Opinia 1
Gdy przy pomocy portalowej wyszukiwarki spojrzymy wstecz, dość szybko okaże się, iż z portfolio tytułowego Thrax-a na recenzenckim tapecie mieliśmy praktycznie wszystko. Od bogato reprezentowanej lampowej i hybrydowej sekcji wzmocnienia, przez kilka rodzajów kolumn, okablowanie, po nawet step-up wzmacniający sygnał z wkładki gramofonowej, jak oferta długa i szeroka profil brzmieniowy każdej konstrukcji bułgarskiego producenta mamy w przysłowiowym małym palcu. I gdy wydawałoby się, że nic nas specjalnie nie może zaskoczyć, sprawy mają się zgoła inaczej. Co mam na myśli? Otóż ku mojemu pozytywnemu zaskoczeniu ze wspomnianej stajni dzięki katowickiemu dystrybutorowi w nasze progi trafił kompaktowy, uzbrojony w dedykowane 9” ramię od współpracującego z Thraxem Franka Schrödera gramofon. Jednak niech nie zmyli nikogo będąca celem samym w sobie jego zgrabna aparycja, gdyż to, co zaoferował w kwestii brzmienia, stawia go na bardzo wysokim szczeblu segmentu High End. O czym mowa? Panie i panowie oto bułgarski analogowy konglomerat Thrax Audio Yatrus.
W przypadku naszego bohatera mamy do czynienia z konstrukcją miękko zawieszonego mass-loadera, czyli ciężkim i sztywnym werkiem w pływający sposób stabilizowanym na dedykowanym podłożu. Jaki jest cel takiego zabiegu? Korzyści są dwie. Jedną jest osiągnięcie zwartego, a drugą esencjonalnego brzmienia, czyli tłumacząc na nasze, uzyskanie dźwięku soczystego i zarazem dalekiego od rozmycia w kwestii kreski rysującej źródła pozorne. Owszem, to można uzyskać na kilka innych sposobów typu: całkowicie sztywny napęd (choćby niemiecki Transrotor) i miękka reszta toru lub odwrotnie, czyli bardzo miękko zawieszone i lekkie chassis (w tym przypadku mam na myśli angielskiego Linn-a) korygowane transparentną końcową konfiguracją. Jednak jak to zwykle bywa, zawsze znajdzie się osobnik chcący na starcie mieć cos w miarę uniwersalnego, co przy pomocy docelowego uzbrojenia skieruje finalne brzmienie zestawu w jedną ze stron – większej lub mniejszej miękkości, a przez to różnorodnej plastyki i dźwięczności. I myślę, że właśnie do takich melomanów skierowany jest nasz bohater. Jak jest zbudowany? Główna platforma nośna jest kanapką miękko scalonych ze sobą prostokątnych połaci aluminium. Na niej w miejscach głównego podparcia całej konstrukcji osadzono trójnożną, również kanapkową podstawę dla napędzanego bezpośrednio (Direct-Drive) talerza. Jak to zwykle bywa, w prawym tylnym rogu znalazło się miejsce dla ramienia. Zaś z lewej tylnej strony wyznaczono lokalizację sterowanego sporej średnicy pokrętłem, znajdującego się pod plintą, bezszczotkowego, elektronicznie kontrolowanego silnika prądu stałego. Jak widać, budowa Yatrusa jest dość skomplikowana, jednak dzięki zastosowanym pomysłom mimo wagi na poziomie 24 kg przyjemnie dla oka zwarta, a przy tym jako feedback scalenia kilku warstw aluminium wespół z miękkimi stopami pod główną plintą odporna na szkodliwe wibracje. Wieńcząc opis budowy wspomnę jeszcze o wykorzystany podczas testu ramieniu. Te pochodzi od znanego sporej grupie piewców analogu Franka Schrödera i wersji testowej była to wersja 9” oparta o rurkę z Karbonu. Jego najważniejsze cechy, to zastosowanie hybrydowych łożysk ceramicznych, realizowane za pomocą magnesów tłumienie w płaszczyźnie poziomej oraz konstrukcyjna łatwość ustawiania wszelkich niezbędnych parametrów kalibracyjnych. Zwyczajowo resztę informacji o obydwu współpracujących ze sobą produktach znajdziecie w tabelce pod obiema recenzjami, dlatego z premedytacją przejdę do opisu procesu odsłuchowego.
