Opinia 1
O tym, że rynek amerykański rządzi się swoimi prawami nikogo uświadamiać nie trzeba. Podobnie jak w kwestii królujących tam gabarytów, gdyż nie od dziś wiadomo, że to właśnie tam, za oceanem, wszystko mają jeśli nie największe, to przynajmniej w rozmiarze XXL a samych X-ów może być i pięć bądź sześć, dla większości populacji małolitrażowość miejskich turladełek oscyluje w okolicach 3 litrów a mała Cola to 1-1,5l. Ba, nawet na naszym, audiofilskim podwórku „amerykański dźwięk” jest swoistym synonimem budzącego respekt wolumenu i iście spektakularnych doznań dynamicznych a na widok „zabawek” sygnowanych „Made in USA” nasze recenzenckie kręgosłupy prewencyjnie wszczynają larum przypominając o nieubłaganie upływającym czasie. Skoro jednak zahaczyliśmy o synonimy, to śmiem twierdzić iż obok Bouldera, Jeffa Rowlanda i Marka Levinsona (niestety Krell odpadł z rozgrywek Ligi Mistrzów i przynajmniej na razie nic nie wskazuje na jego powrót) właśnie nasz dzisiejszy gość pojawia się jako oczywista oczywistość i właśnie synonim amerykańskiego High-Endu. Mowa oczywiście o specjaliście od rozżarzonych szklanych baniek, czyli marce Balanced Audio Technology, z którą to nieco ponad półtora roku temu mieliśmy, przy okazji testów hybrydowej integry VK-3000 SE, przyjemność się poznać. O ile jednak 300-ka była swoistym przedsionkiem, wstępem do tego, z czego tak naprawdę Steve Bednarski i Victor Khomenko słyną, to późno, bo późno, jednak wreszcie przyszła pora na … nie, nie na Telesfora (młodszych czytelników pozwolę sobie w tym momencie odesłać do Internetu i wygooglanie cóż to było za cudo), lecz na właściwy nurt radosnej twórczości ww. amerykańsko-rosyjskiego duetu, czyli „rogatą” i już w pełni lampową integrę BAT VK-80i.
Jak na powyższych fotografiach widać BAT VK-80i nader skutecznie łapie za oko swą industrialno – brutalistyczną bryłą i dumnie pyszniącą się szklarnią. Nie ma jednak w jego projekcie aż takiej fascynacji garażową siermiężnością, jak np. w konkurencyjnych produktach Manley Laboratories, więc szanse na akceptację w oczach przedstawicielek płci pięknej ma zdecydowanie większe. Podobnie jak w przypadku 3000-ki do wyboru mamy opcję w naturalnej barwie szczotkowanego aluminium i dostarczoną przez rodzimego dystrybutora marki – Electronic International Commerce (EIC) jej anodowaną na czarno alternatywę. W centrum masywnego, wykonanego z centymetrowej grubości płata aluminium frontu umieszczono błękitny wyświetlacz dostarczający informacji o wybranym źródle i sile głosu. Po jego lewej stronie wygospodarowano miejsce na pięć niewielkich przycisków z których pierwszy jest włącznikiem a pozostała czwórka daje dostęp do poszczególnych wejść. Z kolei po prawej mamy przycisk wyciszenia i pokaźnych rozmiarów pokrętło regulacji głośności. Z akcentów natury dekoracyjnej nie można zapomnieć o pionowym, wkomponowanym w lewą flankę szyldzie z oznaczeniem modelu i firmowym logotypie nad ww. displayem. Ów logotyp powtórzono również na niewiele mniej masywnej sub-płycie górnej, której podniesiony niczym pas startowy na lotniskowcu płat przedni mieści cztery podwójne triody 6SN7, za którymi pół schodka niżej dumnie prezentuje się kwadra charakterystycznych, pracujących w stopniu wyjściowym i oddających 55W na kanał podwójnych triod 6C33C-B pieszczotliwie zwanych „diabełkami”. Tuż przed tylną, chronioną szalenie ułatwiającym logistykę łukowatym uchwytem, krawędzią uwagę zwracają dwie dość płaskie osłony transformatorów wyjściowych, które wydają się wskazywać na implementację konstrukcji toroidalnych. Byłoby to całkiem rozsądne posunięcie, biorąc pod uwagę fakt, iż również toroidalne trafo znajdziemy w sekcji zasilania. Idźmy jednak dalej. Ściana tylna, jak to zwykle u większości lampowców bywa, ma dość niewielką powierzchnię, więc z racji pełnionych przez 80-kę funkcji zbyt wiele wolnego miejsca na niej nie ma. Patrząc od lewej mamy zatem do dyspozycji parę wejść XLR i trzy pary RCA, za którymi napotkamy poczwórne terminale głośnikowe z dedykowanymi odczepami dla określonych impedancji podpinanych kolumn. Z racji dość niewielkiego ich rozstawu i niezbyt ergonomicznych łbów nakrętek przy aplikacji przewodów zakonfekcjonowanych widłami najlepiej wspomóc się stosownym kluczem. Prawą flankę okupuje za to trójbolcowe gniazdo zasilające IEC i nakrętka komory bezpiecznika. Na wyposażeniu jest oczywiście firmowy, również aluminiowy pilot zdalnego sterowania.
