Opinia 1
Czasy gdy raz zdobyta rynkowa pozycja pozwalała na niespieszne okopanie się a następnie beztroskie odcinanie kuponów minęły bezpowrotnie. Ba, nawet mając ugruntowaną renomę, bogate portfolio i liczne grono wydawać by się mogło wiernych akolitów okazuje się, że iście mordercza konkurencja nie tylko nie śpi i nadrabia zaległości, lecz jej szeregi co i rusz zasilają nowe zastępy spragnionych krwi „młodych wilczków”. Dochodzi wręcz do dość intrygujących sytuacji, gdy starzy wyjadacze mniej bądź bardziej oficjalnie dążą do jako takiej stabilizacji i zachowania status quo, natomiast wkraczający na rynek nowi gracze bez większych sentymentów niejako na dzień dobry atakują poziom zazwyczaj zarezerwowany dla plemiennej starszyzny i bezpardonowo rozpychają się łokciami. Szczególnie wyraźnie widać to np. w segmencie wszelakiej maści streamerów, gdzie tak prawdę powiedziawszy nie wiadomo skąd i kiedy spodziewać się ataku jakiegoś przyczajonego tygrysa, bądź ukrytego smoka. Weźmy na ten przykład pod lupę chińską markę Matrix Audio, która pomimo ponad dwudziestoletniego stażu jakoś niespecjalnie mogła kojarzyć się szerszemu gronu odbiorców jako równorzędny sparingpartner dla operujących w domenie cyfrowej urządzeń Auralica, Linna, Lumina, czy Naima. A tymczasem … okazuje się, że ekipa Matrix Electronic Technology Co., LTD postanowiła nieco podnieść ciśnienie konkurencji i wprowadziła na rynek wielce intrygujący streaming-DAC X-Sabre 3. W rezultacie powyższych działań zaczęły do nas napływać na tyle pozytywne reakcje odbiorców, iż nie mogliśmy pozostać na nie obojętni a tym samym, dzięki uprzejmości dystrybutora marki – stołecznego MiP postanowiliśmy własnousznie przekonać się co w trawie piszczy i wziąć tytułowego delikwenta na redakcyjny tapet.
Jak już prezentowaliśmy podczas unboxingu Matrix Audio X-Sabre 3 dociera do końcowego odbiorcy w dyskretnej, czarnej,, kartonowej walizeczce i pomimo niepozornej postury już przy pierwszym kontakcie wzbudza zaufanie. Monolityczny, anodowany na czarno (dostępna jest również srebrna wersja) aluminiowy korpus, lekko wypukły, przywodzący na myśl design NuPrime’a front z centralnie umieszczonym okrągłym wyświetlaczem OLED wysokiej rozdzielczości, do którego pozwolę sobie za chwilę wrócić, dotykowymi piktogramami – z lewej włącznika, przyciemniania/rozjaśniania iluminacji, selektora źródła, wyciszenia a z prawej wyboru filtra (dedykowane dla PCM i DSD), SYNC mode (wybór trybu pracy przetwornika – synchroniczny/asynchroniczny) i menu. Po obu stronach „magicznego oczka” ulokowano jeszcze po „strzałce” pełniącej rolę regulacji głośności, oraz pozwalającej na nawigację po menu etc., a sam wyświetlacz sugeruję traktować z lekkim przymrużeniem oka, gdyż o ile poziom głośności da się z niego bez większych problemów mniej więcej ocenić, to już z racji średnicy mniejszej aniżeli tarcze większości dostępnych na rynku smartfonów pozostałe informacje, o prezentowanych okładkach odtwarzanych albumów nawet nie wspominając, są z odległości większej aniżeli metr zupełnie nieczytelne. Płytę górną zdobi elegancka tafla czernionego szkła z firmowym logotypem. Z kolei ściana tylna, choć ograniczona zaledwie do 31 cm szerokości samego urządzenia oferuje wszystko, co tak naprawdę większości odbiorców do szczęścia może być potrzebne. Do wyboru mamy wyjścia w standardzie RCA i XLR, przy czym w menu ustawiamy, czy chcemy, żeby były regulowane, czy stałopoziomowe, sekcję wejść cyfrowych z obsługującymi natywnie DSD 22,4 MHz i PCM do 768kHz portami I²S LVDS (HDMI) i USB (dodatkowo wspierający 24Bit/384kHz MQA/ MQA Studio), oraz już operujące w standardowych rozdzielczościach wejścia optyczne i koakasjalne. Nie mogło też zabraknąć łącza Ethernet, przelotki triggera i trójbolcowego gniazda zasilającego IEC. Oczywiście możliwa jest też komunikacja bezprzewodowa – stosowną antenę ukryto pod szklaną płyta górną.