Czym ugościł mnie tytułowy gramofon? Jak sugerują fotografie, w tym przypadku na czas testu założyłem swoją, czyli bardzo dobrze znaną od strony brzmienia wkładkę Dynavector DV-20X2H. To rylec pokazujący mocne wypełnienie, ale przy tym pazur krawędzi w dolnym i górnym zakresie, co sprawia, że wielu początkujących melomanów czasem ma problem okiełznaniem jego zalet. Tak zalet, gdyż w swym działaniu jest wyrazisty, tak jak powinna wybrzmiewać dobrze wykreowana przez gramofon muzyka. To, że obcujemy z torem analogowym, nie oznacza pławienia się w nudnym syropie. Owszem, estetyka analogowa to podstawa, jednak uderzenie energią i drapieżność dźwięku powinny być równe torowi cyfrowemu. A niestety wiele razy zderzyłem się z tą drugą opcją zestrojenia gramofonu, co w wartościach bezwzględnych w moim mniemaniu jest lekkim błędem. Jednak to wolny kraj i każdy robi to, co sprawia mu przyjemność. Na szczęście w przypadku testowej konfiguracji w odniesieniu do przed momentem opisywanej sytuacji siłowego lukrowania muzyki sprawy miały się zgoła inaczej. Jak? Tak jak sugerowałem, mass-loader Thrax-a nie tylko z premedytacją wykorzystał zalety mojej wkładki, ale znakomicie podkręcił jej brzmienie w wielu aspektach. To oznacza, że dolny zakres i środek epatowały rzadko spotykanym, skądinąd zjawiskowym, bo dźwięcznym i do tego wielobarwnym wypełnieniem, jednak cały czas wszelkie wydarzenia sceniczne miały swój znakomicie wykreowany kontur. W sobie tylko znany sposób tak soczyście podana muzyka ani razu nie przekroczyła cienkiej linii rozmycia źródeł pozornych lub ich przebasowienia. Za to zaczynając się minimalnie przed linią kolumn, w ten sposób stając się bardziej namacalną, zajmowała całość dostępnego za kolumnami i pomiędzy nimi metrażu. A to nie koniec ciekawych informacji, gdyż w sukurs takiej prezentacji szła zapisana w kodzie DNA japońskiej wkładki dźwięczność, co przekładało się nie tylko na czytelność wysokich tonów, ale ogólną rozdzielczość każdej położonej na talerzu gramofonu produkcji płytowej.
Pierwszą z brzegu wręcz pełnymi garściami czerpiącą był najnowszy, podwójny album grupy Metallica „72 Seasons”. Energia bardzo mocno grającej, a przy tym dobrze określonej w domenie ataku perkusji, wspierana podobnie reagującymi na niesione przez testowany set dobro w postaci zwartej masy, szaleńczo goniącymi poczynania bębniarza gitarami, na koniec wszystko dobrze doświetlone i zaakcentowane górnym zakresem powodowały nieodzowne ciarki na plecach. Słuchałem tej płyty już wielokrotnie, jednak nigdy w wydaniu z takim pakietem rockowych emocji. Było zjawiskowo tłusto, ale przy okazji agresywnie i z wykopem, co zazwyczaj mocno cierpi z uwagi na sporą kompresję tego materiału. Tymczasem gramofon Thrax-a przeszedł nad tym do porządku dziennego. A zapewniam, takie rozdanie soniczne z tym materiałem jest bardzo rzadkim zjawiskiem.
