Opinia 1
Niejako dla równowagi i zarazem nieco przewrotnie, po relacjonowanej przez nas wcześniejszej, poświęconej wyłącznie źródłom cyfrowym, odsłonie wrocławskiego Audiofila przyszła pora na swoisty kontrapunkt i spotkanie ortodoksyjnie analogowe. W dodatku analogowe do tego stopnia, iż w torze zabrakło miejsca na nawet stanowiący swoisty plan awaryjny nawet najmniejszy i najbardziej symboliczny odtwarzacz CD, lub streamer. Krótko mówiąc przez dwa ostatnie dni, w Sali konferencyjnej Hotelu Qubus przy ul. Św. Marii Magdaleny 2, niepodzielnie królował winyl i to winyl w najlepszym wydaniu. Bowiem ostatnie w tym roku, weekendowe spotkanie, było zarazem inauguracją dystrybucji produktów Pear Audio przez Art&Voice, jak i oficjalną polską premierą najnowszych … hybrydowych monobloków Thöress Puristic Audio Apparatus. W dodatku Audiofila swą obecnością uświetnili goście, czyli Peter Mezek z Małżonką (Pear Audio) i Reinhard Thöress ( w tym przypadku podawanie nazwy marki wydaje się zbyteczne).
Chcąc na spokojnie zrobić zdjęcia we Wrocławiu pojawiliśmy się z ponad godzinnym wyprzedzeniem, więc nie dość, że nie musieliśmy lecieć na ostatnią chwilę, to jeszcze zdążyliśmy spokojnie sobie z przybyłymi gośćmi porozmawiać a Reinhard załapał się nawet na małą sesję fotograficzną, przy której wszystkim trudno było zachować choć odrobine powagi. No dobrze, żarty na bok – w końcu zaczęli pojawiać się pierwsi słuchacze.
Jak to zwykle w ramach działań zapoznawczo – wprowadzających bywa, obaj panowie, po kilkunastominutowej rozgrzewce muzycznej, z niezwykłą swadą i na totalnym luzie opowiadali o swoich, prezentowanych podczas pokazu produktach. Z rzeczy najistotniejszych gramofony Pear Audio to efekt długoletnich poprawek i rozwoju konstrukcji spod znaku Rational Audio TT, Well Tempered i Nottingham Analogue a tym, co Peter Mezek podkreślał wielokrotnie w jego gramofonach główną ideą jest to, by doprowadzić do sytuacji, jakby silnika wcale nie było. Zaskakujące? Pozornie tak, lecz na dłuższą metę całkiem logiczne, gdyż im mocniejszy silnik w gramofonie zastosujemy, tym w większości przypadków będzie on głośniejszy a tym samym będzie bardziej degradował brzmienie finalne danego gramofonu. W dodatku, pomimo dość ekskluzywnej – manufakturowej wręcz produkcji gramofony Pear Audio dostarczane są ich nabywcom w stanie umożliwiającym uruchomienie dosłownie w kilkanaście minut od wniesienia kartonu do domu. Z jednej strony mamy zatem kontakt z mało-seryjną produkcją dostępną jedynie w specjalistycznych salonach, audio a z drugiej prostotę i przyjazność obsługi na poziomie mainstreamowej masówki. W dodatku ceny wcale nie przyprawiają o zawrót głowy, gdyż najprostszy prezentowany we Wrocławiu gramiaczek z firmowym ramieniem wyposażonym we wkładkę Grado Black, to całkiem akceptowalne 12 000 PLN.
Natomiast Reinhard Thöress uchylił rąbka tajemnicy opowiadając o swoich najnowszych a zarazem najmocniejszych (35-40 W/Ω)w historii prowadzonej przez Niego firmy monoblokach EHT (EHT = Eintakt Hybrid Triode), w których para triod współpracuje z pojedynczym J-Fetem w stopniu wyjściowym. Nie zabrakło również ustrojów akustycznych Acoustic Manufacture, które nad wyraz tonizująco wpływały na dość surową akustykę hotelowej sali.
Oczywiście kwestia materiału muzycznego, przynajmniej do przerwy obiadowej, pozostawała pod kontrolą sprawującego pieczę nad przebiegiem odsłuchów Piotra Guzka, choć od czasu do czasu również i Krzysztof Owczarek, jako gospodarz i sprawca całego zamieszania, podrzucał na talerz topowego Kid Thomasa uzbrojonego w fenomenalną wkładkę Murasakino Sumile MC swoje propozycje, wśród których pojawiał się m.in. „Midnight Sugar” Tsuyoshi Yamamoto Trio. Oczywiście prezentowany repertuar nie opierał się li tylko na samych jazzach, gdyż było też miejsce na praktycznie cały przekrój estetyk wykonawczych począwszy od klasycznych orkiestracji Modesta Musorgskiego po „13” – kę Black Sabbath.
Jeśli natomiast chodzi o brzmienie tytułowego systemu, to … o ile mnie jeszcze pamięć nie zawodzi i poczynione w zeszłorocznej relacji wynurzenia nie prowadzą na manowce, to tym razem było bardzo podobnie pod względem namacalności dźwięku i barwy a zarazem całość została zaprezentowana z zauważalnie wyższą dynamiką, rozmachem i … precyzją. Jak się bowiem okazało w porównaniu do 20 W monobloków SET 845 niemalże dwukrotny przyrost mocy i pojawienie się w stopniu wyjściowym tranzystora sprawiły iż rockowe kawałki robiły krok, bądź nawet dwa, w kierunku brzmienia live, gdzie dźwięk nie tylko słychać, ale i czuć całym ciałem. Co ciekawe do takiej intensywności doznań wcale nie trzeba było nawet zbliżać się do dawek decybeli godnych startującego odrzutowca, gdyż bezpośredniość i niezwykła „szybkość” wysoko skutecznych kolumn 2CD12 MKII zapewniała ww. efekty już przy zaskakująco akceptowalnych poziomach głośności.
Serdecznie dziękując za zaproszenie, ekipie ART&VOICE mówimy do zobaczenia, gdyż już za trzy tygodnie powinniśmy mieć okazję się zobaczyć na zbliżającym się wielkimi krokami Audio Video Show.
