Jeszcze nie zdążyliśmy dojśc do pełni sił po trzydniowym maratonie a już możemy cieszyć oczy (uszy od jutra – jak tylko elekytonika osiągnie pokojową temperaturę) jednym z topowych – prezentowanych na PGE systemów. Dzięki uprzejmości i niezwykłemu zaangażowaniu ekipy FNCE – właśnie wjechały, i to dosłownie, do nas śnieżnobiałe Focale Stella Utopia EM EVO w równie ekstremalnym towarzystwie Naima – topowego Statement-a i jeszcze kilku, całe szczęście nieco mniej absorbujących gabarytowo „drobiazgów”.
cdn. …
Opinia 1
Jakiś czas temu branżę audio objął trudny do wytłumaczenia i nie wiadomo gdzie mający swoje źródło dziwny amok sprawiający, że spora grupa kojarzonych do tej pory wyłącznie z kolumnami głośnikowymi, bądź jedynie z elektroniką producentów rzuciła się, jak nie przymierzając szczerbaty na suchary, na segment słuchawek. Do szaleńczego wyścigu po słuchawkowe złote runo dołączyli m.in. (w porządku alfabetycznym) Bowers & Wilkins, Klipsch, KEF, Marshall, MartinLogan, McIntosh, Musical Fidelity, Oppo czy nawet Sonus faber, oraz … będący obiektem naszego dzisiejszego zainteresowania Focal. Nie ukrywam, że powyższe zjawisko, skądinąd ciekawe od strony marketingowej, początkowo niespecjalnie budziło mój entuzjazm. Głosując swoim prywatnym portfelem wolałem ufać tym, którzy na słuchawkach zjedli przysłowiowe zęby i w audiofilskich nausznikach siedzieli od lat, aniżeli ryzykować brzydko mówiąc wtopę z czymś, co oczywiście wcale nie musiało, aczkolwiek zachodziła takowa obawa, iż nosi znamiona najdelikatniej rzecz ujmując tzw. rebrandingu. Całe szczęście moje urojenia nie znalazły potwierdzenia w praktyce a kontakty z nausznikami OPPO ( PM-1 i PM-3) i Sonus faber (Pryma) jasno dały do zrozumienia, iż dysponując odpowiednim zapleczem technologicznym i utalentowaną kadrą inżynierską można bardzo mile zaskoczyć takich niedowiarków jak ja a niejako przy okazji uszczknąć całkiem pokaźny „kawałek” rynku wydawałoby się zarezerwowanego dla wyspecjalizowanych wytwórców. Cały czas poruszaliśmy się jednak na dość bezpiecznych pułapach cenowych, gdzie z jednej strony nietrafiony zakup nie boli aż tak bardzo a z drugiej i wymagania/oczekiwania nie są aż tak wygórowane. Tym razem postanowiliśmy jednak zerwać z powyższym asekurantyzmem i z pomocą rodzimego dystrybutora marki – warszawskiego FNCE S.A., pojechać po bandzie biorąc na warsztat francuskie flagowce Focal Utopia. Ponadto, aby zapewnić im możliwie komfortowe warunki pracy skorzystaliśmy z nadarzającej się okazji i w roli referencyjnej amplifikacji wykorzystaliśmy znajdujący się pod opieką Audio Klanu wzmacniacz słuchawkowy Pass Laboratories HPA-1.
