1. Soundrebels.com
  2. >
  3. Artykuły
  4. >
  5. Recenzje
  6. >
  7. Acrolink 7N-PC9500

Acrolink 7N-PC9500

„Moda”, a raczej mniej lub bardziej zawoalowane próby osiągnięcia zysków, poprzez kopiowanie dobrze pozycjonowanych i odnoszących zauważalne sukcesy na rynku towarów, ostatnimi czasy dotknęła i nasze podwórko, a konkretnie mówiąc rynek kablarski. Jedni robią to bardzo dobrze, znacząco utrudniając weryfikację, czy mamy do czynienia z oryginałem, inni zaś klepią coś mniej więcej podobnego do protoplasty, licząc na nieuwagę, lub nieznajomość tematu potencjalnego nabywcy. Niestety trzeba sobie szczerze powiedzieć – ten proceder kwitnie w najlepsze, bez względu na jakość wykonania podróbek. Ludzie są tak naiwni, że „łykają” najprostsze bajki o życiowych problemach, zmuszających do błyskawicznej odsprzedaży towaru przez „biednych” z powodu takiego obrotu sprawy handlarzy trefnym towarem. Nawet z daleka „śmierdząca” niska cena, nie wzbudza u wielu kupujących odruchów obronnych, pchając ich w szpony hochsztaplerów. Na szczęście legalni producenci zaczynają stosować zagrywki obronne i certyfikują sprzedawany przez siebie towar. Jednak certyfikaty też można było podrabiać hurtowo, dlatego ostatnimi czasy niektóre marki zaostrzyły ten proces, oznaczając każdy kabel z osobna unikalnym numerem seryjnym. Doszło do tego, że otrzymane niedawno do podłączenia zestawu audio dość wysoko usytuowane w cenniku głośnikówki Siltecha, miały oddzielne dla każdego kanału pudełko, z różniącymi się nadrukowanymi nań kodami rozpoznawczymi. Pakując wszystko do kartonów, musiałem dokładnie weryfikować, który kabel idzie do danego kartonowego etui. To trochę zaczyna być uciązliwe, ale patrząc na to z drugiej strony, jeśli nie chcemy być oszukani, wydając około 80 tysięcy złotych za komplet przewodów kolumnowych, dobrze jest mieć możliwość sprawdzenia ich autentyczności, zasięgając informacji u zawsze przyjaznego klientowi – niezły tekst – dealera. Niestety idą chore czasy i musimy z tym żyć.

Jak można wywnioskować po „Słowie na Niedzielę” – wstępniaku, dzisiejszy tekst będzie obracał się w temacie okablowania. O różnych obozach postrzegania „grania” lub „niegrania” tegoż akcesorium, nie będę się uzewnętrzniał, gdyż każdy ma swój punkt widzenia i nie mi oceniać, czy dobry, czy zły. Niestety ja jakieś doświadczenie już posiadam i czasem decyduję się napisać o tym kilka zdań, a to że przyszła kolej na kable zasilające – należące do najbardziej kontrowersyjnych, wynika z wprowadzenia do oferty nowego modelu u dużego gracza na rynku. Jakiego? Znacie, znacie. Tak prawdę mówiąc cały początkowy wykład o podróbkach był wprowadzeniem do testu najnowszego modelu japońskich kabli sieciowych Acrolink 9500. To jest chyba jedna z najczęściej kopiowanych marek, ale na chwilę obecną nie stosuje żadnych wymyślnych „tweaków” w trosce o docelowego klienta, zakładając, że każdy kto chce wydać na kabel zasilający prawie 20 tysięcy złotych, zastanowi się dwa razy, zanim dokona transakcji w ciemno. Ale zostawmy dział oszukiwania ludzi w spokoju i przejdźmy do przyjemności po zakupie oryginalnego towaru. Ja nie miałem stresu weryfikacyjnego, gdyż w owe sieciówki wyposażył mnie krakowski dealer tej marki Eter Audio, z drobną uwagą, że to świeżynki i po dotychczasowym, co prawda niedługim czasie – jest spore zainteresowanie pośród klienteli – leżakowania na półce jako nówki, czeka mnie proces przystosowania ich do pracy w świecie audio, dla którego zostały stworzone.

