1. Soundrebels.com
  2. >
  3. Artykuły
  4. >
  5. Recenzje
  6. >
  7. Audiovector Zero Compression Avantgarde Arreté

Audiovector Zero Compression Avantgarde Arreté

Link do zapowiedzi: Audiovector Cables

Opinia 1

Jeszcze do niedawna audiofilskim światem rządziły niepisane reguły, że jeśli na jakimś polu osiągnąłeś sukces, to warto dbać o wywalczona pozycję i nie tracić zarówno drogocennego czasu, jak i energii na próby podgryzania konkurencji w innych dziedzinach. Krótko mówiąc specjalizacja stawała się słowem – kluczem. Tymczasem stan ten powoli możemy uznać za miniony, gdyż coraz częściej producenci o zdawałoby się jasno określonym profilu zapuszczają się w rejony pozornie dla siebie obce. Przykładowo w portfolio Siltecha i Van den Hula można znaleźć elektronikę, Crystal Cable i Avida kolumny a Sonus fabera ekskluzywnego … boomboxa sf16 a patrząc znacznie bliżej warto wspomnieć, że nawet czeski Xavian jakiś czas temu wypuścił na rynek swoje przewody. I właśnie przez podobny pryzmat – niezobowiązującej ciekawostki, wypadałoby spojrzeć na naszego dzisiejszego bohatera, gdyby nie to, że Duńczycy z Audiovectora do tematu okablowania podeszli nad wyraz serio i od razu wprowadzi, podobnie jak w przypadku swoich kolumn, kilka ich odmian. W dodatku można zauważyć w ich działaniach pewną, niezaprzeczalna logikę, gdyż na chwilę obecną w katalogu mają jedynie przewody głośnikowe, a więc medium łączące ich sztandarowe wyroby z elektroniką, na którą wpływu już (jeszcze?) nie mają. Co ciekawe o ile na głównej – macierzystej stronie Audiovectora okablowanie znajdziemy w dziale Cables o tyle w jej spolszczonej odsłonie przewodów głośnikowych powinniśmy szukać w … Akcesoriach. Mniejsza jednak o niuanse, gdyż dzięki uprzejmości dystrybutora marki – cieszyńskiego Voice’a, do wyboru dostaliśmy trzy z czterech dostępnych wersji okablowania, czyli oprócz Signature podstawowy Super i dwa najwyższe – Avantgarde i Avantgarde Arreté, z których mogliśmy wybrać sobie najlepiej sprawdzający się w naszych systemach. Dziwnym trafem po wstępnej selekcji na polu bratobójczej walki pozostał jeden zwycięzca i jak nietrudno się domyślić był nim flagowy Audiovector Zero Compression Avantgarde Arreté, na recenzję którego serdecznie zapraszamy.

O budowie tytułowych głośnikowców wiadomo naprawdę niewiele, bowiem nie licząc tego, że sam producent wspaniałomyślnie informuje nas iż wykonał je z miedzi poddawanej procesowi kriogenizacji w temperaturze – 238 °C, solidnie zaekranował a konfekcja jest zaciskana a nie lutowana. Niewiele tego, nieprawdaż? Całe szczęście zdążyliśmy się już z Jackiem nauczyć, że ani deklarowane parametry, ani z iście benedyktyńskim pietyzmem wylistowane kosmiczne technologie nie zawsze gwarantują audiofilska nirwanę, więc nie zaprzątając głów zbędnymi technikaliami mogliśmy skupić na walorach natury tak estetycznej, jak i brzmieniowej.
Jeśli więc chodzi o szatę wzorniczą, to złego słowa o topowych Audiovectorach powiedzieć nie można. Dostarczane są bowiem w zgrabnych, eleganckich a zarazem prostych drewnianych skrzyneczkach o których zawartości dowiadujemy się z dyskretnych, umieszczonych na jednym z boków naklejek. Zero zbędnego blichtru i iście bizantyjskiej ornamentyki a jedynie odciśnięte i posrebrzone logotypy można uznać za bezwzględnie dopuszczalny akcent wzorniczy. Same przewody również wyglądają nad wyraz normalnie. Skromna – syntetyczna szaro-grafitowa plecionka peszla, nieabsorbujące waga i przekrój, oraz ułatwiająca aplikację wiotkość stoją niejako w sprzeczności z panującą w High-Endzie modą na gigantomanię co niejako skłania do wniosków, iż ktoś w Audiovectorze po prostu wyszedł z założenia, że potencjalnych nabywców nie charakteryzuje intelekt na poziomie 10 kg worka ziemi do kwiatów i dokonując wyboru kierują się własnym słuchem i rozumem a nie jedynie wzrokowymi bodźcami, czyli nie kupują oczami, co w audio z reguły średnio się sprawdza. Z elementów natury dekoracyjno – użytkowej warto zwrócić uwagę na aluminiowe, cylindryczne splittery, z których wychodzą czarne „-” i czerwone „+” zakończone dość skromnymi złoconymi wtykami bananowymi. Oczywiście przewody są kierunkowe a orientację określamy za pomocą stosownej banderolki, o czym z resztą można przeczytać w dołączanych w komplecie materiałach.

