Opinia 1
Po twardych i ciężkich jak wyrzut sumienia Nerona klasycznych mass loaderach przyszła pora na konstrukcję może nie do końca miękką i eteryczną, ale niezaprzeczalnie miękko zawieszoną i stanowiącą swoisty łącznik pomiędzy dwoma, pozornie odległymi rozwiązaniami. Oczywiście na rynku bez trudu można odnaleźć urządzenia oparte o podobne założenia – np. modele 20 i 30 S.M.E, lecz patrząc na bohatera niniejszej recenzji nie sposób odmówić mu wdzięku i wrodzonej elegancji. Nad stonowaną i ponadczasową czernią dominują podkreślające ekskluzywność chromy a ciężki talerz niemalże lewituje pomiędzy masywnymi filarami. Jeśli powyższy opis jeszcze nie naprowadził Państwa na stosowne tory nie będę dłużej nikogo trzymał w niepewności i oficjalnie podam do publicznej wiadomości, że obiektem, nad którym będziemy się wraz Jackiem pastwili w czasie wymyślnych eksperymentów będzie (niemalże) topowy gramofon marki Avid – model Acutus SP dostarczony przez poznańska Intradę. Mając w pamięci synergię, jaką zaoferował firmowy phonostage tym razem już zawczasu poprosiliśmy o dołączenie ciepło wspominanego Pulsare II i niejako przy okazji postanowiliśmy poznać smak, a raczej brzmienie jeszcze niezbyt u nas popularnych wkładek EMT. Tym oto sposobem w naszych systemach zagościł praktycznie kompletny tor analogowy z górnej a co z tego wynikło przeczytają Państwo poniżej.
Od strony konstrukcyjnej Acutus jest żartobliwie podchodząc do tematu „powtórką z rozrywki” a całkiem na serio zaawansowaną kontynuacją idei i rozwiązań znanych z Sequela SP. Masa „opakowania zbiorczego”, czyli wielopiętrowo, nader pomysłowo zagospodarowanego, solidnego kartonu, wzrasta o 50% – z 20 do 30kg. Jednak zdecydowanie bardziej istotne różnice tkwią w poszczególnych składowych – w masie talerza (6,7 vs. 10 kg) i samego gramofonu (12,6 vs 19 kg) przy dość zbliżonych gabarytach daje pewność, że dopłacamy nie tylko za ekskluzywne, łapiące za oko chromowania. Oczywiście nadal mamy do czynienia z konstrukcja masową o odprzęgniętym, zintegrowanym z armbordem subchassis zawieszonym na metalowych trzpieniach amortyzowanych sprężynami dodatkowo stabilizowanych w płaszczyźnie poziomej solidnymi, gumowymi oringami. Również zewnętrzny, synchroniczny silnik przymocowujemy do korpusu za pomocą budzącego zaufanie gumowego naciągu. O regulację obrotów (33/45) dba solidny, idealnie dopasowany pod względem wzorniczym do gramofonu zasilacz.
Szafirowe łożysko umieszczono w ciężkim, metalowym stożku z przykręconym trzpieniem do mocowania docisku płyty. Talerz, po uprzednim – wstępnym założeniu dwóch pasków napędowych nakłada się na ten stożek. I właśnie. O ile Avidy podczas codziennego użytkowania spokojnie można uznać za urządzenia praktycznie bezobsługowe i nieabsorbujące niepotrzebnie uwagi, to samo zakładanie pasków (na wewnętrzne podfrezowanie talerza) do najłatwiejszych nie należy. Całe szczęście ile w Sequelu musieliśmy radzić sobie metodą po tzw. palcu, to już w Acutusie producent postanowił trochę ułatwić nabywcom życie i dołączył w komplecie niezwykle pomocną rolkę, którą montuje się od spodu talerza i dzięki temu można wstępnie napiąć i porządnie ułożyć dwa okrągłe paski. Potem wystarczy tylko umiejętne założyć talerz i usuwając rolkę przełożyć paski na rolkę napędową silnika.
Dokładne wypoziomowanie korpusu zapewniają masywne wkręcane stopy a weryfikację ułatwia zamontowana na froncie niewielka poziomica. Ustawienie subchassis regulujemy za to skręcając/rozkręcając dołączonym w komplecie długim imbusem sprężyny tkwiące wewnątrz chromowanych filarów.