Gdy przystąpiłem do rozpakowywania dostarczonej konfekcji prądowej, mym oczom ukazały się dziwnie cienkie – w kontekście obecnie panującej w High Endzie mody (grubo i sztywno) – półtorametrowe, ubrane w bordowo-czarną plecionkę i obciągnięte przeźroczystą koszulką zaskrońce. Patrząc na dostarczone komponenty, nagle okazuje się, że wyroby z tego pułapu cenowego nie muszą wyrywać gniazd przyłączeniowych, a żeby tego jeszcze było mało, dają się w miarę łatwo uformować za szafką ze sprzętem. Cuda panie, cuda. Wspomniane kabelki zaterminowano nieznanymi mi bliżej, ale bardzo solidnymi i ekstrawagancko prezentującymi się wtykami. W ocenie organoleptycznej całość wypada bardzo dobrze, ale na werdykt jak to się ma do ich umiejętności czarowania swoją wrażliwością muzyczną, musiałem trochę poczekać. Cały proces układania – wygrzewania – potraktowałem jako tło przy pracy i dopiero gdy nadszedł czas konfrontacji, przyjrzałem się im dokładniej. I tutaj muszę kolejny raz przypomnieć, że na pewnym poziomie jakości dźwięku wnoszone zmiany są raczej natury kosmetycznej, która decyduje o być albo nie być w danym zestawie. Dramatyczne różnice występują na szczęście rzadko i tylko w przypadkach całkowitego niedopasowania się systemu. To teoretycznie tylko wymyślnie skręcone wewnątrz cieniutkie druciki, mające dostarczyć prąd do urządzenia, ale nie zawsze jest im po drodze z odbiorcami, co daje o sobie znać podczas odsłuchów. W moim secie zastępowały swojego rodaka – również japońską markę Harmonix i nie wiem na ile jest w tym patriotyzmu, ale to było nieco inne, bardziej namacalne, ale nadal w podobnej specyfice granie. Znam audiofila posiadającego taki sam system jak ja tylko z innymi kolumnami, który przy zakupie listwy sieciowej konfrontował obie marki, zdecydowanie wskazując na bohatera dzisiejszego testu. Teraz mając owe kable u siebie, wiem dlaczego decyzja była taka, a nie inna. Tytułowe Acrolinki wysycają źródła pozorne, wyciągając je zdecydowanie lepiej z tła sceny muzycznej, ale dodatkowo wprowadzają w ten spektakl nieco pastelu w górnych rejestrach, delikatnie go wygładzając. Blachy nadal są czytelne, ale już nie tak ostre jak z moim setem. Niemniej jednak cały ten aspekt jest tylko muśnięciem, które najbardziej słychać w bezpośredniej konfrontacji, a kilkuminutowy proces akomodacji dość szybko pozycjonuje to jako niezbędną wartość dodaną, bez zbytniego angażowania nas w ten aspekt. Oczywiście znając swój zestaw, przez cały czas słuchania mimochodem czułem lekką ingerencję w codzienną referencję, ale było to czymś w rodzaju zwiększenia plastyki dobiegających do mnie dźwięków, co wielokrotnie – w zależności od materiału źródłowego – odbierałem – mimo sporej wrażliwości na górne pasmo – jako pozytywną zmianę. Nie było ruchów temperaturowych, mogących zaburzyć tak mozolnie strojony efekt końcowego brzmienia zestawu Reimyo, tylko drobne zmiany kosmetyczne, co na zajmującej przez 9500-ki półce cenowej jest dla niektórych przepaścią. Osobiście, zdobywszy nieco doświadczenia tej materii, nie określiłbym tego tak wyczynowo, ale po tych kilkunastu dniach stwierdzam, że ta dawka plastyki wynikającej z ich obecności, mogłaby pozostać u mnie na stałe. Niestety jak to w topowych produktach bywa, nieduże zmiany niestety generują duże koszty, na które w obecnej chwili nie mam wolnych środków płatniczych. I z tak prozaicznego powodu umarł temat zmian w systemie referencyjnym.

