Tag Archives: U1 Mini


  1. Soundrebels.com
  2. >
  3. U1 Mini

Lumin U1 Mini

Link do zapowiedzi: Lumin U1 Mini

Dawno, dawno temu, kiedy na rynku pojawił się nowy gracz a do sklepów trafił pierwszy odtwarzacz plików, czyli tzw. streamer sygnowany marką Lumin byłem, podobnie z resztą jak większość miłośników plikograjów, niezwykle zaintrygowany, a gdy go w końcu posłuchałem, zachwycony. Zanim jednak podjąłem decyzję o jego zakupie ni stąd ni zowąd jak przysłowiowe grzyby po deszczu w portfolio azjatyckiego producenta zaczęły pojawiać się kolejne, nieraz bliźniaczo do siebie podobne propozycje. Owa klęska urodzaju wywołała moją lekką konsternację i z tego co mi wiadomo nie byłem w niej osamotniony, gdyż utrzymując mykologiczną analogię runa leśnego w przysłowiowym barszczu wylądowało zbyt dużo grzybów. Ot odwieczny dylemat typu „osiołkowi w żłobie dano” i idealna pożywka wszelkiej maści nerwic rodem z „Dnia świra”. Nie wierzycie? No to proszę. Na chwilę obecną w katalogu Lumina znajdziemy 5 (słownie pięć) odtwarzaczy sieciowych (X1, S1, A1, T1, D2 – następcę D1) od niedawna dwa transporty (U1 i U1 Mini), wzmacniacz sieciowy (M1), końcówkę mocy (AMP) i serwer plików (L1). Wystarczy? Sądzę, że aż nadto. Z tego całego galimatiasu postarajmy się jednak wyłuskać ostatnio debiutującą nowość, czyli … U1 Mini, która dzięki uprzejmości wrocławskiego Moje Audio na dłuższą chwilę zagościła w naszej redakcji.

Lumin U1 Mini wygląda dokładnie tak, jak wcześniej recenzowany przez nas D1 a obecnie D2 i właśnie podobnie jak w przypadku D2-ki zintegrowano w nim moduł zasilający, więc tym razem nie tylko nie trzeba szukać miejsca na zewnętrzy niezbyt urodziwy zasilacz, lecz wreszcie można użyć możliwie wysokiej klasy przewodu. I w tym miejscu istotna informacja dla wszystkich tych, którzy z niepokojem patrzyli na wiszący nad tylną ścianką urządzenia „okap”. Otóż bez najmniejszego problemu da się w trójbolcowe gniazdo IEC wpiąć wtyki typu Furutech FI-28R, więc i z konkurencyjnymi wtyczkami nie powinno być najmniejszych problemów. Skoro już zacząłem wizję lokalną od „zakrystii” to pozostańmy tam jeszcze na chwilę, gdyż nawet z porządnym przewodem zasilającym cały czas mamy dostęp do włącznika głównego, co wcale też nie jest standardem. Oprócz sekcji poświęconej zasilaniu do dyspozycji otrzymujemy nad wyraz szeroki wachlarz interfejsów cyfrowych obejmujący wejścia AES/EBU, BNC, koaksjalne, optyczne TOSLINK i dwa USB. Nie zabrakło oczywiście portu Ethernet, oraz … zacisku uziemienia.
Front, jak to front – gruby płat szczotkowanego aluminium z centralnie umieszczonym czarno-zielonkawym wyświetlaczem i skromnym, firmowym logotypem tuż pod nim. Korpus stanowią dwa nakładane na siebie blaszane profile, przy czym górny, o czym zdążyłem już wspomnieć tworzy nad ściana tylna niewielki daszek. Nie da się ukryć, iż srebrna, utrzymana w naturalnej kolorystyce surowego aluminium wersja wygląda przy swoim kruczoczarnym rodzeństwie nad wyraz siermiężnie, dlatego też przed podjęciem ostatecznej decyzji warto obie dostępne opcje kolorystyczne ze sobą skonfrontować.
Wnętrze transportu dość szczelnie wypełnia błękitna płytka drukowana z identycznym, co u starszego rodzeństwa (U1) procesorem zdolnym obsłużyć zarówno sygnał DSD256, jak i PCM do 384 kHz, oraz szczelnie zabudowany – ekranowany moduł zasilający. Jednym słowem schludnie, estetycznie i jakoś tak kompletnie (przynajmniej pod względem optycznym) porównując do dość „oszczędnie” zagospodarowanej przestrzeni wewnątrz niedawno przez nas testowanego Auralica ARIES G1. Za to wynik na remis Aries wyprowadza klasą swojej obudowy, której Lumin może mu co najwyżej pozazdrościć. Jeśli jednak ktoś miałby ochotę na nieco bardziej wnikliwą zabawę w „znajdź trzy różnice” to odsyłam na strony obu producentów, którzy byli łaskawi stosowne, poglądowe zdjęcia na nich zamieścić.
Jeśli zaś chodzi o zagadnienia natury użytkowo – funkcjonalnej, to … jest nie tyle dobrze, czyli jak dotychczas, lecz lepiej i to znacznie. Otóż od ubiegłorocznego lutego, czyli od recenzji U1-ki, ekipa R&D Pixel Magic Systems Ltd. poszła wreszcie po rozum do głowy i przestała ignorować odbiorców korzystających z urządzeń pracujących pod kontrolą Androida dopracowując dedykowaną im appkę i wreszcie umożliwił z jej poziomu pełną obsługę TIDAL-a. W dodatku w pełni wspierane są pozycje Master – kodowane w MQA, które są nader zgrabnie oznaczane i po „rozpakowaniu” i ewentualnym upsamlowaniu w zrozumiałej dla większości DAC-ów postaci wysyłane na zewnątrz. Jeśli zastanawiacie się Państwo czemu tak pieję nad tym dość prozaicznym zagadnieniem proszę przy pierwszej nadarzającej okazji porównać ceny tabletów i smartfonów z obu stron cyfrowej barykady a potem na spokojnie zastanowić się nad zasadnością wydawania równowartości 1/5 ceny tytułowego streamera na coś z nadgryzionym jabłkiem, czego używać będziemy w roli bądź co bądź li tylko … pilota.