Od strony funkcjonalnej mamy zatem do czynienia z wielce uniwersalnym Streaming DAC-iem mogącym z powodzeniem pracować bezpośrednio z końcówką mocy, co też w ramach testów uczyniłem. I jeszcze jeden drobiazg. Otóż choć sam producent nie raczył był zaoferować do X-Sabre 3 dedykowanej aplikacji umożliwiającej jego sterowanie a z pewnością nie wszyscy jego nabywcy zdecydują się na dodatkowe koszty związane z zakupem Roona spieszę donieść, iż Matrix-a z powodzeniem da się nakarmić strumieniem muzycznym bezpośrednio z natywnych aplikacji serwisów streamingowych. Wspiera on bowiem zarówno Tidal i Spotify w wersjach Connect, jak i Apple’owskie Air-Play. Nic też nie stoi na przeszkodzie, by spróbować również alternatywnej dla Roona i przy okazji zauważalnie tańszej Audirvāny Studio, z którą to nasz uroczy gość bez najmniejszego problemu świetnie się dogaduje. Na wyposażeniu znajduje się również poręczny pilot.
Jak już zdążyłem wspomnieć korpus Matrixa wykonano z jednego bloku aluminium, dzięki czemu już na starcie ma zapewnioną odpowiednią sztywność a dodatkowo można było wewnątrz wykonać stosowne, odrębne komory dla sekcji zasilającej, gdzie miłym zaskoczeniem jest widok klasycznego 33VA toroidu Noratela współpracującego z ulokowaną nieopodal – tuż za ścianą, sekcji interfejsów cyfrowych, baterią szesnastu 1 000 µF kondensatorów Nichicona i odseparowanej nie tylko mechanicznie, lecz również i galwanicznie sekcji z wyjściami analogowymi i układem przetwornika – w tym wypadku Sabre ES9038PRO wraz z precyzyjnym zegarem Crystek CCHD-950. Dostarczane do Matrixa sygnały cyfrowe trafiają najpierw na stół duetu XMOS + FPGA, w których to dokonywana jest również transkrypcja MQA. Stopień wyjściowy jest zaskakująco dopracowany, bowiem nie tylko oparto go na niskoszumnych wzmacniaczach operacyjnych lecz sekcja dedykowana XLR-om jest zbalansowana a RCA dysponuje własnymi układami.