A jak ich walory soniczne? Cóż, nie chcąc już na wstępie psuć zabawy stwierdzę, iż zanim potwierdziłem swoje wstępne obserwacje pozwoliłem Audiovectorom spokojnie się w moim systemie ułożyć i zaakomodować. Po prostu nie znając ich „przebiegu” wolałem nie ryzykować a biorąc pod uwagę, że przez pierwsze kilka dni dość intensywnie eksperymentowałem z ich rodzeństwem, to po wyłonieniu faworyta postanowiłem nieco zwolnić tempo i do krytycznych odsłuchów podejść już ze spokojną głową eliminując przy okazji ewentualne zmiany wynikające z trwającego w tle procesu „wygrzewania” przewodów.
Przechodząc jednak do konkretów uczciwie trzeba przyznać, że ujmując całość w telegraficznym skrócie dostajemy dokładnie to, co już samą nazwą obiecuje producent, czyli „zero kompresji”. Dźwięk jest niezwykle szybki, naładowany adrenaliną i w pewien sposób rześki, lecz bez wyraźnego osuszenia i odchudzenia pasma, dzięki czemu motoryka nagrań przez cały czas utrzymywana jest na najwyższych obrotach a jednocześnie słabsze realizacje nie atakują nas nazbyt podkreślonymi sybilantami, czy zbyt szklistą górą. Koncertowy / akustyczny album „An Acoustic Night At The Theatre” Within Temptation pokazał, że również z oddaniem naturalnej przestrzenności duńskie przewody nie maja najmniejszych problemów a pojawiający się na scenie, obok Sharon den Adel goście byli precyzyjnie pozycjonowani i nic a nic się nie zlewało, pomimo tego, iż ww. wydawnictwu nad wyraz trudno byłoby zarzucić audiofilską dbałość o realizację. Pozostając w kręgach twórczości owej formacji skorzystałem z nadarzającej się okazji i sprawdziłem jak mają się sprawy z nieco bardziej zsyntetyzowanym materiałem i sięgnąłem po krążek „Hydra” na którym nawet duet z Xzibitem („And We Run”) daleki był od nachalnej plastikowości lansowanej przez do szpiku kości skomercjalizowane rozgłośnie radiowe. Jest to ewidentny znak, iż Audiovectorom niespecjalnie zależy na piętnowaniu zbytniej kompresji, czy innych zabiegów realizatorskich sprawiających, że nawet lubujący się w ukochanej przez obecnego prezesa TVP estetyce muzycznej  gładkogłowy i wyklęty „rycerz ortalionu” będzie w stanie strawić taką pseudo-rockową pigułkę. Nie po to jednak wysupłuje się blisko czternaście tysięcy PLNów, żeby stwierdzić, że niezbyt wysublimowane realizacje dają się słuchać, bo do tych celów zupełnie wystarczy współczesny odpowiednik boomboxa w postaci mniej, bądź bardziej wypasionego soundbara. Sięgnijmy więc po coś, co jak to się zwykło mówić „robi różnicę”, czyli np. minimalistyczny „Vägen”  Tingvall Trio, gdzie każde odstępstwo od neutralności widać, znaczy się słychać, jak na dłoni i nie ma miejsca na żadną ściemę. Dlatego też obecność w torze Avantgarde Arreté po pierwsze była słyszalna a po drugie jej wpływ był łatwy do zdefiniowania. Otóż wspomniane wcześniej werwa i energetyczność nader zgrabnie podkreśliły rolę sekcji rytmicznej i bardzo przyjemnie uwidaczniały gabaryt fortepianu a zarazem delikatnie tonizowały najwyższe rejestry sprawiając, że dominującymi stawały się tam barwy zbliżone do złota. Nie znaczy to jednak, że góra stała się wycofana, bądź zaokrąglona a jedynie to, że przy braku utraty detali udało się ją w pewien sposób uplastycznić. Powyższy zabieg wydaje się celowym działaniem, gdyż podczas wielu spotkań z duńskimi kolumnami zauważyłem, że bardzo często tak przedstawiciele dystrybutora, jak i ich posiadacze przy doborze pozostałych elementów toru, lub nawet samego okablowania, idą w kierunku brzmieniowych krągłości górnych rejestrów. Można również zauważyć, że w tej sytuacji rykoszetem „dostaje” się też przełomowi średnicy i góry, przez co damskie i nieraz nieco matowe wokale w stylu Aurory na „All My Demons Greeting Me As A Friend” już tak nie szeleszczą i syczą a więc dramatycznie wręcz wzrasta przyjemność ich odsłuchu. Mała rzecz a cieszy.

