Opinia 1
Zwykło się mawiać, że jak coś jest do wszystkiego, to albo jest to szwajcarski scyzoryk, albo jest do … tej części ciała, gdzie plecy tracą swą szlachetną nazwę. W przypadku bohatera niniejszej recenzji, przynajmniej zgodnie z zapewnieniami producenta powinniśmy mieć do czynienia z pierwszą z powyższych opcji. Pytanie tylko jak takie deklaracje traktować, skoro wygłasza je firma kojarzona głównie z przewodami i wtykami maści wszelakiej. Chodzi bowiem o japońskiego Furutecha i powołaną przez niego do życia markę – córkę Alpha Design Labs, czyli w skrócie ADL. Nie ma jednak co dzielić włosa na czworo i na siłę szukać dziury w całym. Skoro ktoś władny zadecydował na górze, że segmentem PC/desktop/portable audio będzie zajmował się osobny byt a kablami i wyrafinowaną audio konfekcją marka nierozerwalnie z nimi związana to nie nam nad tym się głowić i doszukiwać drugiego dna. Biorąc jednak pod uwagę niezaprzeczalnie ambitny profil naszego magazynu uznaliśmy, że jeśli mamy się nad czymś pochylić, to owo „coś” powinno się przynajmniej „czymś” na tle konkurencji wyróżniać. Skoro wśród mainstreamowych kabli operujemy na pułapie od stanów średnich w górę to i z „siostrzaną” elektroniką powinno być podobnie. Tym oto sposobem sukcesywnie zaczęliśmy zbierać mniej bądź bardziej oficjalnymi kanałami informacje o mającym się lada moment pojawić na rynku japońskim a przy tym wszystko-mającym „flagowcu”. Koniec końców, gdy tylko pierwsza dostawa dotarła nad Wisłę czym prędzej zaopiekowaliśmy się jedną sztuką urządzenia pełniącego funkcję przedwzmacniacza liniowego, przedwzmacniacza gramofonowego (MM/MC), DACa/ADC i wzmacniacza słuchawkowego o nazwie ADL Stratos.
Jak na praktycznie wszystko-mające ustrojstwo, które chyba tylko kawy nie potrafi zaparzyć i krawata zawiązać Stratos prezentuje się całkiem niepozornie. Ot typowe desktopowe małe co nieco, które i na biurku się zmieści i w pełnowymiarowym systemie zawsze gdzieś przycupnie. Jednak już przy pierwszym kontakcie organoleptycznym bardzo szybko dochodzimy do wniosku, że w momencie zatwierdzania kosztorysu księgowi prawdopodobnie utknęli w zaciętej między piętrami windzie. Solidny szczotkowany aluminiowy front potraktowano czarną anodą a cały korpus pokryto równie smolistym lakierem proszkowym. Na płycie czołowej najoględniej rzecz ujmując dużo się dzieje. Oprócz włącznika i hebelkowego selektora wzmocnienia (+/-6 dB) z lewej i solidnej, toczonej gałki regulacji siły sygnału pełniącej również rolę selektora źródeł zainwestowano również w czarno – czerwony jednowierszowy wyświetlacz, dwa gniazda słuchawkowe – zbalansowane XLR i niezbalansowane 6,3 mm. To jednak dopiero połowa atrakcji, gdyż informacji o aktywnym źródle i otrzymywanej częstotliwości próbkowania odtwarzanego sygnału nie odczytamy ze wspomnianego rubinowego displaya, lecz z dedykowanych … 16 diod, z których 13 świdruje chłodnym błękitem a jedynie trzy informujące o parametrach sygnałów DSD kusić będą optymistyczną zielenią. W ramach bonusu producent dorzuca jeszcze jedną czerwoną diodę informującą o clippingu.
Zdecydowanie spokojniej, choć równie bogato prezentuje się ściana tylna. W lewym narożniku ulokowano sekcję interfejsów cyfrowych w składzie we/wyjścia USB, wyjścia optycznego i pary wejść – koaksjalnego i optycznego. Dalej mamy ramkę wejść analogowych, z czego jedno jest dedykowane gramofonom uzbrojonym we wkładki MM i wysokopoziomowe MC (zacisk uziemienia i przełącznik obciążenia oczywiście są w pobliżu). Listę zamykają dostępne zarówno w standardzie RCA, jak i XLR wyjścia analogowe, oraz gniazdo na zewnętrzne zasilanie.