Pewnym wyznacznikiem, elementem dominującym i przewodnim w brzmieniu tak skonfigurowanego Acutusa staje się zwartość i spójność, homogeniczność dźwięku. Ma w sobie zdecydowanie więcej ze stalowych mięśni wyczynowego gimnastyka aniżeli napompowanego „witaminami” kulturysty. Czy taka estetyka wpasowuje się, mieści w ramach stereotypowego, lekko rozmarzonego brzmienia utożsamianego z czarną płytą? I tak i nie. Za „tak” przemawia na pewno ponadprzeciętna monolityczność, gładkość reprodukowanej muzyki a za „nie” niezaprzeczalna „wyczynowość” recenzowanego seta, bo proszę pamiętać, że mówimy cały czas nie o „gołym” gramofonie per se a kompletnej propozycji, w której każdy komponent wpływa na efekt finalny. Owa wyczynowość to przede wszystkim podkreślenie energii skrajów pasma najogólniej mówiąc ustawiające cały przekaz. Co istotne średnica nie pozostaje w cieniu i nie chowa się w głębi sceny, lecz sugestywnie przybliżona do słuchacza sprawia, że staje się on uczestnikiem spektaklu „tu i teraz”. Do tej pory lekko zawoalowane, trochę przytłumione realizacje zyskują drugą młodość a współczesne tłoczenia / reedycje w stylu „Hatari”, czy jubileuszowego – wściekle różowego wydania „The Pink Panther” Henry’ego Manciniego nieśmiało, bo nieśmiało, ale sukcesywnie pną się ku pułapowi wyznaczanemu przez referencyjne nagrania firmowane np. przez Sheltera („Standards in Grey” Kellye Gray), czy też wydanego w ramach Audiophile Legends „Moonlight Serenade” duetu Ray Brown & L.Almeida. Przez analogowych ortodoksów takie podrasowanie może w pierwszej chwili nosić znamiona pewnej zdrady „wiary przodków”, lecz przez osoby dopiero wkraczające do królestwa czarnej płyty i chcące dokonać jednego, acz definitywnego zakupu, będzie niewątpliwą oznaką od pierwszych taktów słyszanej referencji znanej ze srebrnych krążków najprzeróżniejszych odmian XRCD, MFSL czy nawet mającego swoje wierne grono fanów Stockfisha. Myliłby się jednak ten, kto próbowałby zarzucić powyższemu setowi zbytnią analityczność, czy postsamplerową bezduszność, gdyż nawet nie do końca wyrafinowane rockowe realizacje (ostatnie remastery Led Zeppelin, składanka „Nothing Has Changed” Davida Bowie) nie tylko przykuwały uwagę nowymi smaczkami, ale i nakłaniały do rytmicznego podrygiwania podczas odsłuchu. Oczywiście zbytnia suchość, czy nawet lekka nonszalancja, z jaką podczas procesu nagrywania/masteringu traktowane były wysokie tony EMT obnażała w sposób bezdyskusyjny, lecz czyniła to bez zbytnich emocji i przesadnej histerii ograniczając się do wskazywania a nie krytykowania, czy też piętnowania zauważonych błędów.
