Opinia 1
Niejako dla równowagi i zarazem nieco przewrotnie, po relacjonowanej przez nas wcześniejszej, poświęconej wyłącznie źródłom cyfrowym, odsłonie wrocławskiego Audiofila przyszła pora na swoisty kontrapunkt i spotkanie ortodoksyjnie analogowe. W dodatku analogowe do tego stopnia, iż w torze zabrakło miejsca na nawet stanowiący swoisty plan awaryjny nawet najmniejszy i najbardziej symboliczny odtwarzacz CD, lub streamer. Krótko mówiąc przez dwa ostatnie dni, w Sali konferencyjnej Hotelu Qubus przy ul. Św. Marii Magdaleny 2, niepodzielnie królował winyl i to winyl w najlepszym wydaniu. Bowiem ostatnie w tym roku, weekendowe spotkanie, było zarazem inauguracją dystrybucji produktów Pear Audio przez Art&Voice, jak i oficjalną polską premierą najnowszych … hybrydowych monobloków Thöress Puristic Audio Apparatus. W dodatku Audiofila swą obecnością uświetnili goście, czyli Peter Mezek z Małżonką (Pear Audio) i Reinhard Thöress ( w tym przypadku podawanie nazwy marki wydaje się zbyteczne).
Chcąc na spokojnie zrobić zdjęcia we Wrocławiu pojawiliśmy się z ponad godzinnym wyprzedzeniem, więc nie dość, że nie musieliśmy lecieć na ostatnią chwilę, to jeszcze zdążyliśmy spokojnie sobie z przybyłymi gośćmi porozmawiać a Reinhard załapał się nawet na małą sesję fotograficzną, przy której wszystkim trudno było zachować choć odrobine powagi. No dobrze, żarty na bok – w końcu zaczęli pojawiać się pierwsi słuchacze.
Jak to zwykle w ramach działań zapoznawczo – wprowadzających bywa, obaj panowie, po kilkunastominutowej rozgrzewce muzycznej, z niezwykłą swadą i na totalnym luzie opowiadali o swoich, prezentowanych podczas pokazu produktach. Z rzeczy najistotniejszych gramofony Pear Audio to efekt długoletnich poprawek i rozwoju konstrukcji spod znaku Rational Audio TT, Well Tempered i Nottingham Analogue a tym, co Peter Mezek podkreślał wielokrotnie w jego gramofonach główną ideą jest to, by doprowadzić do sytuacji, jakby silnika wcale nie było. Zaskakujące? Pozornie tak, lecz na dłuższą metę całkiem logiczne, gdyż im mocniejszy silnik w gramofonie zastosujemy, tym w większości przypadków będzie on głośniejszy a tym samym będzie bardziej degradował brzmienie finalne danego gramofonu. W dodatku, pomimo dość ekskluzywnej – manufakturowej wręcz produkcji gramofony Pear Audio dostarczane są ich nabywcom w stanie umożliwiającym uruchomienie dosłownie w kilkanaście minut od wniesienia kartonu do domu. Z jednej strony mamy zatem kontakt z mało-seryjną produkcją dostępną jedynie w specjalistycznych salonach, audio a z drugiej prostotę i przyjazność obsługi na poziomie mainstreamowej masówki. W dodatku ceny wcale nie przyprawiają o zawrót głowy, gdyż najprostszy prezentowany we Wrocławiu gramiaczek z firmowym ramieniem wyposażonym we wkładkę Grado Black, to całkiem akceptowalne 12 000 PLN.
Natomiast Reinhard Thöress uchylił rąbka tajemnicy opowiadając o swoich najnowszych a zarazem najmocniejszych (35-40 W/Ω)w historii prowadzonej przez Niego firmy monoblokach EHT (EHT = Eintakt Hybrid Triode), w których para triod współpracuje z pojedynczym J-Fetem w stopniu wyjściowym. Nie zabrakło również ustrojów akustycznych Acoustic Manufacture, które nad wyraz tonizująco wpływały na dość surową akustykę hotelowej sali.
