Jak to zwykł mawiać klasyk „nadejszła wiekopomna chwila”, czyli najwyższa pora na zajęcie się główną i zarazem największą lokalizacją stołecznego Audio Video Show, czyli PGE Narodowym. Jednak zanim rozpocznę niespieszną i wybitnie subiektywną eksplorację stadionowych lóż pozwolę sobie na małą prywatę. Po pierwsze chciałbym serdecznie podziękować Rune Skov (Gryphon), Jarkowi Orszańskiemu (Audiofast), Antoine Furburowi (MBL) i ekipie Koris za możliwość uczestnictwa w zamkniętych odsłuchach odbywających się poza oficjalnymi godzinami otwarcia wystawy, bądź też już w trakcie jej trwania. Mam nadzieję, że nikomu zorientowanemu w temacie nie trzeba wyjaśniać jak nieprzewidywalne warunki panują na tego typu „imprezach masowych” i jak krytycznym staje się nie tylko zajmowane miejsce, co stopień zapełnienia konkretnego pomieszczenia tzw. czynnikiem ludzkim. Dlatego też szansa na kilkudziesięciominutowy, indywidualny seans jest niczym przysłowiowa gwiazdka z nieba, szczególnie w przypadku, gdy w grę wchodzą systemy, które z racji swoich gabarytów, o innych aspektach nie wspominając, nie mają najmniejszych szans zagościć w naszych skromnych progach. Jeszcze raz serdeczne podziękowania.
Drugą sprawą, którą postanowiłem poruszyć w niniejszym wstępniaku jest kwestia naszej obecności, a raczej nieobecności w poszczególnych „pokojach” podnoszona zarówno przez samych wystawców, jak i Czytelników. Otóż Drodzy Państwo, skoro sam Organizator już jakiś czas temu doszedł do wniosku, iż odwiedzenie wszystkich 175 (słownie stu siedemdziesięciu pięciu ) sal w ciągu 26 godzin najzwyczajniej w świecie stało się niemożliwe, to nie pozostaje mi nic innego jak tylko wyjaśnić niedowiarkom, iż powyższe dane niezbicie wskazują na dość kłopotliwy fakt konieczności wygospodarowania na każdy z owych pokoi niecałych dziewięciu minut i to pomijając oczywiste straty wynikające z konieczności przemieszczania się nie tylko pomiędzy poszczególnymi pomieszczeniami, lecz również obiektami. Niby Organizator w tym roku zapewnił darmową komunikację kursującą w 15 min. interwałach pomiędzy PGE a Hotelem Radisson Blu Sobieski, jednak na owe działania również trzeba było przeznaczyć ładnych kilkadziesiąt minut. Krótko mówiąc „Praw fizyki Pan nie zmienisz i nie bądź Pan głąb”, dlatego też zamiast obłąkańczego pędu wybraliśmy swoistą „naturalną selekcję”, czyli jeśli gdzieś dobrze grało, załapaliśmy się na profesjonalnie prowadzoną prezentację, można było na spokojnie porozmawiać z konstruktorem, przedstawicielem marki, bądź nawet z dawno niewidzianymi znajomymi, to właśnie tam zostawaliśmy na dłużej automatycznie skracając listę oczekujących na liście punktów.
I jeszcze jedno – relacje z wystaw i targów, oraz generalnie wydarzeń mieszczących się w kręgu naszych zainteresowań prowadzimy w ramach naszego hobby, czyli dla przyjemności a nie z musu, więc będziemy szalenie wdzięczni jeśli traktować je będziecie Państwo jako nasze własną, czysto subiektywną dokumentację odbytej marszruty a nie drobiazgową dokumentację, czy nie daj Boże raport z corocznego remanentu dostępnych na rodzimym rynku dóbr doczesnych.
Skoro kwestie natury organizacyjnej zostały mam nadzieję wyjaśnione nie pozostaje mi nic innego jak zaprosić Państwa na kolejną odsłonę własnych obserwacji z dwudziestej trzeciej edycji Audio Video Show.
Skoro już we wstępniaku nadmieniłem, iż w tym roku udało nam się uczestniczyć w nad wyraz kameralnych sesjach to właśnie od nich uznałem za stosowne rozpocząć niniejszy odcinek. Na pierwszy ogień idzie zatem flagowy set Gryphona w skład którego weszły odtwarzacz Ethos, phonostage Legato Legacy, przedwzmacniacz Pandora, wzmacniacze Mephisto Solo i monstrualne kolumny Kodo w przepięknym, granatowym lakierze. Całość, w domenie analogowej wspierał równie urodziwy co duńska ferajna gramofon Grand Prix Audio Parabolica z ramieniem Spiral Groove Centroid uzbrojonym we wkładkę Soundsmith Paua a cyfrę Roon Nucleus z zasilaczem Keces Mono 19/20V. Możliwości powyższego zestawienia dane nam było poznać już na godzinę przed oficjalnym otwarciem bram, dzięki czemu w Studiu TV2 jeszcze nie porozstawiano krzeseł, więc mogliśmy niezobowiązująco krążyć po niezagospodarowanej przestrzeni w poszukiwaniu optymalnego miejsca odsłuchu, by potem próbować konfrontować poczynione wtenczas obserwacje z w pełni zaludnioną salą. I muszę się Państwu przyznać, że różnice były kolosalne. Mając TV2 wyłącznie do własnej dyspozycji najlepsze efekty osiągaliśmy idealnie pomiędzy kolumnami zostawiając sobie jakiś 2m do tylnej ściany, gdyż zbytnie przybliżenie się do czterech wież Kodo powodowało powstawanie swoistej dziury po środku sceny i niezbyt naturalne odseparowanie lewego i prawego kanału. Jednak w tzw. sweet spocie dźwięk duńskiego systemu wymykał się standardowej skali ocen, bowiem pomimo niezaprzeczalnie irracjonalnych gabarytów prezentował niezwykłe wyrafinowanie, swobodę i niejako atawistyczną niewymuszoność a to wszystko bez powiększania źródeł pozornych. Gradacja planów była wzorcowa a gdy tylko pozwalało nagranie to i same Kodo potrafiły „zniknąć”. W dodatku podczas prowadzonych rozmów sam Rune przyznał, iż do pokazania pełni możliwości ww. seta jeszcze dużo brakuje. Niemniej jednak, nawet jeśli to było granie jedynie na pół gwizdka, to i tak wystarczyło, by w pełni zasłużyć na miano najlepszego dźwięku tegorocznego Audio Video Show.