Jak to zwykle z nowościami bywa tytułowe urządzenie dotarło do mnie prosto z odprawy celnej w stanie praktycznie całkowicie dziewiczym (jakby ów stan występował w postaci połowicznej) – zafoliowane, obklejone plombami i pachnące fabryką. Pomimo późnej pory (dochodziła północ), nie zważając na głos rozsądku i … nieco zirytowanej Małżonki, zamiast czekać do rana, czym prędzej wypakowałem transport, wpiąłem w grający od ładnych paru godzin system i … tylko wzruszyłem ramionami. U1 Mini grać, grał, lecz mając na uwadze szalenie euforyczne opowieści wspomnianego dystrybutora, jak i krążące po sieci pierwsze wzmianki, gdzieś tam podświadomie liczyłem na … już teraz sam nie wiem na co, ale co najmniej na wyrwanie z kapci. Tymczasem było OK i tylko OK, ale jakoś tak nijako i niezwykle zachowawczo.
Bardziej z poczucia obowiązku, aniżeli z ciekawości, posłuchałem jeszcze przez jakieś dwa kwadranse i już bez większych emocji udałem się na zasłużony odpoczynek. Aha – Lumina zostawiłem pod prądem, z włączoną internetową stacją radiową. I to był bardzo dobry pomysł, gdyż po kilku(nastu) godzinach nieprzerwanej rozgrzewki wczesnym popołudniem zminiaturyzowana U1-ka pokazała swe zdecydowanie piękniejsze oblicze. Po pierwsze wreszcie można było mówić o firmowej – znanej z pozostałych modeli, analogowej dojrzałości, a po drugie zamiast pierwszych trzech planów do głosu doszła pełna głębia sceny. W dodatku aby to stwierdzić wcale nie musiałem sięgać po Michela Godarda i jego zjawiskowe „Monteverdi – A Trace of Grace”, gdyż nawet pozornie leniwemu, idealnemu jako tło słonecznego sobotniego poranka, albumowi „Turn Up The Quiet” Diany Krall udało się wywołać efekt przykucia do fotela. Oczywiście po Godarda też sięgnąłem, bo dzień bez niego jest dniem straconym, ale skupmy się na okołojazzowym chilloucie. W dużym uproszczeniu ww. album opiera się na zmysłowym wokalu Krall, powleczonym złotą poświatą fortepianie, plamie kontrabasu i od czasu do czasu szeleszczącej miotełkami perkusji. Towarzysząca powyższemu trio orkiestra jest z reguły na dalszym, pomijalnym i ujednolicanym planie. Tymczasem najmniejszy z Luminów był w stanie, pozostawiając ją w słusznej odległości od słuchacza, pokazać pełen jej potencjał, selektywnie wyłuskiwać poszczególne sekcje i dzięki temu zbudować fenomenalną głębię prezentowanego spektaklu. To przecież jednak dopiero początek, gdyż z każdym kolejnym dniem obserwowałem sukcesywne rozszerzanie się reprodukowanego spektrum, gdyż zarówno wysokim, jak i niskim tonom co i rusz udawało się pójść krok, bądź dwa dalej. Dlatego też co dwa-trzy dni pozwalałem sobie na tzw. powtórkę z rozrywki i weryfikację, na tym samym materiale testowym, ewentualnych zmian. O dziwo takowe, przez pierwszy tydzień niemalże nieustannej pracy niezaprzeczalnie występowały, więc zarówno „Khmer” Nilsa Pettera Molværa drążył kolejne pokłady piekielnych czeluści, jak i Klezmer Brass Allstars – „Brotherhood Of Brass” wspinał się na coraz to wyższe poziomy blaszanej jazgotliwości. Jednak co istotne, całość cały czas pozostawała spójna i proporcjonalna, więc obyło się bez zniekształceń rodem z gabinetu luster w objazdowym lunaparku.
Ponieważ producent zarówno w materiałach firmowych, jak i na stronie www zarzeka się, że od pełnowymiarowej U1-ki wersję Mini odróżnia jedynie … rozmiar i cena postanowiłem nieco odkurzyć redakcyjne archiwalia, spróbować przypomnieć sobie tamten „sound” i skonfrontować wspomnienia z dniem dzisiejszym. Wtenczas, w nieco innym niż obecnie posiadany systemie, odebrałem U1-kę jako nieco przyciemnioną, z delikatnie obniżonym środkiem ciężkości, czego szczerze nie powiedziałbym o U1Mini. W dodatku sesja z „Achtung Baby (Deluxe Edition)” U2, pokazała, że maluch nie jest aż tak dobroduszny jak jego większy brat i gdy Larry’emu zdarzyło się raz czy dwa walnąć od serca w blachy, każdorazowo zachodziłem w głowę jak przy takiej kasie cały czas gra na jakiś wystruganych z kapsli po mleku i nagrywanych mikrofonem z demobilu zestawach. Bardzo możliwe, że swoje trzy grosze dorzuciło też używane przeze mnie podczas testów okablowanie, czyli dopiero co zrecenzowany set Audiomici (Anort & Pebble Consequence) i czekający na swoje przysłowiowe pięć minut zestaw Fidaty (HFU2 i HFLC), które pod względem rozdzielczości i selektywności miały zdecydowanie więcej do zaoferowania aniżeli mój dyżurny Wireworld Starlight, czy Goldenote Firenze Silver. Szczególnie wyraźnie było to słychać na „In My Solitude: Live at Grace Cathedral” Branforda Marsalisa, gdzie wielowątkowość pogłosu budowli sakralnej stanowiła pełnowartościowy element składowy spektaklu a nie li tylko tło do popisów solisty.
Całe szczęście owa dbałość o detale i niuanse nie prowadziła do niemalże klinicznej aseptyczności, lecz była niejako dodatkiem, bonusem do soczystości i gładkości przekazu, choć wystarczyło sięgnąć po surowe i mroczne skandynawskie brzmienia w stylu „Runaljod – Ragnarok” Wardruny, by na własnej skórze doświadczyć że naga prawda nie zawsze jest piękna pięknem wymuskanych playmates, lecz również potrafi zachwycić zapachem soli, rysami smaganymi porywistym wiatrem i zadrapaniami „zdobytymi” podczas szaleńczego biegu przez las, w którym potrafią czaić się demony.