Choć dostarczony na testy egzemplarz miał na swoim koncie całkiem słuszny przebieg zanim przystąpiłem do krytycznych odsłuchów dałem mu kilka dni na akomodację. Co prawda rzucając od czasu do czasu uchem, ale głównie starając się traktować go jako generator niezobowiązującego tła muzycznego. Ot mało angażujący repertuar, niezbyt absorbujące poziomy głośności, czyli takie „hotelowe plumkanko” i skupienie się raczej na ergonomii zamiast walorach sonicznych. Jednak kiedy okres ochronny miął wystarczyły pierwsze takty „Riders on the Storm” The Doors, by pobłażliwy uśmieszek momentalnie zszedł mi z twarzy a jego miejsce zajęło autentyczne zaciekawienie zabarwione lekką nutką … konsternacji. No bo jak to? Przesiadłem się w końcu z dzielonego, w dodatku lampowego źródła na niepozornego, do szpiku kości krzemowego i zintegrowanego „naleśnika” a oferowanego przez niego dźwięku nie sposób było oceniać jako lepszy/gorszy a jedynie … inny. Zaskoczeni? Jeśli tak, to co ja mam powiedzieć? Przechodząc jednak do konkretów uczciwie trzeba przyznać, że choć lampowego wysycenia i niezwykle trudnej do podrobienia koherencji 35-ki w Matrixie raczej nie uświadczymy, to już pod względem efektów przestrzennych, precyzji ogniskowania źródeł pozornych, rozdzielczości i gładkość dźwięku nasz dzisiejszy gość nie ma się czego wstydzić. Odgłos nachodzącej burzy został umieszczony hen, w głębi sceny a z kolei sam opad atmosferyczny był niemalże na wyciągnięcie ręki. I jeszcze ten melancholijny wokal Morrisona. Ciary gwarantowane. Warto jednak zwrócić uwagę również na inne, niekoniecznie oczywiste detale, jak barwę i konsystencję klawiszy Manzarka, które akurat na „L.A.Woman” mają właściwą sobie masę, czy zaskakująco mało anachroniczne, jak na 1971 r., brzmienie perkusji Johna Densmore’a – ze szczególnym uwzględnieniem blach. Co w nich takiego niezwykłego? Cóż, na pozór nic, jednak to właśnie na Matrixie słychać, że zamiast jednostajnie cykać mają one i body i blask a sama długość ich wygasania zależy od sytuacji. Ich partie niosą ze sobą odpowiedni pakiet informacji i choć kąsają nasze zmysły na równi z nieco przybrudzoną gitarą Robby’ego Kriegera, to ani razu nie przekraczają cienkiej czerwonej linii zbytniej ofensywności. Jednak dla pewności sięgnąłem jeszcze po „The Sick, The Dying… And The Dead!” Megadeth, gdzie tempa są zauważalnie szybsze, złożoność kompozycji bardziej kłopotliwa i generalnie wszystko dzieje się z nieco większą werwą. I? I również w thrashowych klimatach Matrix czuł się jak ryba w wodzie. Skrzypiąco-chrypiący Mustaine, gitarowe galopady i wgniatające w fotel perkusyjne „gradobicia” miały odpowiednią energię i cechowały się oczekiwaną agresją a co bardzo ważne zgrabnie oscylowały wokół idealnej wręcz równowagi tonalnej. Czyli z jednej strony nie sposób zarzucić im było zbytniej jazgotliwości i osuszenia a z drugiej chiński przetwornik nie próbował asekuracyjnie obniżać tonacji i dodawać całości ponadnormatywnej masy. Przypominał wręcz swym działaniem moją dyżurna końcówkę Brystona 4B³, która też nie jest skora do grania czegoś, czego de facto w materiale źródłowym nie ma. Dlatego też jeśli ktoś spodziewał się iście infradźwiękowych tąpnięć tam, gdzie odzywała się „zwykła” perkusyjna stopa, to bardzo mi przykro, ale X-Sabre 3 tego nie zagwarantuje. Zamiast tego pokaże odpowiednią mięsistość wspomnianej stopy, piekielnie szybkie przebiegi po reszcie „garów” i niemiłosiernie smagane blachy, o głębokiej, złotej barwie i słodkawym finiszu.
A właśnie, skoro o słodyczy mowa, to nie sposób nie wspomnieć o tym, co Matrix wyczynia z wokalami w repertuarze, gdzie liczy się nawet najdelikatniejsza artykulacja a gra ciszą jest równie ważna jak orkiestrowe tutti. Sopran Fatmy Said na „Kaleidoscope” nie tylko poraża czystością i siłą emisji, lecz również zachwyca gładkością i zmysłowością. Nie ma w nim ani śladu drażniącej nasze zmysły szklistości, czy granulacji. Podobnie zdecydowanie bardziej chropawa Barb Jungr na „Walking in the Sun”, gdzie jej natywna matowość i szorstkość nie odbierały przyjemności odbioru a jedynie podkreślały autentyzm spektaklu i oryginalność samej artystki. W dodatku bez zbędnego wypychania jej przed szereg, czy wręcz pakowania słuchaczom na kolana. Przy okazji uwagę zwraca iście holograficzna trójwymiarowość sceny, naturalność pstrykania palcami na „Trouble in Mind” i kontrabas, który pełny i potężny cały czas trzymany jest w ryzach, więc zachowuje wzorową równowagę pomiędzy strunami a pudłem i nie dudni, jak to czasem ma w zwyczaju.
