Skoro przy okazji testu starszego brata, czyli Super10, w ramach wprowadzenia pokrótce wyjaśniłem kwestie związane z zasadnością zastępowania wszelakiej maści jednostek impulsowych ich liniowymi odpowiednikami wydawać by się mogło, że to co było do powiedzenia/napisania powiedziane/napisane zostało. I byłoby w tym sporo prawdy, o ile tylko uznalibyśmy, że ograniczenie się li tylko do zewnętrznych, zazwyczaj wtyczkowych, zasilaczy wyczerpuje temat. Jeśli jednak na owe zagadnienie popatrzymy z szerszej perspektywy jasnym stanie się, że macki „impulsowego zła” sięgają o wiele dalej i głębiej – do trzewi naszych drogocennych zabawek. I gdy wydawać by się mogło, że nic z tym fantem zrobić się nie da na scenę wkraczają producenci dedykowanych zastosowaniom audio zasilaczy z gotowymi „zestawami naprawczymi”, czyli KIT-ami umożliwiającymi co prawda inwazyjną, jednak możliwie nieskomplikowaną aplikację ww. modułów. I choć na rynku nie brakuje wytwórców tego typu akcesoriów, jak daleko nie szukając rodzime Muzgaudio, PD Creative i Tomanek, holendersko/bułgarski SBooster, izraelski Teddy Pardo, czy chiński LHY Audio, to po iście piorunującym wrażeniu jakie wywarł na nas ww. fenomenalny Farad Super10, kując żelazo puki gorące postanowiłem wziąć na warsztat nieco bardziej przystępną cenowo propozycję Holendrów, czyli Super3-kę, lecz tym razem nie tylko w 5V wersji dedykowanej switchowi Silent Angel Bonn N8, lecz również nieco mocniejszej – 12V i zarazem wymagającej oczywistej wiwisekcji „pacjenta” – przewidzianej jako upgrade Lumïna U2 Mini. Jeśli zatem ciekawi Państwa cóż takiego wniosła tytułowa parka do mojego systemu, to nie pozostaje mi nic innego, jak tylko zaprosić Was na ciąg dalszy.
Nie da się ukryć, czego z resztą nawet nie próbowaliśmy podczas unboxingu, że w kwestii aparycji Super 3 znacznie ustępuje swemu starszemu rodzeństwu. Co prawda jego front to nadal solidny płat szczotkowanego aluminium z centralnie umieszczoną niewielka diodą, to już korpus zamiast równie masywnych płyt i groźnie nastroszonych radiatorów zastąpił gięty blaszany profil. Z kolei już pojedynczy radiator wylądował na plecach, gdzie oprócz niego wygospodarowano jeszcze miejsce dla wyjściowego gniazda zasilającego GX16-4 i przycisku resetu po lewej i głównego gniazda zasilającego IEC po prawej. Całość posadowiono na niezbyt wysokich gumowych nóżkach.
Jeśli zaś chodzi o firmowe okablowanie, to skoro dla Super3-ki nie przewidziano zarezerwowanych dla Super10 modeli z poziomu trzeciego (Level 3) zdecydowaliśmy się na usytuowane oczko niżej Level 2 wykonane z wiązek po 34 cynowane miedziane żyły o średnicy 28 AWG. Odziano je w czarno granatowe koszuli i zakonfekcjonowano złoconymi wtykami GX16-4 i Oyaide/Molex.
Wnętrze oczywiście jest nieco uboższe niż w 10-ce, lecz nadal budzi zaufanie. Oczy cieszą ręcznie nawijany transformator toroidalny o wysokiej indukcyjności i cewka eliminująca ewentualnie brzęczenie oraz generowaniu pól EM (elektromagnetycznych). Bateria kondensatorów może pochwalić się pojemnością 48 000 µF a superkondensator na wyjściu, w zależności od napięcia to 3,3F (5V) lub 1,7F (12V).
I jeszcze tylko zanim przejdę do części poświęconej brzmieniu a dokładnie wpływowi na nie dzisiejszych gości, pozwolę sobie uspokoić wszystkich tych, dla których ostatni kontakt z lutownicą skończył się długo utrzymującym się zapachem pieczonego kurczaka i kilkudniową niechęcią do operowania przynajmniej jedną z kończyn górnych, że tym razem powinni poradzić sobie lepiej. Aby bowiem „uleczyć” Lumïna wystarczy raptem odkręcić kilka śrubek mocujących obudowę w celu jej zsunięcia, następnie 6-8 podobnych modułu zasilania, wypiąć wtyk zasilania Molex z płyty głównej, odkręcić kolejne dwie śrubki mocujące gniazdo zasilania IEC i wreszcie dokonać finalnego przecięcia pępowiny, czyli de facto czerwonego przewodu łączącego gniazdo IEC z włącznikiem głównym. A potem już wszystko powinno pójść jak z płatka, bo należy przesmyknąć przez pozostawiony przez IEC-a otwór nowy przewód, wpiąć go w płytę główną, przykręcić zaślepkę, obudowę i voilà. Robota skończona.
