1. Soundrebels.com
  2. >
  3. Artykuły
  4. >
  5. Recenzje
  6. >
  7. Acoustic Revive RD-3, RIO-5II, RR-777

Acoustic Revive RD-3, RIO-5II, RR-777

Po tym, jak tuż przed tegoroczną wystawą w Monachium publikowałem zbiorczy test okablowania Acoustic Revive postanowiłem sobie, że jeszcze wrócę do tematu, ale w decydowanie mniej konwencjonalnej formie. W końcu, jeśli sam założyciel tej znanej japońskiej firmy – Pan Ken Ishiguro twierdzi, że oferowane przez Nich akcesoria należy traktować, jako pełnoprawne elementy toru audio, na równi z elektroniką i kolumnami, to chociażby przez grzeczność wypadałoby sprawdzić osobiście, jak powyższe deklaracje sprawdzają się w praktyce. W związku z powyższym, gdy tylko nadarzyła się ku temu okazja pozwoliłem sobie zamówić u polskiego dystrybutora – Eter Audio stosowny „trzypak”, w skład którego weszły: demagnetyzer płyt optycznych RD-3, generator jonów ujemnych RIO-5II, oraz generator ultra-niskich częstotliwości RR-777. Krótko mówiąc, przynajmniej dla niesłyszących kabli ortodoksów prawdziwy zestaw małego audio-heretyka i szamana audio voodoo, jednak osobiście wyszedłem z założenia, że jeśli mam się na temat czegoś wypowiadać dobrze byłoby owe „coś” we własnym systemie przesłuchać. I tak tez uczyniłem, gdyż doświadczenia z tak pozoru absurdalnym akcesorium, jakim niewątpliwie jest „miska” HighEndNovum PMR Premium, pokazały aż nadto wyraźnie, że usłyszeć znaczy uwierzyć.

Zacznę od urządzenia najlepiej opisanego, przynajmniej jeśli chodzi o podkład merytoryczny – od generatora ultra-niskich częstotliwości RR-777. To niewielkie (140 x 170 x 50 mm) plastikowe, acz trzeba przyznać, że całkiem estetyczne pudełeczko, to nic innego jak generator rezonansu Schumanna. Jego zadaniem jest generowanie, wytwarzanie charakterystycznego dla naturalnego ziemskiego spektrum częstotliwości fali stojącej o skrajnie niskiej wartości 7,83 Hz. Pytanie, po co to komu. Cóż, człowiek jest istotą nader skomplikowaną a przy tym na tyle uparta, że chyba tylko karaluchy wykazują się większą umiejętnością akomodacji do nawet najbardziej nieprzyjaznych warunków. Trywializując fale Schumanna towarzyszyły nam praktycznie od zawsze – są naturalnym rezonansem pomiędzy powierzchnią ziemi a jonosferą i czy tego chcemy, czy nie właśnie z nimi synchronizują się nasze organizmy. Niestety we współczesnych czasach technologicznej prosperity wiele fal radiowych i elektromagnetycznych zakłóca częstotliwość 7,83 Hz powodując, bądź raczej będąc jednym z czynników wpływających na coraz częściej nas trapiące bóle i zawroty głowy, stres, apatię i inne dolegliwości. Co prawda to wszystko wydaje się majakami skrajnego fatalisty, lecz niestety takie są fakty. Na dowód tego posłużę się dość jednoznacznym przykładem. NASA to dość daleka od wszelkich przejawów szamanizmu i okultyzmu instytucja a jednak w wielu niezależnych źródłach można spotkać się z informacjami potwierdzającymi, że aby zapobiegać wspomnianym przypadłościom wśród astronautów, na stacjach kosmicznych generatory Schumanna montuje. Reasumując, jeśli chodzi o wpływ na przedstawicieli Homo sapiens, to uczucie relaksacji i poprawę koncentracji, będącymi pochodnymi umożliwienia niezakłóconej synchronizacji naszych organizmów do „pierwotnej” częstotliwości ziemi spokojnie możemy uznać zarówno za jednoznacznie pozytywne a przede wszystkim pożądane. Nie od dziś przecież wiadomo, jak wiele zależy od naszej sprawności psychofizycznej i jaki wpływ ma ona na postrzeganie otaczających nas zjawisk, w tym również odbiór muzyki.