Od strony konstrukcyjnej, jak z resztą sama nazwa wskazuje, mamy do czynienia z układem w pełni zbalansowanym co z jednej strony cieszy a z drugiej, przez pryzmat tylnej ścianki nieco dziwi. Chodzi bowiem o pojedyncze wejścia zbalansowane, które wyraźnie ustępują liczebnością trzem parom wejść RCA i choć nie oczekuję takiego radykalizmu, jak w Boulderze 866, gdzie są tylko XLR-y, ale kompromisowe pół na pół wydawałoby się czymś całkowicie naturalnym. Mniejsza jednak z tym, grunt że są, co w lampowcach nie jest przecież normą. Zdecydowanie bardziej pozytywnym akcentem jest z kolei praktycznie całkowita bezobsługowość 80-ki, gdyż w jego trzewiach ulokowano zapożyczone z flagowych REX-ów 3 bez-bezpiecznikowe zabezpieczenia przeciwzwarciowe/termiczne i układy „inteligentnego” auto-biasu lamp wyjściowych. W dodatku każda z lamp posiada osobny – dedykowany obwód monitorująco-zabezpieczajacy, więc ich wymianę można realizować sukcesywnie a nie grupowo. Dzięki temu rola użytkownika ogranicza się li tylko do czerpania przyjemności z odsłuchów a gdy wzmacniacz konieczność lampy zasygnalizuje wystarczy dokonać roszady na nową sztukę i zapomnieć o temacie.
A teraz najważniejsze, czyli brzmienie, które wreszcie możemy z powodzeniem określić mianem firmowego i z BAT-em kojarzonego. O ile bowiem VK-3000 SE część żarliwych akolitów amerykańskiej marki zarzucała zbytnia liniowość, czy wręcz laboratoryjny chłód i bezduszność, to już w przypadku VK-80i z taką argumentacją nie dane mi było się spotkać. Wręcz przeciwnie, większość opinii była jedynie potwierdzeniem zdecydowanie bardziej pozytywnych i oczekiwanych doznań. 80-ka gra bowiem dźwiękiem dużym – „amerykańskim”, stawiającym na koherencję i homogeniczną spoistość aniżeli akcentującym ponadnormatywną rozdzielczość. Nie oznacza to bynajmniej przysłowiowej buły i zwinności słonia w składzie porcelany, lecz nazwijmy to na potrzeby niniejszej epistoły fenomenalną „lampową muzykalność” z nieco pogrubionymi konturami i urzekającą soczystością średnicą. Do tego dochodzi imponująca w skali makro dynamika oparta na potężnym fundamencie basowym. Całe szczęście nawet z obfitymi w dole pasma i lubiącymi chodzić na krótkiej smyczy mocnych wzmacniaczy Contourach 30 Dynaudio nie miałem większych uwag co do jego kontroli. Oczywiście, to była zupełnie inna estetyka aniżeli z mojego dyżurnego Brystona 4B³, jednak pomimo oczywistych różnic, nie miałbym nic przeciw, by raz na jakiś czas przesiąść się z kanadyjskiego trana właśnie na takiego rogatego lampowca. Powód rodzącej się między nami sympatii był jeszcze jeden. Otóż amerykański piec wydawał się wręcz stworzony do brzmień ciężkich i brudnych. „Unto the Locust” Machine Head niczym potężny walec o napędzie atomowym bestialsko niszczył wszystko co napotkał na swojej drodze odpowiednio sugestywnie dopalając średnicę i dociążając przekaz. Ryk Robba Flynna miał w sobie iście zwierzęcą agresję a wspomagane basowymi kanonadami Adama Duce’a grzmiące bębny Dave’a McClaina siały spustoszenie