Wydawać by się mogło, że Pixel Magic Systems Ltd. wprowadzając do swojej, już i tak przebogatej oferty, owy model transportu U1 Mini robi kolejny krok ku dalszemu, może nie tyle rozmienianiu się na drobne, co komplikowaniu życia swojej potencjalnej klienteli. Tymczasem bliższy kontakt z tytułowym maluchem przynosi dość zaskakujące rezultaty. Po pierwsze rzeczywiście w mniejszej a zarazem skromniejszej, a więc i tańszej obudowie udało się zakląć przynajmniej 99,9% z brzmienia pełnowymiarowego protoplasty. Po drugie uproszczono zagadnienia natury logistycznej, wynikające z wyeliminowania zewnętrznego zasilacza i po trzecie U1 Mini jest wprost idealnym rozwiązaniem dla wszystkich posiadaczy DACów z nad wyraz szerokiego spektrum cenowego, gdyż bohater niniejszej epistoły powinien bez najmniejszych problemów sprawdzi się zarówno w towarzystwie sobie podobnych urządzeń, jak i po wielokroć droższych, byleby tylko w tym drugim przypadku pamiętać o odpowiednio wyrafinowanym okablowaniu pozwalającym w pełni rozwinąć mu skrzydła. Jeśli więc posiadacie Państwo idealnie wpasowujący się w Wasze gusta a więc z oczywistych względów wyrafinowany system i chcielibyście nie tracąc nic a nic z jego klasy zagłębić się w odmęty plików ii streamingu gorąco polecam poszukiwania rozpocząć właśnie od tego niepozornego transportu.