Audiovectory Zero Compression Avantgarde Arreté okazały się niezwykle ciekawym przykładem na to, że nawet nie siedząca w kablach od zarania dziejów firma znana z produkcji kolumn może zaproponować produkt dojrzały brzmieniowo, świetnie wykonany i w dodatku rozsądnie wyceniony. Widać więc, że jak Duńczyk chce, to potrafi. No dobrze żarty na bok. Reasumując – Audiovectory to przewody idealne dla tych, którzy szukając muzykalności ani myślą rezygnować tak z rozdzielczości jak i dynamiki. A o to, że przy okazji duńskim drutom zdarza się nieco upiększać prezentowany świat też raczej nie ma sensu się boczyć – w końcu nawet najpiękniejsza dziewczyna wychodząc z domu lubi co nieco podkreślić pomadką i tuszem do rzęs.

Marcin Olszewski

System wykorzystany podczas testu:
– CD/DAC: Ayon CD-35
– Odtwarzacz plików: laptop Lenovo Z70-80 i7/16GB RAM/240GB SSD + JRiver Media Center 22 + TIDAL HiFi + JPLAY; Lumin U1
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– DAC: Cayin iDAC-6
– Gramofon: Kuzma Stabi S + Kuzma Stogi + Shelter 201
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Wzmacniacz zintegrowany: Electrocompaniet ECI5; Devialet Expert 440 Pro
– Kolumny: Gauder Akustik Arcona 80 + spike extenders
– IC RCA: Tellurium Q Silver Diamond
– IC XLR: LessLoss Anchorwave; Organic Audio; Amare Musica
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver
– Kable głośnikowe: Organic Audio; Signal Projects Hydra
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power; Acoustic Zen Gargantua II
– Listwa: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS(R)
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform; Thixar Silence Plus
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+
– Stolik: Rogoz Audio 4SM3
– Akcesoria: Sevenrods Dust-caps; Furutech CF-080 Damping Ring; Albat Revolution Loudspeaker Chips

Opinia 2

Nadeszły takie czasy, w dobie których niegdyś parające się bardzo ściśle wyspecjalizowana produkcyjną marki w poszukiwaniu nowych klientów rozpoczynają ekspansję w nieco inne, choć dość mocno związane z głównym nurtem swojej działalności segmenty rynku. Do czego piję? Chyba nie zdradzę wielkiej tajemnicy, gdy powiem, że coraz częściej producenci zajmujący się kolumnami wprowadzają do swojego portfolio sygnowaną swoim logo, czasem własnej produkcji, a czasem tylko rebrandując wykonaną według dokładnej specyfikacji linię okablowania. Przykłady? Choćby wykorzystywany przeze mnie austriacki TRENNER&FRIEDL, czy dzisiejszy bohater duński Audiovector. Co kieruje ich w stronę sektora kablarskiego? Pewności nie mam, ale sądzę, że głównym powodem jest stworzenie pełnej palety idealnie współpracujących ze sobą komponentów, co z jednej strony przyczyni się do zwiększenia zysków, a z drugiej daje dużą szansę na skrócenie poszukiwań potencjalnego klienta w pełni synergicznego połączenia wymarzonych kolumn z resztą zestawu audio. Czy to ma sens? Oczywiście, że tak i to  nie tylko patrząc od strony producenta, ale również zainteresowanego melomana. A jak to sprawdzić? To proste, wystarczy przeczytać dzisiejszy tekst i poddać przemyśleniom może nie idealnie do powtórzenia w każdym zestawieniu, ale mniej więcej mogące zaistnieć wyniki ożenku duńskich przewodów kolumnowych Audiovector Zero Compression Avantgarde Arreté ze stacjonującym u mnie japońsko-austriackim konglomeratem audio. Co z tego wynikło? O nie, za  wcześnie na podsumowania, zapraszam do lektury.