Innym ciekawie wypadającym krążkiem był wydany w epoce winylu materiał okazjonalnie spotykającej się niegdyś grupy The Art Ensemble Of Chicago „Urban Bushmen”. To po trosze folkowa, a trosze zahaczająca o free, ogólnie radosna, wielu artystom dająca wolną rękę muzyka instrumentalno-wokalna. Raz swawolna, innym razem melancholijna, jednak za każdym razem epatująca dźwięcznością każdej wydobytej czasem z bardzo nietypowych instrumentów nuty. I gdy wydawałoby się, że serwowana przez tytułowy gramiak zjawiskowa esencja raczej jej zaszkodzi, finalnie okazało się, że była to tak zwana woda na młyn tej produkcji. Powód? Jak pisałem, myślą przewodnią opiniowanej konfiguracji oprócz wagi, była dobra krawędź dźwięku. To zaś przy co prawda dodatkowym, ale nadal w dobrym tonie, a przez to fajnym nasyceniu powodowało, że w każdej pojawiającej się w eterze nucie mogłem się wręcz zatopić. Tak zatopić. W długości jej wybrzmiewania, dźwięczności i soczystości. Muzyka aż kapała esencją, ale ani krzty nie traciła na transparentności. Nic, tylko puścić wodzę fantazji i udać się w duchu na kreowany jak nigdy wcześniej w moim pokoju, odbywający się w 1980, a wydany na płycie w 1982 roku koncert. Oczywiście tak też zrobiłem. Ba, nawet dwa razy, gdyż posiadam dwie pozycje tego wspaniałego składu muzyków – druga, już studyjna, ale swą nieoczywistością równie intrygująca to „Nice Guys”. To była uczta, jakiej życzę każdemu z Was. Z uwagi na zastosowanie bogatej w masę wkładki nieco przesunięta w stronę większego body, ale nadal zjawiskowa. A przypominam, wiele w konfiguracjach gramofonu zależy od zastosowanego rylca. I jeśli z gęstym dla kogoś tak podana muzyka brzmiałaby zbyt rubasznie, do zmiany priorytetów w finalnym brzmieniu całości zestawu mamy bardzo krótką drogę w postaci szczodrzejszej w nasycenie igły. Zapewniam, po tym, co usłyszałem podczas kilkunastu dni zabawy z bułgarskim werkiem analogowym, Thrax Yatrus z inaczej określającą swoje priorytety wkładką również spokojnie dałby sobie radę.
Jak spuentuję powyższy opis tytułowego gramofonu? Otóż to bardzo uniwersalna konstrukcja. Dobrze odseparowana od szkodliwych wibracji podłoża i do tego masywna, co dzięki zastosowaniu odpowiedniej wkładki – takie działanie podczas procesu tworzenia sygnału jest znacznie lepsze, niż podbarwianie lub odchudzanie dźwięku resztą zestawu – przekłada się na jej łatwość w finalnym ustaleniu brzmienia. Ja za sprawą grającego gęsto i wyraziście w kwestii krawędzi Dynavectora uzyskałem świetne połączenie krągłości i blasku dźwięku, co sprawiało, że każdy rodzaj muzyki brzmiał dobrze, żeby nie powiedzieć bardzo dobrze. Czy zatem to jest propozycja dla każdego? Z wyjątkiem jednej grupy osobników kochających muzykę naturalnie tak. Kogo mam na myśli pisząc o potencjalnych oponentach? Chodzi o ortodoksyjnych audiofilów rozdrabniających przysłowiowy włos na czworo. Na to Bułgar nawet z ostro grającym rylcem nie pójdzie. Owszem, pokaże iskrę i szybkość, jednak wszystko doprawi odpowiednią wagą. Niestety kaleczyć muzyki nie pozwoli. Nie po to jest miękko zwieszonym mass-loaderem.
Jacek Pazio
Opinia 2
Początkowo w ramach przedstawienia naszego dzisiejszego bohatera chciałem zacząć od klasycznego „do trzech razy sztuka”, gdyż przynajmniej tak mi się wydawało, że właśnie dwa razy mieliśmy z nim kontakt wcześniej i finalnie dopiero trzecie podejście zaowocowało pojawieniem się wiadomego „czegoś” w naszych skromnych progach. I dobrze, tknięty podprogowym przeczuciem, że tego nie napisałem, bowiem jedynie potwierdziłbym postępującą sklerozę. A tak, robiąc użytek z wyszukiwarki okazało się, iż wokół gramofonu Thrax Yatrus, bo to nad nim w ramach niniejszej epistoły się pochylimy, krążymy od bagatela niemalże … sześciu lat, czyli od Audio Video Show 2018. Jak się z pewnością Państwo domyślacie w tzw. międzyczasie mieliśmy z nim również kontakt podczas kolejnych stołecznych AVS-ów w 2019, 2022, 2023, jak i monachijskich High Endów 2019, 2022, 2023, czyli widywaliśmy się na tyle regularnie by wystarczająco się na siebie napatrzeć, opatrzeć, czy wręcz zobojętnieć. Skoro jednak czytacie Państwo te słowa, to znak, że nic nawet zbliżonego do obojętności nas nie dotknęło a jedynie utwierdziło w słuszności pozyskania owego osobnika na przeprowadzone już w kontrolowanych warunkach, do których wystawowym szalenie daleko, testy. I do takowych, dzięki uprzejmości dystrybutora marki – katowickiego RCM-u, koniec końców doszło.
