Opinia 1
Niemalże na ostatniej prostej wakacji, czyli w czasie gdy rodzice małoletniej dziatwy zaczynają w popłochu szykować szkolne wyprawki, na gwałt ściągać brakujące podręczniki, o ile tylko lista takowych została im, z odpowiednim wyprzedzeniem, litościwie udostępniona na Librusie, postanowiliśmy nie tylko nie robić sobie wolnego, co wręcz zintensyfikować działania i skupić się na swoistej analizie behawioralnej obejmującej interesujący nas obszar ludzkiej kreatywności, czyli rynek Hi-Fi / High End. Nie od dziś bowiem wiadomo, że trawi go odwieczny, choć również nieco iluzoryczny konflikt pomiędzy niezaspokojonym dążeniem do perfekcji, którego paliwem jest atawistyczna nerwica natręctw większości konstruktorów a pragmatyczną zachowawczością bazującą na bądź co bądź słusznym założeniu, iż lepsze jest wrogiem dobrego, więc jeśli coś działa, działa dobrze i co najważniejsze znajduje kolejnych nabywców, to cykl życia takowego wytworu należy z troską i zarazem zdrowym rozsądkiem możliwie długo utrzymywać. Jak się jednak okazuje można oba powyższe wzorce zachowań połączyć, zespolić w koherentną całość i zaspokajając pragnienia akolitów każdej ze stron działać na styku yin i yang. Wystarczy bowiem zamiast rewolucji inwencję twórczą przestawić na tory ewolucji i zamiast polityki grubej kreski, czy też przysłowiowego wylewania dziecka z kąpielą wybrać metodę małych kroków. I właśnie nad takim przypadkiem klinicznym przyjdzie nam w ramach dzisiejszego spotkania się pochylić. Aby jednak dalsze dywagacje nie nosiły znamion czysto akademickiego – teoretycznego wywodu pozwolimy sobie na małą retrospekcję i kilka odwołań do wcześniej zgromadzonego materiału porównawczego.
Mowa o łapiącym za oko soczystą pomarańczą korpusów zestawie pre/power XP5 & XP-A1500 od którego testu minęło półtora roku a w tzw. międzyczasie producent raczył był poddać wchodzące w jego skład komponenty delikatnemu liftingowi, czego dowodem jest wzbogacenie oznaczeń o dopisek MKII. W związku z powyższym, mając jeszcze co nieco w pamięci i dysponując nader obszerną dokumentacją w postaci naszych wcześniejszych, czysto subiektywnych wynurzeń, wraz z chełmżyńskim dystrybutorem marki – Quality Audio uznaliśmy za stosowne sprawdzić cóż tam w holenderskiej trawie (ależ rozweselający związek frazeologiczny powstał) piszczy i jak owe obserwacje wpisują się w powyższą narrację łączenia ognia z wodą. Tym oto sposobem na redakcyjny tapet trafił jeszcze pachnący fabryką duet Extraudio XP5 MKII & XP-A1500 MKII.
W kwestiach natury nazwijmy je oględnie wizualnej, poza oczywistą zmianą umaszczenia z designerskiego orange’a na rudą miedź śmiało możemy uznać, że nie zmieniło się absolutnie nic. Wprawne oko zauważy z pewnością również fakt, iż producent pojawienie się nowej wersji urządzeń niespecjalnie eksponuje, gdyż nawet widoczne na górnych krawędziach masywnych aluminiowych frontów oznaczenia pozostały niezmienne od czasów pierwszych wersji. Słowem wszystko po staremu. Przynajmniej na pierwszy rzut oka. I tak, w przedwzmacniaczu uwagę zwraca idealny porządek i oszczędność formy bazujące na dwóch okupujących flanki chromowanych pokrętłach, lewym – pełniącym rolę selektora wejść, oraz prawym – odpowiedzialnym za głośność, charakterystycznym „biszkoptowym”, otoczonym podświetlaną aureolą włączniku oraz sześciu niewielkich diodach informujących o wybranym źródle. Ściana tylna to powtórki z rozrywki ciąg dalszy. Otrzymujemy zatem do dyspozycji cztery pary złoconych wejść RCA, zacisk uziemienia (przydatny przy wyborze opcjonalnego modułu phonostage’a MM/MCv3), parę wejść XLR, wejścia dla zewnętrznego procesora w formacie RCA i XLR i bliźniaczy zestaw wyjść. Listę zamyka przelotka 12V triggera oraz trójbolcowe gniazdo IEC. Całość usadowiono na czterech, stożkowatych gumowych nóżkach i wyposażono w poręczny pilot zdalnego sterowania.
