Opinia 1
Chyba nie zdradzę żadnej tajemnicy poliszynela, jeśli uznam, iż w przypadku pozbawionych wszelkich zabezpieczeń listew zasilających ich ewentualne limitacje wynikać mogą głównie z optymalizacji kosztów własnych producenta, czyli mówiąc wprost z oszczędności w stylu niewystarczających przekrojów linii, bądź też wewnętrznej topologii. Ponadto w dobie wszechobecnego Internetu i łatwości w pozyskiwaniu istotnych dla nas informacji takie lapsusy są dość łatwe do wyłapania jeszcze przed kliknięciem przycisku „kup”, więc ryzyko tzw. „wtopy” jest stosunkowo niewielkie. Wystarczy rzut oka na zdjęcia rozbebeszonego delikwenta, kilka pytań do tych znajomych, którzy mają większe pojęcie od nas i problem niejako samoistnie – na drodze sukcesywnej eliminacji powinien rozwiązać się sam. Schody zaczynają się w sytuacji, gdy zamiast możliwie transparentnego rozdzielenia życiodajnej energii zmuszeni jesteśmy zainteresować się ustrojstwami zawierającymi w swych trzewiach trudne do jednoznacznej oceny układy filtrująco-zabezpieczające, czyli tzw. kondycjonerami zasilania. Nie dość bowiem, że musimy mieć wiedzę na temat prądożerności posiadanych urządzeń, to logika podpowiadałaby zadbanie o odpowiedni zapas, dający możliwość pozostawienia uzdatniacza w przypadku przyszłej przesiadki na coś mocniejszego. Dlatego rozglądając się za jakimś kondycjonerem stajemy przed trudnym do rozwiązania dylematem pomiędzy efektywnością filtracji i dającą spokojny sen skutecznością zabezpieczeń a zdolnością „uciągnięcia” naszej amplifikacji, co nader często kończy się wariantem kombinowanym, gdzie wzmacniacz pozostaje wpięty bezpośrednio w ścianę a reszta systemu do ww. prądouzdatniacza. Ot taka mieszanka świętego spokoju i odrobiny ryzyka, ale jak mówi stara prawda „bez ryzyka nie ma zabawy”, choć każdy powinien sam ocenić jak daleko w owym ryzyku może się zanurzyć. Dlatego też chcąc jak najbardziej zbliżyć się do pierwszego z kryteriów, jednocześnie minimalizując ewentualne nerwy postanowiliśmy, przy oczywistej pomocy rodzimego dystrybutora – Sieci Salonów Top HiFi & Video Design, sprawdzić w praktyce czy da się pogodzić przysłowiowy ogień z wodą i nie limitując możliwości amplifikacji zapewnić pełną ochronę naszego systemu. Tym oto sposobem przygarnęliśmy pod swój dach najnowszą odsłonę kondycjonera znanej i kojarzonej właśnie z wszelakiej maści akcesoriami prąd uzdatniającymi i przesyłającymi marki, czyli angielskiego IsoTeka. A owym wyłuskanym z przepastnego portfolio oczyszczaczem jest V5 Aquarius.