W ramach podsumowania napiszę tylko tyle, że Matrix Audio X-Sabre 3 szalenie miło mnie zaskoczył. Po pierwsze nad wyraz wyrafinowanym i dojrzałym brzmieniem bez tendencji grania pod publiczkę i usilnych prób zwrócenia na siebie uwagi, co bezdyskusyjnie dobrze rokuje na przyszłość. Po drugie jakością wykonania za którą konkurencja winszuje sobie po wielokroć więcej. Po trzecie całkowicie bezproblemową funkcjonalnością a poprzez scedowanie obsługi serwisów streamingowych na ich własne aplikacje brakiem konieczności instalowania kolejnej apki. I po czwarte zdolnością zastąpienia praktycznie trzech urządzeń – streamera, DAC-a i przedwzmacniacza, gdyż przynajmniej po XLR-ach wpięty bezpośrednio w końcówkę gra tak, że ze świecą szukać preampu w podobnej cenie, który nie zepsuje tego, co Matrix z siebie wypuszcza. Krótko mówiąc jest to urządzenie dla … wszystkich, którzy kierują się nie tylko rozsądkiem, lecz przede wszystkim własnym słuchem a do pełni szczęścia nie potrzebują ani potężnych katafalków, ani znanych „metek”. Chociaż z drugiej strony lada moment może się okazać, że Matrix Audio będzie wymieniany jednym tchem wraz z puki co nieco lepiej rozpoznawalną konkurencją.
Marcin Olszewski
System wykorzystany podczas testu
– CD/DAC: Ayon CD-35 (Preamp + Signature) + Finite Elemente Cerabase compact
– Odtwarzacz plików: Lumin U2 Mini + I-O Data Soundgenic HDL-RA4TB
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Gramofon: Kuzma Stabi S + Kuzma Stogi + Dynavector DV-10X5
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Końcówka mocy: Bryston 4B³ + Graphite Audio IC-35 Isolation Cones
– Kolumny: Dynaudio Contour 30 + podkładki Acoustic Revive SPU-8 + kwarcowe platformy Base Audio
– IC RCA: Tellurium Q Silver Diamond
– IC XLR: Organic Audio; Vermöuth Audio Reference; Acrolink 7N-A2070 Leggenda
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver; Fidata HFU2; Vermöuth Audio Reference USB
– Kable głośnikowe: Signal Projects Hydra; Vermöuth Audio Reference Loudspeaker Cable + SHUBI Custom Acoustic Stands MMS-1
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power + Furutech CF-080 Damping Ring; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF
– Listwa zasilająca: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS-D (R) NCF
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Switch: Silent Angel Bonn N8 + nóżki Silent Angel S28 + zasilacz Silent Angel Forester F1 + Luna Cables Gris DC
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+; Audiomica Laboratory Anort Consequence, Artoc Ultra Reference, Arago Excellence; Furutech LAN-8 NCF
– Stolik: Solid Tech Radius Duo 3
– Panele akustyczne: Vicoustic Flat Panel VMT
Opinia 2
Jestem wręcz pewien, że jeśli bywacie na różnego rodzaju forach internetowych o tematyce audio, dość często spotykacie się z dość mocno zdewaluowanymi – nieaktualnymi teoriami spiskowymi. Naturalnie jak to zazwyczaj bywa, utożsamianie się z nimi zależy od punktu siedzenia, jednak nie da się zaprzeczyć, że na tle całości zagadnienia najwięcej negatywnych głosów nadal jest przeciw elektronice pochodzącej z państwa środka i bez względu jak to zabrzmi, wykorzystaniu w przetwornikach cyfrowo/analogowych kości SABRE. Powodów takiego postrzegania tych zagadnień jest wiele, jednak jak przed momentem pisałem, to w obecnych czasach mimo wyczuwalnych zmian, nadal jest trudna do oderwania łatka. Na szczęście wszystkiemu da się zaradzić, czego zadającym kłam obydwu tezom efektem jest co prawda skromny gabarytowo, ale za to wielki duchem DAC z funkcją streamera i przedwzmacniacza Matrix Audio X-Sabre 3, którego wizytę w naszych okowach zawdzięczamy warszawskiemu dystrybutorowi MiP.