Marcin Olszewski
Opinia 2
Cóż, odbywające się w dniach 27-28.10.2018r we Wrocławiu spotkanie było już ostatnim tegorocznym, a na podstawie rozmów z organizatorem tego przedsięwzięcia, z wielu mniej i bardziej merytorycznych powodów, ostatnim w ogóle mitingiem muzycznym zakręconych na punkcie dobrej jakości dźwięku melomanów z cyklu „Audiofil”, które mam przyjemność nieco Wam przybliżyć. Czym tym razem ugościł na Piotr Guzek i jego wrocławski gość – salon audio „ART&VOICE”? Bardzo ogólnie mówiąc pod pewnymi względami była to bardzo przyjemna w odbiorze, tym razem delikatnie zmodyfikowana powtórka z rozrywki. O co chodzi? Otóż głównym daniem był kompletny niemiecki system Thöress Puristic Audio Apparatus, jednak drobną różnicą w stosunku do roku poprzedniego okazały się być najnowsze hybrydowe końcówki mocy Eintakt i wspomagający niemiecką myśl techniczną gramofon wkraczającej na nasz rynek słoweńskiej marki Pear Audio. Całość sprzętu okablowano dobrze znaną wszystkim muzycznym maniakom konfekcją spod znaku Comback Corporation: Harmonix, Hijiri. Ale wbrew pozorom prawdziwą wisienką na torcie tej odsłony „Audiofila” nie był sprzęt, tylko goście, czyli właściciele prezentowanych marek: Pan Peter Mezek z małżonką i Reinhard Thöress.
Aby zrozumieć, dlaczego we wstępniaku padło twierdzenie o ponownie owocnym w pozytywne doznania pokazie, musicie wrócić pamięcią do zeszłorocznej relacji, w której na bazie zestawu opartego o wysoko skuteczne kolumny i lampowe wzmacniacze małej mocy główną wartością według mojej opinii była ogólna swoboda grania, a przez to natchniona przyjemnym powiewem realizmu prezentacja muzyki. Jak się domyślacie, podobnie było i tym razem. Jednak słowo „podobnie” jest bardzo znamiennym w skutkach, gdyż konstruktor elektroniki Reinhard Thöress pchnięty w stronę spełnienia oczekiwań melomanów w kwestii bardziej uniwersalnych, czyli znacznie mocniejszych wzmacniaczy. najpierw zaprojektował, potem wpisał w swoje portfolio i właśnie we Wrocławiu, w widniejącym na fotografiach zestawie, z powodzeniem zaprezentował słuchaczom swoje najnowsze dziecko w postaci monofonicznych końcówek mocy. Jaki był efekt takiej konfiguracji? Naturalnie idący z duchem poprzedniego pokazu jakim jest estetyka dobrej lampy, ale gdy przywołuję z pamięci zeszłoroczną imprezę, w stosunku do dzisiaj opisywanej, tamta wydawała mi się obdarzona większą witalnością. Owszem, wówczas zdarzało się, że przekaz okupiony był minimalnie mniejszą precyzją ogniskowania źródeł pozornych, ale za to całość umiejętnym unikaniem nachalnego rysowania świata muzyki wszelkie ewentualne problemy nadrabiała niepohamowaną ochotą do oddania jego ducha. Żeby było jasne, nie wartościuję obydwu ofert sonicznych z jakiejkolwiek złośliwości, tylko pokazuję palcem, gdzie tkwią teoretycznie delikatne, ale z autopsji wiem, iż często bardzo determinujące ostateczną decyzję zakupu, różnice dźwięku w ramach jednego producenta. To zaś pokazuje, że jeśli tylko odpowiada Wam ciekawa aplikacja szklanych baniek z głośnikiem typu horn w kolumnach w roli głównej, za sprawą kilku propozycji wzmocnienia Reinharda Thöressa powinniście znaleźć w jego ofercie idealnie skrojone dla siebie finalne rozwiązanie sprzętowe. Ale jak wynika z akapitu rozbiegowego, ostatni tegoroczny wrocławski „Audiofil” miał jeszcze jednego bohatera w postaci nowej marki Pear Audio, która na tle szalejących na rynku audio cen o dziwo oferuje bardzo przystępne cenowo gramofony. Może zdjęcia tego nie oddają, ale uwierzcie mi na słowo, to są małe dzieła sztuki. Co ciekawe, będące jedynie ekspozycją tańsze drapaki za sprawą ciekawego wykończenia plint cieszyły się większym zainteresowaniem słuchaczy niż będący źródłem dla całego zestawu flagowiec. Naturalnie mówię o kwestii zastosowanych oklein, a nie o umiejętnościach generowania dźwięku. Ale co jest ważne, niezaprzeczalną zaletą tych tańszych jest łatwość upgrade’u w momencie dojrzenia tematu do przejścia o oczko wyżej w hierarchii jakości fonii, co potencjalnemu zainteresowanemu pozwala uniknąć zbędnych kosztów odsprzedaży mniej rozbudowanego modelu.
Puentując tę relację chciałbym podziękować organizatorowi Piotrowi Guzkowi, salonowi audio Art&Voice i ich gościom, czyli właścicielom będących zarzewiem tej prezentacji marek Thöress i Pear Audio: Reinhardem Thöressem i Peterem Mezekiem za zaproszenie imprezę, garść technicznych informacji na temat prezentowanych produktów, a także miłą atmosferę spotkania. To był bardzo przyjemnie spędzony czas, który po raz kolejny zasiał w moim duchu ziarno pragnienia zmierzenia się z tego typu zestawem (mała moc wzmacniacza i wysoko skuteczne kolumny) na własnym podwórku. Ale nie jedynie w celach testowych, tylko o zgrozo przymiarki postawienia drugiego, całkowicie przeciwstawnego obecnie posiadanemu systemowi seta audio. Nie wiem, co z tego wyjdzie i jak się to skończy, ale jedno wiem na pewno, nie będzie to czas stracony.
Jacek Pazio
Przed nami trzecia dwudniowa prezentacja wrocławskiego Audiofila. Odbędzie się ona już w najbliższy weekend, w dniach 27.10 i 28.10. bieżącego roku, w godzinach: od 12.00 do 15.00 i od 16.00 do 19.00, w Sali Konferencyjnej Hotelu Qubus – Wrocław ul. Św. Marii Magdaleny 2. Wstęp wolny!
Na wystawę zaprosiliśmy jedną z najciekawszych postaci europejskiej sceny audio, właściciela i głównego konstruktora Thöress Puristic Audio Apparatus Pana Reinharda Thöressa.
Thöress to niewielka manufaktura sprzętu audio, znana przede wszystkim entuzjastom ciężkiego kalibru. Na kompletną ofertę składa się na dzień dzisiejszy w sumie osiem produktów: dwa przedwzmacniacze (w tym jeden gramofonowy), dwie monofoniczne końcówki mocy, dwa modele kolumn podłogowych oraz dwa wzmacniacze zintegrowane.
