Opinia 1
Ponad trzy miesiące to wystarczający okres, by niejako odpocząć od danej marki a jednocześnie o niej nie zapomnieć. Właśnie mniej więcej tyle upłynęło od naszej ostatniej recenzji (link) akcesoriów japońskiej manufaktury Acoustic Revive poprawiających parametry odsłuchu na drodze demagnetyzacji, jonizacji i generowania ultra niskich częstotliwości. Tym razem postanowiliśmy jednak skupić się na „dodatkach” o działaniu zdecydowanie mniej ezoterycznym za to bardziej namacalnym a przez to mniej dyskusyjnym i kontrowersyjnym, czyli na takich, które pomagają w walce z wszechobecnymi a przy tym pasożytniczymi, degradującymi możliwości naszych systemów drganiami. W skład dostarczonego do testów seta japońskich specjałów weszły:
– platforma RST-38H
– platforma RAF-48H
– izolatory kwarcowe RIQ-5010 i RIQ-5010W
– podkładki pod kolce SPU8
Jak wynika z powyższej listy, oraz mamy nadzieję widać na załączonych (poniżej) zdjęciach, voodoo nie ma w tym za grosz, czy też biorąc pod uwagę kraj pochodzenia za jen. Ot kolejne, sprawdzone rozwiązania, które z powodzeniem można znaleźć u innych renomowanych producentów.
Na pierwszy ogień postanowiliśmy wziąć platformy i to nie tylko ze względu na ich najbardziej zobowiązujące gabaryty, ale również na dwa, dość radykalnie różniące się od siebie pomysły na radzenie sobie z izolacją ustawionych na nich urządzeń i wygaszanie drgań. Co prawda wstępny ogląd i badania przeprowadzone metodą organoleptyczną, czyli na tzw. „macanta” wskazywały na zbliżone główne założenia konstrukcyjne, czyli oparcie się na większej, stanowiącej podstawę wyżłobionej platformie dolnej i mniejszej, częściowo wpuszczanej platformie górnej, to już elementy medium pośredniego były z przeciwległych biegunów. W modelu RST-38H są to sporych rozmiarów kryształy kwarcu, którymi należy równomiernie zasypać dedykowane wgłębienie a w RAF-48H zdecydowano się na izolację pneumatyczną z użyciem odpowiednio ułożonej dętki z wyprowadzonym na zewnątrz wentylem. Aby jednak nie było zbyt różowo i testowane akcesoria nie miały zbyt łatwo zarówno w moim, jak i Jacka systemach do ewentualnej poprawy miały jedynie to, czego nie naprawiły nasze, naprawdę solidne (Rogoz Audio 4SM3 u mnie i wykonany na zamówienie Rogoz Audio z granitowymi blatami u Jacka) stoliki dedykowane zastosowaniom Hi-Fi. Proszę zatem brać na powyższe warunki poprawkę i jeśli posiadaną elektronikę ustawili Państwo na zwykłym, użytkowym meblu to i zmiany wprowadzone przez opisywane przez nas akcesoria mają szansę zaistnieć ze zwielokrotnioną intensywnością.