Po sąsiedzku skromnie przycupnęły równie szeroko rozstawione Wilson Audio Alexia Series 2 napędzane monoblokami Dan D’Agostino Progression Mono współpracującymi z multifunkcyjnym dCS-em Bartók DAC a dosłownie kawałek dalej, znaczy się piętro wyżej zaprezentowano jeszcze bardziej kompaktowy, co wcale nie oznacza, że mały, system z Aurenderem A30, integrą Moonriver 404 i Wilsonami Yvette. Generalnie pozwolę sobie w tym miejscu zwrócić uwagę na tegoroczny „trend” możliwie jak najszerszego rozstawienia kolumn, przez co zwykle uprzywilejowane pierwsze rzędy już na starcie były na straconych pozycjach. Jeśli więc ktoś z przyzwyczajenia polował na najbliższe systemom miejscówki, to z całkiem sporą dozą prawdopodobieństwa można założyć, że ostatni weekend mógł się dla niego okazać jednym wielkim rozczarowaniem.
Za kolejne, iście ekstremalne, doznania natury tak estetycznej, jak i sonicznej odpowiadał Antoine Furbur reprezentujący MBL-a i z dumą wyciskający wszystko co najlepsze z kruczoczarnego, szczodrze przyprószonego złotem detali systemu z charakterystycznymi kolumnami 101Xtreme, pary monobloków 9011 i 9008, przedwzmacniacza 6010 i dzielonego źródła 1621+1611. Wrażenia dynamiczne może nie niosły ze sobą takiej spektakularności, jak u ww. Duńczyków, za to holografia przekazu była nie tyle wyśmienita, co zjawiskowa i podobnie jak w poprzednio wspomnianych systemach kluczowy okazał się właściwy wybór miejscówki, gdyż zbytnie dosunięcie się do bazy kolumn, bądź zajęcie skrajnych krzeseł wprowadzało nad wyraz bolesną degradację brzmienia. Mając jednak odpowiedni punkt odsłuchowy trudno było znaleźć pretekst (piorunujące spojrzenia czekających w nieskończoność amatorów sweet spotu też nie działały) do ruszenia w dalszą trasę. Krótko mówiąc kolejny system marzeń i kwintesencja audiofilskiego sacrum w najczystszej czarno-złotej odsłonie. Od siebie dodam jeszcze tylko tyle, że na PGE ww. system MBL-a zagrał lepiej niż kiedykolwiek dane mi było usłyszeć w Monachium.
Elektroniki MBL-a, tym razem już z nieco bardziej przystępnej cenowo Noble Line ( CD/DAC N31 + przedwzmacniacz N11 + końcówka mocy N21) można było jeszcze posłuchać w towarzystwie zachwycających rozdzielczością, przestrzenią i dynamiką kolumn Raidho Acoustics TD2.2, oraz gramofonu Bergman Magne. Miłośnikom dużego dźwięku z niewielkich kolumn już po kilku taktach uśmiech nie schodził z ust. Jeśli jednak ktoś poszukiwał klasycznego amerykańskiego grania z potężnym wykopem i iście rockową zadziornością przy adekwatnej wolumenowi generowanego dźwięku rozmiarówce, to pełnię szczęścia mógł odnaleźć podczas wizyty w loży, gdzie królowały Legacy Focus SE i elektronika P.S Audio.
Już w trakcie wystawy łut szczęścia sprawił, iż trafiłem do poznańskiego Korisa, gdzie można było na własne uszy się przekonać, czy ewolucja we włoskim wydaniu podążyła właściwą ścieżką. O co chodzi? O możliwość obserwowania bratobójczej walki pomiędzy „klasycznymi”, owianymi w pełni zasłużoną legendą Sonus faberami Extrema i najnowszą inkarnacją apenińskiej myśli technicznej, czyli iście gabinetowo wykończonymi Electa Amator III. Zanim przejdę do wyniku ww. sparringu wspomnę tylko, iż za amplifikację służyły cztery monobloki Cube (bi-amping), oraz preamp MySound a w roli źródeł wystąpiły przetwornik EMM Labs DV2 + streamer EMM Labs NS1, oraz przetwornik Metronome Technologie cAQWO + transport CD/SACD tAQWO. Jakby tego było mało sprawą przesyłów sieciowych zajęły się SOtM sNH-10G z sCLK-EX + Roon ROCK na Intel Nuc a oo prąd zadbał Gigawatt PC-4 EVO w topowej specyfikacji. Nie dało się też ukryć stolika i platform Finite Elemente z serii Pagode Master Reference mk2, oraz platform (dla Metronome) Finite Elemente Carbofibre HD. Jeśli zaś chodzi o okablowanie, to na całości „łapę położyło” Tellurium Q Statement. Całe szczęście powyższą wyliczankę zamieszczam dla osobników cierpiących na nerwicę natręctw, gdyż akurat w tym secie najważniejsza była muzyka i czysto hedonistyczna frajda porównywania starego z nowym. A właśnie, jeśli cały czas zachodzicie Państwo w głowę jaki był wynik, to przynajmniej w moim mniemaniu bezdyskusyjnie wygrały Extremy prezentując wyższość nad Electami tak pod względem wyrafinowania i „karmelowości”, jak i oczywistego rozciągnięcia reprodukowanego pasma. Koherentność przekazu starszego rodzeństwa była wręcz uzależniająca a niewymuszoność, czy wręcz swoista, rozbrajająca nonszalancja sprawiały, że czas zaczynał płynąć wolniej a sprawy „na już” zmieniały swój status na „później”. Nie oznacza to bynajmniej, że Electy Amator III to jedynie perfidne odcinanie kuponów od dawnej sławy, bo tak nie jest, lecz raczej krok w kierunku zdecydowanie bardziej współczesnej estetyki dźwięku z konturowością dedykowaną plikom wysokiej rozdzielczości i całym związanym z tym dobrodziejstwem inwentarza. Czego by jednak nie mówić mając wybór bez chwili wahania brałbym Extremy a mogąc zatrzymać obie pary … byłbym w siódmym niebie.
