Nawet jeśli dla ludzi obracających się w sferze audio określenie „audiofil” jest niegroźnym synonimem nieco większego przywiązywania wagi do jakości dźwięku, to dla zwykłego homo sapiens jawi się ono, jako element zbioru chorób lub przypadłości, dla nazwania których posiłkujemy się końcówką „filia”. Nie powiem, znam kilku osobników, którzy w swym dążeniu do absolutu dźwiękowego przekroczyli zdroworozsądkowy punkt „G” dla swojego portfela i co za tym idzie codziennego życia, ale zapewniam, w żaden sposób nie są groźni dla osób postronnych. Dlatego jeśli nawet kogoś w ten sposób szufladkujecie, zaręczam, iż nie zrobią Wam nawet najmniejszej krzywdy. Tak więc, jeśli sprawę szkodliwości wspomnianej grupy mamy rozwikłaną, mogę się przyznać, że jestem może nie na wskroś ortodoksyjnym, ale z pewnością pełnoprawnym uczestnikiem tego ruchu i dobrze mi z tym. Niestety, albo stety, ten stan postrzegania piękna w muzyce samoczynnie zmusza mnie do eksperymentów mających na celu doskonalenie jej reprodukcji, które będąc często bardzo owocnymi w nieoczekiwane wyniki, stały się zaczynem do powstania portalu SOUNDREBELS. I aby nie być gołosłownym w sprawie utożsamiania się z poszukiwaczami świętego Graala, mimo w założeniach tylko kilkudniowego, wręcz symbolicznego spotkania z produktem niemającym nic wspólnego z działem audio, postanowiłem skreślić kilka strof z wyciągniętymi z owej próby wnioskami. Chodzi mianowicie o skierowaną dla profesjonalnego rynku badawczego platformę antywibracyjną niskich częstotliwości, która swoim działaniem ma sprostać takim wyzwaniom, jak izolacja bardzo czułych mikroskopów elektronowych od szkodliwych drgań otoczenia. Teoretycznie coś z naszej działki, a więc żadna rewelacja, jednak z założenia zdecydowanie wyższy stopień skuteczności działania sprawia (tłumienie aktywne), że jeśli tylko jest możliwość, prawdziwy piewca audiofilizmu musi się z tym zmierzyć. Puentując ten anonsujący dzisiejsze spotkanie akapit, przedstawiam wszystkim oferowaną przez niemieckich inżynierów platformę stabilizacyjną z rynku badawczego firmy Accurion w wersji Halcyonics i4.
Dostarczona do zaopiniowania platforma marki Accurion, z racji ukierunkowania w inną niż audio stronę ma trochę nietypowe (dla Hi-Fi) proporcje – przy stosunkowo niedużej szerokości jest głęboka i gdy nasza generująca dźwięk elektronika w większości przypadków jest szersza niż głębsza, to jeśli nie postawimy owej platformy w poprzek, nieco utrudniając tym dostęp do obsługujących ją przycisków, będzie wystawać poza obrys blatu roboczego, z trudem łapiąc się, na nim stopami. Na szczęście w ofercie są inne rozmiary, tak więc jeśli ktoś zapragnąłby mieć coś takiego u siebie, musi dopasować zamawiany produkt do potrzeb posiadanej elektroniki. Z racji zaawansowania procesu stabilizacji całość wykonującej to zadanie inżynierii ulokowano w wydawałoby się dość wysokiej, jak na platformę obudowie, ale przeglądając różne propozycje z naszej działki, tragedii nie ma. Front dla uatrakcyjnienia postrzegania ubrano w kewlar, na którym umieszczono trzy podświetlane okrągłe przyciski funkcyjne. Od lewej włącznik, na środku dynamiczna stabilizacja, a z prawej rozkładanie/składanie w celach logistycznych i automatyczne poziomowanie. Boki polakierowano czarnym gładkim lakierem, a płaszczyznę nośną wykończono również w czerni, ale tym razem techniką proszkową. Tył urządzenia zarezerwowano dla wielopinowego złącza zasilania i niezbędnego do serwisu terminala komputerowego. Jako wyposażenie otrzymujemy jeszcze sporej wielkości zasilacz. Jeśli chodzi o procedurę startową po rozpakowaniu i przed pakowaniem, nie chciałbym nikogo zanudzać, gdyż wszystko jest proste i opisane w instrukcji. Ale tak w skrócie. Po włączeniu do sieci, lewym guzikiem inicjujemy uruchomienie, następnie prawym rozpoczynamy wstępne stabilizowanie górnej płaszczyzny – trwa to około trzech minut, a skok platformy jest prawie niezauważalny. Gdy proces przygotowania do ustawienia urządzenia dobiegnie końca – zapadnie cisza, na blacie nośnym stawiamy wytypowany do izolacji komponent. Acccurion ponownie zaczyna się poziomować, z tą tylko różnicą, że teraz bierze pod uwagę masę i jej nierówny rozkład w utrzymywanym na swych barkach urządzeniu – największymi winowajcami są transformatory. Gdy i ta procedura dobiegnie końca, wyłączamy prawy przycisk i środkowym wprowadzamy całość w stan aktywnej izolacji. Ot cała, na pierwszy rzut oka skomplikowana, kolejność kroków obsługi, co z perspektywy szybkiego opanowania po zaledwie kilkudniowej przygodzie, nawet dla opornego na wszelkie nowości laika wydaje się być bułką z masłem. Jeśli miałbym określić wrażenia organoleptyczne, to rzekłbym, że estetyka ogólna i wykonawcza tego ruchomego blaciku z rynku pro są na naprawdę bardzo dobrym poziomie.