Szybki rzut oka na specyfikację oraz wygląd rzeczonych produktów daje bardzo konkretną informację, którą drogę obrał właściciel firmy. Papierowe membrany głośników, wysoka skuteczność, wszędobylskie lampy, w tym mało znane NOS-y, a także estetyka sporej części produktów rodem z lat 70. lub wcześniejszych to nie przypadek. Do tego typu produktów trzeba mieć zacięcie. Nie robi się ich też po to, żeby zarobić miliony. Nie tędy droga.
Postaramy się dla Państwa zaprezentować większość tych wspaniałych urządzeń w tym przede wszystkim najnowszy przedwzmacniacz Reinharda model DFLH (dual function line & head) oraz premierowo monofoniczne wzmacniacze mocy EHT (EHT = Eintakt Hybrid Triode w języku niemieckim) a także kolumny Thöress model 2CD12 mające bardzo wysoką skuteczność 97 dB.
W czasie naszego pokazu zaprezentujemy także naprawdę unikalny przedwzmacniacz gramofonowy. Konstrukcja Reinharda Thöressa z Akwizgranu wyróżnia się na tle innych podobnych urządzeń. Najczęściej przedwzmacniacze gramofonowe oferują tylko jedną standardową korekcję, zgodną z zaleceniami RIAA. Czasem zdarzają się urządzenia obsługujące również starsze standardy. Jednak i one nie zapewniają pełnej elastyczności w kształtowaniu charakteru brzmienia. Przedwzmacniacz Thöressa umożliwia nie tylko wybór krzywej korekcyjnej, ale i możliwość kształtowania na bieżąco przebiegu charakterystyki częstotliwościowej. Zakresy tonów niskich, przełomu basów i średnicy oraz sopranów można regulować niezależnie za pomocą przełączników obrotowych.
Wszystkie urządzenia są produkowane ręcznie w Aachen. Lutowanie punkt-w-punkt to jest kredo Reinharda, niezależnie czy w grę wchodzą wzmacniacze czy kolumny.
Rzeczą wyjątkowej powagi wg naszego konstruktora jest fakt, że nie kupuje on gotowych transformatorów. Zarówno wyjściowe, jak i mocy wytwarza sam i – nie ukrywam – niezaprzeczalnie jest to niemały powód do dumy. Mało tego, szef firmy Thöress osobiście nawija uzwojenia cewek… za pomocą wyprodukowanej w 1964 roku specjalnej maszyny niemieckiej firmy Auman. Mało tego, urodził się w tym samym roku, co uznaję za wyjątkowo ciekawy, wręcz zabawny zbieg okoliczności.
Ponieważ w czasie naszej prezentacji będziemy grali tylko z płyty winylowej postanowiliśmy pokazać gramofon równie ciekawy jak produkty marki Thöress. I mamy nadzieję, że będzie to dla Państwa wielka niespodzianka. Po raz pierwszy w Polsce zaprezentujemy gramofony pochodzącej ze Słowenii marki Pear Audio.
Kilka słów o jej historii.
Peter Mezek jest zapalonym miłośnikiem muzyki, od ponad 40 lat zawodowo związany z muzyką, sprzętem hi-fi i gramofonami. Analogowe gramofony zawsze były jego pasją, niezależnie od tego, czy był to słynny Linn Lp 12, który Peter rozprowadzał do późnych lat 80-tych, czy gramofony Well Tempered, które również dystrybuował przez wiele lat.
W 1985 r. Peter opracował swój pierwszy produkt Rational Audio TT, zaprojektowany przez Jiri Jandę, z równoległym ramieniem śledzącym, który wzbudził wiele entuzjastycznych recenzji. Gramofon został zbudowany w Czechosłowacji wyłącznie dla firmy Petera i zawierał wiele ciekawych i innowacyjnych rozwiązań technicznych. Od lat 80. Peter Mezek radzi sobie dosłownie z tysiącami gramofonów czołowych producentów, odkrywając tajniki projektów i słysząc, jak niewielkie ulepszenia lub drobne ulepszenia mogą poprawić wydajność gramofonu. Jednak to właśnie Tom Fletcher i jego podejście do konstrukcji gramofonu najbardziej wpłynęły na Petera. Na gramofonach Toma Fletchera, Peter odkrył nieznane dotąd warstwy w muzyce, której żadna inna talia nie mogła ujawnić, z tak niesamowitą muzykalnością i realizmem.
Kiedy Well Tempered został sprzedany nowym właścicielom, a części zamienne stały się niedostępne, Tom Fletcher wkroczył, aby pomóc Peterowi. Tom Fletcher zaprojektował i zbudował gramofon dla Petera, a tym samym narodził się Pear Audio Blue. W tym czasie był nadal produkowany w starej fabryce Nottingham Analogue. Ściśle współpracując przez wiele lat, Tom Fletcher dzielił się z Peterem swoimi sekretami i technologią projektowania. Zanim Tom zmarł, przekazał Peterowi pochodnię, aby idee i ideologia Toma Fletchera były kontynuowane.
Najnowsza generacja Pear Audio Blue, zaprojektowana przez Toma Fletchera, jest triumfem kulminacyjnym ciągłego rozwoju gramofonów i ramion Toma. Każdy model jest wykonywany ręcznie, jeden po drugim, przez Petera Mezka w Słowenii i poddawany jest obszernej kontroli jakości przed opuszczeniem swojego warsztatu rzemieślniczego.
Jesteśmy bardzo szczęśliwi, że Peter Mezek będzie niespodziewanym, ale jakże mile widzianym gościem w czasie naszego małego pokazu. Zaprezentujemy Państwu kilka modeli gramofonów Pear Audio: Kid Thomas, Captain John Handy oraz najnowszy model Pear Audio Little John.
Wkładka to unikalny produkt japońskiej marki Murasakino model Sumile MC.
Okablowanie systemu będzie pochodzić w Japonii. Wykorzystamy kable prądowe, sygnałowe oraz głośnikowe z firm Hijiri oraz Harmonix. Zasileniem będą opiekować się kondycjonery oraz filtry brytyjskiej firmy Isol-8, za którą stoi Nic Poulson.
Nasi przyjaciele z Włoch z firmy Music Tools dostarczą najnowszy i fantastycznie zaprojektowany stolik na którym ustawimy nasze urządzenia. Zapraszamy serdecznie na nasz mały pokaz.