Jak prezentują się rzeczone druty? Szczerze powiedziawszy nie znajdziemy w nich kapiących złotem i innych, mających jedynie łechtać ego potencjalnego nabywcę dodatków, tylko solidne, spełniające normy dobrego kontaktu w miejscu aplikacji rozwiązania. Prezentowany kabel kolumnowy jest stosunkowo cienki i co dla wielu zmuszonych przez życie audiofilów do dzielenia się miejscem odsłuchowym z resztą rodziny wydaje się być bardzo ważne, dzięki swojej giętkości łatwy do ułożenia za stojąca, zawsze za blisko ściany, szafką ze sprzętem. Dla unikania rzucania się w oczy ubrano go w srebrną plecionkę, a jedyne co przełamuje ogólną powściągliwość wizerunkową projektu, to umożliwiające rozejście się sygnału na osobne połówki dla plusa i minusa, umiejscowione na obydwu jego końcach również w tonacji srebra baryłki. Przybyły na testy model zaterminowano oznaczonymi logo producenta bananami, co po wyjęciu z pudełka w pierwszym momencie poddało w wątpliwość możliwość wpięcia ich w terminale moich kolumn, jednak po lekkiej ekwilibrystyce temat udało się opanować. I gdy dodam, iż w komplecie otrzymujemy dobrze je chroniącą, bardzo schludną drewnianą skrzynkę, okaże się, że omijanie nikomu niepotrzebnego blichtru rokuje ciekawe doświadczenia w domenie przekazywania sygnału ze wzmacniacza do zespołów głośnikowych, które w poniższym tekście postaram się wyłożyć.

Jak większość z Was znakomicie zdaje sobie sprawę, kolumny tytułowego bohatera są ostoją szybkości dźwięku przy obfitości informacji w górnych rejestrach i dobrej kontroli zakresów niskotonowych. Niestety, według opinii wielu stawiających na czasem przesadną muzykalność audiofilów wspomniane niuanse brzmieniowe sprawiają, że w generowanym spektaklu muzycznym brakuje im pozwalającej się zatopić w muzyce magii. I wiecie co? Sądzę, że ruch Audiovectora dotyczący okablowania systemów audio nie jest przypadkiem, gdyż oferuje pakiet koloru i masy w tak ważnej dla naszego ośrodka mózgowego średnicy, co bardzo dobrze uzupełnia się z neutralnie grającymi zespołami głośnikowymi. Ok., najważniejsze informacje zostały wyłożone na stół. Ale taka informacja bez zderzenia wyartykułowanych umiejętności z na przykład gęsto grającymi paczkami prawdę mówiąc nie za wiele wnosi, dlatego też wręcz idealnym poligonem dla duńskiego produktu były moje, napędzane homogenicznie grającą elektroniką, oparte o papier austriackie ISIS-y. I co z tego wynikło?

