Opinia 1
W ponury sobotni poranek, zanim jeszcze świt zdążył podjąć nieudolną próbę posłania kilku bladych promieni słońca ku zroszonej ulewnym deszczem ziemi ruszyliśmy w podróż ku przeznaczeniu. Wstęp może nie napawa optymizmem, lecz proszę mi wierzyć, że aura wczoraj niezbyt pozytywnie wpływała na nasze samopoczucie a i prognozy meteorologiczne dość jasno dawały do zrozumienia, że przez najbliższe kilkanaście godzin na terenie Polski będziemy mieli do czynienia z tzw. opadem ciągłym. Pech chciał, że niestety tym razem spece od pogody mieli 100% sprawdzalność. Całe szczęście przez ostatnie kilka lat zdążyliśmy się już przyzwyczaić i uodpornić na tego typu atrakcje i na drugie spotkanie z cyklu wrocławskiego Audiofila dotarliśmy nie tylko o czasie, co na tyle wcześniej, że mogliśmy spokojnie przyjrzeć się, uwiecznić na zdjęciach. Ba, nawet posłuchać w praktycznie pustej sali konferencyjnej Hotelu Qubus systemu przygotowanego przez cieszyńskiego Voice’a, w skład którego weszły:
– gramofon Pro-Ject Xtension 9 Evo SP,
– Pro-Ject PhonoBox RS + PowerBox RS Phono,
– odtwarzacz wieloformatowy Primare BD32 MKII
– przedwzmacniacz Primare PRE60,
– końcówka mocy Primare A60,
– kolumny Audiovector SR6 Avantgarde Arrete,
– okablowanie Cardas Audio.
Oczywiście Audiofil nie byłby tym Audiofilem, a prawdę powiedziawszy nie byłoby go w ogóle, gdyby nie Piotr Guzek, który organizuje, prowadzi i zapewnia niepowtarzalną i niepodrabialną atmosferę wrocławskich spotkań. Tym razem było podobnie a oprócz zwyczajowych dykteryjek, oddaniu dosłownie na chwilę głosu przedstawicielowi dystrybutora przed zgromadzonymi słuchaczami pojawił się pan Wojciech Siwek, który przedstawił program tegorocznej edycji 51 JnO, czyli dla niezorientowanych Jazzu nad Odrą – jednej z najstarszych imprez jazzowych. Atrakcji zapowiada się co niemiara, gwiazdy powinny dopisać, więc jeśli tylko będziecie Państwo w okilicy, bądź jesteście równie zwariowani, jak my, i podróż przez pół Polski nie stanowi dla Was problemu to … najwyższy czas zainteresować się biletami.
O ile elektronikę znaliśmy już z wcześniejszych prezentacji m.in. na Audio Show i Targów DOM INTELIGENTNY 2014 a gramofon wraz z dedykowanym, zasilanym bateryjnie, phonostage mieliśmy przyjemność całkiem niedawno recenzować (link) , to duńskie kolumny były dla nas intrygującą „prawie” nowością. Prawie, gdyż Audiovectorów można było spokojnie posłuchać np. na monachijskim High-endzie.
O tej duńskiej marce przez jakiś czas, przynajmniej na naszym rynku, było dość cicho, a szkoda, bo warto pamiętać o tym, że decydując na konkretny model możemy sukcesywnie go rozwijać – udoskonalać w ramach firmowej, wprowadzonej w 1996 r Koncepcji Indywidualnej Rozbudowy – IUC (Indyvidual Upgrade Concept). W związku z powyższym warto dobrze się zastanowić, która z oklein. Lub powłok lakierniczych najzwyczajniej nam się za kilka lat nie znudzi a potem po prostu wraz ze wzrostem apetytu upgrade’ować posiadane „skrzynki”. I tak prezentowany na Audiofilu 125cm model SR6 Avantgarde Arreté jest szczytową wersją, poniżej której znajdują się Avantgarde i podstawowy Signature. Dla wyczynowców w katalogu jest jeszcze wyposażony w dwa przetworniki wysokotonowe, ponad półtorametrowy flagowiec R 11 Arreté. O samych detalach technicznych nie ma się co rozpisywać, bo od tego typu beletrystyki są recenzje. Na otarcie łez miłośnikom danych tabelkowych wspomnę tylko, że prezentowane kolumny charakteryzowały się całkiem wysoką, jak na konwencjonalny projekt skutecznością 92,5dB, przy przyjaznej (przynajmniej na papierze) impedancji 8 Ω. Niemniej jednak zamiast z wypiekami ślęczeć nad wykresami zdecydowanie sensowniej, przynajmniej moim zdaniem, jest skupić się na wybitnie subiektywnych doznaniach natury estetycznej.