Jak niniejszy przykład dowodzi, wbrew obiegowej opinii High-End wcale nie musi już od progu oznajmiać swojej ekskluzywności i wyjątkowości budzącym onieśmielenie opakowaniem. I choć zarówno OPPO PM-1, jak i do tej pory najdroższe w naszym recenzenckim portfolio Final Sonorus X przyzwyczaiły nas do drewnianych, iście po królewsku wyściełanych przepięknych szkatuł, to Utopie dotarły w zdecydowanie skromniejszym opakowaniu. Obleczone czarną skórą pokaźnych rozmiarów pudło wzorem tapicerek sportowych bolidów przeszyto krwistoczerwoną dratwą a wnętrze wyściełano szarą, sztywną gąbką. Krótko mówiąc szału nie ma. Zamiast jednak marudzić i kręcić nosem najlepiej czym prędzej sięgnąć po same słuchawki i oddać się błogiej kontemplacji ich wzorniczo – materiałowego wyrafinowania. Długi – 4m, odłączany przewód od strony wzmacniacza zakończono 6,3 mm pozłacanym wtykiem Neutrika a od strony nausznic precyzyjnymi wtykami marki LEMO. Jest to jednoznaczny dowód na to, że Utopie są zbalansowane, więc jeśli chcemy w pełni wykorzystać drzemiący w nich potencjał, to warto rozejrzeć się za alternatywnym, również zakończonym słuchawkowym XLR-em okablowaniem. Same zaś nauszniki przedstawiają się niczym sportowy bolid, w którym dominuje precyzyjnie obrobione włókno węglowe, metalowe dodatki, oraz przecudownie mięsiste, jedwabiście miękkie, wykonane przez kaletniczego specjalistę – angielską firmę Pittards z perforowanej owczej skóry pady. Z podobną troską potraktowano pałąk nagłowny, co zaowocowało idealnym rozkładem ciężaru i zaskakująco wysoką ergonomią. Proszę mi wierzyć, że choć w przypadku blisko półkilogramowych słuchawek może to dziwnie zabrzmieć, ale ich naprawdę nie czuć na głowie. Jeśli dodamy fakt, że mamy do czynienia z konstrukcjami wokółusznymi i otwartymi, to również o komfort termiczny możemy się nie martwić – nic nie uciska małżowin a nawet po kilkugodzinnej sesji nie ma się wrażenia, że ich (znaczy się uszu) konsystencja już dawno przekroczyła granicę al dente niebezpiecznie zbliżając się do ewidentnego rozgotowania. Z drobiazgów natury akcesoryjnej warto również wspomnieć o dostępnym jako opcja chrakteryzującym się surowym, minimalistycznym designem standzie na który można „odwiesić” utopie podczas krótkich przerw w odsłuchach. W przypadku dłuższego nieużywania sugerowałbym je jednak chować do pudełka – nie dość, że nie będą się kurzyć, to i zagrożenie ewentualnymi uszkodzeniami ulegnie niemalże całkowitemu zminimalizowaniu.
Jeśli zaś chodzi o bardziej szczegółowe technikalia, to na szczególną uwagę zasługują autorskie, 40 mm berylowe przetworniki o membranach ukształtowanych na podobieństwo litery „M”. Ów profil, przynajmniej zgodnie z materiałami producenta, zapewnia, bądź ma zapewniać bardziej płaskie „czoło” generowanych fal dźwiękowych. Ultralekka membrana wzbogacona została o wysokopodatne zawieszenie tworząc z nim układ o dużym skoku i niskiej częstotliwości rezonansowej.
To wszystko jednak w pewnym sensie jedynie prolog, pewien układ zmiennych, które sprawiają, że danymi konstrukcjami możemy się w początkowej fazie znajomości zainteresować, lecz nie ma co się oszukiwać, gdyż jeśli tylko użytkowania słuchawek nie przypłacamy cotygodniowymi wizytami u kręgarza i cyklicznymi zabiegami rekonstrukcji miażdżonych i rozgotowanych małżowin, to i tak i tak najważniejszym czynnikiem decydującym o ich pozostaniu w naszym systemie będzie ich brzmienie. A jak grają topowe Focale? Cóż … żeby prawidłowo określić ich potencjał pozwolę sobie na posiłkowanie się trzema dotychczas u nas goszczącymi referencyjnymi konstrukcjami konkurencji. Mam w tym momencie na myśli najdroższe z całego zestawienia Finale Sonorus X, nieco tańsze HiFiMAN-y HE1000, oraz najbliższe cenowo Audeze LCD-4. Prawdziwy dream team a zarazem morderczo wysoko zawieszona poprzeczka, nieprawdaż? Tym bardziej, że ww. marki to manufaktury ściśle wyspecjalizowane w słuchawkach i nic nikomu niczego udowadniać nie muszą, za to Focal niejako dopiero aspiruje do tego jakże ekskluzywnego grona. Tyle teorii, gdyż praktyka wygląda cokolwiek inaczej. Utopie bowiem nie czując najmniejszej tremy wkraczają do słuchawkowego High-Endu bynajmniej nie chyłkiem, czy