W przypadku naszych drogocennych zestawów audio taki generator też nie zaszkodzi, powiem więcej – może nawet pomóc. Neutralizując zarówno wytwarzane przez nasze urządzenia fale elektromagnetyczne, jak i te docierające z zewnątrz (np. radiowe) likwiduje wzajemne interferencje sprawiając, że sygnał wyjściowy jest po prostu czystszy, zniekształcenia niższe a stosunek sygnału do szumu wyższy. Brzmi wielce obiecująco, nieprawdaż? Tyle teorii, czas najwyższy na testy na żywym organizmie, czyli sobie.

Zgonie z zaleceniami producenta ustawiłem RR-777 na wysokości powyżej 150 cm, dokładnie była to znajdująca się za sprzętem witryna Detolf, pochodząca ze znanej skandynawskiej sieci meblowej, o wysokości 163 cm, włączyłem i … w popłochu zacząłem się rozglądać za czymś, czym mógłbym zasłonić nad wyraz irytująca błękitną diodę znajdująca się froncie urządzenia. Niezwykle pomocna okazała się figurka Lego, która usadowiona tuż przed 77-ką niemalże całkowicie wyeliminowała wspomniana przypadłość. Jeśli to się nazywa niwelowanie stresu, to ja za takie atrakcję dziękuję. Kiedy jednak emocje opadły a generator przez niemalże dwa tygodnie był włączony w moim pokoju odsłuchowym kilka rzeczy udało mi się wychwycić. Po pierwsze przez czas trwania testów wzrosła moja produktywność – po pierwsze łatwiej mi się pisało. Możliwe, że powyższe działania wynikały ze zwykłej autosugestii, ale fakt pozostaje faktem. Z drugiej strony prowadzone w tamtym okresie odsłuchy przeciągały się do późnych godzin wieczornych a nawet wielogodzinne sesje nie powodowały zmęczenia, czy irytacji. Dźwięk miał był bardziej angażujący i jakby czystszy. Oczywiście to również można podciągnąć pod podświadomą autosugestie, ale jeśli tylko można sobie wmówić, że posiadany sprzęt gra lepiej a my przy tym również czujemy przypływ sił witalnych i w rezultacie wszystko, co nas otacza postrzegać w zdecydowanie mniej ponurych barwach, a to wszystko bez dodatkowych „wspomagaczy” to Acoustic Revive RR-777 po prostu działa.

Demagnetyzer płyt optycznych RD-3 jest urządzeniem zdecydowanie mniej kontrowersyjnym i metafizycznym. O tym, że dyski optyczne się magnesują nie będę dyskutować, bo to fakt. Nie dość, że farby, jakich używa się do wykonywania nadruków zawierają tlenki żelaza, kobalt i nikiel, to jeszcze w samym aluminium, z jakiego wytwarzana jest warstwa, na jakiej zapisywane są dane zawiera ok. 1% wspomnianych ferromagnetyków. RD-3 w kilka sekund dokonuje całkowitej demagnetyzacji umieszczonych na nim krążków a producent zachęca również do demagnesowywania terminali głośnikowych, oraz posiadanego okablowania. Ja ograniczyłem się jedynie do płyt.

Kilkusekundowa kuracja zgodnie z zaleceniami Pana Ishiguro przyniosła jednoznacznie pozytywne rezultaty. Wszystkie potraktowane RD-3 krążki po włożeniu do napędu brzmiały zdecydowanie lepiej – przy bezapelacyjnej poprawie czystości i rozdzielczości dźwięk zyskiwał również na naturalności. Był bardziej wysublimowany i namacalny. Nie zachodził znany z niektórych japońskich remasterów efekt osuszenia i szorstkiej, wypranej z emocji sterylności, lecz był to krok w kierunku źródeł, powrót do studia nagraniowego, do tego co słyszał realizator. Jeśli ktoś chciałby się na własnej skórze przekonać, co oznacza usłyszeć własne, znane na pamięć płyty na nowo, to to niepozorne urządzenie z pewnością takie atrakcje mu zapewni. Jedyne, czego Acoustic Revive nie zrobi, to nie uratuje albumów ewidentnie spapranych realizatorsko. Próby z „Death Magnetic” Metallicy, „Keeper of the seven keys” Helloween i „The End of Life” Unsun po raz kolejny utwierdziły mnie w przekonaniu, że z … bata nie ulepisz I nawet z pomocą japońskiego demagnetyzera ich słuchalność nadal pozostanie bliska zeru.