Próby obserwacji wnoszonych przez zastosowaną platformę zmian, rozpocząłem od niedrogiego odtwarzacza C.E.C-a CD5, który z racji swej kompaktowości w porównaniu do dzielonego Reimyo był zdecydowanie łatwiejszy w aplikacji. By przed ferowaniem wniosków oswoić się ze sposobem grania piątki, zaliczyłem kilka dobrze znanych mi krążków, wśród których znalazł się John Potter. Dlaczego akurat ta pozycja płytowa? To proste. Niby okraszony kilkoma instrumentami pojedynczy męski głos w bardzo spokojnym repertuarze Monteverdiego, ale specyficzny sposób generowania wokalizy, wespół ze współpracującym z artystą pomieszczeniem, pozwalają mi wyłapać nawet najdrobniejsze zmiany w gładkości i oddechu dobiegającej z wirtualnej sceny projekcji. I muszę przyznać sobie pochwałę wzrokową, bowiem nie myliłem się. Zastosowanie Accuriona działało właśnie w tym zakresie, czyli utemperowało często występujące sybilanty, czyniąc je na wskroś bardziej przyswajalnymi. Po prostu, wokal stał się zdecydowanie kulturalniejszy, jakby oczyszczony z wcześniejszej „kanciastości”, co skutkowało zdecydowanym wygładzeniem. Ciekawe, że ta zmiana nie wpływała degradująco na wolumen śpiewu, tylko przecząc wydawałoby się logicznym założeniom – oczyszczanie z szorstkości często skutkuje przygaszeniem dźwięku, zwiększała udział artysty w spektaklu muzycznym, a rzekłbym nawet, że nieco bardziej eksponowała go przed instrumentami. Intrygujące, nie sądzicie? Powiem więcej, z uwagi na fakt mego wyczulenia na skutki uboczne faworyzowania pewnych niuansów w jednak całościowo rozpatrywanym materiale muzycznym, przyjrzałem się, czy czasem nasz wpuszczony do pierwszego rzędu artysta nie straci kontaktu z odbijającymi jego głos ścianami i trzeba powiedzieć, że mimo lekkiego zwiększenia sterylności śpiewu, pogłos nadal był z nim bardzo spójny, co bardzo rzadko się zdarza. Tutaj było na tyle dobrze, że w pewnym momencie zacząłem dywagować, czy może nie zostawić „i czwórki” na stałe.
Kolejny krok, to trochę uciążliwy w żonglerce napęd Reimyo. Byłem bardzo ciekawy, czy przyrost jakości generowanego dźwięku, jaki niosło ze sobą moje codzienne źródło, zniweluje wnoszone przez separator drgań zmiany. I tutaj kolejne zaskoczenie, gdyż może nie tak spektakularnie jak z tanim kompaktem, ale nadal dało się odczuć pozytywny wynik. Co prawda głos wokalisty w tym przypadku nie dostawał zastrzyku energii, pozostając na poziomie startowym, ale oczyszczenie dźwięku ze szkodliwych śmieci, powodowało wyraźniejszy, a w konsekwencji odbierany jako głośniejszy przekaz muzyczny. Dźwięk stał się zdecydowanie bardziej namacalny, przez co źródła pozorne bardzo swobodnie osadzałem w eterze międzykolumnowym. Nie zanotowałem odczucia alienacji muzyków występujących na scenie względem siebie, co czasem się zdarza, mogąc wpłynąć na spójność spektaklu. Jednak najważniejszym był fakt, nie majstrowania przy ciężarze grania, pozostawiając ten aspekt bez najmniejszego uszczerbku. A niestety na przestrzeni kilkunastu recenzji wiem, że nie jest to takie łatwe.
