Choć zwykło się mówić, że „do trzech razy sztuka” to już nawet średnio rozgarnięty przedszkolak z autopsji wie, iż chodzi raczej o podejmowanie do skutku prób osiągnięcia wyznaczonego celu, aniżeli liczenie na łut szczęścia. Dlatego też, kiedy za pierwszym razem tytułowy bohater trafił do nas wśród dziesiątek, jeśli nie setek, kilogramów elektroniki tworzącej jeden z tzw. systemów marzeń (tym razem Chario/Octave/Siltech) a prawdopodobnie z racji natłoku wrażeń jego obecność po prostu nie była na tyle ewidentna, żebym zdążył brzydko mówiąc położyć na nim łapę i zostawić sobie na odrębny test uzbroiłem się w cierpliwość i spokojnie obserwowałem rozwój wypadków. Całe szczęście łaskawy los dał mi drugą szansę i tym razem już refleks mnie nie zawiódł, więc zamiast opisywać sugerowany przez krakowskiego dystrybutora firmowy zestaw Ayona w składzie CD-3sx plus Spitfire uznałem, że każdemu z ww. urządzeń należy się odrębna recenzja. O ile jednak wrażeniami z odsłuchu Spitfire’a dzieliliśmy się w połowie stycznia, to z CD-kiem wolałem chwilę poczekać. W końcu co za dużo to niezdrowo i nie każdy lubi sytuacje, gdy gdzie by nie spojrzał wyskakuje ta sama marka. Jednak dwa tygodnie to okres, na tyle bezpieczny, by bez perspektywy przesytu zaprezentować kolejny nader namacalny przykład austriackiej myśli technicznej i przekonać się cóż takiego Gerhard Hirt ma do powiedzenia w domenie cyfrowej.
Ayon CD-3sx, podobnie jak mój dyżurny CD-1sx, należy do trzeciej i zarazem, przynajmniej na razie, ostatniej generacji odtwarzaczy cyfrowych austriackiej maufaktury. W porównaniu do swoich protoplastów zmiany wynikające z ewolucji dotknęły układ wyjściowy, napęd, sekcję DACa, analogową regulację głośności i oczywiście zasilacz. Jeśli zaś chodzi o mniejszego brata, którego z powodzeniem użytkuję na co dzień to sprawa wygląda tak, jakby to co kluczowe zostało poprawione, powiększone, czy wręcz zdublowane. Dzięki temu w stopniu wyjściowym pracują nie dwie a cztery triody 6H30 a w zasilaniu kwartet lamp 6Z4. W dodatku sekcja przedwzmacniacza doczekała się analogowej, a nie jak w CD-1sx cyfrowej, regulacji głośności. Powyższe zmiany zaowocowały delikatnym wzrostem gabarytów odtwarzacza, lecz proszę się zawczasu nie martwić, bo wysokość i szerokość pozostały bez zmian a jedynie głębokości przybyło 6cm. Wyjątkiem potwierdzającym regułę jest wspólna dla obu konstrukcji pojedyncza kość przetwornika Sabre ESS9018, za którym znajdują się wzmacniacze operacyjne AD797. Za obsługę interfejsów cyfrowych odpowiada taki sam jak w Stratosie układ XMOS.
Z premedytacją część dotyczącą budowy i walorów natury estetycznej rozpocząłem od detali dotyczących trzewi, gdyż jak to w przypadku Ayona mając na koncie choćby po jednym opisie odtwarzacza i wzmacniacza można spokojnie dokonując recenzji kolejnych stosować metodę „kopiuj/wklej”. Po prostu z jednej strony takie są uroki możliwie daleko posuniętej unifikacji optymalizującej koszty własne (producenta nie recenzenta) a z drugiej nad wyraz charakterystyczna szata wzornicza i przez lata doprowadzone niemalże do perfekcji detale powodują oczywistą i praktycznie bezcenną rozpoznawalność Ayonów. Zatem jedynie z kronikarskiego obowiązku nadmienię, że CD-3sx jest klasycznym top-loaderem z centralnie umieszczonym napędem Stream Unlimited przyozdobionym akrylową, ciężką pokrywą, wyposażonym w niewielki krążek dociskowy uzbrojony w niewielkie magnesy zwiększające jego skuteczność.