No dobrze, dość tego krążenia wokół najistotniejszej kwestii, czyli brzmienia i od razu pragnę uprzedzić wszystkich tych, którzy po cichu liczyli na to, że za mniej uda im się uzyskać więcej lub chociaż tyle samo co z topową konstrukcją, że raczej na cud nad urną nie mają co liczyć. Zacznijmy jednak od początku, czyli w celach porównawczych i możliwie wiernego odwzorowania warunków z poprzedniego spotkania z holenderskim flagowym zasilaczem na pierwszy ogień weźmy wersję 5V Super3 i podepnijmy pod Silent Angel Bonn N8. Efekt? Mówiąc wprost spodziewany, więc przesiadka z Super10-ki była oczywista i tyleż słyszalna, co bolesna. Niemniej jednak biorąc pod uwagę różnice w cenie nie była czymś zaskakującym. Mniej imponujące dynamika i rozdzielczość jasno dawały do zrozumienia, że właśnie mało racjonalne przewymiarowanie zasilania jest kluczem do sukcesu. Warto jednak wrócić na ziemię i zestawić małego Farada z chodzącym w podobnej do niego lidze zawodnikiem, czyli moim dyżurnym Silent Angelem Forester F1. I tu już sytuacja zrobiła się zgoła odmienna, gdyż przy równoległym porównaniu azjatycki zasilacz chciał, nie chciał, ale musiał uznać przewagę niderlandzkiego konkurenta. Po pierwsze Farad zaoferował zdecydowanie niższy poziom szumów a raczej praktycznie całkowity ich brak. Po drugie i będące zarazem pochodną pierwszego poprawie uległa rozdzielczość i precyzja kreślenia źródeł pozornych. A po trzecie Super3 miał zauważalnie więcej do powiedzenia w kwestii dynamiki tak w skali mikro, jak i makro. W rezultacie nawet tak „syntetyczny” wsad jak „there is nothing to be afraid of” Winterburn nie brzmiał jak klubowy koszmarek nastawiony jedynie na sponiewieranie pląsającej ciżby, lecz zaoferował zaskakujące bogactwo i różnorodność najprzeróżniejszych tętnień i tąpnięć zawieszonych w tak trójwymiarowym mikrokosmosie, że na samej eksploracji poszczególnych planów spokojnie można spędzić kilka długich wieczorów. Ponadto, pomimo wspomnianego wzrostu rozdzielczości szorstki wokal Noory Moor na „Forget What I Said” miał w sobie zdecydowanie więcej zmysłowości a nie li tylko obniżającej przyjemność odbioru matowości. Generalnie partie wokalne z Faradem w torze zyskiwały nie tylko na wspomnianej zmysłowości, co głównie na komunikatywności i to nie na drodze ich przybliżania do słuchacza a lepszej separacji od otaczającego je akompaniamentu. Chociaż to też nie do końca o to chodzi, gdyż zazwyczaj takie odseparowanie owocuje efektem „taniej sklejki”, czyli siłowej próby wyrwania solisty z podporządkowanego mu ekosystemu a następnie równie nieudolne działania naprawcze polegające na jego wklejeniu w stare miejsce. W rezultacie mamy niby zgodność poszczególnych składowych, lecz de facto cały czas w oczy/uszy rzuca się oczywiste rozwarstwienie będące zaprzeczeniem oczekiwanej koherencji. A z Super3 wszystko do wszystkiego pasuje i dzięki uelastycznieniu tkanki muzycznej nic a nic się nie rwie.