Marcin Olszewski

System wykorzystany podczas testu:
– CD/DAC: Ayon CD-35 (Preamp + Signature)
– Odtwarzacz plików: laptop Lenovo Z70-80 i7/16GB RAM/240GB SSD + JRiver Media Center 22 + TIDAL HiFi + JPLAY; Auralic ARIES G1; Lumin U1 Mini
– All’in’One: Naim Uniti Nova
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Gramofon: Kuzma Stabi S + Kuzma Stogi + Shelter 201
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Końcówka mocy: Bryston 4B³
– Kolumny: Gauder Akustik Arcona 80 + spike extenders
– IC RCA: Tellurium Q Silver Diamond
– IC XLR: LessLoss Anchorwave; Organic Audio; Amare Musica
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver; Audiomica Laboratory Pebble Consequence USB; Fidata HFU2
– Kable głośnikowe: Organic Audio; Signal Projects Hydra
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF
– Listwa: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS(R)
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+; Audiomica Laboratory Anort Consequence; Fidata HFLC
– Stolik: Rogoz Audio 4SM3
– Akcesoria: Sevenrods Dust-caps; Furutech CF-080 Damping Ring; Albat Revolution Loudspeaker Chip

Dystrybucja: Moje Audio
Cena: 9 590 PLN

Dane techniczne:
Obsługiwane formaty audio:
– bezstratne: DSF (DSD), DIFF (DSD), DoP (DSD); PCM : FLAC, Apple Lossless (ALAC), WAV, AIFF; kompresowane stratnie: MP3, AAC; MQA
Obsługiwane częstotliwości i rozdzielczości bitowe: DSD do DSD256 11.2 MHz, 1-bit; PCM do 384 kHz / 16–32-bit
Cyfrowy stopień wyjściowy:
USB: DSD256 – 11.2MHz, 1-bit; PCM 44.1–384 kHz / 16–24-bit,
Optical, Coaxial RCA, Coaxial BNC, AES/EBU: DSD (DoP, DSD over PCM) 2.8MHz, 1-bit; PCM 44.1kHz–192kHz, 16–24-bit
Obsługiwane protokoły: UPnP AV, Roon Ready, Spotify Connect, Apple AirPlay, Gapless Playback, On-Device Playlist
Wejścia: Ethernet RJ45 1000Base-T Gigabit, wejście USB obsługujące pamięci flash drive, USB HDD (FAT32, exFAT, NTFS i EXT2/3)
Wymiary (s x G x W): 300 x 244 x 60 mm
Waga: 3 kg

  1. Soundrebels.com
  2. >
  3. U1 Mini

Lumin U1 Mini
artykuł opublikowany / article published in Polish
artykuł opublikowany w wersji anglojęzycznej / article published in English

Walka w segmencie streamerów i transportów cyfrowych robi się coraz bardziej zacięta i jak widać wcale nie oznacza to dążenia do gigantomanii. Po wielce urodziwym Auralicu ARIES G1 przyszła pora na jego bezpośredniego konkurenta, czyli Lumina U1 Mini, który dotarł do naszej redakcji wraz z wyśmienitym okablowaniem Fidata.

cdn. …