większe niż Covid w turystyce. Co ciekawe, choć przekaz wydawał się nieco spowolniony w stosunku do mojego punktu odniesienia nie sposób zarzucić mu było braku pazura, czy wykopu. O nie, tylko to był wykop i wygar w stylu klasycznego amerykańskiego muscle cara a nie kręconego na wysokich obrotach GTR-a. I jeszcze jeden drobiazg, który nader często spędza sen z powiek miłośnikom cięższych brzmień. Reprodukcja blach, które niezbyt często potrafią zabrzmieć nawet nie tyle wybornie i realistycznie, co chociażby poprawnie. Tymczasem na VK-80i po odpowiednim „ozłoceniu” ich cyknięcia nabrały wypełnienia a tępe zakończenia swobodniejszego i bardziej płynnego finiszu. Zbyt słodko i ładnie? W żadnym wypadku. Raczej mniej irytująco i bardziej naturalnie, co bynajmniej nie oznacza suchej neutralności.
Pod względem gradacji planów też jest dobrze, choć z racji wspominanej nieco grubszej i miększej kreski, jaką „pociągnięto” kontury muzyków i instrumentów, oraz wyraźnemu przybliżeniu pierwszoplanowych wydarzeń do głosu dochodzi kwestia perspektywy. Nie da się bowiem mieć niemalże przed nosem wdzięczącej się przy mikrofonie na „Back To Basics” Christiny Aguilery a jednocześnie obejmować wzrokiem wszystko to, co dzieje się w głębi. Nie jest to jednak zarzut a jedynie obserwacja i informacja o konsekwencjach takiego a nie innego rodzaju narracji. Mówiąc wprost – żeby mieć szersze pole widzenia należałoby zwiększyć dystans a to z kolei osłabiłoby wspomnianą zmysłowość i namacalność pierwszego planu.
Jeśli się jednak dobrze poszuka, to zarówno na dobrze, bądź wręcz świetnie nagranym i zagranym jazzie (vide „Kind of Spain” dream teamu Wolfgang Haffner, Jan Lundgren, Daniel Stelter, Studnitzky, Christopher Dell, Lars Danielsson) jak i referencyjnej, niezwykle eterycznej, polifonicznej klasyce („Alpha & Omega” Cappelli Nova) nie będziecie mieli Państwo problemu z pogodzeniem zarówno namacalności, jak i rozdzielczości a tym samym złożoności całości kompozycji i rozlokowania poszczególnych głosów/instrumentalistów na zdefiniowanej we wszystkich trzech wymiarach scenie, bowiem tytułowy BAT nie ma z ową rozdzielczością najmniejszych problemów. Ponadto rogata integra na tyle wyraźnie różnicuje nagrania, że jeśli tylko komuś podczas produkcji zachce się owe parametry upraszczać, spłycać i ograniczać, to amerykański piec sam z siebie ich nie odtworzy. Jednak pretensji o to do niego mieć nie sposób a winnych należy szukać zupełnie gdzie indziej.
Choć dokonując finalnego podsumowania i dodając dwa do dwóch można byłoby dojść do wniosku, iż BAT (Balanced Audio Technology) VK-80i to wzmacniacz dedykowany głównie melomanom, dla których liczy się przede wszystkim melodyka a chęć smakowania niuansów i mikro-detali jest niemalże obca. Realia są jednak zdecydowanie mniej zero-jedynkowe i 80-ka po prostu nie jest skierowana do ortodoksyjnych akolitów laboratoryjnej analityczności a pozostała część złotouchej populacji chociażby z ciekawości bez większych obaw może zaprosić ją do własnych systemów.