Przy sugerowanej cenie nie ma co zbytnio pastwić się nad dość symbolicznym zasilaczem wtyczkowym. Po prostu jest i działa ale warto mieć na uwadze, że nader sensownym posunięciem będzie wymiana go na coś zdecydowanie wyższych lotów z oferty Tomanka, czy Teddy’ego Pardo.
Miłą niespodzianką jest obecność niewielkiego pilota zapewniającego pełna obsługę ADLa, co z pewnością docenią osoby mające zamiar wpiąć go w niekoniecznie nabiurkową instalację.
W środku, przynajmniej jeśli chodzi o trzewia powodów do marudzenia nie ma. Sercem urządzenia jest układ Sabre ESS ES9018K2M i jak na słuchawkowca pełną gębą przystało gniazda dedykowane nausznikom również potraktowano z należytą troską i oparto na trzech kościach TI TPA6120A2, z których dwie obsługują wyjście zbalansowane a trzecia niezbalansowane. Jeśli jednak kogoś najdzie ochota na digitalizację posiadanych zbiorów analogowych to z pomocą przyjdzie kość CS5340 ADC a z gniazda USB popłynie strumień o maksymalnych parametrach 24bit/192kHz. W sekcji analogowej znajdziemy za to wzmacniacze operacyjne TI NE 5532 przy czym phonostage posiada własny układ JRC NJM2068DD.
No to najwyższy czas na ocenę brzmienia. Przy takiej kumulacji funkcji i wielozadaniowości zachodzi obawa, że albo któraś z nich będzie wybijała się przed szereg, albo co gorsza wszystkie są co najwyżej takie sobie. Ponieważ jednak dostarczone przez warszawskiego MiPa – dystrybutora marki w Polsce urządzenie pachniało jeszcze fabryką dałem mu (oczywiście urządzeniu, nie dystrybutorowi) przez ponad tydzień co jakiś czas zmieniając tylko repertuar i przełączając zarówno źródła, jak i słuchawki a tak się jakoś dziwnie złożyło, że w momencie zbierania materiałów do niniejszej recenzji dysponowałem oprócz swoich dwóch par jeszcze trzema nowymi modelami ze stajni Audio-Technici. Kiedy okres akomodacyjny minął żarty się skończyły i przyszła chwila prawdy. Na pierwszy ogień poszła zdolność dekodowania sygnałów cyfrowych dostarczanych przez gniazdo USB. Żeby zagranicznego gościa zbytnio nie stresować i jakoś tak niezobowiązująco rozpocząć sięgnąłem po „Cocaine” i resztę smakołyków, jakie znalazły się na „Slowhand 35th Anniversary” Erica Claptona. Lekko zachrypnięty głos wokalisty i niepodrabialne brzmienie jego gitary najwidoczniej przypadły Stratosowi do gustu, gdyż w bardzo sugestywny sposób oddana została autentyczna radość grania. Dźwięk był pełny, nasycony i z powodzeniem można go było uznać za duży. Czuć było w nim rozmach i swobodę, lecz bez oznak gigantomanii i sztucznego pompowania gabarytów źródeł pozornych. Spora w tym zasługa delikatnego przybliżenia pierwszego planu i łatwości w kreowaniu trójwymiarowości, czyli również ustawianiu dźwięków na różnej wysokości. Dodatkowo warto zwrócić uwagę na ponadprzeciętną motorykę i miłe, przynajmniej moim uszom, nader umiejętne podbicie basu, który nie dudniąc i nie dominując nad całością wprowadzał jakże pożądany ładunek pozytywnej energii, czyli tzw. drive.