W drugiej turze odsłuchów pod nóż poszedł Lumïn U2 Mini a fabryczne zasilanie w jego trzewiach zastąpił zewnętrzny 12V Farad Super3. I? I prawdę powiedziawszy cieszyłem się, że przynajmniej do tej pory nie miałem okazji posłuchać ww. plikograja z Super10, gdyż nic a nic nie mogło w tym momencie zepsuć mi humoru wynikającego z faktu rozbebeszenia go, znaczy się Lumïna. Niby z fabrycznym, wewnętrznym zasilaczem i jedynie z wymienionym na Furutecha bezpiecznikiem grał naprawdę zacnie, lecz z Super3 owa „fajność” uległa spotęgowaniu i intensyfikacji. O ile jednak przy natywnej saturacji i wysyceniu U2 Mini Farad praktycznie nic nie majstrował, to już pod względem rozdzielczości, holografii i dynamiki przypiął niepozornemu transportowi nie tyle wrotki, co odrzutowy plecak. Co ciekawe efekt Wow! nie przyszedł od razu, lecz musiałem uzbroić się w cierpliwość i podobnie jak w przypadku starszego rodzeństwa dać mu się przez pierwsze … 300h wygrzać. Niby już prosto z pudełka dał Lumïnowi solidny zastrzyk adrenaliny, niemniej jednak, z perspektywy czasu śmiem twierdzić, iż była to jedynie przystawka przed daniem głównym, które jak wyborna szynka Jamón serrano gran reserva musi „dojrzeć”, gdyż nie ma w sobie nic a nic ze sztucznych polepszaczy. I tak też było w tym przypadku, bowiem zamiast krótkotrwałej ekscytacji pierwszym efektem z biegiem dni mój entuzjazm nie słabł i nie zastępowało go znużenie, lecz właśnie dzień po dniu odkrywałem raz większe, raz mniejsze, niemniej jednak uparcie podążające w kierunku „otwierania” i „wyswabadzania” dźwięku ze złotej klatki dowody. Klatki przyjemnej, eufonicznej, acz nieco limitującej witalność przekazu muzykalności. I wcale nie chodzi o to, że słodycz i gładkość zostały zastąpione przez ostrość, chłód i surowość a o fakt otwarcia tak pod względem przestrzennym, jak i dynamicznym przy jednoczesnym zachowaniu „firmowej” równowagi tonalnej, czyli bez znamion jej obniżenia, bądź tez ucieczki w górę. Radosny blues spod znaku „A Force of Nature” Sari Schorr zyskał na motoryce, spontaniczności i przestrzenności, szczególnie jeśli chodzi o ilość powietrza nad i za instrumentami a bas uległ zauważalnej konkretyzacji – stał się bardziej zwarty i różnorodny zachowując jednocześnie odpowiednią mięsistość, czyli uniknął irytującego osuszenia.
Z kolei na psychodelicznie niepokojącym „She Reaches Out To She Reaches Out To She” Chelsea Wolfe „blisko zdjęty” wokal artystki bezpardonowo wdziera się w nasze zmysły, szorstkie gitarowe riffy drażnią synapsy a gęsta elektroniczna kołdra niemalże odcina dopływ tlenu. Niby noise’owo klaustrofobiczny klimat powinien zniechęcać, bądź co najwyżej nudzić, lecz z „podrasowanym” Lumïnem wciągał bardziej aniżeli chodzenie po bagnach. Potężny ładunek emocjonalny iście wybuchowej mieszanki dark folku, doom metalu, industrialu i gotyku z jednej strony porażał swym mrokiem, lecz z drugiej w tym mroku widać/słychać było każdy detal i szczegół. I to nie na zasadzie noktowizyjnej monochromatyczności a raczej iście sowich zdolności, choć akurat te urocze ptaki są z natury dalekowidzami. Niemniej jednak chodzi o fakt zdolności ogarniania zmysłami pozbawionego zaszumienia i pasożytniczych artefaktów bogactwa dźwięków w skali do tej pory – z firmowym zasilaniem, całkowicie nieosiągalnej.
Jeśli po lekturze powyższych wynurzeń nadal nie są Państwo pewni, czy cała ta, przynajmniej połowicznie inwazyjna, zabawa miała jakiś większy sens spieszę z solennym zapewnieniem, że w 100% tak. Oczywiście najlepiej byłoby zaszaleć i inwestując ponad 7 k€ zarówno switch, jak i transport plików dopieścić Super10-kami, lecz w obecnych realiach już inwestycja ułamka ww. kwoty na duet Faradów Super3 okazuje się grą nie tylko wartą świeczki, co nader znaczącym upgradem toru cyfrowego pozwalającym na dłuższy czas zapomnieć o jakichkolwiek roszadach w tym obszarze. Jak się bowiem okazuje stosunkowo niewielki wydatek na odpowiednio zaawansowane zasilanie nie tylko zapewnia korzystającej z jej możliwości elektronice energetyczny dobrostan, co w nader znaczącym stopniu poprawia jej walory soniczne. A przecież o to w naszej zabawie chodzi.