Marcin Olszewski
System wykorzystany podczas testu
– CD/DAC: Ayon CD-35 (Preamp + Signature) + Finite Elemente Cerabase compact
– Odtwarzacz plików: Lumin U1 Mini + I-O Data Soundgenic HDL-RA4TB
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Gramofon: Kuzma Stabi S + Kuzma Stogi + Dynavector DV-10X5
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Końcówka mocy: Bryston 4B³ + Graphite Audio IC-35 Isolation Cones / Synergistic Research MiG SX
– Kolumny: Dynaudio Contour 30 + podkładki Acoustic Revive SPU-8 + kwarcowe platformy Base Audio
– IC RCA: Tellurium Q Silver Diamond
– IC XLR: Organic Audio; Vermöuth Audio Reference; Acrolink 7N-A2070 Leggenda
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver; Fidata HFU2; Vermöuth Audio Reference USB
– Kable głośnikowe: Signal Projects Hydra; Vermöuth Audio Reference Loudspeaker Cable + SHUBI Custom Acoustic Stands MMS-1
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power + Furutech CF-080 Damping Ring; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF
– Listwa zasilająca: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS-D (R) NCF
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Switch: Silent Angel Bonn N8 + nóżki Silent Angel S28 + zasilacz Silent Angel Forester F1 + Luna Cables Gris DC; Innuos PhoenixNet
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+; Audiomica Laboratory Anort Consequence, Artoc Ultra Reference, Arago Excellence; Furutech LAN-8 NCF
– Stolik: Rogoz Audio 4SM
– Panele akustyczne: Vicoustic Flat Panel VMT
Opinia 2
Pochodząca zza wielkiej wody (USA) marka BAT znana jest w naszych kręgach można powiedzieć, od zarania dziejów. To na tyle godny zaufania producent, że z naszej pamięci nie była w stanie go wymazać go nawet kilkuletnia absencja na rodzimym rynku. Co jest powodem takiego stanu rzeczy? W mojej ocenie po pierwsze – przekładająca się na jakość brzmienia solidność oferowanych konstrukcji. Zaś po drugie – konsekwentne bazowanie na lampach elektronowych. Tak, tak, czy to urządzeniach stricte lampowych, czy hybrydowych, zawsze w układach elektrycznych każdego z produktów Balanced Audio Technology znajdziemy tak uwielbianą przez melomanów wypełnioną próżnią szklaną bańkę. Niestety samą platoniczną miłością człowiek długo nie pożyje, dlatego jesteśmy radzi, że od około dwóch lat ów brand ponownie zagościł nad Wisłą. A jak już się pojawił, nie omieszkaliśmy wziąć coś portfolio naszego bohatera na recenzencki tapet. Z czym będziemy się mierzyć? Otóż po rozpoczynającej nowy rozdział w Polsce hybrydowej integrze VK-3000SE tym razem padło na zbierający świetne opinie zintegrowany wzmacniacz lampowy VK-80i, którego wizytę w naszych progach zorganizował warszawski dystrybutor EIC.
Przechodząc z tekstem do opisu budowy, pierwsze co rzuca się w oczy, to fakt wykorzystania do skrycia trzewi dość typowej dla tego rodzaju wzmacniaczy prostopadłościennej skrzynki jako platformy nośnej dla w tym przypadku zaaplikowanych tuż przy froncie kilku lamp sterujących, tuż za nimi jako lampy mocy czterech popularnych „diabełków” i w ostatnim rzędzie ubranych w zaokrąglone od góry kubki dwóch transformatorów. Całość usadowionych na górnej płaszczyźnie akcesoriów wieńczy biegnący od lewej do prawej strony tuż przy plecach wzmacniacza, ułatwiający proces logistyki pałąk. Oczywiście owa połać w celach grawitacyjnego chłodzenia znajdującej się pod nią elektroniki została zmyślnie perforowana skośnie przebiegającymi podłużnymi otworami. Przyznam szczerze, że być może fotografie tego nie oddają, ale na żywo wygląda to bardzo dobrze. Front 80-ki to naturalnie płat grubego szczotkowanego aluminium, na którym znajdziemy centralnie umieszczony wyświetlacz, z lewej strony włącznik z diodą sygnalizującą stan pracy, tuż obok cztery przyciski inicjujące działanie jednego z wejść liniowych, zaś na prawej stronie przycisk MUTE z dedykowaną dlań diodą oraz dużej średnicy gałkę wzmocnienia. Jeśli chodzi o plecy, patrząc od lewej strony zapewniają nam cztery wejścia liniowe 1 x XLR i 3 x RCA, dedykowane dla 4/6/8 Ohm terminale kolumnowe, zaś całkowicie na prawej flance gniazdo zasilania oraz bezpiecznikowe. Do kompletu startowego naszego bohatera producent dorzuca niby prostego, jednak w pełni funkcjonalnego pilota zdalnego sterowania. Wieńcząc dzieło tego akapitu, dodam jeszcze, iż nasz piecyk waży bagatela 20 kg i dzięki użyciu lamp mocy 6C33C w zakresie obciążenia 4-8 Ohm jest w stanie oddać pokaźne jak na lampiaka 55W na kanał.