Doprawdy nie wiem o co chodzi z tym pocienianiem i odchudzaniem wszystkiego co się da, bo po slim-fitowych (oczywiście z lekkim przymrużeniem oka) Dream Petit-ach również i gramofon Thraxa wręcz idealnie wpisuje się w powyższe trendy. Nie da się bowiem ukryć, że Yatrus, przynajmniej na pierwszy rzut oka, jest zaskakująco niskoprofilową konstrukcją i to zaskakuje tym bardziej, że mamy do czynienia z „klasycznym” direct drivem, czyli modelem o napędzie bezpośrednim, więc gdzieś, w tej cienkiej jak opłatek plincie silnik trzeba było ukryć. Jak się jednak okazuje cała sztuka maskowania realnej wysokości wynoszącej całkiem standardowe 10 cm opiera się na wielowarstwowości szalenie przemyślanego projektu plastycznego. Jeśli tylko dobrze przyjrzycie się Państwo zarówno naszej relacji z procesu unboxingu, jak i powyższym zdjęciom, to odkryjecie, iż Yatrus składa się z uzbrojonej w trzy antywibracyjne nóżki plinty o grubości 20 mm (biegnące wokół nacięcie imituje jej kanapkową budowę), na której posadowiono trójramienne subchassis o dokładnie takiej samej grubości z centralnie umieszczonym silnikiem, oraz dość cienki, lecz tym razem rzeczywiście warstwowy (dolna część jest aluminiowa, górna z POM-u a na niej naklejono jeszcze gumową „slipmatę”) talerz. Głównym budulcem jest oczywiście aluminium, którego to obróbkę stojący za ww. projektem Rumen Artarski już lata temu opanował do perfekcji. Jeśli chodzi o obsługę to jest ona bajecznie prosta i intuicyjna, bowiem zarówno włączenia/wyłączenia, jak i wyboru stosownych obrotów dokonujemy usytuowanym w lewym tylnym narożniku, uzbrojonym w niewielki wyświetlacz pokrętłem.
Z kolei dedykowane 9” ramię, to już sprawka Franka Schrödera, choć jego (ramienia, nie Franka ;-) ) produkcja odbywa się w fabryce Thraxa w Sofii. Nie wdając się zbytnio w szczegóły wspomnę tylko, że zbudowano je z włókna węglowego i aluminium. Zawieszenie ma budowę krzyżową i posiada ceramiczne łożyskowanie z magnetycznym tłumieniem drgań.
Dostarczony na testy egzemplarz został uzbrojony przez nas w dyżurną, popularną i zarazem przystępną cenowo wkładkę Dynavector DV 20X2H a w trakcie testów w roli docisku wykorzystywaliśmy korygujący niecentryczność płyt DS Audio ES-001.