Marcin Olszewski
System wykorzystany podczas testu
– CD/DAC: Ayon CD-35 (Preamp + Signature) + Finite Elemente Cerabase compact
– Odtwarzacz plików: Lumin U2 Mini + Farad Super3 + Farad DC Level 2 copper cable + Omicron Magic Dream Classic; I-O Data Soundgenic HDL-RA4TB
– Gramofon: Denon DP-3000NE + Denon DL-103R
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Wzmacniacz zintegrowany: Vitus Audio RI-101 MkII
– Kolumny: Dynaudio Contour 30 + podkładki Acoustic Revive SPU-8 + kwarcowe platformy Base Audio
– IC RCA: Furutech FA-13S; phono NEO d+ RCA Class B Stereo + Ground (1m)
– IC XLR: Vermöuth Audio Reference; Furutech DAS-4.1
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Vermöuth Audio Reference USB; ZenSati Zorro
– Kable głośnikowe: Signal Projects Hydra + SHUBI Custom Acoustic Stands MMS-1
– Kable zasilające: Esprit Audio Alpha; Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power + Furutech CF-080 Damping Ring; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF
– Listwa zasilająca: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS-D (R) NCF
– Switch: Silent Angel Bonn N8 + nóżki Silent Angel S28 + zasilacz Farad Super3 + Farad DC Level 2 copper cable
– Przewody ethernet: In-akustik CAT6 Premium II; Audiomica Laboratory Anort Consequence, Artoc Ultra Reference, Arago Excellence; Furutech LAN-8 NCF; Next Level Tech NxLT Lan Flame
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Stolik: Solid Tech Radius Duo 3
– Panele akustyczne: Vicoustic Flat Panel VMT
Dystrybucja: Audiosource
Producent: Farad power supplies
Ceny
Farad Super3: 559€
przewód Level 1: 69€ / 0,5m; 89€ / 1m
przewód Level 2 copper: 149€ / 0,5m; 189€ / 1m
przewód Level 2 silver: 229€ / 0,5m; 319€ / 1m
przewód Level 2 copper 80cm, GX16-4 to Molex connector: 209€
przewód Level 2 silver 80cm, GX16-4 to Molex connector: 339€
bezpiecznik Quantum Science Audio Blue: 59€
bezpiecznik Quantum Science Audio Violet: 589€
bezpiecznik Synergistic Research Purple: 181€
Dane techniczne:
Wymiary (S x G x W): 130 x 200 x 40 mm
Waga: 1,6 kg
Napięcie wyjściowe: 5V, 12V
Pojemność: 3,3F (5V); 1,7F (12V)
Max. pobór mocy: 20W (5V); 42W (12V)
Opinia 1
Kiedy blisko dwa lata temu testowałem wielce udanego Forestera F1 pozwoliłem sobie wspomnieć o dwóch czynnikach stanowiących zarówno powód jego powstania, jak i tajemnicę sukcesu. Pierwszym była rosnąca świadomość niejako natywnego upośledzenia elektroniki zasilanej z zewnętrznych, impulsowych jednostek wtyczkowych bardziej nadających się do ładowania smartfonów aniżeli dostarczania życiodajnej energii wrażliwym na wszelakiej maści „śmieci z sieci” audiofilskim komponentom a drugim, nie mniej istotnym, chęć posiadania „rozwiązań kompletnych – skończonych, sprawdzonych i nazwijmy to ogólnie „z jednej stajni””. Dlatego też nie dziwi fakt, iż wraz z poszerzeniem portfolio o urządzenia charakteryzujące się nieco większym apetytem na energię elektryczną tylko kwestią czasu było pojawienie się w katalogu Silent Angela stosownego zasilacza. I tym oto sposobem doszliśmy do bohatera dzisiejszego spotkania, czyli dedykowanego nie tylko starszemu, zadowalającemu się 5V asortymentowi (vide Bonn N8, Munich M1), lecz przede wszystkim potrzebującym 12V m.in. transportowi Rhein Z1, switchowi N8 Pro, czy też cierpliwie oczekującemu na swoje przysłowiowe pięć minut na naszych łamach dyskowi zewnętrznemu Expander E1. Panie i Panowie, oto „leśniczy na sterydach”, czyli Silent Angel Forester F2.
Jak widać na powyższych zdjęciach Forester F2 reprezentuje operujące w nieco większej od swoich protoplastów rozmiarówce pokolenie, co automatycznie przekłada się na jego masę i niejako przy okazji również i cenę, o czym dosłownie za … dłuższą chwilę. Na razie skupmy się walorach natury estetycznej, gdyż te jak na li tylko zasilacz są całkiem miłe oku nabywcy. Masywny, zaoblony na krawędziach stalowo – aluminiowy korpus utrzymano w eleganckiej satynowej czerni. Front urządzenia zdobią jedynie nazwa w lewym górnym i oznaczenie modelu w prawym górnym narożniku. Informacji o statusie pracy – wykorzystywaniu poszczególnych wyjść udziela sześć ukrytych w niewielkich nawierceniach mikro-diod. Na masywnej płycie górnej uwagę zwraca centralnie umieszczony złoto-żółty firmowy logotyp a ściany boczne pokrywa gęsta perforacja ułatwiająca cyrkulację powietrza wewnątrz obudowy. Jak łatwo się domyślić najwięcej dzieje się na zakrystii, gdzie znajdziemy nie tylko kolejną połać dotkniętą perforacją, lecz przede wszystkim zintegrowany z komorą bezpiecznika i gniazdem IEC włącznik główny. I tu od razu warto pochwalić producenta za zapobiegliwość, gdyż z racji faktu, iż F2-kę przystosowano do pracy zarówno z napięciem 230, jak i 115V przed pierwszym uruchomieniem o weryfikacji ustawienia stosownego przełącznika przypomina ochronna naklejka. Jeśli zaś chodzi o interfejsy wyjściowe, to do dyspozycji otrzymujemy parę wyjść 12V o prądzie 3 i 1A dla wtyków 5,5 x 2,5 mm, oraz podobny zestaw 5V o prądzie 2 i 1A dedykowany konfekcji 5,5 x 2,1 mm rozszerzony o dwa 1A gniazda USB. Krótko mówiąc do wyboru, do koloru.