Skoro jesteśmy przy pokazach i demonstracjach, to palma pierwszeństwa pod względem wiedzy, profesjonalizmu i merytorycznego przygotowania muzycznego należy się ekipie Top Hi-Fi a dokładnie kierownikom salonów z Kielc – Marcinowi i Sopotu – Adamowi, którzy nie tylko z wielką pasją opowiadali o prezentowanym repertuarze ale i starali się na jego podstawie pokazać najmocniejsze strony prezentowanej elektroniki Luxmana, a śmiało można powiedzieć, że było na czym zarówno oko, jak i ucho zawiesić. Marcinowi przypadły w udziale dwa zestawy – „analogowy” z gramofonem PD-151, przedwzmacniaczem CL-1000 i końcówką mocy M-900u napędzający kolumny Magico S5 MkII, oraz „cyfrowy” z odtwarzaczem D-06u, dopiero co przez nas recenzowaną integrą L-509X i przecudnej urody kolumnami B&W 802 Prestige Edition. Z powyższych zestawów płynęły niezliczone perełki muzyki klasycznej, elektroniki i najprzeróżniejszych miksów gatunków wszelakich, przy czym cześć prezentowanych nagrań pochodziła spod palców Marcina, który sam je realizował i rejestrował, więc ilość informacji i ciekawostek jakimi się dzielił ze słuchaczami była równie pasjonująca, co dźwięki wydobywające się z ww. kolumn. Różnice w omikrofonowaniu poszczególnych instrumentów, czy sceny podparte były konkretnymi przykładami, na światło dzienne wyciągane były zazwyczaj pomijane niuanse realizacyjne a oprócz komercyjnych albumów w odtwarzaczu gościły jeszcze niewydane nagrania, w tym studio-mastery. Z głośników płynęły przepiękne utwory np. na flet i klawesyn (zaskakująco nisko strojony o brzmienu z akcentem na drewno skrzyni aniżeli metaliczność strun) , czy klawesyn i sopran (zjawiskowa Iwona Stefańczyk), fortepian i sopran w „Matulu Moja” (bezkonkurencyjna Ilona Sojda), cytrę i obój (Haendla), etc. Jeśli zaś chodzi o ewentualne porównania, to stawiałbym na remis ze wskazaniem na Bowersy oferujące bardziej precyzyjny rysunek, przy jednoczesnej gładkości i wyrafinowaniu najwyższych składowych, oraz kontroli basu.
A skoro mowa o kontroli i rozdzielczości, to na scenę wkraczał Adam z systemem w skład którego weszły stylizowane na „retro” Luxmany D-380, LX-380 i kuszące wyrafinowaną politurą Elaci VELA FS 409. Co tu grało? Przede wszystkim małe składy jazzowe i …co zaskakujące również stary dobry rock, z którego ów set wyciągał wydawać by się mogło dawno zapomniane i przykryte warstwą kurzu niuanse i audiofilskie smaczki.
O poziomie prowadzonej przez ów duet „audiofilskiej konferansjerki” najlepiej świadczy fakt praktycznie pełnego obłożenia Studia TV-1 przez całą wystawę i w pełni zasłużone brawa po każdej prezentacji. Był to też nad wyraz namacalny przykład autentycznej pasji i miłości do muzyki, gdzie wykorzystywany sprzęt jest jedynie narzędziem do osiągnięcia upragnionego celu a nie celem sam w sobie.
Zdecydowanie spokojniej było na ekspozycji AVM-a, gdzie za oko łapały transparentny all in one CS8.2 Crystal i roztaczający wokół siebie błękitno-fioletową poświatę gramofon ROTATION R 5.3.
Jednak AVS to nie tylko mniej bądź bardziej zobowiązujące odsłuchy, lecz również ujęte w zdecydowanie sztywniejsze ramy konferencje, warsztaty, czy czysto techniczne demonstracje nowości prowadzone zarówno przez samych dystrybutorów, jak i oddelegowanych z kwater głównych przedstawicieli producentów. W tym roku dane nam było uczestniczyć właśnie w takiej, prezentacji dopiero co wprowadzonych do portfolio marki T+A jeszcze pachnących fabryką referencyjnego transportu PDT 3100 HV, przetwornika/streamera SD 3100 HV i jego wersji wyposażonej w wejścia analogowe i analogową regulację głośności – SDV 3100 HV.
Podczas której szef sprzedaży T+A – Oliver John od strony czysto inżynierskiej wyjaśniał zagadnienia dotyczące topologii nowych urządzeń i innowacyjności wykorzystanych w nich rozwiązań z obsługą DSD1024 włącznie.
Tuż za ścianą grał za to niedawno przez nas recenzowany dzielony zestaw TAD Labs, czyli rozbudowany o firmowe kolumny TAD Evolution One 1 TX (E1TX) tercet egzotyczny w postaci odtwarzacza/DAC-a/przedwzmacniacza D1000MK2 i dwóch stereofonicznych końcówek mocy M1000 wspomagany kondycjonerem Acoustic Dream AL5 i okablowaniem Audiomica Consequence. Przyjemnie ustawiona klimatyzacja, dyskretnie ukryta w pozornie „cywilnej” komodzie FOS Audio fos-40sxl elektronika i poziomy natężenia dźwięku pozwalające spokojnie zebrać myśli wydawać by się mogły świetną zapowiedzią miłego odsłuchu. Ot chwila muzycznego ukojenia w krainie sonicznej łagodności i wyrafinowania. Mogłyby, lecz niestety nie były ze względu na …
Nad wyraz uciążliwe i nieustannie dudniące sąsiedztwo Cube Audio. O dziwo ekipa obsługująca ww. ekspozycję nie przypominała wyklętych rycerzy ortalionu z przewieszonymi na skos „kołczanami prawilności”, ale jak było widać, a raczej słychać postanowiła kultywować wydawać by się mogło zaniechaną manierę zaznaczania własnej obecności poprzez generowanie infradźwięków.
A wystarczyło wziąć przykład z poznańskiej manufaktury Horn Acoustic, która grając z wolnostojących kolumn Vivo zasilanych lampowymi monoblokami M845 nikomu życia nie uprzykrzała serwując dźwięki rześkie i rozdzielcze, jednak bez zbytniej ofensywności.
O krok, albo nawet dwa w kierunku analityczności poszedł za to J.Sikora ze swoim gramofonem Standard Max Black z kevlarowym ramieniem KV12. Co ciekawe w torze pyszniły się lampy i z oczywistych względów królował winyl, jednak typowej analogowości i soczystości przekazu po raz kolejny nie dane mi było doświadczyć.
Wracając do przyjemniejszych, acz budzących zaskakujące kontrowersje (o czym dosłownie za chwilę) ekspozycji pozwolę sobie na pewną konsolidację rozsianych po PGE lóż zagospodarowanych przez stołeczny SoundClub. Otóż rola głównego systemu w Studio TV5 przypadła setowi w skład którego weszły źródła – reprezentujący domenę analogową gramofon Brinkmann Taurus (premiera) z ramieniem 12.1 i lampowym zasilaczem RoNT, oraz cyfrę odtwarzacz Soulution 746+, Phono 1 i Line 1 Tenora, Air Tight Opus-1, monobloki Air Tight ATM-3211 (premiera) i również premierowe kolumny Marten Mingus Orchestra. To jednak nie koniec atrakcji, gdyż tuż za jubileuszowym stolikiem Franc Audio Accessories można było zauważyć okablowanie Jorma Statement i Prime oraz listwy Verictum Cogitari. Całość prezentowała niezwykle dynamiczne oblicze audiofilskiego spojrzenia na reprodukcję dźwięku dając niejako do zrozumienia, iż z chęcią przyjęłaby dodatkowych kilkanaście (- dziesiat?) metrów, by móc w pełni rozwinąć skrzydła. Było to szczególnie zauważalne, gdy TV5-kę szczelnie wypełniał tłum słuchaczy a o dogodnym miejscu odsłuchowym można było jedynie pomarzyć.