Przechodząc do opisu walorów sonicznych „szlifierki” Thraxa pozwolę sobie już na wstępie rozczarować wszystkich tych, którzy bazując li tylko na jego niezaprzeczalnie współczesnej, żeby nie powiedzieć futurystycznej, aparycji niejako z góry założyli, że takiż też będzie jego sznyt grania. Czyli może nie tyle kliniczny, co dość techniczny i daleki od stricte analogowych stereotypów. Tymczasem Yatrus oferuje zaskakująco dostojne, gęste i będące kwintesencją muzykalności brzmienie wypadając pod tym względem nieraz bardziej klasycznie od swojej „kanonicznie skrzynkowej” konkurencji. Zdziwieni? Jeśli tak, to znak, że nigdy, choćby przelotnie i niezobowiązująco nie dane było Państwu rzucić uchem nie tylko na naszego gościa, co na którekolwiek z urządzeń sygnowanych przez bułgarska markę, gdyż w całym jej portfolio ultra-nowoczesny, oparty na odmienianym przez wszystkie przypadki aluminium design idzie w parze z wyrafinowaną muzykalnością i koherencją przekazu. I tak też jest również tym razem. Nie ukrywam, że taki sposób prezentacji skłania bardziej do delektowania się posiadaną płytoteką w ujęciu melomańskim aniżeli audiofilskim, ale po pierwsze nikt nie broni posiadaczowi tytułowego gramofonu zaopatrzyć się w jakiś stawiający na analityczny aspekt reprodukcji „rylec” a po drugie taka jest wyznawana przez Rumena szkoła grania i też nikt nikogo siłą do niej nie ciągnie. Mamy zatem budowanie spektaklu na absolutnie czarnym tle, gdzie próżno szukać wydawać by się mogło obowiązkowego „smażenia” czy też szumu „starej płyty”. Dzięki temu nawet dalekie od referencji tłoczenia w stylu ścieżki dźwiękowej do „Wiedźmina” autorstwa Grzegorza Ciechowskiego zyskiwały na spójności i wysyceniu. Jednak owe uspójnienie nie polegało na oblaniu całości gęstym syropem i uśrednieniu przekazu a jedynie eliminację wspomnianych przed chwilą pasożytniczych artefaktów przez co prezentacja nawet cichych, czy wręcz niezauważalnych, pomijalnych wcześniej dźwięków zyskała na komunikatywności, czyli de facto również rozdzielczości. Podobny progres odnotowałem na już natywnie, z założenia mrocznym i obfitującym w iście infradźwiękowe pomruki „AFR AI D” Mariusza Dudy, gdzie owe perfekcyjne zaczernienie tła sprawiło, że definicja najniższych składowych była bardziej nie tyle ostrzejsza, bo to nie o ostrość kreślonych konturów chodzi a raczej bardziej precyzyjna. Różnica może pozornie niewielka i czysto semantyczna, lecz w życiu codziennym aż nazbyt oczywista, gdyż Thrax jest niejako przeciwieństwem wyostrzania krawędzi i sztucznego podbijania dynamiki obrazowania w stylu automatycznych HDR-ów. Tutaj wszystko ma w pełni naturalne, organiczne i co tu dużo mówić po prostu analogowe podłoże, więc wspomniany progres w domenie rozdzielczości przypomina bardziej oczyszczanie powietrza z dotychczasowego smogu i zakładanie okularów korekcyjnych po latach mrużenia oczu i prób bądź to przybliżania, bądź oddalania czytanego tekstu.
Czy owe, wspomniane wcześniej dostojeństwo i wyrafinowanie połączone z czernią tła w jakikolwiek sposób wyklucza z repertuaru gatunki muzyczne niejako z założenia oparte na szorstkości czy wręcz brudzie? Okazuje się, że absolutnie nie i co ciekawe to właśnie one stają się największymi beneficjentami obecności Thraxa w naszym systemie. Przykładowo zarówno mający dla znawców tematu black-metalowe korzenie awangardowy, pełen połamanych rytmów i progresywnej złożoności „Das Seelenbrechen” Ihsahn, jak i klasycznie heavy-metalowy „Accident of Birth” Bruce’a Dickinsona dostały potężnego kopa energii. I wcale nie chodzi w tym momencie o jakieś sztuczne wyolbrzymianie, czy też gigantomanię w pompowaniu źródeł pozornych, lecz uwolnienie drzemiącego w nich potencjału energetycznego. Skoro bowiem szum tła został sprowadzony praktycznie do zera, tło zostało kompletnie zaczernione, to logicznym jest, że nawet najcichszy akord słychać lepiej a potężne riffy, bądź uderzenie stopy ma impet apokaliptycznej nawałnicy. W dodatku garażowy brud i ziarnistość czy to warstwy wokalnej (vide growl Vegarda Sverre’a Tveitana), czy instrumentalnej nie rani uszu a jedynie jest czytelnym i oczywistym środkiem artystycznego wyrazu i natywną składową konkretnych partii stanowiących integralną część koherentnej całości.
Idąc po linii najmniejszego oporu mógłbym napisać, że Thrax Yatrus to gramofon wręcz wymarzony dla każdego analogowo zorientowanego melomana. I byłoby w tym zarówno sporo prawdy, jak i jeszcze więcej uproszczeń oraz zakładam, że nie dla wszystkich zrozumiałych skrótów myślowych. Przyjęło się bowiem uważać, iż melomani delektują się muzyką niezależnie od jej jakości co śmiem twierdzić w znacznej części jest tak dla nich , jak i bułgarskiego gramofonu krzywdzące. O ile bowiem muzyka czy jak kto woli muzykalność jest jego jedną z wielu zalet, to Yatrus nie zapomina również o rozdzielczości, wglądzie w strukturę nagrań i bogactwie audiofilskich smaczków.