Pod względem konstrukcyjnym mamy do czynienia z gruntownie przemyślanym projektem. Przykładowo korpus składa się ze stalowych płyt górnej i dolnej, oraz pozostałych ścian wykonanych już z aluminium, jednak zarówno front, jak i tył mają grubość aż 8mm aby dodatkowo zmniejszyć ewentualne wibracje. Miłym upgradem w stosunku do wersji podstawowej są solidne toczone nóżki, więc odpada problem poszukiwania na własną rękę stosownych akcesoriów w stylu firmowych Silent Angel Bonn S28. Z kolei trzewia mają w pełni symetryczna topologię z układem opartym na transformatorze toroidalnym i równoległym, niskoszumowym tranzystorze MOSFET. Dzięki temu do minimum zredukowano wewnętrzne zakłócenia i interferencje a całość dodatkowo postanowiono dopieścić absorberami EMI.
Przechodząc do sekcji poświęconej brzmieniu a dokładnie wpływowi dzisiejszego gościa na brzmienie urządzeń doń podpiętych uznałem za stosowne podzielić ją na dwie części. Pierwszą – porównawczą z Foresterem F1 przy zasilaniu Bonna N8 i drugą – z odbiornikami wymagającymi 12V napięcia, czyli Rheinem Z1 i switchem N8 Pro.
Prawdę powiedziawszy o ile o efekt porównania „gołej” N8-ki z jej odsłoną zasilaną Foreseterem F2 byłem spokojny o tyle wynik bratobójczego starcia dwóch „leśniczych” był jedną wielką niewiadomą. W końcu iście kieszonkowy switch apetytu na Volty i Ampery nie ma zbyt dużego, żeby nie powiedzieć, że jest on wręcz pomijalny (5W max), więc przynajmniej w tym przypadku wydolność samego zasilacza na znaczenie drugorzędne, za to kluczową kwestią będzie czystość prądu przez niego udostępnianego. I rzeczywiście. Porównania pomiędzy zasilanym wtyczkową „ładowarką” a F2-ką nie było. Tzn. było, tylko różnice były mniej więcej takie, jak między dziesięcioletnim, wypalonym ciągłą pracą biurowym monitorem HP a nową, w dodatku skalibrowaną pod obróbkę zdjęć profesjonalną linią Eizo, bądź BenQ. Oczywiście nie tyle widać, co słychać było nie dość, że więcej, to przede wszystkim lepiej. Poprawie uległa rozdzielczość, dynamika tak w skali mikro, jak i makro a o wieloplanowości sceny i realizmie barw nawet nie warto wspominać. Generalnie przeskok jakościowy można było uznać za adekwatny do tego, jaki oferowało pojawienie się ww. switcha w systemie jego pozbawionym – bazującym wyłącznie na „cywilnym” routerze. Żeby jednak nie było tak miło i przyjemnie przyszedł czas na podniesienie poprzeczki i sparring obu Foresterów. I? I z dość stonowanym entuzjazmem, gdyż niespecjalnie czułem chęć jakichkolwiek dalszych inwestycji w domową infrastrukturę sieciową, muszę przyznać, że niewiele, bo niewiele, ale jednak F2-ka jest jednak lepsza od F1-ki. Jej przewaga dotyczy przede wszystkim lepszej definicji i precyzyjniejszego pozycjonowania reprodukowanych źródeł pozornych. Poniekąd jest to zasługa bardziej skutecznego zaczernienia a więc eliminacji semitransparentnej mory tła. Od razu spieszę z wyjaśnieniem, iż oba zasilacze pracowały w dokładnie takich samych warunkach, czyli dokonując porównań ograniczałem się jedynie do przepięcia między nimi przewodu zasilającego (Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R), gdyż już łączówki Luna Cables Gris DC miałem dwie o takiej samej długości i przebiegu. Wystarczyło jednak włączyć prog-metalowy „In Contact” formacji Caligula’s Horse. I niby na takim „łomocie” można cokolwiek usłyszeć? Okazuje się, że jak najbardziej, gdyż ekipa z Brisbane zamiast rozwlekłych i naszpikowanych technicznymi popisami tasiemców stawia nie tylko na zdecydowanie bardziej zwięzłe formy (wyjątkiem jest trwający ponad kwadrans „Graves”), to metalowy galimatias serwuje w zdecydowanie alternatywnej postaci opartej na iście matematycznej precyzji gitarowych riffów zaplecionych wokół zagmatwanej linii melodycznej. Oczywiście nie brakuje typowo metalowego mięcha, czy wręcz agresji, lecz są one w nader udany sposób tonizowane przez wysoki wokal Jima Greya. A im gęściej i szybciej panowie grali, tym przewaga F2-ki rosła. W dodatku o ile przesiadka z F1 na F2 była progresem zauważalnym, acz dalekim do efektu Wow!, to już roszada w drugą stronę nosiła znamiona zmiany ultra wygodnych trekkingowych butów Salomona na eleganckie, acz dalekie od wspomnianych walorów natury ergonomicznej sztyblety.