Skoro na dość oszczędnych, jeśli chodzi o najniższe składowe starociach noga sama chodziła to co będzie na repertuarze w basowe pomruki obfitującym pomyślałem i z głośników popłynęły pulsujące gorącym funkiem takty „Diamonds And Pearls” czyli niezapomniany Prince & The New Power Generation. I? Wszystko było w jak najlepszym porządku, tylko efekt podrygiwania i bujania kończynami przybrał na intensywności, by swoje apogeum na „Jump” z albumu „R.O.O.T.S.” Flo Ridy. Czym prędzej przepiałem się na słuchawki i pomimo dość karkołomnej żonglerki całych ich naręczem uczciwie musiałem przyznać, że charakter z wyjścia liniowego został nie tylko utrzymany, co, poprzez zdecydowanie większa intymność kontaktu z muzyka zintensyfikowany. Wszystko było tuż przed nami, na wyciagnięcie ręki i bez najmniejszych zapędów i prób do pakowania nam czegokolwiek do wnętrza czaszki
Delikatne schody zaczęły się przy klasyce i to zarówno tej kameralnej, jak i rozbuchanej symfonice. Przykładowo na referencyjnej i minimalistycznej „TARTINI secondo natura” niby wszystko było OK, ale tak po prawdzie już po kilku minutach zaczynało brakować mi tego pozornie nieuchwytnego „czegoś”, co później zdefiniowałem jako swoistą aurę otaczającą niezelektryfikowane instrumenty akustyczne. Również sama propagacja dźwięku w pomieszczeniu, w którym dokonywano nagrania została w pewien sposób uproszczona, choć aby się o tym przekonać trzeba było mieć zdecydowanie droższy punkt odniesienia. Podobnie sprawy się miały przy „Rhapsodies” pod Stokowskim, kiedy cały przekaz pod praktycznie każdym względem był poprawny, lecz gdzieś, nie wiadomo gdzie uleciała magia. To tak jakby porównywać ten sam kadr wykonany lustrzanką DX i FX, albo FX (czyli pełną klatka) i średnim formatem. Proszę mnie tylko źle nie zrozumieć. Opisując zaobserwowane zjawiska jako punktu odniesienia używam zarówno swojego dyżurnego Ayona CD-1sx, jak i testowanych równolegle Moona 230HAD oraz Brystona BDA-3 a to jakby nie patrzeć konkurencja z trochę innej półki. Skoro więc trudno mieć pretensję do garbatego, że ma proste dzieci, tak samo nie wypada nam pastwić się nad ADL-em, że nie gra na poziomie urządzeń za dwa, czy trzy razy wyższe kwoty. Ba zasadnym i w pełni uprawnionym wydaje się wręcz twierdzenie, że przy swojej wielozadaniowości i kwocie, jakiej życzy sobie za niego dystrybutor trudno byłoby znaleźć równie udane brzmieniowo zestawienie odrębnych komponentów.
Pewne niuanse daje się jednak w pewien sposób nazwijmy to zrekonstruować poprzez odpowiedni dobór nagrań, czyli sięgając po coraz łatwiej dostępne remastery i ich zdigitalizowane, gęste wersje. Różnice in plus wersji powyżej 48 kHz są oczywiste a jeśli tylko ma horyzoncie pojawia się DSD, to naprawdę zaczyna się robić ciekawie nawet na ww. klasyce.
Proszę się jednak nie przejmować moim marudzeniem i jeśli tylko nadarzy się ku temu sposobność na spokojnie posłuchać ADL Stratosa we własnym systemie i na własnym materiale muzycznym. U nas tytułowy wielozadaniowy kombajn miał mocno pod górkę, gdyż niezwykle rzadko gościmy urządzenia z podobnego pułapu cenowego a egzystująca u nas na co dzień konkurencja dość niechętnie pozwala nam na obniżenie poprzeczki własnych oczekiwań. Dlatego też, po dłuższej chwili namysłu skłonny jestem potraktować Stratosa jako świetne połączenie wszystko-grającego DACa z wysokiej klasy, wydajnym wzmacniaczem słuchawkowym a pozostałe funkcje, czyi ADC, przedwzmacniacz liniowy i phonostage, którego jakości niestety ze względu na brak wysokopoziomowej wkładki MC niestety nie byłem w stanie zweryfikować uznać jako sympatyczny bonus.