Cały korpus wykonano z masywnych, szczotkowanych i anodowanych na czarno profili aluminiowych, w których wyfrezowano a następnie zabezpieczono chromowanymi siatkami otwory wentylacyjne zapewniające możliwie największy komfort termiczny ukrytym wewnątrz lampom. Z detali, których na pierwszy, jak i kolejny, rzut oka spostrzec nie sposób osobom nieobeznanym ze zwyczajami marki wspomnę o włączniku sieciowym znajdującym się na spodzie urządzenia w okolicach lewej przedniej nóżki i … uaktywniających się po przełączeniu Ayona w tryb „Direct Amp” małych przełącznikach –odrębnych dla lewego i prawego kanału, zlokalizowanych w pobliżu tylnych nóżek umożliwiających obniżenie poziomu wyjściowego o -6dB. Zanim jednak przejdziemy do opisu hebelków i przełączników wypadałoby dokończyć omówienie interfejsu z pomocą którego odtwarzacz komunikuje się z otoczeniem. A ma o czym informować, gdyż czerwony wyświetlacz dot-matrix informuje nie tylko o standardowych danych odtwarzanych krążków, ale i o upsamplingu, wybranych filtrach, rodzaju (PCM/DSD) sygnału wejściowego, jego parametrach, wybranym wejściu a gdy uaktywnimy regulację głośności również o jej nastawach. W tym momencie warto pamiętać o dość istotnym drobiazgu. W Ayonie -60 oznacza całkowite wyciszenie a „0” maksymalną głośność.
Przyciski nawigacyjne znalazły się na płycie górnej w dedykowanych niewielkich podfrezowaniach. Nie zapomniano o charakterystycznych podświetlanych aureolkach, szalenie ułatwiających obsługę urządzenia podczas wieczorno – nocnych odsłuchów, gdyż z miejsca odsłuchowego ich nie widać, a więc nie rozpraszają (podobnie jak przyciemniony, bądź całkowicie wyłączony wyświetlacz), za to przy wymianie płyty nie trzeba radzić sobie po omacku. Mała rzecz a cieszy.
Tylna ściana niezbyt przypomina zadek typowego odtwarzacza. Zdecydowanie bliżej jej do widoku, do jakiego przyzwyczaiły nas rozbudowane procesory/przedwzmacniacze. Nie ma jednak co wpadać w panikę, bo wszystko rozmieszczone jest nie tylko w idealnym porządku, ale i zgodnie z logiką a co najważniejsze z ergonomią. Centralnie umieszczone gniazdo zasilające jest na tyle nisko, że nawet najgrubszy przewód nie powinien przeszkadzać pozostałej – sygnałowej kabelkologii. Na obu skrajach umieszczono analogowe gniazda wyjściowe w standardzie RCA i XLR. Tuż obok wyjść dedykowanych prawemu kanałowi usytuowano sekcję trzech par wejść analogowych (tylko RCA). Część centralną we władanie wzięły interfejsy cyfrowe. Co prawda wyjście jest tylko jedno – pod postacią Coaxiala, ale za to w wejściach możemy przebierać jak w ulęgałkach, gdyż do wyboru mamy AES/EBU, coaxiala, optyczne, I2S w standardzie Ethernet (RJ45), USB, oraz dedykowane transmisji DSD 3 terminale BNC (DSD-L&DSD-R, oraz WCK dla Worldclocka). To jednak nie wszystko, gdyż wypadałoby choćby wspomnieć o sekcji czterech hebelkowych przełączników odpowiedzialnych za nastawy fazy, wzmocnienia, trybu pracy i uaktywnienia wyjściowych terminali sygnału analogowego. Przy czym o ile w przypadku ostatniego przełącznika mamy do wyboru trzy opcje RCA, XLR i XLR/RCA, to sam producent uczciwie uprzedza, iż jednoczesne uaktywnienie obu wyjść wiąże się z kompromisem brzmieniowym. Powyższy opis nie byłby jednak kompletny gdybym pominął niewielką czerwoną diodę informującą o prawidłowej polaryzacji zasilania.