Choć urządzenia uzdatniające prąd, o ile tylko nie dysponują mniej, bądź bardziej rozbudowanymi wyświetlaczami informującymi o najprzeróżniejszych parametrach począwszy od napięcia w sieci, poprzez poziom jej zaśmiecenia, po cząstkowe pobory mocy przez poszczególne odbiorniki niespecjalnie pchają się przed szereg, a my sami z takowymi danymi nie czujemy się w obowiązku być na bieżąco, to uczciwie trzeba przyznać, że V5 Aquarius prezentuje się minimalistycznie, acz elegancko. Masywną, obłą bryłę aluminiowego korpusu ożywiają niewielkie poziome podfrezowania biegnące wzdłuż jej górnej krawędzi a okupujące lewą flankę płyty czołowej firmowy logotyp i oznaczenie modelu są na tyle dyskretne, że nie przykuwają zbytnio uwagi. Co innego centralnie umieszczone na froncie dwie błękitne diody informujące o stanie pracy obu (wysoko i średnio mocowej) sekcji kondycjonera, które z kolei dają o sobie znać w sposób trudny do przeoczenia. Rzut oka na ścianę tylną potwierdza sygnalizowany na awersie podział, gdyż do dyspozycji otrzymujemy wyodrębnione za pomocą burgundowego podkładu dwa wysokoprądowe (16A) oraz już standardowe, cztery średnio-obciążalne (6A) gniazda Schuko odseparowane od siebie głównym gniazdem zasilania IEC C20 i PowerCon-em firmowej magistrali System Link. Krótko mówiąc bez udziwnień. Wystarczy tylko wpiąć się w ścianę z pomocą znajdującego się na wyposażeniu, nader porządnego przewodu zasilającego EVO3 Premier wyposażonego oczywiście w stosowny wtyk C19 i po określeniu prawidłowej polaryzacji w gniazdach wyjściowych w minutę osiem ogarnąć temat. I tu czeka na nas niespodzianka, gdyż angielski kondycjoner pozostaje nieaktywny smutno wpatrując się w nas swymi martwymi ślepiami. Chwila konsternacji i albo będą Państwo zmuszenie sięgnąć do instrukcji, w co szczerze wątpię, albo jeszcze raz uważniej przyjrzeć się powyższym zdjęciom (zdecydowanie bardziej prawdopodobna opcja), bądź kontynuować lekturę (do czego gorąco zachęcam). Okazuje się bowiem, iż perfidny producent, zapewne nie chcąc szpecić zarówno frontu, jak i rewersu, zdecydował się umieścić dedykowane obu sekcjom kondycjonera włączniki od spodu, więc zasadnym wydaje się po podłączeniu V5-ki do prądu postawić ją na boku, wybudzić ze snu i po przywróceniu właściwej orientacji kontynuować już bez większych przeszkód procedurę aplikacyjną.
Zgodnie z materiałami producenta w porównaniu z wcześniejszą inkarnacją aktualna wersja, czyli V5 Aquarius dzięki 35% zwiększeniu grubości ścieżek miedzianych na płytach drukowanych i zmniejszeniu rezystancji obwodu o 25% a tym samym zbliżeniu się do zera, zyskała na dynamice przy jednoczesnym wzroście (do 81 000 A) zabezpieczenia chwilowego. Ponadto każde z gniazd posiada własną linię filtrująco-zabezpieczającą, więc trzewia V5-ki prezentują się zdecydowanie bardziej okazale od sięgając pamięcią EVO3 Aquariusa. Tłumienie zakłóceń RFI pozostało na niezmiennym poziomie 60dB a wewnętrzne okablowanie poprowadzono przewodami solid-core ze srebrzonej miedzi OCC otulonych dielektrykiem FEP.
Jak to zwykle podczas testów tego typu akcesoriów bywa błyskawiczne przepięcia pomiędzy punktem odniesienia, w tym wypadku pozbawioną jakiejkolwiek aktywnej filtracji listwą Furutech e-TP60ER z przewodem Furutech FP-3TS762 uzbrojonym we wtyki Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R) a elementem testowanym z oczywistych względów nie wchodziły w rachubę, więc zamiast nerwowego latania w tę i nazad po każdym utworze zdecydowałem się na bardziej statyczną opcję, czyli niezobowiązujące odsłuchy porównawcze kilkugodzinnych próbek, dając tym samym czas na ustabilizowanie się całego systemu. W dodatku pozwoliłem sobie na spontaniczną ekshumację, czyli sięgnięcie po materiał wykorzystany podczas testów wspominanego we wcześniejszym akapicie EVO3 Aquarius, który miał dość oczekiwaną, przynajmniej przy budżetowej elektronice, tendencję do wygładzania i zaokrąglania przekazu. O ile jednak na niższej półce owe cechy były swoistym lekiem na całe zło, o tyle na wyższym pułapie tak jakościowym, jak i oczekiwań odbiorców na już tak entuzjastyczne przyjęcie liczyć nie mogły. Dlatego też na pierwszy ogień poszedł album „Traces Of You” Anoushki Shankar w pierwszej fazie odsłuchów z wpiętymi w IsoTeka jedynie