Marcin Olszewski
System wykorzystany podczas testu:
– CD/DAC: Ayon CD-1sx
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– DAC/Wzmacniacz słuchawkowy: Moon 230HAD
– Słuchawki: Brainwavz HM5; Meze 99 Classics Gold; Audio-Technica ATH-A990Z; Audio-Technica ATH-A2000Z; Audio-Technica ATH-W1000Z
– Streamer/DAC/Przedwzmacniacz: Ayon S-3 Junior
– Przedwzmacniacz: Electrocompaniet EC 4.8
– Końcówka mocy: Electrocompaniet AW 180
– Wzmacniacz zintegrowany: Electrocompaniet ECI5; Spec RSA-717EX
– Kolumny: Gauder Akustik Arcona 80 + spike extenders
– IC RCA: Antipodes Audio Katipo
– IC XLR: LessLoss Anchorwave; Organic Audio; Amare Musica
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver
– Kable głośnikowe: Organic Audio; Signal Projects Hydra
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power; Acoustic Zen Gargantua II
– Listwa: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS(R)
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+
– Akcesoria: Sevenrods Dust-caps; Furutech CF-080 Damping Ring; Albat Revolution Loudspeaker Chips
Opinia 2
Dzisiejszy wstępniak, a raczej jego start w pierwszej wersji miał rozpoczynać się od słów: „przypuszczalnie nie zdajecie sobie sprawy”, jednak po weryfikacji tegoż aspektu pośród znajomych musiałem z mienić ów szyk wyrazów na : „daję głowę, iż wielu z Was nie ma pojęcia”. Dlaczego, ano dlatego, że nawet ja do niedawna dość dobrze znając dzisiaj opisywany brand nie zgłębiałem dokładnie jego pełnej oferty handlowej, przypisując mu jedynie przynależności do braci kablarskiej. Nie wierzycie? To proszę popytać pośród znanych Wam audiofilów, z czym kojarzą japońskiego Furutecha. Z szacunku nawet nie będę oczekiwał odpowiedzi, ale fakt popełnienia przez panów z kraju kwitnącej wiśni kilku propozycji z dziedziny elektroniki jest niezaprzeczalny. Tak więc, gdy tą dla wielu zaskakującą informację mamy za sobą, zapraszam na kilka zdań o produkowanym przez Furutecha, a ukrywającym się pod handlową nazwą ADL (Alpha Design Lab) komponencie toru audio. Z dostępnej puli wybraliśmy najnowszego flagowca, czyli wszystko-mający model Stratos. Co to znaczy wszystko-mający? Proszę bardzo, oto lista: DAC czytający pliki nawet w standardzie DSD, przedwzmacniacz liniowy, phonostage gramofonowy MM/MC i wzmacniacz słuchawkowy. Mało? Co ważne i w kontekście marki po raz kolejny jest bardzo zaskakujące, dystrybucją produktów ADL w naszym kraju zajmuje się MIP.