przez kuchenne drzwi, lecz od frontu i to z rozmachem godnym zmierzającego po swoje Dwayne’a Johnsona, który zamiast nieśmiało zapukać, w roli swoistego tarana używa pilnującego wejścia osiłka i na salonach pojawia się zaraz po wyrwanych w zawiasach drzwiach i bezwładnym ochroniarzu. Przesadzam? Jeśli już to tylko odrobinkę, gdyż nauszny kontakt z tytułowymi słuchawkami wywołuje nie tylko szczery podziw ale i szeroki, pełen zadowolenia uśmiech. Powodów takiego stanu rzeczy należy upatrywać m.in. w barwie i nasyceniu oferowanych przez Finale, rozdzielczości, oraz sposobie kreowania przestrzeni LCD-4, uzależniającej od pierwszych taktów namacalność średnicy HE1000 i pewnej trudnej, przynajmniej na podstawie dość krótkiego odsłuchu w Monachium prototypowych egzemplarzy Finali D8000 homogeniczności. Niemożliwe? Prawdę powiedziawszy początkowo sam też tak sądziłem, jednak im więcej casu spędzałem z Focalami na głowie, tym bardziej utwierdzałem się w przekonaniu, że zupełnie niespodziewanie w nasze ręce trafił produkt bezapelacyjnie wybitny. Wygrzane, napędzane skądinąd świetnym Passem HPA-1, Utopie nie wybrzydzały i nie marudziły nawet na trudnym, kłopotliwym dla większości słuchawek materiale. Mówię w tym momencie o zrealizowanych z prawdziwie hollywoodzkim rozmachem ścieżkach dźwiękowych do „Avatara” autorstwa Jamesa Hornera i „300: Rise of an Empire” Junkie XL, gdzie z jednej strony mamy nad wyraz bogaty, wręcz rozbuchany aparat wykonawczy a na scenie dzieje się naprawdę sporo a z drugiej bardzo często w tle przewija się ciągły, basowy podkład w dodatku egzystujący niezależnie od wszelakiej maści tąpnięć, pomruków i uderzeń zapisanych w partyturze. Może i na papierze, ekranie taki dźwiękowy galimatias nie wygląda na zbyt wymagający, ale proszę mieć na uwadze, iż opisywane słuchawki to konstrukcje oparte na pojedynczych przetwornikach i w przeciwieństwie do wielogłośnikowych, kilkudrożnych kolumn nie mają jak owego galimatiasu na poszczególne drajwery podzielić. O dziwo jednak francuskie nauszniki z zadziwiająca łatwością całość nie tylko ogarniają, co potrafią uporządkować i z niezwykła precyzją rozmieścić na wieloplanowej tak szerokiej, jak i głębokiej scenie dźwiękowej. Od razu jednak uprzedzę, że rozmiar ww. sceny jak na słuchawki oparte na klasycznych – konwencjonalnych przetwornikach dynamicznych jest bezapelacyjnie referencyjna, jednak do poziomu wyznaczonego przez topowe Audeze, czy HiFiMany nieco jej brakuje. W zamian za to Focale rekompensują się nieosiągalnym dla większości planarów nasyceniem i potęgą najniższych składowych, co na wspomnianych soundtrackach stanowi ich niewątpliwą zaletę. Nie są przy tym tak „hermetyczne”, jak Sonorus X. Nie zamykają słuchacza w kokonie własnego, wykreowanego przez siebie świata, dopuszczają elementy, dźwięki otoczenia, przez co uczucie wyalienowania po ich założeniu nie jest tak intensywne. W dodatku o ile Finale stawiały na wszechobecny spokój i harmonię tytułowe słuchawki idą w kierunku żywiołowości i spontaniczności zachowując przy tym tę samą jakość poszczególnych składowych, co japońska konkurencja. Skraje pasma podane są mocno, pewnie i bez nawet najmniejszych oznak wycofania, zaokrąglenia czy zawoalowania, lecz dzięki krystalicznej czystości i fenomenalnej kontroli nie sposób zarzucić im czy to ofensywność, czy też zakusy zawładnięcia niekoniecznie podległymi im rejonami. W podobnym tonie serwowana jest też i średnica – z jednej strony rześka i komunikatywna z urzekającą namacalnością ludzkich głosów a z drugiej potrafiąca rozczulić słodyczą muzykalności i soczystości. Dykcja i akcent (nie tylko) wokalistów potrafią wywołać gęsią skórkę a jeśli tylko odpowiednio dobierzemy repertuar robi się niezwykle intymnie. W ramach materiału badawczego zaproponuję trzy propozycje – pierwszą z gatunku wieczorno-buduarowego, czyli „Quelqu’un m’a dit” z czule szepcząca nam do uszu Carlą Bruni, przecudownie dyplomatyczną odezwę Lucy Liu (tuż po dokonaniu dekapitacji Tanaki) umieszczoną na „Queen Of The Crime Council” pochodzącym z soundtracku do „Kill Bill Vol. 1”, lub równie urocze wstawki słowne w „Django Unchained”. Teraz już wiedzą Państwo o czym mówię?