Przesiadka z testowanego równolegle Transrotora La Roccia na Avida pokazała całkowicie odmienne oblicze analogu. Niemiecka konstrukcja uzbrojona w fenomenalną, acz uczciwie trzeba przyznać, że czterokrotnie droższą od EMT wkładkę Zyx 4D grała urzekająco, gęsto i bezsprzecznie bliżej powszechnym okołoanalogowym wyobrażeniom, za to Acutus stawiał na atak, kontur. Co ciekawe, w porównaniu do testowanego przez nas, usytuowanego oczko niżej w cenniku Sequela zauważalny wzrost cen dotyczy głównie drajwu i ramienia, gdyż zamontowana na będącym przedmiotem niniejszej recenzji Acutusie wkładka EMT jest raptem o 500 zł droższa od założonego wcześniej Goldringa Legacy (GL0007M). Zwracam na ten „drobiazg” uwagę z premedytacją, gdyż pozostając na praktycznie stałym pułapie cenowym mamy do czynienia z diametralnie różnymi wizjami, przepisami na dźwięk. Goldring budował klimat na barwie, nasyceniu a w zależności od wykorzystanej amplifikacji (phonostage’a) bądź to opatulał słuchacza reprodukowaną muzyką, bądź wciskał w fotel niczym nabierająca prędkości potężna limuzyna. EMT jest inna, zdecydowanie bardziej analityczna, spokojnie można w tym momencie użyć określenia „twardsza”. Zupełni inaczej miała się za to sprawa podczas odsłuchów Sequela uzbrojonego we wkładkę Lyra Titan i. Z kosztownym, zdecydowanie bardziej rozdzielczym cartridgem tańszy Avid zbliżał, powtarzam, zbliżał się do tego, co Acutus oferował niejako na starcie występując w pozornie toksycznym związku spokojnie mogącym stanowić wzorcowy przykład mezaliansu. Jest to dość wyraźny i mam nadzieję dla wszystkich czytelny sygnał, że Avidy, choć same w sobie dysponują niezwykłym potencjałem potrafią też być wdzięcznymi „nosicielami” wysokiej klasy wkładek i zakładając przetwornik nie do końca adekwatny do klasy samego napędu musimy godzić się na pewne, zupełnie oczywiste kompromisy.
Przygoda z Acutusem SP potwierdziła, przynajmniej w moim przypadku, że inwestycja w możliwie najwyższych lotów transport/napęd ma jak najbardziej sensowne uzasadnienie. Mając solidne, czasem nawet zakupione na wyrost podstawy zyskuje się rzecz praktycznie bezcenną – spokój ducha a zarazem pewność dalszych upgradów czynionych sukcesywnie i już bez pośpiechu. Dobór ramienia, poszukiwania wkładki staną się rozrywką a nie przekleństwem i potwierdzą zasadność wcześniejszych zakupów.
Marcin Olszewski
Dystrybucja: Intrada
Cena:
– gramofon Avid Acutus SP: 50 000 PLN
– ramię SME IV: 10 600 PLN
– wkładka EMT Studiotechnik TSD 15N: 3 900 PLN
– przedwzmacniacz gramofonowy Pulsare II Phono: 21 500 PLN
Dane techniczne:
Avid Acutus SP
Napęd: podwójny pasek
Prędkości: 33,3 i 45 RPM
Masa talerza: 10kg
Łożysko: węglik spiekany/ szafir
Zawieszenie: 3-punktowe, sprężyny do tłumienia drgań pionowych, o-ringi – poziomych
Tłumienie pionowe 2,5Hz, poziome 4,5Hz
Ramiona: przygotowane do SME, możliwość użycia adapterów do wielu innych
Silnik: 24V 140 mNm asynchroniczny
Zasilanie: zewnętrzne, DSP
Napięcie wejściowe: 100-240V, 50/60Hz, 20W maks. (w zależności od kraju przeznaczenia)
Wymiary: gramofon 460mm x 400mm x 210mm
Zasilacz: 158mm x 283mm x 60mm
Waga netto: 19kg sam gramofon; 3,5kg zasilacz
Waga wysyłkowa: 30kg
Wymiary opakowania: 550mm x 500mm x 550mm
Przedwzmacniacz gramofonowy Avid Pulsare II:
Sygnał/ szum: < -81dB MM; <-67dB MC
Zniekształcenia: < 0.001%
Krzywa RIAA: 5Hz – 70kHz +/-0.5dB
Wzmocnienie: 40dB – 50dB – 60dB – 70dB
Wybór rezystancji: 10R – 30R – 100R – 300R – 500R – 1k – 5k – 10k – 47k – własna
Wybór pojemności: 100pf – 200pf – 500pf – 1.5nf – 10nf – 20nf
Zasilacz: podwójnie stabilizowany transformator 300VA
Zasilanie: 100-240V AC, 50/60Hz (zależnie od regionu); pobór prądu maks. 10W
Wymiary: 290 x 240 x 100mm (szer. x głęb. x wys.)