Dostarczony do zaopiniowania produkt spakowano w stosunkowo niewielkie, a przez to bardzo kompaktowe – szczególnie w kontekście docelowego klienta – pudełko. Jak widać na obejmujących cały zestaw audio fotografiach, naprawdę trzeba się skupić, by nie przegapić owego puzdereczka. Gdy spojrzymy na panel frontowy, będąc przyzwyczajonym do High End-owego minimalizmu natychmiast wpadamy w zakłopotanie spowodowane szałem mnogości diod sygnalizacyjnych, piktogramów, przełączników, pokręteł i wejść. Naprawdę istne szaleństwo, dlatego nie będę opisowo wszystkiego lokalizował, gdyż zajęłoby to ładnych kilka niespecjalnie interesujących strof. Jednak, jak możemy sobie wyobrazić, konsekwencją przyjmowania wszelkich dostępnych sygnałów jest spore obłożenie wszelakiej maści wejściami tylnego frontu. I gdy przód mógłby być nieco nudnym w opisie, to specyfikację przyłączeniową pleców z racji ważnych dla szerokiej gamy klientów informacji z przyjemnością wymienię. I tak, w dobie ekspansji ery plikowej tylny panel oferuje nam: patrząc od lewej strony wejście SPDIF, USB i optyczne wejście oraz wyjście. Tuż obok znajdziemy przełącznik pomiędzy wkładkami MM i MC phonostage’a i niezbędny zacisk uziemiający. Kolejny usytuowany na prawo od masy blok, to wejścia liniowe dla gramofonu i sygnału z dowolnego źródła analogowego. Całość uzbrojenia wieńczy okupujący prawą flankę zestaw wyjść liniowych w standardzie RCA i XLR oraz gniazdo zasilacza wtyczkowego. I gdy popatrzymy na wyposażenie testowanego Stratosa, już ze wstępnych oględzin widać, iż najsłabszym punktem tego urządzenia jest ów dostarczyciel prąd, co dość łatwo pozwala nam samemu wprowadzić do projektu pewne udoskonalenia. Ale zostawmy naszą nutkę konstruktorską i przejdźmy do clou programu.
Zacznę trochę nietypowo, ale podczas trzyetapowego procesu około-testowego raz zaznałem dziwnego „Zonka”, gdyż środkowa część epizodu pod tytułem ADL całkowicie przeczyła dwóm pozostałym. Ale po kolei. Pierwszy kontakt z tym produktem zaliczyłem na wystawie w Monachium. Jakież było moje pozytywne zaskoczenie, gdy z dość szczupłych barwowo Sennheiserów HD650 zrobił demony grania dociążonym basem i kolorową średnicą. I tak prawdę mówiąc ten fakt zaważył na decyzji, by jakby nie patrzeć bardzo tani z punktu widzenia naszego portalu produkt wkradł się w proces opiniujący. Gdy po powrocie z zagranicy jako pierwszą weryfikację wybrałem warszawski KAIM, okazało się, iż monachijski czar prysł, bowiem Stratos zdradzał niepohamowaną ochotę do rozjaśniania całego przekazu budując przy tym bardzo dziwny efekt bytu słuchacza w szklanej bańce. Nie mogłem w to uwierzyć i sądziłem, że jak to często bywa mój pierwszy kontakt z produktem odłamu marki Furutech był najnormalniej w świecie wydrukowany, czyli sygnał z używanego do tamtego pokazu komputera został odpowiednio podkręcony. Co więcej, owego niepokojącego klubowego rozjaśnienia nie niwelowały żadne roszady kablami. Jednak jedna rzecz dała mi sporo do myślenia, gdyż podczas sprawdzania poszczególnych funkcji raz źródłem był komputer, a raz CD rodzimego producenta Ancient Audio Lektor IV i ten sparing wychodził prawie łeb w łeb. Niestety lekko zlekceważyłem ten aspekt i nie roztrząsając tego tematu podczas spotkania rzuciłem biały ręcznik. Teraz będzie najlepsze. Gdy nadszedł czas próby na własnym podwórku, przed wpuszczeniem ADL-a w tor długo rozmyślałem, czy w ogóle warto go podłączać i co gorsza, gdy efekty się potwierdzą, co wtedy napiszę. Koniec końcem decyzja o teście była podjęta i musiałem podnieść rękawicę. I? Zanim napiszę co się stało, chcę zaznaczyć, iż opisywane wielofunkcyjne pudełko adresowane jest do braci lubiącej muzykę, ale raczej stawiającej na kompatybilność z wieloma źródłami dźwięku, niż szukanie w nim High Endu. Ktoś może się oburzyć, że tak znamienita marka wysoki