Mamy zatem podobną referencję, lecz o nieco innej motoryce i podejściu do tematu reprodukcji dźwięku. Szukając muzycznych odpowiedników można byłoby uznać, iż Finale to słuchawkowy odpowiednik „Misa Criolla / Navidad Nuestra” Ariela Ramireza w wykonaniu Mercedes Sosy, natomiast Utopiom zdecydowanie bliżej do „S&M” Metallicy i tylko od naszych prywatnych preferencji zależeć będzie którą z powyższych opcji wybierzemy.
Zdaję sobie sprawę, że zamiast krytycznej recenzji opis Focali Utopia stał się trudnym do przełknięcia dla większości czytelników przesłodzonym ulepkiem i laurką, ale pomimo najszczerszych chęci w przypadku francuskich nauszników nie byłem w stanie się do czegokolwiek przyczepić. No może z wyjątkiem rozpiętości i głębi sceny, którą wspomniane w tekście topowe konstrukcje planarne kreują po prostu lepiej, jednak pod innymi względami … cóż, po prostu wypożyczcie je Państwo i na spokojnie posłuchajcie.
Marcin Olszewski
System wykorzystany podczas testu:
– CD/DAC: Ayon CD-35; Audionet Planck; AVM Audio OVATION MP 6.2
– Odtwarzacz plików: laptop Lenovo Z70-80 i7/16GB RAM/240GB SSD + JRiver Media Center 22 + TIDAL HiFi + JPLAY; Yamaha WXAD-10
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Gramofon: Kuzma Stabi S + Kuzma Stogi + Shelter 201
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– IC RCA: Tellurium Q Silver Diamond
– IC XLR: LessLoss Anchorwave; Organic Audio; Amare Musica
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF
– Listwa: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS(R)
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+
– Stolik: Rogoz Audio 4SM3
Opinia 2
Gdybyśmy nawet przekrojowo spojrzeli na mocno rozwijający się rynek przenośnego audio, okazałoby się, że będąc potencjalnymi użytkownikami znajdujemy się w centrum swoistego wyścigu zbrojeń. O co chodzi? Wystarczy wspomnieć różnorodność materiałów wykorzystywanych do produkcji będących naszym dzisiejszym tematem słuchawek. Począwszy od egzotycznego drewna, przez wszelkiego rodzaju sztuczne tworzywa (kewlar, włókno węglowe), czy na przyjaznych w codziennym użytkowaniu, a do tego podnoszących ekskluzywność produktów metalach typu: aluminium lub tytan skończywszy, wszystko ma swoje konkretne zadanie. I nie mam tutaj na myśli jedynie walorów estetycznych (choć to również bardzo ważny front walki dla branży), tylko nie odkrywając Ameryki każdy z Was chyba zdaje sobie sprawę, iż wszelkie mariaże wyszczególnionych półproduktów w konsekwencji współpracy z różnymi rodzajami przetworników generujących dźwięk dają całkowicie inne finalne brzmienie. To zaś ni mniej ni więcej oznacza, że dział słuchawkowy zachowuje się analogicznie do systemów stacjonarnych, a tam największą estetykę grania determinują kolumny głośnikowe ze wskazaniem na użyte przetworniki. Do czego dążę? Z pozoru nie mam na myśli nic specjalnego, ale biorąc pod uwagę dopiero raczkujący w dużych kolumnach trend wykorzystywania głośników opartych o membranę berylową, użycie takiego materiału do konstrukcji przetworników słuchawkowych możemy porównać do pewnego rodzaju przecierania szlaku. I gdy doszliśmy do clou, mam przyjemność przedstawić nasz dzisiejszy obiekt zainteresowań w postaci słuchawek zajmujących szczyt oferty francuskiego brandu Focal – modelu Utopia, które w recenzenckim starciu wspierać będzie amerykański specjalista od wzmacniania sygnału audio Pass Laboratories HPA-1. Gwoli pełnego pakietu informacji dodam, iż główne bohaterki swój udział w relacjonowanym sparingu zawdzięczają uprzejmości warszawskiego dystrybutora francuskiej marki FNCE.