Podłożenie kwarcowej platformy RST-38H zarówno pod wzmacniaczem, jak i odtwarzaczem przynosiło bardzo zbliżone efekty. Pierwszym aspektem, jaki uległ modyfikacji była precyzja, z jaką kreowane i obrysowywane były źródła pozorne. To co do tej pory wydawało się wyraźne okazywało się, że tylko nam się wydawało, gdyż dopiero z wysypaną kwarcem RST pojawiła się, sięgając do analogii fotograficznej, znana z porządnych obiektywów stałoogniskowych, ostrość zamiast większego, lub mniejszego rozmydlenia właściwego KIT’owym szkłom. Powyższy zabieg, oprócz oczywistych zalet niósł ze sobą pewne subiektywne odczucie odchudzenia dołu pasma. Z premedytacją pisze o subiektywnych wrażeniach, gdyż po prostu lepsza konturowość i zdyscyplinowanie basu powodowały szybsze „zbieranie się”, utwardzenie najniższych składowych. Dzięki temu bas stawał się zdecydowanie lepiej zróżnicowany, zyskiwał na motoryce, choć tracił co nieco na spektakularności. Do listy poczynionych obserwacji z pewnością warto również dopisać lepszą rozdzielczość. Co prawda jest ona oczywistą pochodną wspominanego utwardzenia i precyzji przekazu, jednak ma ona zdecydowanie szlachetny charakter i nie jest obarczona tak irytującymi przypadłościami jak szklistość i zbytnia ofensywność, którymi od czasu do czasu próbuje się oszukiwać niedoświadczonych słuchaczy wmawiając im, że właśnie o to w rozdzielczości chodzi, wciskając pozbawione emocji i obarczone prosektoryjną martwotą urządzenia.
Pozorne przesunięcie środka ciężkości dźwięku ku górze, przy bezdyskusyjnej klarowności, rześkości daje nieporównanie lepszy wgląd w nagranie, pozwala na swobodniejszą, bardziej nieskrępowaną eksplorację poszczególnych niuansów i mikrodetali, które do tej pory były maskowane potężniejszymi, bardziej oczywistymi dźwiękami. Z resztą sama emisja, ponadprzeciętna naturalność i brak przywiązania do głośników sprawiały, że całość zyskiwała na holograficzności i trójwymiarowości przekazu. Z jednym małym „ale” dotyczącym różnicowania jakości materiału źródłowego. Dodanie RST-38H okazało się jednoznaczne z niemalże całkowitą eliminacją nagrań w jakiś sposób skażonych grzechem niedoskonałości, czy też zaniedbania zarówno od strony realizatorskiej, jak i wykonawczej. Każde potkniecie było ewidentnie słyszalne a stopień nieprzyjemności oscylował pomiędzy odgłosem paznokci drapiących szkolną tablicę po próbę polizania wełnianego swetra.
Z pompowaną platformą RAF-48H było trochę inaczej, gdyż pomimo zapewnień producenta o maksymalnej ładowności wynoszącej 60 kg przy nierównomiernym obciążeniu ciężkimi wzmacniaczami jej płaszczyzna nośna zauważalnie gubiła poziom. Dla tego też zarówno ze względów estetycznych, jak i dla własnego świętego spokoju przeważającą część testów prowadziłem z posadowionym na niej odtwarzaczem Ayona.
To, co przy RST-38H ulegało sfokusowaniu, poprowadzeniu wyraźniejszą, bardziej precyzyjną a jednocześnie cieńszą kreską przy RAF-48H nabierało soczystości, żywej tkanki i masy mięśniowej. Tło stawało się aksamitnie czarne i to z niego wyłaniały się poszczególne gładkie i pełne swoistego spokoju dźwięki. Dźwięki łączące się w homogeniczną, spójną i pierwotnie naturalną całość zwaną muzyką. To, nad czym nie trzeba się było ani chwili zastanawiać to niesamowity wzrost, poprawa szeroko rozumianej atrakcyjności przekazu. Po prostu muzyka płynąca z głośników była ładniejsza, lepiej przyswajalna i pozbawiona nawet najmniejszych oznak nerwowości. Nie traciła przy tym nic z własnej rozdzielczości i selektywności, gdyż wszelkiego rodzaju smaczki jak praca ręki na gryfie gitary, czy odgłosy klap w dęciakach nadal pozostawały na tym samym poziomie czytelności a jedynie ich fizyczność stawała się bardziej namacalna, obecna. Kolejną cecha, którą urzekła mnie „powietrzna” platforma Acoustic Revive była niewielka namiastka, pewien pierwiastek analogowości, jaki potrafiła zaszczepić w lampowym, ale ze wszech miar cyfrowym źródle. Była dopełnieniem, przysłowiową kropką nad „i” procesu, jaki zapoczątkowany został poprzez ulampowienie stopnia wyjściowego w moim Ayonie. Nie bez znaczenia z pewnością jest również fakt, że dodatkowe odsprzęgnięcie, odizolowanie tak wrażliwych na drgania podzespołów, jakimi są lampy zapewnił im nad wyraz komfortowe warunki pracy. Idąc dalej tym tropem warto sprawdzić w domowych pieleszach jak RAF-48H sprawdza się pod „kompaktowymi” konstrukcjami w stylu AirTight’a ATM-1s, czy poszczególnymi inkarnacjami uroczego Lebena CS300.