Oczywiście kwestia materiału muzycznego, przynajmniej do przerwy obiadowej, pozostawała pod kontrolą sprawującego pieczę nad przebiegiem odsłuchów Piotra Guzka, choć od czasu do czasu również i Krzysztof Owczarek, jako gospodarz i sprawca całego zamieszania, podrzucał na talerz topowego Kid Thomasa uzbrojonego w fenomenalną wkładkę Murasakino Sumile MC swoje propozycje, wśród których pojawiał się m.in. „Midnight Sugar” Tsuyoshi Yamamoto Trio. Oczywiście prezentowany repertuar nie opierał się li tylko na samych jazzach, gdyż było też miejsce na praktycznie cały przekrój estetyk wykonawczych począwszy od klasycznych orkiestracji Modesta Musorgskiego po „13” – kę Black Sabbath.
Jeśli natomiast chodzi o brzmienie tytułowego systemu, to … o ile mnie jeszcze pamięć nie zawodzi i poczynione w zeszłorocznej relacji wynurzenia nie prowadzą na manowce, to tym razem było bardzo podobnie pod względem namacalności dźwięku i barwy a zarazem całość została zaprezentowana z zauważalnie wyższą dynamiką, rozmachem i … precyzją. Jak się bowiem okazało w porównaniu do 20 W monobloków SET 845 niemalże dwukrotny przyrost mocy i pojawienie się w stopniu wyjściowym tranzystora sprawiły iż rockowe kawałki robiły krok, bądź nawet dwa, w kierunku brzmienia live, gdzie dźwięk nie tylko słychać, ale i czuć całym ciałem. Co ciekawe do takiej intensywności doznań wcale nie trzeba było nawet zbliżać się do dawek decybeli godnych startującego odrzutowca, gdyż bezpośredniość i niezwykła „szybkość” wysoko skutecznych kolumn 2CD12 MKII zapewniała ww. efekty już przy zaskakująco akceptowalnych poziomach głośności.
Serdecznie dziękując za zaproszenie, ekipie ART&VOICE mówimy do zobaczenia, gdyż już za trzy tygodnie powinniśmy mieć okazję się zobaczyć na zbliżającym się wielkimi krokami Audio Video Show.
Marcin Olszewski
Opinia 2
Cóż, odbywające się w dniach 27-28.10.2018r we Wrocławiu spotkanie było już ostatnim tegorocznym, a na podstawie rozmów z organizatorem tego przedsięwzięcia, z wielu mniej i bardziej merytorycznych powodów, ostatnim w ogóle mitingiem muzycznym zakręconych na punkcie dobrej jakości dźwięku melomanów z cyklu „Audiofil”, które mam przyjemność nieco Wam przybliżyć. Czym tym razem ugościł na Piotr Guzek i jego wrocławski gość – salon audio „ART&VOICE”? Bardzo ogólnie mówiąc pod pewnymi względami była to bardzo przyjemna w odbiorze, tym razem delikatnie zmodyfikowana powtórka z rozrywki. O co chodzi? Otóż głównym daniem był kompletny niemiecki system Thöress Puristic Audio Apparatus, jednak drobną różnicą w stosunku do roku poprzedniego okazały się być najnowsze hybrydowe końcówki mocy Eintakt i wspomagający niemiecką myśl techniczną gramofon wkraczającej na nasz rynek słoweńskiej marki Pear Audio. Całość sprzętu okablowano dobrze znaną wszystkim muzycznym maniakom konfekcją spod znaku Comback Corporation: Harmonix, Hijiri. Ale wbrew pozorom prawdziwą wisienką na torcie tej odsłony „Audiofila” nie był sprzęt, tylko goście, czyli właściciele prezentowanych marek: Pan Peter Mezek z małżonką i Reinhard Thöress.