Akapit wizualizacyjny rzeczonych słuchawek będzie opisem typowego przykładu, jak już na starcie, czyli przy pierwszym, z pozoru nieistotnym kontakcie wzrokowym (przecież dźwięk jest decydującym aspektem) zadbać o przychylność klienta. W jaki sposób? Chodzi o wspominane we wstępniaku wykorzystanie w budowie Focali Utopia, naznaczonych ekskluzywnością materiałów. Począwszy od wykonanego z włókna węglowego nośnika konstrukcji potocznie zwanego pałąkiem, przez będącą swoistym łożem dla nagłowia poduszkę z delikatnej wentylowanej skóry, w podobnym klimacie zrealizowane i dzięki piance zachowującej pamięć również skórzane wokół-uszne pady, po ubrane w delikatną siatkę muszle, w centrum których usytuowano zabezpieczony metalową siateczką berylowy przetwornik, wszystko trąca nieskalaną najmniejszym wykończeniowym potknięciem ekskluzywnością. A gdy do tego wszystkiego dodamy stosowny kuferek, jak na dłoni widać, że panowie znad Loary podeszli do tematu bez kontroli przysłowiowego księgowego. Mając za sobą opis kontaktu organoleptycznego nie mogę nie wspomnieć o tym, iż testowane konstrukcje są otwarte i po raz kolejny podkreślić, że przetwornik wykonano z nadal nieczęsto wykorzystywanego przez branżę głośnikową berylu. Wiem, to są dość zdawkowe dane, ale zapewniam, iż z uwagi na bardzo ciekawe wnioski niecierpliwie zbliżając się do części merytorycznej po dociekliwsze informacje zapraszam na stronę producenta, gdzie wszystkie mogące ujrzeć światło dzienne tajniki konstrukcji wyłożono na stół.
Jak wygląda świat muzyki według przepisu Focal Utopia? Szczerze? Jeśli tak, to oświadczam, od momentu ścierania się w recenzenckich bojach z podobnymi wyrobami po raz pierwszy zasmuciłem się faktem całkowitego nieużywania takich produktów. Mój świat audiofila jest na tyle fantastyczny, że nie cena, która notabene nie jest niska, była powodem rezygnacji z pojawiających się podczas zabawy z Utopiami pomysłów ich nabycia. Owszem, mogłem je kupić choćby dlatego, że są piekielnie ładne, ale to byłoby pozbawione sensu, dlatego też za wszelką cenę postaram się zarazić do nich Was, stałych czytelników. Ok. Do rzeczy. Dotychczasowe zmagania z kontrpartnerami z podobnej półki cenowej zawsze owocowały bardzo dobrym graniem ze wskazaniem na jakiś konkretny niuans. Raz była to dobra podstawa basowa i co za tym idzie wypełnienie dźwięku (FINAL), innym razem dany produkt fantastycznie pracował nad budowaniem pełnego powietrza wirtualnego świata (AUDEZE), by w pewnych wypadkach przy dobrej tonacji postawić na szybkość dźwięku. I wiecie co, bez najmniejszych obaw o podejrzenie płatnej protekcji jestem w stanie stwierdzić, iż dzisiejsze bohaterki wszystkie wymienione przed momentem aspekty wydają się łączyć w jedną całość. Nie forsują żadnego podzbioru przekazu muzycznego, tylko najzwyczajniej w świecie są równe od dołu przez środek, po górne rejestry pasma akustycznego. Owszem, taki odbiór mimo dużych chęci bycia bezstronnym może być naznaczony moimi prywatnymi preferencjami, ale patrząc przekrojowo na wszystkie dotychczasowe testy nie przychodzi mi na myśl nic innego, jak postawić Focale za swój wzorzec. Naturalnie nie ten z Sevres pod Paryżem, ale ten stricte recenzencki, co mam nadzieję nikogo do mnie nie zrazi. Próbując wtrącić do opisu kilka pozycji płytowych rozpocznę od płyty Michela Godarda “A Trace Of Grace”. Jeśli znacie tę pozycję, znakomicie zdajecie sobie sprawę, że jest to co prawda znakomicie, ale bardzo mocno podkręcona realizacja. I gdy czasem zbyt mocno grające w domenie masy słuchawki potrafiły osiągać stan przegrzania niektórych nisko schodzących fraz nutowych, tytułowe Francuzki owszem pokazywały kunszt realizatora, ale nawet nie zbliżały się do stanu rozmycia dźwięku. To zaś powodowało, że wykorzystująca pogłosy kubatury kościelnej wokaliza i bogate w wybrzmienia barokowe