Z kolei stereofoniczna końcówka mocy XP-A1500 MKII na niemalże nieskalanym froncie mieści jedynie otoczony podświetlaną obwódką biszkoptowy włącznik i podpis producenta. O oznaczeniu modelu na górnej krawędzi już wspominałem, a patrząc na wzmacniacz od frontu – en face, a nie z góry i tak go nie zauważymy. Zaplecze wygląda niemal równie minimalistycznie co awers, gdyż znalazły się na nim jedynie wejścia liniowe w postaci pary gniazd RCA i XLR, magistrala triggera, pojedyncze terminale głośnikowe WBT NextGen™ i gniazdo zasilające.
Jeśli zaś chodzi o technikalia to w porównaniu z protoplastą XP5 MKII może pochwalić się 21 ulepszeniami obejmującymi m.in. poprawę parametrów impedancji wejściowej, optymalizację topologii obwodów, zwiększenie pojemności filtrującej w zasilaczu, skrócenie ścieżek sygnału, zwiększenie z 63 do 128 liczby kroków regulacji głośności a także, dzięki zmianom w oprogramowaniu, wydłużono z dwóch do dziewięciu miesięcy żywotność akumulatora w pilocie. Oczywiście kluczowe, natywne, wpisane w firmowe DNA cechy przedwzmacniacza pozostały niezmienne, czyli nadal mamy do czynienia z wejściami połączonymi dedykowanymi przekaźnikami z pojedynczym, lampowym (po triodzie 6922 na kanał) stopniem wzmocnienia pracującym w czystej klasie A.
Natomiast XP-A1500 MKII oparto na dwóch 1500W (8Ω) w pełni odseparowanych monofonicznych stopniach mocy – modułach EPAM o maksymalnym prądzie dochodzącym do 90A ze zbalansowanymi wejściami i pracującymi w klasie A tranzystorowymi buforami wejściowymi BJT.
No dobrze, skoro już protoplaści tytułowego duetu grali, cytując samego siebie „nadspodziewanie gładko, spokojnie i gęsto – bez jakichkolwiek oznak nawet podskórnej nerwowości, czy też tendencji do zupełnie niepotrzebnego prężenia muskułów i iście hollywoodzkiej spektakularności tam, gdzie akurat artyści postanowili zagrać … ciszą” biorąc MKII-ki na warsztat zachodziłem w głowę w którym kierunku podążyli ich twórcy. Jeszcze większej gładkości i plastyczności, czy może rozdzielczości i precyzji. I? I już dosłownie po kilku chropawych taktach „Down the Rabbit Hole” Citizen Soldier jasnym stało, że … tak. Tzn. w … obu. Jak to możliwe? Przewrotnie odpowiem, że normalnie i zgodnie z logiką. Co prawda parakonsystentną, ale jednak. Po prostu rozbijając ów duet na odrębne składowe przedwzmacniacz może pochwalić się jeszcze lepszą precyzją, rozdzielczością i przede wszystkim onieśmielającym blaskiem górnych krystalicznie czystych rejestrów a z kolei w końcówce podrasowano aspekt gładkości i urzekającej, acz unikającej mdlącej lepkości słodyczy. Efekt? Taki jak w nader skondensowanej formie podsumowałem powyżej – nowe inkarnacje Extraudio nie tylko dostarczają więcej niuansów, ale i całość prezentują w bardziej entuzjastycznej i zarazem atrakcyjniejszej formie. Znaczy, że upiększają przekaz pokazując świat nie tylko w pastelowych barwach, to jeszcze podstępnie serwując doprawione Prozaciem drinki? Nie do końca. Po prostu akcentują melodykę, kunszt aranżacji i emocje drzemiące w każdej kompozycji i nie epatują li tylko odartą z oznak człowieczeństwa analityczną analizą poszczególnych dźwięków. Reprezentują zatem bardziej melomańskie aniżeli audiofilskie podejście do tematu, który w obu przypadkach pozostaje niezmienny