Zdecydowanie bardziej kompaktowa propozycja czekała na gości w pokoju 140, gdzie sam Timo Engstrom z dumą zarządzał zestawem Brinkmann Taurus z ramieniem 12.1 i wkładką Air Tight PC-1s, przedwzmacniaczem gramofonowym Brinkmann Edison phono, „gałęzią cyfrową” reprezentowaną przez Brinkmanna Nyquist + Roona Nucleus, własną (premierową) amplifikacją Engstrom ARNE i kolumnami DeVore Gibbon X.
Jak co roku nie zapomniano też o nieco bardziej budżetowym secie opartym na gramofonie Brinkmann Bardo z ramieniem 12.1 z wkładką Air Tight PC-7, kolumnach DeVore Gibbon Super Nine i elektronice Emotivy (XPA-DR2, XSP-1 i premierowo ERC-4).
Oprócz wspomnianego Timo, gośćmi stołecznego dystrybutora byli również Yutaka Miura ( Air Tight), Leif Olofsson (Marten) i Matthias Luck (Brinkmann), którzy nie tylko służyli swoją fachową wiedzą podczas prywatnych „audiencji” i kuluarowych rozmów, lecz również aktywnie uczestniczyli w autorskich prezentacjach.
A właśnie – wspomniane wcześniej dalece pozamuzyczne kontrowersje. Wydawać by się mogło, że zarówno muzyka łagodzi obyczaje, jak i obecność przedstawicielek płci pięknej powinna nieco studzić emocje. I obserwując tłumy odwiedzające AVS tak też rzeczywiście było. Jednak okazuje się, że życie sobie a „wirtualna”- internetowa rzeczywistość rządzi się swoimi prawami. Otóż zdjęcie reprezentujących SoundClub hostess (Aleksandry, Martyny, Aleksandry, Agnieszki i Valerii) opisane jako „piękniejsza strona tegorocznej wystawy” okazało się solą w oku nad wyraz bojowniczo nastawionych i domniemywam feministycznie zorientowanych „koleżanek”. Padły nawet zarzuty „seksizmu” i „turbo mizoginizmu”, co jednoznacznie wskazuje na to, że choć do tej pory wydawać by się mogło, iż najgorętsze dyskusje wzbudzają tematy związane z okablowaniem, to w porównaniu z tym, co potrafi obudzić demona w wydawać by się mogło drobnej i spokojnej kobiecie, czyli druga przedstawicielka tej samej płci przebywająca w polu ich widzenia, jawią się niczym wyważone dyskusje w klubie brydżowym. Dlatego też zalecam Państwu szczególną ostrożność przy chwaleniu się znajomym popełnionymi podczas AVS zdjęciami, bo możecie zostać odsądzeni od czci i wiary, dotknięci infamią i jedynie błagać o wybaczenie ;-)
Z portfolio SoundClubu skorzystała również ESA spinając swoje strzeliste Red House’y z gramofonem Brinkmann Balance z ramieniem 10.0 i wkładką Air Tight PC-1 Supreme, oraz setem Bouldera (508 phono, 1110 pre, 1160 power). Jednak do Pana Andrzeja Zawady przychodzimy się od lat nie po to, by dywagować o sprzęcie, choć i takie tematy się pojawiają, lecz przede wszystkim posłuchać wyśmienitej muzyki i właśnie o niej rozmawiać. Tak też było i tym razem – królowały wszelakie odmiany Bluesa a perełki, które lądowały na talerzy Brinkmanna nie pozwalały spokojnie usiedzieć w miejscu. Niejako przy okazji warto było zwrócić uwagę, iż o ile dobrze pamiętam w 2017 r. z monoblokami Nagra HD Amp takiego efektu nie było i jedynie w 2015 r. – z potężnym Avidem intensywność doznań można było uznać za zbliżoną, co wyraźnie wskazuje na to że pozornie łatwe do wysterowania (91 dB/4 Ω) odgrody wymagają solidnej elektrowni.
Równie miłe doznania wizualno-soniczne zapewniała propozycja Premium Sound/4HiFi, gdzie kolumny AudioSolutions Virtuoso M świetnie „dogadywały się” z monoblokami Shanling A600 i zjawiskowym, lampowym przedwzmacniaczem LineMagnetic LM-512CA. Tym razem źródło było wyłącznie cyfrowe – Rockna Audio Wavedream NET + Wavedream Signature XLR DAC z obsługą ROON, gdzie corem była Rockna. Było to też kolejny system, gdzie praktycznie całość okablowano przewodami Tellurium Q z serii Statement i Silver Diamond a za adaptację akustyczną odpowiadali Mega Acoustic i Acoustic Manufacture. Nieprzesadzonym, a więc w pełni akceptowalnym przez płeć piękną designem, kusił stolik Solid Tech hybrid a wzrok przyciągał też potężny kondycjoner Unicorn Audio Grandioso.
W tym roku Rafko po raz kolejny pokazało, że i na całkiem rozsądnych poziomach cenowych można osiągnąć wielce satysfakcjonujące rezultaty. Niedowiarków do powyższej tezy przekonywał system elektroniki Exposure z kolumnami Melodiki a kilka kroków dalej nieco bardziej angażujący tak finansowo, jak i gabarytowo złożony z debiutującej superintegry Musical Fidelity M8xi i strzelistych Triangli.
Bazując na miłych wspomnieniach z monachijskiego hifideluxe zajrzałem do pokoju E.I.C, gdzie cały czas próbujące zaistnieć w audiofilskiej świadomości nadwiślańskich odbiorców kolumny Fyne Audio pyszniły się w towarzystwie integry Unison Research Performance Anniversary Cherry.
Propozycje Audio Center Poland/Voice obejmowały w tym roku systemy składające się z elektroniki Cambridge Audio, Chord, Moon, Audiovectora i akcesoriów Nordosta. W prezentowanych trzech systemach można było zapoznać się z możliwościami konfiguracji:
– Cambridge Audio Edge NQ &W z Audiovectorami R3 Arrete
– Chord (Blu mkII, Dave, Etude) /Primare (CD 35 Prisma, Pre 35 Prisma, A35.2) z Audiovectorami R3 Avantgarde wspomaganymi subwooferami REL-a
– Moon 680D, 740P, 860Av2 z kolumnami Monitor Audio Gold 300 5G i okablowaniem, oraz akcesoriami Nordosta.
Z oczywistych względów w kwestii dynamiki najwięcej do powiedzenia z powyższego tercetu egzotycznego osiągał set z dwoma wspomagającymi reprodukcję najniższych składowych subwooferami, choć Moony z MA Gold 300 starały się dziarsko dotrzymywać mu kroku.