Kolejne próby, zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami, dotyczyły zabawy z wyższymi napięciami, czyli sięgnięcia po urządzenia wymagające 12V i również tutaj nie obyło się bez niespodzianek, którym źródłem okazał się bądź co bądź wyposażony we własne, oparte na module Radar Grade i wydajnym konwerterze DC/DC z precyzyjnym regulatorem/stabilizatorem napięcia LDO (Low Dropout Regulator) zasilaniu … switch N8 Pro. Zaskoczeni? Jeśli tak, to proszę sobie wyobrazić moje zdziwienie. W końcu ograniczamy ilość elementów w torze, przewodem zasilającym wpinamy się bezpośrednio w zadek urządzenia, więc teoretycznie powinno być lepiej. Sęk w tym, że nie jest, gdyż Forester F2 po raz kolejny pokazuje swoją wyższość deklasując „gotowca” praktycznie na każdym polu. Poprawiając bowiem rozdzielczość i dynamikę nie idzie w kierunku laboratoryjnej analityczności i prosektoryjnego chłodu, lecz jedynie głębiej zakorzenia dźwięk w iście analogowej organiczności i naturalności. Chodzi bowiem o to, że bryły muzyków i instrumentów są bardziej namacalne, co wcale nie oznacza sztucznego wyostrzania ich konturów i faktur a jedynie podkreślenie trójwymiarowości. Różnica może na papierze niewielka, lecz na dłuższą metę, szczególnie podczas wielogodzinnych odsłuchów, wręcz kluczowa.
Natomiast wespół z Rheinem Z1 Forester F2 stworzył wręcz idealny duet świetnie osadzony w masie, konsystencji soczystej tkanki i dynamice. Podkręcając nieco obroty i dodając nieco adrenaliny dystyngowanemu transportowi F2-ka stawiała na timing i drajw, przez co automatycznie szybciej i skuteczniej angażowała słuchaczy w śledzenie rozgrywającej się na scenie, przez co muzyka stanowiąca do tej pory niezobowiązujące tło miała zdecydowanie większe szanse ewoluować do miana głównego punktu spotkania.
W ramach podsumowania wypadałoby zastanowić się, czy inwestycja rzędu 5,5 kPLN w li tylko zasilanie niskonapięciowych odbiorników ma sens. Odpowiedź na powyższe dylematy wydaje się tyleż oczywista co jednoznaczna. Jeśli korzystające z dobrodziejstw 5 i 12V urządzenia uważacie Państwo za pełnoprawne elementy Waszego toru audio, to chyba logicznym jest, iż uzależnianie ich brzmienia od pośledniej jakości wtyczkowych impulsówek nosi znamiona bądź to (pod)świadomego masochizmu, bądź trudnej do wytłumaczenia niefrasobliwości niemalże graniczącej z brakiem audiofilskiego zacięcia i mozolnego, lecz finalnie jakże satysfakcjonującego, dążenia do perfekcji. A z Silent Angelem Forester F2 będziecie mieli przynajmniej pewność, że jeśli chodzi o kwestie zasilania, to macie (prawie) wszystko zapięte na ostatni guzik. Czemu prawie? Cóż, ja za Was pracy domowej niestety nie odrobię, więc sami musicie sprawdzić z jakim okablowaniem DC Wasze maluchy z Foresterem F2 dogadają się najlepiej. Ale nie martwcie się – wybór na rynku jest zaskakująco bogaty (sam Silent Angel w ramach serii Bastei https://www.silent-angel-audio.com/bastei ma cztery modele), więc zajęcia na coraz dłuższe jesienno-zimowe wieczory nie powinno Wam zabraknąć.