Opinia 1
Kiedy w piątkowe, inaugurujące tegoroczne wakacje, popołudnie ruszaliśmy w kierunku stolicy Dolnego Śląska prawdę powiedziawszy nie mieliśmy bladego pojęcia co nas czeka. Ot niewinna prośba i zarazem zaproszenie od … a nie, to dosłownie za chwilę, czy nie moglibyśmy wpaść na pierwszy letni weekend i niejako przy okazji dokonać wizji lokalnej nowego punktu na audiofilskiej mapie Polski sprawiła, że załadowaliśmy „na pakę” sprzęt fotograficzny, kilka drobiazgów w stylu dopiero co zrecenzowanych Xavianów Calliope i niespiesznie poturlaliśmy się w wiadomym kierunku. Zero jakichkolwiek przecieków i kuluarowych ploteczek sprawił, że w ramach tzw. „zabicia czasu” próbowaliśmy, czysto hipotetycznie, ocenić skalę a zarazem rodzaj całego przedsięwzięcia. Ot takie podróżne zgaduj zgadula. Remont połączony z rebrandingiem któregoś z istniejących salonów na samym starcie, z wiadomych (vide branżowe ploteczki) względów, wykluczyliśmy i doszliśmy do przysłowiowej ściany. Jedyne, co patrząc na aktualne trendy, przychodziło nam do głowy to jakiś przytulny mikro-apartament, w którym po telefonicznym zaanonsowaniu chęci przybycia zainteresowani mogliby dokonywać mniej bądź bardziej krytycznych odsłuchów.
Okazało się jednak, że Wrocławskie Moje Audio, które odkąd sięgam pamięcią, niczym biblijny Naród Wybrany, egzystowało na rodzimej scenie dystrybutorów audio bez własnego salonu postanowiło zagrać va banque. Co prawda jakiś czas temu próbowało szczęścia w łódzkim Audio Atelier, lecz najwidoczniej nie był to główny cel a jedynie nieśmiałe przymiarki do tego, co właśnie mieliśmy okazję i zaszczyt odwiedzić. W zbyt górnolotną i patetyczną strunę uderzyłem? Proszę mi uwierzyć najpierw na słowo a następnie zerknąć na poniższe zdjęcia a zrozumiecie Państwo, że bynajmniej nie przesadzam, gdyż do tej pory takiego przybytku audiofilskich rozkoszy w Polsce jeszcze nie było.
Zacznijmy jednak od odpowiedniej dawki kofeiny i kropelki aromatycznego, bursztynowego destylatu. Gotowi? No to ruszamy na wirtualny spacer po zajmującym cały, ukryty w zieleni na ul. Wojszyckiej 22a piętrowy dom, nowym miejscu dedykowanej naszej pasji.
Poziom zero to strefa niezobowiązującej eksploracji oferty Mojego Audio i Audio Atelier, gdzie przynajmniej na razie większości urządzeń można dotknąć, obejrzeć i zadecydować, czy powinny one z czysto ekspozycyjno – dekoracyjnej roli stać się na nasze życzenie elementem konfigurowanego przez obsługę „salonu” (w przypadku Art and Voice pojęcie to wydaje się niezwykle płytkie i lapidarne) systemu. Wysmakowaną aranżację niezwykle oryginalnego wnętrza podkreślają nie tylko bibeloty, drobne dodatki, gołe cegły i stojący w rogu fortepian marki Blüthner, lecz również zdobiące ściany, nad wyraz intrygujące prace Andrzeja Bielawskiego. Dokładając do tego obecną za oknami zieleń i praktycznie zerowy szum tła, ruch lokalny można określić jako śladowy, już po kilku chwilach zaczynamy przestawiać się w tryb relaksu, zostawiając z drzwiami cały ten wielkomiejski pęd i pośpiech. Tutaj czas płynie zdecydowanie wolniej, nikt nikogo nie pogania, gdyż wszyscy doskonale zdają sobie sprawę, z tego, że chociażby wstępnego wyboru urządzeń, które mają sprawiać nam radość i cieszyć uszy przez długie lata należy dokonywać ze „spokojną głową”.
Wśród dość swobodnie porozstawianych obiektów westchnień złotouchej części naszej populacji odnaleźć można wyroby takich manufaktur jak m.in. Reimyo, Harmonix, Hijiri, Enacom, Encore, Lumin, Lavardin, Lecontoure, Trenner&Friedl, Isol-8, Trilogy Audio, Albedo Audio, Crayon, Bakoon Production, Xavian, AMR, Gradient, Wow Audio Labs, The Funk Firm, Fidata, Thoress, Norma Audio, Murasakino, czy Ictra Design. Krótko mówiąc jest z czego wybierać i jak sami Państwo widzicie różnorodność dostępnych form, kształtów w jakie przyobleczone zostały wszelakiej maści ustrojstwa reprodukcję dźwięku umożliwiające potrafi zaskoczyć, gdyż obok klasycznych Xavinów zupełnie bezstresowo egzystują futurystyczne Gradienty Helsinki a w sąsiedztwie Reimyo swoją semi-militarno-pomiarową aparycją kusi Thöress.
Tak jak zdążyłem już wspomnieć, „living room” na parterze to strefa wstępnych przymiarek, badania gruntu i strefa relaksu, którą opuszczając i wspinając się po schodach na pierwsze piętro wkraczamy już w obszar już bardziej sprofilowanych propozycji i skrystalizowanych oczekiwań. Na potrzeby niniejszej, weekendowej relacji Gospodarze przygotowali w dwóch z trzech dostępnych tamże pomieszczeń odsłuchowych w kompletne systemy.
W pierwszym, za sprawą wyposażonego w tytanowe, uzbrojone we wkładkę Murasakino Sumile MC, ramię gramofonu Cantano W/T królował analog. Resztę toru stanowiła elektronika oraz kolumny Thöress Puristic Audio Apparatus a całość spoczęła na ultra High-endowym i coś i się tak wydaje, że mającym właśnie swoją polską premierę, stoliku Ictra Design ITO.
Drugi set to już niejako wariacja na temat dyżurnego zestawu Jacka, czyli wspomagana przez źródło C.E.C-a elektronika Reymio z kolumnami Trenner&Friedl Isis. W ramach ewentualnego suportu i szybkich roszad tylne narożniki pomieszczenia zajmowała elektronika włoskiej Normy i francuskiego Lavardina wraz z wielce intrygującymi, nieco przywodzącymi na myśl disnejowską Evę (obiekt westchnień WALL-E-go) fińskimi Gradientami 1.4.
Jak z pewnością Państwo zauważyliście, w obu pokojach można było natknąć się na ustroje akustyczne firmy Acoustic Manufacture, które w sposób niezwykle dyskretny, spora w tym zasługa świetnego dopasowania kolorystyki ustrojów do poszczególnych aranżacji, były w stanie okiełznać akustykę zupełnie „cywilnych” wnętrz. I taki też był zamysł Gospodarzy, którzy postanowili, odchodząc od typowo salonowych, nastroszonych mało akceptowalnymi instalacjami przestrzennymi, dyfuzorami, bass-trapami etc., udowodnić, że i w normalnie urządzonych pokojach można osiągnąć wielce satysfakcjonujące rezultaty.