A teraz swoiste kuriozum i źródło dość sprzecznych odczuć, czyli konsbudowska prezentacja systemu Quad/Klipsch, gdzie ustawione w rogach wysokoskuteczne (105dB!) Klipschorny AK6 nie miały nawet najmniejszych szans pokazać co potrafią, gdyż miejsca odsłuchowe ustawiono o jakieś 3 metry za blisko, przez co stereofonii uświadczyć było nie sposób, za to serwowany na iście koncertowych poziomach głośności repertuar (m.in. Led Zeppelin) każdorazowo wywoływał szczery uśmiech. Wystarczyło jednak stanąć jakiś metr za standem z projektorem a sytuacja ulegała znaczącej poprawie.
Do grona kuriozalnych ciekawostek i zagadkowych posunięć natury marketingowej z pewnością można było w tym roku zaliczyć ekspozycję Panasonica, gdzie jedyny oferujący akceptowalne brzmienie system Technicsa … wstydliwie ukryto za kotarą na samym końcu sali. Jeśli tak wygląda „postekshumacyjna promocja” bądź co bądź cieszącej się swojego czasu znaczną popularnością marki, to osobiście ja jej większego sukcesu nie wróżę. Wygląda na to, że z ww. koncernu Ci, którzy mieli pojęcie o sprzedaży klasycznego Hi-Fi już dawno odeszli a ludzie, którym Technicsa pod opiekę powierzono nie mają bladego pojęcia co z nią zrobić.
Kilka słów należy się oczywiście strefie słuchawkowej, w której miłośnicy wszelakiej maści konstrukcji wokół, na- i do-usznych mogli przebierać jak w ulęgałkach zarówno w czysto budżetowych, jak i wybitnie high-endowych konstrukcjach. I właśnie z tego drugiego krańca moja uwagę zwróciły topowe HiFiMany Susvara spięte ze zjawiskowym lampowym ViVa Audio Egoista 845 i niepozornym odtwarzaczem NuPrime, z którymi na głowie (słuchawkami oczywiście, gdyż elektroniki nie próbowałem na czerep zakładać) spędziłem wielce przyjemne pół godziny. Całe szczęście spontaniczną sesję udało mi się przeprowadzić przy praktycznie zerowym ruchu odwiedzających wystawę, co przy tego typu konstrukcjach ma kluczowe znaczenie, gdyż ich izolację akustyczną można uznać za umowną, co oczywiście w warunkach domowych nie jest aż tak krytyczne. Z zalet na pewno warto wymienić niezwykły komfort ich użytkowania i sposób prezentacji niebezpiecznie zbliżony do ultra high-endowych systemów kolumnowych. Z egzemplarzy nieco łatwiej osiągalnych nie można zapomnieć o nie mniej intrygujących i mających stały karnet na audiofilski Olimp Final Audio D8000 i Meze Empyrean.
Jak co roku szalonym zainteresowaniem cieszyły się ekspozycje z szeroką gama gramofonów od popularnych i budżetowych Pro-Jectów poprzez lifestyle’owy „lewitujący” gadżet Mag-Leva na olśniewających polerowanym aluminium i akrylem Transrotorach.
Jeśli chodzi o mnie to niniejszym kończę relację z tegorocznego Audio Video Show, jednak proszę zbytnio nie oddalać się od odbiorników, gdyż lada moment swoimi spostrzeżeniami podzieli się z Państwem Jacek. Do zobaczenia za rok.
Cdn. …
Marcin Olszewski
Opinia 1
Mogłoby się wydawać, iż ponad dwudziestoletnia historia Audio (od niedawna również) Video Show dla organizatorów tegoż jakże wyczekiwanego przez nieprzebrane rzesze (nie tylko rodzimych) audiofilów powinna być okazją do zebrania pokaźnego pakietu doświadczeń i tym samym wyciągania wniosków z ewentualnych, przydarzających się przy tego typu imprezach potknięć. Pozory jednak mylą a i z logiką niestety nie wszystkim po drodze, chyba, że potworne zamieszanie z identyfikatorami prasowymi, wysoce nieskuteczny przepływ informacji pomiędzy ww. organizatorem a wynajętą agencja PR-ową, plus poważne zaburzenia w kursowaniu autobusów wystawowych mają stać się znakiem rozpoznawczym AVS. Doprawdy trudno mi ów totalny chaos zrozumieć, tym bardziej, że jeszcze przeddzień godziny zero, czyli momentu rozpoczęcia wydawania kluczy wystawcom i identyfikatorów prasowych wszystko wydawało się wyglądać zapięte na ostatni guzik. Tym bardziej, że przesunięcie terminu wystawy na tydzień po wszelakiej maści demonstracjach związanych z obchodami 11 listopada dawało taką nadzieję. O ile jednak do traktowania takich jak my bajkopisarzy jako zła koniecznego zdążyliśmy się już przyzwyczaić, to dość trudno było mi wytłumaczyć stojącej w sobotnie popołudnie pod Stadionem Narodowym pokaźnej gromadce dość wyraźnie przemarzniętych zagranicznych producentów, że choć busy miały kursować co dwadzieścia minut, pomijam wywieszki o 30 min. interwałach, to po godzinie bezskutecznego ich wyczekiwania zdecydowanie rozsądniejszym rozwiązaniem będzie … skorzystanie z konwencjonalnych środków komunikacji miejskiej. Mniejsza jednak z tym, gdyż pewnie i tak ochom i achom nie będzie końca a i samozachwyt będzie dość powszechnym stanem świadomości. Mówi się jednak trudno i wypada miec tylko nadzieję, że tym razem powyższe zgrzyty nie wejdą do stałego repertuaru serwowanych przez Organizatorów atrakcji.
Uczciwie trzeba jednak przyznać, że AVS zauważalnie zyskuje na randze, odsetek zagranicznych żurnalistów wzrasta a sami wystawcy dwoją się i troją, by sprostać oczekiwaniom nieprzebranych tłumów spragnionych adiofilskich doznań melomanów. Świadczą o tym nie tylko przygotowywane przez nich światowe premiery, jak i atrakcje w postaci niezobowiązujących spotkań z osobami stojącymi za konkretnymi urządzeniami i markami, oraz coraz bardziej popularne, wzorowane na monachijskich śniadania prasowe, czy zamknięte, zapewniające znacząco wyższy komfort biletowane, bądź odbywające się wg. ściśle określonego harmonogramu odsłuchy. Tego typu działania ułatwiają planowanie marszruty i zarazem uświadamiają, że nawet rozszerzone z dwóch do trzech dni wystawowych Audio Video Show jest zbyt krótkie by być wszędzie i wszystko zobaczyć/posłuchać. Dlatego też przechodząc do meritum, czyli już do właściwej relacji wzorem minionych lat postanowiliśmy podzielić ją na kilka części, by sukcesywnie, wraz z postępem prac nad nader bogatym materiałem zdjęciowym móc dzielić się nim z Czytelnikami. Na pierwszy ogień wzięliśmy więc najmniejszy i zarazem najspokojniejszy przystanek na wystawowej mapie listopadowego show, czyli Golden Tulip, który całkiem wdzięcznie sprawdza się w roli ostoi High-Endu., czyli następcy Hotelu Bristol.