A proszę mi wierzyć, jest o czym opowiadać. Niezależnie od repertuaru prezentowany system czarował niezwykle sugestywną przestrzenią, lśniącymi, jedwabiście gładkimi a zarazem rozdzielczymi sopranami i krótkim, nisko schodzącym basem. Powyższe skrótowe uwagi dotyczą momentów, gdy grał winyl, gdyż to właśnie z tego nośnika dźwięk, przynajmniej na moje ucho wydawał się najbardziej naturalny, najbardziej wpasowujący się w moje spaczone gusta. Co prawda pliki i płyty CD też oferowały co najmniej dobrą jakość dźwięku, to jednak czarna, no może nie zawsze i nie do końca, płyta kręcąca się na śnieżnobiałym Pro-Jectcie wypadała najbardziej urzekająco. Czuć było finezję, wirtuozerię i delikatność Anne-Sophie Mutter („Carmen-Fantasie”). Jednak to była niejako przygrywka do tego, co przyniósł album „Return to the Centre of the Earth” Ricka Wakemana, gdzie symfoniczny rock przeplatał się z partiami narratora (Patrick Stewart) i to właśnie one robiły tzw. efekt „Wow!”. Po prostu widać, przepraszam słychać było niemalże holograficznie wyraźną postać Kapitana Jean-Luc Picarda (fani Star Treka z pewnością wiedzą o kogo chodzi ;-) ) stojącą przed kolumnami i przybliżającą pasjonującą historię.
Podobnie bujające rytmy „Live At Legends” Buddy Guy’a wprawiały w wyborny nastrój. Soczyste, tnące powietrze bluesowe riffy, niski, ekspresyjny wokal sprawiały, że zgromadzonej we Wrocławiu publiczności nader łatwo było wprowadzić się w prawdziwy muzyczny trans.
Serdecznie dziękujemy za zaproszenie i szczerze cieszymy się, że wrocławski Audiofil cały czas jest okazją do prezentacji ciekawych i ambitnych systemów a ten rok wydaje się być pod tym względem wyjątkowy. Inauguracja edycji 2015 ze Statementem Naima, kolejny weekend z Audiovectorami … a to przecież dopiero początek. Z niecierpliwością czekamy na kolejne odsłony.
Marcin Olszewski
Opinia 2
W deszczową sobotę marca tj. 14.03.2015r. wybraliśmy się razem Marcinem do Wrocławia – stolicy Dolnego Śląska, na kolejną odsłonę cyklu spotkań przy muzyce pod dumną nazwą „Audiofil”. W towarzystwie organizatora Piotra Guzka i znanych sporej rzeszy audiofilów firmy Voice, jak i zaproponowanej przez nich wyrafinowanej elektroniki mieliśmy okazję spędzić tam kilka bardzo przyjemnych godzin. Formuła tych mitingów jest prosta, poprzez obcowanie, z co by nie mówić ze sztucznie generowaną muzyką, krzewienie wśród słuchaczy chęć brania udziału w licznych wydarzeniach koncertowych, które w oparciu o kontakt z żywą muzyką i artystami podniosą poprzeczkę oczekiwań podczas słuchania Hi-Fi. Tajemnica poliszynela jest, że podobno są już w tej materii wymierne sukcesy. Ale jak wiadomo, nawet najbardziej zagorzałemu miłośnikowi takich imprez nie da się ogarnąć pełnej oferty artystycznej swojego regionu, dlatego każdy z nich ma w swoim zaciszu domowym, pozwalający przetrwać trudy życia codziennego dopieszczony przez lata system audio. Niestety gusta słuchaczy się zmieniają i każdy z nich jest przed, w trakcie, lub po drobnej korekcie swojego seta, dlatego niejako idąc im z pomocą, wrocławski „Audiofil” na każdy zaplanowany weekend zaprasza innych gości ze swoimi produktami, by w podobnych warunkach lokalowych skonfrontować różne propozycje sprzętowe. Bez znaczenia jest, czy są drogie, czy tanie, gdyż celem nadrzędnym jest pokazanie w pełni synergicznego kompletu, który w końcowym rozrachunku oceniają przybyli, nieraz bardzo „marudni”, ale osłuchani goście. By nie rozwodzić się zbytnio nad aspektem koszty vs. jakość dźwięku poszczególnych setów, spieszę donieść, że potwierdzając starą maksymę, jeszcze nikt wszystkim nie dogodził.