Marcin Olszewski
System wykorzystywany w teście:
– transport: CEC TL 0 3.0
– streamer: Lumin U2 Mini + switch Silent Angel Bonn N8
– przetwornik cyfrowo/analogowy: dCS Vivaldi DAC 2.0
– zegar wzorcowy: Mutec REF 10 SE-120
– reclocker: Mutec MC-3+USB
– Shunyata Research Omega Clock
– Shunyata Sigma V2 NR
Przedwzmacniacz liniowy: Gryphon Audio Pandora
Końcówka mocy: Gryphon Audio APEX Stereo
Kolumny: Gauder Akustik Berlina RC-11 Black Edition
Kable głośnikowe: Furutech Nanoflux-NCF Speaker Cable
IC RCA: Hijiri Million „Kiwami”, Vermouth Audio Reference
XLR: Tellurium Q Silver Diamond, Hijiri Milion „Kiwami”, Siltech Classic Legend 880i, Furutech DAS-4.1
IC cyfrowy: Hijiri HDG-X Milion
Kabel LAN: NxLT LAN FLAME
Kable zasilające: Hijiri Takumi Maestro, Furutech Project-V1, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4.1 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord, Acrolink 8N-PC8100 Performante, Synergistic Research Galileo SX AC
Stolik: BASE AUDIO 2
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END, FURUTECH e-TP80 ES NCF
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon – Clearaudio Concept
– wkładka Dynavector DV20X2H
– przedwzmacniacz gramofonowy RCM Sensor 2 mk II
– docisk płyty DS Audio ES-001
– magnetofon szpulowy Studer A80
Dystrybucja: RCM
Producent: Thrax
Ceny
Thrax Yatrus: 15 000€
Schröder CB tonearm 9: 5 850€
Dynavector DV 20X2H: 4 700 PLN
Dane techniczne
Thrax Yatrus
Napęd: Bezpośredni
Obroty: 33/45/78 RPM
Odległość montażu ramienia: 222mm +/- 20
Zasilacz:24V
Max. pobór mocy: 36W
Wymiary (S x G x W): 450 x 400 x 100mm
Waga: 24kg
Schröder CB tonearm 9
Type: CB
Długość ramienia: 9″
Długość efektywna: 239.3 mm
Odległość montażowa: 222.0 mm
Wysięg: 17.3 mm
Kąt prowadzenia ramienia: 23°
Masa efektywna z dołączoną płytą montażową wkładki: 14 g
Masa efektywna z opcjonalną ciężką płytą montażową dedykowaną ciężkim wkładkom: 19 g
Masa efektywna z opcjonalną ciężką płytą montażową dedykowaną ultra-lekkim wkładkom: 12.5g
Materiał z jakiego wykonano ramię: Włókno węglowe
Otwór montażowy: 24-25 mm z pojedynczym otworem gwintowanym M6
Tarcie hybrydowego łożyska ceramicznego: > 2mg pionowo, > 3.5mg poziomo
Odległość między powierzchnią montażową a poziomem talerza: 25-60mm, optymalne ~30-35mm
Regulacja: VTF, VTA, wysięg, Offset angle, Azimuth, Anti-skating
Wewnętrzne okablowanie: Poddane obróbce kriogenicznej, niskostratne okablowanie miedziane o wysokiej czystości. Pojedynczy przewód od zacisków wkładki do gniazd RCA. Długość 1 m od ramienia do gniazd RCA. (dodatkowe długości dostępne na życzenie)
Podwójna przeciwwaga: Dolną przeciwwagę można wymienić na opcjonalny lżejszy lub cięższy cylinder, co pozwala na zwiększenie/zmniejszenie całkowitej masy przeciwwagi bez zmiany ogólnego rozkładu masy ramienia. Ustawienie podstawowej częstotliwości rezonansowej wkładu ramienia na 8-12 Hz zapewnia optymalną wydajność systemu.
No i mamy kolejnego prezentowanego na minionym Audio Video Show gościa, czyli minimalistyczny gramofon Thrax Yatrus.
cdn. …
Najnowsze komentarze