Aby zrozumieć, dlaczego we wstępniaku padło twierdzenie o ponownie owocnym w pozytywne doznania pokazie, musicie wrócić pamięcią do zeszłorocznej relacji, w której na bazie zestawu opartego o wysoko skuteczne kolumny i lampowe wzmacniacze małej mocy główną wartością według mojej opinii była ogólna swoboda grania, a przez to natchniona przyjemnym powiewem realizmu prezentacja muzyki. Jak się domyślacie, podobnie było i tym razem. Jednak słowo „podobnie” jest bardzo znamiennym w skutkach, gdyż konstruktor elektroniki Reinhard Thöress pchnięty w stronę spełnienia oczekiwań melomanów w kwestii bardziej uniwersalnych, czyli znacznie mocniejszych wzmacniaczy. najpierw zaprojektował, potem wpisał w swoje portfolio i właśnie we Wrocławiu, w widniejącym na fotografiach zestawie, z powodzeniem zaprezentował słuchaczom swoje najnowsze dziecko w postaci monofonicznych końcówek mocy. Jaki był efekt takiej konfiguracji? Naturalnie idący z duchem poprzedniego pokazu jakim jest estetyka dobrej lampy, ale gdy przywołuję z pamięci zeszłoroczną imprezę, w stosunku do dzisiaj opisywanej, tamta wydawała mi się obdarzona większą witalnością. Owszem, wówczas zdarzało się, że przekaz okupiony był minimalnie mniejszą precyzją ogniskowania źródeł pozornych, ale za to całość umiejętnym unikaniem nachalnego rysowania świata muzyki wszelkie ewentualne problemy nadrabiała niepohamowaną ochotą do oddania jego ducha. Żeby było jasne, nie wartościuję obydwu ofert sonicznych z jakiejkolwiek złośliwości, tylko pokazuję palcem, gdzie tkwią teoretycznie delikatne, ale z autopsji wiem, iż często bardzo determinujące ostateczną decyzję zakupu, różnice dźwięku w ramach jednego producenta. To zaś pokazuje, że jeśli tylko odpowiada Wam ciekawa aplikacja szklanych baniek z głośnikiem typu horn w kolumnach w roli głównej, za sprawą kilku propozycji wzmocnienia Reinharda Thöressa powinniście znaleźć w jego ofercie idealnie skrojone dla siebie finalne rozwiązanie sprzętowe. Ale jak wynika z akapitu rozbiegowego, ostatni tegoroczny wrocławski „Audiofil” miał jeszcze jednego bohatera w postaci nowej marki Pear Audio, która na tle szalejących na rynku audio cen o dziwo oferuje bardzo przystępne cenowo gramofony. Może zdjęcia tego nie oddają, ale uwierzcie mi na słowo, to są małe dzieła sztuki. Co ciekawe, będące jedynie ekspozycją tańsze drapaki za sprawą ciekawego wykończenia plint cieszyły się większym zainteresowaniem słuchaczy niż będący źródłem dla całego zestawu flagowiec. Naturalnie mówię o kwestii zastosowanych oklein, a nie o umiejętnościach generowania dźwięku. Ale co jest ważne, niezaprzeczalną zaletą tych tańszych jest łatwość upgrade’u w momencie dojrzenia tematu do przejścia o oczko wyżej w hierarchii jakości fonii, co potencjalnemu zainteresowanemu pozwala uniknąć zbędnych kosztów odsprzedaży mniej rozbudowanego modelu.
Puentując tę relację chciałbym podziękować organizatorowi Piotrowi Guzkowi, salonowi audio Art&Voice i ich gościom, czyli właścicielom będących zarzewiem tej prezentacji marek Thöress i Pear Audio: Reinhardem Thöressem i Peterem Mezekiem za zaproszenie imprezę, garść technicznych informacji na temat prezentowanych produktów, a także miłą atmosferę spotkania. To był bardzo przyjemnie spędzony czas, który po raz kolejny zasiał w moim duchu ziarno pragnienia zmierzenia się z tego typu zestawem (mała moc wzmacniacza i wysoko skuteczne kolumny) na własnym podwórku. Ale nie jedynie w celach testowych, tylko o zgrozo przymiarki postawienia drugiego, całkowicie przeciwstawnego obecnie posiadanemu systemowi seta audio. Nie wiem, co z tego wyjdzie i jak się to skończy, ale jedno wiem na pewno, nie będzie to czas stracony.