elementami toru cyfrowego, oraz pełniącym rolę DAC-a i przedwzmacniacza Ayonem CD-35 (Preamp + Signature). I? I powiem szczerze, że nie spodziewałem się takiego obrotu sprawy, gdyż V5-ka okazała się nad wyraz transparentnym a przy tym wybitnie poprawiającym rozdzielczość akcesorium. Oczyściła bowiem dźwięk z wszelakiej maści granulacji i pasożytniczych artefaktów nie zabierając nic a nic z oddechu i aury otaczającej orientalne instrumentarium. Z zaokrąglenia cechującego poprzednie generacje IsoTeków nie pozostało nawet wspomnienie a góra pasma lśniła blaskiem żywym i choć próżno szukać było w niej ostrości z łatwością potrafiła dojść do granic naszej percepcji. Podobnie jest z pozostałymi podzakresami – czytelność i komunikatywność idą w parze z rozdzielczością, lecz w jej najlepszej odmianie – z właściwym body i wysyceniem barwowym. Dlatego stanowiący trzon opowieści sitar lśni i mieni się rozedrganymi, metalicznymi dźwiękami ani na moment nie popadając czy to w zbyt gęstą, czy wręcz przeciwnie – zbyt jazgotliwa manierę. Podobne obserwacje poczyniłem śledząc partie bębnów Hang, które pod palcami Manu Delago nadawały całości iście transowego i onirycznego charakteru. Co innego tabla Tanmoya Bose’a o gęstej, nieco gumowej konsystencji, która niemalże wsysała słuchacza w swe dźwięki. Co ciekawe taka „lepkość” nie oznaczała utraty motoryki, czy zwolnienia tempa, lecz dotyczyła jedynie „konsystencji” źródła a nie jego motoryki, dzięki czemu bez problemu ów „przerośnięty tamburyn” z powodzeniem nadążał za trącanymi przez Anoushkę z prędkością światła strunami sitara. No dobrze, wszystko pięknie, ładnie ale przecież stanowiący podstawę mojej dyżurnej układanki 300W Bryston 4B³ cały czas grał sobie podpięty bezpośrednio w ścianę. No może z tą bezpośredniością nieco przesadziłem, gdyż wraz z IsoTekiem cieszył się względami podwójnego gniazda Furutech FT-SWS-D (R) NCF. Skoro jednak test miał być kompletny, to wpięta weń (w Brystona, nie test) Gargantua II wylądowała w wysokoprądowym, czerwonym gnieździe dzieląc ww. sekcję wraz z Furutechem Nanoflux Power NCF zasilającym z kolei 35-kę Ayona. Kilka chwil na akomodację i skoczna galopada „River Pulse” niemalże wyskoczyła z głośników bez nawet najmniejszych oznak kompresji, spowolnienia, czy też odfiltrowania najniższych składowych. Bas schodził tam gdzie schodzić powinien, miał właściwy sobie ciężar a przy tym nie sposób odmówić mu było zróżnicowania, więc niejako z automatu zarzut o tzw. „mulenie” spokojnie można było w przypadku tytułowego IsoTeka uznać za całkowicie bezzasadny.
Kując żelazo puki gorące sięgnąłem po wyczynowy album „Bolero! – Orchestral Fireworks” (Eiji Oue; Minnesota Orchestra), by po raz kolejny utwierdzić się w przekonaniu, iż najnowsza inkarnacja popularnego i patrząc na jego możliwości, bynajmniej nie przesadzonego pod względem ceny angielskiego kondycjonera trafiając w punkt wyznawanych przeze mnie dogmatów staje się coraz bliższa memu sercu. Jednak do konkretów. Skoki dynamiki, których jak to Reference Recordings ma w zwyczaju nie brakowało, oddawane były z właściwą natychmiastowością a orkiestrowe tutti usuwały kurz z membran głośników równie skutecznie, co szaleńczy, power-metalowy „UNION GIVES STRENGTH” japońskiej formacji GALNERYUS. A właśnie, ciężkie brzmienia. O ile bowiem w przypadku EVO3 Aquariusa tego typu repertuar przechodził autorską kurację odstresowująco-zmiękczającą o tyle V5 Aquarius jechał z tematem i bezpardonowością po przysłowiowej bandzie oddając pełnię skali wirtuozerskich popisów gitarowych wespół z ekstatyczno-obłąkańczymi partiami perkusji niemiłosiernie smaganej przez nowego w zespole Syu. I tu od razu uwaga natury porządkowej. Jeśli sądzicie Państwo, ze to czysto techniczna i pozbawiona muzykalności młócka hołdująca zasadzie „byle szybciej, byle więcej”, to jesteście w błędzie. Jest to bowiem jeden z niewielu przypadków, gdzie ilość idzie w parze z jakością a power-metalowe tempa przeplatają się z iście progresywną zawiłością linii melodycznych i równie łatwo przyswajalnymi partiami wokalnymi Masatoshi Ono a klawisze Yuhki’ego z powodzeniem można uznać za kojące skołatane nerwy lepiszcze utrzymujące całość iście epicko rozbudowanych kompozycji w nad wyraz homogenicznym stanie.