Waga netto: Przedwzmacniacz – 3,8 kg; zasilacz – 6,4 kg
Wymiary opakowania: 360 x 310 x 290mm (szer. x głęb. x wys.)
Waga brutto: 12 kg
System wykorzystany podczas testu:
– CD/DAC: Ayon 1sc; Ayon 1sx
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Odtwarzacz plików: Olive O2M; laptop Dell Inspiron 1764 + JRiver Media Center
– Gramofon: Transrotor La Roccia Reference + ZYX 4D
– Przedwzmacniacz gramofonowy: RCM Sensor Prelude
– Wzmacniacz zintegrowany: Electrocompaniet ECI 5;Trilogy 925
– Kolumny: Gauder Akustik Arcona 80 + spike extenders; Audio Solution Rhapsody 80
– IC RCA: Antipodes Audio Katipo; Siltech Classic Anniversary 770i
– IC XLR: LessLoss Anchorwave; Organic Audio; Amare Musica
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver
– Kable głośnikowe: Organic Audio; Signal Projects Hydra
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power; Acoustic Zen Gargantua II
– Listwa: GigaWatt PF-2 + Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS(R)
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+
– Akcesoria: Sevenrods Dust-caps; Furutech CF-080 Damping Ring; HighEndNovum PMR Premium; Albat Revolution Loudspeaker Chips
Opinia 2
Analogowy tor audio oparty o gramofon (przypomnę, że nieśmiało powraca również trend na magnetofony) ostatnimi czasy stał się nieodzownym bytem sporej grupy miłośników muzyki i to bez względu na przedział wiekowy. Czy to moda, czy nieco inna jakość generowanego dźwięku – nie twierdzę stanowczo, że lepsza, choć mocno za tym optuję – skierowała ich w stronę drapaka, prawdę mówiąc jest nieistotne, gdyż najważniejszym zdaje się być fakt czerpania przyjemności podczas obcowania z tym stareńkim formatem odczytu danych. Ja jestem przedstawicielem grupy przywiązującej dużą wagę do brzmienia i niestety jak w całej naszej zabawie w żonglerkę urządzeniami, tak i w tym przypadku im wyżej w cenniku z reguły jest lepiej. Oczywiście zdarzają się przypadki rozbieżności tych zdawałoby się tych współzależnych od siebie elementów, dlatego by wyłapać czyhających na biednego, czasem nie do końca wyedukowanego klienta, produkujących drogie i ładnie wyglądające, a nie specjalnie dobrze grające urządzenia hochsztaplerów, staramy się brać pod ocenę różne propozycje z szerokiej oferty rynkowej. Dzisiejszym naszym zadaniem będzie próba usprawiedliwienia żądanej ceny za topowy, uzbrojony w ramię i wkładkę gramofon angielskiej marki AVID, wespół z firmowym zajmującym szczyt w cenniku phonostagem, czego dystrybucji w naszym kraju podjęła się poznańska Intrada. Testowany zestaw składał się z: napędu ACUTUS, ramienia SME IV, wkładki EMT TSD 15N, dzielonego phono PULSAR II i przewodu sygnałowego zakończonego wtykami XLR firmy Cardas. Jak widać z wyliczanki, pułap cenowy powinien pozostawić w mej pamięci same superlatywy, a jak to się ma do bezpośredniej nausznej konfrontacji w boju?
Napęd ACUTUSA składa się z dwóch platform nośnych, z których główna jest czymś w rodzaju trójramiennego osadzonego na sporej średnicy pilarach pająka. Każdy ze wspomnianych cylindrów nośnych ma możliwość płynnej regulacji, wykorzystując stopy jako nagwintowane pokrętła. Wewnątrz tych podpór znajdują się łożyska sprężynowe, w które przy pomocy specjalnie opracowanych szpilek centrujemy bardzo podobną, tylko nieco mniejszą sub-podstawę gramofonu z platformą nośną ramienia i łożyskiem talerza. Owe amortyzatory sprężynowe działają tylko w pionie, dlatego w celu stabilizacji poziomej konstruktorzy zastosowali naciągi gumowe pomiędzy specjalnymi uchwytami subchassis i słupami głównej podstawy. Z lewej strony gumowym ringiem mocujemy do tej konstrukcji będący osobnym bytem silnik, który za pomocą stosownego przewodu łączy się z oddzielnie zrealizowanym zasilaniem. Całość zwieńcza ciężki z przyklejoną na wierzchu grubą matą talerz i przytwierdzający do niego płytę nakręcany docisk. Idąc tropem obecnie panujących trendów kolorystycznych i dzięki temu wpisując się w większość pomieszczeń potencjalnych klientów, przybyły na testy „adapter” jest wariacją czerni i błyszczącego srebra. Powiedzieć szczerze? Wygląda jak milion dolców. Jako uzupełnienie konstrukcji testowej, jak już zdążyłem zaznaczyć, zastosowano wpisujące się wizualnie srebrne ramię SME IV i stosunkowo niedrogą wkładkę EMT i firmowy również jak sam napęd topowy przedwzmacniacz gramofonowy.