Jak wspominałem, nasz bohater nie jest jakimś logistycznym dramatem. To niska, niezbyt szeroka i równie oszczędna w kwestii głębokości, designersko wykończona skrzynka na elektroniczne trzewia. Niewysoki front nie dość, że przyjemnym skosem odsuwa się od zasadniczej części obudowy, to dodatkowo został obdarowany schowanymi w poziomym, obłym na bokach, czernionym akrylu, pozwalającymi poruszać się po Menu sensorowymi manipulatorami i centralnie umieszczonym okrągłym wyświetlaczem. Co wbrew pozorom jest bardzo istotne, to jako konsekwencja realizacji założeń w temacie ciekawego wyglądu urządzenia, jego górna połać została pokryta czernionym, ku uciesze potencjalnych użytkowników nierysującym się podczas wycierania kurzu szkłem. Jeśli chodzi o tylny panel, ten spełniając obecne standardy proponuje nam zestaw wyjść liniowych RCA/XLR, komplet cyfrowych typu SPDiF, USB, HDMI (IIS) oraz Optical, terminal LAN, dwa gniazda Trigger IN/ON oraz gniazdo zasilania IEC. Naturalnie w celu pokazania szacunku do klienta producent dodał do kompletu pilota zdalnego sterowania. Jeśli chodzi o informacje dotyczące obsługiwanych formatów, nasz punkt zainteresowań pracuje dosłownie ze wszystkimi protokołami przesyłu danych, dlatego minimalizując ilość zbędnego tekstu po dokładne dane na ten temat z premedytacją zapraszam do zwyczajowej tabelko pod testem.
Jak wypadł Matrix Audio w starciu z przywołanymi we wstępniaku, często niesprawiedliwymi i o zgrozo niezbyt przychylnymi opiniami tego typu konstrukcji? Ku mojej uciesze zamienił oskarżenia w perzynę. Może nie był to poziom jakości mojego, nastawionego na esencję muzyki kompletnego źródła, jednak X-Sabre 3 zabrzmiał naprawdę dobrze i to nie tylko w domenie energii, ale ku mojemu zaskoczeniu wbrew przyklejanej użytej w tym DAC-a kości jako bezduszna, również fajnej barwy. Mało tego. Poziom wspomnianych aspektów regulowało się przy pomocy kilku dostępnych filtrów, co nie tylko pozwalało na dobranie wyniku sonicznego pod swoje preferencje, ale czasem ratowało słabo zrealizowane produkcje płytowe. Osobiście po kilku przełączeniach pozostałem przy filtrze nr.6. Jednak to wynikało z moich preferencji, a nie problemu z mniej zaangażowanymi barwowo opcjami, bowiem od startu na każdym z nich słychać było, że zaaplikowany w tym DAC-u przetwornik Sabre pokazuje palcem, iż sednem sprawy nie jest kość jako taka, a związane z nią peryferia.