Jacek Pazio
Opinia 1
Zgodnie z regułą Alfreda Hitchcocka mówiącą iż „film powinien zaczynać się od trzęsienia ziemi, potem zaś napięcie ma nieprzerwanie rosnąć” sobotnie spotkanie w ramach wrocławskiego Audiofila obfitowało w zaskakujące i nad wyraz spektakularne momenty. A zaczęło się tak niewinnie … Podróż z Warszawy minęła nam całkiem spokojnie i choć tradycyjnie nieboskłon, szczelnie zakryty był stalowo-czarnymi chmurami, co i rusz z mniejszą, bądź większą intensywnością serwował nad wyraz orzeźwiające opady niespecjalnie się tym faktem przejmowaliśmy. W końcu tradycja obowiązuje a ostatnimi czasy ilekroć wypuszczaliśmy się do stolicy Dolnego Śląska, tylekroć pogoda nazwijmy to delikatnie nie sprzyjała spacerom. Całe szczęście jechaliśmy tam w zupełnie innym celu i perspektywy na outdoorową aktywność wydawały się nad wyraz nikłe.
Na miejsce, czyli do użyczającego na potrzeby tegorocznej imprezy swą salę konferencyjną hotelu Qubus przybyliśmy jakieś dwa kwadranse z okładem przed czasem, więc mieliśmy okazję nie tylko na spokojnie poplotkować z obecnymi już na miejscu gospodarzami, czyli sprawcą całego zamieszania – Piotrem Guzkiem, gościem specjalnym – Reinhardem Thöressem, ekipą Moje Audio/Audio Atelier, oraz z obecnymi przedstawicielem zaprzyjaźnionych (wbrew pozorom i krążącym plotkom są takowe) redakcji, ale i zacząć przygotowywać, nieodzowny w takich sytuacjach, materiał zdjęciowy. I w tym momencie, znaczy się za jakieś dziesięć dwunasta, czyli godzinę oficjalnego rozpoczęcia imprezy w tzw. okamgnieniu nastały niemalże egipskie ciemności spowodowane, jak się miało okazać dość poważną awarią miejskiej sieci energetycznej.
Myliliby się jednak Ci, którzy myśleliby, że powyższa pozornie torpedująca misterne plany organizatorów niedogodność wywołała zamknięcie hotelowych podwoi, bądź wręcz odwołanie sobotnich odsłuchów. O nie. Po chwilowej konsternacji a następnie gremialnym odśpiewaniu refrenu „Always Look On The Bright Side Of Life” Monty Pythona uznaliśmy, że bezczynność podczas oczekiwania na przyjazd pogotowia energetycznego i bliżej nieokreślonej godziny usunięcia awarii jest ostatnią rzeczą jakiej wszyscy byśmy chcieli, więc … korzystając z nadarzającej się okazji zorganizowany został swoisty panel dyskusyjny a w krzyżowy ogień pytań trafił zaproszony przez polskiego dystrybutora konstruktor prezentowanej elektroniki i kolumn – Reinhard Thöress. Dzięki temu, zamiast skrótowej i możliwie skompresowanej charakterystyki grających na Audiofilu systemów mogliśmy na zupełnym luzie i nigdzie się nie spiesząc poznać ustawiony na dostarczonych przez wrocławską Galerię Audio stoliku i platformach Harmonium zestaw Thöress Puristic Audio Apparatus w składzie: przedwzmacniacz gramofonowy, przedwzmacniacz liniowy z wbudowanym wzmacniaczem słuchawkowym DFLH (dual function line & head) i 20 W monobloki SET 845 napędzające wyskokoskuteczne (97 dB) kolumny 2CD12 MKII. W roli źródła wystąpił po raz pierwszy publicznie w Polsce prezentowany projekt pana Olivera von Zedlitza – wyposażony w tytanowe ramię gramofon Cantano W/T. Uwagę przykuwała również wkładka japońskiej marki Murasakino Sumile MC, której wspornik igły wykonano z … kości wielbłąda. Jeśli kogoś powyższy metalicznie fioletowy przetwornik zaintrygował na tyle, by zastanawiać się nad jej zakupem, a proszę mi wierzyć na słowo, że gra iście zjawiskowo, to tylko z recenzenckiego obowiązku chciałbym nadmienić, iż jak przystało na jednostkową, ręczną robotę z Kraju Kwitnącej Wiśni jej cena oscyluje w granicach 35 000 PLN. Skoro już wkroczyliśmy w strefę kontrolowanego audio – szaleństwa wspomnę tylko, że na talerzu niemieckiego gramofonu spoczęła mata Harmonix TU-800M Tribute Million Maestro a zamiast firmowego docisku zastosowano nad wyraz biżuteryjnego Harmonixa TU-812MX Million Maestro.