Po drobnych ruchach w zakresie sprawdzenia kalibracji wkładki i ramienia, ze sporym bagażem oczekiwań przystąpiłem do procesu oceny. Oczywiście należne każdej nowej pozycji testowej przysłowiowe „pięć minut” na oswojenie się z nowym sposobem prezentacji dźwięku nieco wcześniej stało się faktem i mogłem w spokojności ducha przysłuchać się, co ma do powiedzenia najwyższy model tej wyspiarskiej produkującej gramofony marki. Jak widać ze zgrubnego opisu budowy, dostarczony do testu drapak jest miękko zawieszonym massloaderem, co sugerowałoby emitowanie dźwięku pomiędzy dość ostrymi rysami konturów źródeł pozornych i sporą dawką homogeniczności. Takie właśnie są jednostkowe zalety gramofonów wykorzystujących pojedyncze sposoby walki ze szkodliwymi wibracjami, które w tym przypadku zostały skumulowane w jeden konstrukcyjny tandem. I gdy położyłem pierwszy będący punktem doniesienia najnowszy koncertowy asfaltowy krążek Manu Katche w kwartecie, od początku wiedziałem, że spora waga produktu ma swój udział w emitowaniu fal dźwiękowych. Chodzi mianowicie o mocno dociążony i dość ostro rysowany obraz muzyczny, tak w dole jak i w górze pasma akustycznego. Słuchając tego materiału kilka dni wcześniej na innym gramiaku, miałem minimalne zastrzeżenia do lekko zmiękczonej i nieco zduszonej w oddechu realizacji płyty, co po wylądowaniu na ACUTUS-ie, zostało mi z nawiązką przywrócone do oczekiwanego poziomu. Z uwagi na osadzenie całości koncertu w manierze dużej gęstości środka, to odtworzenie zostało idealnie zbilansowane, dając duże pokłady przyjemności ze słuchania. I tak naprawdę tylko tego powinienem się spodziewać, gdyż jakiekolwiek niedomagania byłyby oznaką niespełnienia obietnic producenta, że wyższy model zagra lepiej od testowanego już kiedyś na naszych łamach modelu SEQUEL. Ale w tym miejscu muszę jeszcze przypomnieć, że tamto i obecne spotkania nie są całkowicie miarodajne w zakresie wpływu samego „werku” na brzmienie, gdyż w obu konfiguracjach występują inne wkładki, a to niestety determinuje nieco inne efekty końcowe. Niemniej jednak, każdy powinien na swój sposób pokazać klasę dla segmentu cenowego, w jakim został wstawiony do walki o klienta. I gdy pierwsze starcie z marką AVID stawiało na nieco uśrednioną (w porównaniu do obecnego) energetykę grania, tak w tym przypadku dostajemy rysowaną cienkim rysikiem scenę muzyczną, ze sporą dawką informacji. Ten idący nieco inną niż większość źródeł analogowych ścieżką sznyt grania jest z pewnością pokłosiem cartridge’a EMT, który stawia na oczywistość prezentowanych informacji, a nie przymusowe umilanie słuchania, lekko pogrubionymi artefaktami. Ten rys bardzo dobrze słychać było na idealnie zrealizowanych płytach, czym przy zachowaniu może nie rasowej (czytaj bardzo gęstej) estetyki dźwięku, raczej wpisywał się trend podawania pełnej gamy zawartych na krążku danych masteringowych. Wiem, że niektórzy mogą kręcić nosem na taki obrót sprawy, ale jak wspominałem, sprawę w najprostszy sposób załatwi zmiana wkładki. Tymczasem nie rozprawiając co byłoby gdyby, dzielę się usłyszanymi spostrzeżeniami w dostarczonej konfiguracji. Tak jak zdążyłem zaznaczyć, dobrze nagrane płyty swą manierą mnogości informacji mocno zbliżały się do estetyki kompaktu, na szczęście nadal podając wszystko w zarezerwowany dla analogu sposób. A z uwagi na fakt, iż 90% posiadanej płytoteki mam jako stare tłoczenia, taka nieco ostrzej cięta przestrzeń międzykolumnowa