Przesiadkę z 1-ki na 3-kę można porównać do odebrania swojego dobrze znanego i tak już firmowo bogato wyposażonego auta sportowego ze specjalistycznego serwisu zajmującego się tuningiem. Od razu zaznaczam, że nie mam w tym momencie na myśli przysłowiowego „pana Mietka”, który wstawiając wystrugany w piwnicy karykaturalny spoiler, oklejając karoserię jadłospisem z pobliskiej azjatyckiej jadłodajni i w przypływie wrodzonej dobroci zafunduje nam „rasowy”, czyli przerażająco głośny wydech poklepie po plecach stwierdzając „Będzie pan zadowolony”. O nie, nic z tych rzeczy. Dostajemy bowiem może nie to samo, bo zdecydowanie lepsze, ale bezsprzecznie i w 100% firmowe brzmienie, jednak już od pierwszych taktów na słyszalnie wyższym poziomie. Niby wszystkiego jest więcej, ale absolutnie nie można mówić o sztucznej gigantomanii, czy wręcz powiększaniu źródeł pozornych. Tu chodzi raczej o metodę drobnych kroczków, niuansów sprawiających, że reprodukowany obraz, a więc prezentowana przez odtwarzacz całość jest bardziej wierna oryginałowi, bądź jak kto woli temu, co w materiale źródłowym zostało zapisane. Wspominam o tym nie bez powodu, gdyż o ile w przypadku naturalnego instrumentarium z większą, bądź mniejszą dozą prawdopodobieństwa (wszystko zależy od tego jak często mamy kontakt z muzyką graną na żywo) możemy ocenić fakt zaistnienia, oraz intensywność przeskalowania o tyle np. na „The Very Best Of Enya”, czy „Anastasis” Dead Can Dance ilość użytej elektroniki nastręcza pewne trudności. Na CD-3sx wszystko jest bardziej namacalne, realne, rzeczywiste i to nie poprzez sztuczne podbicie kontrastu, czy wykonturowanie, lecz poprzez pewną organiczną spójność i harmonię. Przecież patrząc zarówno na panoramę Alp w mroźny, słoneczny zimowy poranek, jak i na architektoniczne dokonania Antonio Gaudi’ego spacerując po leniwie budzącej się ze snu Barcelonie nie szukamy przysłowiowej dziury w całym, lecz kontemplujemy piękno i skończoność – kompletność rozpościerającego się przed naszymi oczyma widoku. Tak samo jest z tytułowym odtwarzaczem. Zamiast dokonywać bezdusznej analizy dostarczanego mu sygnału stawia na jego syntezę, homogenizację, przy czym nie popełnia grzechu uśredniania. Potrafi zatem bardzo wyraźnie pokazać różnice zarówno w sposobie realizacji, jak i jakości dostarczonej strawy muzycznej. Przykładowo wspomniane przed chwilą „Anastasis” DCD na Ayonie brzmi potężnie, monumentalnie i niestety z wyraźnie przesadzonym fundamentem basowym, lecz … tak właśnie ten album został zarejestrowany i obarczanie winą za finalny efekt brzmieniowy austriackiego odtwarzacza jest równie zasadne jak zgłaszanie pretensji do garbatego, że ma proste dzieci. Wystarczy bowiem sięgnąć po fenomenalne wydawnictwa „Tartini secondo natura” i „The Devil’s Trill” Palladians, by natychmiast zyskać pewność, że jeśli chodzi o balans tonalny i szeroko rozumianą wierność oryginałowi to 3-ka jest bardzo, ale to bardzo bliska ideałowi. Barwa, spokój, oddech i fenomenalne oddanie klimatu to wszystko dostajemy w pakiecie i co najlepsze to wszystko jest na wyciągnięcie ręki.
Nie można jednak 3sx-a traktować li tylko w kategoriach zwykłego dyskofonu, gdyż byłoby to dla niego szalenie krzywdzące. Nie po to Gerhard Hirt wraz ze swoim zespołem zaimplementował w nim nad wyraz rozbudowaną sekcję przetwornika i potrójną baterię interfejsów analogowych, żeby ich nie wykorzystywać. Dlatego też z radością śpieszę donieść, iż decydując się na zakup tytułowego urządzenia do pełni szczęścia potrzebować będziemy jedynie odpowiednio (adekwatnie?) wyrafinowanej końcówki mocy i kolumn. Kwestię okablowania litościwie przemilczę, gdyż nie raz i nie dwa miałem okazję się przekonać, że austriacka elektronika nie ma za grosz skrupułów i niezależnie jak high-endowymi drutami ją zepniecie to w 99,9% pokaże ich potencjał. Co ważne nie grymasi przy tym i nie wybrzydza, więc nie miejcie Państwo skrupułów, by we własnych czterech ścianach zweryfikować efekty eksperymentów zarówno ze srebrnymi, jak i miedzianymi kombinacjami. W dodatku zarówno u siebie – podczas testu, jak i w kilku zaprzyjaźnionych systemach (okazało się, że jest to całkiem popularny wśród okolicznych złotouchych model) trudno mi było przyczepić się do czegokolwiek sensownego oprócz braku XLRów na wejściach analogowych. Dynamika, barwa, precyzja w kreowaniu sceny i lokalizacja źródeł pozornych zasługiwały na najwyższe noty. Zero utraty detali, mikroinformacji, czy tak ukochanego przez audiofilów planktonu dającego namiastkę poczucia bytności w sali koncertowej, czy studiu nagraniowym. Dodając do tego wyeliminowanie dodatkowego urządzenia w torze i kolejnych połączeń kablowych (vide – wydatków) okazuje się, że tego typu integracja niesie ze sobą wyłącznie zalety.