a jedynie jego postrzeganie jest pochodną perspektywy z jakiej na niego patrzymy. Przykładowo „Forever Damned” jest gęste, mroczne, niemalże duszne, lecz ów mroczny entourage niesie ze sobą potężny ładunek energii i zaskakujące bogactwo informacji. Tutaj nic się nie zlewa, nic nie chowa się za plecami innych i jedynie od zaangażowania słuchacza zależy jak głęboko zechce w tych niepokojących odmętach się zanurzyć. Z kolei na kontemplacyjno-minimalistycznym „Le premier cri” Armanda Amara niderlandzki duet buduje zaskakująco eteryczną scenę z taką ilością powietrza, jakby lampy znajdowały się nie tylko w przedwzmacniaczu, lecz również w końcówce mocy, która zamiast oszałamiających 1,5kW grała zaledwie kilkoma Watami, i to pochodzącymi nie z D-klasowych modułów a z wyrafinowanej triody w stylu 2A3, bądź 300B. Magia? Niekoniecznie, raczej świadoma i umiejętna aplikacja technologii, które nie są celem same w sobie, lecz sposobem na owego celu osiągnięcie. Zwróćcie Państwo uwagę na wokal Sinéad O’Connor w „A New Born Child”, czy Sandrine Piau w „Le premier cri”, gdzie mamy do czynienia z jakże diametralnie różnymi technikami śpiewu i artykulacji, o barwie i fakturze nawet nie wspominając, lecz pomimo ewidentnych różnic słychać również logikę ich sąsiedztwa i spójność tematyczną.
Generalnie odebrałem holenderską dzielonkę jako nakłaniającą do zadumy i refleksji, więc nie dziwił mnie fakt częstszego sięgania po materiał może i daleki od strukturalnej lapidarności, jak daleko nie szukając klasyczny „In The Court Of The Crimson King” King Crimson z magicznym i wywołującym ciarki „Epitaph”, lecz na swój sposób romantyczny, aniżeli operujący w codziennych dla mnie ekstremach (vide „Sweet Evil Sun” Candlemass czy „Call The Devil” Mushroomhead. Nie oznacza to jednak jakiejś niemożności, czy wręcz upośledzenia w oddaniu niszczycielskiego potencjału groźnych porykiwań, piekielnie ognistych riffów i ekstatycznych blastów a jedynie fakt obecności pewnej sygnatury sprawiającej, że siarczane wyziewy stawały się o zgrozo aż nazbyt atrakcyjne. Oczywiście, gdyby przyszło mi z takim dźwiękiem żyć na co dzień nie miałbym nic a nic przeciw, jednak przyzwyczajony do nieco większej siermiężności i chropowatości czas spędzony z duetem Extraudio wolałem przeznaczyć na nieco mniej dewastujące słuch i nerwy środki artystycznego wyrazu. Tylko tyle i aż tyle.
Komu zatem w pierwszej kolejności dedykowałbym Extraudio XP5 MKII & XP-A1500 MKII? Cóż, prawdę powiedziawszy łatwiej byłoby mi wskazać odbiorców niejako już na starcie skazanych na wykluczenie, czyli grono miłośników zbytniej analityczności, czy wręcz prosektoryjnego chłodu, gdyż nawet preamp solo spięty a aktywnymi i gustującymi w chłodnej prezentacji kolumnami aktywnymi / zbliżonymi klimatem końcówkami mocy może okazać się dla nich nazbyt czysty i gładki. Dlatego też zamiast teoretycznie dywagować, jeśli tylko dysponujecie Państwo luźnymi 200 kPLN (z małym ogonkiem) i korci Was zmiana posiadanej amplifikacji, to gorąco namawiam Was do spróbowania niderlandzkich specjałów we własnych czterech kątach. Czy wpiszą się w Wasze gusta nie wiem, lecz jednego jestem pewien – na brak wyrafinowania i dyskretnie serwowanej, lecz nieograniczonej wręcz mocy narzekać nie powinniście.
