Nie wiem, jak zapatrujecie się na rolę przedwzmacniacza gramofonowego w torze analogowym, ale dla mnie jego istnienie jest równoznaczne z tak ważnym dla zestawów cyfrowych przetwornikiem cyfrowo analogowym. Co prawda DAC pracuje z liczbami, a pre gramofonowe mówiąc kolokwialnie ze zwykłym prądem, ale obydwa komponenty na wyjściu podają „specyficzny” dla siebie sygnał analogowy. Dlaczego użyłem słowa „specyficzny”? Jak to dlaczego. Przecież to jest audiofilski elementarz, który uczy nas, iż każde urządzenie audio ma istotny udział w ostatecznym sznycie brzmienia całej układanki. Zatem jeśli prawię o wiedzy elementarnej, to w ogóle po co o tym wspominam? I tutaj doszliśmy clou naszego spotkania, jakim jest kanadyjski phonostage Tenor Audio. Co to ma do rzeczy? Otóż ma i to bardzo dużo, gdyż ów producent zawsze w swoich układach elektrycznych stosuje tak uwielbiane przez miłośników dobrej jakości muzyki lampy elektronowe, co jasno daje do zrozumienia w jaki świat dźwięków wkraczamy. Czy to oznacza, że przyjrzymy się lepszej stronie medalu? O nie, nie mam zamiaru wdawać się w rozstrzyganie, które święta są ważniejsze. Moje podkreślenie istnienia lamp w trzewiach każdego Tenora miało za zadanie jedynie delikatnie podkręcić towarzyszące recenzjom takich produktów emocje, a nie dzielić miłośników dobrej jakości dźwięku na koszernych i niekoszernych. To jest wybór każdego z nas i nic mi do tego. Koniec kropka. Zatem skoro kości zostały rzucone, miło jest poinformować wszystkich zainteresowanych o punkcie zapalnym naszego spotkania, czyli pochodzącym z kraju klonowego liścia dostojnym przedwzmacniaczu gramofonowym Tenor Phono 1, o którego kilkutygodniową wizytę w moim systemie zadbał warszawski dystrybutor SoundClub.
Jak wygląda phonostage marki Tenor? Jak każde inne urządzenie tego producenta. Może pod względem gabarytów nie dościga topowych końcówek mocy, ale jak na komponent możliwy do zrealizowania aż do postaci maleńkiego układu elektrycznego w wielofunkcyjnych kombajnach, Phono 1 wręcz jest ogromy i piekielnie ciężki. Na szczęście pomysłodawca konstrukcji zadbał, aby jego aparycja zbytnio nie przytłaczała potencjalnego posiadacza i w kwestii projektu obudowy wspomógł się, popularnym w obecnie nastawionych na ekologię czasach, pięknie eksponującym nieregularne usłojenie drewnem frontu i górnych części bocznych ścianek. Ale nie modyfikował tego wyszukanymi odcieniami koloryzujących takie powierzchnie bejcami, czy innymi realizującymi podobne praktyki technikami, tylko wysmakowany wzór wybryków natury wykończył bezbarwną politurą. Przyznacie, że już na fotografiach wygląda to świetnie, a zapewniam, że w kontakcie organoleptycznym temat nabiera dodatkowego smaku. Front Kanadyjczyka jest lekko wyoblony, a jego narożniki w celu uniknięcia zbyt technicznego wyglądu płynnymi łukami delikatnie ścięto. Oczywistym jest, że takie urządzenie trzeba jakoś manualnie okiełznać, dlatego też w centrum awersu wydawałoby się dość odważnie, ale na żywo okazuje się, że wizualnie bardzo delikatnie, ulokowano wielofunkcyjne okrągłe okienko z mieniącym się niebieską poświatą wyświetlaczem i serią ośmiu sterujących phonostagem przycisków. Kierując wzrok ku tylnej ściance i patrząc na konstrukcję z lotu ptaka widzimy czerń boków, oraz naszpikowaną czterema sekcjami poprzecznych nacięć wentylacyjnych płytę górną. Zaś po dotarciu do rewersu okazuje się, iż mamy do dyspozycji zintegrowany z głównym włącznikiem i gniazdem bezpiecznika port prądowy, trzy wyjścia analogowe (dwa RCA i jedno XLR), trzy w podobnej konfiguracji wejścia sygnału z trzech potencjalnych ramion i wkładek, a także zaciski uziemienia i masy na obudowie. Nie wiem, co Wy na to, ale ze swojego doświadczenia z pełną odpowiedzialnością mogę przyznać, w przeciwieństwie do nawet bardzo drogiej konkurencji, oferta przyłączeniowa naszego analogowego bohatera jest przebogata.