Podobnie ma się sprawa z wbudowanym DACiem. Niestety nie dysponując odpowiednim transportem zdolnym wykorzystać dobrodziejstwa terminali BNC pozostałem wierny laptopowi, z którego po USB dokładnie jak w przypadku swojej 1-ki mogłem z powodzeniem karmić 3-kę wszelakiej maści plikami. Różnicowanie jakości i „gęstości” było oczywiste. Im wyżej wspinaliśmy się po szczeblach drabiny PCM/DXD/DSD tym dźwięk stawał się bardziej swobodny, organiczny. W dodatku nie zachodziło tzw. zjawisko antyseptyczności, czy wyjałowienia wynikające z wręcz laboratoryjnej sterylności, lecz zmiany szły raczej ku znanej z codziennego życia oczywistej rozdzielczości obserwowanego wydarzenia w możliwie idealnych warunkach oświetleniowych.
Nie bez kozery Ayon CD-3sx znajduje się na samym szczycie listy konwencjonalnych odtwarzaczy austriackiej maufaktury z Gratkorn. Jest urządzeniem nie dość, że wybitnym sonicznie, to w dodatku kompletnym pod względem użytkowym – mogącym z powodzeniem stać się prawdziwym sercem rasowego high-endowego systemu. Systemu, w którym wyeliminowanie standardowego przedwzmacniacza i zewnętrznego DACa pozwoli do minimum ograniczyć ilość okablowania a zaoszczędzone środki przeznaczyć na końcówkę mocy, kolumny, czy tor analogowy.
Marcin Olszewski
Dystrybucja: Nautilus / Ayonaudio.pl
Cena: 26 900 PLN (29 900 PLN – edycja specjalna na lampach 6H30DR NOS)
Dane techniczne:
Parametry pracy przetwornika: 192 kHz/32 bity + DSD
Lampy: 6H30, 6Z4
Dynamika: > 118 dB
Napięcie wyjściowe (1 kHz/0,775 V, -0dB, Low): 0 – 2,5 V/zmienne
Napięcie wyjściowe (1 kHz/0,775 V, -0dB, High): 0 – 5 V/zmienne
Impedancja wyjściowa RCA: ~ 300 Ω
Impedancja wyjściowa XLR: ~ 300 Ω
Wyjście cyfrowe: 75 Ω S/PDIF (RCA)
Wejścia cyfrowe: 75 Ω S/PDIF (RCA), USB – 24/192 kHz + DSD, I2S, AES/EBU, TosLink, 3 x BNC dla DSD:
Stosunek S/N: > 118 dB
Pasmo przenoszenia (CD): 20 Hz – 20 kHz +/- 0,3 dB
THD (1 kHz): < 0,001%
Pilot: tak
Wyjścia analogowe: RCA & XLR
Wymiary (SxGxW): 480 x 390 x 120 mm
Waga: 17 kg
System wykorzystany podczas testu:
– CD/DAC: Ayon CD-1sx
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Odtwarzacz plików: Olive O2M; laptop Dell Inspiron 1764 + JRiver Media Center
– Gramofon: Transrotor Dark Star Silver Shadow + S.M.E M2 + Phasemation P-3G
– Phonostage: Abyssound ASV-1000; RCM Sensor 2
– Wzmacniacz zintegrowany: Electrocompaniet ECI5; Pass INT-250; Ayon Spitfire
– Końcówka mocy: Abyssound ASX-2000
– Kolumny: Gauder Akustik Arcona 80 + spike extenders
– IC RCA: Antipodes Audio Katipo; Siltech Classic Anniversary 770i
– IC XLR: LessLoss Anchorwave; Organic Audio; Amare Musica
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver
– Kable głośnikowe: Organic Audio; Signal Projects Hydra
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power; Acoustic Zen Gargantua II; Ardento Power
– Listwa: GigaWatt PF-2 + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS(R)
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+
– Akcesoria: Sevenrods Dust-caps; Furutech CF-080 Damping Ring; Albat Revolution Loudspeaker Chips