Marcin Olszewski
System wykorzystany podczas testu
– CD/DAC: Vitus Audio SCD-025 Mk.II
– Odtwarzacz plików: Lumin U2 Mini + Farad Super3 + Farad DC Level 2 copper cable + Omicron Magic Dream Classic; I-O Data Soundgenic HDL-RA4TB
– Gramofon: Denon DP-3000NE + Denon DL-103R
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Wzmacniacz zintegrowany: Vitus Audio RI-101 MkII + bezpiecznik Quantum Science Audio (QSA) Violet
– Kolumny: Dynaudio Contour 30 + podkładki Acoustic Revive SPU-8 + kwarcowe platformy Base Audio
– IC RCA: Furutech FA-13S; phono NEO d+ RCA Class B Stereo + Ground (1m)
– IC XLR: Vermöuth Audio Reference; Furutech DAS-4.1
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Vermöuth Audio Reference USB; ZenSati Zorro
– Kable głośnikowe: Signal Projects Hydra + SHUBI Custom Acoustic Stands MMS-1
– Kable zasilające: Esprit Audio Alpha; Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power + Furutech CF-080 Damping Ring; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF
– Listwa zasilająca: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS-D (R) NCF
– Switch: Silent Angel Bonn N8 + nóżki Silent Angel S28 + zasilacz Farad Super3 + Farad DC Level 2 copper cable
– Przewody ethernet: In-akustik CAT6 Premium II; Audiomica Laboratory Anort Consequence, Artoc Ultra Reference, Arago Excellence; Furutech LAN-8 NCF; Next Level Tech NxLT Lan Flame
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Stolik: Solid Tech Radius Duo 3
– Panele akustyczne: Vicoustic Flat Panel VMT
Opinia 2
Naturalną koleją rzeczy jest fakt, że każda marka chcąc utrzymać się na rynku, musi rozwijać swoje projekty. Oczywiście może równocześnie powiększać portfolio, co pokazuje dzisiejszy niderlandzki podmiot, który oprócz będącej flagowym tematem ich bytu elektroniki oferuje również okablowanie audio. Jednak bez względu na szerokość oferty zmiany wprowadzające progres jakościowy – takie są przecież założenia wprowadzania nowych lub udoskonalania starych konstrukcji – są nieodzowne. I z takim przykładem zderzymy się dziś. A konkretnie będzie to dostarczony przez stacjonującego w Chełmży dystrybutora Quality Audio zestaw składający się z najnowszej wersji flagowego, wykorzystującego w układach elektrycznych lampy elektronowe przedwzmacniacza liniowego Extraudio XP5 MkII oraz mającej swój debiut na naszym portalu jako wersja MkII, będącej przedstawicielem coraz modniejszej pośród melomanów klasy D stereofonicznej końcówki mocy Extraudio XP-A1500. Temat fajny, bo pokazujący kompleksowe rozwiązanie rozbudowanej sekcji wzmocnienia, jednak dla mnie również bardzo istotny z punktu widzenia brzmienia najnowszych wcieleń pre liniowego i sterowanego przezeń piecyka. Jeśli zatem i Wy jesteście ciekawi, co podczas kilkunastodniowej zabawy u mnie się wydarzyło, zapraszam do poniższego tekstu.
Przechodząc do tematu technikaliów nie trzeba specjalnie się wysilać, aby zobaczyć, iż typowo dla jednej linii produktowej obydwie testowane konstrukcje spakowano w bliźniacze obudowy. To średniej wielkości prostopadłościenne skrzynki z grubym płatem aluminium w roli frontu. Jednak jak to w przypadku tego producenta bywa, szyku konstrukcji nadaje jej wykończenie. Wykończenie, które w tym przypadku opiewało na szczotkowany i wykończony w kolorze tytanu awers oraz oble okalające trzewia, perforowane na górnej połaci logiem marki (obrys ciastka biszkoptowego), miedziowane i finalnie polakierowane na wysoki połysk blachy reszty obudowy. Zapewniam, fotografie tego nie oddają, ale w kontakcie bezpośrednim mamy do czynienia z mistrzowskim wdrożeniem w życie sztuki użytkowej. Po prostu te zabawki dla zakręconych na punkcie muzyki osobników prezentują się niczym milion dolarów. Jak wygląda sprawa obsługi i związane z tym wyposażenie każdego komponentu? Naturalnie ofertę manipulatorów i przyłączy determinuje ich konkretne zastosowanie.
