefonu pod którym możecie dokonać stosownej rezerwacji, oraz zaanonsować swój przyjazd: +48 606276001.

Marcin Olszewski

Opinia 2

Cóż, gdy w zeszłym tygodniu kreśliłem relację z zorganizowanego przez grupę FNCE eventu, pisałem o nim, że był to swoisty rzut na przedwakacyjną taśmę tego typu przedsięwzięć. „Niestety” w dobrym tego słowa znaczeniu mający swój pomysł na życie los po raz kolejny postarał się, aby to, co wówczas wydawało się nieodwracalne, czyli w domyśle ostatnie ważne czerwcowe wydarzenie zostało brutalnie storpedowane. O co chodzi? Otóż dla potencjalnych klientów działu audio mam dwie wiadomości. Jakie i dlaczego dwie? Otóż aby wprowadzić Was w temat, muszę sparafrazować cytat z kultowego filmu Władysława Pasikowskiego „Psy 2” i zmienić frazę „złą i złą” na dobrą i dobrą. Czy to możliwe? Oczywiście, wystarczy zapoznać się z naszą relacją, a potem samemu naocznie i nauszne przekonać się, czy mamy rację. Ok. do rzeczy. Wykładając na stół pierwszą dobrą wiadomość miło mi jest poinformować wszystkich zainteresowanych, iż od tego weekendu, już oficjalnie, swoje podboje dla miłośników muzyki przez duże „M” otworzył nowy punkt na mapie wrocławskich salonów audio pod idealnie oddającą ducha tego miejsca nazwą „Art and Voice / Sztuka i głos” przy ulicy Wojszyckiej 22A. Ważną informacją dla potencjalnych zainteresowanym jest fakt, iż oferta tego muzycznego przybytku w głównej mierze (choć nie tylko) obejmować będzie produkty dystrybuowane przez Moje Audio i Audio Atelier. Oczywiście naturalną koleją rzeczy w tym miejscu w mojej relacji powinna pojawić się dogłębna wyliczanka portfolio salonu, jednak z uwagi, że obaj z Marcinem piszemy o tym samym wydarzeniu i co ważne zdaję sobie sprawę z jego drobiazgowości, nie będę się powtarzał i po info jakie brandy macie szansę w tym magicznym miejscu macie szansę usłyszeć, z premedytacją odsyłam Was do jego tekstu.

Gdy aspekt pierwszej dobrej wieści ujrzał światło dzienne, przyszedł czas na rozwikłanie zagadki drugiej. Zatem w czym rzecz? Otóż w swej kilkuletniej zabawie w wycieczki po różnych salonach audio miałem do czynienia z bardzo różnymi pod względem misji, wykończenia i panującej atmosfery miejscami. Oczywiście, wszędzie odnotowywałem bardzo szeroką ofertę i profesjonalną obsługę, a nawet duże przywiązywanie uwagi do wystroju wnętrza. Jednak o ile dotychczas aspekt samej oprawy wizualnej odwiedzanych salonów wprawiał mnie w dobrze odbierane, ale jedynie ukontentowanie, to bez kozery w przypadku tytułowego Art and Voice śmiało mogę powiedzieć, iż ta audiofilska świątynia rozbiła przysłowiowy bank. Ale nie odbierajcie tego w domenie mierności wcześniej poznanych miejsc, tylko bardzo przemyślanego tego ostatniego pod względem próby zbliżenia atmosfery salonu do przecież bardzo intymnego dla każdego z nas prywatnego domostwa.
W tym przypadku nie ma dróg na skróty. Łączące drewno, różne stadium zardzewiałej blachy i wydawałoby się ubrane w ramki zwykłe dywaniki artystyczne prace Andrzeja Bielawskiego tak fantastycznie korelują z resztą kubatury wszystkich pomieszczeń, że naprawdę wiele wykwintnych salonów handlujących sztuką mogłoby się na tym wzorować. A przecież rozprawiamy jedynie o mówiąc kolokwialnie sklepie RTV, a nie miejscu spotkań śmietanki artystycznej stolicy Dolnego Śląska. Tak tak, to wszystko zostało zaprojektowane w jednym celu, którym przed ewentualną wizytą jest wydawałoby się zbyteczne, ale po zakosztowaniu wszystkiego na własnej skórze bardzo ważne podczas przed-zakupowego obcowania z muzyką rozpieszczenie nie tylko naszego zmysłu słuchu, ale również zmysłu przyswajania wizji. Przecież nie od dzisiaj wiadomo, że muzyka inaczej brzmi w miłym, przytulnym i co w przypadku Art and Voice ważne jedynie delikatnie ubranym w akcesoria akustyczne pokoju, niż w naśladującym studio nagraniowe technicznie wyglądającym prostopadłościanie. Oczywistym było, iż gospodarz tego wydarzenia przywiązywał bardzo mocną wagę do jedynie delikatnej, a przez to akceptowalnej przez nasze kochane żony, adaptacji każdego pokoju, co sprawia, że usłyszane tam zestawienia mają duże szanse wręcz identycznie wypaść również w naszych samotniach. To zaś w aspekcie wagi sprzętu High End i jego ewentualnej zbędnej logistyki jest nie do przecenienia. Jak w takim razie wypadły widniejące na fotografiach zestawy? Jak zawsze zaznaczam, słuchanie na wyjeździe zawsze obciążone jest wieloma zmiennymi, dlatego nigdy nie podejmuję się dogłębnej oceny. Jednak trochę naginając zasady w dzisiejszej relacji wspomnę o miłym zaskoczeniu. Gospodarz salonu jedną z sal w standardowym secie (oczywiście na potrzeby klienta wszytko można skonfigurować inaczej) poświęcił znanej bywalcom jesiennej wystawy w Warszawie produktom niemieckiej marki Thoress. I wiecie co? Gdy jesienią ów set, mimo kilku prób, nie podołał moim założeniom co do jakości dźwięku, to w przypadku zadbania o odpowiednie (czytaj spełniające wymogi dobrego odsłuchu, a nie przypadkowej klitki) pomieszczenie od pierwszych chwil słuchania pomiędzy nami coś zaiskrzyło. Była swoboda, oddech, głębia sceny i to coś, co pozwala zatopić się z pięknie muzyki. Drukuję mecz? Jeśli mnie czytacie, wiecie, że jeśli kładę na szalę moje dobre imię, to musi być coś na rzeczy i właśnie w tym przypadku taki splot przyczynowo skutkowy miał miejsce. Co więcej, odwiedzając tytułowy obiekt wszystko można zweryfikować, do czego zachęcam. I tym optymistycznym akcentem zakończę ten słowotok. I nie chodzi mi w tym momencie o problem z wykreowaniem kilku dodatkowych strof, tylko licząc na ewentualną mnogość kłębiących się w Waszych myślach pytań mam nadzieję, że osobiście się tam pojawicie. Może za pierwszym razem z zakupów nic nie wyjdzie, ale zapewniam, że owa wizyta w kwestii oprawy wizualnej na długo pozostanie w Waszej pamięci.

Puentując powyższy tekst chciałbym podziękować gospodarzowi za zaproszenie, miłą atmosferę i co odpornym na piękno sztuki osobnikom homo sapiens może wydać się dziwne, za powalenie na kolana wysmakowanym designem całości projektu zwanego Art and Voice / Sztuka i głos. Nie jestem koneserem sztuki, ale będąc dalekim od statusu mecenasa śmiało mogę powiedzieć, iż ten salon oprócz ducha muzyki oferuje również sporą dawkę wysmakowanego artyzmu, co na tle konkurencji jest godnym naśladowania istnym Mount Everestem.

Jacek Pazio