Na początek w celu poznania się na urządzeniu użyłem samego przetwornika, co oznaczało karmienie go sygnałem z mojego CEC-a. To wbrew pozorom był istotny sparing, gdyż naturalnym kolejnym krokiem miało być przełączenie się na streamowanie muzyki przez wewnętrzny player. Jaki był efekt tych dwóch występów? Z moim Japończykiem oczywiście było lepiej. Dobre oddanie wagi dźwięku, jego konturu i co istotne swobody w nienachalnej projekcji powodowały, że każdej muzyki bez jakichkolwiek zmian w ustawieniach słuchałem ze wspomnianym filtrem 6. Czy to często słabo zrealizowany rock, będąca wulkanem energii i wyrazistości elektronika tudzież tak intymna dla mnie podczas obcowania z nią muzyka barokowa, wszystkie gatunki bez problemu pokazywały swoje dobre i złe strony. Mówiąc dobre, mam na myśli ich znaki szczególne w stylu energii rockowych gitar przykładowej grupy Metallica lub często wykrzyczanej wokalizy przez frontmena z AC/DC, sejsmicznych pomruków podczas słuchania produkcji formacji The Acid, czy choćby pokaz rzemiosła przy użyciu ostatnio nieczęsto używanej viola da gamby z portfolio Jordi Savalla. Natomiast złe w głównej mierze odnosiły się do nieporadności realizatorów. To jest prawdziwa zmora naszego podejścia do słuchania muzyki, ale nie ma co się oszukiwać, jeśli coś się kocha, przyjmuje się z całym dobrodziejstwem inwentarza i jeśli zdarzają się wpisane w dzieło wpadki, a mimo to kochamy ten materiał, dobrze jest wiedzieć, że są, co fajnie pokazywał nasz punkt zapalny spotkania. Oczywiście przy odrobinie chęci poprawienia procesu postprodukcyjnego mogłem co nieco podkręcić filtrami, ale zazwyczaj tego nie robię i w takim duchu postanowiłem przeprowadzić resztę suma summarum fajnie wypadający testu przetwornika.
Po przesiadce na wewnętrzny streamer również się nie zawiodłem. Oczywiście, każdy aspekt prezentacji uległ lekkiej transformacji, jednak nie odbiło się to czkawką typu natarczywość grania, bolesna utrata energii, czy nie daj Boże anoreksja. W mojej opinii wynikiem okazało się być jedynie lekkie podniesienie – nadal bez oznak krzyku – tonacji w górę, a to bezpośrednio przełożyło się na minimalne zmniejszenie esencji kreowanych źródeł pozornych na konsekwentnie dobrze rozbudowanej wirtualnej scenie. Stało się coś na kształt jakby wybrania pierwszego filtra, czyli bez zmiany ogólnej estetyki tylko przekaz zmienił status nasycenia. Ktoś raczy kręcić nosem? Spokojnie. Aby być obiektywnym trzeba wziąć pod uwagę wielokrotność ceny, a przez to jakości mojego jedynie transportu płyt CD w stosunku do pełnoprawnego źródła, jakim był Matrix X-Sabre 3. Zapewniam, że nikt takiego porównania urządzeń z różnych światów nie przeprowadzi, zatem jestem więcej niż przekonany, iż wspomnianej transformacji raczej nie zauważy. A jeśli nawet – mam na myśli już posiadane, gęsto grającego dawcę cyfrowego sygnału, temat łatwo da się rozwiązać albo oferowanymi w pakiecie filtrami, albo okablowaniem. Dla chcącego nic trudnego. Ważne, że tytułowy przedstawiciel zamiany zer i jedynek w muzykę będąc ciekawym urządzeniem już w opcji startowej, dawał szerokie spektrum działań dopinających ostateczny wynik dźwiękowy.
Czy dostarczony do zaopiniowania DAC z funkcją streamera się obronił? Bez naciągania faktów mimo pochodzenia z państwa w środkowej Azji i posiłkowania się w obróbce sygnału jedną z inkarnacji kontrowersyjnej kości przetwornika stwierdzam, że jak najbardziej tak. To bez dwóch zdań jest ciekawa oferta dla praktycznie każdego odbiorcy. Nie tylko z uwagi na fajne granie, ale w równoznacznym stopniu tak popularną obecnie wielozadaniowość i dodatkowo w pakiecie ciekawy design. A jeśli tak, to czegóż za te pieniądze chcieć więcej?