Kolej na kwarcowe izolatory RIQ-5010 i RIQ-5010W różniące się z pozoru od siebie praktycznie jedynie kolorem (W są transparentne), choć sam producent uważa, że wersja przydymiana charakteryzuje się o drobinę potężniejszym basem. Nie uprzedzajmy jednak faktów. Te zgrabne, niemalże idealnie pasujące do większości firmowych nóżek, dyski o wymiarach 50 x 10 mm już przy pierwszym kontakcie potrafią oczarować, a jednostki mniej odporne na bodźce zewnętrzne wręcz uzależnić. RIQ są niczym minimalistyczne, lecz z wielką starannością wykonane bibeloty, bez których spokojnie można żyć, lecz raz zobaczone a nie daj Bóg użyte stają się nieodzowne, czy też konieczne. Kontakt z nimi przełamuje też pewne stereotypy i przesądy, gdyż w dotyku nie mają w sobie nic z zimna i laboratoryjnego chłodu zwykłego, ordynarnego szkła. Podłożenie ich pod nóżki urządzeń audio też potrafi nie tylko zadziwić, ale i zburzyć przez lata budowane przyzwyczajenia. Krótko rzecz ujmując charakter zmian przez nie wprowadzanych ma tyle wspólnego z charakterem wykorzystywanych przez niektórych producentów szklanych półek, co daleko nie szukając przysłowiowa szyba z szybowcem. Zero ostrości, przejaskrawionej, karykaturalnej wręcz konturowości i odchudzenia nie tylko emocjonalnego, ale i barwowego przekazu. Otrzymujemy za to niezwykłe wręcz połączenie zalet opisanych wcześniej platform RST-38H i RAF-48H. Takie niesamowite zrównoważenie pomiędzy konturowością a soczystością, pomiędzy kontrolą a spontanicznością, czy rozdzielczością i muzykalnością. W pierwszej chwili skala zmian jest wprost niewyobrażalna do gabarytów samych krążków, gdyż nie dotyczy danego, ściśle ograniczonego podzakresu, lecz obejmuje pełne spektrum przekazu. Co ciekawe największy wpływ użycia kwarcowych dysków odnotowałem z potężną integra Ayon Spirit-3 opartą na kwadrze lamp KT-150. Podłożenie ich pod Electrocompanieta ECI-5 było co prawda słyszalne, lecz nie wywoływało już tak jednoznacznej euforii. Za to żonglerka przydymianymi i transparentnymi krążkami pod odtwarzaczem plasowała intensywność zmian gdzieś pomiędzy ww. przypadkami, jednak przyniosła inne, nader ciekawe obserwacje. O ile sam pomysłodawca i producent – Pan Ken Ishiguro wskazywał na ewentualne różnice w skali, bądź nazwijmy to intensywności najniższych składowych w moim systemie zakres, na zmiany którego zwracałem uwagę w pierwszej kolejności znajdował się w górnych rejestrach i dotyczył mniejszej, bądź większej twardości konturów i wyrazistości w akcentowaniu najwyższych składowych.
Próby z układaniem krążków na urządzeniach, przynajmniej w moim systemie, poza niezaprzeczalnym podniesieniem walorów wizualnych nie przyniosły (niestety?) żadnych zauważalnych zmian sonicznych.