Marcin Olszewski
System wykorzystany podczas testu
– CD/DAC: Ayon CD-35 (Preamp + Signature) + Finite Elemente Cerabase compact
– Odtwarzacz plików: Lumin U2 Mini + Franc Audio Accessories Ceramic Disc TH + I-O Data Soundgenic HDL-RA4TB
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Gramofon: Kuzma Stabi S + Kuzma Stogi + Dynavector DV-10X5
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Końcówka mocy: Bryston 4B³ + Graphite Audio IC-35 Isolation Cones
– Kolumny: Dynaudio Contour 30 + podkładki Acoustic Revive SPU-8 + kwarcowe platformy Base Audio
– IC RCA: Tellurium Q Silver Diamond
– IC XLR: Organic Audio; Vermöuth Audio Reference; Acrolink 7N-A2070 Leggenda
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver; Fidata HFU2; Vermöuth Audio Reference USB
– Kable głośnikowe: Signal Projects Hydra; Vermöuth Audio Reference Loudspeaker Cable + SHUBI Custom Acoustic Stands MMS-1
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power + Furutech CF-080 Damping Ring; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF
– Listwa zasilająca: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS-D (R) NCF
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Switch: Silent Angel Bonn N8 + nóżki Silent Angel S28 + zasilacz Silent Angel Forester F1 + Luna Cables Gris DC
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+; Audiomica Laboratory Anort Consequence, Artoc Ultra Reference, Arago Excellence; Furutech LAN-8 NCF
– Stolik: Solid Tech Radius Duo 3
– Panele akustyczne: Vicoustic Flat Panel VMT
Opinia 2
Nie wiem, czy zauważyliście, że w jednym aspekcie naszej zabawy w zaawansowane audio wszyscy jesteśmy zgodni. I co ciekawe, wtórują nam w tym nawet najbardziej zatwardziali poszukiwacze w naszym hobby tak zwanego audio-voodoo. Chodzi oczywiście o sekcję zasilania elektroniki. Bez odpowiedniej jakości i ilości prądu ani rusz. Sam przekonałem się o tym niejednokrotnie, dlatego też obserwując najbardziej emocjonalne wymiany zdań pomiędzy interlokutorami mimowolnie wychwyciłem, iż ten temat jak żaden inny nigdy nie był kością niezgody. A jeśli tak, to mam nadzieję, że dzisiejsze spotkanie zainteresuje dosłownie wszystkich, nawet tych uważających mnie ze względu na wiele opisanych tutaj sonicznych zjawisk za tak zwanego płaskoziemcę. Czym będziemy się dzisiaj zajmować? A jakże, zewnętrznym zasilaczem do zestawu plikowego. Jednak to działanie nie będzie przypadkową czynnością testową, tylko zaplanowanym procesem rozbudowywania firmowego zestawu znanej z naszych spotkań marki Silent Angel. Takim to sposobem po spotkaniu ze źródłem RHEIN Z1, potem wspierającym go switchem N8 PRO, w kolejnym podejściu zmierzymy się z dedykowanym zasilaczem liniowym Silent Angel Forester F2, którego dystrybucją zajmuje się wrocławskie Audio Atelier.
Jak wskazuje seria fotografii, w przypadku wyglądu rzeczonego zasilacza mamy do czynienia z pewnego rodzaju unifikacją ze streamerem. To niezbyt wielka, jednak ciekawa wzorniczo, bo przyjemnie zaoblona na rogach, wykonana z grubego puca aluminium i stali, wykończona w dostojnej czerni, dla zaplanowanego kontrastu posadowiona na czterech srebrnych stopach prostopadłościenna skrzynka. Jeśli chodzi o budowę wewnętrzną F2-ki, wiemy, że w trzewiach znajduje się wydajne trafo toroidalne, zadbano o w pełni symetryczną budowę zastosowanych układów, w realizacji których zastosowano niskoszumowe i równolegle połączone tranzystory MOSFET, zaś nad poprawnością działania całości czuwa zaawansowana filtracja EMI. Rzut okiem na tylną ściankę zdradza nam bardzo istotną kwestię, jaką jest możliwość zasilenia naraz aż czterech komponentów – po dwa o poborze prądu na poziomie 12V/3A i 1A oraz 5V/2A i 1A. Oprócz nich znajdziemy na niej również dwa 5V interfejsy USB, a także zintegrowane z bezpiecznikiem i włącznikiem głównym gniazdo zasilania IEC. Co ważne, w komplecie startowym znajdziemy dedykowane produktom Silent Angel podstawowe okablowanie prądowe dla firmowych komponentów.
Co w moim przypadku wniosło wpięcie Forestera F2 w poprawiony już dźwiękowo przez switch N8 PRO tor plikowy? Jeśli ktoś miał z taką czynnością już do czynienia, wie, że spodziewane efekty. Efekty ewidentnie przewartościowujące dotychczasową jakość dźwięku źródła plikowego. Nagle muzyka nie tylko, że dostała w pozytywnym znaczeniu energetycznego kopniaka, to przy okazji zebrała się w sobie i opuściła mówiąc obrazowo, tak zwaną strefę alarmu przed-smogowego, czyli przekładając na nasze, przekaz zrzucił co prawda niewielką, ale na tle wyniku przed aplikacją zasilania liniowego, odczuwalną woalkę. To oczywiście nie było wywróceniem dawnej prezentacji do góry nogami, jednak na tyle wyraźnie odczuwalne, że gdy na moment wróciłem do aplikacji startowej, muzyka ewidentnie cierpiała dosłownie w każdym aspekcie. Na tyle mocno, że nie wyobrażałem sobie dalszej męczarni i natychmiast wróciłem do F2-ki. Ta decyzja sprawiła, że począwszy od niskich rejestrów, które uzyskały inny status energii i konturu, przez soczystą, jednak pełną informacji średnicę, po znacznie żywsze, dzięki temu mieniące się milionem iskierek, jednak be wyskakiwania przed szereg wysokie tony, każda zawieszona w eterze nuta była ewidentnym beneficjentem działań testowych. Raz mocna i energetyczna, innym razem czarująca barwą, a jeszcze innym wydawała się nie mieć końca. A przecież „nic” nadzwyczajnego nie zrobiłem, tylko zamiast fabrycznego zasilania zastosowałem solidne liniowe. Jak się pewnie domyślacie, specjalnie wziąłem w cudzysłów słowo „nic”, gdyż w tym przypadku może trochę pokrętnie, jednak jest ewidentnym synonimem clou dzisiejszego testu, czyli dobrego zasilacza liniowego. Bez niego owszem, słuchany materiał muzyczny prawdopodobnie nadal by mnie czarował, jednak przy wiedzy jak łatwo można wejść na wyższy poziom jakości dźwięku, tylko wsadem merytorycznym. Oczywiście można i tak, tylko po co? Życie jest za krótkie, aby nie korzystać z niego ma maxa. A tym bardziej, że poprawa w jego przemierzaniu jest w łatwym do osiągnięcia zasięgu ręki. I to poprawa dosłownie wszystkiego, co idąc za znaną reklamą powinno być osiągalne tylko w „Erze”, a tymczasem okazuje się, że również u tytułowego Silent Angel-a.
