Z pewnością nie raz i nie dwa spotkaliście się Państwo ze stwierdzeniem, że nie ma czegoś takiego jak przypadek i wszystko, nawet najmniejsze, pozornie nieistotne drobiazgi, są częścią układających się w logiczną całość zależności przyczynowo – skutkowych. Aby jednak ową logikę zauważyć trzeba popatrzeć na nią z odpowiedniej – szerszej perspektywy. Tak też było w miniony czwartkowy wieczór, gdy w warszawskim Studiu U22 pojawił się Mariusz Duda aby licznemu gronu przybyłych słuchaczy przedpremierowo zaprezentować najnowszy materiał z mającego trafić na rynek dopiero 25 maja bieżącego roku albumu „Under The Fragmented Sky”. I gdzie tu jakaś logika mógłby się ktoś spytać? W końcu spotkania w U22 mają charakter wybitnie cykliczny a do tego, że ZPAV-oski projekt „Piątków z nową muzyką” niezwykle rzadko zdarza się właśnie w piątki chyba wszyscy zdążyliśmy się już przyzwyczaić. I w tym momencie przyda się w miarę sprawnie działająca pamięć i … wspominana dosłownie przed chwilą szersza perspektywa. O co chodzi? O pozornie zaskakujący zbieg okoliczności będący tak naprawdę zdecydowanie większym i całkowicie logicznym muzycznym tryptykiem w którym świadomie, bądź nie palce maczał sprawca i gospodarz naszych wieczornych spotkań – Piotr Welc. Zaczynacie się Państwo domyślać o co chodzi? Jeśli nie, to już spieszę z pomocą.
Na początek trzeba się jednak ponad rok cofnąć do iście epickiego mini koncertu i odsłuchu debiutanckiego albumu „Songs Of Love And Death” formacji Me and That Man . Następny element naszej misternej układanki miał miejsce stosunkowo niedawno, bo zaledwie dwa tygodnie temu, gdy w Alejach Ujazdowskich zawitał Arek Jakubik ze swoim „Szatanem na Kabatach” a wczorajszy gość – Mariusz Duda przyjechał … właśnie z Kabat i co nieco o „strefie mroku”, oraz śmierci miał do powiedzenia. Przypadek? Nie sądzę.
Zanim jednak przejdziemy do dania głównego, czyli przedpremierowego odsłuchu tytułowego krążka, warto wspomnieć iż po standardowym przywitaniu miała miejsce mała retrospekcja będąca swoistą genezą powstania projektu Lunatic Soul. W końcu to jakby nie patrzeć 10-y a więc okrągły jubileusz powołania go do życia. Oczywistym było przecież, że za każdym albumem stała jakaś historia, jakieś emocje, refleksje nad otaczająca nas rzeczywistością, które w ten bądź inny sposób musiały znaleźć ujście. W dodatku Mariusz, z pomocą runicznego diagramu (The Circle of Life and Death) i przyniesionych winyli, dokonał swoistego podziału własnej twórczości na tę obrazującą obszar śmierci (strona prawa) i tę będącą przypisaną życiu (strona lewa). Abstrahując od tematyki każdego z krążków ich przynależność do konkretnego obszaru określa przede wszystkim wykorzystane na nich instrumentarium – „ciemną stronę” reprezentują instrumenty umownie określane mianem „etnicznych” a jasną – wszelakiej maści elektronika. Z resztą, wszystkim nieobeznanym z solową twórczością Mariusza Dudy warto uświadomić fakt, iż w odróżnieniu od prog-rockowego Riverside w Lunatic Soul artysta w pełni świadomie zrezygnował z gitar na rzecz właśnie elektroniki a zamiast ciężkich brzmień podążył w kierunku oniryczno-ambientowych klimatów, których inspiracji wypadałoby szukać wśród dokonań Dead Can Dance, Petera Gabriela czy formacji Hedningarna.
Co ciekawe początkowo działalność Lunatic Soul miała ograniczyć się li tylko do czarno – białego dyptyku Lunatic Soul i Lunatic Soul II, lecz na prośbę zachodniego wydawcy (Kscope Music) Mariusz zaczął pracować nad reedycją ww. albumów rozszerzonych o kilka bonusowych tracków. Jednak efekt finalny na tyle przerósł oczekiwania obu stron, że zamiast wspomnianych reedycji powstało pełnoprawne wydawnictwo „Impressions”, które na diagramie ulokowano poza magicznym kręgiem. Podobną rolę swoistego satelity pełni również tytułowy album, przy czym jego rola jest dwojaka. Jest bowiem z jednej strony suplementem do „Fractured”, będącego opowieścią o żałobie i wewnętrznej walce po stracie bliskich (w końcu to pozycja reprezentująca „jasną stronę”), bardzo silnej polaryzacji nastrojów społecznych jakie wtedy miały miejsce, a z drugiej ewidentnym łącznikiem obu półkul The Circle of Life and Death.
Od ostatniego spotkania zmian w wykorzystywanym w Studiu U22 systemie nie odnotowałem, więc z czystko kronikarskiego obowiązku wspomnę jedynie iż oczy i uszy cieszyły aktywne zestawy Sveda Audio Blipo + Chupacabra współpracujące z przedwzmacniaczem Accuphase C-2120 i odtwarzaczem Marantz SA-10. Ich obecność okazała się o tyle kluczowa, gdyż pozwoliła na dogłębne poznanie przedpremierowego materiału nie tylko od strony czysto artystycznej, ale i realizatorskiej, za którą stoją Magda i Robert Srzedniccy ze studia Serakos. Nie chcąc jednak psuć jakże istotnego pierwszego wrażenia powiem tylko tyle, że „Under The Fragmented Sky” warto słuchać na wysokiej klasy sprzęcie, gdyż ilość wszelakiej maści smaczków i wieloplanowość poszczególnych kompozycji w pełni na to zasługują.
ps. Oczywiście, zgodnie z tradycją wieczór umilały serwowane w studyjnym barze szkockie destylaty, o które zadbał Ballantine’s i małe co nieco na ząb.
Marcin Olszewski
Najnowsze komentarze