Niejako na deser pozostawiłem najskromniejsze i niejako najmniej chwytające za oko mosiężne podkładki pod kolce SPU8. Umieszczenie ich pod moimi Gauderami wydawało się na początku jedynie recenzenckim obowiązkiem, gdyż zastępowałem nimi aluminiowe, firmowe podkładki, które jakby na nie nie patrzeć za zadanie miały przede wszystkim zapobieżenie dewastacji jesionowego parkietu i tyle. Jednak pozory mylą. Szybka podmiana, wygodne umoszczenie się w fotelu, wciskam play i … osz XXXXX (w tym miejscu znajdowały się słowa w żadnym wypadku nienadające się do publikacji). Poprawa namacalności, realizmu i wolumenu wydobywającej się z głośników muzyki była wręcz niesamowita. Mięsisty, świetnie kontrolowany bas zapuszczał się w obce mu do tej pory rejony, średnica kusiła żywością barw i faktur a wysokie tony lśniły ciepłym blaskiem zachodzącego słońca. Skala zmian z pewnością nie mogła wynikać jedynie z wręcz pomijalnej zmiany dystansu wylotu bas refleksu znajdującego się w podstawie kolumn do podłogi, bądź podniesienia o kilka milimetrów głośnika wysokotonowego względem moich uszu. Ich źródła upatrywałbym bardziej w przemyślanym a co najważniejsze świadomym wyborze określonego stopu, który charakteryzuje się takimi, a nie innymi natywnymi cechami brzmieniowymi, co jak już miałem okazać się podczas testów PMR Premium potrafi mieć kolosalny wpływ na efekt finalny.
Każde z powyżej testowanych akcesoriów Acoustic Revive bezdyskusyjnie zmieniało brzmienie końcowe mojego systemu. Czy obserwowane zmiany można określić mianem pozytywnych, czy też negatywnych zależy już głównej mierze zarówno od indywidualnych upodobań poszczególnych słuchaczy, jak i elektroniki składającej się na konkretne systemy. Kontakt z tego typu dodatkami pozwala w miarę bezboleśnie a co najważniejsze we własnych czterech kątach ( u Jacka jest ich bodajże osiem ;-) ) przekonać się czy i jakie zmiany dane akcesorium wprowadza i czy ich charakter nam odpowiada. Nie dajmy się zatem złapać na tzw. pokazy salonowe, czy wystawowe, bo o ile będą one w stanie uświadomić jedynie fakt zaistnienia różnic pomiędzy stanem „z” i „bez”, to nie powiedzą nam absolutnie nic, jak dany element sprawdzi się w naszych, jakże zindywidualizowanych i niepowtarzalnych warunkach. Dla tego też prosiłbym o potraktowanie powyższego tekstu jedynie jako wskazówki do dalszych, własnych poszukiwań dźwięku idealnego a jeśli któreś z opisywanych audiofilskich akcesoriów Acoustic Revive przypadnie Państwu do gustu, to nie pozostanie mi nic innego, jak tylko pogratulować dobrego gustu i otwartego, na tego typu „gadżety” umysłu.
Marcin Olszewski
Dystrybucja: Nautilus
Ceny:
– platforma RST-38H: 2 790 PLN
– platforma RAF-48H: 6 490 PLN
– izolatory kwarcowe RIQ-5010 i RIQ-5010W: 2 590 PLN (4 szt.), 690 PLN (1 szt.)
– podkładki pod kolce SPU8: 590 PLN (8 szt .)