Już od progu, czyli od stanowisk usytuowanych niemalże vis a vis schodów złaknionych audiofilskich doznań witał przekrój oferty Staxa, czyli jedynego, bądź jednego z niewielu uciekinierów ze strefy słuchawkowej zlokalizowanej na Stadionie Narodowym. O dziwo w tym szaleństwie jest metoda, bowiem w Tulipie nie dość, że było zdecydowanie ciszej niż na stadionowym openspejsie, to i konkurencji w zasięgu oka i wzroku nie było nawet na lekarstwo.
Grobel Audio– tutaj nigdy nie było i mam taką cichą nadzieję, że nigdy nie będzie żadnej, brzydko mówiąc wtopy, no bo i jak mogłaby się zdarzyć, gdy ma się takie portfoliosh. Idąc zgodnie z kierunkiem przepływu sygnałów na samym szczycie pysznił się majestatyczny gramofon DaVinciAudio Labs AAS Gabriel uzbrojony w ramię Virtu i wkładkę DaVinciAudio Labs Gradenzza MC, skromnie schowany z boku przycupnął przedwzmacniacz gramofonowy Thöress Phono Equalizer. Terz kolej na wzmocnienie liniowe a tutaj od niepamiętnych czasów króluje u Pana Sebastiana Jadis, czyli tym razem pre JP80MC i monbloki JA200 MkII zasilające kolumny Franco Serblin Ktema. O okablowanie systemu zadbał rodzimy Verictum. A jeśli chodzi o brzmienie, to … również bez niespodzianek. Standardowa referencja – esencja muzykalności, kultury i wyrafinowania. Jeśli tylko nie sięgacie po Sepulturę i nie przepadacie za klubowym ravem to jedna z najszybszych dróg do osiągnięcia audiofilskiej nirwany.
Sveda Audio – rodzimy system będący ciekawym połączeniem bezkompromisowego nagłośnienia w postaci przyozdobionych uroczymi myszami Entreq monitorów Sveda Audio blipo wspomaganych firmowymi 700W, 100 kg subwooferami o jakże rozkosznej nazwie Chupacabra (w dosłownym tłumaczeniu wysysacz kóz) i ustawionego na platformie Stacore kuszącego złotym wykończeniem LampizatOra PACIFIC DAC i zasilania Verictum. Jak można było przekonać się na własne uszy nawet takie, znane z obszaru pro-audio (przynajmniej w przypadku Arka Szwedy) potrafi stać się wielce interesującą alternatywą dla mających dość mamienia bajkami z mchu i paproci serwowanymi co i rusz przez wschodzące gwiazdy na audiofilskim firmamencie.
Boenicke – kolejne próby przekroczenia praw fizyki i grania „dużym” dźwiękiem z mikroskopijnych, niemalże desktopowych kolumienek.
Sound by Hari – pomimo drobnych zawirowań natury dystrybucyjnej Hari Štrukelj w tym roku przygotował jeden z najbardziej, przynajmniej od strony gabarytowo – wizualnej systemów. Otóż o ile elektronika prezentowała się jeszcze całkiem konwencjonalnie, gdyż w skład prezentowanego toru weszły znane m.in. z naszych recenzji nad wyraz kompaktowe monobloki FM Acoustics FM 108, przedwzmacniacz 245 i phono stage 123, oraz w roli źródeł przepiękny gramofon Vertere SG-1i odtwarzacz CD … Hegla, to już kolumny wymykały się wszelakim ramom. Przeogromne Sigma Acoustics MAAT (drobne 800 000 PLN) o skuteczności 102dB @ 8 Ohm ewidentnie onieśmielały swoją aparycją, choć przy dłuższym odsłuchu zaskakiwały lekkością i swobodą prezentacji jakże daleką od spodziewanej apokaliptycznej więc spektakularności. Bardzo miło wspominam również konwersację z właścicielem marki i projektantem w osobie przeuroczego Aldo Zaninello, który z radością nie tylko odpowiadał na pytania natury technicznej, co i rusz żartował na temat rozmiaru swoich flagowców. Owe włoskie trójdrożne monstra oparto o podwójne, pracujące w otwartej komorze wstęgi AMT, cztery 6” średniotonowce i dwa 15” woofery. Coś posobnego dane nam było już słyszeć podczas zeszłorocznego hifideluxe, ale jak widać projekt ewoluuje i trudno w tym momencie mówić o jakiś widocznych oznakach zalecanej przez lekarza pana Aldo kuracji odchudzającej ;-)
Nautilus – elektronika Ayona (CD-35, S-10, przedwzmacniacz Spheris, monobloki Vulcan) i Transrotora (Zet 3), kolumny Lumen White Kyara i topowe okablowanie Siltecha z serii Triple Crown plus wielogodzinny montaż adaptacji akustycznej sufitu przyniosły rezultat, którego klasy nie byli w stanie zignorować również zagorzali przeciwnicy takich konfiguracji. Dźwięk był gęsty, niemalże kremowy, lecz charakteryzował się niezwykłą rozdzielczością a głębia kreowanej przez niego przestrzeni wprawiała w zakłopotanie nawet największych malkontentów. To było idealne miejsce na dłuższą, zdecydowanie dłuższą chwilę wytchnienia z lampką wina w dłoni.
RCM – jak zwykle katowicki dream team pod wodzą niezmordowanego Rogera Adamka wspierany pokaźną gromadką zaproszonych gości (dr. Roland Gauder, Christian Feickert, Franc Kuzma, Rumen Artarski, Państwo Vitus i Alex Vitus) z jednej strony postawili na analog, przy czym stojącymi skromnie z boku sali gramofonami spokojnie mogliby obdzielić wszystkich znajdujących się w Tulipie wystaców, lecz jeśli tylko ktoś miał takie życzenie dysponowali również źródłem cyfrowym w postaci referencyjnego C.E.C.-a C.E.C. TL 0 3.0 + DA 0 3.0 lub karmionym plikami setem Alluxity współpracującym z tubowymi Odeonami. Jeśli zaś chodzi o główny system, to prócz gramofonów TechDAS Air Force One z ramieniem SAT Pickup Arm, Döhman Helix 2, Kuzma Stabi M, Kronos Sparta Pro znaleźć w nim można było prototyp flagowego przedwzmacniacza gramofonowego RCM Audio, oraz potężną, dzielona amplifikację Vitus Audio (SL-103 + SM103) i … prototypowe, mające oficjalną światową premierę (!!!) Gauder Akustik Darc 5. Powyższy set udowadniał, iż uniwersalność nie jest jedynie utopią i dysponując odpowiednią wiedzą (o dość poważnych nakładach finansowych lepiej nie wspominać) można stworzyć system zdolny na referencyjnym poziomie zagrać zarówno Disturbed, jak i Dianę Krall.