Analiza sposobu prezentacji muzyki przez urządzenia oparte o lampy elektronowe zawsze wzbudza we mnie pewnego rodzaju emocje. I nie chodzi mi w tym momencie o obawę o końcowy wynik takiego sparingu, tylko raczej nastawiam się na zrozumienie czasem nie do końca zgodnych z moimi oczekiwaniami sonicznymi decyzji konstruktora w kwestii parafrazując klasyka z filmu „Poszukiwany poszukiwana” ilości lampy w lampie. Tak jest zawsze i prawdę mówiąc gdy kiedyś wywoływało to we mnie coś w rodzaju przedpremierowego ciśnienia, to ostatnimi czasy owo oczekiwanie na wynik stało się bardziej analizą za i przeciw, niż próbą utożsamiania się z nim. Po co o tym wspominam? Otóż nasza dzisiejsza przygoda mimo starcia z „lampiakiem” jest diametralnie inna od zdecydowanej większości jej podobnych, gdyż przed moim audiofilskim ołtarzem wylądował komponent, za który w centrum Warszawy jesteśmy w stanie kupić nieduże, ale ładne mieszkanie. Zaciekawieni? Jeśli tak, to zaczynamy.
Niniejsze zderzenie z ofertą Tenora było dla mnie bardzo pouczające. Dlaczego? Przecież nie od dzisiaj wiadomo, iż cała zabawa wokół gramofonu jest clou mojego audiofilskiego bytu i w momencie ostatecznego wyboru analog kontra cyfra wybrałbym opcję numer jeden. I zaznaczam, owa ewentualna decyzja nie jest jedynie opartym o panujący obecnie trend posiadania gramiaka pochopnym wymysłem, tylko w pełni świadomym wykorzystaniem wiedzy zdobytej przez lata zabawy w opiniowanie drogich urządzeń, która asfaltowo-zerojedynkową wojnę spycha na marginalne porównywanie jakości dźwięku cedując główną decyzję w stronę przyjemności przyswajania muzyki. Zatem gdzie jest to nowe doświadczenie? Dla mnie w nienachalnym sposobie wplecenia sznytu lampy w dobiegające do mych uszu zapisy nutowe. Oczywiście słychać było jej specyfikę, ale w bardzo elastycznym wydaniu. W czym rzecz? Gdy obrabiany przez PHONO 1 zapisany w rowku czarnej płyty materiał emanował spokojem, przekaz był zaskakująco lekki, gładki, eufoniczny i co ważne budujący niekończącą się przestrzeń. Natomiast w przypadku zachcianki typu jazda bez trzymanki, okazało się, że owa gładkość i lekkość w najmniejszym stopniu nie przeszkadzała mu w oddaniu bojowych nastrojów nawet znanych ze scenicznego szaleństwa free jazzowych muzyków. Zbierając wymienioną przed momentem wyliczankę zalet w jedną myśl powiedziałbym, że szkoła Tenora Phono 1 oferuje witalne, pełne ekspresji wysokie tony, fantastycznie nasyconą średnicę, a także energetyczne i co ważne dobrze zróżnicowane najniższe rejestry. Myślicie, że to niemożliwe? Zapewniam, że na odpowiednio wysokim, idącym w parze z jakością dźwięku poziomie cenowym wszytko jest, co tytułowy Kanadyjczyk udowadniał każdym słuchanym przy jego wykorzystaniu czarnym krążkiem. Jakieś konkrety? Ok. Swą przygodę rozpocząłem od według