Dane techniczne:
RST-38H
Wymiary (SxWxG): 482 x 38 x 382 mm
Górna platforma (SxWxG): 432 x 15 x 332 mm
Waga: 5,9 kg
Udźwig: 100 kg
RAF-48H
Wymiary (SxWxG): 486 x 48 x 436 mm (bez wentyla)
Górna platforma (SxWxG): 447 x 15 x 397 mm
Waga: 4 kg
Udźwig: 60 kg
System wykorzystany w teście:
– CD/DAC: Ayon 1sc
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Odtwarzacz plików: Olive O2M; laptop Dell Inspiron 1764 + JRiver Media Center; Meridian Control 15
– Gramofon: Avid Sequel SP + SME SME 309 + Goldring Legacy (GL0007M);dwusilnikowy Transrotor ZET 3 + 12″SME + Transrotor MC Merlo Reference + zasilacz Transrotor Konstant M-1 Reference
– Przedwzmacniacz gramofonowy: RCM Audio Sensor Prelude IC; Avid Pulsare II
– Przedwzmacniacz/DAC/Phonostage: McIntosh C2500
– Przedwzmacniacz: Jeff Rowland Corus
– Wzmacniacz zintegrowany: Electrocompaniet ECI 5;Ayon Spirit 3 – KT150 ver.; Vitus Audio RI-100
– Końcówka mocy: Jeff Rowland 625
– Kolumny: Gauder Akustik Arcona 80 + spike extenders; Zingali Home Monitor 2.8 Plus
– IC RCA: Antipodes Audio Katipo
– IC XLR: LessLoss Anchorwave; Organic Audio
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver
– Kable głośnikowe: Organic Audio; Signal Projects Hydra
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power
– Listwa: GigaWatt PF-2 + przewód Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Furutech Pure Power 6
– Stolik: Rogoz Audio 4SM3
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+
– Akcesoria: Sevenrods Dust-caps; Furutech CF-080 Damping Ring; HighEndNovum PMR Premium; Albat Revolution Loudspeaker
Opinia 2
Jeśli ktoś z grupy oponentów negujących sens stosowania dodatków oraz wysublimowanego okablowania, znacząco różniącym się między sobą brzmieniem, do posiadanych systemów audio, uważa iż jest to przejawem szamanizmu i nabijania naiwnych klientów w przysłowiową butelkę, to spotkanie z ofertą japońskiej marki Acoustic Revive, może zakończyć się na oddziale „OIOM-u”, a w najlepszym wypadku osłupieniem. Podczas gdy cały świat postrzega Japonię jako ojczyznę najlepszych urządzeń do odtwarzania muzyki, wielu audiofilów nie zdaje sobie sprawy, jakimi gadżetami panowie i pewnie jakaś część pań z kraju kwitnącej wiśni dopieszczają swoje systemy odsłuchowe, próbując osiągnąć stan brzmieniowej nirwany. Ta gałąź akcesoriów nazywana przez sceptyków audio voodoo, jest głównym kierunkiem działalności opisywanej, manufaktury z kraju samurajów. Nie sposób wymienić całego ich portfolio, ale kablologia to nic nadzwyczajnego przy takich cudach jak: jonizator powietrza, demagetyzator do urządzeń audio i płyt CD, czy generator fal Schumanna. Jednak wisienką na torcie wydaje się być audiofilska bawełna, stosowana do otulania wszelkiego rodzaju połączeń w naszych urządzeniach. Tak, tak, to nie są żarty, to jest pełnowartościowy produkt, zajmujący osobną pozycję w cenniku. Jeszcze nie miałem przyjemności testować tak hardcorowych wynalazków i specjalnie mi się nie spieszy, dlatego jako przełamanie lodów z tytułową marką – Acoustic Revive, przyjąłem do weryfikacji ewentualnego wpływu dwie platformy antywibracyjne, oparte na różnych sposobach tłumienia i dwa zestawy stopek, które przy zdecydowanie mniejszym poziomie skomplikowania mają podobne zadanie jak platformy.