AVM – elektronikę AVMa znam od lat a i ostatnimi czasy często u nas gościła, więc śmiem twierdzić, iż co nieco o jej możliwościach wiem. Ponadto monachijskie prezentacje z kolumnami Gauder Akustik osobom regularnie odwiedzających majowy High End pozwalały wyrobić sobie o powyższej marce własne zdanie. Tymczasem w Polsce AVM jakoś nie może złapać wiatru w żagle. Poprawie sytuacji miał pomóc tegoroczny AVS i o ile statyczna prezentacja oferty niemieckiego wytwórcy sprawiała bardzo korzystne wrażenie, to już grający za przepierzeniem set z Davisami MV One zdecydowanie lepiej sprawdziłby się w którymś z pokoi hotelu Sobieski aniżeli w zdecydowanie przekraczającej możliwości ww. kolumn Sali Tulipa. Całe szczęście zaproszony przez polskiego dystrybutora właściciel AVMa – Udo Besser nie tracił zaraźliwego poczucia humoru i nie tylko dwoił się i troił podczas konwersacji z zainteresowanymi, co „incognito” przemierzał wystawowe korytarze poznając na własną rękę uroki tegorocznego AVS.
Avatar Audio– jak co roku miłośnicy tzw. oldschoolowego, „papierowego” brzmienia mieli swoją mekkę w Azalii 3.
Marcin Olszewski
Opinia 2
Uf. Tak uf. Dlaczego? Przecież to cztery dni pracy. A jeśli ktoś z Was twierdzi, że trzy, według oficjalnego programu z punktu widzenia zwykłego Kowalskiego naturalnie ma 100% rację. Niestety my, czyli ciało próbujące co roku wykrzesać z siebie w miarę ciekawą relację z opisywanego przeze mnie wydarzenia chcąc znać całość przedsięwzięcia od podszewki musimy pojawić się na targach już podczas ich przygotowań. Nie, żebym się skarżył, gdyż panujący wtenczas rozgardiasz jest pewnego rodzaju bodźcem do formowania ciekawych wniosków na temat przybliżanych zestawów, ale trzeba również jasno powiedzieć, kończąca się koło północy cztero-dniówka zostawia po sobie sporą dawkę zmęczenia. Ale ok., zostawmy żalenie się nad swoim losem na boku i przyjrzyjmy się samej imprezie. Ta zaś mająca w tym roku „karciany” – dwudziestojednoletni jubileusz , co dbający o rozwój wystawy organizator starał się uświetnić wieloma ciekawymi wykładami ze znanymi postaciami świata mediów samej branży audio w roli głównej. Niestety z racji sporych rozmiarów przedsięwzięcia zatytułowanego AVS 2017 (niemożliwa do ogarnięcia w całości ilość wystawowych pomieszczeń) na żadnej ze wspomnianych prelekcji nie udało mi się pojawić, dlatego też od razu przejdę do przelania w miarę ciekawych wspomnień z pierwszego dnia mojego zwiedzania, jakim okazał się być wypad do hotelu Golden Tulip.
Zanim przystąpię do opisu konkretnych prezentacji, zaznaczam, że moje wnioski są skażone często niespecjalnie ukazującą możliwości systemu muzyką, ilością słuchaczy i zwyczajnym zmęczeniem. Dlatego też zalecam wzięcie poprawki na wszelkie teksty i spojrzenia na nie nie jak na wyrocznie, tylko oddanie momentu mojej wizyty. Nic więcej. W uzupełnieniu również dodam, iż podczas tak dzisiejszej, jak i późniejszych relacji nie będę uskuteczniał wyliczanki sprzętowej, gdyż ilość i różnorodność komponentów uniemożliwia podanie tego w miarę strawny sposób, a wszyscy zainteresowani znajdą niezbędne info w internetowym przewodniku.
RCM
Jako pierwszy na mojej liście znalazł się katowicki dystrybutor RCM. Nie, żeby takim stanem rzeczy próbować mu schlebiać, tylko byłem ciekaw, jak słuchane przeze mnie przed kilkoma dniami nieznane jeszcze nikomu na świecie, najnowsze kolumny ze stajni Gauder Akustik model Darc 5 wspierane elektroniką duńskiego Vitusa spiszą się w zdecydowanie większym niż to w firmowym salonie pomieszczeniu. Efekt? Dogłębnej analizy sonicznej raczej się nie spodziewajcie (nie ma w zwyczaju kreślenia wnikliwych ocena na podstawie poczynań wystawowych), ale jedno mogę powiedzieć na pewno, te z punktu widzenia kubatury pomieszczenia maluchy spokojnie wypełniały przystosowaną raczej do konferencji niż słuchania muzyki rzekłbym nawet halę wystawową. Gdy wymagał tego materiał muzyczny, bas bez problemu trząsł całą podłogą, a gdy do głosu dochodziły aspekty typu głębia sceny muzycznej, czy lotność dźwięku, również i tutaj Gaudery Darc 5 pokazywały się z jak najlepszej strony. Naturalnie w kuluarach opinie bywały różne, i często zależały od zastanego materiału, ale jedno co było ciekawe, nigdy nie padł zarzut o kojarzonej z projektami tego producenta nadpobudliwości dźwięku, a często pojawiało się określenie jego ciemnego usposobienia. Czyżby zmiana jedynie słusznego wzorca dźwięku? Jak wskazują załączone do tekstu fotografie, w owej sali przygotowano również zestaw oparty o elektronikę Alluxity i kolumny Odeona, ale mimo kilku podejść nie trafiłem na ich prezentację, dlatego też jedynie o nich wspominam. Puentując akapit o katowickim guru analogu nie sposób zapomnieć faktu, że przez prawie całą wystawę jako źródło służył jeden z wielu przygotowanych na tę okazję, bardzo ciekawych dźwiękowo, często różnych od strony konstrukcyjnej gramofonów. Dlaczego napisałem prawie całą? Na moich fotkach tego nie widać, ale relacja Marcina z pewnością wykażę, że był jeden cyfrowy rodzynek w postaci topowego, dzielonego CD-ka japońskiego CEC-a, ale po jego teście na własnym podwórku z czystym sumieniem jestem w stanie zaliczyć go do grona brzmiących analogowo źródeł.