Całe szczęście chwilę po 14-ej w gniazdkach pojawił się prąd a stojący przed licznie przybyłymi audiofilami i melomanami system wreszcie ożył. W tym momencie odbyło się oficjalne otwarcie, kilka słów wstępu i z głośników popłynęły pierwsze takty przeboju „Lucky Man” Emerson, Lake & Palmer. Powiem tak, jak na niewygrzane, czyli mające ponad dwugodzinną przerwę lampy dobiegające naszych uszu dźwięki wywołały nad wyraz entuzjastyczną reakcję publiczności chcącej jak najszybciej nadrobić czas prezentacji w trybie „unplugged”. Swoboda, dynamika i właściwa jedynie najwyższej klasy systemom organiczność sprawiły, że do przerwy obiadowej na playliście zdążyły wylądować jeszcze tylko „biedronkowy” „W Hołdzie Mistrzowi” Stanisława Soyki i koncertowy „We’re All Together Again For The First Time (Live)” Dave’a Brubecka.
Po przerwie, po raz kolejny, dla nowoprzybyłych słuchaczy odbyła się krótka charakterystyka grającego systemu a na talerzu Cantano W/T wylądował „Abraxas” Santany. I to było to, drive i dynamika nie pozwalały spokojnie usiedzieć w miejscu a widok podrygującej w rytm gitarowych riffów publiki był nad wyraz namacalnym dowodem na to, że set Thöressa potrafi grać nie tylko sam z siebie, ale i w grze na emocjach odbiorców jest wytrawnym mistrzem.
Niestety wszystko co dobre szybko się kończy, więc i my, tuż przed osiemnastą musieliśmy się pożegnać i udać się w drogę powrotną. Serdecznie dziękując za zaproszenie i gościnę mówimy do zobaczenia, gdyż nie wyobrażamy sobie sytuacji, by siódma, właśnie zakończona edycja wrocławskiego audiofila miałaby być zarazem ostatnią.
Marcin Olszewski
Opinia 2
W miniony weekend (07.-08. 10. 2017 r.) w stolicy dolnego śląska – Wrocławiu odbyła trzecia w z kolei i niestety dla stałych bywalców ostatnia w tym roku edycja fantastycznej, organizowanej przez znanego z kwiecistych opowieści na temat artystów z całego świata Piotra Guzka imprezy zatytułowanej “Audiofil”. Dlaczego fantastycznej? Ano dlatego, że może nie za każdym razem, ale stosunkowo często owe spotkania są swoistymi prapremierami dopiero co wchodzących na nasz rynek produktów. I taką, będącą pierwszymi krokami na polskiej scenie audio za sprawą wrocławskiego dystrybutora Moje Audio okazała się być właśnie dzisiaj relacjonowana przez nas odsłona tej audiofilskiej uczty. Kto zatem był bohaterem dwudniówki? Choć fotografie mogą tego nie oddać, ale dla mnie nie tylko fantastycznie prezentujący się tak od strony designu, ale również na ile jest to możliwe do ocenienia po kilku godzinach wyjazdowego odsłuchu samego dźwięku, karmiony sygnałem z gramofonu Cantano W/T z wkładką Murasakino Sumile MC zestaw wzmacniający z kolumnami włącznie niemieckiej marki Thöress Puristic Audio Apparatus. Ważnym aspektem tego pokazu była również osobista wizytacja samego producenta, która podczas bardzo swobodnych kuluarowych rozmów dawała do zrozumienia, iż mamy do czynienia nie z wszechwiedzącym konstruktorskim guru, tylko żyjącym muzyką i potrafiącym zrozumieć inne niż jego własne spojrzenie na nią człowiekiem w osobie Reinharda Thoress’a.