Opis wizualny i brzmieniowy zacznę od podstawek, gdyż minimalizm konstrukcji w połączeniu z łatwością aplikacji w posiadanym torze, spowodował, że właśnie od nich rozpocząłem pierwsze manewry diagnozujące ewentualne zbawienne efekty ich zaistnienia w moim torze. Próbując określić budowę, specjalnie nie ma o czym pisać, gdyż dostarczone stopy, to z wyglądu zwykłe (wyglądające jak szklane) krążki o średnicy 50mm i grubości 10mm, które po przetłumaczeniu oryginalnych krzaczków, otrzymały wdzięczne nazwy: Quartz Insulator RIQ-5010w i Smoky Quartz Insulator RIQ-5010. Na pierwszy rzut oka różnią się kolorem, gdyż jedne są przeźroczyste, a drugie ciemno brązowe, bez podświetlenia lampą, do złudzenia wyglądające jak czarne. Nie wiem czym jeszcze się różnią, jednak nie rozdrabniając się w poszczególne testy odcieni zastosowanego kwarcu, zastąpiłem nimi używane przeze mnie wyroby Harmonixa, które producent mojego zestawu dodaje w komplecie. Z doświadczenia wiem, że takie zabiegi bezproblemowo zauważamy nawet przy tańszych zestawach audio, gdyż są podstawowym instrumentem izolującym urządzenia grające od wibrującego podłoża. To, że należy zminimalizować skutki mikro wibracji, wie nawet początkujący audiofil, a sposób realizacji tego zjawiska jest już jego indywidualnym wyborem. Żeby łatwiej było poradzić sobie z tym problemem, powstaje wiele firm proponujących różne kierunki i technologie – od stóp, przez platformy po całe szafki.
Znając brzmienie mojego zestawu, nie wykonałem próby przypominającej wzorzec (stopy Harmonixa), tylko z miejsca zaimplementowałem przybyszy z Japonii. Z uwagi na ciężar poszczególnych urządzeń i po wytypowaniu najczulszych z nich, japońskie dodatki wylądowały pod napędem płyt CD i przetwornikiem cyfrowo analogowym. Na czytniku leżała akurat najnowsza produkcja Leszka Możdżera z dream teamem – L. Danielssonem i Zoharem Fresco, bardzo symbolicznie zatytułowana „Polska”. Jako, że był to prezent gwiazdkowy od córki, w ostatnim tygodniu płytkę przesłuchałem kilkukrotnie, dzięki czemu materiał testowy miałem osłuchany jak żaden inny. Już pierwsze takty zdradzały sporą ingerencję w dźwięk wydobywający się z kolumn. Zdecydowanie podniosła się rozdzielczość i konturowość grania. Wszystko wycięte z tła ostrym skalpelem, zwiększając tym sposobem czytelność i pozycjonowanie źródeł pozornych. Scena nie tracąc nic na swoich rozmiarach, stała się chirurgicznie przejrzysta. Pierwsze wrażenie jest spektakularne, tego nie da się nie usłyszeć. Blachy Fresco jawiły się jako feeria unoszących się w powietrzu ocierających się o siebie miotełek i talerzy, uzupełniona zestawem innych często stosowanych przez niego perkusjonaliów: jak dzwoneczki czy wiszące sznurki przeszkadzajek. Kontrabas ze swoimi ostrymi jak żyletka strunami, pokazywał każdą nawet najdrobniejszą ich wibrację, jednak lekko zaniedbując przy tym pudło rezonansowe. Wiem, że wielu słuchaczom to się spodoba, ale mnie brakowało trochę wypełnienia. Kontynuując analizę usłyszanych zmian, doszedłem do frontmana – L. Możdżera i ten instrument chyba najbardziej odczuł wygaszanie wibracji przez set Quartz Insulatora. Fortepian zrobił się bardzo suchy i chłodny, a to już może zaboleć w momentach, gdy pan Leszek jak to często robi, wrzuci garść znalezionych pod ręką przypadkowych przedmiotów, modulujących wydobywający się dźwięk strun. Na szczęście ten krążek zabrzmiał dobrze, pokazując jedynie, że łatwo można „przegiąć” z takim sposobem izolacji od podłoża. Wyroby antywibracyjne Reimyo są kompilacją kilku rodzajów drewna z aluminium, podklejonego cienką warstwą aksamitu, co jest zamierzonym celem, mającym zbliżyć efekt finalny do ciepłego analogu. Powrót do swoich podkładek przywrócił do pracy pudło kontrabasu i nadał instrumentowi klawiszowemu niezbędną dawkę barwy i wypełnienia. Proszę nie odbierać tego opisu, jako atak na wyroby Acoustic Revive, tylko próbę uzmysłowienia różnic pomiędzy tym, co wyjąłem z pod nóżek moich grajpudeł, a tym, co tam zastosowałem. Każdy potrzebuje innych zabiegów i należy się cieszyć, że mamy tyle opcji do wyboru, a to dopiero początek zabawy podstawowymi dodatkami. Im dalej w las tym więcej drzew i przy okazji ciekawiej.