A jak wypada repertuar nagrany zdecydowanie wolniej i natywnie ciemniej? Śmiem twierdzić, że równie przekonująco. Nawet minorowy „You Want It Darker” Leonarda Cohena mocno osadzony w barwie nie utracił nic ze swojego magnetyzmu i romantyzmu. Kruczoczarne tło nie wchłaniało drugo- i trzecioplanowych mikrodetali pozostawiając ich czytelność na wysoce satysfakcjonującym poziomie, więc akurat w tym przypadku mroczny klimat bynajmniej nie oznaczał redukcji wolumenu informacji źródłowych a jedynie ich w pełni naturalne chowanie się w cieniach.
Czyżbyśmy mieli zatem do czynienia z przysłowiowym złotym środkiem i swoistym panaceum na bolączki współczesnych audiofilów? Patrząc zarówno na funkcjonalność, walory brzmieniowe, jak i relację jakość/cena wszystkie znaki na ziemi i niebie wskazują, że IsoTek V5 Aquarius spełnia powyższe kryteria pozwalające za takowy przejaw idealnej równowagi pomiędzy wysublimowaniem brzmieniowym i zaawansowaną, zapewniającą spokojny sen filtracją oraz zabezpieczeniem przeciwprzepięciowym uznać. Nie oznacza, to bynajmniej, że nie da się lepiej, bo doskonale Państwo wiecie, że da, co niejako udowodnił fenomenalny i zarazem sporo (jeśli uwzględnimy koszt Alphy v2 NR Shunyata Research) Keces Audio BP-5000, jednak w na tym pułapie cenowym trudno będzie znaleźć dla IsoTeka V5 Aquarius godnego sparring partnera.
Marcin Olszewski
System wykorzystany podczas testu
– CD/DAC: Ayon CD-35 (Preamp + Signature) + Finite Elemente Cerabase compact
– Odtwarzacz plików: Lumin U1 Mini + I-O Data Soundgenic HDL-RA4TB
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Gramofon: Kuzma Stabi S + Kuzma Stogi + Dynavector DV-10X5
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Końcówka mocy: Bryston 4B³ + Graphite Audio IC-35 Isolation Cones / Synergistic Research MiG SX
– Kolumny: Dynaudio Contour 30 + podkładki Acoustic Revive SPU-8 + kwarcowe platformy Base Audio
– IC RCA: Tellurium Q Silver Diamond
– IC XLR: Organic Audio; Vermöuth Audio Reference; Acrolink 7N-A2070 Leggenda
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver; Fidata HFU2; Vermöuth Audio Reference USB
– Kable głośnikowe: Signal Projects Hydra; Vermöuth Audio Reference Loudspeaker Cable + SHUBI Custom Acoustic Stands MMS-1
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power + Furutech CF-080 Damping Ring; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF
– Listwa zasilająca: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS-D (R) NCF
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Switch: Silent Angel Bonn N8 + nóżki Silent Angel S28 + zasilacz Silent Angel Forester F1 + Luna Cables Gris DC; Innuos PhoenixNet
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+; Audiomica Laboratory Anort Consequence, Artoc Ultra Reference, Arago Excellence; Furutech LAN-8 NCF
– Stolik: Rogoz Audio 4SM
– Panele akustyczne: Vicoustic Flat Panel VMT
Opinia 2
To, że świat nie stoi w miejscu wiadomo nie od dzisiaj. Dlatego też chyba nikogo nie zdziwi fakt kolejnego testowego zderzenia z akcesorium zasilającym. Owszem, w teorii wszystko już było, jednak na bazie wieloletnich doświadczeń wszyscy wiemy, iż nawet najdrobniejsza korekta zastosowanych w danym urządzeniu czy to układów elektrycznych, różnego rodzaju zabezpieczeń, wewnętrznego okablowania, a nawet materiału z jakiego zrobiona jest obudowa, zazwyczaj skutkuje zmianą oferowanego końcowego wyniku sonicznego takiego ustrojstwa. Oczywiście przy wspomnianych aspektach nie można zapominać o coraz bardziej zaśmieconym tętnieniami sieci prądem w domowym gniazdku. Z tego, a raczej z tych kilku przywołanych powodów tak nam – recenzentom, jak i Wam, jako potencjalnym nabywcom nie pozostaje nic innego, jak w dążeniu do złapania przysłowiowego króliczka weryfikować, co ma do zaoferowania nieubłaganie gnający do przodu Świat. I taki wydźwięk będzie miał dzisiejszy sparing. Sparing z nie byle kim, tylko z angielskim specjalistą od zasilania, który za sprawą Sieci Salonów Top Hi-Fi & Video Design wystawił do walki kondycjoner IsoTek V5 Aquarius.