Niejako na deser zostawiłem skromnie stojącą w rogu ostatniego, najmniejszego i jeszcze czekającego na ostateczny szlif pomieszczenia perełkę. To bodajże ostatni, dostępny egzemplarz legendarnego i już niestety nieprodukowanego stereofonicznego wzmacniacza mocy Reymio PAT-777.
Mam nadzieję, że nie muszę nikogo z naszych Czytelników uświadamiać, iż powyższy materiał nie dość, że stanowi jedynie skromną „zajawkę” czekających na Nich w Art and Voice / Sztuka i głos trakcji, to tak naprawdę obejmuje niemalże stan developerski tytułowego salonu, który zgodnie z zapewnieniami Gospodarzy będzie dynamicznie ewoluował.
Serdecznie dziękując za zaproszenie i gościnę uczciwie muszę przyznać, że nawet w najśmielszych przypuszczeniach nie liczyłem na to, co dane mi było we Wrocławiu zobaczyć. To zupełnie inna skala, zupełnie inny poziom tak obsługi, jak i warunków odsłuchowych, do jakich zdążyli przyzwyczaić się rodzimi audiofile. Jest to bowiem nad wyraz spektakularne rozwinięcie idei, której do tej pory mieliśmy okazję doświadczyć w bydgoskim Audio-Connectcie, katowickim RCM-ie, czy też najbliższej klimatem wrocławskiej ostoi … katowickiej siedzibie Sound Clubu. Nie ukrywam też, że patrząc na powyższe placówki czuję niekłamaną, acz w pełni pozytywną zazdrość, gdyż na ich tle stolica wypada nad wyraz blado. Całe szczęście obecna sieć dróg ekspresowych, oraz autostrad pozwala w całkiem akceptowalnym czasie dotrzeć do każdej z wymienionych lokalizacji. Wystarczy jedynie odrobina dobrych chęci a tych przynajmniej u nas całe szczęście nie brakuje.
Jeśli zatem i u Państwa włączy się bakcyl audiofila-podróżnika i zapragniecie doświadczyć dolnośląskiej gościnności zapobiegliwie podaję nr. telefonu pod którym możecie dokonać stosownej rezerwacji, oraz zaanonsować swój przyjazd: +48 606276001.
Marcin Olszewski
Opinia 2
Cóż, gdy w zeszłym tygodniu kreśliłem relację z zorganizowanego przez grupę FNCE eventu, pisałem o nim, że był to swoisty rzut na przedwakacyjną taśmę tego typu przedsięwzięć. „Niestety” w dobrym tego słowa znaczeniu mający swój pomysł na życie los po raz kolejny postarał się, aby to, co wówczas wydawało się nieodwracalne, czyli w domyśle ostatnie ważne czerwcowe wydarzenie zostało brutalnie storpedowane. O co chodzi? Otóż dla potencjalnych klientów działu audio mam dwie wiadomości. Jakie i dlaczego dwie? Otóż aby wprowadzić Was w temat, muszę sparafrazować cytat z kultowego filmu Władysława Pasikowskiego „Psy 2” i zmienić frazę „złą i złą” na dobrą i dobrą. Czy to możliwe? Oczywiście, wystarczy zapoznać się z naszą relacją, a potem samemu naocznie i nauszne przekonać się, czy mamy rację. Ok. do rzeczy. Wykładając na stół pierwszą dobrą wiadomość miło mi jest poinformować wszystkich zainteresowanych, iż od tego weekendu, już oficjalnie, swoje podboje dla miłośników muzyki przez duże „M” otworzył nowy punkt na mapie wrocławskich salonów audio pod idealnie oddającą ducha tego miejsca nazwą „Art and Voice / Sztuka i głos” przy ulicy Wojszyckiej 22A. Ważną informacją dla potencjalnych zainteresowanym jest fakt, iż oferta tego muzycznego przybytku w głównej mierze (choć nie tylko) obejmować będzie produkty dystrybuowane przez Moje Audio i Audio Atelier. Oczywiście naturalną koleją rzeczy w tym miejscu w mojej relacji powinna pojawić się dogłębna wyliczanka portfolio salonu, jednak z uwagi, że obaj z Marcinem piszemy o tym samym wydarzeniu i co ważne zdaję sobie sprawę z jego drobiazgowości, nie będę się powtarzał i po info jakie brandy macie szansę w tym magicznym miejscu macie szansę usłyszeć, z premedytacją odsyłam Was do jego tekstu.
Gdy aspekt pierwszej dobrej wieści ujrzał światło dzienne, przyszedł czas na rozwikłanie zagadki drugiej. Zatem w czym rzecz? Otóż w swej kilkuletniej zabawie w wycieczki po różnych salonach audio miałem do czynienia z bardzo różnymi pod względem misji, wykończenia i panującej atmosfery miejscami. Oczywiście, wszędzie odnotowywałem bardzo szeroką ofertę i profesjonalną obsługę, a nawet duże przywiązywanie uwagi do wystroju wnętrza. Jednak o ile dotychczas aspekt samej oprawy wizualnej odwiedzanych salonów wprawiał mnie w dobrze odbierane, ale jedynie ukontentowanie, to bez kozery w przypadku tytułowego Art and Voice śmiało mogę powiedzieć, iż ta audiofilska świątynia rozbiła przysłowiowy bank. Ale nie odbierajcie tego w domenie mierności wcześniej poznanych miejsc, tylko bardzo przemyślanego tego ostatniego pod względem próby zbliżenia atmosfery salonu do przecież bardzo intymnego dla każdego z nas prywatnego domostwa.