I tak w przypadku przedwzmacniacza na zewnętrznych flankach przedniej ścianki znajdziemy dwie niedużej średnicy w miejscu kontaktu z palcami użytkownika, ale z fajnym, bo wielkim kołnierzem chromowane gałki – lewa selektor wejść, druga wzmocnienie sygnału, pomiędzy nimi sześć diod informujących o wyborze wejścia liniowego (phono, cd, tuner, aux, balanced, proc) i poniżej nich w centrum połaci podświetlany, wykorzystujący przywołany motyw biszkoptowego ciastka włącznik. W temacie budowy układów wewnętrznych wspomnę jedynie o dla wielu z nas najważniejszym, czyli udanej aplikacji w nich lamp elektronowych. Dlaczego udanej powiem w dalszej części testu. Jeśli chodzi o zorientowany na tylnej ściance zestaw przyłączy, mamy do dyspozycji cztery wejścia RCA, jedno XLR, pomiędzy nimi zacisk uziemienia dla wewnętrznego phonostage’a, przelotkę sygnału w wersji RCA /XLR, w tych samych standardach wejście na procesor (RCA/XLR) oraz standardowe gniazdo zasilania IEC. Oczywiście w komplecie znajdziemy również pilota zdalnego sterowania.
Co do samej końcówki mocy i jej dość prostego działania w kwestii obsługi oraz konfiguracji powiem jedynie, iż na awersie znajdziemy podświetlanego biszkopta jako włącznik urządzenia, zaś na rewersie wejścia liniowe RCA/XLR, pojedyncze wyjścia dla sygnału kolumnowego i gniazdo zasilania.
Przyznam szczerze, że mimo założenia oceny pełnego zestawu urządzeń bardzo interesował mnie przedwzmacniacz w występie solo – czytaj z moim setem audio. Chodziło oczywiście o wynik soniczny aplikacji szklanych baniek w jego nowszej wersji. A tak naprawdę, czy mimo batalii o poprawę rozdzielczości brzmienia nie spowodowały czegoś na kształt co prawda dla wielu przyjemnego w odbiorze, ale jednak mocno uśredniającego przekaz tak zwanego „ulania dźwięku w jedną papkę”. Dla mnie muzyka ma tętnić życiem, a nie monotonnie rozlewać się po podłodze i jeśli już sięgamy po wolne elektrony, ma to być jedynie przystawką, a nie nachalnie przyprawionym daniem głównym. Jak zatem odebrałem najnowsze wcielenie XP5-ki? Z pełnym, acz bardzo pozytywnym zaskoczeniem. Pokazała bowiem świetną krawędź, motorykę i energię, a wszystko okrasiła dźwięcznymi wysokimi tonami. To było na tyle poszukiwane przeze mnie żywe, ale pełne fajnej esencjonalności granie, że nawet nie próbowałem doszukiwać się w nim ingerencji przywołanych lamp. Powiem więcej, nawet o nich zapomniałem, co jasno pokazuje, że akcja z nimi konstruktorom się udała. Apex sterowany Extraudio schodził bardzo nisko, dobrze rozświetlał wysokie tony, ale nie zapominał również o nadaniu muzyce odpowiedniego body. Co ciekawe, wynik takiego mariażu dźwiękowo był nawet delikatnie żywszy niż z posiadanym przedwzmacniaczem Gryphona (Pandora), ale w niczym mi to nie przeszkadzało, a czasem dawało fajniejszy wgląd w nagranie, co nie ukrywam, zrobione ze smakiem bardzo lubię. I gdy w pewnym momencie zacząłem zastanawiać się, dlaczego niderlandzka sekcja inżynierska tak symbolicznie okrasiła dźwięk esencją lampowego posmaku, wszystko wyjaśniło się po aplikacji dedykowanej, również poprawionej technicznie (w odniesieniu do testowanego przez jakiś czas temu nas protoplasty) końcówki mocy. Otóż panowie zrobili fajny myk, gdyż wspomnianym piecykiem lekko nasycili i ujędrnili przekaz. Cechowała go fajniejsza plastyka, zaoferował większe, jakby pełniejsze w domenie energii kopnięcie, ale najważniejsze, nic a nic nie stracił na tym rozmach prezentacji. Muzyka nadal tętniła pełnym zaskoczeń życiem – nie bez przyczyny wzmacniacz oferuje 1,5 kW mocy, tylko z większym naciskiem na jej kolorystykę i plastykę, bez mogących kogoś zniechęcić wyskoków natury rozdrabniania włosa na czworo. Suma summarum spięcie dedykowanych dla siebie komponentów zaoferowało bardzo równe, nastawione na pokazywanie przyjemności ze słuchania muzyki, a nie poszukiwanie ekstremów spotkanie z muzyką, co pozwoliło przejść przez cały proces testowy z fajnymi wynikami odbioru pełnej jej gamy.