Jak wskazują fotografie, nasz bohater jak na produkt zajmujący się dystrybucją „zdrowego” prądu jest dość nietypowy. Mianowicie chodzi o zastosowaną obudowę. Naturalnie wykonaną nie dość, że pierwszorzędnie w domenie jakości, to jak przystało na zaawansowane komponenty audio z aluminium, ale ku zaskoczeniu pewnie nie tylko mojemu, lecz również wielu z Was, jej projekt oparto o typowy dla elektroniki szeroki, płaski i dość głęboki, zaoblony od strony frontu prostopadłościan. Wspomniany płynnie przechodzący w boczne ścianki awers w trosce o przełamanie potencjalnej wzorniczej nudy w górnej części nacięto czterema poprzecznymi frezami, zaś jego centrum ożywiono dwiema sygnalizującymi pracę niebieskimi diodami. Jeśli chodzi o tylny panel, ten patrząc od lewej strony, oferuje nam dwie sekcje zasilania – wysoko (dwa czerwone gniazda) i nisko-prądową (cztery czarne gniazda). Pomiędzy nimi jako przyłącze zaśmieconej energii z sieci znajdziemy gniazdo IEC C20 oraz złącze typu Powercon. Jednak myliłby się ten, kto sądzi, że wystarczy do podpiętego do ściany Aquariusa podłączyć stosowne klocki i temat jest zamknięty. Niestety nie. Otóż inicjacja pracy każdego z modułów następuje po przełączeniu jednego z dwóch sprytnie zorientowanych z prawej strony pod spodem obudowy hebelków – każdy do odpowiedniej sekcji. Na koniec opisu naszego bohatera bardzo istotnym jest fakt dostarczania przez producenta w pakiecie startowym nader solidnego kabla EVO3 Premier ze stosownym wtykiem C19.
Co ciekawego mogę powiedzieć o tytułowym rozdawcy energii? Powiem szczerze, że dużo dobrego. Po pierwsze – nie limituje przekazu korzystającego zeń systemu. Po drugie – wpływa na pokazanie wydarzeń fajną, bo wyraźną, ale nie zbyt ostrą kreską. Po trzecie – w konsekwencji dwóch pierwszych punktów muzyka dostaje ważnego dla swobody wybrzmiewania oddechu. Zaś po czwarte – wszystkie wyartykułowane aspekty nie odchudzają dźwięku, dzięki czemu zestaw nadal oferuje przypisany dla siebie przed aplikacją Isoteka, poziom energii. Co to oznacza? Tak pokrótce, w pierwszej kolejności fajną ofertę dla poszukiwaczy poprawy timingu dla swoich nieco otyłych zabawek przy zachowaniu nienachalnej transparentności, zaś w drugiej lub na równi z pierwszą minimalizację wpływu takiej „złodziejki” na już neutralne systemy. Tłumacząc na nasze, pierwsza grupa od V5 otrzyma przyjemnego, bo zwartego kopa, zaś druga pławiąc się neutralnie skonfigurowanym zestawem zyska kilka często tak poszukiwanych neutralnych dodatkowych gniazdek. Jak tytułowy Anglik wypadł u mnie?