Znając clou możliwości Acrolinków – barwa podparta wysublimowana gładkością, razem z setem wpiętych sieciówek zapuściłem się w ulubione rejony muzyczne. „Piętno” wnoszonych zmian najbardziej odczuwalne było w materiale wysublimowanym brzmieniowo, dlatego skupiłem się na przyjemnościach, a nie próbach przetrwania. Free jazzowe wolne kompilacje pani Marilym Crispell wespół z Davidem Rothenbergiem zatytułowane „One Dark Night I Left My Silent House” były popisem artykulacji poszczególnych dźwięków w aksamitnej poświacie. Przedmuchy klarnetu basowego, kreślone dźwiękiem wibrującego drewnianego stroika, sprawiały wrażenie bezpośredniego odczucia drgań wydobywających się z lejkowatego ujścia instrumentu fal dźwiękowych. Jako uzupełnienie tego rzekłbym bytu międzykolumnowego wystąpił gładki i nasycony, ale nadal dobrze artykułowany fortepian. Niby duet grający smętną muzykę, co ja mówię, niektórzy uważają ten krążek za zbiór bliżej niepowiązanych ze sobą dźwięków, a tyle radości z wsadu emocjonalnego, jak i jakości jego prezentacji. Tego trzeba zaznać samemu, gdyż czasem ciężko jest wyrazić taki stan podniesienia duchowego, bez popadania w egzaltację, dlatego ograniczę się tylko do tej jednej pozycji płytowej, sygnalizując drzemiący potencjał w dostarczonych do testu kablach zasilających. Oczywiście wszystko rozpatrujemy przy założeniu pełnej synergii z resztą komponentów, co w moi przypadku było niezaprzeczalne.

Na koniec gwoli przypomnienia skrobnę kilka słów o sygnaturze brzmieniowej i docelowym kliencie. Jak można wywnioskować z opisu, Acrolink 9500 jest nasyconym średnicą kablem, w bonusie zwiększającym czytelność wirtualnych bytów na scenie, a jego ingerencja w górne pasmo delikatnie podnosi homogeniczność dobiegającego do naszych uszu dźwięku, nie powodując nalotu potocznie zwanej mgiełką. To jest nadal otwarte granie, podane w bardzo wykwintny sposób, a czy wpasuje się w nasze potrzeby, będzie zależeć od preferencji słuchacza i poziomu barwy jego systemu audio. Niemniej jednak, sądzę, że już neutralne systemy skorzystają z takiego zasilania, a nadpobudliwie generujące fale dźwiękowe narzędzia tortur, wydają się prosić o taki zastrzyk barwy. Jeśli ktoś jest w momencie sporządzania listy potencjalnych zakupów, sugeruję wpisać na nią przybyszy z kraju kwitnącej wiśni – Acrolink 9500. Cena wydaje się być zaporowa, ale osiągnięta synergia z naszym systemem, być może pozwoli nam się przełamać i nadwyrężając budżet, pozostawić tak dobrany zestaw. Kto wie?

Jacek Pazio

Dystrybucja: Eter Audio
Cena: 1,5m – 19 900 PLN

System wykorzystywany w teście, to kompletny zestaw firmy Combak Corporation
Elektronika Reimyo:
– dzielony odtwarzacz Cd: CDT – 777 + DAP – 999 EX
– przedwzmacniacz lampowy: CAT – 777 MK II
– tranzystorowa końcówka mocy: KAP – 777
Kolumny: Bravo Consequence+
Kable zasilające: Harmonix X-DC 350M2R Improved Version
Kable głośnikowe: Harmonix HS 101-EXQ (sekcja średnio-wysokotonowa), Harmonix HS 101-SLC (sek
cja niskotonowa)
IC RCA: Harmonix HS 101-GP
IC cyfrowy: Harmonix HS 102
Stolik: Rogoz Audio
Akcesoria:
– antywibracyjne: stopy pod końcówkę mocy Harmonix TU 505EX, platforma antywibracyjna Acoustic Revive RST-38H, Audio Philar Double Mode
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– akustyczne: Harmonix Room Tuning Mini Disk RFA-80i
Tor analogowy:
– gramofon:
napęd: Dr. Feickert Analogue „Twin”
ramię: SME V
wkładka: Dynavector XX-2 MKII
– przedwzmacniacz gramofonowy RCM „THERIAA”

Pobierz jako PDF