Na początek w napędzie CD-ka wylądowała  bardzo doceniająca dodatkową dawkę barwy Cecilia Bartoli ze swoim materiałem „Sospiri”. To jest kompilacja kilku odrębnych realizacji, ale każdy następujący pop sobie track dla pełnej satysfakcji słuchacza pod względem wypełnienia średnicy jest bardzo wymagający. Jednak startując z tą płytą nurtował mnie inny temat. Przecież mój set już w pakiecie startowym obdarzony jest wszystkim o czym wspomniałem  kontekście opiniowanych przewodników sygnału kolumnowego i nieumiejętne wzmocnienie tych artefaktów mogło spowodować szkodliwe przeciążenie dźwięku. Na szczęście mamy do czynienia z producentem wiedzącym, o co w tej zabawie chodzi i owszem, głos artystki nabrał dostojeństwa, ale nie zszedł o tonacje niżej, tylko podkreślił jej wprowadzające mnie w stan oderwania się od codziennego życia umiejętności czarowania wokalem. Było przyjemnie gęsto, śpiewaczka zrobiła mały kroczek do przodu i jak gdyby nigdy nic, zniewalająco odśpiewała zarejestrowane na krążku arie. Kolejnym sparingpartnerem sprawdzającym wynik ożenku ciepłego systemu z gorącymi kablami był nasz eksportowy trębacz Tomasz Stańko ze swoim najnowszym wydawnictwem „December Avenue”. W tym podejściu sprawa dodatkowego przyprawienia soundu przybrała dwa oblicza. Nie, żeby coś bardzo ucierpiało, ale przy ciekawym odbiorze nieco bliższego niż mam na co dzień spektaklu jazzowego, bardzo ważne w tym nurcie muzycznym blachy perkusisty delikatnie oddały pola innym instrumentom. Na szczęście był to co prawda zauważalny, ale bezbolesny akcent. Jednak nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, gdyż na całej tej zamianie ról przy nieco niższej barwie trąbki Tomasza Stańki i solidniejszej wadze strun kontrabasu bardzo mocno skorzystał fortepian. I powiem szczerze, to było na tyle ciekawie podane, że wystarczyło kilka kawałków, aby ów sznyt całkowicie przestał odgrywać jakakolwiek rolę, a to pokazuje, że nie zawsze więcej jest w stanie zaburzyć audiofilski dźwiękowy ekosystem. I wiecie co, na tej propozycji zakończę miting po doświadczeniach z kablami Zero Compression Avantgarde Arreté. Dalsze wywody jedynie potwierdzałyby wyniki dwóch przytoczonych. I nie ma znaczenia, czy miałem do czynienia z muzyka elektroniczną, czy rockową. Tam gdzie ważne były najwyższe rejestry, słychać było ich ukulturalnienie, a wszystko stawiające na masę i barwę zazwyczaj nie przeszkadzało, a czasem w pewnym stopniu zyskiwało. Co ważne, to wzmocnienie podbudowy masy wirtualnego przedstawienia nie powodowało niekontrolowanego rozlewania się basu po podłodze. Owszem, jeśli  w materiale było go sporo, potrafił dać o sobie znać, ale nie można mieć pretensji do produktu, który pokazuje, gdzie już samo nagranie ma pewne problemy. A należy dodatkowo wziąć pod uwagę, iż moja układanka sama w sobie już na starcie stwarzała kablom Audiovectora drobny kurs pod górkę. Dlatego też wszelkie moje tezy należy przefiltrować przez pryzmat swoich preferencji nie zapominając przy tym o oczekiwaniach systemu docelowego.

To był od początku bardzo obciążony manierą mojego zestawienia test. Ba, gdybym przed wpięciem kabli w system wiedział, jak „grają”, w przed-odsłuchowych rozważaniach próba skazana byłaby na całkowitą porażkę. Na szczęście temat duńskiego produktu był mi całkowicie obcy, a to pozwoliło zaliczyć bardzo miłe zaskoczenie. Puentując dzisiejsze spotkanie powtórzę, iż mimo pewnych nadających dostojności w środku pasma cech bohaterki testu są bardzo bezpiecznymi w użyciu. Owszem, dźwięk się lekko wzmocni, ale nawet u mnie to nie zaszkodziło, a podczas wizyty u Was może okazać się, że od dawna na taki zastrzyk energii oczekujecie.

Jacek Pazio

Dystrybucja: Voice
Cena: 13 990 PLN / 2 x 3,15 m

System wykorzystywany w teście:
– źródło: Reimyo CDT – 777 + DAP – 999 EX Limited
– przedwzmacniacz liniowy: Robert Koda Takumi K-15
– końcówka mocy: Reimyo KAP – 777
Kolumny:  Trenner & Friedl “ISIS”
Kable głośnikowe: Tellurium Q Silver Diamond, Harmonix SLC, Harmonix Exquisite EXQ
IC RCA: Hijri „Milon”,
XLR: Tellurium Q Silver Diamond
IC cyfrowy: Harmonix HS 102
Kable zasilające: Harmonix X-DC 350M2R Improved Version, X-DC SM Milion Maestro, Furutech NanoFlux – NCF, Hijiri Nagomi
Stolik: SOLID BASE VI
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints „ULTRA SS”, Stillpoints ”ULTRA MINI”
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– akustyczne: Harmonix Room Tuning Mini Disk RFA-80i
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END
Tor analogowy:
– gramofon:
napęd: SME 30/2
ramię: SME V
wkładka: MIYAJIMA MADAKE
przedwzmacniacz gramofonowy: RCM THERIAA

Pobierz jako PDF