dla większości asfaltowych krążków była pozytywnym dodatkiem do efektu końcowego. Kończąc pogadankę o samym brzmieniu przejdę do spraw związanych z budowaniem i wielkością wirtualnej sceny. Do tego celu posłużyłem się koncertowym wydaniem materiału Antonio Forcione w kwartecie i od pierwszych taktów muzyki słychać było spore przybliżenie muzyków do miejsca odsłuchowego, jednak nadal dając im duże połacie powierzchni pomiędzy stojącymi formacjami. Szerokość stosowna dla tej klasy urządzeń rozciągała się w pełnym spektrum pomiędzy kolumnami, dając przy tym wrażenie idealnego pozycjonowania artystów. Co ciekawe w tym podejściu płytowym podobnie jak na krążku Manu Katche dało się usłyszeć znaczne dociążenie dolnych rejestrów dźwięku, co powodowało umocnienie się bębniarza w bycie tej kompilacji, chłodząc nieco tonację całości. Nie było to degradujące, ale lekkie wypełnienie pudła rezonansowego gitary front mena według mnie byłoby wskazane. Tymczasem testowany set stawiał na czytelność, a nie słodzenie dobiegających do mych uszu fal dźwiękowych. Znając pewne zalety tak zestawionego gramofonu, sięgnąłem po niedawno zakupioną przez Marcina i pożyczoną mi płytę elektro-jazzu Chada Wackermana zatytułowaną „Dreams Nightmares And Improvisations”. Ta lekko naszpikowana elektroniką propozycja wydawała się być tym, co najlepiej oddaje motto dzisiejszego zestawienia. Pełna paleta sztucznie generowanych dźwięków była wodą na młyn cieszącego się z podobnego materiału wsadowego gramofonu, a raczej skłaniałbym się do stwierdzenia, że raczej samej wkładki. Tam gdzie było to niezbędne, produkt EMT przyłożył ostrzejszym basem, by w innym przypadku pokazać nawet najdrobniejsze informacje występujących również obficie jak syntezatory instrumentów naturalnych. Przyznam szczerze, że taki sposób grania może nie każdemu przypaść do gustu, ale wydaje mi się, że systemy cierpiące na nadmierną dawkę miodu w brzmieniu, raczej podziękują potencjalnemu nabywcy za zbawienny w skutkach powiew zaaplikowanej konturowości. Przecież nikt nie powiedział, że analog ma smagać nas gąszczem homogeniczności i przygniatać ciężarem środka pasma. W miarę zrównoważone zestawy analogowe są pewną alternatywą dla cierpiących nadwagę barwową naszych układanek, a czy akurat nasza potrzebuje takiego zastrzyku, musimy ocenić sami, czy to wstępnie po przeczytaniu recenzji, czy doświadczeniach na własnym żywym organizmie. Zalecam spróbować. Zbliżając się do końca tego spotkania, pragnę wyraźnie zaznaczyć, że przedstawione powyżej oznaki sporej czytelności dźwięków przez cały okres testowy były podawane w należnej dla analogu dawce gładkości i homogeniczności. Z racji obcowania z urządzeniem wyrafinowanym wydawało mi się być oczywistym, dlatego nie skupiałem się zbytnio na tym w mych wynurzeniach tekstowych, jednak dla pełnego zobrazowania jakości produktu na koniec musiałem o tym wspomnieć. Jeśli słucham czegoś w danej lidze cenowej i nie znajduję degradujących urządzenie potknięć konstrukcyjnych czy brzmieniowych, mając na uwadze pokłady pewnego obycia czytelników, nie powielam wyświechtanych formułek typu: „to fantastycznie czarujący słuchacza gramofon, zbliżający nas do żywego spotkania z artystą”, tylko wtrącam owe będące naturalnym elementem dobrze skonstruowanego urządzenia informacje w formie zagadnień. I tak właśnie należy odczytać me nieco powierzchowne traktowanie niektórych aspektów brzmienia gramofonu AVID ACUSTUS.