Zaliczył bym go do pierwszej grupy. Mój zestaw nastawiony jest na granie mocna barwą, dlatego natychmiast po zasileniu przetwornika dCS Vivaldi Dac 2 słychać było, że wynik idzie fajną drogą. Nadal mocną w masie i nasyceniu, jednak z lekkim podkręceniem ostrości prezentacji i nadaniu jej większego rozmachu w kwestii wszelkiego rodzaju wybrzmień i ogólnej witalności muzyki. Co ważne, bez jakichkolwiek oznak siłowego rozjaśniania, czy nadawania muzyce efektu napadania na słuchacza. Nadal mogłem siedzieć godzinami i słuchać dosłownie każdego materiału, z tą tylko różnicą, że jakby bardziej oczyszczoną ze szkodliwego nalotu i mocniejszym atakiem. Czy to ostre granie zespołu Metallica, mainstreamowy jazz Tomasza Stańki, czy interpretacje muzyki dawnej przez Jordi Savalla, wszystkie nurty naturalną koleją rzeczy brzmiały. nieco inaczej, bo bardziej transparentnie, jednak odbierałem to jako fajne, bo nieco inne spojrzenie na ten sam materiał. To nadal były te same wydarzenia, ba konsekwentnie wprowadzające mnie w odpowiedni dla danego rodzaju muzyki trans, jednak widziane z punktu widzenia pełnej sonicznej poprawności politycznej, czyli umiejętnie unikające sztucznego podgrzania muzyki. Ale zaznaczam, nadal świetne w odbiorze. Skąd takie zmiany w moim systemie? To bardzo proste. Na co dzień korzystam z listwy Power Base High End, która jako wewnętrzne okablowanie wykorzystuje znany chyba wszystkim drut japońskiego Acrolinka Mexcel 7N PC-9500. Ten zaś znany jest z walki o fajne kolorowanie świata muzyki, co naturalną koleją rzeczy odbiło się na końcowym brzmieniu tej listwy. Brzmieniu, które z jednej strony nie zabiło witalności prezentowanej muzyki, ale z drugiej dało jej przyjemnego, co istotne rozdzielczego body. Dlatego też w momencie testowej zamiany dystrybutorów prądu brzmienie posiadanego seta ewaluowało w opisaną powyżej stronę.
Puentując tę epistołę, powiem tak. Tytułowa listwa jest świetna bo… O nie, nie będę po raz kolejny wypisywał tego samego, co zasygnalizowałem w poprzednim akapicie, tylko z mojej strony dodam, że dla mnie i z dużą dozą pewności wiem, iż dla Was, najważniejszą jej cechą jest brak uczucia limitacji dźwięku. Owszem, konsekwencją wpięcia jej w tor może być zebranie się przekazu w sobie. Jednak ten wynik już zależeć będzie z jakiego pułapu wagi muzyki będziecie startować, gdyż zestawy neutralne prawdopodobnie przejdą obok tego tematu obojętnie. Czy to jest listwa dla każdego? Z punktu widzenia poprawności sonicznej jak najbardziej. Dlatego bez względu na wszystko, nie mam oporów napisać, iż to jest bardzo ciekawy dystrybutor czystego prądu.
Jacek Pazio
System wykorzystywany w teście:
Źródło:
– transport: CEC TL 0 3.0
– streamer: Melco N1A/2EX + switch Silent Angel Bonn N8
– przetwornik cyfrowo/analogowy: dCS Vivaldi DAC 2.0
– zegar wzorcowy: Mutec REF 10 SE-120
– reclocker: Mutec MC-3+USB
– Shunyata Research Omega Clock
– Shunyata Sigma V2 NR
Przedwzmacniacz liniowy: Robert Koda Takumi K-15
Końcówka mocy: Gryphon Audio Mephisto Stereo
Kolumny: Dynaudio Consequence Ultimate Edition, Gryphon Trident II, Gauder Akustik Berlina RC-11 Black Edition
Kable głośnikowe: Tellurium Q Silver Diamond
IC RCA: Hijiri Million „Kiwami”, Vermouth Audio Reference
XLR: Tellurium Q Silver Diamond, Hijiri Milion „Kiwami”
IC cyfrowy: Hijiri HDG-X Milion
Kable zasilające: Hijiri Takumi Maestro, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4.1 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord, Acrolink 8N-PC8100 Performante
Stolik: SOLID BASE VI
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA SS, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon Transrotor Leonardo 40/60 TMD
– wkładka Phasemation PP-200
– Step-up Thrax Trajan
– przedwzmacniacz gramofonowy Sensor 2 mk II
Dystrybucja: Sieć Salonów Top HiFi & Video Design
Cena: 11 999 PLN
Dane techniczne
Moc średnia (obwodowa): 230V x4 (6A 1,380W total)
Zabezpieczenie: 81,000A chwilowe, 40,000A ciągłe
Redukcja RFI: 60dB
Przewód zasilający: IsoTek EVO3 Premier (w komplecie)
Wymiary (S x W x G): 450 x 110 x 350 mm
Waga: 9.5 kg
Najnowsze komentarze