status w hierarchii audio ma zapewniony z rozdzielnika. Ale nie oszukujmy się, nie da się upakować tylu funkcji i żądać od urządzenia, żeby sprawiał opad szczęki u starych wyjadaczy. Ma grać dobrze i szlus. I powiem Wam, że jak na swoją cenę gra bardzo ciekawie. Nie wiem co stało się w klubie, ale tamto spotkanie informuje nas, iż podczas przymierzania się do tego urządzenia musimy pamiętać o szukaniu synergii wszystkich urządzeń włącznie z okablowaniem, bez względu jak przeciwnicy takich teorii to odbiorą, gdyż innego wyjaśnienia przegranej walki nie widzę. Ale wróćmy na moje podwórko. Cóż mogę powiedzieć. Stratos grał w estetyce zapamiętanej z niemieckich występów, czyli mocnym, o dziwo nawet większym od Reimyo w domenie masy dołem. Oczywiście nie do końca szła za tym podobna jakość, ale na tym pułapie cenowym nie ma szans na spełnienie stawianych przez mój set warunków. W sukurs niskim rejestrom szła fajna średnica, kolorując świat w przyjaznej dla mnie estetyce, a nad tym wszystkim ochoczo dając trochę syczących zgłosek królowała góra pasma. Ale uspokajam, w całej rozciągłości dźwięk był spójny barwowo i jakościowo dobrze wpisując się w zajmowany przedział cennikowy. Gdy przyjrzałem się sposobowi budowania sceny muzycznej, to nie było jakiegoś szaleństwa rozmiarowego, w dodatku z lekkim zbliżeniem do słuchacza, ale jednak z delikatnym efektem nadmuchanej bańki. Niemniej jednak, w kontekście cena-jakość nie uważam tego za wadę, tylko pewien sznyt grania. Puentując sprawy obróbki dźwięku trzeba wspomnieć, iż opisany przed momentem sposób prezentacji występował podczas wykorzystania wejścia cyfrowego – czyli wewnętrznego DAC-a, jak i liniowego ADL-a. Jedyną, za sprawą wykorzystania mojego kompaktu jako źródła, dość znaczącą różnicą był zdecydowanie lepszy dźwięk przy użyciu wejścia liniowego. Przekaz uwalniał się od sybilantów generowanych przez wewnętrzny przetwornik i stawał się zdecydowanie bardziej czytelny. Ale to chyba dla wszystkich jest oczywistą oczywistością. Niestety z braku źródła komputerowego i stosownie gęstych plików, sprawdzenie co wydarzy się z takim materiałem muzycznym było u mnie niemożliwe.
Kolejnym tematem tego testu były słuchawki. Jednak tutaj nie będę się rozpisywał, gdyż w domu uzyskałem identyczny efekt, jak w Monachium, czyli solidna dawka basu, która tak fantastycznie podbudowywała przekaz, że bez najmniejszych problemów określiłbym to jako podążanie w stronę testowanego niedawno firmowego zestawu słuchawkowego marki HIFI MAN. Było mocno soczyście i z wykopem. Z pewnością bez takiego wyrafinowania, ale tendencja identyczna.
Na koniec dzisiejszego spotkania został przedwzmacniacz gramofonowy. I gdy w poprzednich akapitach tylko przypominałem o filtracji sił na zamiary, to tutaj chcę to bardzo zaakcentować, gdyż zderzenie z wkładką MC za dwadzieścia pięć tysięcy złotych pokazało, iż owszem phono przetwarza dźwięk, ale w tym przypadku w tej przywołanej z pobytu w klubie estetyce, czyli bardzo odchudzonego przekazu na ograniczonej kulistą sferą scenie. Ale sądzę, że docelowy klient mając niezbyt drogiego drapaka według jego punktu widzenia uzyska w miarę dobrą czytelność sceny dźwiękowej z niezłym pozycjonowaniem źródeł pozornych wręcz nie zauważając wyartykułowanego przeze mnie problemu. Powtarzam, Takie jak opisuję mezalianse w życiu codziennym się nie zdarzają i wynoszenie jako główny problem zauważonych w tym teście przywar byłoby nieuprawnionym nadużyciem. Niestety nie posiadam wkładki MM, co ten analogowy występ z racji mniejszych wymagań jakościowych sygnału z wkładki ruchomym magnesem mogłoby postawić w nieco lepszym świetle. Niemniej jednak, oferta phono przy sporej obsadzie cyfrowej jest raczej uzupełnieniem wielofunkcyjności i jeśli tak potraktujemy ten gramofonowy moduł, okaże się, że nie jest tak źle.