Nie wiem, czy oglądaliście wykonane podczas procesu testowego fotografie, ale nasz dzisiejszy punkt zainteresowania nie miał łatwo. Mianowicie chodzi o fakt dwóch sesji odsłuchowych z różnymi kolumnami. Jeden sparing przy użyciu budżetowych francuskich panien od Triangle’a, a drugi flagowych niemieckich wież Gauder Akustik. Jaki był cel sprawdzenia tak diametralnie różnych konfiguracji? Istotny, bowiem chciałem sprawdzić, jak tytułowa integra zachowa się w zależności od zaawansowania technicznego współpracujących z nią zespołów głośnikowych. I wiecie co? Musze powiedzieć, iż oferowane 55W bez najmniejszych problemów wysterowało nie tylko nieduże paczki w naturalnej okleinie, ale również mieniące się czernią lakieru fortepianowego dwa słupy. Za każdym razem dźwięk nosił znamiona fajnie zaaplikowanej lampy, z tą tylko różnicą, że jego wysublimowanie zależało od wpiętych na końcu kolumn. Jednak pisząc o lampowej estetyce brzmienia testowego zestawu nie miałem na myśli uśredniającego przekaz przysłowiowego zamulania wydarzeń muzycznych – choć w tej materii również działo się coś fajnego, ale o tym za moment, tylko zarezerwowane dla tego rodzaju konstrukcji tworzenie namacalnej, a przez to na swój sposób bardziej wciągającej słuchacza atmosfery. Oczywiście im droższe przetworniki, tym dźwięk był wyższej próby. Co prawda na tle możliwości dobrego tranzystora namalowany nieco luźniejszą, ale nigdy nie nazbyt rozmytą, czy nie daj Boże bułowatą kreską – o tym zagajałem przed momentem, jednak ku pozytywnemu zaskoczeniu nigdy, mimo dobrego osadzenia w barwie i plastyce, nie złapany go na braku kontroli. Piecyk tak umiejętnie dozował pakiet dociążenia przekazu, że nie tylko muzyka kontemplacyjna typu Barok tudzież wszelkie spokojne odmiany jazzu, ale również rockowa o dziwo także wypadała co najmniej dobrze. Wiadomym jest, że ta spokojniejsza w zaciągnięciu mnie na długie godziny na fotel zazwyczaj miała z przysłowiowej górki, jednak co ciekawe, także z założenia buntowniczym rockiem pokazywał, iż nie wypadł sroce spod ogona. Przybliżając nieco realia tych odległych od siebie estetyk, powiem tak. W pierwszym wypadku napawałem się nie tylko cyzelowaniem każdej zjawiskowo zawieszonej w eterze w dobrym tego słowa znaczeniu „lampowo” podanej nuty – wcześniej wyjaśniałem co poeta w mojej osobie, miał na myśli, ale dodatkowo podkręconym przez szklaną bańkę kolorytem wydającego ją zawsze naturalnego i do tego bardzo często epokowego instrumentu. A wiadomym jest, jak ważny jest to aspekt dla przykładowego Jordi Savalla czy to w kompilacji „Pieśni do Sybilli”, czy jakimkolwiek materiale z okresu Baroku. Bez tego, co notabene znakomicie oferował wzmacniacz BAT-a, taki repertuar zostałby odbębniony, a jeśli nawet nie z racji wsadu emocjonalnego, to przynajmniej z szacunku do wyśmienitej realizacji każdej tego typu płyty, tak jak podczas tego testu powinien być oddany z odpowiednim pietyzmem. Kreśląc kilka zdań o muzyce z drugiej strony barykady z portfolio często przywoływanych przeze mnie grup AC/DC, Metallica, czy Black Sabbath, muszę stwierdzić, że i w tym przypadku Amerykanin dobrze sobie radził. Może nie była to pełna ekspresji nie tylko sonicznej, ale również energetycznej, ściana dźwięku, jednak każdy krążek konsekwentnie pokazywał, nie tylko na czym polega zabawa w słuchanie tego rodzaju scenicznej wypowiedzi, ale dodatkowo fajnie ją kolorował. Ktoś raczy kręcić nosem, że metal, czy hard-rock muszą być surowe. Owszem, po trosze tak. Jednak nie zapominajmy, że zazwyczaj ten materiał jest słabo zrealizowany i muzykom nie do końca chodził o zmasakrowanie naszych uszu złym masteringiem, tylko raczej ekspresją swojej twórczości. Twórczości, która nadal będąc ognistą, w tym przypadku dodatkowo była podana procesowi lampowej humanizacji. Spokojnie, nie w stylu nieczytelnej magmy, tylko nadaniu dźwiękowi estetyki namacalności.