mojego mniemania wysokiego „c”, bowiem na talerzu SME 30 wylądował tłoczony w epoce świetności winylu krążek Ralpha Townera i Garego Burtona „Matchbook” . To ostatnio jest mój kiler dla udawaczy dobrej fonii. Tymczasem w wydaniu testowym okazało się, że w brzmieniu tych wydawałoby się bardzo dobrze znanych mi instrumentów znalazłem kilka dodatkowych aspektów typu długość i lekkość wybrzmiewania, czy mimo pewnej lampowej krągłości całości prezentacji łatwość oddzielenia ataku pałki w sztabki od będącego konsekwencją jej uderzenia wybrzmienia dźwięku wibrafonu. Zaznaczam przy tym, że za każdym razem, gdy wykorzystuję tę płytę, jest to pierwszy i zarazem najważniejszy punkt takiego testu. I gdy po latach przyglądania się różnym jego aspektom gdzieś w duchu śmiało głosiłem tezę o pozjadaniu wszelkich rozumów w tej dziedzinie, Kanadyjczyk nausznie udowodnił, jak bardzo się myliłem. W podobnym tonie, czyli konsekwentnie przesuwając znane mi dotychczas granice dobrej prezentacji, wypadła wydana na dwóch krążkach z prędkością 45 obrotów na minutę płyta Jacinty „Here’s To Ben”. Wokal wspomnianej divy aż kipiał od erotyki, ale ani przez moment nie poczułem przekroczenia cienkiej granicy przesłodzenia, czy cukierkowatości tej prezentacji. Owszem było soczyście, lotnie, ale z niezbędnym dla tego typu muzy akcentem współpracy artystki z resztą zespołu. To nie był spektakl jednego aktora, tylko pełne równouprawnienie wszystkich zgromadzonych podczas sesji nagraniowej muzyków. Każdy z nich w swoich solowych partiach dostał pełne wsparcie od kanadyjskiego pomysłu na świat dźwięków, co okazywało się występem w obfitym blasku scenicznego światła z oddaniem rzadko spotykanego gabarytowo w wektorach szerokości, głębokości i wysokości wirtualnego bytu. Dawno żaden phonostage nie wzbudził we mnie podczas testów tylu pozytywnych odczuć. Ale nie w stylu fajnie, dobrze, czy ciekawie, tylko coś na kształt słowa wybitnie, A co z tak zwanym nutowym łomotem? Tutaj posłużyłem się wydarzeniem koncertowym North Sea Jazz Festival 87 r. z udziałem Petera Brotzmann’a na saxofonie zatytułowanym „Last Exit”. Wnioski? Tak, muza była nasączona opisanymi wcześniej akcentami gładkości i soczystości, ale również pełna w tym przypadku prawdziwego koncertowego rozmachu. Nic nie zwolniła. Tryskała energią i szaleństwem. Świetne było również to, że tej prezentacji w najmniejszym stopniu nie przeszkodził minimalny sznyt szklanych baniek, co dla ich wielbicieli będzie dodatkowym plusem, a przeciwnikom wytrąci z ręki ewentualny oręż w deprecjonowaniu tego typu urządzeń. Ja ze swojej strony mogę zapewnić, nic a nic nie utraciłem z drapieżności tego stylu grania, a przecież to szaleństwo bazuje na pewnego rodzaju masochizmie słuchacza, czego na własne życzenie w pełni zaznałem. Czegóż chcieć więcej.