Bardzo dobrze wypadł choćby często słuchany przeze mnie Jan Grabarek wespół z grupą The Hillard Ensemble tym razem dla odmiany w koncertowej odsłonie z 2014 roku w szwajcarskim przybytku sakralnym w górzystej Bellinzonie. A dobrze dlatego, że nie tylko potrafił pokazać wielkość kubatury goszczącej muzyków i nieprzebraną ilość słuchaczy, ale również mimo wyczuwalnego posmaku plastyki dźwięku ze szwajcarską dokładnością słychać było ciężką pracę artystów, a finalnie dla słuchaczy piękne frazy głosowe i instrumentalne pełnego składu i każdego z osobna zgromadzonych muzyków. A zapewniam, w przypadku wszędobylskiego echa w pomieszczeniu nagraniowym jakim jest klasztor, bardzo łatwo jest zatracić wgląd w dla mnie najważniejszą w tego typu muzyce wirtuozerię brzmienia każdego źródła pozornego. Jednak gdy zestaw oferuje odpowiednią mikro-dynamikę (mam na myśli wspomniane na samym początku możliwości przedwzmacniacza) i tylko w odpowiednim momencie podpiera ją niezbędną dawką energii (tutaj oczywiście piję do mocy piecyka na poziomie 1500W), tak jak to zrobił niderlandzki set, bez problemu zostajemy zaproszeni na koncert we własnym domu. A nawet lepiej, bowiem za pomocą gałki wzmocnienia możemy wirtualnie oddalić lub przybliżyć się do miejsca występu słuchanej formacji. W zależności od nastroju podczas testu czyniłem to kilkukrotnie i zapewniam, efekt jest ciekawy.
Równie ciekawie, bo z wykopem, ale przy okazji z nutą gładkości wypadła twórczość rockowych szaleńców z formacji Slayer „Reign In Blood”. To bezpardonowe granie i gdy zestaw nie dysponuje odpowiednią dawką uderzenia od samego dołu podpartego dobrze osadzonym w masie środkiem, ciężko jest pokazać sens tego rodzaju muzyki. Z drugiej strony, gdy robi to zbyt monotonnymi pomrukami, zamiast szybkich kopnięć, również nie jest zbyt kolorowo. Owszem, wielbicielom tak zwanej łuny basu to może się nawet podobać, ale nie oszukujmy się, kto lubi słuchać rocka granego przez muzyków naszprycowywanych Pavulonem. Oczywiście nikt. I właśnie dlatego w trzewiach końcówki mocy Extraudio drzemie ocierająca się o przekroczenie poziomu zdrowego rozsądku, szybko oddawana i zwarta moc. Niewykorzystana nikomu nie zaszkodzi. Jednak gdy nagle będziemy jej potrzebować, proszę bardzo, kopiemy słuchacza aż miło. Tak, tak, smagamy bez litości, bo o to chodzi tym panom. I dlatego tytułowy tandem ciekawie wypadł, bo bez problemu ten scenariusz realizował.
Mam nadzieję, że powyższy opis jasno daje do zrozumienia, iż z pozoru zbyteczna moc nie jest pomysłem z kosmosu. Owszem, w większości przypadków korzystamy z niej w skromnej ilości, ale przecież High End to liga urządzeń, które myszą być przygotowane do oddania ekspresji nawet najbardziej karkołomnej kawalkady energetycznych uderzeń, dlatego lepiej ją mieć, niż potem zadowalać się półśrodkami ufundowanymi sobie brakiem technologicznej konsekwencji. Niderlandczycy to wiedzą, dlatego ich sekcje wzmocnienia swoimi osiągami z powodzeniem zawstydzają sporą grupę konkurencji, co ostatnimi czasy nieczęsto przekuwa się na popularność pośród wymagającej klienteli. Komu poleciłbym opisany powyżej zestaw? Wiecie co? Może to być nazbyt śmiałe, ale łatwiej mi będzie znaleźć potencjalnych malkontentów. A będą nimi jedynie zatwardziali lampiarze, gdyż mimo zastosowania takowych w układach przedwzmacniacza liniowego nie jest to granie stricte lampowe. Tak, plastyczne, soczyste, ale nie lampowe, bo również w dolnym zakresie potrafiące przestawiać ściany. Zatem jeśli się do nich nie zaliczacie, w moim mniemaniu ma zielone światło.