Niejako uzupełnieniem funkcjonalności RD-3 jest najbardziej okazały z całej stawki generator jonów ujemnych RIO-5II. Jego działanie opiera się na uwalnianiu jonów ujemnych z kuleczek tourmalinu poprzez naświetlanie ich lampami halogenowymi. Sam proces jonizacji płyt jest banalnie prosty. Włączamy urządzenie, uzyskując przy tym nader przyjemny efekt nocnej lampki o spokojnym, bursztynowym świetle i dla świętego spokoju możemy odczekać ok. 10 min, aż lampy odpowiednio się nagrzeją. Startujący w chwili uruchomienia wiatraczek milknie po ok. 10 sekundach i odzywa się dopiero w chwili rozpoczęcia procesu jonizacji, który po ułożeniu na górze RIO płyty inicjujemy wciskając czerwony guzik. Kiedy podświetlenie guzika gaśnie a wentylator cichnie proces uszlachetniania płyty możemy uznać za zakończony.

Te raptem kilkanaście minut kąpieli jonowej dla większości (patrz wcześniejsze wyjątki) płyt okazuje się niemalże zbawienne. Poprawa rozdzielczości i namacalności zapoczątkowana przez RD-3 zostaje w pewien sposób przez RIO-5II dokończona, sfinalizowana. Dźwięk przepuszczonych przez oba urządzenia płyt nabiera większej stabilności, naturalnej, podkreślam naturalnej konturowości, niemającej nic wspólnego ze sztuczną i irytującą hiperdetalicznością, co poniektórych pseudoaudiofilskich samplerów. Schowane do tej pory mikrowybrzmienia, cała otaczająca muzyków aura, nierozerwalnie związany z obecnością na scenie „żywych” instrumentów plankton stają się oczywiste i współtworzą muzyczny spektakl.

Powyższe uwagi i obserwacje mają oczywiście charakter czysto subiektywny, jednak postanowiłem się nimi z Państwem podzielić, gdyż tak, jak zaznaczyłem na wstępie – zdanie wyrabiamy sobie na podstawie własnych, osobistych doświadczeń. Nie na podstawie zdjęć, filmów, czy relacji osób trzecich. Możemy się między sobą nie zgadzać, spierać o niuanse, bądź nawet iść w zaparte, że czegoś nie usłyszeliśmy, co usłyszeli, bądź przynajmniej tak twierdzą, inni. Jednak podczas takich dysput opieramy się na faktach, przeprowadzonych we własnym, bądź mniej, lub bardziej znanym systemie odsłuchach.

Tekst i zdjęcia Marcin Olszewski

Dystrybucja: Nautilus

Ceny:
RD-3 – 1990 zł
RIO-5II – 3990 zł
RR-777 – 1990 zł

System wykorzystany w teście:
– CD/DAC: Ayon 1sc
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Odtwarzacz plików: Olive O2M; laptop Dell Inspiron 1764 + JRiver Media Center
– Wzmacniacz zintegrowany: Electrocompaniet ECI 5
– Kolumny: Gauder Akustik Arcona 80 + spike extenders; AudioSolutions Rhapsody 130; Dynaudio Excite X34
– IC RCA: Antipodes Audio Katipo; Harmonix CI-230 Mark-II; Neyton Neurnberg NF
– IC XLR: LessLoss Anchorwave; Organic Audio
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver
– Kable głośnikowe: Organic Audio; Neyton Hamburg LS; Signal Projects Hydra
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power; GigaWatt LC-1mk2
– Stabilizator sieciowy Reimyo ALS-777 + Harmonix X-DC2
– Listwa: GigaWatt PF-2 + kabel LC-2mk2; Amare Musica Silver Passive Power Station
– Stolik: Rogoz Audio 4SM3
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+
– Akcesoria: Sevenrods Dust-caps; Furutech CF-080 Damping Ring; HighEndNovum PMR Premium; Albat Revolution Loudspeaker Chips

Pobierz jako PDF