Razem ze stopkami pod sprzęt, dostałem również komplet pod kolumny, ale wykonany z litego mosiądzu. Nie były to jakieś wyszukane kształty, tylko najzwyklejsze okrągłe placki, ze sfrezowaną górną krawędzią i stożkowym zagłębieniem, do wycentrowania stojących nań kolców zestawów głośnikowych. Oczywiście również te produkty zastąpiły wyroby pana Kazuo – właściciela marki Reimyo. Ta próba z pozoru wydawała się trudniejsza i taka była, jednak jeśli miałbym spróbować określić kierunek zmian, to na poziomie percepcji zwróciłem uwagę na utwardzenie dźwięku, lekki chaos na wirtualnej scenie z tendencją przybliżenia jej do słuchacza. Ja zamieniałem miejscami dwie różnie zbudowane konstrukcje i jeśli ktoś czyniąc podobnie, nie usłyszy zmian, jestem w stanie to zrozumieć i nie będę kruszył o to kopii. Jednak jakby nie patrzeć, to podstawki pod głośniki prawie zawsze są niezbędne i jeśli komuś taki złotawy motyw zunifikuje się z resztą systemu, śmiało powinien je zakupić. W przypadku, gdy ktoś nie posiada żadnych, już od pierwszych taktów powinien odczuć zmiany na lepsze. Z uwagi na ogólnie przyjęty bezdyskusyjny wpływ odizolowania kolumn od podłogi, nie testowałem wariantów z i bez podkładek.
Po tej przypominającej podstawy walki z wibracjami lekcji, przeszedłem do następnego punktu testu, jakim był komplet dwóch platform, będącymi już wyższym, mającym podobne zadanie stopniem wtajemniczenia. Najczulszym elementem w tej walce jest czytnik danych z obracającej się płyty CD i to on został bohaterem tego starcia. Zacząłem od konstrukcji opartej o zestaw kolarski, czyli dętka i pompka – Acoustic Revive RAF-48. Może śmiesznie to brzmi, ale to co piszę jest najprawdziwszą prawdą, tylko owa dętka jest w rozmiarze rowerka dla bobasa. Swoją drogą to niezły kierunek działań, zmierzających do naczelnego będącego tematem przewodnim spotkania z Acoustaic Revie, eliminacji niepożądanych drgań degradujących dźwięk. Powietrze wydaje się być najbardziej neutralnym izolatorem od podłoża i przyniosło pozytywne rezultaty. Może nie była to zmiana na poziomie wymiany elementu systemu, bo oznaczałoby to, że izolowałem całkowicie źle skonstruowane urządzenie, ale zmiany szły w kierunku obniżenia szumu tła, dzięki czemu źródła pozorne dostały dodatkowej dawki energii i czytelności. Wszystko nabrało większej masy, nie tracąc przy tym krzty rozdzielczości, na bezkresnej głębokiej scenie. Składam oficjalny szacunek dla tego pomysłu. Przypominam, że mój napęd w zestawie ma swoje podkładki i chcąc utrudnić życie wyrobom Japończyków, występował w pełnym rynsztunku, a mimo tego wpływ był zauważalny. Cuda panie cuda.