W tym przypadku nie ma dróg na skróty. Łączące drewno, różne stadium zardzewiałej blachy i wydawałoby się ubrane w ramki zwykłe dywaniki artystyczne prace Andrzeja Bielawskiego tak fantastycznie korelują z resztą kubatury wszystkich pomieszczeń, że naprawdę wiele wykwintnych salonów handlujących sztuką mogłoby się na tym wzorować. A przecież rozprawiamy jedynie o mówiąc kolokwialnie sklepie RTV, a nie miejscu spotkań śmietanki artystycznej stolicy Dolnego Śląska. Tak tak, to wszystko zostało zaprojektowane w jednym celu, którym przed ewentualną wizytą jest wydawałoby się zbyteczne, ale po zakosztowaniu wszystkiego na własnej skórze bardzo ważne podczas przed-zakupowego obcowania z muzyką rozpieszczenie nie tylko naszego zmysłu słuchu, ale również zmysłu przyswajania wizji. Przecież nie od dzisiaj wiadomo, że muzyka inaczej brzmi w miłym, przytulnym i co w przypadku Art and Voice ważne jedynie delikatnie ubranym w akcesoria akustyczne pokoju, niż w naśladującym studio nagraniowe technicznie wyglądającym prostopadłościanie. Oczywistym było, iż gospodarz tego wydarzenia przywiązywał bardzo mocną wagę do jedynie delikatnej, a przez to akceptowalnej przez nasze kochane żony, adaptacji każdego pokoju, co sprawia, że usłyszane tam zestawienia mają duże szanse wręcz identycznie wypaść również w naszych samotniach. To zaś w aspekcie wagi sprzętu High End i jego ewentualnej zbędnej logistyki jest nie do przecenienia. Jak w takim razie wypadły widniejące na fotografiach zestawy? Jak zawsze zaznaczam, słuchanie na wyjeździe zawsze obciążone jest wieloma zmiennymi, dlatego nigdy nie podejmuję się dogłębnej oceny. Jednak trochę naginając zasady w dzisiejszej relacji wspomnę o miłym zaskoczeniu. Gospodarz salonu jedną z sal w standardowym secie (oczywiście na potrzeby klienta wszytko można skonfigurować inaczej) poświęcił znanej bywalcom jesiennej wystawy w Warszawie produktom niemieckiej marki Thoress. I wiecie co? Gdy jesienią ów set, mimo kilku prób, nie podołał moim założeniom co do jakości dźwięku, to w przypadku zadbania o odpowiednie (czytaj spełniające wymogi dobrego odsłuchu, a nie przypadkowej klitki) pomieszczenie od pierwszych chwil słuchania pomiędzy nami coś zaiskrzyło. Była swoboda, oddech, głębia sceny i to coś, co pozwala zatopić się z pięknie muzyki. Drukuję mecz? Jeśli mnie czytacie, wiecie, że jeśli kładę na szalę moje dobre imię, to musi być coś na rzeczy i właśnie w tym przypadku taki splot przyczynowo skutkowy miał miejsce. Co więcej, odwiedzając tytułowy obiekt wszystko można zweryfikować, do czego zachęcam. I tym optymistycznym akcentem zakończę ten słowotok. I nie chodzi mi w tym momencie o problem z wykreowaniem kilku dodatkowych strof, tylko licząc na ewentualną mnogość kłębiących się w Waszych myślach pytań mam nadzieję, że osobiście się tam pojawicie. Może za pierwszym razem z zakupów nic nie wyjdzie, ale zapewniam, że owa wizyta w kwestii oprawy wizualnej na długo pozostanie w Waszej pamięci.
Puentując powyższy tekst chciałbym podziękować gospodarzowi za zaproszenie, miłą atmosferę i co odpornym na piękno sztuki osobnikom homo sapiens może wydać się dziwne, za powalenie na kolana wysmakowanym designem całości projektu zwanego Art and Voice / Sztuka i głos. Nie jestem koneserem sztuki, ale będąc dalekim od statusu mecenasa śmiało mogę powiedzieć, iż ten salon oprócz ducha muzyki oferuje również sporą dawkę wysmakowanego artyzmu, co na tle konkurencji jest godnym naśladowania istnym Mount Everestem.
Jacek Pazio
Opinia 1
Zgodnie z regułą Alfreda Hitchcocka mówiącą iż „film powinien zaczynać się od trzęsienia ziemi, potem zaś napięcie ma nieprzerwanie rosnąć” sobotnie spotkanie w ramach wrocławskiego Audiofila obfitowało w zaskakujące i nad wyraz spektakularne momenty. A zaczęło się tak niewinnie … Podróż z Warszawy minęła nam całkiem spokojnie i choć tradycyjnie nieboskłon, szczelnie zakryty był stalowo-czarnymi chmurami, co i rusz z mniejszą, bądź większą intensywnością serwował nad wyraz orzeźwiające opady niespecjalnie się tym faktem przejmowaliśmy. W końcu tradycja obowiązuje a ostatnimi czasy ilekroć wypuszczaliśmy się do stolicy Dolnego Śląska, tylekroć pogoda nazwijmy to delikatnie nie sprzyjała spacerom. Całe szczęście jechaliśmy tam w zupełnie innym celu i perspektywy na outdoorową aktywność wydawały się nad wyraz nikłe.
Na miejsce, czyli do użyczającego na potrzeby tegorocznej imprezy swą salę konferencyjną hotelu Qubus przybyliśmy jakieś dwa kwadranse z okładem przed czasem, więc mieliśmy okazję nie tylko na spokojnie poplotkować z obecnymi już na miejscu gospodarzami, czyli sprawcą całego zamieszania – Piotrem Guzkiem, gościem specjalnym – Reinhardem Thöressem, ekipą Moje Audio/Audio Atelier, oraz z obecnymi przedstawicielem zaprzyjaźnionych (wbrew pozorom i krążącym plotkom są takowe) redakcji, ale i zacząć przygotowywać, nieodzowny w takich sytuacjach, materiał zdjęciowy. I w tym momencie, znaczy się za jakieś dziesięć dwunasta, czyli godzinę oficjalnego rozpoczęcia imprezy w tzw. okamgnieniu nastały niemalże egipskie ciemności spowodowane, jak się miało okazać dość poważną awarią miejskiej sieci energetycznej.
Myliliby się jednak Ci, którzy myśleliby, że powyższa pozornie torpedująca misterne plany organizatorów niedogodność wywołała zamknięcie hotelowych podwoi, bądź wręcz odwołanie sobotnich odsłuchów. O nie. Po chwilowej konsternacji a następnie gremialnym odśpiewaniu refrenu „Always Look On The Bright Side Of Life” Monty Pythona uznaliśmy, że bezczynność podczas oczekiwania na przyjazd pogotowia energetycznego i bliżej nieokreślonej godziny usunięcia awarii jest ostatnią rzeczą jakiej wszyscy byśmy chcieli, więc … korzystając z nadarzającej się okazji zorganizowany został swoisty panel dyskusyjny a w krzyżowy ogień pytań trafił zaproszony przez polskiego dystrybutora konstruktor prezentowanej elektroniki i kolumn – Reinhard Thöress. Dzięki temu, zamiast skrótowej i możliwie skompresowanej charakterystyki grających na Audiofilu systemów mogliśmy na zupełnym luzie i nigdzie się nie spiesząc poznać ustawiony na dostarczonych przez wrocławską Galerię Audio stoliku i platformach Harmonium zestaw Thöress Puristic Audio Apparatus w składzie: przedwzmacniacz gramofonowy, przedwzmacniacz liniowy z wbudowanym wzmacniaczem słuchawkowym DFLH (dual function line & head) i 20 W monobloki SET 845 napędzające wyskokoskuteczne (97 dB) kolumny 2CD12 MKII. W roli źródła wystąpił po raz pierwszy publicznie w Polsce prezentowany projekt pana Olivera von Zedlitza – wyposażony w tytanowe ramię gramofon Cantano W/T. Uwagę przykuwała również wkładka japońskiej marki Murasakino Sumile MC, której wspornik igły wykonano z … kości wielbłąda. Jeśli kogoś powyższy metalicznie fioletowy przetwornik zaintrygował na tyle, by zastanawiać się nad jej zakupem, a proszę mi wierzyć na słowo, że gra iście zjawiskowo, to tylko z recenzenckiego obowiązku chciałbym nadmienić, iż jak przystało na jednostkową, ręczną robotę z Kraju Kwitnącej Wiśni jej cena oscyluje w granicach 35 000 PLN. Skoro już wkroczyliśmy w strefę kontrolowanego audio – szaleństwa wspomnę tylko, że na talerzu niemieckiego gramofonu spoczęła mata Harmonix TU-800M Tribute Million Maestro a zamiast firmowego docisku zastosowano nad wyraz biżuteryjnego Harmonixa TU-812MX Million Maestro.