Wiem, testowany kanadyjski przedwzmacniacz gramofonowy Phono 1 jest dość drogi. Jednak jeśli na bazie kilkuletnich doświadczeń miałbym określić, czy wart jest żądanej za niego kwoty, z całą stanowczością odpowiadam: „TAK!” Zderzenie z nim dla wielu z Was, nawet w przypadku sporego osłuchania z urządzeniami tranzystorowymi, będzie czymś co najmniej zaskakująco ciekawym. A jeśli jesteście fanami lamp, zapewniam, że już po kilku dniach może nie być powrotu do starej konfiguracji. Każda położona na talerzu gramofonu płyta emanuje swobodą wybrzmiewania, rozmachem prezentacji i co ważne dla tego typu układów elektrycznych jedynie delikatnym sznytem lampy próżniowej. I nie ma znaczenia, czy słuchamy jazzowego plumkania, czy pełnego agresji dźwiękowej free-jazzowego koncertu, zawsze otrzymujemy spektakl na miarę najlepszych światowych konstrukcji. Czy opisywana propozycja Tenor Audio jest dla wszystkich? Szczerze? Nie wiem, jak mocno otyły musiałby być docelowy system, aby zniweczyć oferowaną przez Kanadyjczyka witalność prezentacji. Zatem jeśli czekacie na moją rekomendację, w pełni świadomie stwierdzam: „Nic tylko kupować i pławić się w pięknie muzyki”. Jednak jak wspomniałem na wstępie tego akapitu, High End rządzi się swoimi prawami, a jednym z nich jest spora cena kanadyjskiej analogowej jedynki. Owszem, trochę szkoda, że prawimy o tak wysokim progu cenowym, ale przecież nikt nie powiedział, że w zabawie w audio, a tym bardziej z jego najjaśniej błyszczącymi gwiazdami będzie lekko.
Jacek Pazio
System wykorzystywany w teście:
– źródło: transport CEC TL 0 3.0, przetwornik D/A Reimyo DAP – 999 EX Limited TOKU
– przedwzmacniacz liniowy: Robert Koda Takumi K-15
– końcówka mocy: Reimyo KAP – 777
Kolumny: Trenner & Friedl “ISIS”
Kable głośnikowe: Tellurium Q Silver Diamond, Statement
IC RCA: Hijri „Milon”,
XLR: Tellurium Q Silver Diamond
IC cyfrowy: Harmonix HS 102
Kable zasilające: Harmonix X-DC 350M2R Improved Version, Furutech NanoFlux NCF Furutech DPS-4 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi
Stolik: SOLID BASE VI
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA SS, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– akustyczne: Harmonix Room Tuning Mini Disk RFA-80i
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon:
napęd: SME 30/2
ramię: SME V
wkładka: MIYAJIMA MADAKE
przedwzmacniacz gramofonowy: RCM THERIAA
Dystrybucja: SoundClub
Cena: 195 000 PLN
Dane techniczne
Układ Dual Mono
Krzywe korekcji: Pasywna RIAA i IEC
Precyzja korekcji RIAA (20 Hz – 20 kHz): +/- 0.1dB
Wzmocnienie napięciowe: 55dB – 70dB (wybierane w krokach co 5 dB)
Max napięcie wyjściowe: 25V rms
Nominalne napięcie wyjściowe: 2V rms
S/N: <-87 dBA @ 70 dB
Separacja kanałów: <-90 dBA
Pasmo przenoszenia: 2-100 kHz
Zniekształcenia THD + N: .< 0.02%
Obciążenie wejściowe: 100 Ω, 200 Ω, 300 Ω, 400 Ω, 500 Ω, HIGH, CUSTOM
Impedancja wyjściowa: 10 Ω RCA / 100 Ω XLR
Globalne sprzężenie zwrotne: zero
Lampy (na kanał): 2 x NOS 8416, 2 x 6n6p
Soft start: 1 minuta 40 sekund
Pobór mocy: 75 W Max, <1 W Standby
Wymiary (S x G x W): 495 x 533 x 241 mm
Waga: 26.5 kg
Najnowsze komentarze