Jacek Pazio
System wykorzystywany w teście:
– transport: CEC TL 0 3.0
– streamer: Lumin U2 Mini + switch Silent Angel Bonn N8
– przetwornik cyfrowo/analogowy: dCS Vivaldi DAC 2.0
– zegar wzorcowy: Mutec REF 10 SE-120
– reclocker: Mutec MC-3+USB
– Shunyata Research Omega Clock
– Shunyata Sigma V2 NR
Przedwzmacniacz liniowy: Gryphon Audio Pandora
Końcówka mocy: Gryphon Audio APEX Stereo
Kolumny: Gauder Akustik Berlina RC-11 Black Edition
Kable głośnikowe: Furutech Nanoflux-NCF Speaker Cable
IC RCA: Hijiri Million „Kiwami”, Vermouth Audio Reference
XLR: Hijiri Milion „Kiwami”, Furutech DAS-4.1
IC cyfrowy: Hijiri HDG-X Milion
Kabel LAN: NxLT LAN FLAME
Kable zasilające: Hijiri Takumi Maestro, Furutech Project-V1, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4.1 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord, Acrolink 8N-PC8100 Performante, Synergistic Research Galileo SX AC
Stolik: BASE AUDIO 2
Akcesoria:
– bezpieczniki: Quantum Science Audio Red, Synergistic Research Orange
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints Ultra Mini
– platforma antywibracyjna Solid Tech
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– listwa sieciowa: Power Base High End, Furutech NCF Power Vault-E
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon – Clearaudio Concept
– wkładka Dynavector DV20X2H
– przedwzmacniacz gramofonowy RCM Audio The Big Phono
– docisk płyty DS Audio ES-001
– magnetofon szpulowy Studer A80
Dystrybucja: Quality Audio
Producent: Extraudio
Ceny
Extraudio XP5 MKII: 109 000 PLN
Extraudio XP-A1500 MKII: 110 000 PLN
Dane techniczne
Extraudio XP5 MKII
Wejścia: 4 pary RCA, para XLR, para RCA i XLR Processor
Wyjścia: para RCA; para XLR
Zastosowane lampy: 2 x 6922
Pasmo przenoszenia: 10Hz – >250kHz +0dB;1Hz +0db – 1MHz -1dB
Max. napięcie wejściowe: 20V rms (XLR)/ 10V rms (RCA)
Max. napięcie wyjściowe:16V rms (XLR)/ 8V rms(RCA)
Zniekształcenia THD:0.0027%
Odstęp sygnał/szum:> -102dB
Dynamika:> -102dB
Wzmocnienie: 16db (XLR)/ 8db (RCA)
Impedancja wejściowa: 120kΩ (XLR)/ 60kΩ (RCA)
Pobór mocy: 20W; 0,5W standby
Wymiary (S x W x G): 44 x 12 x 40 cm
Waga: 18 kg
Extraudio XP-A1500 MKII
Wejścia: Para RCA, para XLR
Pasmo przenoszenia: 2Hz – 110kHz +0dB
Szum własny: -160dB
Dynamika: > 120dB
THD+N (1kHz @ 1W): 0.003 %
Prąd chwilowy: 2 x 90A
Wzmocnienie: 28dB
Współczynnik tłumienia: >1000 (8 Ω, 1 kHz)
Moc wyjściowa: 2 x 2400W @ 4Ω / 2 x 1500W @ 8Ω
Impedancja wejściowa: 7k2 Ω (XLR) / RCA SE 3K6 Ω (RCA)
Pobór mocy: 19W bez sygnału; 0.5W standby
Wymiary (S x W x G): 44 x 12 x 40 cm
Waga: 18 kg
Najnowsze komentarze