Całe szczęście chwilę po 14-ej w gniazdkach pojawił się prąd a stojący przed licznie przybyłymi audiofilami i melomanami system wreszcie ożył. W tym momencie odbyło się oficjalne otwarcie, kilka słów wstępu i z głośników popłynęły pierwsze takty przeboju „Lucky Man” Emerson, Lake & Palmer. Powiem tak, jak na niewygrzane, czyli mające ponad dwugodzinną przerwę lampy dobiegające naszych uszu dźwięki wywołały nad wyraz entuzjastyczną reakcję publiczności chcącej jak najszybciej nadrobić czas prezentacji w trybie „unplugged”. Swoboda, dynamika i właściwa jedynie najwyższej klasy systemom organiczność sprawiły, że do przerwy obiadowej na playliście zdążyły wylądować jeszcze tylko „biedronkowy” „W Hołdzie Mistrzowi” Stanisława Soyki i koncertowy „We’re All Together Again For The First Time (Live)” Dave’a Brubecka.
Po przerwie, po raz kolejny, dla nowoprzybyłych słuchaczy odbyła się krótka charakterystyka grającego systemu a na talerzu Cantano W/T wylądował „Abraxas” Santany. I to było to, drive i dynamika nie pozwalały spokojnie usiedzieć w miejscu a widok podrygującej w rytm gitarowych riffów publiki był nad wyraz namacalnym dowodem na to, że set Thöressa potrafi grać nie tylko sam z siebie, ale i w grze na emocjach odbiorców jest wytrawnym mistrzem.
Niestety wszystko co dobre szybko się kończy, więc i my, tuż przed osiemnastą musieliśmy się pożegnać i udać się w drogę powrotną. Serdecznie dziękując za zaproszenie i gościnę mówimy do zobaczenia, gdyż nie wyobrażamy sobie sytuacji, by siódma, właśnie zakończona edycja wrocławskiego audiofila miałaby być zarazem ostatnią.
Marcin Olszewski
Opinia 2
W miniony weekend (07.-08. 10. 2017 r.) w stolicy dolnego śląska – Wrocławiu odbyła trzecia w z kolei i niestety dla stałych bywalców ostatnia w tym roku edycja fantastycznej, organizowanej przez znanego z kwiecistych opowieści na temat artystów z całego świata Piotra Guzka imprezy zatytułowanej “Audiofil”. Dlaczego fantastycznej? Ano dlatego, że może nie za każdym razem, ale stosunkowo często owe spotkania są swoistymi prapremierami dopiero co wchodzących na nasz rynek produktów. I taką, będącą pierwszymi krokami na polskiej scenie audio za sprawą wrocławskiego dystrybutora Moje Audio okazała się być właśnie dzisiaj relacjonowana przez nas odsłona tej audiofilskiej uczty. Kto zatem był bohaterem dwudniówki? Choć fotografie mogą tego nie oddać, ale dla mnie nie tylko fantastycznie prezentujący się tak od strony designu, ale również na ile jest to możliwe do ocenienia po kilku godzinach wyjazdowego odsłuchu samego dźwięku, karmiony sygnałem z gramofonu Cantano W/T z wkładką Murasakino Sumile MC zestaw wzmacniający z kolumnami włącznie niemieckiej marki Thöress Puristic Audio Apparatus. Ważnym aspektem tego pokazu była również osobista wizytacja samego producenta, która podczas bardzo swobodnych kuluarowych rozmów dawała do zrozumienia, iż mamy do czynienia nie z wszechwiedzącym konstruktorskim guru, tylko żyjącym muzyką i potrafiącym zrozumieć inne niż jego własne spojrzenie na nią człowiekiem w osobie Reinharda Thoress’a.
Kreśląc kilka zdań na temat eksponowanej elektroniki należy wspomnieć, iż oferta marki nie jest przesadnie rozbudowana. Dwa wzmacniacze zintegrowane, przedwzmacniacz liniowy, phonostage i dwie monofoniczne końcówki mocy to jej portfolio, a przy tym warto dodać, iż dwa z serii wymienionych produktów są na liście od samego powstania brandu. To zaś wyraźnie pokazuje, że właściciel, pomysłodawca i konstruktor w jednym (Reinhard Thoress) nie odcina kuponów na siłę udoskonalając wiekowe konstrukcje, tylko każdorazowe wdrożenie projektu oznacza u niego maksimum możliwości sonicznych danej konstrukcji stały i pobyt w ofercie stajni. Uczciwie, nie sądzicie?
Choć zwykle staram się tego nie robić, trochę łamiąc zasady w tym przypadku chciałbym rozwinąć wspomnianą we wstępniaku myśl na temat ogólnego odbioru przeze mnie tej prezentacji w domenie jakości dźwięku. Ale spokojnie, nie będę silił się na lanie wody na młyn świetności konstrukcji, tylko konstruktywnie stwierdzę, iż całość przekazu była wielkiej próby. I nie chodzi mi w tym momencie o rozbieranie fonii na czynniki pierwsze (zakresy poszczególnych pasm akustycznych, czy budowanie wirtualnej sceny), tylko bardzo swobodny, kreowany dużymi przetwornikami (głośnik średnio-niskotonowy i solidna wstęga) sposób przedstawienia muzyki. Naturalnie owa bardzo pozytywna opinia może być pokłosiem codziennego korzystania z 15 calowego basowca i 20-to centymetrowego średnio-tonowca, ale z zasłyszanych rozmów pośród licznie zgromadzonej, a sądzę, że z racji zainteresowań tym hobby osłuchanej publiczności wiem, iż w takich wnioskach nie byłem odosobniony. Naturalnie w całej prezentacji oprócz wysokoskutecznych kolumn swoje trzy grosze miała do powiedzenia lampowa amplifikacja i sygnał z dopracowywanego w najdrobniejszych szczegółach gramofonu, ale moje pozytywne osądy o niewymuszanym graniu w największym stopniu spowodowane są zespołami głośnikowymi. Dlatego też, przy sporej dawce pewności co do wniosków jestem bardzo ciekawy, jak sprawdzą się poszczególne klocki opisywanej układanki w testowym starciu z moim codziennym setem, co mam nadzieję dzięki przychylności dystrybutora uda mi się zweryfikować.