Ta przygoda pokazała mi po raz kolejny, że utarte dawno temu stereotypy (cieknący miodem i nieco zawoalowany w górnych rejestrach analog) można włożyć między bajki. Jeśli tylko będziemy chcieli, celując w pewien nalot prezentacji dźwięku, jesteśmy w stanie nawet z miękko zawieszonego napędu zrobić demona szybkości, a z ciężkiego werku potocznie zwanego misia, gdyż wiele zależy od pełnego, synergicznego, podyktowanego pewnym nadrzędnym celem dobrania poszczególnych komponentów. Tutaj niema drogi na skróty, tylko mozolna układanka, która bez odpowiedniego przygotowania i doświadczenia może być pierwszorzędną katastrofą. W dzisiejszym spotkaniu zaznałem nieco innego wcielenia analogowej szkoły grania, które oscylując w granicach neutralności, dawało sporą dawkę twardej energetyki brzmienia, ale z dość oszczędnym potraktowaniem środkowej części widma akustycznego. Czy dźwięk był na miarę żądanej ceny? W pewnych aspektach tak, ale sądzę, że zastosowana niezbyt droga, a co za tym idzie nieco ograniczająca możliwości samego napędu i ramienia wkładka miała swój spory wkład w lekkim trzymaniu na wodzy testowanego Anglika, a że nawet w tak ciężkim boju się obronił, świadczy tylko o zaawansowaniu technicznym konstrukcji. To było dobre w pewnej specyfice granie, ale pułap cenowy rylca adekwatny do ceny gramofonu z pewnością wzniósłby ten zestaw na zdecydowanie wyższy poziom wyrafinowania. Tym niemniej, cieszę się, że dostarczony na występy komplet analogowy już przy tanie wkładce pokazał co potrafi. Jeśli tylko nadarzy się okazja posłuchania owego seta z topową propozycją marki EMT, nie omieszkam zaprosić markę AVID na ponowne miłe spotkanie przy muzyce.
Jacek Pazio
System wykorzystywany w teście:
CD: Accuphase DP-900 i DC-901
Przedwzmacniacz Accuphase: C-3800
Końcówki mocy: M-6000
Korektor graficzny: DG-58
Kolumny: DYNAUDIO EVIDENCE PLATINUM
Okablowanie: SILTECH I ACROLINK
Listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END
Stolik pod sprzęt: SOLID BASE VI
Podkładki pod kable i kolumny ACUSTIC REVIVE
II System wykorzystywany w teście, to kompletny zestaw firmy Combak Corporation.
Elektronika Reimyo:
– dzielony odtwarzacz Cd: CDT – 777 + DAP – 999 EX
– przedwzmacniacz lampowy: CAT – 777 MK II
– tranzystorowa końcówka mocy: KAP – 777
Kolumny: Bravo Consequence +
Kable zasilające: Harmonix X-DC 350M2R Improved-Version
Kable głośnikowe: Harmonix HS 101-EXQ (sekcja średnio-wysokotonowa): Harmonix HS 101-SLC (sekcja niskotonowa)
IC RCA: Harmonix HS 101-GP
IC cyfrowy: Harmonix HS 102
Stolik: Rogoz Audio
Akcesoria:
– antywibracyjne: stopy pod końcówkę mocy Harmonix TU-505EX
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– akustyczne: Harmonix Room Tuning Mini Disk RFA-80i
Tor analogowy:
– gramofon:
napęd: Dr. Feickert Analogue „Twin”
ramię: SME V
wkładka: Dynavector XX-2 MK II
– przedwzmacniacz RCM THERIAA