instrumentarium w odpowiedniej dla siebie estetyce gęstości, a przez to piękna muzykalności, wypełniały mój wokół-uszny świat w duchu bliskim tamtych czasów. To właśnie ten krążek uwiadomił mi ową równość przekazu przez całe pasmo akustyczne Utopii, co w dobie mamienia klienta przez niektórych konstruktorów konkretnymi niuansami ostatnimi czasy wydaje się być passe. A szkoda. Drugą i z powodów ewentualnych podejrzeń o słodzenie produktowi ostatnią płytą tego testu będzie najnowsza produkcja polskiej formacji Voo Voo zatytułowana „7”. Nie wiem, czy znacie, czy nie znacie tę kompilację, ale szczerze powiedziawszy według mnie jest to pierwszy tak dopracowany od strony audiofilskich smaczków projekt. Powoli ciągnięty smykiem kontrabas, gnieciona gdzieś w tle gazeta, momentami rozświetlający scenę blask trójkąta dzięki wyartykułowanym w tekście możliwościom walczących o pozytywną ocenę słuchawek w mojej ocenie wybrzmiały na miarę oczekiwań artystów, co dość karkołomnie zapragnąłem skonfrontować z systemem stacjonarnym. Efekt tej potyczki? Powiem szczerze, gdy w podobnych porównaniach nawet najlepiej wypadające słuchawki zawsze wprowadzały do odbioru efekt sztuczności kreowania świata, tym razem jedyną różnicą była wizualizacja wydarzeń w wektorze bycia w środkowym rzędzie sali koncertowej (system stacjonarny), lub siedzenia pomiędzy muzykami bez efektu siłowego wciskania muzyki w głowę (słuchawki). Niemożliwe? Spróbujcie, innej drogi do weryfikacji nie ma.
Jak ewidentnie widać po powyższym słowotoku, projekt zwany Focal Utopia pozamiatał wypracowane w moim ośrodku zarządzania ciałem dotychczasowe wzorce. Ale będąc w pełni świadomy swoich preferencji nie będę się upierał, gdy to co dla mnie jest wzorem, ktoś może odebrać jako ułomne choćby w sferze szybkości, czy mocnego dociążenia dźwięku. Co prawda ja swój osąd opieram na podstawie wielu doświadczeń, ale to przecież Wy ze swoimi oczekiwaniami jesteście wyrocznią dla decyzji zakupowej opisywanych konstrukcji. Dlatego nie pozostaje nic innego, jak spróbować zmierzyć się z tą według mojej opinii bardzo dobrze zestrojoną prezentacją. Ale w tym momencie lojalnie ostrzegam, powrót tytułowych Francuzek na półkę sklepową może nie być możliwy, czego wszystkim zainteresowanym serdecznie życzę.
Jacek Pazio
Dystrybucja: FNCE S.A.
Cena: 17 999 PLN
Dane techniczne:
Typ konstrukcji: otwarty
Impedancja: 80 Ω
Rozmiar przetwornika: 40 mm Berylium „M”
Pasmo przenoszenia: 5 Hz – 50 kHz
Czułość: 104 dB SPL/ 1mW @ 1kHz
Waga: 490 g (bez kabla)
Długość przewodu: 4 m (OFC 6,35mm Jack Neutrik)
System wykorzystywany w teście:
– źródło: Reimyo CDT – 777 + DAP – 999 EX Limited TOKU
– przedwzmacniacz liniowy: Robert Koda Takumi K-15
– końcówka mocy: Reimyo KAP – 777
Kolumny: Trenner & Friedl “ISIS”
Kable głośnikowe: Tellurium Q Silver Diamond
IC RCA: Hijri „Milon”,
XLR: Tellurium Q Silver Diamond
IC cyfrowy: Harmonix HS 102
Kable zasilające: Harmonix X-DC 350M2R Improved Version, Furutech NanoFlux NCF Furutech DPS-4 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi
Stolik: SOLID BASE VI
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA SS, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– akustyczne: Harmonix Room Tuning Mini Disk RFA-80i
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END
Tor analogowy:
– gramofon:
napęd: SME 30/2
ramię: SME V
wkładka: MIYAJIMA MADAKE
przedwzmacniacz gramofonowy: RCM THERIAA
Jaki dystans trzeba mieć i jakim poczuciem humoru trzeba się odznaczać, żeby swoje topowe wyroby określać mianem … utopii. Mniejsza jednak o nazwę, gdyż po tym, co już podczas rozgrzewki pokazują flagowe słuchawki Focala, czyli właśnie Utopie, równie dobrze mogłyby się nazywać Totalna Anihilacja albo Hekatomba a i tak miałyby miejsce na słuchawkowym Olimpie. A to przecież dopiero początek …
cdn. …
Najnowsze komentarze