Puentując dzisiejszy raport z placu boju wrocławskiego “Audiofila-a” chciałbym podziękować gospodarzowi – Piotrowi Guzkowi za zaproszenie na imprezę i po raz kolejny zagwarantowanie nie tylko ciekawie rokującego w zapowiedziach, ale również potwierdzającego wszystko na pokazie wystawcy, a samemu dystrybutorowi (Moje Audio) pogratulować wprowadzania na nasz wymagający rynek bardzo trafiającego w mój dźwiękowy gust i dobrze rokującego w opinii zgromadzonych gości, pochodzącego zza naszej zachodniej granicy (Niemiec) brandu.
Jacek Pazio
Przed nami trzecia i ostatnia tegoroczna dwudniowa prezentacja wrocławskiego Audiofila. Odbędzie się ona już w najbliższy weekend, w dniach 7.10 i 8.10. bieżącego roku, w godzinach: od 12.00 do 15.00 i od 16.00 do 19.00, w Sali Konferencyjnej Hotelu Qubus – Wrocław ul. Św. Marii Magdaleny 2. Wstęp wolny!
Zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami jej gospodarzami będą: Audio Atelier i Moje Audio. Poniżej informacje jakie otrzymałem od wyżej wymienionych gospodarzy:
Na wystawę zaprosiliśmy jedną z najciekawszych postaci europejskiej sceny audio, właściciela i głównego konstruktora Thöress Puristic Audio Apparatus – pana Reinharda Thöressa.
Thöress to niewielka manufaktura sprzętu audio, znana przede wszystkim entuzjastom świetnego dźwięku.
Kompletna oferta firmy to obecnie osiem produktów: dwa przedwzmacniacze (w tym jeden gramofonowy), dwie monofoniczne końcówki mocy, dwa modele kolumn podłogowych oraz dwa wzmacniacze zintegrowane.
Szybki rzut oka na specyfikację oraz wygląd rzeczonych produktów daje bardzo konkretną informację, którą drogę obrał właściciel firmy. Papierowe membrany głośników, wysoka skuteczność, wszędobylskie lampy, w tym mało znane NOS-y, a także estetyka sporej części produktów rodem z lat 70. lub wcześniejszych to nie przypadek. Do tego typu produktów trzeba mieć zacięcie. Nie robi się ich też po to, żeby zarobić miliony. Nie tędy droga.
Postaramy się dla Państwa zaprezentować większość tych wspaniałych urządzeń w tym przede wszystkim najnowszy przedwzmacniacz Reinharda model DFLH (dual function line & head) oraz monofoniczne wzmacniacze mocy na lampie 845. Pokażemy także dwa wzmacniacze zintegrowane F2A11 oraz Hybrid Triode Integrated a także kolumny modele 2CD12 (97 dB) oraz 1D8 (90 dB).
W czasie naszego pokazu zaprezentujemy także unikalny przedwzmacniacz gramofonowy. Konstrukcja Reinharda Thöressa z Akwizgranu umożliwia nie tylko wybór krzywej korekcyjnej, ale i możliwość kształtowania na bieżąco przebiegu charakterystyki częstotliwościowej. Zakresy tonów niskich, przełomu basów i średnicy oraz sopranów można regulować niezależnie za pomocą przełączników obrotowych.
Wszystkie urządzenia są produkowane ręcznie w Aachen. Lutowanie punkt-w-punkt to jest kredo Reinharda, niezależnie czy w grę wchodzą wzmacniacze czy kolumny.
Rzeczą wyjątkowej powagi wg naszego konstruktora jest fakt, że nie kupuje on gotowych transformatorów. Zarówno wyjściowe, jak i mocy wytwarza sam i – nie ukrywam – niezaprzeczalnie jest to niemały powód do dumy. Mało tego, szef firmy Thöress osobiście nawija uzwojenia cewek… za pomocą wyprodukowanej w 1964 roku specjalnej maszyny niemieckiej firmy Auman. Mało tego, urodził się w tym samym roku, co uznaję za wyjątkowo ciekawy, wręcz zabawny zbieg okoliczności.
Ponieważ w czasie naszej prezentacji będziemy grali tylko z płyty winylowej postanowiliśmy pokazać gramofon równie ciekawy jak produkty marki Thöress.
Gramofon Cantano W/T to skromny w wyrazie, bardzo wyrafinowany w budowie projekt pana Olivera von Zedlitza. Oliver jest właścicielem berlińskiej firmy CNC-Gronemann GmbH in Berlin. Głównym polem zainteresowań CNC-Gronemann, i to od 50 lat, jest produkcja elementów o wysokiej precyzji przeznaczonych do zastosowań medycznych i dla laboratoriów. Jej właściciel jest wielkim fanem analogu. Gramofony Cantano przez 13 lat kilkakrotnie zmieniały swój kształt. Przetestowano setki materiałów i ich kombinacji, przeegzaminowano wiele różnych koncepcji. Cantano W/T jest ich szczytowym osiągnięciem.
Wkładka – unikalny produkt japońskiej marki Murasakino Sumile MC.
Okablowanie – kable prądowe, sygnałowe oraz głośnikowe z firm Hijiri oraz Harmonix;.
Dzięki uprzejmości Galerii Audio wszystkie urządzenia będą zaprezentowane na fantastycznie zaprojektowanych i wyglądających stolikach firmy Harmonium.
Mamy nadzieję, że wielu melomanów i audiofilów skorzysta z możliwości posłuchania muzyki w warunkach naszego pokazu.
Serdecznie zapraszamy
Audio Atelier/ Moje Audio
I już na sam konie dwa słowa ode mnie, przed nami kolejna bardzo dobrze zapowiadająca się prezentacja. Wspaniała unikalna elektronika, coś specjalnego dla miłośników lampy i analogu. Obecność obowiązkowa!
Serdecznie zaprasza Piotr Guzek IMPRESARIAT
Najnowsze komentarze