Prawdopodobnie nie tylko ja, ale również Wy, w oparciu o starcie wzmacniacza z dwoma całkowicie odmiennymi zespołami głośnikowymi, jesteście zaskoczeni tak pozytywnym obrotem sprawy. Przyznam szczerze, że prawie kładłem rękę na pieńku, dobijając w duchu zakładu z samym sobą na temat porażki wzmacniacza po podpięciu do flagowców Gauder Akustik. Tymczasem BAT VK-80i pokazał, jak tak prawdę mówiąc, ograniczały go niedrogie Triangle. Jednak żeby nie było, z tych ostatnich dźwięk również był rzetelny, jednak stygmatyzowany zaawansowaniem technicznym niedrogiego projektu skierowanego do zwykłego Kowalskiego. To zaś świadczy, że jeśli macie chęć na odrobinę lampowego sznytu w swoim codziennym obcowaniu z muzyką, amerykański piecyk będzie w stanie sprostać znakomitej większości światowej oferty kolumn. Łatwiejsze, czy trudniejsze w wysterowaniu, oferujące wyższej lub niższej próby sound. nie ma znaczenia. Nasz bohater zaradzi nawet najtrudniejszym zadaniom.
Jacek Pazio
System wykorzystywany w teście:
Źródło:
– transport: CEC TL 0 3.0
– streamer: Melco N1A/2EX + switch Silent Angel Bonn N8
– przetwornik cyfrowo/analogowy: dCS Vivaldi DAC 2.0
– zegar wzorcowy: Mutec REF 10 SE-120
– reclocker: Mutec MC-3+USB
– Shunyata Research Omega Clock
– Shunyata Sigma V2 NR
Przedwzmacniacz liniowy: Robert Koda Takumi K-15
Końcówka mocy: Gryphon Audio Mephisto Stereo
Kolumny: Gauder Akustik Berlina RC-11 Black Edition, Triangle Antal 40th Anniversary
Kable głośnikowe: Tellurium Q Silver Diamond
IC RCA: Hijiri Million „Kiwami”, Vermouth Audio Reference
XLR: Tellurium Q Silver Diamond, Hijiri Milion „Kiwami”
IC cyfrowy: Hijiri HDG-X Milion
Kable zasilające: Hijiri Takumi Maestro, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4.1 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord, Acrolink 8N-PC8100 Performante
Stolik: SOLID BASE VI
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA SS, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon Transrotor Leonardo 40/60 TMD
– wkładka Phasemation PP-200
– Step-up Thrax Trajan
– przedwzmacniacz gramofonowy Sensor 2 mk II
Dystrybucja: EIC
Producent: Balanced Audio Technology
Cena: 49 000 PLN
Dane techniczne
• Moc wyjściowa: 2 x 55W 4Ω/8Ω
• Zniekształcenia THD przy pełnej mocy: 3%
• Pasmo przenoszenia: 8Hz – 200kHz
• Impedancja wejściowa: 215 kΩ
• Zastosowane lampy: 4x6SN7, 4x6C33C-B
• Pobór mocy: 400W (bieg jałowy), 800W (pełna moc)
• Wejścia sygnałowe: 1 x XLR, 3 x RCA
• Regulacja głośności: drabinka rezystorowa – 90 kroków co 1dB
• Wymiary (S x W x G): 431 x 203 x 406 mm
• Waga: 20 kg
Najnowsze komentarze