Kreśląc kilka zdań na temat eksponowanej elektroniki należy wspomnieć, iż oferta marki nie jest przesadnie rozbudowana. Dwa wzmacniacze zintegrowane, przedwzmacniacz liniowy, phonostage i dwie monofoniczne końcówki mocy to jej portfolio, a przy tym warto dodać, iż dwa z serii wymienionych produktów są na liście od samego powstania brandu. To zaś wyraźnie pokazuje, że właściciel, pomysłodawca i konstruktor w jednym (Reinhard Thoress) nie odcina kuponów na siłę udoskonalając wiekowe konstrukcje, tylko każdorazowe wdrożenie projektu oznacza u niego maksimum możliwości sonicznych danej konstrukcji stały i pobyt w ofercie stajni. Uczciwie, nie sądzicie?
Choć zwykle staram się tego nie robić, trochę łamiąc zasady w tym przypadku chciałbym rozwinąć wspomnianą we wstępniaku myśl na temat ogólnego odbioru przeze mnie tej prezentacji w domenie jakości dźwięku. Ale spokojnie, nie będę silił się na lanie wody na młyn świetności konstrukcji, tylko konstruktywnie stwierdzę, iż całość przekazu była wielkiej próby. I nie chodzi mi w tym momencie o rozbieranie fonii na czynniki pierwsze (zakresy poszczególnych pasm akustycznych, czy budowanie wirtualnej sceny), tylko bardzo swobodny, kreowany dużymi przetwornikami (głośnik średnio-niskotonowy i solidna wstęga) sposób przedstawienia muzyki. Naturalnie owa bardzo pozytywna opinia może być pokłosiem codziennego korzystania z 15 calowego basowca i 20-to centymetrowego średnio-tonowca, ale z zasłyszanych rozmów pośród licznie zgromadzonej, a sądzę, że z racji zainteresowań tym hobby osłuchanej publiczności wiem, iż w takich wnioskach nie byłem odosobniony. Naturalnie w całej prezentacji oprócz wysokoskutecznych kolumn swoje trzy grosze miała do powiedzenia lampowa amplifikacja i sygnał z dopracowywanego w najdrobniejszych szczegółach gramofonu, ale moje pozytywne osądy o niewymuszanym graniu w największym stopniu spowodowane są zespołami głośnikowymi. Dlatego też, przy sporej dawce pewności co do wniosków jestem bardzo ciekawy, jak sprawdzą się poszczególne klocki opisywanej układanki w testowym starciu z moim codziennym setem, co mam nadzieję dzięki przychylności dystrybutora uda mi się zweryfikować.
Puentując dzisiejszy raport z placu boju wrocławskiego “Audiofila-a” chciałbym podziękować gospodarzowi – Piotrowi Guzkowi za zaproszenie na imprezę i po raz kolejny zagwarantowanie nie tylko ciekawie rokującego w zapowiedziach, ale również potwierdzającego wszystko na pokazie wystawcy, a samemu dystrybutorowi (Moje Audio) pogratulować wprowadzania na nasz wymagający rynek bardzo trafiającego w mój dźwiękowy gust i dobrze rokującego w opinii zgromadzonych gości, pochodzącego zza naszej zachodniej granicy (Niemiec) brandu.
Jacek Pazio
Najnowsze komentarze