To był dziwny test. Trzy odsłony, a każda mała swoje do powiedzenia. To zaś może nie ostrzega, ale z pewnością daje nam wskazówkę, że jeśli podłączycie ADL-a u siebie i coś nie zagra, to nie do końca będzie jego wina. Nie sądziłem, że będę bronił taniego urządzenia, ale po bliższym poznaniu nie mam z tym najmniejszego problemu. Grupa docelowa? Jeśli jesteście siedzącymi wiecznie przy komputerze czy to w pracy, czy w domu pracoholikami, a przy tym kochacie muzykę, powinniście sprawdzić możliwości tego malucha. Oferta obsługowa jest znakomita. Pliki wszelakiej gęstości, wzmacniacz słuchawkowy i możliwość wpięcia gramofonu w jednym pudełku od dającego pewność jakości wykonania znanego producenta dla wielu niezbyt mocnych finansowo klientów będzie bardzo atrakcyjnym kąskiem. Patrząc na to, co działo się podczas mojej przygody nie określę teoretycznych do połączenia z tym urządzeniem systemów. Jednak jedno wiem na pewno, jeśli nie spróbujecie, jak zareaguje Wasza układanka, z pewnością się nie dowiecie.
Jacek Pazio
Dystrybucja: MIP
Cena: 4 499 PLN
Dane techniczne:
Obsługiwane częstotliwości próbkowania:
– USB: PCM max 32 bit/384 kHz, DSD 2.8M, 5.6M, 11.2M
– opt/coax: 24 bit/ 192 kHz
Nagrywanie USB: 24bit/192kHz (Max)
Pasmo przenoszenia: 20Hz ~20KHz (+/-0.5dB)
Stosunek SN: (A): >90dB / Wyjście Liniowe, >60dB / Wyjście MC, >70dB / Wyjście MM
Poziom Wejście Liniowego: 2Vrms
Poziom Wejścia Phono: MC 0.4mV / MM 4.0mV
Poziom Wyjścia Liniowego: 5 Vrms
Pojemność wejścia MC: 1000 pF / Pojemność wejścia MM: 100 pF
Impedancja Wejścia Liniowego: MC: 100 Ω / MM:47 kΩ / Liniowe: 47 kΩ
Poziom Wyjścia słuchawkowego:
– zbalansowane (XLR 4-pin): 1% THD 1kHz (Max.) 400mW (12 Ω), 800mW (16 Ω), 1200mW (32 Ω), 2200mW (56 Ω), 700mW (300 Ω), 350mW (600 Ω)
– niezbalansowane (6.3mm Jack stereo):1%THD1kHz (Max.) 1100mW (12 Ω), 1400mW (16 Ω), 1000mW (32 Ω), 820mW (56 Ω), 190mW (300 Ω), 100mW (600 Ω)
Wymiary (S x G x W): 215 x 180 x 64 mm
Waga: 1330g
System wykorzystywany w teście:
– CD: Reimyo CDT – 777 + Reimyo DAP – 999 EX Limited
– przedwzmacniacz liniowy: Robert Koda Takumi K-15
– końcówka mocy: Reimyo KAP – 777
Kolumny: TRENNER & FRIEDL “ISIS”
Kable głośnikowe: Harmonix HS 101-EXQ (sekcja średnio-wysokotonowa), Harmonix HS 101-SLC (sekcja niskotonowa)
IC RCA: Hiriji „Milion”
IC cyfrowy: Harmonix HS 102
Kable zasilające: Harmonix X-DC 350M2R Improved Version, X-DC SM Milion Maestro, Furutech NanoFlux – NCF
Stolik: SOLID BASE VI
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix Beauty Tone Milion Maestro, Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints „ULTRA SS”, .Stillpoints ”ULTRA MINI”
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– akustyczne: Harmonix Room Tuning Mini Disk RFA-80i
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END
Tor analogowy:
– gramofon:
napęd: SME 30/2
ramię: SME V
wkładka: MIYAJIMA MADAKE
przedwzmacniacz gramofonowy: RCM THERIAA