W kolejnej odsłonie postanowiłem sprawdzić, jak po zastosowaniu aktywnego wygaszania wibracji, zachowa się gramofon. Tutaj wystąpił pewien problem, gdyż mój dyżurny SME 30 w swej konstrukcji zawieszony jest na gumowych ringach, co mogło bardzo ograniczyć, jeśli w ogóle wyeliminować zmiany w dźwięku. Na szczęście dysponowałem massloaderem Dr. Feickert Analogue Woodpecker z ramieniem SME i stosunkowo niedrogą wkładką Dynavectora, co skrzętnie wykorzystałem. I w tym podejściu zaliczyłem kolejnego, prawdopodobnie nieakceptowalnego przez niektórych melomanów „zonka”, gdyż dopiero teraz ogólne ukulturalnienie dźwięku dało nie do końca pozytywny skutek. Nie była to bardzo doskwierająca zmiana, ale wspomniana manipulacja w prezentacji syczących zgłosek teraz skutkowała lekkim przyciemnieniem światła na scenie. Co prawda przy sporej ilości słuchanego materiału, choć nadal występujące, nie było bardzo doskwierające, ale na starych – trochę uboższych w górne rejestry winylach już wyraźnie słyszalne. Na szczęście nadal zachowana była równowaga ilościowa pomiędzy artystami i towarzyszącym im instrumentarium, bez szkodliwego wychodzenia któregokolwiek aspektu przed szereg. Puentując to podejście, muszę ostrzec wszystkich kamikadze zakupowych, gdyż nabycie w ciemno, lub tylko po lekturze recenzenta „i czwórki” może skończyć się co najmniej lekkim problemem. Nawet jeśli Waszemu systemowi doskwiera maniera krzykliwości, sugeruję nauszną konfrontację, gdyż zainwestowanie w ciemno kilku tysięcy Euro, może zasilić półkę z życiowymi audio –porażkami, a tego nikomu nie życzę.
Ostatnim, trochę na prośbę dostarczającego do posłuchania platformy znajomego, podejściem był przetwornik cyfrowo/analogowy. Wynik? Podobnie jak przy napędzie zyskała jedynie gładkość dźwięku, jednak nie w tak dużym jak w występującym jako pierwszy niedrogim kompakcie. Podzielenie mojego źródła na dwie osobne części, prawdopodobnie nieco osłabiło pozytywny wpływ na efekt końcowy, jednak bez najmniejszych problemów mogłem je wychwycić.
Zbliżając się do końca testu, po tych kilku próbach i całkowicie innych wynikach każdej z nich, ciężko jest mi autorytatywnie ocenić jednoznaczny wpływ wizytującej moje progi platformy. Teoretycznie nie jest z naszego świata, ale w konfrontacji z sygnałem cyfrowym raczej pomagała. Winyl w moim systemie nie do końca ją zaakceptował, ale tak prawdę mówiąc o niczym to nie świadczy, gdyż była to jedna z miliona potencjalnych na rynku audio kombinacji sprzętowych. Tak więc, tylko własne próby dadzą wiarygodne wyniki. Jednak co by nie mówić, do systemów opartych o źródła cyfrowe Accurion może być strzałem w dziesiątkę.
Jacek Pazio
Producent: Accurion GmbH
Cena: 6 500€ Netto
Dane techniczne:
Wymiary: 400 x 500 x 90 mm
Dopuszczalne obciążenie: 0 – 120 kg
Waga: 20 kg
Izolacja: > 5 Hz = 25 dB (94.4 %) > 10 Hz = 40 dB (99.0 %)
Zakres skuteczności izolacji aktywnej: 0.6 – 200 Hz (pasywna pow 200 Hz)
System wykorzystywany w teście, to kompletny zestaw firmy Combak Corporation
Elektronika Reimyo:
– dzielony odtwarzacz Cd: CDT – 777 + DAP – 999 EX
– przedwzmacniacz lampowy: CAT – 777 MK II
– tranzystorowa końcówka mocy: KAP – 777
Kolumny: TRENNER & FRIEDL ISIS
Kable zasilające: Harmonix X-DC 350M2R Improved Version
Kable głośnikowe: Harmonix HS 101-EXQ (sekcja średnio-wysokotonowa), Harmonix HS 101-SLC (sekcja niskotonowa)
IC RCA: Harmonix HS 101-GP
IC cyfrowy: Harmonix HS 102
Stolik: SOLID BASE IV
Akcesoria:
– antywibracyjne: stopy pod końcówkę mocy Harmonix TU 505EX MK II
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– platfomy antywibracyjne FRANC AUDIO ACCESSORIES
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– akustyczne: Harmonix Room Tuning Mini Disk RFA-80i
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END plus przewód zasilający Acrolink 9300
– szafka pod sprzęt SOLID BASE VI
Tor analogowy:
– gramofon:
napęd: SME 30/2
ramię: SME V
wkładka: MIYAJIMA MADAKE
przedwzmacniacz gramofonowy: RCM THERIAA
– gramofon Dr. Feickert Analogue Woodpecker
– ramię SME M2-9R
– wkładka DV-20X2