Jacek Pazio
System wykorzystywany w teście:
– transport: CEC TL 0 3.0
– streamer: Melco N1A/2EX + switch Silent Angel Bonn N8
– przetwornik cyfrowo/analogowy: dCS Vivaldi DAC 2.0
– zegar wzorcowy: Mutec REF 10 SE-120
– reclocker: Mutec MC-3+USB
– Shunyata Research Omega Clock
– Shunyata Sigma V2 NR
Przedwzmacniacz liniowy: Gryphon Audio Pandora
Końcówka mocy: Gryphon Audio Mephisto Stereo
Kolumny: Gauder Akustik Berlina RC-11 Black Edition
Kable głośnikowe: Synergistic Research Galileo SX SC
IC RCA: Hijiri Million „Kiwami”, Vermouth Audio Reference
XLR: Tellurium Q Silver Diamond, Hijiri Milion „Kiwami”, Siltech Classic Legend 880i
IC cyfrowy: Hijiri HDG-X Milion
Kabel LAN: NxLT LAN FLAME
Kable zasilające: Hijiri Takumi Maestro, Furutech Project-V1, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4.1 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord, Acrolink 8N-PC8100 Performante, Synergistic Research Galileo SX AC
Stolik: Solid Tech Hybrid
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA SS, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon – Clearaudio Concept
– wkładka Essence MC
– Step-up Thrax Trajan
– przedwzmacniacz gramofonowy Sensor 2 mk II
Dystrybucja: MiP / MatrixAudio.pl
Producent: Matrix Audio
Cena: 15 990 PLN
Dane techniczne
Procesor: NXP i.MX 6Quad 4x Cortex-A9 @1,2 GHz
Przetwornik D/A: ES9038PRO
Zegar: Crystek CCHD-950
Wejście cyfrowe
Koncentryczne i optyczne: PCM max .24Bit/192kHz; DSD (DoP) 2,8 MHz
I²S LVDS: PCM max 32Bit/768kHz; DSD (DoP) max. 11,2 MHz; DSD (natywnie) 22,4 MHz
USB Audio: PCM max 24Bit/768kHz; MQA max. 24Bit/384kHz MQA lub MQA Studio stream; DSD (DoP) 11,2 MHz; DSD (natywnie) 22,4 MHz
Wyjścia liniowe:
XLR
SNR: >-134dB
THD+N: <0,0010% @ 1k, <0,00025% @ 20Hz-20kHz
Pasmo przenoszenia: 20Hz-20kHz ±0.05-3dB @ 86kHz
Przesłuch międzykanałowy: >-151dB
Napięcie wyjściowe: 4.8V RMS @ 0dB
RCA
SNR: >-128dB
THD+N: <0,00015% @ 1k, <0,00025% @ 20Hz-20kHz
Pasmo przenoszenia: 20Hz-20kHz ±0.05-3dB @ 86kHz
Przesłuch międzykanałowy: >-138dB
Napięcie wyjściowe: 2.4V RMS @ 0dB
Łączność:
LAN: 10/100/1000Mb/s
WLAN: 2,4 GHz/5 GHz
MA Player Lite
Roon Ready:
PCM max, 24Bit/768kHz;
MQA max, 24Bit/384kHz MQA lub MQA Studio stream
DSD 2,8 MHz, 5,6 MHz, 11,2 MHz, 22,4 MHz
AirPlay 2: Specyfikacje audio zależą od usługodawcy
DLNA/UPnP: Specyfikacje audio zależą od usługodawcy
Tidal Connect: Specyfikacje audio zależą od usługodawcy
Spotify Connect: Specyfikacje audio zależą od usługodawcy
Pobór mocy: <4W (Standby); <33W (Max.)
Wymiary (S x G x W): 310 x 218 x 43 mm
Waga: 3,4 kg
Z reguły w DAC-ach funkcja streamingu jest jedynie dodatkiem do głównej funkcjonalności. W związku z powyższym śmiało możemy uznać, iż Matrix Audio X-Sabre 3 jest wyjątkiem ową regułę potwierdzającą, gdyż akurat pod względem jakości streamingu z powodzeniem dorównuje dedykowanym i wyspecjalizowanym streamerom i transportom podpiętym pod wysokiej klasy przetworniki cyfrowo-analogowe.
cdn. …
Najnowsze komentarze