Przygotowana na pokaz elektronika składała się z zestawu kolumn Audiovector, elektroniki Primare i seta analogowego marki Pro-Ject. Wyliczanka kwotowa według mnie jest nieistotna, gdyż jak wspominałem kilka linijek wcześniej, prężenie muskułów nie jest celem samym w sobie, ale jedno mogę powiedzieć, jak na warunki wystawowe dźwięk się bronił. Co prawda za sprawą toru opartego o czarne płyty, ale prawdopodobnie taki osąd jest bardziej pokłosiem moich preferencji niż niezachwianego obiektywizmu. Prezentowany zestaw oferował porównanie brzmienia trzech różnych źródeł, od płyty winylowej, przez CD, po pliki. Z uwagi na zamiłowanie dom trzasków asfaltowego krążka nie podejmuję się bezstronnego wytypowania zwycięzcy, ale obserwując wypowiedzi gości, zdania były podzielone.
Ten akapit pragnę poświęcić bardzo ważnej sprawie. Chodzi bowiem o pojawiające się gdzieniegdzie w sieci niepochlebne opinie na temat tytułowej imprezy. Węszący spisek w każdym działaniu przeciwnicy wszystkiego, co nie zrodziło się z ich pomysłu, doszukują się promowania zapraszanych dystrybutorów, za pieniądze wspomagającego imprezę miasta, a to jest wyssaną z palca brednią. Oni (przedstawiciele światowych i rodzimych marek) dostarczają tylko sprzęt generujący muzykę, a w przerwach Piotr Guzek sypie z rękawa setkami anegdot – niektórzy narzekają, że za długo – ze swojego życia koncertowego, informując przy tym wszystkich na bieżąco o zbliżających się wydarzeniach muzycznych. Wyśmienitym przykładem może być ostatnia (wczorajsza) wizyta organizatora jednej z najstarszych imprez jazowych w Polsce „Jazz nad Odrą”, który w kilkunastominutowym monologu zreferował program tej nadchodzącej szybkimi krokami uczty dla zmysłów słuchu melomana. A to tylko jeden z przykładów próby przybliżania świata muzyki przybyłym czasem całymi rodzinami gościom. Ja wiem, że mogę wyglądać na mądralę z wywyższającej się – niestety nie przez autochtonów, tylko pierwiastek napływowy – często nielubianej Stolicy, ale przez te kilka lat trwania „Audiofila” byłem na Dolnym Śląsku kilkanaście razy i wydaje mi się, że mam pełne prawo do zabrania głosu w tej sprawie. Cieszcie się, że macie cykliczną możliwość posłuchania na spokojnie jednego zestawienia przez dwa dni, gdyż odbywająca się u mnie (Warszawa) jesienna wystawa, w swej dwudniowej kilkusetpokojowej postaci, mocno ogranicza tak dogłębne poznanie jednego zestawu audio.
Kończąc dzisiejszą relację, chciałbym podziękować organizatorom i wystawcom za zaproszenie i jeśli tylko pozwoli mi na to czas, z miłą chęcią pojawię się u Was z kolejną wizytą.
Jacek Pazio