Ostatnim izolatorem były kryształki kwarcu pomiędzy dwoma elementami MDF-u – Acoustic Revive RST-38. Czy ten gadżet pójdzie drogą twardych podkładek, czy coś po środku pomiędzy nimi a wyrobem dętkopochodnym? Nie pozostało nic innego jak się o tym przekonać i z uwagi na nienaturalny rozstaw punktów podparcia mojego źródła (szeroko rozstawione łapy z kolcami), ten kwarcowo MDF-owy tandem podłożyłem pod DAC-a. Ta wersja platformy również odcisnęła swoje piętno na spektaklu muzycznym, jednak trochę inne niż poprzedniczka. Nie stawiała na masę przekazu, pozostawiając ten aspekt bez zmian, tylko zadbała o pogłębienie sceny, która teraz pozwoliła muzykom na lekkie odsunięcie się od sapiącej w pierwszym rzędzie widowni, sprawiając wrażenie większego jej nadmuchania. Bardzo fajny i często pożądany przez wiele systemów efekt. Bałem się, że swoim dość twardym wsadem podąży w stronę odchudzenia przekazu muzycznego, tymczasem będąc neutralną w tym aspekcie, uwypukliła inne ważne składowe percepcji dźwięków. Kolejny szacun dla szamanów z kraju samurajów.
Na tym zakończyłem tą pouczającą zabawę z audio voodoo z pod znaku Acoustic Revive. Nie były to wszystkie możliwe kombinacje, jakie mogłem zastosować, gdyż wziąwszy pod uwagę ilość elementów w torze (7), wraz z liczbą dostarczonych produktów, miałbym co robić przez kilka ładnych tygodni. Tymczasem życie płynie dalej, dodatkowo każdy audiofil ze swoim systemem ma inne potrzeby, dlatego ja przedstawiłem główne nurty zmian. Jeśli musimy zwiększyć kontur, zastosujemy sztywne podstawki, natomiast braki w nasyceniu lub rozpiętości sceny możemy skorygować odpowiednimi wersjami platform. Do koloru do wyboru. Przypominam zawczasu, że tylko weryfikacja na własnym podwórku powinna ostatecznie wpłynąć na decyzję zakupową. Opisane przeze mnie zmiany są pochodną reakcji bohaterów z Japonii z moim subiektywnie zestrojonym zestawem również z Japonii i chyba najważniejszym przekazem tego spotkania jest fakt, iż nie zanotowałem wewnątrz krajowej bratobójczej walki, tylko wspólne dążenie do konsensusu w odtwarzaniu muzyki. Zachęcam do zbierania doświadczeń w tej dziedzinie naszego hobby, a może się okazać, iż dopiero wtedy dowiemy się, na co stać naszą układankę audio.
Jacek Pazio
System wykorzystywany w teście, to kompletny zestaw firmy Combak Corporation
Elektronika Reimyo:
– dzielony odtwarzacz Cd: CDT – 777 + DAP – 999 EX
– przedwzmacniacz lampowy: CAT – 777 MK II
– tranzystorowa końcówka mocy: KAP – 777
Kolumny: Bravo Consequence+
Kable zasilające: Harmonix X-DC 350M2R Improved Version
Kable głośnikowe: Harmonix HS 101-EXQ (sekcja średnio-wysokotonowa), Harmonix HS 101-SLC (sek
cja niskotonowa)
IC RCA: Harmonix HS 101-GP
IC cyfrowy: Harmonix HS 102
Stolik: Rogoz Audio
Akcesoria:
– antywibracyjne: stopy pod końcówkę mocy Harmonix TU 505EX
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– akustyczne: Harmonix Room Tuning Mini Disk RFA-80i
Tor analogowy:
– gramofon:
napęd: Dr. Feickert Analogue „Twin”
ramię: SME V
wkładka: Dynavector XX-2 MKII
– przedwzmacniacz gramofonowy RCM „THERIAA”