Sound by Hari
Monstrualne kolumny MAAT Sigma Acoustics i filigranowa elektronika szwajcarskiego FM Acoustics karmione gramofonem Vertere z punktu widzenia zdrowego rozsądku nie rokowały nadziei na sukces. Tymczasem to, co usłyszałem, okazało się być wciskającym potęgą dźwięku zestawem nawet do niepokojąco wielkich kubatur. Tutaj nie było dróg na skróty. Gdy zawartość muzyczna danej kompilacji muzycznej zalecała małe trzęsienie ziemi, ten wydawałoby się rozmiarowy mezalians bez skrupułów realizował wszelkie zadania bez cienia zadyszki. To zaś w najmniejszym stopniu nie przeszkadzało systemowi prawie natychmiast przestawić się na wyrafinowane kreowanie świata uduchowionej muzyki. Jakieś wady? Patrząc na nasze blokowe lokale z pewnością rozmiary zespołów głośnikowych. A cena? Niestety, również nie dla zwykłego śmiertelnika. Jednak ważne jest to, że bez kupna można było się z tym osobiście bliżej zapoznać.
Grobel Audio
W tym pokoju, jak co roku spędziłem długie minuty i choć zeszłorocznego czaru magnetofonu nie udało się powtórzyć, to i tak otrzymujący sygnał z limitowanego gramofonu DaVinciAudio Labs AAS Gabriel zestaw Jadisa w połączeniu z kolumnami Franco Serblin Ktema pokazał, jak stworzyć przyjemny dla ucha nawet wymagającego melomana świat muzyki. Ważną dla nas z patriotycznego punktu widzenia informacją na temat tego seta jest również fakt, iż całość, włącznie z listwą sieciową, okablowała mająca swoje pięć minut na naszym portalu polska marka Verictum.
Sveda Audio
Ten producent w swej działalności zdążył już wyposażyć w swoje kolumny już niejedno studio muzyczne, a mimo to nie odcina kuponów, tylko konsekwentnie rozbudowuje ofertę. W tym przypadku prezentował najnowsze moduły basowe Chupacabra, a w całym przedsięwzięciu pomagała mu elektronika i przetwornik PACIFIC polskiej marki Lampizator , również polskiej produkcji platforma antywibracyjna Stacore i przywołane w pokoju Grobel Audio okablowanie Verictum. Problemy? Tak. Pomieszczenie nie dało systemowi w pełni rozwinąć skrzydeł. Cóż, wystawy rządzą się swoimi prawami. Ale było co najmniej dobrze.
Boenicke
Gdy wchodzę do pomieszczeń nagłaśnianych tym pomysłem sonicznym, oprócz zdziwienia, że takie pudełeczka generują tak duży, a zarazem dobry dźwięk, zawsze mam uczucie, iż jest to trochę wysilona prezentacja. Dobra, ale wysilona, co prawie za każdym razem usprawiedliwia zbyt wielki do nagłośnienia pokój wystawowy. Nie wiem dlaczego dystrybutor idzie tą ścieżką, ale nie zdziwiłbym się, gdyby pokazanie możliwości w przecież karkołomnej prezentacji dawało spodziewane efekty biznesowe. A przyznam szczerze, że w kuluarach o Boenicke zawsze jest głośno i to w pozytywnym tego słowa znaczeniu.
Avatar Audio
Cóż, to jest temat typu kochaj albo rzuć. Granie w starym, bardzo mocno papierowym stylu nie pozostawia jeńców, tylko od pierwszego momentu zmusza słuchacza do powiedzenia się po jednej ze stron. Osobiście lubię celulozę w dźwięku, jednak tutaj jest to zbyt mocno odciśnięte. To jednak nie zmienia faktu, że na wystawie kilkukrotnie spotkałem się z pozytywną opinią na temat produktów tej polskiej marki. To natomiast oznacza, że aby dojść do sukcesu, nie trzeba iść z często szybko stającym się nudnym prądem większości konstrukcji, tylko postawić na wysmakowaną inność, a wiedzący czego chcą melomani sami zapukaj do naszych drzwi.
NAUTILUS
Podobnie jak w zeszłym, tak i w tym roku karkowsko-warszawski Nautilus postawił na mariaż kolumn Lumen White z elektroniką Ayon Audio a całość okablował setem potrójnie ukoronowanego holenderskiego Siltacha. I wiecie co? Nawet się nie zdziwiłem, gdy po raz kolejny okazało się, iż współpracujący ze sobą od lat panowie Robert Szklarz i Gerhard Hirt pokazali, jak zaprezentować wspaniale przygotowany pod względem akustyki i samej prezentacji dźwięku spektakl muzyczny. Nawet siedząc całkowicie z boku słyszałem hektary przestrzeni za kolumnami, a gdy zasiadłem w centrum sali, zostałem zaproszony na idealnie skrojoną jakościowo kompilację wybranych do ukazania pikanterii systemu utworów. Brawo Wy.
AVM, DAVIS ACOUSTIC, Audiomica Laboratory
Planując odwiedzenie tego pokoju, gdzieś w pamięci przywoływałem sobie test francuskich kolumn z polskim wzmacniaczem lampowym Egg Shell marki Encore Seven. Dlaczego? Tamto starcie odbyło się z produktem w układzie SE, dlatego interesowało mnie, jak generujące punktowe źródło dźwięku przetworniki zaprezentują się z amplifikacją tranzystorową. Oczywiście nie jestem w stanie autorytatywnie stwierdzić, czy było lepiej, czy nie, ale jedno co rzuciło mi się w uszy od pierwszego kontaktu, to fakt prezentacji bardzo podobnej rozmiarowo, czyli z rozmachem sceny muzycznej, a to jest już pewnego rodzaju pozytywną jaskółką. Jak widać po tytule, w całym przedsięwzięciu muzycznym dużą rolę odgrywało polskie okablowanie brandu Audiomica, ale bez roztrząsania, kto jaki procentowo miał w tym pokazie udział, czuć było, że komponenty dobrze się dogadują. Czy na tyle, żeby zagościć u kogoś z Was nie ma możliwości ocenić na wystawie, zatem jeśli coś między Wami zaiskrzyło, kolejny krok rysuje się automatycznie.
To był najmniej liczebnie okupowany przez wystawców wystawowy adres, dlatego też ukazał się w pierwszej kolejności. To co dane było mi skrótowo podczas wystawy zanotować, starałem się ciekawie rozwinąć. Jeśli których z w bohaterów czuje się urażony, niech weźmie pod uwagę fakt kilkudniowego, a przez to wyczerpującego mitingu, który nie pozwalał dogłębnie przyjrzeć się wartościom każdego z zestawów. Niemniej jednak, wydaje mi się, że nie robiąc nikomu krzywdy skreśliłem kilka ciekawych strof o każdym pokoju, a to dla zainteresowanych powinno być choćby minimalnym drogowskazem, czego udało mi się tak zaznać. Niestety nieuchronnie zbliżając się ku końcowi tego spotkania, ale idąc tym tropem pozytywnego odbioru moich przemyśleń zapraszam na kolejną relację, która będzie zdecydowanie dłuższa, gdyż w przeciwieństwie do odcinków Marcina ma przybliżyć Wam dwie pozostałe lokalizacje w jednej pastylce.
Jacek Pazio
Najnowsze komentarze