Jak rzadko kiedy, w tym przypadku w skreśleniu ciekawej puenty mam lekki problem. Nie natury braku weny, czy pomysłu na zachęcenie Was do prób, tylko z racji niepodważalnej nawet przez oponentów audiofilskiego podejścia do tematu obcowania z muzyką, oczywistej oczywistości zastosowania naszego bohatera. Silent Angel Forester F2 w dźwięku nic nie zmienia, nie koryguje go, tylko pozwala zasilanym przezeń urządzeniom uniknąć ograniczeń w oddaniu energii i swobody prezentacji. Popularne zasilacze impulsowe w tym temacie są skazane na niechybną porażkę, w efekcie wpędzając system w stan anemii. Zatem jeśli takowego chcecie uniknąć, wyjście jest tylko jedno. Jakie? Mam nadzieję, że dosadnie wyłożyłem w poprzednim akapicie.
Jacek Pazio
System wykorzystywany w teście:
– transport: CEC TL 0 3.0
– streamer: Melco N1A/2EX + switch Silent Angel Bonn N8
– przetwornik cyfrowo/analogowy: dCS Vivaldi DAC 2.0
– zegar wzorcowy: Mutec REF 10 SE-120
– reclocker: Mutec MC-3+USB
– Shunyata Research Omega Clock
– Shunyata Sigma V2 NR
Przedwzmacniacz liniowy: Gryphon Audio Pandora
Końcówka mocy: Gryphon Audio Apex Stereo
Kolumny: Gauder Akustik Berlina RC-11 Black Edition
Kable głośnikowe: Synergistic Research Galileo SX SC
IC RCA: Hijiri Million „Kiwami”, Vermouth Audio Reference
XLR: Tellurium Q Silver Diamond, Hijiri Milion „Kiwami”, Siltech Classic Legend 880i
IC cyfrowy: Hijiri HDG-X Milion
Kabel LAN: NxLT LAN FLAME
Kable zasilające: Hijiri Takumi Maestro, Furutech Project-V1, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4.1 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord, Acrolink 8N-PC8100 Performante, Synergistic Research Galileo SX AC
Stolik: SOLID BASE VI
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA SS, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon – Clearaudio Concept
– wkładka Essence MC
– Step-up Thrax Trajan
– przedwzmacniacz gramofonowy Sensor 2 mk II
Dystrybucja: Audio Atelier
Producent: Silent Angel
Cena: 5 490 PLN
Dane techniczne
Zużycie energii: 100W max.
Interfejs:
(DC) wtyczka 12V/3A*1, 5,5 x 2,5 mm; Wtyczka 12V/1A*1 , 5,5 x 2,5 mm
(DC) wtyczka 5V/2A*1, 5,5 x 2,1 mm; Wtyczka 5V/1A*1 , 5,5 x 2,1 mm
(Ten sam zestaw portów USB i wtyczek DC wyjścia 5V nie może być podłączony jednocześnie.)
(Dwa zestawy mają to samo wyjście prądowe)
Maksymalny prąd wyjściowy brutto dwóch portów 12V wynosi 3A, co oznacza, że jeśli podłączymy port 12/3A do urządzenia wymagającego dokładnie 12/3A, to z portu 12V/1A nie będzie można skorzystać.
Maksymalny prąd wyjściowy brutto dwóch portów 5V wynosi 2A, co oznacza, że jeśli podłączysz port 5V/2A do urządzenia, które wymaga dokładnie 5V/2A, to z portu 5V/1A nie będzie można skorzystać.
Wymiary (S x W x G): 200 x 111 x 200 mm
Waga: 4.6 kg
Najnowsze komentarze